sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 53

Przekonanie Darrena by przeniósł Alison i Kevina z powrotem do miasta nie było tak trudne jak namówienie na to Chrisa. Uporczywie się sprzeciwiał by sami nie przechadzali się po osiedlu jakby nic się nie stało. Chciał pójść razem z nimi, ale na to nawet Darren nie wyraził zgody. Chris może czuł się już lepiej, ale nadal był wyczerpany, a jego kondycja fizyczna została mocno nadszarpnięta.  
Po kilkunastu minutach spędzonych na bezustannym zrzędzeniu i namawianiu postanowił ustąpić, jeśli tylko wrócą szybko do hotelu, w którym mieszkali. Po trzech złożonych obietnicach w końcu mogli zostać w spokoju przeteleportowani. Było to tak samo nieprzyjemne jak za pierwszym razem. Żołądek podchodził Alison do gardła i kiedy już myślała, że zwróci wszystko co dzisiaj zjadła, spotkała się z chłodną nawierzchnią jezdni. Siła upadku była tak silna, że przez chwilę musiała walczyć o oddech. Jak już powietrze dostało się do jej płuc, powoli wstała. Kevin pozbierał się znacznie szybciej. Kiedy ona gramoliła się z ziemi on już stał wyprostowany i z dziwnym wyrazem twarzy patrzył na kamienicę.
- Ja tutaj mieszkam? - zapytał z odrazą
- Wierz lub nie, ale wolałeś skromne cztery kąty od bogatej rezydencji. - wykaszlała patrząc na stary budynek. -Chodź. - kiwnęła głową po czym oboje ruszyli w stronę drzwi.
W kilka minut pokonali schody i stanęli na klatce tuż przed drzwiami. Ku zaskoczeniu i uldze Alison nie były oblepione żółtą, policyjną taśmą. Coś jednak jej nie pasowało. Nie potrafiła określić co dopóki nie nacisnęła na klamkę.
- Słyszysz to? - spytał
Potwierdziła kiwnięciem i z rozmachem otworzyła drzwi. Nie byli sami. Była w stanie usłyszeć szybkie, łomoczące bicie serca. Jedną ręką otworzyła drzwi sypialni i krótkim spojrzeniem zorientowała się, że jest pusta. To samo zrobiła z łazienką. Dopiero jak wyszła zza rogu do salonu coś śmignęło jej przed oczami. Instynktownie uniosła rękę, chwytając czyiś nadgarstek. Mocno szarpnęła okręcając napastnika tyłem do siebie i gwałtownym ruchem przygniatając go do ściany. Sama była zaskoczona swoją szybkością i siłą. Wszystko to było wzmocnione od czasu przemiany. Nie mogła twierdzić, że jej się to nie podobało.
- Au! Puść mnie! - usłyszała piskliwy głos.
- Olivia? Co ty tutaj robisz? - spytała gniewnie tylko odrobinę poluźniając swój chwyt. Dziewczyna nie odpowiedział tylko zaczęła się szarpać próbując uwolnić. - Odpowiedz!
- Puszczaj mnie, Alison! - zażądała
- Odpowiedz! - syknęła mocniej przyciskając ją do ściany
- Hej! - zareagował Kevin – Może powinnaś trochę zluzować.
- Pozwalasz na to Kevin? - pisnęła szukając u niego ratunku.
- Nie licz na to. - warknęła Alison. Odsunęła się kilka kroków pociągając blondynkę za sobą. - Siadaj! - rozkazała popychając ją na fotel.
Pozbawiona równowagi upadła na siedzenie i lekko drżąc odwróciła się do nich przodem. Alison omal się nie cofnęła widząc jej bladą twarz. Wyglądała jakby nie spała od kilku nocy. Oczy miała zaczerwienione i podkrążone, co było widać mimo warstwy podkładu.
- Co tutaj robiłaś? - spytała już mniej wrogim tonem
Olivia przez chwilę wpatrywała się w nią z jawną złością po czym jej twarz się rozluźniła, a oczy nagle posmutniały.
- Ukrywam się. - odparła zachrypnięta
- W tym bajzlu? - spytał Kevin, nadal oszołomiony rozglądając się po zagraconym i zdemolowanym pomieszczeniu
- Przed Juanem? - spytała twardo Alison. Była przestraszona własnym chłodem, ale miała pewne bardzo niemiłe przeczucie co do roli Olivii w tym wszystkim. - Co robiłaś na zebraniu w Północnym Stadzie? Nie wykręcaj się bo widziałam cię tam na własne oczy.
- Szukałam pomocy. - odpowiedziała unikając jej spojrzenia
Alison gwałtownie ścisnęła obręcze jej fotela przysuwając się do niej bliżej. Przestraszona Olivia próbowała się cofnąć, ale uniemożliwiało jej to oparcie.
- Szukałaś pomocy przed własnym bratem? - drążyła cichym, pełnym furii głosem – Dziwny zbieg okoliczności, że chwile potem on się tam pojawił, nie sądzisz?
- Nie miałam pojęcia, że on tam będzie. - spanikowana zaprzeczyła głową
- Brednie! - krzyknęła – Wskazałaś mu to miejsce! Byłaś cholernym szczurem! Wiesz, ile niewinnym osób zginęło?!
- Alison! - Kevin raptownie złapał ją za ramiona i odciągnął na bok. - Co ty wyrabiasz? Nie możesz tak na nią naskakiwać. Nie widzisz, że ledwo trzyma się kupy.
Alison nawet nie patrząc na dziewczynę głośno westchnęła i uniosła ręce w geście poddania. Jak tylko upuścił ręce, powoli wyszła do kuchni.
- Wszystko w porządku? - spytał Olivii
Ta tylko słabo pokiwała głową. Z jej oczu płynęły łzy. Nadaremnie próbowała je powstrzymać.
Alison nie miała pojęcia dlaczego jest taka zła, ale nie kupowała tej gry. Zdeterminowana chwyciła jeden z kuchennych noży i zanim ktokolwiek zdążył zareagować doskoczyła do dziewczyny. Fotel się przewrócił, a one obie poleciały na podłogę. Alison sprawnie przycisnęła kolana do ramion Olivii i trzymając nóż na jej gardle, warknęła.
- Gadaj, dlaczego to zrobiłaś?
- Alison... - zaczął zdumiony Kevin
- Nie wtrącaj się. - przerwała mu nie odwracając wzroku od przerażonych oczu Olivii – Nie widziałeś co tam się wydarzyło.
- Zostaw mnie w spokoju. - poprosiła
- Podobno miałaś nam pomagać. Zgłosiłaś się do nas jak tylko twój chory braciszek zaczął świrować, a teraz kiedy on zabija niewinnych ty stoisz u jego boku? Jesteś tak samo nienormalna jak on.
- To ty masz szaleństwo w oczach. - odparła – Myślisz, że popieram to co on robi? Musiałam mu pomóc. Zabił naszego ojca, a teraz grozi matce. Jeśli bym się mu sprzeciwiła zgładziłby ją, albo zamienił w tego potwora. Nie miałam wyboru. - głos jej się załamywał.
- Co on planuje?
- Nie wiem. Przysięgam, że nie wiem.
- Dlaczego tworzy te demony? - nie ustępowała
- Nie wiem, Alison. Błagam cię, musisz mi uwierzyć.
- Gówno prawda! Musisz coś wiedzieć. Myśl! Jaki jest jego cel? Czego się boi? Ma jakiś słaby punkt?
Łzy spływały strumieniami z jej oczu. Płakała niczym dziecko, starając się odwracać wzrok. Nagle zesztywniała i z szeroko otwartymi oczami spojrzała na Alison.
- Ty. - szepnęła – Ty jesteś jego jedyną słabością.
Alison z wrażenia upuściła nóż. Zszokowana wyprostowała się schodząc z Olivii i zupełnie pozbawiona sił oparła się o ścianę.
- Tylko ty jesteś w stanie to zakończyć, Alison. - ciągnęła Olivia, nadal spoczywając na podłodze. Uniosła się do postawy siedzącej i ze smutkiem na nią spojrzała – Nie wiem dlaczego, ale to ciebie pragnie najbardziej. Boi się o ciebie bardziej niż o własną rodzinę.
- Dlaczego? - spytała bezradnie – Czym różnie się od pozostałych?
- Że niby ten gość rujnuje świat, bo się w tobie zakochał? - zagaił Kevin lekko zdezorientowany
- Nie. - zaprzeczyła twardo Olivia – On nie zna pojęcia miłość. Już nie. Ta czarownica zabrała wszystko co w nim dobre. On pragnie cię bo wie, że jesteś inna. - Alison nagle odwróciła głowę w jej stronę – On wie, że nie jesteś wilkołakiem. Myślę, że wiedział to jeszcze przed tobą.
- Jak?
Olivia przysunęła się do niej bliżej i ujęła jej dłoń. To było zachowanie, którego Alison w ogóle się po niej nie spodziewała i to nie tylko dlatego, że przed sekundą przykładała nóż do jej gardła. One nigdy za sobą nie przepadały. To, że teraz patrzyła na nią z niemal współczuciem świadczyło o tym jak bardzo sytuacja była beznadziejna.
- Nie wiem co on planuje, ale ty jesteś ostatnim elementem tej układanki. Gra toczy się o coś wielkiego, ale nie wiem co to jest. Jest jednak osoba, która pragnie tego samego, która jest jedyną rywalką Juana.
- Aeirin? - zdziwiła się Alison.
Olivia smutno skinęła głową.
- To wszystko jest jakieś chore. - stwierdził Kevin – Zaczynam się cieszyć, że nie mam bladego pojęcia o czym mówicie. - Olivia zaskoczona odwróciła głowę w jego stronę, na co wyjaśnił. - Straciłem pamięć. - Ostentacyjnie poklepał się po głowie.
- Co? - uszło z niej powietrze
- Aeirin coś mu zrobiła. - westchnęła ciężko Alison. - Zamieniła jego wspomnienia w stertę kurzu po czym wciągnęła je odkurzaczem. Sytuacja jest, więc tak bardzo do dupy jak wszyscy myślimy.
- Dlaczego? - wzburzyła się – Nie możemy tak tego zostawić. Musimy działać.
Alison czuła się jakby ktoś spuścił jej niezły łomot. Nie miała siły, ani ochoty myśleć o strategii, o Juanie, ani o całej serii złych zdarzeń. Była wyzuta z energii. Miała dziwne wrażenie, że mają już tak przesrane, że nic nie da się z tym zrobić. Podpierając się ściany, mozolnie wstała i lekko przygarbiona ruszyła w stronę wyjścia.
- Alison? - zawołali ją oboje w tym samym momencie
- Róbcie co chcecie. Ja mam kogoś z kim muszę się spotkać.
Nie wiedziała skąd ten nagły brak przejmowania się czymkolwiek. Było zbyt wiele spraw, o których trzeba by było pomyśleć, zbyt wiele rzeczy do zrobienia. Każdy problem zwyczajnie zniknął z jej umysłu, pozostawiając jeden cel. Kelly.

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 52

Po wyjściu Drake'a zrezygnowano z dalszych dyskusji. Wszyscy byli zmęczeni obecną sytuacją, a fakt, że wcale nie miało być lepiej tylko pogarszał sprawę. Alison postanowiła wrócić na górę i sprawdzić co z Kevinem. Musiała jakoś mu to wszystko wytłumaczyć. Nie liczyła, że będzie to łatwe, ale przynajmniej musiała spróbować. Jeśli pomimo to będzie chciał zacząć od nowa z dala od niej – czego nie miałaby mu za złe – to uszanuje jego decyzję. Póki jednak nie będzie pewien co ma zrobić, nie zamierzała ustępować.  
Kiedy weszła do jego pokoju Darren już tam był, rezygnując ze schodów i przenosząc się za pomocą swoich magicznych talentów.
- Niedługo powinien się obudzić. - powiedział, ściągając dłonie z jego głowy
Kevin leżał już na łóżku, a nie na podłodze. Alison przysunęła krzesło i usiadła blisko niego, uważnie obserwując jak jego klatka piersiowa równomiernie unosi się i opada. Jej uwagę przykuł czarny kamień spoczywający na jego brzuchu.
- To ten sam co Shelly stworzyła dla Chrisa. - uprzedził jej pytanie – Ułatwia funkcjonowanie podczas głębokiego jakby to określić snu. Czasami pozbawienie kogoś przytomności może odnieść fatalny skutek, dlatego wolałem się zabezpieczyć.
- Shelly jest w pewnym rodzaju czarownikiem? - spytała
- Ma pewne umiejętności, ale nie jest nim. Zna podstawowe sztuczki, takie jak naznaczanie przedmiotów, nadając im magicznych właściwości.
- Te linie coś oznaczają. - zauważyła – Kamień zmienił swoją barwę, a powierzchnia została wygładzona.
- To tak zwane magiczne symbole lub runy. Jest ich nieskończenie wiele, a każda ma inną właściwość. Sam nie znam ich za dużo. Wolę bardziej nowoczesną technikę. Nie mam głowy żeby zapamiętywać te zawijasy nie mówiąc już o dokładnym ich odwzorowaniu. Zazwyczaj używają ich mniej zaawansowani bo nie wymaga to tak dużej koncentracji albo mocy. One same w sobie mają pewną magię, wystarczy tylko posiadać narzędzie, którym można je narysować.
- Nie trzeba być czarownikiem by stworzyć coś takiego? - zdziwiła się
- Nie, ale trzeba mieć wystarczająco dużo siły by przetrwać ich rysowanie. Gdyby każdy mógł z nich korzystać nie miałoby to najmniejszego sensu. Jak już zauważyłaś kamień całkowicie zmienił swój wygląd. Gdybyś to ty próbowała skorzystać z runy mogłabyś skończyć mniej więcej tak jak ten kawałek skały. Radzę więc nie próbować. Runy mogą być potężnym narzędziem, ale odbierają ci więcej niż jest to warte. Znak wypala wszystko co dobre i właściwe, zamieniając je w kusząco błyszczące zło. - zaśmiał się. Odwrócił się by odejść, ale w ostatniej chwili przystanął na moment przy drzwiach. - Zdjąłem już zaklęcie blokujące to pomieszczenie. Kevin będzie mógł swobodnie stąd wyjść, ale lepiej byś dotarła do niego zanim zrobi coś głupiego. Nie mam prawa ani ochoty go tutaj więzić, jednak uczynię to jeśli będzie to konieczne.
- Nie będzie takiej potrzeby, Darren. - powiedziała nie będąc pewna własnych słów – Dziękuję, za wszystko co dla niego zrobiłeś. - zrównała się z nim wzrokiem. Twarz czarownika wykrzywiła się w krzywym uśmiechu, po czym całkowicie zniknął jej z oczu.
Nie wiedziała jak długo w ciszy siedziała na tym krześle, pogrążona we własnych myślach, czasami daleko odbiegających od realnego życia. Patrząc na tak dobrze jej znaną postać przyjaciela, nie mogła uwierzyć, że on jej nie pamięta. Zbyt wiele wspomnień dzielili razem by mógł tak po prostu wyrzucić ją z własnej głowy. Wierzyła, że gdzieś głęboko jest część, która wszystko pamięta, wystarczy tylko do niej dotrzeć. Nie miała pojęcia jak do tego podejść i z każdą sekundą ogarniał ją coraz większy niepokój. Co jeśli pustka w jego umyśle jest nieodwracalna? Jak ona sobie poradzi bez niego, kiedy już wie, że on żyje. Co innego gdy myślała, że nie żyje. Nie było to łatwiejsze, ale inne.
Omal nie podskoczyła na krześle, kiedy rozległo się ciche pukanie. Przy drzwiach stał Rusty. Z lekkim wahaniem obserwował nieprzytomnego Kevina leżącego na łóżku. Po chwili odchrząknął, włożył ręce do kieszeni i podszedł bliżej.
- Myślałem, że Drake robi sobie żarty kiedy mówił, że Kevin żyje.
- Jak widać to prawda, ale nie wiadomo czy to ten sam Kevin, którego znaliśmy. - westchnęła smutno
- Nie wierzę, że cię nie pamięta. - odrzekł jakby chciał ją pocieszyć.
- Myślę, że ostra struna przyciśnięta do gardła jest wystarczającym dowodem. - Odruchowo zerknęła na gitarę stojącą obok. To dało jej nikły przebłysk nadziei. Skoro i teraz Kevin grał na gitarze, może istnieje szansa, że wszystko sobie przypomni.
- Co na to jego rodzice? - rzucił pytanie, które dłużej pozostało bez odpowiedzi, niż można byłoby się spodziewać.
Alison właściwie nie była pewna czy wiedzieli o jego śmierci. Zamieszanie jakie panowało wokół mogło odwrócić uwagę rodziców od syna, ale niewykluczone, że widzieli jego zdemolowany dom i próbowali się z nim jakoś skontaktować, ale czy wtedy nie dzwoniliby też do niej.
- Nie mam pojęcia, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł by im o nim mówić, kiedy on w ogóle ich nie pamięta. Może lepiej by pozostali w niewiedzy. Poza tym nawet nie wiadomo gdzie oni są. Może gdzieś się ukrywają przed Juanem. Sytuacja na Południu na pewno nie jest teraz najbezpieczniejsza.
Nie wykluczała nawet możliwości, że rodzice Kevina mogli już nie żyć, ale wolała nie mówić tego głośno. Jasno stawiała przed sobą pewne fakty. Nie miała pojęcia co działo się na terenie jej dawnego stada, ale nie byłaby zaskoczona gdyby coś takiego jak Południowe Stado przestało w ogóle istnieć. Kto wie ile wilkołaków poświęcił Juan by uzupełnić swoją demoniczną armię.
- Darren teleportuje nas z powrotem do miasta. - Rusty przerwał krótką ciszę – Znaczy Chris zostaje. Drake uparł się, że dopóki nie ustali co wie Bellamy na temat wczorajszych wydarzeń, nie pozwoli mu wrócić. Shilla mówiła, że się wszystkim zajmie, ale zawsze lepiej się upewnić.
- I słusznie. - Nie wiedziała dlaczego, ale nie ufała własnej ciotce. Było w niej coś podejrzanego. - Zostanę tutaj z Kevinem dopóki się nie obudzi.
Rusty skinął głową i cicho oddalił się na korytarz. Zanim zniknął gdzieś w dole zdążyła wybiec i go zawołać. Przystanął i odwrócił się w jej stronie patrząc wyczekująco.
Nerwowo podrapała się po karku i po długim westchnieniu odważyła się odezwać.
- Właściwie to nie mieliśmy okazji porozmawiać o tym co się stało wtedy w klubie.
- Spokojnie. - Machnął ręką – Dostałem jasno poinformowany, o tym by trzymać cię z daleka od używek. Od dzisiaj jestem dla ciebie jak zakręcony kran. - uśmiechnął się.
- Nie do końca o to mi chodzi. - odparła z wahaniem
Patrzył na nią przez chwile nie świadomy o czym mowa. Po chwili wszystko zaczęło mu się klarować, co było jasno widoczne po jego twarzy.
- Daj spokój. - wzruszył ramionami – Spędziliśmy szaloną noc. Wybawiliśmy się i tyle. Nie ważne w jaki sposób.
- Tak, tylko, że ja...nie jestem pewna czy powinnam była cię całować. Chciałam za to przeprosić
- Przeprosić? - zdziwił się – Nie musisz, bo wcale tego nie oczekuję. Bez urazy, ale to dla mnie nic nie znaczy. Tak jak mówiłem, bawiliśmy się. To nas do niczego nie zobowiązuje. - prychnął po czym odwrócił się i odszedł.
Alison miała mieszane uczucia. Rusty nie wyglądał na zdenerwowanego, ale nie wydawał się też zwyczajnie obojętny tak jak zwykle. To była dziwna rozmowa, ale przynajmniej miała ją za sobą. Może i była tamtej nocy otępiała, ale narkotyki nie zabrały jej wspomnień, które wróciły następnego ranka.
Nie chcąc już dłużej zaprzątać sobie tym głowy wróciła do pokoju. Ze zdziwieniem stwierdziła, że Kevin już się obudził. Siedział na łóżku nerwowo się rozglądając, ale jak tylko weszła do środka, gwałtownie wstał jakby szykował się do ucieczki.
- Jak się czujesz? - spytała nie wiedząc właściwie co ma powiedzieć
Nie odpowiedział. Nieufnie ją obserwował, stojąc w napięciu. Obserwowanie u niego takiej reakcji nie było przyjemne. Nigdy nie spodziewałaby się, że kiedykolwiek będzie wzbudzać podejrzenia u własnego przyjaciela. To, że nie czuł się przy niej swobodnie było dla niej nienaturalne.
- Posłuchaj, wiem, że mnie nie pamiętasz, dlatego może się przedstawię. Jestem Alison. - uśmiechnęła się krzywo, a w zamian dostała kolejne pełne podejrzenia spojrzenie – Wiem, że jesteś nieco zagubiony, ale ja cię znam od dziecka. Jeśli chcesz cokolwiek wiedzieć to po prostu zapytaj. - Cisza z jego strony zaczęła być męcząca – Nie? W porządku. Mogę zacząć sama. Nazywasz się Kevin Dowell i jesteś dziewiętnastoletnim wilkołakiem...
- Ty tak twierdzisz. - wtrącił – Nie muszę ci wierzyć.
- Nie, nie musisz, ale to jest jedyna istniejąca prawda. Jeśli chcesz możesz stąd wyjść i udawać kogoś innego, ale nie będzie to zbyt mądre z twojej strony. Nie jestem twoim wrogiem i nigdy nim nie byłam. Znam cię od dziecka i nie przestanę o ciebie walczyć, choćbyś chciał się mnie pozbyć ze swojego życia, rozumiesz? - powiedziała z determinacją
Przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku, jakby chciał coś wyczytać z jej twarzy, potem jednak cicho westchnął i z powrotem usiadł na łóżku. Alison w duchu odetchnęła z ulgą. Zawsze to jakieś osiągnięcie.
- To jest dla mnie równie trudne jak dla ciebie. - przyznała podchodząc do niego bliżej – Jednak to, że straciłeś pamięć nie wyklucza cię z mojego życia. - Przez moment się zawahała. W końcu jednak zdecydowana, delikatnie ujęła jego dłoń. Ku jej uldze nie zabrał jej z powrotem. - Zależy mi na tobie, tak jak zawsze zależało. - wyszeptała
- Byłaś moja dziewczyną? - spytał po momencie ciszy
Tak ją zaskoczyło to pytanie, że potrzebowała kilku sekund na odpowiedź.
- Byłeś dla mnie jak brat. - odparła łagodnie, tak by go nie urazić.
- Jesteś pewna? - Uniósł głowę by na nią spojrzeć. Jego twarz była jak kamienna maska zupełnie pozbawiona emocji. - Jesteś pewna, że nie chciałem być dla ciebie kimś więcej?
- Ja... Nigdy... - zaczęła się jąkać – Nie miałam podstaw by tak sądzić. Dlaczego pytasz? Coś sobie przypominasz?
Wyrwał dłoń z jej uścisku i nagle wstał. Patrząc na nią z góry, jeszcze nigdy nie wydawał jej się tak obcy jak w tamtym momencie.
- Kevin? - spytała niemal szeptem
- Nie nazywaj mnie tak. - wybuchł
Gwałtownie do niej doskoczył, tak, że odsunęła się do tyłu. Poczuła chłód ściany na plecach. Przybliżył się do niej opierając dłonie po obu stronach jej głowy.
- Nie pamiętam cię. - mówił cichym i groźnym głosem – Nie wiem kim jesteś i czy byłaś kiedykolwiek dla mnie ważna. Skoro tak bardzo byliśmy sobie bliscy to dlaczego kazałaś mi tu siedzieć tyle dni. Skazałaś mnie na przebywanie w tym pokoju, zamkniętym przez tego psychola co uważa, że jest Crisem Angelsem. Jeśli tak dobrze mnie znasz, to wyjaśnij dlaczego mam wrażenie, że głowa za chwilę mi eksploduje, a żyły wydają się wypełnione żrącym kwasem, co? Nie, nie znam cię. Nie wiem kim jesteś. NIC DLA MNIE NIE ZNACZYSZ. - Ostatnie zdanie powiedział bardzo powoli, tak cichym i przepełnionym gniewem głosem, że Alison poczuła jak jeżą jej się włoski na karku.
Jeszcze nigdy nie była tak przestraszona jego bliskością. Jej serce biło szybciej, a płuca potrzebowały więcej powietrza. W końcu zrobił krok do tyłu, zostawiając ją rozpłaszczoną na ścianie.
- Narkotyki. - wydyszała
Po raz pierwszy spojrzał na nią z jawnym zainteresowaniem
- Wiedziałam, że z nimi nie skończyłeś. - kontynuowała – Jak mogłam być taka głupia, żeby nie zareagować.
- Chcesz powiedzieć, że byłem ćpunem? - zaśmiał się zdumiony
- Nałogowcem nie znającym umiaru. - wyrzuciła z siebie – Brałeś wszystko co popadnie byle tylko poczuć się spełnionym. Szybko jednak nawet maksymalne dawki przestały być dla ciebie wystarczające. Wciągałeś, połykałeś, paliłeś i wstrzykiwałeś sobie substancje, których nawet nie jestem w stanie wymówić. Nawet kiedy nie zatrzymałbyś się przed niczym byle tylko zdobyć jeszcze jedną działkę, przez cały ten czas byłam przy tobie. Widziałam cię w najczarniejszych momentach twojego życia i nawet wtedy nie zwątpiłam w naszą przyjaźń. Uwierz mi, twój chwilowy zanik pamięci to pestka. Możesz mówić, że mnie nie pamiętasz, że mnie nienawidzisz i nie chcesz oglądać. Słyszałam gorsze słowa dobiegające z twoich ust. Jakkolwiek byś się nie starał mnie od siebie odsunąć.. - Odważyła się by podejść bliżej – … Ja nie odejdę.
Coś dziwnego przemknęło przez jego twarz. Jakby zaskoczenie i ulga. Nie miała pojęcia jak to zinterpretować, ale zdecydowanie było to lepsze niż gwałtowny cios wymierzony w jej stronę. Oczywiście Alison zdawała sobie sprawę jak jej słowa mijają się z prawdą. Była gotowa by o niego walczyć, ale nie mogłaby robić tego w nieskończoność. Póki co wolała jednak utwierdzić go w przekonaniu, że może porzucić próby odrzucenia jej. To zdecydowanie ułatwiało jej zadanie by jakoś odzyskał swoje wspomnienia.
- Niech tak będzie. - powiedział – Pokaż mi gdzie znalazłaś mnie prawie martwego. Może coś sobie przypomnę.
Miała ochotę rzucić mu się na szyję i mocno przytulić. Wiedziała jednak, że byłoby to zbyt śmiałe i zbyt wczesne posunięcie. Alison musiała uzbroić się w cierpliwość co jak zresztą zawsze nie było dla niej łatwe.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 51

Z wielkim trudem, ale w końcu udało się przekonać Kevina by puścił Alison. Decyzja jak się okazało nie przyniosła mu niczego dobrego, bo jak tylko poluźnił uścisk, Darren pstryknął palcami i wysoki blondyn pozbawiony przytomności opadł na podłogę. Alison natychmiast się odwróciła. Nie mogła uwierzyć, że widzi jego twarz, wydatne kości policzkowe, złote włosy. To był jej Kevin. Odzyskała go. Przynajmniej w połowie.
- Jak to możliwe, że mnie nie pamięta, że w ogóle żyje? - spytała nadal oszołomiona nie odrywając wzroku od przyjaciela.
- Nigdy nie umarł. - stwierdził neutralnie czarownik.
- Jak to? - odwróciła się w jego stronę. Przysiadł na łóżku w ogóle nie przejęty sytuacją. - Widziałam jego ciało.
- Jego serce nie przestało bić ani na moment. - nie ustępował
- Chwila! - wtrącił się Drake – Ja też tam byłem i nie słyszałem by coś kołatało.
- Tak samo jak nie słyszałeś muzyki z głośników radia.
To stwierdzenie zbiło Drake'a z tropu. Zamilkł, głęboko coś analizując, co można było dostrzec po skupionym spojrzeniu nerwowo obserwującym podłogę, która nie była na tyle ciekawa by przykuwać jego uwagę.
- A krew? - spytała Alison – Dlaczego się nie obudził jak go szturchałam? Nie mów, że spał. - zirytowała się
Darren głęboko westchnął jakby nie podobał mu się fakt, że musi wszystko wyjaśniać.
- Kevin był nieprzytomny. Jego serce biło, ale bardzo słabo. Krew nie należała do niego. Bylibyście w stanie to wyczuć gdyby nie jakiegoś rodzaju magiczny specyfik rozpuszczony w powietrzu. Chyba nie muszę przypominać, że Aeirin jest mistrzynią w tego typu zabawach. Otumaniła wasze zmysły, a jego... – wskazał na rozpłaszczonego na podłodze Kevina - … zatruła jakimś świństwem. Z ledwością udało mi się go wybudzić, ale nic nie mogłem poradzić na jego demencję. Kompletnie nic nie pamiętał. Nie wiedział kim jest, jak się nazywa. Nawet nie miał pojęcia o tym, że nie jest człowiekiem. - Ostentacyjnie wstał z łóżka i podszedł do nieprzytomnego. Podniósł jego nadgarstek, ukazując bladą skórę ponaznaczaną czerwonymi bliznami – Podcinał sobie żyły, wciąż nie dowierzając jak szybko goją się jego rany. Zamknąłem go tutaj by nie zrobił sobie krzywdy. Dałem mu nawet gitarę by się nie nudził, ale najwyraźniej nawet struny mogą służyć jako narzędzie sprawiające ból.
Wyciągnął metalową linkę spomiędzy jego palców, a następnie wstał.
- To to był wasz sekret? - zdziwił się Drake – Dlaczego nic nie powiedzieliście?
- Właśnie? - poparła go Alison
Czarownik nagle posmutniał.
- Bo nie ważne jak bardzo przypomina dawnego Kevina, już nim nie jest. I nie wiem czy kiedykolwiek będzie. Póki co jest zdezorientowanym wilkołakiem, który nie jest świadomy swojej siły. Jest niebezpieczny dla siebie i innych.
- Nie ważne. To mój przyjaciel. Może mnie nie pamiętać. To jest nieistotne. Najważniejsze, że żyje. - utwierdziła się Alison.
Czuła tak ogromną ulgę. Miała wrażenie, że ktoś ściągnął drut ściskający jej serce. Na pewno go tak nie zostawi. To przez nią Aeirin go zaatakowała. Jest winna mu pomoc.
- Nie rozumiesz Alison. Twój przyjaciel przepadł. Nie jest powiedziane, że znowu będziesz mu bliska. To może zranić cię bardziej niż jakby nie żył. - oznajmił Darren.
- Kevin żyje. - musiała to powiedzieć. Bała się, że to jakiś sen, a ona za moment się obudzi i wszystko, razem z jej przyjacielem przepadnie. - Nie ma nic gorszego niż myślenie, że bliska ci osoba nie żyje.
Nie wiedziała czy była bardziej zła na Darrena czy rozczarowana z powodu tego, że ją oszukał. Myślała, że są przyjaciółmi, albo chociaż wiernymi kumplami czy coś w tym rodzaju. Zachowanie w sekrecie czegoś takiego było okrutne. Zmarnowała całe dnie na ponurą egzystencje, topiąc się w żałobie. Gdyby wiedziała, że tak naprawdę nie ma nad kim się użalać mogłaby zupełnie inaczej wykorzystać ten czas.
- No dobra to w pewnym rodzaju Happy End – stwierdził Drake – Mamy jednak na głowie innego świra, który ma na swoich usługach śmierdzących Pożeraczy Dusz.
- Co? - Wiedziała, że miał na myśli Juana i jego dymiącą armie, ale nie była pewna czy Pożeracz Dusz to fachowe określenie tego czym były te stwory czy raczej wymyśloną przez niego nazwą.
- Drake ma racje. - kolejne westchnienie wydobywające się z piersi czarownika. - Chodźmy na dół i wszystko ustalmy, zanim ruszymy z odsieczą.
Po tych słowach lekko zgarbiony wygramolił się z pokoju, ruszając w stronę schodów. Alison nadal stercząc w środku wpatrywała się w przyjaciela. Ukucnęła i odgarnęła złote włosy z jego twarzy. Jego skóra była ciepła, a nie chłodna jak w momencie kiedy go znalazła w mieszkaniu. Teraz nie była pewna czy nie był to wymysł jej wyobraźni.
- Skubaniec nie odejdzie tak łatwo. - stwierdził z rozbawieniem i może nawet ulgą Drake
- Dlaczego ona go nie zabiła? - spytała. Było to czyste spekulowanie. - Przecież tak byłoby dla niej łatwiej i odniosłoby podobny skutek.
Nie uzyskała odpowiedzi.
Obdarzyła przyjaciela ostatnim spojrzeniem, a następnie uniosła się z podłogi. Nadal nie czuła się na siłach, ale świadomość, że odzyskała Kevina dodała jej nieco energii. Drake stał przy drzwiach i uważnie ją obserwował. Przez jego twarz przemknął cień. Nie zdążyła zapytać o co chodzi, bo momentalnie odwrócił się i zniknął za progiem. Możliwe żeby nie radowała go myśl, że Kevin wrócił? Teoretycznie nigdy nie odszedł, ale wszyscy – no prawie wszyscy – tak właśnie myśleli.
Kiedy zeszła na dół cała trójka była w pokoju gdzie wcześniej nakryła Darrena i Chrisa na tajemnej rozmowie. Od razu spojrzała na brata. Nadal był blady, a stanie prosto sprawiało mu problemy, ale przynajmniej nie wyglądał jak żywy trup. Widząc jej spojrzenie jego usta minimalnie się wykrzywiły, co też nie było bezbolesne bo następnie na jego twarzy pojawił się krzywy wyraz. Rezygnując z walki z własnym ciałem, ostrożnie usiadł na krześle. Ręce tak mu się trzęsły jakby zaraz miał się przewrócić.
- W porządku? - spytała podchodząc do stołu
- Jest dobrze. - odpowiedział
- Widzę. - znacząco uniosła brew
- Gdyby nie ty leżał bym na łóżku nie zdolny do żadnego ruchu, ale niebywale świadomy bólu w każdym z nerwów. Teraz przynajmniej mogę skrzywić się, albo zgiąć wpół chociaż trochę go zmniejszając, więc tak, jest dobrze. - Nagle spoważniał i uniósł głowę zrównując się z nią wzrokiem – Dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś.
- Hej, to tobie zawdzięczamy życie. Nie zapominaj o tym.
- Każda część mojego ciała nieustannie mi to przypomina. - słabo się zaśmiał.
Darren odchrząknął zwracając na siebie ich uwagę.
- Dobra. Ponieważ nie wszyscy wiedzą co właściwie się wydarzyło, myślę, że trzeba wszystko naświetlić.
Również usiadł przy potężnym drewnianym stole. Alison zajęła miejsce naprzeciwko po lewej stronie brata. Drake odsunął się na bok i opierając się o ścianę wpatrywał się w przestrzeń za oknem.
- Jeszcze ja.
Do pokoju wpadł Rusty. Był przebrany, świeżo wykąpany i już nie wyglądał jak pijaczyna. Wzrok mu się wyklarował, zniknęła zamglona zasłona i nieprzytomne spojrzenie. Szybko dosiadł się do stołu i perfekcyjnie wyprostowany, niczym szkolny prymus skinął głową, dając znak, że można zacząć wykład.
Darren zmierzył go pełnym politowania spojrzeniem i minimalnie pokręcił głową.
- W porządku, więc zacznijmy od początku. W momencie, w którym zaczął się atak razem z Chrisem byłem nico na uboczu. Szybko jednak zorientowałem się co się wydarzyło. Nie od razu rozpoznałem Juana, ale doskonale wiedziałem czym są jego potworki. W świecie magii nazywa się ich Damnatus. Z łacińskiego Potępieni. W rzeczywistości są to skradzione dusze. Stworzenie Potępionego wymaga skomplikowanego zaklęcia, które nie jest trudne jeśli zdobędzie się wszystkie elementy. W każdym razie, nie sama ich siła i trudność unicestwienia jest tutaj najstraszniejsza. Damnatus są jak plaga. Kiedy już stworzy się jednego nic nie stoi na przeszkodzie by powstał następny. Jak widzieliście mimo krwawej walki nie ostało się żadne ciało. Potępiony wykrada dusze umierającego, a potem po krótkim rytuale kreuje z niej kolejnego przedstawiciela. Są to stworzenia z piekła rodem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Żadna ludzka broń nie jest w stanie ich zabić. Na nic przydadzą się miecze, ostrza czy drewniane badyle. - Spojrzał z ukosa na Rusty'iego. - One go nie zabiją chociaż mogą na serio zdenerwować. Potępieni odczuwają ból w każdym tego słowa znaczeniu, bo pomimo ich dymiącej i wydawało się zwiewnej postury są bardzo cielesne. Jednak choćbyś wypruł im flaki to i tak nie powstrzymasz ich przed zabiciem cię. Skala bólu jaką mogą znieść przekracza możliwości i wyobrażenia każdej ziemskiej istoty.
- Wiemy już jacy są straszni. Przejdź do części, w której Chris spada z nieba. - ponaglił go Rusty.
- To będzie ciężej wytłumaczyć. - stwierdził Darren – Sam nie odważyłbym się na to posunięcie, bo było ryzykowne.
- Ryzykowne jest odbieranie lizaka dziecku, któremu wyżynają się zęby. To było śmiercionośne. - stwierdził Drake, nadal nie odrywając wzroku od okna.
- Uczę się od mistrza. - skwitował Chris, a następnie skierował się do Darrena. - Pozwól, że ja to wytłumaczę. Sam właściwie nie jestem pewien jak to się stało, ale od czasu, kiedy opuściliśmy grób naszych rodziców coś się zmieniło. Wszystko związane z moją naturą Zmiennokształtnego stało się łatwiejsze. Zmiany przestały być bolesne i trwały o wiele krócej. Do tego każdej transformacji towarzyszyło to dziwne jasne światło.
Alison omal nie wyrwała się mówiąc, że miała tak samo. Opamiętała się jednak, nadal nie przyznając się, że ma już pierwszą zmianę za sobą.
- To było tak jakby ta dziwna powłoka otulała mnie, zabierając agonie towarzyszącą łamanym się kościom. - kontynuował – Zgłosiłem się do Darrena o pomoc. Chciałem wiedzieć czym jest ten blask. To zabrzmi całkowicie nierealnie i może nawet głupio, ale oboje twierdzimy, że nasi rodzice w pewien sposób nas obdarowali.
- Co? - zdziwiła się Alison
- To nie jest pewne. - zaczął Darren – Słyszałem o takich przypadkach. Rodzice w momencie śmierci otaczają swoje dzieci pewną z grubsza nieokreśloną ochroną.
- Miłość matki ochroniła was przed Czarnym Panem. – wyrecytował Rusty – Dajcie spokój to nie „Harry Potter”.
Czarownik spiorunował chłopaka wzrokiem tak ostrym, że Alison na jego miejscu nie odezwałaby się już ani słowem. Ten jednak niepozornie wzruszył ramionami, w ogóle nie przejęty.
- Taka jest nasza teoria. - odparł Chris zadziwiająco - jak zresztą zawsze – spokojnym głosem. - Nie wiem czy to miłość, czy coś innego, ale podziałało na te mroczne stworzenia, które nie mają już w sobie ani krzty dobra.
- Zaraz. - wtrąciła Alison nagle zdając sobie sprawę z pewnego faktu, który sprawił, że brzuch skurczył jej się z bólu – Chcesz powiedzieć, że to oślepiające światło, które cię przysłoniło było spowodowane kolejnym zmianami? - Chris natychmiast spuścił wzrok jakby szykował się na ochrzan i zdecydowanie na niego zasłużył – To mogło cię zabić. - stwierdziła głupio, jakby wcześniej nie zdawała sobie sprawy co stało się z jej bratem po tym jak blask zniknął – To znaczy, jak w ogóle mogłeś wpaść na tak ryzykowny pomysł? Przecież to niewykonalne. Przynajmniej ja bym tak myślała na twoim miejscu.
- Ale i tak byś to zrobiła gdybyś wiedziała, że możesz uratować swoich przyjaciół, prawda? -odparł
To było zagranie poniżej pasa, bo doskonale wiedziała, że miał racje. Nawet gdyby istniała niewielka szansa, zaryzykowałaby wszystko myśląc, że to może uratować najbliższych. Nie było sensu się o to spierać. Odpuściła więc atak na brata i zmieniła temat.
- Skoro stworzenie potępionego wymagało zaklęcia, to Aeirin musiała pomóc Juanowi. Współpracują ze sobą.
- Nie znam nikogo z magicznymi zdolnościami w Jacksonville. - potwierdził Darren – Jednak nie określił bym ich relacji tak oczywistym i jednoznacznym stwierdzeniem jak „współpraca”. Stworzenia takie jak Aeirin nie znają takiego słowa.
Wyczuła dziwną nutę smutki w jego głosie. To roznieciło podejrzenia, że ta dwójka miała ze sobą kiedyś coś wspólnego. Nie chciała jednak o to teraz pytać.
- Obrażając ją obrażasz samego siebie. - stwierdził monotonnie Rusty. Widząc zaskoczone i może nawet trochę zaniepokojone spojrzenie Darrena, dokończył – No wiesz, ona jest takim samym czarownikiem jak ty.
- Może i jest czarownikiem, ale nie jest taka jak ja. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, ani jakichkolwiek wątpliwości w tym temacie.
- To naprawdę nie jest teraz ważne. - uspokoił ich Chris – Musimy się dowiedzieć czego chce Juan i jaki jest jego cel.
- To chyba oczywiste. - odezwał się Drake, w końcu odchodząc od okna – Pragnie władzy. Jest psychopatycznym megalomanem uważającym, że tylko widok każdego stworzenia na kolanach, trzęsącego się przed jego obliczem jest rzeczą, która ma jakiekolwiek znaczenie. To czysty przykład zrytej psychiki i jeszcze gorszego dzieciństwa. Dałbym sobie ręce uciąć, że ojciec go lał, ale zanim bym świętował wygraną chciałbym zobaczyć tą scenę na własne oczy. Może zrobiłoby mi się go nawet żal, bo w tym momencie nie odczuwam nic innego niż silną potrzebę złapania kolesia, przywiązania do stalowej ramy i nasłania na niego wszystkich tych jego upiornych kundli, by wyżarły jego wnętrzności, a niego samego rozerwały na strzępy. Niech jego ciało cierpi bo na duszę już za późno.
Po tym chłodnym wyznaniu, którym wprawił wszystkich w osłupienie, gniewnym krokiem wymaszerował z pokoju, zostawiając ich zaskoczonych i nie na żarty zaniepokojonych.

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 50

Zdawało jej się, że słyszy odległą melodie. Tak płynną i piękną, jak nigdy wcześniej. Rozpoznawała dźwięki gitary. Kto mógł grać na tym instrumencie? Gwałtownie rozchyliła powieki myśląc o Kevinie. Coś ciężkiego leżało na jej lewej dłoni. Z trudem przekręciła głowę. Na dywanie tuż przed łóżkiem, na którym leżała klęczał na kolanach Drake z twarzą wciśniętą w kołdrę. Chciała się odezwać, ale w gardle miała zbyt sucho by wydobył się z niego jakiś głos. Ten jednak zorientował się, że Alison już nie śpi.  
- Myślałem, że coś ci się stało. - powiedział nie odrywając głowy od jej dłoni. - Tak bardzo się bałem.
Odchrząknęła kilka razy starając się przywrócić zdolność mówienia.
- Co z Chrisem? - jej głos był dziwnie zachrypnięty i jakby obcy.
- Nie wiem co bym zrobił gdyby...
Urwał i lekko uniósł głowę nie otwierając oczu. Pochylił się do jej dłoni i delikatnie musnął ją ustami. Powoli sunął wyżej jej ręki nawet na moment nie tracąc kontaktu z jej skórą. Była lekko zdezorientowana jego zachowaniem. Gdyby nie krytyczny stan brata pewnie całkowicie oddałaby się tej chwili. Coś jej jednak nie pasowało.
- Drake... - westchnęła – Proszę powiedz, że Chrisowi nic nie jest.
- Nie zniósł bym tego. - odpowiedział stłumionym głosem.
Jego usta znajdowały się już na jej szyi. Pocałunki były czułe i delikatne jak trzepot skrzydeł motyla. Czuła jego dłonie nad kołdrą, które ślepo wędrowały wzdłuż jej uda. Było to zachowanie, którego całkowicie się po nim nie spodziewała. Czy to dlatego, że coś poszło nie tak? Czy naprawdę nie dała rady ocalić Chrisa?
- Drake. - odparła już bardziej stanowczo.
Mimo, że ciężko było się nie poddać przyjemnemu doznaniu, z uporem odepchnęła go od siebie. Omal nie krzyknęła kiedy ujrzała jego oczy. Zniknął hipnotyzujący błękit, zastąpiony płomiennym spojrzeniem niczym z piekła rodem. Natychmiast odsunęła się od niego, ale materac stanowił barierę nie do pokonania. Na jej oczach twarz Drake'a zaczęła się zmieniać. Zafalowała jak odbicie w wodnym lustrze ukazując prawdziwe oblicze.
- Juan. - Nie wiedziała czy była bardziej przerażona czy wściekła.
Chciała go z siebie zrzucić, ale przyszpilił jej nadgarstki.
- Posłuchaj bo nie mamy wiele czasu, zanim się zorientuje. - odpowiedział zaskakująco zatroskanym głosem – Jesteś w niebezpieczeństwie. Ta twoja marna paczka przyjaciół nie zdoła cię ochronić. To co stało się z Kevinem to dopiero początek. - wyrecytował bez przerwy na oddech
Cóż mogła zrobić innego, niż zignorować jego drapieżność i wrogość piekielnych kumpli i zapytać wprost co ma na myśli.
- Aeirin? To o niej mówisz? Przecież sam ją na mnie nasłałeś. Olivia widziała was razem. Nie próbuj mnie oszukać. Wiem, że działacie razem. Piłeś jej krew! - warknęła
- To bardziej skomplikowane, ale nie jesteśmy już po tej samej stronie. Ona... Mści się na mnie. Wykorzysta cię by zdobyć swój kamień, a potem się ciebie pozbędzie. Nie jesteś tutaj bezpieczna. Tylko ja jestem w stanie cię obronić.
To jak się o nią martwił wyprowadziło ją z równowagi.
- Jak śmiesz! - krzyknęła, starając się wyrwać z jego uścisku – Wymordowałeś niewinnych ludzi tymi swoimi piekielnymi ogarami, a wszystko po to by mnie chronić? Wybacz, ale nie widzę w tym sensu.
Jego twarz nagle się wykrzywiła w aroganckim uśmiechu.
- Nie miałem pojęcia, że tam będziesz. Moje „piekielne ogary” jak je nazwałaś są do innego celu, który nie ma z tobą żadnego powiązania. Te ofiary były konieczne.
- Jesteś okropny.
- Przyjmiesz moją propozycje prędzej czy później. Przybiegniesz do mnie z podkulonym ogonem jak tylko grunt zacznie ci się na dobre osuwać spod nóg. - oznajmił już mniej uprzejmie - Do tego czasu stracisz jeszcze więcej drogich ci osób i będziesz przeklinać się za to jaka byłaś głupia odrzucając moją ofertę. Moja armia pokona każdego, a ja nie będę się wahał by ponownie zaatakować. Unicestwię każdego zepsutego wilkołaka w Jacksonville, a kiedy wieść się rozniesie inni upadną przede mną na kolana.
- Nie pomyślałeś tylko o jednym. - przerwała jego marne wyobrażenia – Chris już raz wykurzył twoje demoniczne pieski i jestem pewna, że jest w stanie zrobić to ponownie.
- Czyżby? - uśmiechnął się wyzywająco
Tym razem całe jego ciało zaczęło się rozpływać. Kształty się zniekształciły i w następnym momencie zamiast strasznego Juana miała przed sobą przerażającego, dymiącego wilka z jarzącymi się ślepiami. Czuła jego ostre pazury przebijające jej skórę na nadgarstkach. Woń siarki i palonego węgla wydobył się z jego pyska kiedy pochylił się niżej ukazując swój pełny arsenał zabójczych kłów. Alison zaczęła się miotać i krzyczeć, próbując wyswobodzić spod jego zaskakująco ciężkiego cielska.
Potępieni nadchodzą.
Rozbrzmiał pełen grozy głos.
Kiedy ponownie otworzyła oczy nadal wstrząśnięta, bestia zniknęła, a ona sama leżała niespokojnie na miękkim łóżku, okryta satynową kołdrą. Głośno dyszała nie wiedząc czy to co widziała było prawdziwe. Wydawało się takie realne, a jednak mogło być jedynie koszmarem.
Rozejrzała się dookoła by się upewnić czy być może krwiożerczy wilk nie kryje się gdzieś w kącie. Pokój był pusty. Ogromne okna wpuszczały do środka promienie jasnego słońca. Pomieszczenie samo w sobie nie było duże i zagracone różnymi, starymi meblami. Ciężkie szafy zajmowały prawie połowę wolnego miejsca, a potężne pułki zastawione książkami i nic nie przedstawiającymi rzeźbami przykrywały naprzeciwległą ścianę. Alison nadal nie pełna sił przerzuciła nogi przez krawędź łóżka. Na stoliku obok stała srebrna taca zakryta wiekiem z tego samego metalu. Głodna i spragniona natychmiast uniosła wieko. Powitały ją gorące grzanki z dżemem i szklanka soku pomarańczowego. Niemal od razu ją opróżniła, zostawiając jedynie okruszki. Była wyczerpana, ale przynajmniej nic jej nie bolało. Poza ogólnym zmęczeniem czuła się całkiem dobrze.
Niepewnie stąpając po posadce wyszła przez drzwi na jak się okazało długi korytarz. Serce jej zamarło kiedy usłyszała melodię. Tą samą, którą jak jej się wydawało słyszała podczas snu. Wyraźne dźwięki gitary rozlegały się gdzieś wyżej, nieco przytłumione, ale jednak słyszalne. Co jakiś czas podpierając się ściany ruszyła na poszukiwana źródła muzyki. Nigdzie nie mogła znaleźć schodów. Mijała dziesiątki drzwi po obu stronach, ale każde z nich było zamknięte. Ciemny hol, oświetlony jedynie przez słabe światło lamp naściennych ciągnął się w nieskończoność. Po kilku dobrych minutach znalazła drewniane schody prowadzące na piętro wyżej. Zawahała się słysząc rozmowę i ku jej wielkiej uldze głos Chrisa. Podeszła bliżej do ściany podążając za głosami. Przez lekko uchylone drzwi zobaczyła brata siedzącego na łóżku, który nadal słaby podpierał się nieco drżącymi rękoma.
- Musisz coś zrobić. - powiedział – Alison w każdej chwili może się obudzić.
Powstrzymała się przed wkroczeniem do środka, choć bardzo ją korciło by uścisnąć brata. Może nie wyglądał na okaz zdrowia, ale żył!
- Może powinniśmy zaprzestać. - odparł po krótkiej ciszy.
- Nie. - Usłyszała stanowczą odpowiedź Darrena – Nie rozumiesz. To nie jest już ta sama osoba. Wygląda i może nawet mówi tak samo, ale jego mózg został całkowicie przeprogramowany.
O czym oni do diabła mówili? - zadawała sobie pytanie, starając się nie oddychać albo przynajmniej robić to bardzo, bardzo cicho.
- Nie możemy go ukrywać. To nie jest właściwe. Drake już od dawna nas o coś podejrzewa. Kwestia czasu kiedy się wszystkiego dowie i choćbym nie wiem jak go przekonywał jestem przekonany, że wypaple to Alison. Lepiej by dowiedziała się od nas. Poza tym nawet jeśli Kevin jej nie pamięta to przynajmniej żyje.
Nagle ugięły się pod nią kolana niezdolne by utrzymać ją w pionie. By całkowicie nie stracić równowagi wpadła na drzwi otwierając je na oścież. Zdumienie jakie pojawiło się na ich twarzach nie mogło być większe niż jej samej. To co usłyszała sprawiło, że nie mogła zaczerpnąć powietrza. Jak na zawołanie kolejna seria dźwięków gitary gdzieś znad jej głowy doszła do jej uszu.
W sekundę podjęła decyzje i ile sił w nogach pognała w stronę schodów. Słyszała jak Chris woła jej imię, ale nawet przez myśl jej nie przeszło by się zatrzymać. Potykając się o własne nogi, desperacko przeskakiwała stopnie. Wszystko by tylko ponownie ujrzeć jego twarz. Jej Kevin żył? Nie mogła w to uwierzyć. Głos melodii był jak droga, która prowadziła ją prosto do celu. Nie oglądając się za siebie biegła, z każdym krokiem coraz intensywniej słysząc muzykę. Kiedy myślała, że jest już prawie na miejscu zapadła cisza. Nerwowo chwytała za klamki kolejnych drzwi. Dopiero ostatnie ustąpiły pod jej naciskiem. Wpadła do pokoju, przekonana, że dobrze trafiła. Zauważyła czarną, połyskującą gitarę stojąca przy ścianie. Mimo to pomieszczenie było puste. Już miała zawrócić, kiedy bardziej usłyszała niż dostrzegła gwałtowny ruch. W następnej sekundzie coś cienkiego mocno zacisnęło się na jej szyi, uniemożliwiając złapanie oddechu. Starała się uchwycić wżynającą się linkę, ale ta była zbyt cienka, a do tego zaciśnięta z wielką siłą.
- Wybacz, ale czekałem na taką okazję od kilku dni. - usłyszała szept.
Nie miała wątpliwości do kogo należał. To był Kevin. Z tym, że zamiast radośnie ściskając ją na powitanie zaciskał śmiertelną nić na jej gardle. Chciała się wywinąć, coś powiedzieć, ale nie dawał jej takiej możliwości.
- No dalej szurnięty psycholu. - krzyknął – Masz pięć sekund by mnie stąd wypuścić. Naprawdę nie chcę urywać jej głowy, ale ty przecież lepiej wiesz, że jestem w stanie.
Usłyszała szybko zbliżające się kroki. Następnie w drzwiach stanął Drake. Bez wahania przekroczył próg gotowy do ataku, ale stanął zamurowany jak tylko zobaczył kto jest oprawcą.
- Kurde nie wierzę. - wydyszał zaskoczony
Kevin cofnął się o krok pociągając Alison za sobą.
- Najwyraźniej nie tylko ja jestem taki głupi by dać się uwięzić. - stwierdził neutralnie Kevin – Naprawdę godne podziwu.
Drake nagle oprzytomniał.
- Posłuchaj nie ma potrzeby by dusić swoją przyjaciółkę. - przemówił spokojnym tonem – Już wcześniej za tobą nie przepadałem, ale to jest już za wiele.
Potem na korytarzu pojawił się Darren z grobową miną.
- No i jest gość honorowy. - powiedział rozweselony Kevin, nadal zaciskając linkę na szyi Alison. Jednak poluźnił uścisk na tyle by mogła nabrać chociaż trochę powietrza. - Opuść szklaną barierę to nic jej nie zrobię.
Czarownik nieco załamany pokręcił głową i wszedł do środka.
 - Myślę, że mamy pewną sprawę, którą musimy przedyskutować. - odparł

środa, 12 listopada 2014

Rozdział 49

- W porządku? - spytał pomagając jej podnieść się z ziemi.
Wydukała coś co miało brzmieć jak potwierdzenie oszołomiona wpatrując się w pustą przestrzeń, w której niedawno stał Juan. Chciała go spytać o to samo, ale kiedy się odwróciła ujrzała jedynie tył szybko oddalającej się postaci.
Dym z płonącego drzewa utrudniał widoczność, ale nawet on nie przysłonił szkarłatnej krwi okrywającej ziemię. Nigdzie jednak nie widziała żadnych ofiar. Gdyby nie bordowe plamy na powierzchni można by było uznać, że nic strasznego się tutaj nie wydarzyło. Lekko kaszląc zbliżyła się do Drake'a, który klękał pochylony do przodu. Wyszła zza jego pleców i ujrzała nieprzytomnego Chrisa leżącego na ziemi.
- Cholera. - warknął Drake po czym szybko wstał i podszedł do czarownika, który niczego nie świadomy spoczywał pod drzewem. - Oprzytomniej panie magiku. - zaczął desperacko nim potrząsać.
- Czarownik. - jęknął rozchylając powieki.
- Co?
- Jestem czarownikiem, a nie magikiem.
Złapał się za głowę i starał skupić wzrok na jednym punkcie.
- Koniec drzemki. - warknął Drake – Z Chrisem nie jest dobrze.
Nagle zesztywniał jakby wszystko sobie przypomniał. Przy pomocy Drake'a stanął na nogi i chwiejnym krokiem podszedł do nieprzytomnego przyjaciela. Ścisnął jego nadgarstek i zaczął mierzyć puls.
- Co się dzieje? - spytała Alison zaniepokojona stanem brata.
Coś zaszeleściło w krzakach, odwracając jej uwagę. Z zarośli wybiegła Shila z przerażonym wyrazem twarzy. Na moment spojrzała na Chrisa, a potem odwróciła się w stronę Bellamy'iego, który powoli zbierał się by wstać mocno trzymając się przy tym za głowę. Shila desperacko zaczęła się rozglądać jakby czegoś szukała. Alison chciała podejść i zaoferować pomoc, ale ta szybko odnalazła to czego wypatrywała. Schyliła się po coś sięgając. Alison nie rozpoznała co to jest dopóki to nie wymierzyła porządnego ciosu w głowę Alfy pozbawiając go świadomości.
- Co ty...? - Alison zaczęła protestować
- Nie może się dowiedzieć o Chrisie. - odpowiedziała od razu podchodząc do bratanka. - Jak jest źle? - spytała Darrena, który nadal pochylał się nad bezwładnym ciałem
Brak odpowiedzi był jedynie potwierdzeniem. Opadła na kolana chwytając jeden z leżących obok kamieni. Czarownik odsunął się dając jej więcej miejsca. Shila trzymając kawałek skały tuż przy ustach zaczęła obsesyjnie kołysać się w przód i w tył coś przy tym szepcząc.
Alison czuła jak jej serce łomocze się o żebra. Nie miała pojęcia co się działo z jej bratem, ani teraz ani przedtem, ale widząc jego bladą twarz i dziwnie pokrzywione palce była nie na żarty przestraszona.
Wszyscy w napięciu obserwowali co robi Shila. Nawet Rusty nadal nie do końca przytomny dokuśtykał by przyjrzeć się bliżej. Nagle kobieta przestała się kołysać. Rozłożyła palce prawej dłoni ukazując niczym nie różniący się kamień. Potem paznokcie na jej lewej dłoni wydłużyły się zmieniając w grube pazury. Delikatnie pociągnęła jednym z nich po skale jakby malowała pędzlem. Na jego powierzchni pojawił się znak składający z kilku zawijasów. Potem skała zaczęła ciemnieć, aż przybrała błyszcząco czarny kolor. Tak przekształcony kamień położyła na klatce piersiowej ledwo oddychającego Chrisa.
- To na moment go wzmocni. - skierowała się do Darrena – Musisz działać szybko. Ocal go, a ja zajmę się Bellamy'im.
Bez słowa wstała i ruszyła w stronę alfy.
- Złapcie się za ręce. - nakazał od razu czarownik
Cała trójka złączyła dłonie tworząc krzywy okręg. Alison usłyszała tylko jak Darren zaczyna coś mówić w nieznanym jej języku, zanim świat zaczął wirować. Otoczyło ich jaskrawe światło, zakrywając widok na las. Alison czuła jakby coś rozsadzało jej czaszkę od wewnątrz. Zupełnie jakby znajdowała się kilkanaście metrów pod wodą i płynęła cały czas w dół, skazana na coraz szybszy wzrost ciśnienia. Na szczęście wszystko nie trwało długo. Jednak nawet kiedy już światło opadło, a ból ustał Alison miała ochotę zwymiotować. Upadła na kolana, starając się uspokoić oddech.
Zanim zdążyła się pozbierać i zorientować gdzie się znajduje, Drake z czarownikiem dawno przeszli do działania. Chwycili przyjaciela i wynieśli gdzieś dalej. Alison nie była jeszcze w stanie zarejestrować gdzie dokładnie. Odczekała moment, aż świat przestał wirować, a mdłości ustały i dopiero potem wstała.
- Żyjesz? - spytał Rusty
Pokiwała głową nawet lekko się uśmiechając.
Znajdowała się w średniej wielkości pomieszczeniu, które zapewne wydawałoby się mniejsze gdyby cokolwiek się w nim znajdowało. Jedynie na środku stał ciężki, drewniany stół, na którym położyli Chrisa. Podłoga była wykafelkowana chropowatymi płytami, a ściany pokryte miedzianą farbą. Żadnych okien i tylko jedne drzwi.
Nie tracąc czasu na podziwianie (lub nie) pomieszczenia, podeszła do Drake'a, który coraz bardziej zaniepokojony pochylał się nad przyjacielem. Czarownik stał prosto opierając dłonie na piersi Chrisa. Głowę miał odchyloną do tyłu, a oczy zamknięte.
- Co się dzieje? - spytała już po raz drugi, ale tym razem uzyskała jakąś odpowiedź.
- Staramy się przywrócić go do żywych. - stwierdził oschle Drake
Nie twierdziła, że to cokolwiek jej przyniosło, ale odpuściła sobie dalsze pytania. Najwyraźniej i tak nic więcej by się nie dowiedziała. Mogła tylko w napięciu stać i obserwować poczynania czarownika. Ten w końcu gwałtownie wypuścił powietrze i skulił się jakby nie mia siły ustać.
- Nic z tego. - syknął – Nie potrafię się do niego dostać.
- Jego serce z każdą sekunda zwalnia! - krzyknął rozwścieczony Drake – Powiedziałeś, że go uratujesz.
- Nie. - zaprzeczył – Powiedziałem, że mogę spróbować. Nie jestem w stanie zminimalizować jego bólu, a inaczej nie dotrę do jego serca.
Drake nagle szarpnął ponad stołem za kołnierz czarodzieja, przyciągając go do siebie.
- Nie możesz pozwolić mu umrzeć. - powiedział cichym i przerażająco spokojnym głosem.
- Ja mogę to zrobić. - wtrąciła nagle Alison. Oboje spojrzeli na nią, jakby przypominając sobie o jej obecności – Zmniejszyć jego ból. Powołam się na więź.
- To niebezpieczne. - stwierdził Darren
- Zrób to. - polecił Drake puszczając czarownika i ustępując miejsce przy stole.
Z lekkim wahaniem oparła się o blat patrząc na bladą postać jej brata leżącą niepozornie, jakby spał.
- Co mam robić? - spytała powoli nabierając odwagi.
Darren odczekał moment chcąc dać jej czas do namysłu. Widząc, że już podjęła decyzje, wyjaśnił.
- Postaraj się zabrać chociaż część jego bólu bym mógł wypowiedzieć zaklęcie przyspieszające regeneracje.
Nie była pewna czy da radę to zrobić. Co prawda ćwiczyli to przez kilka dni, ale głównie to Chrisowi udawało się połączyć z jej umysłem i ciałem. Jej ani razu to nie wyszło. Złapała jego przedramię i zamknęła oczy, koncentrując się na więzi. Na początku nic się nie wydarzyło. Po chwili jednak to poczuła. Jakby iskra przyszywająca jej umysł. Oświetlała jej wyimaginowaną drogę łączącą ją z bratem. Zagłębiła się w światło mocniej i głębiej. Zupełnie jakby podciągała się na niewidzialnej linie. Ból przyszedł nagle i z ogromną siłą. Przeszył jej ciało i umysł. Odczuwała go, ale wiedziała, że nie należy do niej. Musiała go przejąć. Brnęła dalej, starając się ignorować drgawki jakie ogarniały jej ciało. Sekunda po sekundzie było coraz gorzej. Ból narastał. Zupełnie jakby jej kości pękały, a skóra płonęła. Zdusiła krzyk. Całkowity paraliż uniemożliwił jej oddychanie. Gdzieś poza tym wszystkim usłyszała głos Darrena.
- To za mało, Alison.
Nie poddawała się. Z determinacją przesuwała się naprzód po nierealnej drodze, wiedząc, że im bliżej będzie tym więcej jego bólu będzie w stanie mu odebrać. Nie wiedziała tylko czy jest w stanie znieść go na tyle długo by czarownik mógł wykonać swoje zaklęcie.
Miała wrażenie, że ktoś obdziera ją ze skóry. Głowa jej pulsowała od nadmiernego bólu. Już dłużej nie mogła powstrzymać krzyku. Wrzasnęła tonąc w agonii. Przez pot i łzy nadal przyjmowała kolejne, coraz większe dawki bólu pocieszając się, że im więcej cierpi tym większą ulgę przynosi bratu. To była jedyna myśl, która nie pozwalała jej się poddać i nakazywała wytrzymać dłużej. Słyszała własny krzyk gdzieś w oddali ponad tym wszystkim. Darła się w niebo głosy, szarpiąc i miotając z bólu, ale nie puściła ręki. Palce mocno trzymała zaciśnięte, wiedząc, że tylko one utrzymują ich więź.
Nie wiedziała jak długo przebywała w swoim umysłowym piekle, ale nagle wszystko ustało. Ból odpłynął pozostawiając ją samą sobie, niezdolną do choćby ruszenia palcem.
- Coś ty zrobił? - usłyszała warknięcie Drake'a
- Uratowałem jej życie bo najwyraźniej jesteś zbyt ślepy by dostrzec, że to ją zabijało. - odpowiedział równie zdenerwowany Rusty.
Nastała cisza. Alison chciała otworzyć oczy. Zobaczyć czy się udało, ale jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Mogła jedynie leżeć w całkowitej ciemności i słuchać ich niewyraźnych głosów.
- Tyle mogę dla niego zrobić. - powiedział Darren – To będzie ciężka noc, ale chyba wydobrzeje.
- Co jeśli nie? - O dziwo to nie Drake zadał to pytanie. Więcej nie usłyszała jego głosu.
- To czego dokonał było praktycznie niemożliwe. To tak jakby kazać niedołężnemu starcowi przebiec maraton. Jego serce i ciało wysiada. Jeśli przetrwa noc to przeżyje.
Potem znowu nastała krótka cisza, przerywana jedynie przez odległe stukanie. Poczuła, że ktoś bierze ją na ręce. Kojące bujanie otulało ją, zachęcając do odpłynięcia w błogą ciemność. Była w stanie zarejestrować odgłosy kroków i kilkukrotne skrzypienie drzwi. Potem poczuła pod sobą coś miękkiego, zupełnie jakby leżała na puszystej chmurze.
- Byłaś cudowna. - usłyszała czyiś głos.
Była już zbyt zmęczona by go rozpoznać. Poddała się i pozwoliła sobie odpłynąć w niebiański sen.

środa, 5 listopada 2014

Rozdział 48

Niewyobrażalne było jaka cisza zapanowała. Wszyscy z przerażeniem wyczekiwali. Alison nie miała pojęcia co robić. Wysokie płomienie przykuły całą jej uwagę. Potężne gałęzie dębu uginały się pod gorącem ognia. Trzaski drewna były jedynymi dźwiękami jakie słyszała. Nie miała pojęcia jak długo tak stała, całkowicie oddzielona od rzeczywistości. Nagłe wzburzenie tłumu sprawiło, że oderwała wzrok i spojrzała nieco niżej. Z jaskini wyszła zaciemniona postać. Nie musiała dostrzegać twarzy by od razu go rozpoznać po charakterystycznym chodzie. Stanął naprzeciw wilkołaków i w teatralnym geście rozłożył ręce.  
- Nie takiego Alfy spodziewałem się po tak potężnym stadzie. - Jego głos echem rozniósł się wśród tłumu, docierając do uszu każdego z osobna. - Nie przeżyjecie dnia z tak słabym przywódcą na czele.
Usłyszała ciche warknięcia po obu jej stronach. Cokolwiek Juan zamierzał, był albo niesamowicie głupi, albo miał asa w rękawie. Wychodzenie samemu i publiczne obrażanie alfy niesie ze sobą spore ryzyko.
- Jakie masz prawo by tak mówić. - wykrzyknęła jakaś kobieta
Pełen grozy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Cały Juan, pomyślała.
Zaczął wymachiwać rękoma jakby odbywał rytualny taniec. Ziemia ponownie zadrżała jej pod stopami. Wszyscy z lekkim niepokojem wpatrywali się w siebie nie wiedząc co robić. Uniósł się kurz osłabiając widoczność. Rozniosły się odgłosy kaszlu i gardłowego charczenia. Tłum zaczął się cofać. Alison omal nie straciła równowagi. Wpatrywała się w przestrzeń starając się dostrzec to od czego tak się oddalają. Usłyszała zanim była w stanie zobaczyć. Głośne dyszenie i kłapanie pyskami zwielokrotnione kilkanaście razy. Potem opadł kusz i obraz się wyklarował. To co zobaczyła było tak przerażające i nieznane jak nigdy dotąd. Smugi czarnego dymu formowały się w kłęby coraz gęściejsze i gęściejsze, aż w końcu przybrały kształt wilków. Bijący od nich żar był porównywalny do ognia palącego się za nimi. Oczy im się tliły jak rozjarzone węgle. Stały zgarbione świdrując każdego wzrokiem. Nie wiedziała jak to możliwe, ale z ich pysków ciekła wydzielina, która bardziej przypominała smołę niż ślinę. Wyglądały jak demony z piekła rodem.
- To jest moment, w którym uciekacie ratując życie przed moimi Pożeraczami. - powiedział gromkim tonem
Nagle ktoś wybiegł do przodu rzucając się do ataku. W jednym skoku jego ciało przeobraziło się w zwierzę. Szybko został powalony przez jednego z czarnych demonów. Nie minęła sekunda kiedy bestia rozerwała mu gardło. Może i potwór był z czarnego dymu, ale zęby miał ostre jak brzytwy.
Wybuchła panika. Większość w popłochu zaczęła uciekać do lasu. Nieliczni stanęli murem przy swoim alfie gotowi do walki. Z uznaniem skinął na nich głową. Padły jakieś rozkazy po czym grupka się rozbiegła. Alison nie dosłyszała jaka była ich strategia, ale ona miała zamiar wyjść z tego cało. Desperacko szukała kogoś znajomego w tłumie. Wokoło panowało takie zamieszanie, że każda z mijanych przez nią osób miała niewyraźne rysy. Wszyscy się rozbiegali, tylko ona jak głupia tkwiła w miejscu. W końcu ktoś ją szturchnął. Odwróciła się, gotowa by ujrzeć jakąś znajomą twarz. Napotkała zdeterminowane, ciemne oczy i umorusane krwią włosy.
- Zabieraj się stąd, Alison. - rozkazał Bellamy
- Nie możecie z nimi walczyć. - odpowiedziała patrząc poza jego ramieniem jak ciemne kłęby dymu puszczają się biegiem do ataku. Czekała na nich niewielka grupa wilkołaków, które prężąc się do skoku czekały na sygnał do walki.
- To jakiś świr, ale każdy ma słabe strony. Zatrzymamy ich tak długo jak tylko się da. Biegiem!
Rozkaz był bodźcem by popędzić do lasu. Ubity plac nagle opustoszał. Tłum zniknął gdzieś pomiędzy drzewami. Został tylko Juan z demoniczną watahą naprzeciw garstce wilkołaków. Ostatni raz zerknęła za siebie i stanęła jak sparaliżowana. Kilka metrów dalej tuż przy granicy lasu utykał Rusty. Przez sekundę zrównała się wzrokiem z jednym z Pożeraczy, który stał na uboczu, zanim oboje ruszyli biegiem. To było jak wyścig kto pierwszy go dosięgnie, z tym, że meta mogła być makabryczna.
- Na dół. - krzyknęła w momencie, w którym demon był już niemal przy nim. W ostatniej chwili Rusty uchylił się przed kłami. Padł na ziemie i przeturlał się kilka metrów dalej. - Wiej! - zdążyła wrzasnąć zanim została powalona na ziemię.
Czarne, potężne łapska przygniotły ją do podłoża, wbijając długie pazury w jej ramiona. Z przerażeniem wpatrywała się w płonące ślepia. Odór siarki wydobywający się z pyska ogromnego wilka pozbawił ją tchu. Usłyszała zdeterminowany krzyk, a potem mocne szarpniecie. Szybko się przeturlała, orientując się, że nie ma już nad sobą ogromnej bestii. Szybko wstała i cofnęła się kilka kroków.
- Plan był dobry przez chwilę. - stwierdził Rusty, stając obok niej.
Teraz jeszcze bardziej rozwścieczone, dymiące monstrum zmierzało w ich stronę z wyszczerzonymi zębami i długą gałęzią wbitą w korpus po prawej stronie.
- Jakieś pomysły jak uratować skórę? - spytał
- Biec.
Pchnęła go, ale zanim zdążyli zrobić choćby krok bestia była tuż przed nimi odgradzając drogę ucieczki.
- Niezły jest. - przyznał Rusty
- To nie czas na dopingowanie przeciwnika. - syknęła
Zaczęli się cofać. Kwestią czasu było kiedy potwór skoczy na nich i rozszarpie ich kruche ciała. Alison czuła na karku oddech śmierci. Jej serce waliło jak młot, a umysł aż parował starając się coś wymyślić. Gdzieś w oddali słyszała warknięcia i piski mieszające się z odgłosem płomieni. Wolała nawet nie patrzeć co dzieje się na polu bitwy za jej plecami.
Zdołali zrobić jeszcze jeden krok kiedy wilk wykonał skok i leciał prosto na nich. Alison nie była wstanie się ruszyć. Czas jakby zwolnił. Mogłaby powiedzieć, że lot zbliżającej się bestii trwa całe minuty. Błysk pazurów, szczęk zębów i spojrzenie piekielnych ślepi były jedynym co istniało.
Nagle jasne światło przeszyło powietrze trafiając potwora zanim zdążył powalić ich oboje na ziemię. Besta zaczęła skowyczeć i tarzać się po ziemi w drgawkach bólu.
- To nie będzie działać wieki. - Usłyszała znajomy głos.
- Darren. - zawołali, oboje pełni ulgi.
- Tak, tak wiem. Jestem waszym bohaterem. A teraz chodu.
- Gdzie są wszyscy? - spytała gorączkowo
- Już dawno w samochodzie.
Zatrzymała się w pół kroku. Nie mogła zbagatelizować sekundy zawahania jaką wyczuła w jego odpowiedzi.
- Gdzie jest Chris i Drake? - powtórzyła
- To ty jesteś w samym centrum piekielnej jatki, a nie oni. - stwierdził pośpiesznie.
- Mylisz się. - Zza ich pleców dobiegł chłodny ton. - To wy jesteście w centrum jatki.
Juan z pełnym triumfu uśmiechem wyszedł do przodu. Jak na zawołanie zza jego pleców ciężkim krokiem wymaszerowała grupa wilków. Otoczyła ich nie spuszczając z nich wzroku.
- Dajcie go tu. - polecił do jednego ze swoich piekielnych ogarów.
Do środka okręgu posłusznie wszedł jeden z Pożeraczy i rzucił coś ciemnego na ziemię. Dopiero po chwili Alison zorientowała się, że to ciało. Bellamy ledwo żywy i śmiertelnie ranny leżał prawie nieprzytomny tuż pod ich stopami.
- Szkoda, że wszyscy już się rozbiegli, ale wasza trójka mi wystarczy. Żadne z was nie należy do Północnego Stada, ale macie z nimi stały kontakt. Dzisiejsza noc była jedynie ostrzeżeniem. - Ukucnął nad ciężko oddychającym Bellemym i spojrzał na niego z udawanym współczuciem. - Udowodniłem ci, że nie masz najmniejszych szans w starciu z moimi przyjaciółmi. Jeśli chcesz ocalić swoich, musisz mi się podporządkować. Daję ci trzy dni. Wykorzystaj ten czas mądrze.
Wstał i z gracją poprawił kołnierz kurtki. Już myślała, że odejdzie i zostawi ich samych sobie, ale jego spojrzenie powędrowało w stronę Alison.
- Ty, moja droga pójdziesz ze mną. - wyciągnął w jej stronę dłoń.
Odruchowo się cofnęła, a Darren wyszedł jej naprzeciw zasłaniając własnym ciałem. Juan ciężko westchnął jakby ze znudzenia po czym od niechcenia machnął ręką. Jeden z Pożeraczy wykonał szybki skok i powalił czarownika kilka metrów dalej.
- Nie! – krzyknęła Alison – Zostaw go!
Bestia pochyliła się nad nieprzytomnym ciałem, ale nie zaatakowała.
Juan ponownie wyciągnął dłoń w jej stronę. Z ogromnym trudem zrobiła krok w jego stronę.
- Tknij ją, a nawet te śmierdzące szczury ci nie pomogą.
Oboje zaskoczeni odwrócili się w stronę, z której dobiegł głos. Na środku pustej przestrzeni stał Drake. W dłoni trzymał krótki nóż przeznaczony do rzucania. Jego wzrok był utkwiony w Juanie. Ten bardziej z zaciekawienia niż strachu cofnął rękę, ale nie ruszył się z miejsca.
- A ty to...?
- Ostatnia osoba, którą będziesz miał szczęście zobaczyć jeśli natychmiast się stąd nie zawiniesz.
- Wybacz, ale jakoś nie przeraża mnie twój sztylecik. - stwierdził pogardliwie.
Drake zaskoczony spojrzał na nóż i szybko zaprzeczył głową.
- O, to nie jego powinieneś się bać. Chociaż... - wykonał ledwie zauważalny ruch nadgarstka. Nóż ze świstem przeciął powietrze i aż po rękojeść wbił się w pysk jednego z Pożeraczy. Ten zapiszczał i zaczął łapą desperacko próbować pozbyć się ostrza. - …. również robi wrażenie.
- Zginiesz w męczarniach. - warknął Juan
Skinął głową i trzech z Pożeraczy równym krokiem skierowało się w stronę Drake'a. Jego odwaga musiała zrobić wrażenie na Juanie skoro wysłał w jego stronę aż trzy ze swoich pupilów. Gdzieś w górze rozległ się pisk, który Alison słyszała już wcześniej. Ciemna plama śmignęła przez rozgwieżdżone niebo i z gracją wylądowała na ziemi tuż przed Drake'iem. Ogromny czarnobrązowy jastrząb rozłożył pióra, zasłaniając przyjaciela. Jedynie srebrne oczy były potwierdzeniem kto tak naprawdę kryje się za tą zwierzęcą powłoką. Ogary zrobiły krok do tyłu. Po raz pierwszy Alison dostrzegła u nich moment zawahania.
- Do ataku. - krzyknął Juan.
Wszystkie skoczyły do przodu otaczając Chrisa jak ofiarę. Obracał się dookoła nich jakby na coś czekał. Wszystkie były dostatecznie blisko by go dopaść. Alison nie miała pojęcia jak wiele ich jest, ale była pewna, że mają znaczna przewagę liczebną nawet jakby każdy stanął teraz przeciwko nim. Zważywszy na to, że do swojej dyspozycji mieli jedynie nieprzytomnego czarodzieja, prawie martwego alfę i nie do końca trzeźwego wilkołaka ich szanse były znikome.
Nie wiedziała jaki był plan, ale sytuacja nie przedstawiała się kolorowo. Wtedy coś się wydarzyło. Ciało Chrisa okryło się jasnym światłem tak jasnym, że nie mogła dostrzec jego sylwetki. Cokolwiek się działo zadziałało na Pożeraczy jak kopnięcie prądem. Wykonały nagły skok do tyłu po czym już ostrożniej starały się dopaść swoja ofiarę. Machały łapami, ale nie mogły przebić się przed świetlistą powłokę. Ich irytacja rosła. Otaczały go krążąc w kółko jakby szukały słabych punktów.
Alison nie wierzyła, że to działa. Cokolwiek to było. Juan również wydał się zaskoczony. Z twarzy zniknął pełen zadowolenia i pewności uśmiech. Nie zamierzał się jednak poddać. Chwycił Alison za ramie i mocno szarpnął. Próbowała mu się wyrwać, ale był dla niej za silny.
- Zostaw ją. - rozkazał Drake, wychodząc im naprzeciw.
Juan gwałtownie zagarnął Alison, chwytając ją za talie i przykładając nóż do jej gardła. Czuła chłodny metal przyciśnięty do wrażliwej skóry.
- Zejdź mi z drogi to nic jej się nie stanie.
Jego mięśnie się napięły. Alison widziała jak rozważa pewne opcje.
- Tchórzowskie posunięcie. - splunął Drake.
- Grunt, że zadziałało. - westchnął zadowolony Juan
- Nie bądź taki pewny siebie. - warknęła Alison, mocno odchylając się do tyłu.
Już drugi raz dał się jej tak zaskoczyć. Uderzenie może nie było mocne, ale podziałało na tyle by poluźnił uścisk by mogła się wyswobodzić. Rozwścieczony cofnął się o krok. Ze złamanego nosa zaczęła ciec krew.
- Może i znalazłeś sposób na Pożeraczy, ale to jeszcze nie koniec. - zaśmiał się szyderczo
Rozłożył dłonie i szybkim ruchem złączył je nad głową. Silny podmuch wiatru zwalił Alison z nóg. Drake natychmiast znalazł się przy niej. Odgarnęła włosy by zobaczyć co się dzieje. Pożeracze, teraz już z powrotem w postaci czarnego dymu zaczęły wracać do Juana. Ziemia ponownie się zatrzęsła, a powietrze wypełnił gęsty pył, utrudniający oddychanie. Spokój tak szybko jak został przerwany tak też zapanował po tym jak Juan razem ze swoją piekielna armią zniknął gdzieś w mroku.

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 47

Dyskretnie trzymał się z tyłu w niewielkiej odległości. Mówili strasznie cicho i nic nie mógł dosłyszeć. Zżerała go ciekawość, ale wiedział, że więcej się dowie jeśli nie zorientują się o jego obecności. Nadstawiał uszu, ale wokół było za dużo innych dźwięków by mógł je rozróżnić. Wszystko mieszało się w jeden szum. Musiał podejść bliżej.  
- Hej, Rooker! - usłyszał jak ktoś go woła
Na nieszczęście dobrze rozpoznał właściciela.
- Nie teraz Rayley.
- To ważne. - burknął
- N ie dla mnie. - odpowiedział zostawiając go z tyłu.
Omal nie stracił z oczu jasnowłosego przyjaciela przez tego głąba. To co miał mu do powiedzenia, ani trochę go nie interesowało.
W końcu Chris przystanął w ciemniejszym miejscu i zaczął rozmowę. Drake szybko ukucnął, powoli się skradając. Wyłapywał tylko fragmenty ich zdań. Musiał zaryzykować i podejść jeszcze bliżej.
- … To, że na razie mi się nie udało nie oznacza, że jest to niemożliwe. - stwierdził zmęczonym głosem czarownik
- Widzę, że to cię wykańcza. Nigdy nie robiłeś dla mnie czegoś tak ważnego i wyczerpującego od czasu wypadku Drake'a. Wiem, że tu chodzi o dobro Alison, ale może...
- Nie. Znajdę sposób. To jest trudne i strasznie pokręcone, ale wiem, że mi się uda. To tylko kwestia czasu.
- Dobrze wiesz, że on go nie ma. Możesz otwarcie to powiedzieć.
Drake nic z tego nie rozumiał, ale z tonów ich obojga wynikało, że sprawa jest poważna. Dlaczego, do cholery nic mu nie mówią? Kiedy ta dwójka tak się zbliżyła żeby mieć wspólny sekret? Świat zaczynał wariować.
- Zdążę. - powiedział bez przekonania – Jestem jej to winien. Obiecałem waszym rodzicom, że będę miał na was oko i dotrzymam słowa.
Drake nigdy nie należał do cierpliwych, ale w takich momentach zwyczajnie nie wytrzymywał.
- Nigdy nie sądziłem, że „Darren” i „dotrzymać słowa” można umieścić w jednym zdaniu. To zestawienie słów o całkowicie przeciwnym znaczeniu. - powiedział wychodząc zza krzaków. Nie mógł nie odczuć satysfakcji na widok ich zdezorientowanych wyrazów twarzy. - Skończcie już z tym wymykaniem się i robieniem ze mnie głupka i mówcie co jest grane.
Darren spojrzał na Chrisa wyczekująco. Najwyraźniej to nie do niego należała decyzja.
- Ta sprawa ciebie nie dotyczy. - powiedział Chris wychodząc naprzód.
- Mówiliście o Alison. - stwierdził
- Tak, a od kiedy ty tak się nazywasz? - nie ustępował – Są sprawy, o których nie musisz wiedzieć. Za to możesz powiedzieć gdzie byłeś dzisiaj z moją siostrą i dlaczego wyglądaliście jakbyście mieli z kimś brutalną konwersacje?
- Czyli teraz nie ma już Alison, a jest „moja siostra”. Jakie to wzruszające. Cóż, i ty nie musisz o wszystkim wiedzieć.
- Sam widzisz, że utknęliśmy w czarnym punkcie. - Chris wymownie rozłożył ręce.
- Nie chcesz to nie mów. Prędzej czy później i tak się dowiem. Zastanów się czy trzymanie tego w tajemnicy jest takie dobre dla Alison, bo cokolwiek to jest powinieneś już wiedzieć, że TWOJA SIOSTRA nie lubi sekretów. Skoro jesteś tak ślepy, że tego nie zauważyłeś to kiepski z ciebie brat. - warknął po czym odwracając się na pięcie z dumą odmaszerował.
Jeszcze nigdy nie był zmuszony do tego by stanąć przeciwko Chrisowi. Myślał, że nie da się ich poróżnić. Co gorsza wcale nie był zły, że okazało się to nieprawdą. Obraz Alison i chęć jej szczęścia wypełniał każdą jego wolną chwilę. Otaczała go z każdej strony, przesiąkając przez dusze. Wszystko zaczynało się zmieniać. Wpadł w wir, z którego nie uda mu się wyzwolić. Alison była osobą, która nieświadomie wdarła się do jego serca i powoli zaczęła zapełniać je całe. Nie chciał wyrzucać z niego Chrisa. Kochał go jak brata. Zrobiłby dla niego wszystko. Jak to możliwe, że wspólny cel mógł ich skłócić. Przecież oboje chcieli dla Alison jak najlepiej. Może Chris przestał mu już ufać? Ale dlaczego?
Ktoś szarpnął go za ramię, zmuszając by się zatrzymał. Przez moment miał nadzieję, że napotka twarz przyjaciela. Wszystko się rozsypało kiedy ujrzał przesadnie opalonego blondyna.
- Jak mówiłem, musimy porozmawiać. - odparł już bardziej zdeterminowany
- Głuchy jesteś? Nie mam ochoty z tobą gadać. - Wyrwał rękę i wrócił do marszu.
- Nie zgrywaj twardziela, Rooker. Wszyscy wiedzą, że jesteś słaby i kruchy jak zapałka. - zawołał za nim. Jego głos rozniósł się echem tak, że ci co stali bliżej na pewno go usłyszeli. Drake stanął, ale się nie odwrócił. Starał się opanować emocje. - Czy ty w ogóle jesteś wilkołakiem?
W tym momencie Drake przegrał sam ze sobą. Jego nerwy były nadszarpnięte, ale temu debilowi nie zamierzał pozwalać tak otwarcie się obrażać. Odwrócił się w jego stronę i szarpnął za kołnierz jego koszuli.
- Starczy mi sił żeby nastawić ci tą krzywą gębę. Widzę, że jesteś na tyle głupi by nie rozumieć pewnych stwierdzeń. Pozwól, że ci to naświetlę. Choćby świat zaczął się teraz walić, a ty trzymałbyś się ostatkiem sił na krawędzi przepaści, to nawet wtedy nie traciłbym czasu by wysłuchiwać twoich ostatnich, pozbawionych sensu słów. Zrozumiałeś?
Rayley najwyraźniej nie spodziewał się aż takiej złości bo w jego oczach pojawiła się iskra niepokoju. Drake nie zwrócił na to uwagi i gwałtownie puścił jego koszulę. Siła upadku zwaliła blondyna z nóg. Zerknął na niego przez krótką sekundę, zanim rozpętało się piekło...

* * *

Alison miała co do Shili mieszane uczucia. Wydawało jej się, że jest sympatyczną i troskliwą osobą, ale przez to była podejrzana. Może to złudzenie, ale wolała zbytnio jej nie ufać. W sumie z całej tej pogawędki nie dowiedziała się niczego nowego. Liczyła na chociaż trochę słów wyjaśnień. Zamiast tego znowu otrzymała tajemnicze pytania typu: Dlaczego Shila nie jest normalnym Zmiennokształtnym i o jakich darach mówiła? Nie były to istotne sprawy, ale też nie można było ich zignorować.
Wracała tą samą drogą starając się wypatrzeć kogoś znajomego w tłumie. Nigdzie nie było śladu ani Drake'a, ani Ricki. Chris z Darrenem już dawno gdzieś poszli, więc nawet nie liczyła, że ich zobaczy. Poszukiwania stawały się coraz trudniejsze bo ludzie zaczęli ustawiać się bliżej wielkiego drzewa. Gdzieś w oddali mignęła jej znajoma twarz. Zaczęła przepychać się w jej stronę. Nie była pewna czy się nie przewidziała, ale nie mogłaby przeoczyć tak długich ciemnoblond włosów. Dziewczyna stała na uboczu nerwowo się rozglądając. Olivia? Co ona tutaj robi? Przez krótką chwilę ich oczy się spotkały. Nie wiadomo czemu spanikowała i w pośpiechu wmieszała się w tłum. Alison ruszyła w jej kierunku, starając się przepchnąć między ludźmi. Potknęła się o kogoś i tracąc równowagę oboje upadli na ziemię.
- Przepraszam. - wydukała zbierając się do wstania
- Świat jest nawet ładniejszy z tej perspektywy. - usłyszała czyiś bełkot
- Rusty?
Chłopak leżał na ziemi i zdawał się nie przejmować tym, że ludzie mijają go okrężną drogą. Patrzył w niebo z jawną fascynacją. Miał na sobie to samo ubranie co wczorajszego wieczoru i wcale nie wyglądał lepiej.
- Postanowiłem wpaść i zobaczyć się z bratem. - roześmiał się histerycznie – Chyba nie ucieszył się na mój widok.
Wstała otrzepując kolana i podała mu dłoń. Nie zwrócił na nią uwagi i założył ręce za głowę.
- Będziesz tak leżał? - zdziwiła się
- Jestem zmęczony.
Oczy mu się rozjeżdżały. Alison nie miała wątpliwości, że jest nietrzeźwy. Najwyraźniej postanowił nie przerywać passy od wczoraj. Nie chcąc go tak zostawiać, złapała go za ramiona i z wielkim trudem uniosła do pionu. Oparł się na niej całym ciężarem nie mając siły by ustać na własnych nogach. Wlokąc go ze sobą odsunęła się nieco na bok. Wybrała jedno z mniej zatłoczonych miejsc i posadziła go przy drzewie.
- Jak w ogóle się tutaj dostałeś?
- Poprosiłem znajomego pegaza żeby mnie podrzucił. Wiedziałaś, że one mają różne kolory? Całe dzieciństwo myślałem, że istnieją tylko te białe. Podczas gdy są też czarne. One są najgorsze.
Spojrzał na niego załamana. Naprawdę nie miała bladego pojęcia jakim cudem się tutaj znalazł. To miejsce było kilka dobrych kilometrów od miasta. Raczej nie mógł liczyć na komunikacje miejską.
Przechylił głowę na bok szukając czegoś w kieszeni. Niezgrabnym ruchem wyciągnął pogniecionego papierosa i zapalniczkę. Ręce mu się trzęsły, kiedy próbował go odpalić. Płomień był dobre kilka centymetrów od końcówki papierosa. Z trudem próbował się skoncentrować i wykonać prostą czynność. W końcu się poddał i z westchnieniem położył ręce na ziemi.
- Pieprzone szlugi.
Odrzucił zapalniczkę i zaczął gramolić się z ziemi. Chciała mu pomóc, ale odepchnął ją na bok z siłą większą niż można byłoby się spodziewać po nastolatku w takim stanie.
- Idę do domu. - stwierdził
- Rusty jesteś w środku lasu. Nawet do rana nie doczołgasz się do miasta.
- Poproszę swojego jednorożca.
- Gadasz bzdury. - syknęła
- Masz rację. - Wyprostował się nagle. Przez moment wyglądał normalnie po czym znowu się zgarbił i szeroko wyszczerzył w pijackim uśmiechu. - To był pegaz.
- Zostań. Jak tylko to wszystko się skończy wrócimy wszyscy razem.
Podszedł do niej i oparł dłonie na jej ramionach. Pochylił się do przodu mówiąc poważnym tonem.
- Kiedy masz do wyboru piekielnego pegaza i zajadłego wilka, zawsze, ale to zawsze wybierz pegaza. To jest mniejsze zło.
Był tak blisko, że była wstanie wyczuć procenty wydobywające się z jego ust. Co gorsza nie śmierdział jedynie alkoholem.
Już chciała mu wygarnąć, żeby wziął się w garść, kiedy ziemia nagle się zatrzęsła. Gdzieś w oddali rozległ się wielki huk, po którym niebo rozświetliła pomarańczowa łuna. Ludzie nagle zaczęli się wycofywać. Alison wyszła im naprzeciw. Wielkie, budzące wcześniej zachwyt drzewo stanęło w płomieniach. Wszyscy jak wryci z przerażeniem wpatrywali się w ogień.
- Gdybym wiedział, że ta zapalniczka działa takie cuda to nigdy bym jej nie wyrzucał. - powiedział Rusty
 – To nie twoja głupia zapalniczka.  
Nagle spod jaskini wyleciał w powietrze czarny kształt i z impetem uderzył o ziemię tuż przed stopami tłumu. Alison wyrwała się do przodu. Usłyszała czyiś krzyk, a potem liczne warknięcia. Mimo krwi i brudu na jego ciele rozpoznała w nim Alfę. Jakaś dwójka natychmiast wyrwała się by mu pomóc. Jak tylko postawili go na nogi, zasapany odsunął ich na bok. Alison usłyszała jego zachrypnięty głos.
 - Ktoś nas wydał.