czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 14

Alison weszła przez podwójne, szklane drzwi prowadzące do nowoczesnego hotelu. Hol był ogromny i cały w brązie. Po bokach stały eleganckie, skórzane pufy, na których siedzieli ludzie z walizkami, czekając najprawdopodobniej na taksówkę. Na wprost znajdowała się szeroka lada z trójką recepcjonistów ubranych w szykowne, równo uprasowane koszule i sztywne granatowe chustki obwiązane dookoła szyi. Ściany były pełne zdjęć, zajmujących połowę powierzchni, przedstawiających właściwie nie wiadomo co. Alison podniosła głowę. Na suficie nie było ogromnego żyrandola z przezroczystych kryształków, jakiego się spodziewała, tylko zwyczajne trzy podłużne, walcowate lampy. Mimo, że ich rozmiar był imponujący to nie robiły takiego wrażenia jakie powinny. Wędrując wzrokiem po stropie jej oczy zatrzymały się przy południowej ścianie, przy której była jeszcze jedna recepcja. Stojąca za nią dziewczyna rozmawiała przez telefon i zamaszystym ruchem machała do Alison. Krótkim gestem oznajmiła, że ją widzi i z połowicznie szczerym uśmiechem podeszła do przyjaciółki.  
- Tak....Tak... Za chwilę wychodzę. Do zobaczenia. - rozłączyła się i zwróciła do Alison - Jesteś! Cudownie. - zaklaskała w dłonie.
Bardzo powoli, ale jednak Alison zaczęła żałować, że tutaj przyszła. Co prawda podróż odbyła się bez większych problemów - pomijając fakt, że taksówkarz prawie rozjechałby jakąś starszą panią wybiegającą na ulicę za swoim czworonożnym pupilem - to jednak coś mówiło jej, że to nie był dobry pomysł.
- Chyba nie muszę być ubrana tak jak te tam. - wskazała na trzy przerażająco podobne do siebie recepcjonistki.
- Oczywiście, że nie. Nie będziesz obsługiwać gości. - zagarnęła ją ramieniem – Twoje zadanie jest tutaj. - podprowadziła ją na drugą stronę lady i pokazała palcem na stertę porozrzucanych kartek. Były to jakieś ulotki reklamujące restaurację i hotel.
-Co mam robić?
- Musisz je pozszywać razem. Każda broszura hotelu ma mieć przypiętą reklamę serwowanego w restauracji jedzenia. Mówiłam ci , że to łatwa robota, ale nużąca.
- Za to ci tu płacą? - zdziwiła się unosząc wyżej jedną z kartek. „Ostrygi w sosie pomidorowym. Promocja tylko we wtorki!”
- Właściwie to zlecają mi każda pierdołę, ale nie narzekam. W każdym razie jak skończysz to będziesz mogła wrócić do domu.
- Wisisz mi ogromnego naleśnika i to najlepiej z czekoladą. - mruknęła z posępną miną.
- Nie dąsaj się. Przychodzi tutaj mnóstwo seksownych facetów. Może jakiś ci się spodoba. - mrugnęła. - Ja swojego poznałam kiedy szłam na rozmowę kwalifikacyjną.
- Umawiasz się z turystą? - spojrzała na nią zaskoczona
- Nie. - burknęła – On mieszka w Jacksonville, tylko po prostu często tu przychodzi.
- Po co? - udała zainteresowanie.
- Nie wiem. Czy to ważne? - machnęła ręką – Dzisiaj się przekonam. - spojrzała na zegarek na ręku.
Od kiedy ona nosi zegarek? - zdziwiła się Alison
- Już późno. Muszę lecieć. Jesteś najlepsza. - uścisnęła ją mocno, ucałowała w policzek i żegnając się, z uśmiechem oddaliła w pośpiechu.
Z długim westchnieniem, Alison zabrała się do pracy. Nie spieszyła się, przynajmniej na początku. Po kilkunastu zszytych reklamach, zaczęło jej się nudzić. Muzyka płynąca z narożnych głośników, przy suficie była usypiająca i męcząca uszy. Dziesiątki broszur później Alison zaczęła tracić cierpliwość. Nienawidziła w kółko wykonywać tych samych czynności. Było to widać po coraz bardziej nierówno pozszywanych i miejscami wygniecionych kartkach. W końcu nie wytrzymała i rzuciła zielonym zszywaczem o ladę. Rozległ się głośny stuk. Wszyscy w holu odwrócili głowy. Alison zupełnie zapomniała, że znajduje się w miejscu publicznym. Już chciała powiedzieć, żeby zajęli się sobą, kiedy przy wejściu dostrzegła znajome długie, czarne pasma włosów, przedzielone jednym czerwonym lokiem. Zamarła kiedy zorientowała się, że dziewczyna na nią patrzy, a jej oczy się powiększają. Alison dopadł atak paniki. Opadła na podłogę chowając się za recepcją, jakby to mogło jej pomóc. Serce tłukło się o jej żebra, a w uszach szumiało. Czuła, że traci oddech. Uderzyła się pięścią w klatkę piersiową, ale nie mogła nabrać powietrza. Chciała się schować w jakimś ciemnym, ciasnym pomieszczeniu. Oparła dłonie o podłogę. Miała wrażenie, że jej skóra płonie, a kości się kurczą. Ugryzła się w rękę, żeby nie krzyknąć z bólu. Upadła na posadzkę, uderzając o nią głową. Było jej gorąco i zimno jednocześnie. Wiedziała, że coś jest nie tak. Czyżby doznawała przemiany? Nie możliwe. Nie było pełni tylko środek dnia. Ukryła głowę między kolanami, kuląc się na podłodze. Czuła jak jej ciało drży. W końcu usłyszała kobiecy głos.
- Co jest z tobą?
To była Ricki. Pamiętała jej nieprzyjemny ton z tamtego dnia.
- Nie wiem. - jęknęła, choć nie chciała wyjść na słabeusza.
Usłyszała jak dziewczyna nabiera powietrza.
- Co czujesz? - spytała opanowanym i o dziwo przyjaznym głosem
- Jak to? - krzyknęła Alison – Głowa mi płoni,e a ciało... Nie wiem do diabła. Będziesz mnie teraz diagnozować? - zdenerwowała się.
- Musimy cię stąd wydostać.
Przez moment jej nie słyszała. Oczy miała zamknięte, więc nie wiedziała czy przypadkiem już sobie nie poszła. Głuchy stukot, a potem czyjaś ręka pomagająca jej wstać. Alison nie dała rady iść. Oparła się całym ciałem o pomocnika. Otworzyła oczy i zauważyła własne wyblakłe trampki sunące po podłodze obok czarnych glanów. Nagle obraz się zaciemnił. Czyżby straciła przytomność. Nie. Obie weszły do innego pomieszczenia.
- Usiądź tu i postaraj się równo oddychać. Zapanuj nad emocjami.
- Co?
- Siadaj. - rozkazała, pchając rękami ramiona Alison w dół.
W końcu bez sił opadła na podłogę. Starała się uspokoić, ale nawet nie wiedziała dlaczego się denerwuje. Już się nie bała, ale jej serce dalej waliło jakby chciało się wydostać z jej piersi. Ból powoli ustawał. Z każdym oddechem czuła się lepiej. Jakby ktoś odbierał wszystkie nagromadzone w niej lęki.
Ricki kucała przed nią i uważnie jej się przypatrywała. Oczy miała szeroko otwarte, ale nie była zaskoczona ani przerażona raczej ciekawa. Zupełnie jak dziecko widzące nową zabawkę.
- I jak? - spytała kiedy Alison udało się uspokoić
- Źle. - syknęła
- To twój pierwszy raz? - pytanie zabrzmiało jak stwierdzenie
- Pierwszy raz co? Może mi powiesz, że to była przemiana w wilka. - rzuciła zirytowana.
- Jeszcze moment i do czegoś na pewno by doszło, ale wątpię czy wilk byłby istotą jaką byś się stała.
- Co ty bredzisz? - prychnęła patrząc na nią jak na wariatkę. - Jestem wilkołakiem.
Wcześniej nie odważyłaby się na takie słowa w jej obecności, ale skoro Ricki pofatygowała się by ją tutaj przyprowadzić, to znaczy, że nie jest całkowicie przeciwko niej.
- Twoja matka też nim jest?
- Tak. - wyznała donośnie
Bez problemu podskoczyła do góry, stając na równe nogi i spojrzała na Alison z góry.
- Skoro tak twierdzisz? Ale czystej krwi nie jesteś.
- Pomogłaś mi tylko po to by móc obrażać? - syknęła
- Nie. - wyznała bez namysłu. - Jesteś z innego stada i już po raz drugi przekroczyłaś granicę. Mogłam się domyśleć, że Chris cię wypuści. Zawsze miał słabość do zabiedzonych dziewczynek.
W Alison zaczęła wzbierać fala złości, którą starała się utrzymać na wodzy.
- Mówisz tutaj o sobie? - odszczekała się.
Ricki poczerwieniałą ze złości. Szykowała się do kolejnej zaczepki, kiedy rozległ się dzwonek komórki. Alison nie zwracając uwagi na purpurową przeciwniczkę sterczącą nad nią, odebrała.
- Tak?
- Alison gdzie jesteś? - spytał zaniepokojony Kevin
- Kelly poprosiła mnie...
Nie zdążyła dokończyć bo Ricki wyrwała jej telefon z ręki i rzuciła nim o ścianę, roztrzaskując w drobny mak.
- Co ty do...
- Zamknij się. - przerwała już całkowicie rozwścieczona. - Wstawaj. Koniec tej zabawy.
Alison bez słowa spełniła polecenie. Udając potulną na zewnątrz, w środku już obmyślała plan. Obie znajdowały się w jakimś składziku. Wszędzie były półki z środkami do czyszczenia. Płyny do podłóg, mydła, proszki do prania i wiele innych nierozpoznawalnych rodzajów chemii. Przy drzwiach wejściowych stały mopy z plastikowym drągiem i miotły z drewnianym. Alison szybko podjęła decyzję. Kiedy Ricki pchnęła ją do przodu, ta chwyciła za jedną z nich i mocno zamachnęła się za siebie. Poczuła opór kiedy broń odbiła się od głowy Ricki na moment ją zamraczając. Wykorzystując swoją szansę, Alison wybiegła na korytarz. W oddali widziała główny hol. Przyspieszyła kiedy usłyszała za plecami głośne groźby. Wpadając na szklane drzwi uderzyła jakiegoś mężczyznę, który właśnie zamierzał wejść do środka. Nie oglądając się za siebie by sprawdzić co się mu stało, wybiegła na ulicę. Mknąc chodnikiem starała się omijać przechodniów. Była pewna, że Ricki zrezygnowała z pościgu, ale dla pewności nie zatrzymała się dopóki nie zobaczyła przed sobą znajomego mostu. Pochylając się do przodu nabrała powietrza. W momencie kiedy miała się wyprostować, coś mocno uderzyło ją w plecy, tak że poleciała na jedną z kolumn podtrzymujących tory kolejowe. Nie musiała się obracać by wiedzieć, że to Ricki ją dopadła. Nie rezygnując jednak z pojedynku, odbiła się rękoma od betonowego słupa i plecami uderzyła przeciwniczkę. Kiedy ta się odsunęła Alison wykonała półobrót i wymierzyła jej kopniaka. Czuła jak rośnie w niej adrenalina. Dopadła ją chęć walki i zemsty, furia sączyła się przez jej żyły. Wściekłość wypisana na twarzy Ricki powoli gasła, zamieniając się w niepokój. Alison nie mogła udawać, że nie cieszy ją taka reakcja. Złapała ją za ramiona i mocno cisnęła o słup, wyrównując w ten sposób rachunki.
Chwila na oddech pozwoliła jej zorientować się w terenie. To było to samo miejsce, w którym spotkały się po raz pierwszy. Wspomnienie z powrotem rozbudziło w Alison niekontrolowaną wściekłość. Już nawet nie wiedziała dlaczego i za co to jej robi, ale złapała ją za szyję i mocno zacisnęła dłonie. Ricki zaczęła się dusić. Próbowała odepchnąć Alison od siebie, ale bezskutecznie.
Gdzieś obok rozległ się pisk opon i głośny trzask jakby ktoś zrzucił coś ciężkiego na ziemię. W następnych sekundach, ktoś złapał Alison za ramię i próbował odciągnąć, ale ta tylko jedną ręką odgoniła nieproszonego gościa, w ogóle na niego nie patrząc. Jej oczy wpatrywały się w panikę wymalowaną na twarzy swojej ofiary.
- Co tu się dzieje?
Alison rozpoznała głos Drake'a, ale nie zwróciła na niego uwagi. Odciągnął ją do tyłu i odwrócił do siebie. Alison oczami nadal wpatrywała się w opadającą na chodnik Ricki. Poczuła ciepłe dłonie na policzkach, które skierowały jej twarz w innym kierunku. Ujrzała błękitne oczy i czarne nastroszone włosy. Drake coś do niej mówił, ale słowa do niej nie docierały. Widziała tylko jak jego usta się poruszają. Ponownie spojrzała w jego oczy, tak głębokie, że mogłyby ją wciągnąć do środka w bezkresną otchłań niczym ocean pochłaniający topiące się statki. Z upływem czasu zaczęła odzyskiwać świadomość.
- Wszystko jest już dobrze...Oddychaj...Wcale nie chcesz jej zabić.
Ostatnie słowo spadło na nią niczym lawina, przypominająca jej własne zachowanie. Jak oparzona odsunęła się od Drake'a. W głowie pojawił się straszny głos, należący do niej samej. Co ona zrobiła? Naprawdę chciała ją zabić. Zakryła usta dłonią, nie wierząc, że to co się zdarzyło było prawdą. Drake zrobił krok w jej stronę, ale odskoczyła od niego z krzykiem tak szybko, że nie zbliżył się do niej nawet o minimetr więcej.
 - To chyba nie będzie przyjaźń. - skomentował, przynosząc wzrok z jednej na drugą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz