Drake żwawym krokiem
sunął po zatłoczonym chodniku, cicho pogwizdując. Starał się
zbytnio nie zamartwiać. Nie był pewien reakcji Alison, ale
spodziewał się, że będzie chciała pobyć sama. Oczywistym
faktem, było, że jego słowa do niej dotarły. Mimo, że wyglądała
jakby mu nie wierzyła – i może rzeczywiście tak było – to
Drake wiedział, że i tak przemyśli sobie całą sprawę, a na
koniec porozmawia z matką. Sam zrobiłby tak samo, a zdążył się
już przekonać, że oboje mieli podobny charakter. Łączył ich
upór i bezwzględna chęć dotarcia do prawdy.
Jednego tylko się
obawiał, a jednocześnie był ciekaw. Co tak właściwie powie jej
matka. Zatai sprawę prawdziwego ojca czy wszystko wyjaśni.
Zastanawiał się, ile z tego co jest prawdą wie sama Samanta. Jak
zwykle miał wrażenie, z czego był niezwykle zadowolony, że to on
wie najwięcej.
- Drake! - usłyszał
wołanie Ricki.
Nie odwrócił się tylko
dalej szedł przed siebie. Tylko jej jeszcze tutaj brakowało. -
westchnął.
- Głuchy jesteś? -
zdenerwowała się dobiegając do niego.
- Czasami trzeba
przywyknąć do myśli, że ludzie celowo nie reagują na twoje
słowa. Zazwyczaj jest to znakiem, że nie mają ochoty na twoje
towarzystwo.
- Co teraz zrobisz? -
spytała ignorując zaczepkę.
- Nie jestem pewien, ale
chyba pójdę na shake'a.
- Chodzi mi o Alison. -
sprostowała
- Właściwie, ją też
chciałem zaprosić na shake'a, ale uciekła zanim zdążyłem
cokolwiek zaproponować.
- Pytam poważnie.
- A ja się nie śmieję.
- Jak ja cię momentami
nienawidzę. - mruknęła
Drake był zmuszony do
jej towarzystwa miesiącami. Był okres kiedy była razem z Chrisem.
Właściwie nie można było nazwać ich parą. Łączyła ich pewna
głębsza relacja, ale nie był to poważny związek. W przypadku
Chrisa, trzeba było się pogodzić z faktem, że jest się dopiero
na trzecim miejscu w liście jego priorytetów. Ricki należała do
dziewczyn, które biorą wszystko albo nic. To był powód ich
rozstania. Nadal byli dobrymi przyjaciółmi, ale nie widywali się
już tak często, za co Drake był wdzięczny. Nie miał nic do
Ricki, nawet ją lubił, ale irytowała go jej skłonność do
wtrącania się. Zawsze o wszystko wypytywała, a pomiędzy nim i
Chrisem były tajemnice, o których nie wiedział nikt inny. Należały
do nich sprawy poważnej wagi jak i drobne sekrety. Częste
przebywanie Ricki obok uniemożliwiało im swobodną komunikację.
- Powiesz o niej
Chrisowi? - spytała – Wiesz w końcu...
- Posłuchaj. - odwrócił
się, wymachując palcem przed jej nosem. Znikł ton do żartów,
zastąpiony powagą. - To, że wiesz o Chrisie jest dla mnie
kompletnie niezrozumiałe. Chyba tylko Bóg wie dlaczego ci
powiedział. O niej nie może się nikt dowiedzieć. Jedno słowo za
dużo i klęska na całej linii. Nie wtrącaj się do tego i siedź
cicho.
- Przestań zgrywać
pana zatroskanego. - zarzuciła mu – Nie tylko ty martwisz się o
Chrisa. Nie zdradziłam go i dobrze wiem czym grozi wydanie jej. Nie
jestem głupia.
- Szczęście dla
ciebie. - odpuścił – Odpowiedź brzmi „nie”. Na razie nic mu
nie powiem.
- W takim razie ja też
będę milczeć, tylko dlaczego?
- On ma teraz inne
zmartwienia. Sam zajmę się Alison.
- Nie traktuj jej tak. -
podparła ręce o biodra, jak to robią małe, zbuntowane
dziewczynki. - Jak sprawę do załatwienia. - uśmiechnęła się
kiedy na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. - Dam ci radę.
Jeśli chcesz jej pomóc, zaoferuj to konkretnie. Ona nie jest jedną
z dziewczyn, które przybiegną do ciebie z płaczem. Jest twarda jak
ja. Będzie próbowała radzić sobie sama, a chyba wiesz, że to
jest niemożliwe. Jestem pewna, że z własnej woli do ciebie nie
przyjdzie jak do bohatera, czekając na ratunek. Ty wyciągnij do
niej dłoń. To nie będzie ujma na twoim nieskazitelnym honorze. -
puściła do niego oko i z radością odmaszerowała.
To właśnie była Ricki.
Zawsze obracała sprawę tak, że na końcu wychodziło, iż to ona
jest górą. Przynajmniej sama tak myślała. No nic. Jemu to nie
przeszkadzało, póki trzymała się z daleka. Niech sobie uważa co
chcę. To nie jego biznes. Już nie.
* * *
Knajpka w rzeczywistości
okazała się elegancką restauracją. Stoliki zasłane białymi
obrusami i zastawione delikatną zastawą. Ciemne ściany w
niektórych miejscach zakryte były długimi lustrami, tak, że
pomieszczenie wydawało się jeszcze większe niż w rzeczywistości.
Wszędzie było pełno świateł. Lampki znajdowały się w każdym
miejscu. Na suficie, ścianach i na stolikach. Do tego jeszcze
światło dzienne. W środku nie było dużo ludzi, ale Alison miała
wrażenie, że głowa jej puchnie od nadmiaru hałasu. Słyszała
jakiś szum wewnątrz. Jakby coś szurało o ściany jej czaszki.
- Wierzysz mu? - spytał
Alison opowiedziała
Kevinowi o wszystkim co się wydarzyło. Ani razu jej nie przerwał,
tylko uważnie słuchał. Nawet kiedy skończyła przez moment
zastanawiał się co powiedzieć.
- Nie wiem. - wzruszyła
ramionami.
Wpatrywała się w
zamówione danie. Naleśniki z czekoladą były jej ulubioną
potrawą, ale dzisiaj nie miała apetytu. Jeszcze nic nie zjadła,
ale na myśl o włożeniu chociaż kawałka do ust, sprawiała, że
było jej nie dobrze.
Przeniosła wzrok na
przyjaciela, który też nie ruszył swojej porcji, tylko bawił się
serwetką. Marszczył brwi i wodził oczami po stole. Wyraźnie coś
go trapiło.
- Uważasz, że to
prawda? - zagadała, nie mogąc znieść szumu w głowie. Liczyła,
że kiedy przyjaciel zacznie mówić to zagłuszy jej wewnętrzny
szmer.
- Te objawy. -
odchrząknął - Myślę, że nie są przypadkowe. Dzieje się z
tobą coś niedobrego. - wyznał ciężko – Wszystko zaczęło się
jakiś rok temu. Późno wróciliśmy z imprezy. Byłaś zmęczona,
więc szybko zasnęłaś u mnie w pokoju. Ja natomiast miałem z tym
problemu. Byłem zmęczony, ale nie mogłem się ułożyć do snu. Po
jakimś czasie usłyszałem twój krzyk. Zerwałem się by sprawdzić
co się stało. Miotałaś się na łóżku i wrzeszczałaś.
Pomyślałem, że to zły sen, wywołany zbyt dużą ilością
alkoholu, ale następnej nocy to się powtórzyło, kolejna wyglądała
tak samo. Za każdym razem budził mnie twój krzyk. Zupełnie jakby
ktoś torturował cię we śnie. Były to wrzaski pełne bólu. Nie
mogłem ich znieść. Nie wiedziałem jak ci pomóc. Rankami nic nie
mówiłaś. Uznałem, że zwyczajnie nie chcesz. Aż pewnej nocy,
przyszłaś do kuchni. Wzięłaś nóż i rozcięłaś sobie dłoń.
Kiedy siłą ci go wyrwałem, zorientowałem się, że lunatykujesz.
Rano zapytałaś mnie co to za szrama. Nie pamiętałaś zupełnie
nic. Postanowiłem obserwować cię nocami.
- Pamiętam. -
wyszeptała – Pamiętam ten okres, kiedy zapraszałeś mnie
codziennie do siebie. Upierałeś się, żebym zostawała na noc. Nie
zupełnie wiedziałam o co ci chodzi.
- Wolałem nic ci nie
mówić. Przynajmniej do czasu, aż sam to zrozumiem. Uznałem, że
będzie lepiej jeśli nie będziesz wiedziała o koszmarach.
Zwłaszcza, że śniły ci się co noc. Poza tym, nie chciałem, żeby
twoja matka się martwiła. W każdym razie, nocne wędrówki, więcej
się nie wydarzyły. Nie było jednak lepiej. Pewnego razu, obudziłaś
się z płaczem. Nie byłaś tego świadoma, ale ja jestem pewien, że
wtedy nie spałaś. Zaczęłaś krzyczeć. To już tak mnie nie
stresowało. Zobaczyłaś mnie w rogu i rozpoznałaś. Prosiłaś bym
cię obudził. Szarpałaś moją koszulką, potrząsałaś ramionami,
błagając, bym coś zrobił. Kazałaś przynieść nóż, zranić
cię. Ledwo udało mi się cię uspokoić. Wtedy zrozumiałem jak
jest źle. Nocami rzeczywistość mieszała ci się ze snami. Kiedy
się budziłaś, mówiłaś jak cie boli, jak cierpisz, ale nigdy nie
potrafiłaś sprecyzować dlaczego, kto ci to robi. Rankami jak
zwykle wszystko zapominałaś. Potem wszystko ustało.
- Mogłeś mi
powiedzieć. Nadal nic nie pamiętam ze snów. Chciałam iść z tym
do lekarza. Myślisz, że to ma związek z dzisiejszym napadem?
- Słyszałem już o
takich przypadkach. - wyjaśnił – Objawy są różne, ale zawsze
wykańczają cię albo umysłowo albo fizycznie. Lub i tak i tak.
Jest to cena, za to co mogą dokonać.
- Nie rozumiem, o czym
ty w ogóle mówisz. - skrzywiła się. - To zaczyna brzmieć jak
początek dennego filmu.
- Chyba jednak powinnaś
porozmawiać z Drake'em. Co prawda... - zawahał się
- Tak? - popędziła go
- Był dzisiaj u twojej
matki.
- Co? - niemal
krzyknęła. Widząc zdziwione spojrzenie pozostałych klientów
restauracji, pochyliła się nad stołem i powtórzyła cicho. - Co?
- Samanta zadzwoniła do
mnie. Chciała o czymś porozmawiać. Kiedy przyjechałem on już tam
był. Twoja mama była zdenerwowana i roztrzęsiona. Groziła mu
wazonem. Nie wiem co się wydarzyło, ale musiał uderzyć w czuły
punkt bo po jego wyjściu kompletnie się załamała. Bała się o
ciebie. Kazała mi przysiąc, że nie dopuszczę byś przeszła na
drugą stronę. Miałem cię przed nim uchronić.
- Bo on coś wie. -
syknęła, mocno ściskając widelec. - Wie czym jestem i może nawet
ma rację jeśli chodzi o ojca, a matka nie chcę bym się tego
dowiedziała.
- Alison, to chyba...
- Jak ona mogła? -
rzuciła, w połowie wygiętym sztućcem o stół i głośno
odsuwając krzesło, zdenerwowana wyszła z restauracji.
Miała ochotę coś
rozwalić, rzucić czymś ciężkim by wyładować emocje. Zamiast
tego, szybkim krokiem zmierzała w niewiadomym kierunku.
- Posłuchaj. - Kevin
szarpnął ją za ramię – Nie widziałaś wyrazu jej twarzy. Ona
naprawdę była przerażona. - mówił tonem jakby chciał ją
zganić. - Powinnaś z nią porozmawiać.
Patrzyła się na niego,
aż w końcu odpuściła. Jego wzrok nie dawał jej innego wyboru.
- W porządku. Ale chcę
żebyś był przy tej rozmowie.
- Nie wiem, czy...
- Zamknij się. -
rozkazała wytykając mu palcem – Chcesz żebym z nią porozmawiała
spokojnie, to musisz tam być i pilnować żebym nie zrobiła czegoś
głupiego. Poza tym i tak potem wszystko bym ci powtórzyła, więc
równie dobrze możesz iść.
Bez słowa wskazał na
samochód i niemym gestem powiedział, żeby wsiadała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz