wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 10

Ostry ból w klatce piersiowej zbudził Drake'a z i tak już lekkiego snu. Czuł jak jego płuca płoną. Uniósł się do pozycji siedzącej. Każdy wdech był dla niego torturą. Wiedział, że to pomoże tylko na moment, ale musiał odchrząknąć. Chwilowa ulga, szybko została zastąpiona przez atak kaszlu. Wypluwając krew sięgnął po butelkę wody, która zawsze stała obok łóżka. Upił kilka łyków i odetchnął z ulgą. Ostatnio czuł się coraz gorzej. Częściej musiał przechodzić przez to piekło. Wiedział, że długo tak nie pociągnie. Spojrzał na nadgarstki. Tak jak przewidział ich stan tylko nieznacznie się poprawił. Zdolność regeneracji słabła i w końcu mogła zaniknąć na zawsze, a wtedy nie będzie już dla niego ratunku. Wystarczyłaby jedna przemiana by pękające kości już nigdy się nie zrosły. Nie chciał o tym myśleć, przeklinał się za to, że to robi. Jednak nie było ranka by te obawy nie przychodziły do jego głowy.  
Tak już niestety było, ale nie żałował. Nigdy. Gdyby mógł cofnąć czas to i tak niczego by nie zmieniał. Przed nim kolejny dzień i nie miał zamiaru go marnować. Szybko włożył na siebie pierwsze lepsze spodnie i koszulkę z długim rękawem by zakryć ręce. To pozwoli mu uniknąć głupich pytań o jego zdrowie.
Wyszedł na długi korytarz. Czasami bawiło go mieszkanie tutaj. Mnóstwo małych pomieszczeń, które do niczego się nie nadawały. Dom był duży, ale i tak nie było to korzystne. Niestety jakiekolwiek burzenie ścian mogłoby naruszyć strukturę budynku. Nie wiedział ile dokładnie liczy sobie lat, ale z pewnością nie był nowy. Po drodze zajrzał do pokoju Chrisa. Przyjaciel spał i zdawało się, że nawet trzęsienie ziemi by go nie obudziło.
Wszedł do hali i spojrzał na sofę. Dziewczyna również spała. Był wczesny ranek, słońce dopiero wschodziło. Słabe promyki wdzierały się do środka przez zabrudzone okna. Usiadł naprzeciwko na czarnym krześle. Patrzył jak klatka piersiowa Alison unosi się i opada, kiedy oddycha. Słyszał mocne, równe bicie jej serca. Spała spokojnie nie tak jak zeszłej nocy. Pamiętał jak miotała się przez sen, drżąc i krzycząc. Dobrze znał te objawy i domyślał się czego mogą być symbolem. Nie był jednak pewien, a chciał być. Musiał dowiedzieć się więcej, aby to zrobić musi ją uwolnić. Właściwie nie wiedział co Chris chciał z nią zrobić, ale znając przyjaciela tylko by wypytywał o mało ważne sprawy, nawet nie myśląc o tej, która może być najistotniejsza. Dziewczyna sama nie wiedziała co się z nią dzieje, nie wiedziała kim jest. Siedząc tutaj w zamknięciu nigdy się tego nie dowie. Chcąc czy nie chcąc musiał ją obudzić. Nie bawiąc się w uprzejmości, odkręcił butelkę wody, która stała tutaj od wczoraj i przechylił dnem do góry. Efekt był natychmiastowy.
- Co jest do... - nie dokończyła bo zatkał jej usta dłonią pokazując palcem by była cicho. Wpatrywała się w niego szarymi oczami, rozgniewana.
- Czas się zmywać. - szepnął
Zabrał dłoń.
- Jak to? - przetarła oczy, otrząsając się z kropel wody.
- Wypuszczam cię. - widział jak nabiera podejrzeń więc dodał – Odprowadzę cię, ale musimy się spieszyć zanim ktokolwiek nas zobaczy. Stado będzie patrolować dzielnice.
- A co z Chrisem? - uniosła brew
- Nie musi wiedzieć. Potem mu to wytłumaczę.
- Może najpierw wytłumacz mi.
Kobiety – pomyślał. Nie dość, że oferuje się im pomoc to jeszcze trzeba mówić dlaczego.
- Nie chcesz wrócić do domu? - syknął
- Więc chcesz się dowiedzieć gdzie mieszkam? - drążyła temat.
- Nie. - powiedział głośniej niż chciał, więc szybko ściszył głos – Jak chcesz to rozstaniemy się przy granicy. Chodzi mi o to, że beze mnie tam nie dotrzesz. Jeśli cię złapią po raz drugi, może się to skończyć gorzej.
- Nie rozumiem cię. - pokiwała przecząco głową, ale mimo wątpliwości podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę wyjścia.

* * *

Ranek był upalny. Słońce pozostawało schowane za chmurami, ale mimo to czuło się jego obecność. Alison szła obok Drake'a starając się dorównać mu kroku. Głowę miała spuszczoną, wpatrując się w nowy prezent. Przed wyjściem, Drake przekazał jej małe pudełeczko, karząc założyć to co jest w środku. Na początku się zawahała, ale w końcu zdecydowała się na zajrzenie do środka. Wewnątrz był cienki łańcuszek, a na nim zawieszka w kształcie wilka wyjącego do księżyca. Kiedy zamierzała zapytać o co chodzi, rzucając przy tym sarkastyczna uwagę, wyjaśnił, że podarunek jest srebrny. Podobno ułatwi to nie zwracanie na nią uwagi przy starciu z patrolem. Uznała, że to dobry pomysł, bo srebro jeszcze na nią nie działa, ale i tak nie powiedziała tego głośno. Idąc między budynkami, starała się nie odwracać by sprawdzić czy ktoś ich nie śledzi. To wyglądałoby podejrzanie, a wychodzenie o tak wczesnej porze samo w sobie było dziwaczne.
Drake nie odezwał się ani razu, więc i ona nie zaczynała rozmowy. Zwróciła uwagę na bluzkę, którą miał na sobie. Zorientowała się, że wybrał ją by zakryć nadgarstki. Coś niedobrego się z nim działo. Nie chciała pytać, bo to nie jej sprawa. Zresztą dobrze wiedziała, że nie wyjawia się swoich słabości pierwszej lepszej osobie, którą się spotka. Mimo, że teoretycznie byli wrogami i nie powinna się z nim zadawać, musiała przyznać, że była zaciekawiona jego osobą. Wydawał się taki lekkomyślny i obojętny na ryzyko. Zupełnie jak ona.
- Cholera – nagle się zatrzymał i uniósł głowę.
- Tylko nie mów, że czegoś zapomniałeś.
Zignorował pytanie. Jego mięśnie się napięły, ciało znieruchomiało.
- Co jest? - zaniepokoiła się.
- Idzie tutaj. Gość z mojego stada. Myślałem, że nie wybierze tej trasy.
Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale rzeczywiście stali na wąskiej ścieżce między budynkami. Z daleka było widać drogę i o dziwo most. Byli tak blisko granicy, a jednocześnie tyle jeszcze musieli pokonać przeszkód. Jedna z nich, właśnie wyszła zza rogu i zmierzała prosto na nich. Wysoki mężczyzna o złotych włosach i mocnej opaleniźnie.
- Złap mnie za rękę. - szepnęła
- Co? - wzdrygnął się
Nie czekając, złapała go za dłoń i przytuliła się do jego ramienia. Osłupiał, zdziwiony jej zachowaniem.
Przy odrobinie szczęścia stwierdzi, że jest jego dziewczyną i zignoruje słaby zapach wilkołaka, który miała na sobie.
- Drake Rooker. Dlaczego mnie to nie dziwi.
- Rayley Addison. - odpowiedział mało uprzejmie.  
- Wstajesz tak wcześnie, a nie chcesz patrolować terenu?
- Jestem zajęty.
- Widzę. - stwierdził patrząc na ich złączone dłonie. Uważnym spojrzeniem przejechał po ciele Alison, zatrzymując się na wisiorku. Przez moment tylko się na niego gapił, jakby oceniał czy naprawdę jest srebrny. Alison wiedziała, że wilkołaki potrafią to wyczuć. Jest to dla nich niczym promieniująca fala energii.
- Masz jakąś sprawę? - ponaglił go Drake
Ten ocucony odwrócił się w jego stronę.
- Nic poza uwagą, że mógłbyś się kiedyś na coś przydać. Ostatnio z Chrisem jesteście tylko problemem. Na waszym miejscu...
- Co za ulga, że na nim nie jesteś. - wtrącił - Nie wiem czy długo bym wytrzymał wyglądając jak ty. Chociaż nie, to charakter by mnie wykończył. Nie dziwię się, że brat miał cię dość.
Rayley zaśmiał się bez cienia wesołości i minął ich mierząc ostrym spojrzeniem. Odwrócił się i zawołał.
- Radzę ci zostawić go jak najszybciej. Nie wiadomo gdzie się szlajał.
- Przynajmniej nie muszę chodzić do burdelów - odkrzyknął
- Palant. - skomentował tamten i już więcej nic nie powiedział
Kiedy skręcił i zniknął im z oczu, oboje odetchnęli, odsuwając się od siebie.
- Niezły pomysł. - przyznał – To była dla ciebie okazja, co?
- Marzyłam o tym odkąd cię zobaczyłam. - przekomarzała się.
- Wiedziałem. - roześmiał się
Jego twarz się rozpromieniła, mięśnie rozluźniły, zniknął twardy wyraz. Zobaczyła jak jest piękny, gdy się uśmiecha. Błękitne oczy, tak głębokie, że mogłaby w nich utonąć. Prosty nos, pełne usta i mocna szczęka. Do tego kruczoczarne włosy, przy których węgiel wydawałby się blady. Były długie, ale mimo to stały nastroszone wysoko do góry, dodając mu wzrostu. Skóra, niczym jedwab naciągnięty na stal niemal tak blada jak jej. Pod cienkim materiałem koszulki, widać było zarys mięśni...
Skarciła się za to, że się w niego wpatruje i odwróciła wzrok.
- Idziemy? - spytała, uporczywie zatrzymując spojrzenie na ciemnym betonowym chodniku.
Odchrząknął i wskazał ręką by szła pierwsza. Bez słowa go minęła i ruszyła w stronę mostu. Ledwo słyszała jego kroki. Miała ochotę się obejrzeć i sprawdzić, czy nadal za nią idzie. Długa cisza, nagle wydała się nie zręczna.
- Skąd masz ten wisiorek? - spytała kiedy byli już prawie na moście.
- Znalazłem w lesie i postanowiłem zatrzymać. - przyspieszył by iść obok niej.
- Ładny.
- Zatrzymaj go. Do mnie nie pasuje.
I oczywiście to, że jest ze srebra nie stanowi takiej przeszkody jak to, że nie pasuje do jego stylu. - pomyślała.
- Możesz go dać komuś innemu. - zaproponowała
- Dałem tobie. Podarunków się nie oddaje.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się. - Szkoda, że po przemianie nie będę mogła go nosić.
- Szkoda. - odpowiedział wpatrując się w rzekę. - To tutaj. Dalej już trafisz sama.
Odwróciła się kiedy stanął.
- Chris nie będzie zły, że mnie wypuściłeś?
- Udobrucham go. - powiedział pewnym głosem – Wątpię by tak mu zależało by zorganizować wyprawę poszukiwawczą. Nie musisz się bać.
- Nie boję. To na ciebie będzie zły.
Z jego klatki wydobył się pomruk, który brzmiał jak stłumiony śmiech. Bez słowa pożegnania odwrócił się i odszedł. Alison zrobiła to samo dopiero kiedy pochłonęło go miasto. Wiedziała, że może być to ich ostatnie spotkanie i nie rozumiała uczucia smutku, które ją ogarnęło z tego powodu.
- Przecież ty go w ogóle nie znasz. - powiedziała do siebie.
Objęła się ramionami i powoli ruszyła naprzód. Przed nią jeszcze dwie nie zamknięte sprawy, którymi powinna się martwić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz