Serce zabiło jej
mocniej, kiedy zobaczyła uchylone drzwi. Kevin zawsze je zamykał.
Lekkim pchnięciem otworzyła je szerzej i weszła do środka.
Wszystko wyglądało normalnie dopóki nie wkroczyła do głównego
pokoju. Pomieszczenie wyglądało jak po starciu z tornadem. Połamane
półki zagracały podłogę. Wszędzie porozrzucane były książki
i płyty CD. Okno otwarte na oścież, zerwane żaluzje. Wstrzymała
oddech kiedy zobaczyła bezwładne ciało przyjaciela, leżące na
kanapie. Głowę miał odchyloną na bok jakby spał, ale
posiniaczona twarz sugerowała pobicie. W kilku krokach dobiegła do
niego padając na podłogę.
- Kevin! Boże Kevin! -
Odgarnęła włosy z jego twarzy i złapała go za policzki. - Proszę
ocknij się. - Poczuła mocny ścisk w żołądku, kiedy nie
zareagował. - Błagam. - szepnęła.
Przytknęła palce do
jego nadgarstka, by sprawdzić puls. Jego serce biło. Spojrzała na
klatkę piersiową, która lekko unosiła się i opadała. Koszulkę
miał trochę podwiniętą, tak, że było widać pasek białej skóry
i nie tylko. Odchyliła delikatnie materiał. Po prawej stronie
brzucha miał ogromnego siniaka o wielkości rozłożonej dłoni i
kilka mniejszych wyżej.
- Co ci się stało? -
westchnęła, powstrzymując się od łez.
- Alison? - usłyszała
zachrypnięty głos.
- Kevin. - uniosła się.
- Przepraszam. -
powiedział otwierając oczy.
- Co ty wygadujesz? -
straciła fason
- Przepraszam, za to co
powiedziałam.
Roześmiała się,
tłumiąc płacz.
- Pobili cię, a ty
martwisz się o to co mówiłeś?
- Nie powinienem tak
zareagować na twoje słowa. Przepraszam.
- Przestań. -
rozkazała. - Przestań bo się popłaczę, a wiesz jak tego nie
znoszę.
Próbował się podnieść,
ale ręce się pod nim ugięły. Od razu wstała i pomogła mu
usiąść. Oparł się o siedzenie i syknął z bólu.
- Kto ci to zrobił? -
spytała rzeczowo. Strach zaczął zamieniać się w gniew.
- Zwykłe włamanie. -
machnął ręką, a raczej próbował bo nawet tak prosty gest, był
dla niego zbyt bolesny.
- Włamanie? - nie
uwierzyła – W tej okolicy?
Spojrzała na
pomieszczenie. Telewizor nadal wisiał na ścianie, laptop być może
zniszczony ale leżał na podłodze. Na pierwszy rzut oka nie
wyglądało by coś zginęło.
- Co zabrali? - spytała,
przekonana o kłamstwie przyjaciela.
Nie odpowiedział.
- Kto to był Kevin?
- Zwykli rabusie,
mówiłem. Nie znaleźli nic cennego, więc zdemolowali mieszkanie.
Przynajmniej ten pokój. Mam nadzieje, że nie ruszyli żadnej z
moich gitar, bo naprawdę będę wściekły.
- Zdajesz sobie sprawę
z tego jakie głupoty gadasz? Mniejsza już o te gitary, ale nie
uwierzę, że ludzie cię tak urządzili. Do diabła jesteś
wilkołakiem.
- Dużo ich było. -
powiedział tak niepewnym głosem, że zabrzmiało to jak pytanie.
Zmierzyła go wzrokiem
mówiącym „Jeszcze bardziej się pogrążasz” i poszła do
kuchni. Wyciągnęła woreczek lodu z zamrażalki, drugą ręką
sięgając po ścierkę leżącą na blacie. Przyłożyła chłodny
worek do jego brzucha. Zadrżał, kiedy lód dotknął jego
rozpalonej skóry.
- To ktoś z naszego
stada, prawda?
Odwrócił głowę, jakby
coś nagle zainteresowało go za oknem.
- Nie. - powiedział
stanowczo.
- Nie musisz kłamać. -
westchnęła – O co im chodziło?
- O nic.
- Przestań zachowywać
się jak dziecko. - wybuchnęła
- Więc, przestań
pytać.
- Nie rozumiesz, że się
o ciebie boję. Mnie mają za co wytykać palcami, ale ty... Ty nie
masz wrogów. Twoi rodzice stoją wysoko w hierarchii. Jak się
dowiedzą...
- Nic im nie mów. -
zażądał.
- Więc zacznij mówić.
Wypuścił powietrze,
próbując dobrać słowa. Przez moment tylko siedział i patrzył na
swoje dłonie, ale w końcu zaczął tłumaczyć.
- Było ich trzech plus
Bruno. Właśnie wchodzili na górę. Chciałem iść cię szukać,
więc spotkaliśmy się na klatce schodowej. Nie znałem tamtych
gości. Oni nie byli z naszego stada, ale byli wilkołakami.
Oskarżyli mnie o wypuszczenie Drake'a, który uciekł w nocy. Ja
jako ostatni wchodziłem do celi więc byłem podejrzanym. Mówiłam
im, że to głupota. On zwiał wieczorem, a ja byłem tam wczesnym
rankiem. Zresztą przyszedłem po ciebie, a nie po niego, ale tego
nie powiedziałem. Bruno nie wie o twoim pobycie w celi i lepiej,
żeby tak zostało. Oczywiście mi nie uwierzyli. Nie mogli mnie
oficjalnie ukarać bo nie było dowodów, więc zdecydowali się na
zrobienie demolki w mieszkaniu.
Alison wyobraziła sobie
każde jego słowo. Bruno wchodzący z osiłkami do kamienicy.
Grożący spokojnym tonem, pytania, na które lepiej nie odpowiadać,
rozkazy o pobiciu. On sam na pewno umywał ręce. Tamci wykonali
wszystko za niego. Cokolwiek Kevin by nie powiedział i tak stłukliby
go na kwaśne jabłko.
- Nie może tak być. -
powiedziała – Bruno jest nieobliczalny, agresywny i porywczy. Nie
może nami przewodzić.
- Nie zna się na
polityce, ale wie jak być silnym przywódcą. Stado może się go
obawia, ale większość z nich ślepo wierzy, że staniemy się
dzięki niemu potęgą.
- Terror to nie potęga.
To okrucieństwo. Tak nie wchodzi się na szczyt. - powiedziała
stanowczo
- Nikt nie odważy się
stanąć przeciwko niemu.
- Musimy coś zrobić. -
zaczęła kręcić głową – Musimy działać bo dojdzie do wojny.
- To i tak jest
nieuniknione. Bruno mierzy wysoko, zawsze mierzył. Jeszcze zanim był
Alfą gotował się by podbić pozostałe dwa stada.
- Więc jaki jest plan?
- spytała ochoczo
Odwrócił głowę by na
nią spojrzeć. Jego wzrok był poważny, pełen smutku.
- Może lepiej, żebyś
wyjechała. Uciekła razem z matką.
Odchyliła się do tyłu.
Nie wierzyła, że to powiedział.
- Nie na to liczyłam
- Wiem, ale...
- Przestań! - warknęła
– Nie ucieknę. To nie rozwiąże problemu. Poza tym jesteś
głupcem skoro myślałeś, że cię tutaj zostawię.
- Wiedziałem, że się
nie zgodzisz. Przynajmniej raz mogłabyś zadbać o swoje
bezpieczeństwo. Swoje i matki. Teraz to wy dwie jesteście na
najgorszej pozycji. Zmiażdży was jeśli mu się sprzeciwicie. Nie
będzie czasu na taryfę ulgową. Nie robisz tego co każe to
giniesz. Bruno potrzebuje teraz sojuszników, a nie buntowników w
stadzie.
- A ty? Ruszyłbyś na
rzeź gdyby ci rozkazał? - odbiła pałeczkę
Westchnął z rezygnacją,
wiedząc, że i tak nie ma szans w tej wymianie zdań. Na każdego
znał jakiś haczyk tylko nie na nią. Alison była nieugięta i
uparta na tyle, że mało kto zdołałby ją przekonać. Zwłaszcza
jeśli chodzi o najdroższe dla niej osoby.
- Posłuchaj. - zaczęła
– Musimy wybadać sytuację. Zorientować się co planuje Bruno.
Znać każdy jego ruch. Podsłuchać opinię stada. Zobaczymy kto
stanie po naszej stronie. Jeśli nam się uda, obalimy go. Może to
zabrzmi jak szaleństwo, ale ja nie wierzę, że to wszystko jest
przypadkiem. Mam na myśli śmierć Erici. Może i uważasz, że
Drake ją zabił, ale ja myślę, że był to ktoś bliższy.
- To nie Drake. -
powiedział, co lekko ją zaskoczyło – Od początku wiedziałem,
że to nie on. Po prostu chciałem utrzymać cię od niego z daleka
bo jest z innego stada.
- Może to właśnie tam
trzeba szukać pomocy. Zjednoczyć dwie pozostałe watahy i razem
zaatakować Bruna.
Na twarzy Kevina pojawił
się dziwny wyraz. Nie odraza czy pogarda jakiej by się spodziewała.
Bardziej zaskoczenie wymieszane z podziwem.
- Zaatakowałabyś
własne stado?
- Wiesz, że oni nigdy
nie byli dla mnie prawdziwą rodziną jaką powinni być. Są mi
obojętni. Nie chcę niepotrzebnych ofiar, ale wymordowałabym
każdego z tych zadufanych dupków chcących podbić świat. -
zaśmiała się
Kevin pozostał poważny.
Wyglądał jakby kłócił się sam ze sobą. Może chciał jej coś
powiedzieć, ale się bał. Tyle, że oni nie mieli przed sobą
tajemnic. Przynajmniej nie dużo.
W końcu wydukał.
- Twoja mama dzwoniła.
Zanim to wszystko się stało. Właściwie to myślałem, że
będziesz u niej. Dlatego ruszyłem cię szukać. Gdzie właściwie
byłaś całą noc?
- U Kelly. - skłamała
Na razie wolała nic nie
mówić o Drake'u i Chrisie. Powie mu w swoim czasie.
- Może powinnaś
zadzwonić do matki. Nie chciałem jej martwić, więc powiedziałem,
że wyszłaś do sklepu. Na pewno potem jeszcze do mnie dzwoniła,
ale telefon też mi zniszczyli.
- Zadzwonię do niej z
budki telefonicznej, a póki co nie wiem jak ty, ale ja umieram z
głodu. Poza tym chyba przydałoby się tutaj posprzątać. -
uśmiechnęła się.
Rozpromienił się
wiedząc, że zostanie dłużej.
- Wezmę kluczę i pójdę
do sklepu. Tym razem naprawdę. Nikogo nie wpuszczaj. - rozkazała.
W podskokach wyszła na
korytarz, sięgnęła po klucze leżące na wysokiej półce, wyszła
na klatkę schodową, zamknęła drzwi i zbiegła na dół. Miała
ochotę na pizzę z podwójnym serem, puszkę lemoniady i ogromny
deser lodowy. Właściwie nie była pewna, która jest godzina ale
liczyła na to, że wystarczająco późna by zamówić coś na
wynos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz