sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 16

Drake żwawym krokiem sunął po zatłoczonym chodniku, cicho pogwizdując. Starał się zbytnio nie zamartwiać. Nie był pewien reakcji Alison, ale spodziewał się, że będzie chciała pobyć sama. Oczywistym faktem, było, że jego słowa do niej dotarły. Mimo, że wyglądała jakby mu nie wierzyła – i może rzeczywiście tak było – to Drake wiedział, że i tak przemyśli sobie całą sprawę, a na koniec porozmawia z matką. Sam zrobiłby tak samo, a zdążył się już przekonać, że oboje mieli podobny charakter. Łączył ich upór i bezwzględna chęć dotarcia do prawdy.  
Jednego tylko się obawiał, a jednocześnie był ciekaw. Co tak właściwie powie jej matka. Zatai sprawę prawdziwego ojca czy wszystko wyjaśni. Zastanawiał się, ile z tego co jest prawdą wie sama Samanta. Jak zwykle miał wrażenie, z czego był niezwykle zadowolony, że to on wie najwięcej.
- Drake! - usłyszał wołanie Ricki.
Nie odwrócił się tylko dalej szedł przed siebie. Tylko jej jeszcze tutaj brakowało. - westchnął.
- Głuchy jesteś? - zdenerwowała się dobiegając do niego.
- Czasami trzeba przywyknąć do myśli, że ludzie celowo nie reagują na twoje słowa. Zazwyczaj jest to znakiem, że nie mają ochoty na twoje towarzystwo.
- Co teraz zrobisz? - spytała ignorując zaczepkę.
- Nie jestem pewien, ale chyba pójdę na shake'a.
- Chodzi mi o Alison. - sprostowała
- Właściwie, ją też chciałem zaprosić na shake'a, ale uciekła zanim zdążyłem cokolwiek zaproponować.
- Pytam poważnie.
- A ja się nie śmieję.
- Jak ja cię momentami nienawidzę. - mruknęła
Drake był zmuszony do jej towarzystwa miesiącami. Był okres kiedy była razem z Chrisem. Właściwie nie można było nazwać ich parą. Łączyła ich pewna głębsza relacja, ale nie był to poważny związek. W przypadku Chrisa, trzeba było się pogodzić z faktem, że jest się dopiero na trzecim miejscu w liście jego priorytetów. Ricki należała do dziewczyn, które biorą wszystko albo nic. To był powód ich rozstania. Nadal byli dobrymi przyjaciółmi, ale nie widywali się już tak często, za co Drake był wdzięczny. Nie miał nic do Ricki, nawet ją lubił, ale irytowała go jej skłonność do wtrącania się. Zawsze o wszystko wypytywała, a pomiędzy nim i Chrisem były tajemnice, o których nie wiedział nikt inny. Należały do nich sprawy poważnej wagi jak i drobne sekrety. Częste przebywanie Ricki obok uniemożliwiało im swobodną komunikację.
- Powiesz o niej Chrisowi? - spytała – Wiesz w końcu...
- Posłuchaj. - odwrócił się, wymachując palcem przed jej nosem. Znikł ton do żartów, zastąpiony powagą. - To, że wiesz o Chrisie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Chyba tylko Bóg wie dlaczego ci powiedział. O niej nie może się nikt dowiedzieć. Jedno słowo za dużo i klęska na całej linii. Nie wtrącaj się do tego i siedź cicho.
- Przestań zgrywać pana zatroskanego. - zarzuciła mu – Nie tylko ty martwisz się o Chrisa. Nie zdradziłam go i dobrze wiem czym grozi wydanie jej. Nie jestem głupia.
- Szczęście dla ciebie. - odpuścił – Odpowiedź brzmi „nie”. Na razie nic mu nie powiem.
- W takim razie ja też będę milczeć, tylko dlaczego?
- On ma teraz inne zmartwienia. Sam zajmę się Alison.
- Nie traktuj jej tak. - podparła ręce o biodra, jak to robią małe, zbuntowane dziewczynki. - Jak sprawę do załatwienia. - uśmiechnęła się kiedy na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. - Dam ci radę. Jeśli chcesz jej pomóc, zaoferuj to konkretnie. Ona nie jest jedną z dziewczyn, które przybiegną do ciebie z płaczem. Jest twarda jak ja. Będzie próbowała radzić sobie sama, a chyba wiesz, że to jest niemożliwe. Jestem pewna, że z własnej woli do ciebie nie przyjdzie jak do bohatera, czekając na ratunek. Ty wyciągnij do niej dłoń. To nie będzie ujma na twoim nieskazitelnym honorze. - puściła do niego oko i z radością odmaszerowała.
To właśnie była Ricki. Zawsze obracała sprawę tak, że na końcu wychodziło, iż to ona jest górą. Przynajmniej sama tak myślała. No nic. Jemu to nie przeszkadzało, póki trzymała się z daleka. Niech sobie uważa co chcę. To nie jego biznes. Już nie.

* * *

Knajpka w rzeczywistości okazała się elegancką restauracją. Stoliki zasłane białymi obrusami i zastawione delikatną zastawą. Ciemne ściany w niektórych miejscach zakryte były długimi lustrami, tak, że pomieszczenie wydawało się jeszcze większe niż w rzeczywistości. Wszędzie było pełno świateł. Lampki znajdowały się w każdym miejscu. Na suficie, ścianach i na stolikach. Do tego jeszcze światło dzienne. W środku nie było dużo ludzi, ale Alison miała wrażenie, że głowa jej puchnie od nadmiaru hałasu. Słyszała jakiś szum wewnątrz. Jakby coś szurało o ściany jej czaszki.
- Wierzysz mu? - spytał
Alison opowiedziała Kevinowi o wszystkim co się wydarzyło. Ani razu jej nie przerwał, tylko uważnie słuchał. Nawet kiedy skończyła przez moment zastanawiał się co powiedzieć.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami.
Wpatrywała się w zamówione danie. Naleśniki z czekoladą były jej ulubioną potrawą, ale dzisiaj nie miała apetytu. Jeszcze nic nie zjadła, ale na myśl o włożeniu chociaż kawałka do ust, sprawiała, że było jej nie dobrze.
Przeniosła wzrok na przyjaciela, który też nie ruszył swojej porcji, tylko bawił się serwetką. Marszczył brwi i wodził oczami po stole. Wyraźnie coś go trapiło.
- Uważasz, że to prawda? - zagadała, nie mogąc znieść szumu w głowie. Liczyła, że kiedy przyjaciel zacznie mówić to zagłuszy jej wewnętrzny szmer.
- Te objawy. - odchrząknął - Myślę, że nie są przypadkowe. Dzieje się z tobą coś niedobrego. - wyznał ciężko – Wszystko zaczęło się jakiś rok temu. Późno wróciliśmy z imprezy. Byłaś zmęczona, więc szybko zasnęłaś u mnie w pokoju. Ja natomiast miałem z tym problemu. Byłem zmęczony, ale nie mogłem się ułożyć do snu. Po jakimś czasie usłyszałem twój krzyk. Zerwałem się by sprawdzić co się stało. Miotałaś się na łóżku i wrzeszczałaś. Pomyślałem, że to zły sen, wywołany zbyt dużą ilością alkoholu, ale następnej nocy to się powtórzyło, kolejna wyglądała tak samo. Za każdym razem budził mnie twój krzyk. Zupełnie jakby ktoś torturował cię we śnie. Były to wrzaski pełne bólu. Nie mogłem ich znieść. Nie wiedziałem jak ci pomóc. Rankami nic nie mówiłaś. Uznałem, że zwyczajnie nie chcesz. Aż pewnej nocy, przyszłaś do kuchni. Wzięłaś nóż i rozcięłaś sobie dłoń. Kiedy siłą ci go wyrwałem, zorientowałem się, że lunatykujesz. Rano zapytałaś mnie co to za szrama. Nie pamiętałaś zupełnie nic. Postanowiłem obserwować cię nocami.
- Pamiętam. - wyszeptała – Pamiętam ten okres, kiedy zapraszałeś mnie codziennie do siebie. Upierałeś się, żebym zostawała na noc. Nie zupełnie wiedziałam o co ci chodzi.
- Wolałem nic ci nie mówić. Przynajmniej do czasu, aż sam to zrozumiem. Uznałem, że będzie lepiej jeśli nie będziesz wiedziała o koszmarach. Zwłaszcza, że śniły ci się co noc. Poza tym, nie chciałem, żeby twoja matka się martwiła. W każdym razie, nocne wędrówki, więcej się nie wydarzyły. Nie było jednak lepiej. Pewnego razu, obudziłaś się z płaczem. Nie byłaś tego świadoma, ale ja jestem pewien, że wtedy nie spałaś. Zaczęłaś krzyczeć. To już tak mnie nie stresowało. Zobaczyłaś mnie w rogu i rozpoznałaś. Prosiłaś bym cię obudził. Szarpałaś moją koszulką, potrząsałaś ramionami, błagając, bym coś zrobił. Kazałaś przynieść nóż, zranić cię. Ledwo udało mi się cię uspokoić. Wtedy zrozumiałem jak jest źle. Nocami rzeczywistość mieszała ci się ze snami. Kiedy się budziłaś, mówiłaś jak cie boli, jak cierpisz, ale nigdy nie potrafiłaś sprecyzować dlaczego, kto ci to robi. Rankami jak zwykle wszystko zapominałaś. Potem wszystko ustało.
- Mogłeś mi powiedzieć. Nadal nic nie pamiętam ze snów. Chciałam iść z tym do lekarza. Myślisz, że to ma związek z dzisiejszym napadem?
- Słyszałem już o takich przypadkach. - wyjaśnił – Objawy są różne, ale zawsze wykańczają cię albo umysłowo albo fizycznie. Lub i tak i tak. Jest to cena, za to co mogą dokonać.
- Nie rozumiem, o czym ty w ogóle mówisz. - skrzywiła się. - To zaczyna brzmieć jak początek dennego filmu.
- Chyba jednak powinnaś porozmawiać z Drake'em. Co prawda... - zawahał się
- Tak? - popędziła go
- Był dzisiaj u twojej matki.
- Co? - niemal krzyknęła. Widząc zdziwione spojrzenie pozostałych klientów restauracji, pochyliła się nad stołem i powtórzyła cicho. - Co?
- Samanta zadzwoniła do mnie. Chciała o czymś porozmawiać. Kiedy przyjechałem on już tam był. Twoja mama była zdenerwowana i roztrzęsiona. Groziła mu wazonem. Nie wiem co się wydarzyło, ale musiał uderzyć w czuły punkt bo po jego wyjściu kompletnie się załamała. Bała się o ciebie. Kazała mi przysiąc, że nie dopuszczę byś przeszła na drugą stronę. Miałem cię przed nim uchronić.
- Bo on coś wie. - syknęła, mocno ściskając widelec. - Wie czym jestem i może nawet ma rację jeśli chodzi o ojca, a matka nie chcę bym się tego dowiedziała.
- Alison, to chyba...
- Jak ona mogła? - rzuciła, w połowie wygiętym sztućcem o stół i głośno odsuwając krzesło, zdenerwowana wyszła z restauracji.
Miała ochotę coś rozwalić, rzucić czymś ciężkim by wyładować emocje. Zamiast tego, szybkim krokiem zmierzała w niewiadomym kierunku.
- Posłuchaj. - Kevin szarpnął ją za ramię – Nie widziałaś wyrazu jej twarzy. Ona naprawdę była przerażona. - mówił tonem jakby chciał ją zganić. - Powinnaś z nią porozmawiać.
Patrzyła się na niego, aż w końcu odpuściła. Jego wzrok nie dawał jej innego wyboru.
- W porządku. Ale chcę żebyś był przy tej rozmowie.
- Nie wiem, czy...
- Zamknij się. - rozkazała wytykając mu palcem – Chcesz żebym z nią porozmawiała spokojnie, to musisz tam być i pilnować żebym nie zrobiła czegoś głupiego. Poza tym i tak potem wszystko bym ci powtórzyła, więc równie dobrze możesz iść.
Bez słowa wskazał na samochód i niemym gestem powiedział, żeby wsiadała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz