Ostry ból w klatce
piersiowej zbudził Drake'a z i tak już lekkiego snu. Czuł jak jego
płuca płoną. Uniósł się do pozycji siedzącej. Każdy wdech był
dla niego torturą. Wiedział, że to pomoże tylko na moment, ale
musiał odchrząknąć. Chwilowa ulga, szybko została zastąpiona
przez atak kaszlu. Wypluwając krew sięgnął po butelkę wody,
która zawsze stała obok łóżka. Upił kilka łyków i odetchnął
z ulgą. Ostatnio czuł się coraz gorzej. Częściej musiał
przechodzić przez to piekło. Wiedział, że długo tak nie
pociągnie. Spojrzał na nadgarstki. Tak jak przewidział ich stan
tylko nieznacznie się poprawił. Zdolność regeneracji słabła i w
końcu mogła zaniknąć na zawsze, a wtedy nie będzie już dla
niego ratunku. Wystarczyłaby jedna przemiana by pękające kości
już nigdy się nie zrosły. Nie chciał o tym myśleć, przeklinał
się za to, że to robi. Jednak nie było ranka by te obawy nie
przychodziły do jego głowy.
Tak już niestety było,
ale nie żałował. Nigdy. Gdyby mógł cofnąć czas to i tak
niczego by nie zmieniał. Przed nim kolejny dzień i nie miał
zamiaru go marnować. Szybko włożył na siebie pierwsze lepsze
spodnie i koszulkę z długim rękawem by zakryć ręce. To pozwoli
mu uniknąć głupich pytań o jego zdrowie.
Wyszedł na długi
korytarz. Czasami bawiło go mieszkanie tutaj. Mnóstwo małych
pomieszczeń, które do niczego się nie nadawały. Dom był duży,
ale i tak nie było to korzystne. Niestety jakiekolwiek burzenie
ścian mogłoby naruszyć strukturę budynku. Nie wiedział ile
dokładnie liczy sobie lat, ale z pewnością nie był nowy. Po
drodze zajrzał do pokoju Chrisa. Przyjaciel spał i zdawało się,
że nawet trzęsienie ziemi by go nie obudziło.
Wszedł do hali i
spojrzał na sofę. Dziewczyna również spała. Był wczesny ranek,
słońce dopiero wschodziło. Słabe promyki wdzierały się do
środka przez zabrudzone okna. Usiadł naprzeciwko na czarnym
krześle. Patrzył jak klatka piersiowa Alison unosi się i opada,
kiedy oddycha. Słyszał mocne, równe bicie jej serca. Spała
spokojnie nie tak jak zeszłej nocy. Pamiętał jak miotała się
przez sen, drżąc i krzycząc. Dobrze znał te objawy i domyślał
się czego mogą być symbolem. Nie był jednak pewien, a chciał
być. Musiał dowiedzieć się więcej, aby to zrobić musi ją
uwolnić. Właściwie nie wiedział co Chris chciał z nią zrobić,
ale znając przyjaciela tylko by wypytywał o mało ważne sprawy,
nawet nie myśląc o tej, która może być najistotniejsza.
Dziewczyna sama nie wiedziała co się z nią dzieje, nie wiedziała
kim jest. Siedząc tutaj w zamknięciu nigdy się tego nie dowie.
Chcąc czy nie chcąc musiał ją obudzić. Nie bawiąc się w
uprzejmości, odkręcił butelkę wody, która stała tutaj od
wczoraj i przechylił dnem do góry. Efekt był natychmiastowy.
- Co jest do... - nie
dokończyła bo zatkał jej usta dłonią pokazując palcem by była
cicho. Wpatrywała się w niego szarymi oczami, rozgniewana.
- Czas się zmywać. -
szepnął
Zabrał dłoń.
- Jak to? - przetarła
oczy, otrząsając się z kropel wody.
- Wypuszczam cię. -
widział jak nabiera podejrzeń więc dodał – Odprowadzę cię,
ale musimy się spieszyć zanim ktokolwiek nas zobaczy. Stado będzie
patrolować dzielnice.
- A co z Chrisem? -
uniosła brew
- Nie musi wiedzieć.
Potem mu to wytłumaczę.
- Może najpierw
wytłumacz mi.
Kobiety – pomyślał.
Nie dość, że oferuje się im pomoc to jeszcze trzeba mówić
dlaczego.
- Nie chcesz wrócić do
domu? - syknął
- Więc chcesz się
dowiedzieć gdzie mieszkam? - drążyła temat.
- Nie. - powiedział
głośniej niż chciał, więc szybko ściszył głos – Jak chcesz
to rozstaniemy się przy granicy. Chodzi mi o to, że beze mnie tam
nie dotrzesz. Jeśli cię złapią po raz drugi, może się to
skończyć gorzej.
- Nie rozumiem cię. -
pokiwała przecząco głową, ale mimo wątpliwości podniosła się
z kanapy i ruszyła w stronę wyjścia.
* * *
Ranek był upalny.
Słońce pozostawało schowane za chmurami, ale mimo to czuło się
jego obecność. Alison szła obok Drake'a starając się dorównać
mu kroku. Głowę miała spuszczoną, wpatrując się w nowy prezent.
Przed wyjściem, Drake przekazał jej małe pudełeczko, karząc
założyć to co jest w środku. Na początku się zawahała, ale w
końcu zdecydowała się na zajrzenie do środka. Wewnątrz był
cienki łańcuszek, a na nim zawieszka w kształcie wilka wyjącego
do księżyca. Kiedy zamierzała zapytać o co chodzi, rzucając przy
tym sarkastyczna uwagę, wyjaśnił, że podarunek jest srebrny.
Podobno ułatwi to nie zwracanie na nią uwagi przy starciu z
patrolem. Uznała, że to dobry pomysł, bo srebro jeszcze na nią
nie działa, ale i tak nie powiedziała tego głośno. Idąc między
budynkami, starała się nie odwracać by sprawdzić czy ktoś ich
nie śledzi. To wyglądałoby podejrzanie, a wychodzenie o tak
wczesnej porze samo w sobie było dziwaczne.
Drake nie odezwał się
ani razu, więc i ona nie zaczynała rozmowy. Zwróciła uwagę na
bluzkę, którą miał na sobie. Zorientowała się, że wybrał ją
by zakryć nadgarstki. Coś niedobrego się z nim działo. Nie
chciała pytać, bo to nie jej sprawa. Zresztą dobrze wiedziała, że
nie wyjawia się swoich słabości pierwszej lepszej osobie, którą
się spotka. Mimo, że teoretycznie byli wrogami i nie powinna się z
nim zadawać, musiała przyznać, że była zaciekawiona jego osobą.
Wydawał się taki lekkomyślny i obojętny na ryzyko. Zupełnie jak
ona.
- Cholera – nagle się
zatrzymał i uniósł głowę.
- Tylko nie mów, że
czegoś zapomniałeś.
Zignorował pytanie. Jego
mięśnie się napięły, ciało znieruchomiało.
- Co jest? -
zaniepokoiła się.
- Idzie tutaj. Gość z
mojego stada. Myślałem, że nie wybierze tej trasy.
Wcześniej nie zwróciła
na to uwagi, ale rzeczywiście stali na wąskiej ścieżce między
budynkami. Z daleka było widać drogę i o dziwo most. Byli tak
blisko granicy, a jednocześnie tyle jeszcze musieli pokonać
przeszkód. Jedna z nich, właśnie wyszła zza rogu i zmierzała
prosto na nich. Wysoki mężczyzna o złotych włosach i mocnej
opaleniźnie.
- Złap mnie za rękę.
- szepnęła
- Co? - wzdrygnął się
Nie czekając, złapała
go za dłoń i przytuliła się do jego ramienia. Osłupiał,
zdziwiony jej zachowaniem.
Przy odrobinie szczęścia
stwierdzi, że jest jego dziewczyną i zignoruje słaby zapach
wilkołaka, który miała na sobie.
- Drake Rooker. Dlaczego
mnie to nie dziwi.
- Rayley Addison. - odpowiedział
mało uprzejmie.
- Wstajesz tak wcześnie,
a nie chcesz patrolować terenu?
- Jestem zajęty.
- Widzę. - stwierdził
patrząc na ich złączone dłonie. Uważnym spojrzeniem przejechał
po ciele Alison, zatrzymując się na wisiorku. Przez moment tylko
się na niego gapił, jakby oceniał czy naprawdę jest srebrny.
Alison wiedziała, że wilkołaki potrafią to wyczuć. Jest to dla
nich niczym promieniująca fala energii.
- Masz jakąś sprawę?
- ponaglił go Drake
Ten ocucony odwrócił
się w jego stronę.
- Nic poza uwagą, że
mógłbyś się kiedyś na coś przydać. Ostatnio z Chrisem
jesteście tylko problemem. Na waszym miejscu...
- Co za ulga, że na nim
nie jesteś. - wtrącił - Nie wiem czy długo bym wytrzymał
wyglądając jak ty. Chociaż nie, to charakter by mnie wykończył.
Nie dziwię się, że brat miał cię dość.
Rayley zaśmiał się bez
cienia wesołości i minął ich mierząc ostrym spojrzeniem.
Odwrócił się i zawołał.
- Radzę ci zostawić go
jak najszybciej. Nie wiadomo gdzie się szlajał.
- Przynajmniej nie muszę
chodzić do burdelów - odkrzyknął
- Palant. - skomentował
tamten i już więcej nic nie powiedział
Kiedy skręcił i zniknął
im z oczu, oboje odetchnęli, odsuwając się od siebie.
- Niezły pomysł. -
przyznał – To była dla ciebie okazja, co?
- Marzyłam o tym odkąd
cię zobaczyłam. - przekomarzała się.
- Wiedziałem. -
roześmiał się
Jego twarz się
rozpromieniła, mięśnie rozluźniły, zniknął twardy wyraz.
Zobaczyła jak jest piękny, gdy się uśmiecha. Błękitne oczy, tak
głębokie, że mogłaby w nich utonąć. Prosty nos, pełne usta i
mocna szczęka. Do tego kruczoczarne włosy, przy których węgiel
wydawałby się blady. Były długie, ale mimo to stały nastroszone
wysoko do góry, dodając mu wzrostu. Skóra, niczym jedwab
naciągnięty na stal niemal tak blada jak jej. Pod cienkim
materiałem koszulki, widać było zarys mięśni...
Skarciła się za to, że
się w niego wpatruje i odwróciła wzrok.
- Idziemy? - spytała,
uporczywie zatrzymując spojrzenie na ciemnym betonowym chodniku.
Odchrząknął i wskazał
ręką by szła pierwsza. Bez słowa go minęła i ruszyła w stronę
mostu. Ledwo słyszała jego kroki. Miała ochotę się obejrzeć i
sprawdzić, czy nadal za nią idzie. Długa cisza, nagle wydała się
nie zręczna.
- Skąd masz ten
wisiorek? - spytała kiedy byli już prawie na moście.
- Znalazłem w lesie i
postanowiłem zatrzymać. - przyspieszył by iść obok niej.
- Ładny.
- Zatrzymaj go. Do mnie
nie pasuje.
I oczywiście to, że
jest ze srebra nie stanowi takiej przeszkody jak to, że nie pasuje
do jego stylu. - pomyślała.
- Możesz go dać komuś
innemu. - zaproponowała
- Dałem tobie.
Podarunków się nie oddaje.
- Dziękuję. -
uśmiechnęła się. - Szkoda, że po przemianie nie będę mogła go
nosić.
- Szkoda. - odpowiedział
wpatrując się w rzekę. - To tutaj. Dalej już trafisz sama.
Odwróciła się kiedy
stanął.
- Chris nie będzie zły,
że mnie wypuściłeś?
- Udobrucham go. -
powiedział pewnym głosem – Wątpię by tak mu zależało by
zorganizować wyprawę poszukiwawczą. Nie musisz się bać.
- Nie boję. To na
ciebie będzie zły.
Z jego klatki wydobył
się pomruk, który brzmiał jak stłumiony śmiech. Bez słowa
pożegnania odwrócił się i odszedł. Alison zrobiła to samo
dopiero kiedy pochłonęło go miasto. Wiedziała, że może być to
ich ostatnie spotkanie i nie rozumiała uczucia smutku, które ją
ogarnęło z tego powodu.
- Przecież ty go w
ogóle nie znasz. - powiedziała do siebie.
Objęła się ramionami i
powoli ruszyła naprzód. Przed nią jeszcze dwie nie zamknięte
sprawy, którymi powinna się martwić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz