Alison weszła przez
podwójne, szklane drzwi prowadzące do nowoczesnego hotelu. Hol był
ogromny i cały w brązie. Po bokach stały eleganckie, skórzane
pufy, na których siedzieli ludzie z walizkami, czekając
najprawdopodobniej na taksówkę. Na wprost znajdowała się szeroka
lada z trójką recepcjonistów ubranych w szykowne, równo
uprasowane koszule i sztywne granatowe chustki obwiązane dookoła
szyi. Ściany były pełne zdjęć, zajmujących połowę
powierzchni, przedstawiających właściwie nie wiadomo co. Alison
podniosła głowę. Na suficie nie było ogromnego żyrandola z
przezroczystych kryształków, jakiego się spodziewała, tylko
zwyczajne trzy podłużne, walcowate lampy. Mimo, że ich rozmiar był
imponujący to nie robiły takiego wrażenia jakie powinny. Wędrując
wzrokiem po stropie jej oczy zatrzymały się przy południowej
ścianie, przy której była jeszcze jedna recepcja. Stojąca za nią
dziewczyna rozmawiała przez telefon i zamaszystym ruchem machała do
Alison. Krótkim gestem oznajmiła, że ją widzi i z połowicznie
szczerym uśmiechem podeszła do przyjaciółki.
- Tak....Tak... Za
chwilę wychodzę. Do zobaczenia. - rozłączyła się i zwróciła
do Alison - Jesteś! Cudownie. - zaklaskała w dłonie.
Bardzo powoli, ale jednak
Alison zaczęła żałować, że tutaj przyszła. Co prawda podróż
odbyła się bez większych problemów - pomijając fakt, że
taksówkarz prawie rozjechałby jakąś starszą panią wybiegającą
na ulicę za swoim czworonożnym pupilem - to jednak coś mówiło
jej, że to nie był dobry pomysł.
- Chyba nie muszę być
ubrana tak jak te tam. - wskazała na trzy przerażająco podobne do
siebie recepcjonistki.
- Oczywiście, że nie.
Nie będziesz obsługiwać gości. - zagarnęła ją ramieniem –
Twoje zadanie jest tutaj. - podprowadziła ją na drugą stronę lady
i pokazała palcem na stertę porozrzucanych kartek. Były to jakieś
ulotki reklamujące restaurację i hotel.
-Co mam robić?
- Musisz je pozszywać
razem. Każda broszura hotelu ma mieć przypiętą reklamę
serwowanego w restauracji jedzenia. Mówiłam ci , że to łatwa
robota, ale nużąca.
- Za to ci tu płacą? -
zdziwiła się unosząc wyżej jedną z kartek. „Ostrygi w sosie
pomidorowym. Promocja tylko we wtorki!”
- Właściwie to zlecają
mi każda pierdołę, ale nie narzekam. W każdym razie jak skończysz
to będziesz mogła wrócić do domu.
- Wisisz mi ogromnego
naleśnika i to najlepiej z czekoladą. - mruknęła z posępną
miną.
- Nie dąsaj się.
Przychodzi tutaj mnóstwo seksownych facetów. Może jakiś ci się
spodoba. - mrugnęła. - Ja swojego poznałam kiedy szłam na rozmowę
kwalifikacyjną.
- Umawiasz się z
turystą? - spojrzała na nią zaskoczona
- Nie. - burknęła –
On mieszka w Jacksonville, tylko po prostu często tu przychodzi.
- Po co? - udała
zainteresowanie.
- Nie wiem. Czy to
ważne? - machnęła ręką – Dzisiaj się przekonam. - spojrzała
na zegarek na ręku.
Od kiedy ona nosi
zegarek? - zdziwiła się Alison
- Już późno. Muszę
lecieć. Jesteś najlepsza. - uścisnęła ją mocno, ucałowała w
policzek i żegnając się, z uśmiechem oddaliła w pośpiechu.
Z długim westchnieniem,
Alison zabrała się do pracy. Nie spieszyła się, przynajmniej na
początku. Po kilkunastu zszytych reklamach, zaczęło jej się
nudzić. Muzyka płynąca z narożnych głośników, przy suficie
była usypiająca i męcząca uszy. Dziesiątki broszur później
Alison zaczęła tracić cierpliwość. Nienawidziła w kółko
wykonywać tych samych czynności. Było to widać po coraz bardziej
nierówno pozszywanych i miejscami wygniecionych kartkach. W końcu
nie wytrzymała i rzuciła zielonym zszywaczem o ladę. Rozległ się
głośny stuk. Wszyscy w holu odwrócili głowy. Alison zupełnie
zapomniała, że znajduje się w miejscu publicznym. Już chciała
powiedzieć, żeby zajęli się sobą, kiedy przy wejściu dostrzegła
znajome długie, czarne pasma włosów, przedzielone jednym czerwonym
lokiem. Zamarła kiedy zorientowała się, że dziewczyna na nią
patrzy, a jej oczy się powiększają. Alison dopadł atak paniki.
Opadła na podłogę chowając się za recepcją, jakby to mogło jej
pomóc. Serce tłukło się o jej żebra, a w uszach szumiało.
Czuła, że traci oddech. Uderzyła się pięścią w klatkę
piersiową, ale nie mogła nabrać powietrza. Chciała się schować
w jakimś ciemnym, ciasnym pomieszczeniu. Oparła dłonie o podłogę.
Miała wrażenie, że jej skóra płonie, a kości się kurczą.
Ugryzła się w rękę, żeby nie krzyknąć z bólu. Upadła na
posadzkę, uderzając o nią głową. Było jej gorąco i zimno
jednocześnie. Wiedziała, że coś jest nie tak. Czyżby doznawała
przemiany? Nie możliwe. Nie było pełni tylko środek dnia. Ukryła
głowę między kolanami, kuląc się na podłodze. Czuła jak jej
ciało drży. W końcu usłyszała kobiecy głos.
- Co jest z tobą?
To była Ricki. Pamiętała
jej nieprzyjemny ton z tamtego dnia.
- Nie wiem. - jęknęła,
choć nie chciała wyjść na słabeusza.
Usłyszała jak
dziewczyna nabiera powietrza.
- Co czujesz? - spytała
opanowanym i o dziwo przyjaznym głosem
- Jak to? - krzyknęła
Alison – Głowa mi płoni,e a ciało... Nie wiem do diabła.
Będziesz mnie teraz diagnozować? - zdenerwowała się.
- Musimy cię stąd
wydostać.
Przez moment jej nie
słyszała. Oczy miała zamknięte, więc nie wiedziała czy
przypadkiem już sobie nie poszła. Głuchy stukot, a potem czyjaś
ręka pomagająca jej wstać. Alison nie dała rady iść. Oparła
się całym ciałem o pomocnika. Otworzyła oczy i zauważyła własne
wyblakłe trampki sunące po podłodze obok czarnych glanów. Nagle
obraz się zaciemnił. Czyżby straciła przytomność. Nie. Obie
weszły do innego pomieszczenia.
- Usiądź tu i postaraj
się równo oddychać. Zapanuj nad emocjami.
- Co?
- Siadaj. - rozkazała,
pchając rękami ramiona Alison w dół.
W końcu bez sił opadła
na podłogę. Starała się uspokoić, ale nawet nie wiedziała
dlaczego się denerwuje. Już się nie bała, ale jej serce dalej
waliło jakby chciało się wydostać z jej piersi. Ból powoli
ustawał. Z każdym oddechem czuła się lepiej. Jakby ktoś odbierał
wszystkie nagromadzone w niej lęki.
Ricki kucała przed nią
i uważnie jej się przypatrywała. Oczy miała szeroko otwarte, ale
nie była zaskoczona ani przerażona raczej ciekawa. Zupełnie jak
dziecko widzące nową zabawkę.
- I jak? - spytała
kiedy Alison udało się uspokoić
- Źle. - syknęła
- To twój pierwszy raz?
- pytanie zabrzmiało jak stwierdzenie
- Pierwszy raz co? Może
mi powiesz, że to była przemiana w wilka. - rzuciła zirytowana.
- Jeszcze moment i do
czegoś na pewno by doszło, ale wątpię czy wilk byłby istotą
jaką byś się stała.
- Co ty bredzisz? -
prychnęła patrząc na nią jak na wariatkę. - Jestem wilkołakiem.
Wcześniej nie odważyłaby
się na takie słowa w jej obecności, ale skoro Ricki pofatygowała
się by ją tutaj przyprowadzić, to znaczy, że nie jest całkowicie
przeciwko niej.
- Twoja matka też nim
jest?
- Tak. - wyznała
donośnie
Bez problemu podskoczyła
do góry, stając na równe nogi i spojrzała na Alison z góry.
- Skoro tak twierdzisz?
Ale czystej krwi nie jesteś.
- Pomogłaś mi tylko po
to by móc obrażać? - syknęła
- Nie. - wyznała bez
namysłu. - Jesteś z innego stada i już po raz drugi przekroczyłaś
granicę. Mogłam się domyśleć, że Chris cię wypuści. Zawsze
miał słabość do zabiedzonych dziewczynek.
W Alison zaczęła
wzbierać fala złości, którą starała się utrzymać na wodzy.
- Mówisz tutaj o sobie?
- odszczekała się.
Ricki poczerwieniałą ze
złości. Szykowała się do kolejnej zaczepki, kiedy rozległ się
dzwonek komórki. Alison nie zwracając uwagi na purpurową
przeciwniczkę sterczącą nad nią, odebrała.
- Tak?
- Alison gdzie jesteś?
- spytał zaniepokojony Kevin
- Kelly poprosiła
mnie...
Nie zdążyła dokończyć
bo Ricki wyrwała jej telefon z ręki i rzuciła nim o ścianę,
roztrzaskując w drobny mak.
- Co ty do...
- Zamknij się. -
przerwała już całkowicie rozwścieczona. - Wstawaj. Koniec tej
zabawy.
Alison bez słowa
spełniła polecenie. Udając potulną na zewnątrz, w środku już
obmyślała plan. Obie znajdowały się w jakimś składziku.
Wszędzie były półki z środkami do czyszczenia. Płyny do podłóg,
mydła, proszki do prania i wiele innych nierozpoznawalnych rodzajów
chemii. Przy drzwiach wejściowych stały mopy z plastikowym drągiem
i miotły z drewnianym. Alison szybko podjęła decyzję. Kiedy Ricki
pchnęła ją do przodu, ta chwyciła za jedną z nich i mocno
zamachnęła się za siebie. Poczuła opór kiedy broń odbiła się
od głowy Ricki na moment ją zamraczając. Wykorzystując swoją
szansę, Alison wybiegła na korytarz. W oddali widziała główny
hol. Przyspieszyła kiedy usłyszała za plecami głośne groźby.
Wpadając na szklane drzwi uderzyła jakiegoś mężczyznę, który
właśnie zamierzał wejść do środka. Nie oglądając się za
siebie by sprawdzić co się mu stało, wybiegła na ulicę. Mknąc
chodnikiem starała się omijać przechodniów. Była pewna, że
Ricki zrezygnowała z pościgu, ale dla pewności nie zatrzymała się
dopóki nie zobaczyła przed sobą znajomego mostu. Pochylając się
do przodu nabrała powietrza. W momencie kiedy miała się
wyprostować, coś mocno uderzyło ją w plecy, tak że poleciała na
jedną z kolumn podtrzymujących tory kolejowe. Nie musiała się
obracać by wiedzieć, że to Ricki ją dopadła. Nie rezygnując
jednak z pojedynku, odbiła się rękoma od betonowego słupa i
plecami uderzyła przeciwniczkę. Kiedy ta się odsunęła Alison
wykonała półobrót i wymierzyła jej kopniaka. Czuła jak rośnie
w niej adrenalina. Dopadła ją chęć walki i zemsty, furia sączyła
się przez jej żyły. Wściekłość wypisana na twarzy Ricki powoli
gasła, zamieniając się w niepokój. Alison nie mogła udawać, że
nie cieszy ją taka reakcja. Złapała ją za ramiona i mocno cisnęła
o słup, wyrównując w ten sposób rachunki.
Chwila na oddech
pozwoliła jej zorientować się w terenie. To było to samo
miejsce, w którym spotkały się po raz pierwszy. Wspomnienie z
powrotem rozbudziło w Alison niekontrolowaną wściekłość. Już
nawet nie wiedziała dlaczego i za co to jej robi, ale złapała ją
za szyję i mocno zacisnęła dłonie. Ricki zaczęła się dusić.
Próbowała odepchnąć Alison od siebie, ale bezskutecznie.
Gdzieś obok rozległ się
pisk opon i głośny trzask jakby ktoś zrzucił coś ciężkiego na
ziemię. W następnych sekundach, ktoś złapał Alison za ramię i
próbował odciągnąć, ale ta tylko jedną ręką odgoniła
nieproszonego gościa, w ogóle na niego nie patrząc. Jej oczy
wpatrywały się w panikę wymalowaną na twarzy swojej ofiary.
- Co tu się dzieje?
Alison rozpoznała głos
Drake'a, ale nie zwróciła na niego uwagi. Odciągnął ją do tyłu
i odwrócił do siebie. Alison oczami nadal wpatrywała się w
opadającą na chodnik Ricki. Poczuła ciepłe dłonie na policzkach,
które skierowały jej twarz w innym kierunku. Ujrzała błękitne
oczy i czarne nastroszone włosy. Drake coś do niej mówił, ale
słowa do niej nie docierały. Widziała tylko jak jego usta się
poruszają. Ponownie spojrzała w jego oczy, tak głębokie, że
mogłyby ją wciągnąć do środka w bezkresną otchłań niczym
ocean pochłaniający topiące się statki. Z upływem czasu zaczęła
odzyskiwać świadomość.
- Wszystko jest już
dobrze...Oddychaj...Wcale nie chcesz jej zabić.
Ostatnie słowo spadło
na nią niczym lawina, przypominająca jej własne zachowanie. Jak
oparzona odsunęła się od Drake'a. W głowie pojawił się straszny
głos, należący do niej samej. Co ona zrobiła? Naprawdę chciała
ją zabić. Zakryła usta dłonią, nie wierząc, że to co się
zdarzyło było prawdą. Drake zrobił krok w jej stronę, ale
odskoczyła od niego z krzykiem tak szybko, że nie zbliżył się do
niej nawet o minimetr więcej.
- To chyba nie będzie
przyjaźń. - skomentował, przynosząc wzrok z jednej na drugą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz