niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 51

Z wielkim trudem, ale w końcu udało się przekonać Kevina by puścił Alison. Decyzja jak się okazało nie przyniosła mu niczego dobrego, bo jak tylko poluźnił uścisk, Darren pstryknął palcami i wysoki blondyn pozbawiony przytomności opadł na podłogę. Alison natychmiast się odwróciła. Nie mogła uwierzyć, że widzi jego twarz, wydatne kości policzkowe, złote włosy. To był jej Kevin. Odzyskała go. Przynajmniej w połowie.
- Jak to możliwe, że mnie nie pamięta, że w ogóle żyje? - spytała nadal oszołomiona nie odrywając wzroku od przyjaciela.
- Nigdy nie umarł. - stwierdził neutralnie czarownik.
- Jak to? - odwróciła się w jego stronę. Przysiadł na łóżku w ogóle nie przejęty sytuacją. - Widziałam jego ciało.
- Jego serce nie przestało bić ani na moment. - nie ustępował
- Chwila! - wtrącił się Drake – Ja też tam byłem i nie słyszałem by coś kołatało.
- Tak samo jak nie słyszałeś muzyki z głośników radia.
To stwierdzenie zbiło Drake'a z tropu. Zamilkł, głęboko coś analizując, co można było dostrzec po skupionym spojrzeniu nerwowo obserwującym podłogę, która nie była na tyle ciekawa by przykuwać jego uwagę.
- A krew? - spytała Alison – Dlaczego się nie obudził jak go szturchałam? Nie mów, że spał. - zirytowała się
Darren głęboko westchnął jakby nie podobał mu się fakt, że musi wszystko wyjaśniać.
- Kevin był nieprzytomny. Jego serce biło, ale bardzo słabo. Krew nie należała do niego. Bylibyście w stanie to wyczuć gdyby nie jakiegoś rodzaju magiczny specyfik rozpuszczony w powietrzu. Chyba nie muszę przypominać, że Aeirin jest mistrzynią w tego typu zabawach. Otumaniła wasze zmysły, a jego... – wskazał na rozpłaszczonego na podłodze Kevina - … zatruła jakimś świństwem. Z ledwością udało mi się go wybudzić, ale nic nie mogłem poradzić na jego demencję. Kompletnie nic nie pamiętał. Nie wiedział kim jest, jak się nazywa. Nawet nie miał pojęcia o tym, że nie jest człowiekiem. - Ostentacyjnie wstał z łóżka i podszedł do nieprzytomnego. Podniósł jego nadgarstek, ukazując bladą skórę ponaznaczaną czerwonymi bliznami – Podcinał sobie żyły, wciąż nie dowierzając jak szybko goją się jego rany. Zamknąłem go tutaj by nie zrobił sobie krzywdy. Dałem mu nawet gitarę by się nie nudził, ale najwyraźniej nawet struny mogą służyć jako narzędzie sprawiające ból.
Wyciągnął metalową linkę spomiędzy jego palców, a następnie wstał.
- To to był wasz sekret? - zdziwił się Drake – Dlaczego nic nie powiedzieliście?
- Właśnie? - poparła go Alison
Czarownik nagle posmutniał.
- Bo nie ważne jak bardzo przypomina dawnego Kevina, już nim nie jest. I nie wiem czy kiedykolwiek będzie. Póki co jest zdezorientowanym wilkołakiem, który nie jest świadomy swojej siły. Jest niebezpieczny dla siebie i innych.
- Nie ważne. To mój przyjaciel. Może mnie nie pamiętać. To jest nieistotne. Najważniejsze, że żyje. - utwierdziła się Alison.
Czuła tak ogromną ulgę. Miała wrażenie, że ktoś ściągnął drut ściskający jej serce. Na pewno go tak nie zostawi. To przez nią Aeirin go zaatakowała. Jest winna mu pomoc.
- Nie rozumiesz Alison. Twój przyjaciel przepadł. Nie jest powiedziane, że znowu będziesz mu bliska. To może zranić cię bardziej niż jakby nie żył. - oznajmił Darren.
- Kevin żyje. - musiała to powiedzieć. Bała się, że to jakiś sen, a ona za moment się obudzi i wszystko, razem z jej przyjacielem przepadnie. - Nie ma nic gorszego niż myślenie, że bliska ci osoba nie żyje.
Nie wiedziała czy była bardziej zła na Darrena czy rozczarowana z powodu tego, że ją oszukał. Myślała, że są przyjaciółmi, albo chociaż wiernymi kumplami czy coś w tym rodzaju. Zachowanie w sekrecie czegoś takiego było okrutne. Zmarnowała całe dnie na ponurą egzystencje, topiąc się w żałobie. Gdyby wiedziała, że tak naprawdę nie ma nad kim się użalać mogłaby zupełnie inaczej wykorzystać ten czas.
- No dobra to w pewnym rodzaju Happy End – stwierdził Drake – Mamy jednak na głowie innego świra, który ma na swoich usługach śmierdzących Pożeraczy Dusz.
- Co? - Wiedziała, że miał na myśli Juana i jego dymiącą armie, ale nie była pewna czy Pożeracz Dusz to fachowe określenie tego czym były te stwory czy raczej wymyśloną przez niego nazwą.
- Drake ma racje. - kolejne westchnienie wydobywające się z piersi czarownika. - Chodźmy na dół i wszystko ustalmy, zanim ruszymy z odsieczą.
Po tych słowach lekko zgarbiony wygramolił się z pokoju, ruszając w stronę schodów. Alison nadal stercząc w środku wpatrywała się w przyjaciela. Ukucnęła i odgarnęła złote włosy z jego twarzy. Jego skóra była ciepła, a nie chłodna jak w momencie kiedy go znalazła w mieszkaniu. Teraz nie była pewna czy nie był to wymysł jej wyobraźni.
- Skubaniec nie odejdzie tak łatwo. - stwierdził z rozbawieniem i może nawet ulgą Drake
- Dlaczego ona go nie zabiła? - spytała. Było to czyste spekulowanie. - Przecież tak byłoby dla niej łatwiej i odniosłoby podobny skutek.
Nie uzyskała odpowiedzi.
Obdarzyła przyjaciela ostatnim spojrzeniem, a następnie uniosła się z podłogi. Nadal nie czuła się na siłach, ale świadomość, że odzyskała Kevina dodała jej nieco energii. Drake stał przy drzwiach i uważnie ją obserwował. Przez jego twarz przemknął cień. Nie zdążyła zapytać o co chodzi, bo momentalnie odwrócił się i zniknął za progiem. Możliwe żeby nie radowała go myśl, że Kevin wrócił? Teoretycznie nigdy nie odszedł, ale wszyscy – no prawie wszyscy – tak właśnie myśleli.
Kiedy zeszła na dół cała trójka była w pokoju gdzie wcześniej nakryła Darrena i Chrisa na tajemnej rozmowie. Od razu spojrzała na brata. Nadal był blady, a stanie prosto sprawiało mu problemy, ale przynajmniej nie wyglądał jak żywy trup. Widząc jej spojrzenie jego usta minimalnie się wykrzywiły, co też nie było bezbolesne bo następnie na jego twarzy pojawił się krzywy wyraz. Rezygnując z walki z własnym ciałem, ostrożnie usiadł na krześle. Ręce tak mu się trzęsły jakby zaraz miał się przewrócić.
- W porządku? - spytała podchodząc do stołu
- Jest dobrze. - odpowiedział
- Widzę. - znacząco uniosła brew
- Gdyby nie ty leżał bym na łóżku nie zdolny do żadnego ruchu, ale niebywale świadomy bólu w każdym z nerwów. Teraz przynajmniej mogę skrzywić się, albo zgiąć wpół chociaż trochę go zmniejszając, więc tak, jest dobrze. - Nagle spoważniał i uniósł głowę zrównując się z nią wzrokiem – Dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś.
- Hej, to tobie zawdzięczamy życie. Nie zapominaj o tym.
- Każda część mojego ciała nieustannie mi to przypomina. - słabo się zaśmiał.
Darren odchrząknął zwracając na siebie ich uwagę.
- Dobra. Ponieważ nie wszyscy wiedzą co właściwie się wydarzyło, myślę, że trzeba wszystko naświetlić.
Również usiadł przy potężnym drewnianym stole. Alison zajęła miejsce naprzeciwko po lewej stronie brata. Drake odsunął się na bok i opierając się o ścianę wpatrywał się w przestrzeń za oknem.
- Jeszcze ja.
Do pokoju wpadł Rusty. Był przebrany, świeżo wykąpany i już nie wyglądał jak pijaczyna. Wzrok mu się wyklarował, zniknęła zamglona zasłona i nieprzytomne spojrzenie. Szybko dosiadł się do stołu i perfekcyjnie wyprostowany, niczym szkolny prymus skinął głową, dając znak, że można zacząć wykład.
Darren zmierzył go pełnym politowania spojrzeniem i minimalnie pokręcił głową.
- W porządku, więc zacznijmy od początku. W momencie, w którym zaczął się atak razem z Chrisem byłem nico na uboczu. Szybko jednak zorientowałem się co się wydarzyło. Nie od razu rozpoznałem Juana, ale doskonale wiedziałem czym są jego potworki. W świecie magii nazywa się ich Damnatus. Z łacińskiego Potępieni. W rzeczywistości są to skradzione dusze. Stworzenie Potępionego wymaga skomplikowanego zaklęcia, które nie jest trudne jeśli zdobędzie się wszystkie elementy. W każdym razie, nie sama ich siła i trudność unicestwienia jest tutaj najstraszniejsza. Damnatus są jak plaga. Kiedy już stworzy się jednego nic nie stoi na przeszkodzie by powstał następny. Jak widzieliście mimo krwawej walki nie ostało się żadne ciało. Potępiony wykrada dusze umierającego, a potem po krótkim rytuale kreuje z niej kolejnego przedstawiciela. Są to stworzenia z piekła rodem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Żadna ludzka broń nie jest w stanie ich zabić. Na nic przydadzą się miecze, ostrza czy drewniane badyle. - Spojrzał z ukosa na Rusty'iego. - One go nie zabiją chociaż mogą na serio zdenerwować. Potępieni odczuwają ból w każdym tego słowa znaczeniu, bo pomimo ich dymiącej i wydawało się zwiewnej postury są bardzo cielesne. Jednak choćbyś wypruł im flaki to i tak nie powstrzymasz ich przed zabiciem cię. Skala bólu jaką mogą znieść przekracza możliwości i wyobrażenia każdej ziemskiej istoty.
- Wiemy już jacy są straszni. Przejdź do części, w której Chris spada z nieba. - ponaglił go Rusty.
- To będzie ciężej wytłumaczyć. - stwierdził Darren – Sam nie odważyłbym się na to posunięcie, bo było ryzykowne.
- Ryzykowne jest odbieranie lizaka dziecku, któremu wyżynają się zęby. To było śmiercionośne. - stwierdził Drake, nadal nie odrywając wzroku od okna.
- Uczę się od mistrza. - skwitował Chris, a następnie skierował się do Darrena. - Pozwól, że ja to wytłumaczę. Sam właściwie nie jestem pewien jak to się stało, ale od czasu, kiedy opuściliśmy grób naszych rodziców coś się zmieniło. Wszystko związane z moją naturą Zmiennokształtnego stało się łatwiejsze. Zmiany przestały być bolesne i trwały o wiele krócej. Do tego każdej transformacji towarzyszyło to dziwne jasne światło.
Alison omal nie wyrwała się mówiąc, że miała tak samo. Opamiętała się jednak, nadal nie przyznając się, że ma już pierwszą zmianę za sobą.
- To było tak jakby ta dziwna powłoka otulała mnie, zabierając agonie towarzyszącą łamanym się kościom. - kontynuował – Zgłosiłem się do Darrena o pomoc. Chciałem wiedzieć czym jest ten blask. To zabrzmi całkowicie nierealnie i może nawet głupio, ale oboje twierdzimy, że nasi rodzice w pewien sposób nas obdarowali.
- Co? - zdziwiła się Alison
- To nie jest pewne. - zaczął Darren – Słyszałem o takich przypadkach. Rodzice w momencie śmierci otaczają swoje dzieci pewną z grubsza nieokreśloną ochroną.
- Miłość matki ochroniła was przed Czarnym Panem. – wyrecytował Rusty – Dajcie spokój to nie „Harry Potter”.
Czarownik spiorunował chłopaka wzrokiem tak ostrym, że Alison na jego miejscu nie odezwałaby się już ani słowem. Ten jednak niepozornie wzruszył ramionami, w ogóle nie przejęty.
- Taka jest nasza teoria. - odparł Chris zadziwiająco - jak zresztą zawsze – spokojnym głosem. - Nie wiem czy to miłość, czy coś innego, ale podziałało na te mroczne stworzenia, które nie mają już w sobie ani krzty dobra.
- Zaraz. - wtrąciła Alison nagle zdając sobie sprawę z pewnego faktu, który sprawił, że brzuch skurczył jej się z bólu – Chcesz powiedzieć, że to oślepiające światło, które cię przysłoniło było spowodowane kolejnym zmianami? - Chris natychmiast spuścił wzrok jakby szykował się na ochrzan i zdecydowanie na niego zasłużył – To mogło cię zabić. - stwierdziła głupio, jakby wcześniej nie zdawała sobie sprawy co stało się z jej bratem po tym jak blask zniknął – To znaczy, jak w ogóle mogłeś wpaść na tak ryzykowny pomysł? Przecież to niewykonalne. Przynajmniej ja bym tak myślała na twoim miejscu.
- Ale i tak byś to zrobiła gdybyś wiedziała, że możesz uratować swoich przyjaciół, prawda? -odparł
To było zagranie poniżej pasa, bo doskonale wiedziała, że miał racje. Nawet gdyby istniała niewielka szansa, zaryzykowałaby wszystko myśląc, że to może uratować najbliższych. Nie było sensu się o to spierać. Odpuściła więc atak na brata i zmieniła temat.
- Skoro stworzenie potępionego wymagało zaklęcia, to Aeirin musiała pomóc Juanowi. Współpracują ze sobą.
- Nie znam nikogo z magicznymi zdolnościami w Jacksonville. - potwierdził Darren – Jednak nie określił bym ich relacji tak oczywistym i jednoznacznym stwierdzeniem jak „współpraca”. Stworzenia takie jak Aeirin nie znają takiego słowa.
Wyczuła dziwną nutę smutki w jego głosie. To roznieciło podejrzenia, że ta dwójka miała ze sobą kiedyś coś wspólnego. Nie chciała jednak o to teraz pytać.
- Obrażając ją obrażasz samego siebie. - stwierdził monotonnie Rusty. Widząc zaskoczone i może nawet trochę zaniepokojone spojrzenie Darrena, dokończył – No wiesz, ona jest takim samym czarownikiem jak ty.
- Może i jest czarownikiem, ale nie jest taka jak ja. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, ani jakichkolwiek wątpliwości w tym temacie.
- To naprawdę nie jest teraz ważne. - uspokoił ich Chris – Musimy się dowiedzieć czego chce Juan i jaki jest jego cel.
- To chyba oczywiste. - odezwał się Drake, w końcu odchodząc od okna – Pragnie władzy. Jest psychopatycznym megalomanem uważającym, że tylko widok każdego stworzenia na kolanach, trzęsącego się przed jego obliczem jest rzeczą, która ma jakiekolwiek znaczenie. To czysty przykład zrytej psychiki i jeszcze gorszego dzieciństwa. Dałbym sobie ręce uciąć, że ojciec go lał, ale zanim bym świętował wygraną chciałbym zobaczyć tą scenę na własne oczy. Może zrobiłoby mi się go nawet żal, bo w tym momencie nie odczuwam nic innego niż silną potrzebę złapania kolesia, przywiązania do stalowej ramy i nasłania na niego wszystkich tych jego upiornych kundli, by wyżarły jego wnętrzności, a niego samego rozerwały na strzępy. Niech jego ciało cierpi bo na duszę już za późno.
Po tym chłodnym wyznaniu, którym wprawił wszystkich w osłupienie, gniewnym krokiem wymaszerował z pokoju, zostawiając ich zaskoczonych i nie na żarty zaniepokojonych.

1 komentarz:

  1. Dziewczyno zasdziwiasz mnie te słowa mają tyle emocji że wow już nie moge się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń