Z wielkim trudem, ale w
końcu udało się przekonać Kevina by puścił Alison. Decyzja jak
się okazało nie przyniosła mu niczego dobrego, bo jak tylko
poluźnił uścisk, Darren pstryknął palcami i wysoki blondyn
pozbawiony przytomności opadł na podłogę. Alison natychmiast się
odwróciła. Nie mogła uwierzyć, że widzi jego twarz, wydatne
kości policzkowe, złote włosy. To był jej Kevin. Odzyskała go.
Przynajmniej w połowie.
- Jak to możliwe, że
mnie nie pamięta, że w ogóle żyje? - spytała nadal oszołomiona
nie odrywając wzroku od przyjaciela.
- Nigdy nie umarł. -
stwierdził neutralnie czarownik.
- Jak to? - odwróciła
się w jego stronę. Przysiadł na łóżku w ogóle nie przejęty
sytuacją. - Widziałam jego ciało.
- Jego serce nie
przestało bić ani na moment. - nie ustępował
- Chwila! - wtrącił
się Drake – Ja też tam byłem i nie słyszałem by coś kołatało.
- Tak samo jak nie
słyszałeś muzyki z głośników radia.
To stwierdzenie zbiło
Drake'a z tropu. Zamilkł, głęboko coś analizując, co można było
dostrzec po skupionym spojrzeniu nerwowo obserwującym podłogę,
która nie była na tyle ciekawa by przykuwać jego uwagę.
- A krew? - spytała
Alison – Dlaczego się nie obudził jak go szturchałam? Nie mów,
że spał. - zirytowała się
Darren głęboko
westchnął jakby nie podobał mu się fakt, że musi wszystko
wyjaśniać.
- Kevin był
nieprzytomny. Jego serce biło, ale bardzo słabo. Krew nie należała
do niego. Bylibyście w stanie to wyczuć gdyby nie jakiegoś rodzaju
magiczny specyfik rozpuszczony w powietrzu. Chyba nie muszę
przypominać, że Aeirin jest mistrzynią w tego typu zabawach.
Otumaniła wasze zmysły, a jego... – wskazał na rozpłaszczonego
na podłodze Kevina - … zatruła jakimś świństwem. Z ledwością
udało mi się go wybudzić, ale nic nie mogłem poradzić na jego
demencję. Kompletnie nic nie pamiętał. Nie wiedział kim jest, jak
się nazywa. Nawet nie miał pojęcia o tym, że nie jest
człowiekiem. - Ostentacyjnie wstał z łóżka i podszedł do
nieprzytomnego. Podniósł jego nadgarstek, ukazując bladą skórę
ponaznaczaną czerwonymi bliznami – Podcinał sobie żyły, wciąż
nie dowierzając jak szybko goją się jego rany. Zamknąłem go
tutaj by nie zrobił sobie krzywdy. Dałem mu nawet gitarę by się
nie nudził, ale najwyraźniej nawet struny mogą służyć jako
narzędzie sprawiające ból.
Wyciągnął metalową
linkę spomiędzy jego palców, a następnie wstał.
- To to był wasz
sekret? - zdziwił się Drake – Dlaczego nic nie powiedzieliście?
- Właśnie? - poparła
go Alison
Czarownik nagle
posmutniał.
- Bo nie ważne jak
bardzo przypomina dawnego Kevina, już nim nie jest. I nie wiem czy
kiedykolwiek będzie. Póki co jest zdezorientowanym wilkołakiem,
który nie jest świadomy swojej siły. Jest niebezpieczny dla siebie
i innych.
- Nie ważne. To mój
przyjaciel. Może mnie nie pamiętać. To jest nieistotne.
Najważniejsze, że żyje. - utwierdziła się Alison.
Czuła tak ogromną ulgę.
Miała wrażenie, że ktoś ściągnął drut ściskający jej serce.
Na pewno go tak nie zostawi. To przez nią Aeirin go zaatakowała.
Jest winna mu pomoc.
- Nie rozumiesz Alison.
Twój przyjaciel przepadł. Nie jest powiedziane, że znowu będziesz
mu bliska. To może zranić cię bardziej niż jakby nie żył. -
oznajmił Darren.
- Kevin żyje. - musiała
to powiedzieć. Bała się, że to jakiś sen, a ona za moment się
obudzi i wszystko, razem z jej przyjacielem przepadnie. - Nie ma nic
gorszego niż myślenie, że bliska ci osoba nie żyje.
Nie wiedziała czy była
bardziej zła na Darrena czy rozczarowana z powodu tego, że ją
oszukał. Myślała, że są przyjaciółmi, albo chociaż wiernymi
kumplami czy coś w tym rodzaju. Zachowanie w sekrecie czegoś
takiego było okrutne. Zmarnowała całe dnie na ponurą egzystencje,
topiąc się w żałobie. Gdyby wiedziała, że tak naprawdę nie ma
nad kim się użalać mogłaby zupełnie inaczej wykorzystać ten
czas.
- No dobra to w pewnym
rodzaju Happy End – stwierdził Drake – Mamy jednak na głowie
innego świra, który ma na swoich usługach śmierdzących Pożeraczy
Dusz.
- Co? - Wiedziała, że
miał na myśli Juana i jego dymiącą armie, ale nie była pewna czy
Pożeracz Dusz to fachowe określenie tego czym były te stwory czy
raczej wymyśloną przez niego nazwą.
- Drake ma racje. -
kolejne westchnienie wydobywające się z piersi czarownika. -
Chodźmy na dół i wszystko ustalmy, zanim ruszymy z odsieczą.
Po tych słowach lekko
zgarbiony wygramolił się z pokoju, ruszając w stronę schodów.
Alison nadal stercząc w środku wpatrywała się w przyjaciela.
Ukucnęła i odgarnęła złote włosy z jego twarzy. Jego skóra
była ciepła, a nie chłodna jak w momencie kiedy go znalazła w
mieszkaniu. Teraz nie była pewna czy nie był to wymysł jej
wyobraźni.
- Skubaniec nie odejdzie
tak łatwo. - stwierdził z rozbawieniem i może nawet ulgą Drake
- Dlaczego ona go nie
zabiła? - spytała. Było to czyste spekulowanie. - Przecież tak
byłoby dla niej łatwiej i odniosłoby podobny skutek.
Nie uzyskała odpowiedzi.
Obdarzyła przyjaciela
ostatnim spojrzeniem, a następnie uniosła się z podłogi. Nadal
nie czuła się na siłach, ale świadomość, że odzyskała Kevina
dodała jej nieco energii. Drake stał przy drzwiach i uważnie ją
obserwował. Przez jego twarz przemknął cień. Nie zdążyła
zapytać o co chodzi, bo momentalnie odwrócił się i zniknął za
progiem. Możliwe żeby nie radowała go myśl, że Kevin wrócił?
Teoretycznie nigdy nie odszedł, ale wszyscy – no prawie wszyscy –
tak właśnie myśleli.
Kiedy zeszła na dół
cała trójka była w pokoju gdzie wcześniej nakryła Darrena i
Chrisa na tajemnej rozmowie. Od razu spojrzała na brata. Nadal był
blady, a stanie prosto sprawiało mu problemy, ale przynajmniej nie
wyglądał jak żywy trup. Widząc jej spojrzenie jego usta
minimalnie się wykrzywiły, co też nie było bezbolesne bo
następnie na jego twarzy pojawił się krzywy wyraz. Rezygnując z
walki z własnym ciałem, ostrożnie usiadł na krześle. Ręce tak
mu się trzęsły jakby zaraz miał się przewrócić.
- W porządku? - spytała
podchodząc do stołu
- Jest dobrze. -
odpowiedział
- Widzę. - znacząco
uniosła brew
- Gdyby nie ty leżał
bym na łóżku nie zdolny do żadnego ruchu, ale niebywale świadomy
bólu w każdym z nerwów. Teraz przynajmniej mogę skrzywić się,
albo zgiąć wpół chociaż trochę go zmniejszając, więc tak,
jest dobrze. - Nagle spoważniał i uniósł głowę zrównując się
z nią wzrokiem – Dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś.
- Hej, to tobie
zawdzięczamy życie. Nie zapominaj o tym.
- Każda część mojego
ciała nieustannie mi to przypomina. - słabo się zaśmiał.
Darren odchrząknął
zwracając na siebie ich uwagę.
- Dobra. Ponieważ nie
wszyscy wiedzą co właściwie się wydarzyło, myślę, że trzeba
wszystko naświetlić.
Również usiadł przy
potężnym drewnianym stole. Alison zajęła miejsce naprzeciwko po
lewej stronie brata. Drake odsunął się na bok i opierając się o
ścianę wpatrywał się w przestrzeń za oknem.
- Jeszcze ja.
Do pokoju wpadł Rusty.
Był przebrany, świeżo wykąpany i już nie wyglądał jak
pijaczyna. Wzrok mu się wyklarował, zniknęła zamglona zasłona i
nieprzytomne spojrzenie. Szybko dosiadł się do stołu i
perfekcyjnie wyprostowany, niczym szkolny prymus skinął głową,
dając znak, że można zacząć wykład.
Darren zmierzył go
pełnym politowania spojrzeniem i minimalnie pokręcił głową.
- W porządku, więc
zacznijmy od początku. W momencie, w którym zaczął się atak
razem z Chrisem byłem nico na uboczu. Szybko jednak zorientowałem
się co się wydarzyło. Nie od razu rozpoznałem Juana, ale
doskonale wiedziałem czym są jego potworki. W świecie magii nazywa
się ich Damnatus. Z
łacińskiego Potępieni. W rzeczywistości są to skradzione dusze.
Stworzenie Potępionego wymaga skomplikowanego zaklęcia, które nie
jest trudne jeśli zdobędzie się wszystkie elementy. W każdym
razie, nie sama ich siła i trudność unicestwienia jest tutaj
najstraszniejsza. Damnatus są
jak plaga. Kiedy już stworzy się jednego nic nie stoi na
przeszkodzie by powstał następny. Jak widzieliście mimo krwawej
walki nie ostało się żadne ciało. Potępiony wykrada dusze
umierającego, a potem po krótkim rytuale kreuje z niej kolejnego
przedstawiciela. Są to stworzenia z piekła rodem w dosłownym tego
słowa znaczeniu. Żadna ludzka broń nie jest w stanie ich zabić.
Na nic przydadzą się miecze, ostrza czy drewniane badyle. -
Spojrzał z ukosa na Rusty'iego. - One go nie zabiją chociaż mogą
na serio zdenerwować. Potępieni odczuwają ból w każdym tego
słowa znaczeniu, bo pomimo ich dymiącej i wydawało się zwiewnej
postury są bardzo cielesne. Jednak choćbyś wypruł im flaki to i
tak nie powstrzymasz ich przed zabiciem cię. Skala bólu jaką mogą
znieść przekracza możliwości i wyobrażenia każdej ziemskiej
istoty.
- Wiemy już jacy są
straszni. Przejdź do części, w której Chris spada z nieba. -
ponaglił go Rusty.
- To będzie ciężej
wytłumaczyć. - stwierdził Darren – Sam nie odważyłbym się na
to posunięcie, bo było ryzykowne.
- Ryzykowne jest
odbieranie lizaka dziecku, któremu wyżynają się zęby. To było
śmiercionośne. - stwierdził Drake, nadal nie odrywając wzroku od
okna.
- Uczę się od mistrza.
- skwitował Chris, a następnie skierował się do Darrena. -
Pozwól, że ja to wytłumaczę. Sam właściwie nie jestem pewien
jak to się stało, ale od czasu, kiedy opuściliśmy grób naszych
rodziców coś się zmieniło. Wszystko związane z moją naturą
Zmiennokształtnego stało się łatwiejsze. Zmiany przestały być
bolesne i trwały o wiele krócej. Do tego każdej transformacji
towarzyszyło to dziwne jasne światło.
Alison omal nie wyrwała
się mówiąc, że miała tak samo. Opamiętała się jednak, nadal
nie przyznając się, że ma już pierwszą zmianę za sobą.
- To było tak jakby ta
dziwna powłoka otulała mnie, zabierając agonie towarzyszącą
łamanym się kościom. - kontynuował – Zgłosiłem się do
Darrena o pomoc. Chciałem wiedzieć czym jest ten blask. To zabrzmi
całkowicie nierealnie i może nawet głupio, ale oboje twierdzimy,
że nasi rodzice w pewien sposób nas obdarowali.
- Co? - zdziwiła się
Alison
- To nie jest pewne. -
zaczął Darren – Słyszałem o takich przypadkach. Rodzice w
momencie śmierci otaczają swoje dzieci pewną z grubsza
nieokreśloną ochroną.
- Miłość matki
ochroniła was przed Czarnym Panem. – wyrecytował Rusty – Dajcie
spokój to nie „Harry Potter”.
Czarownik spiorunował
chłopaka wzrokiem tak ostrym, że Alison na jego miejscu nie
odezwałaby się już ani słowem. Ten jednak niepozornie wzruszył
ramionami, w ogóle nie przejęty.
- Taka jest nasza
teoria. - odparł Chris zadziwiająco - jak zresztą zawsze –
spokojnym głosem. - Nie wiem czy to miłość, czy coś innego, ale
podziałało na te mroczne stworzenia, które nie mają już w sobie
ani krzty dobra.
- Zaraz. - wtrąciła
Alison nagle zdając sobie sprawę z pewnego faktu, który sprawił,
że brzuch skurczył jej się z bólu – Chcesz powiedzieć, że to
oślepiające światło, które cię przysłoniło było spowodowane
kolejnym zmianami? - Chris natychmiast spuścił wzrok jakby szykował
się na ochrzan i zdecydowanie na niego zasłużył – To mogło cię
zabić. - stwierdziła głupio, jakby wcześniej nie zdawała sobie
sprawy co stało się z jej bratem po tym jak blask zniknął – To
znaczy, jak w ogóle mogłeś wpaść na tak ryzykowny pomysł?
Przecież to niewykonalne. Przynajmniej ja bym tak myślała na twoim
miejscu.
- Ale i tak byś to
zrobiła gdybyś wiedziała, że możesz uratować swoich przyjaciół,
prawda? -odparł
To było zagranie poniżej
pasa, bo doskonale wiedziała, że miał racje. Nawet gdyby istniała
niewielka szansa, zaryzykowałaby wszystko myśląc, że to może
uratować najbliższych. Nie było sensu się o to spierać.
Odpuściła więc atak na brata i zmieniła temat.
- Skoro stworzenie
potępionego wymagało zaklęcia, to Aeirin musiała pomóc Juanowi.
Współpracują ze sobą.
- Nie znam nikogo z
magicznymi zdolnościami w Jacksonville. - potwierdził Darren –
Jednak nie określił bym ich relacji tak oczywistym i jednoznacznym
stwierdzeniem jak „współpraca”. Stworzenia takie jak Aeirin nie
znają takiego słowa.
Wyczuła dziwną nutę
smutki w jego głosie. To roznieciło podejrzenia, że ta dwójka
miała ze sobą kiedyś coś wspólnego. Nie chciała jednak o to
teraz pytać.
- Obrażając ją
obrażasz samego siebie. - stwierdził monotonnie Rusty. Widząc
zaskoczone i może nawet trochę zaniepokojone spojrzenie Darrena,
dokończył – No wiesz, ona jest takim samym czarownikiem jak ty.
- Może i jest
czarownikiem, ale nie jest taka jak ja. - powiedział tonem nie
znoszącym sprzeciwu, ani jakichkolwiek wątpliwości w tym temacie.
- To naprawdę nie jest
teraz ważne. - uspokoił ich Chris – Musimy się dowiedzieć czego
chce Juan i jaki jest jego cel.
- To chyba oczywiste. -
odezwał się Drake, w końcu odchodząc od okna – Pragnie władzy.
Jest psychopatycznym megalomanem uważającym, że tylko widok
każdego stworzenia na kolanach, trzęsącego się przed jego
obliczem jest rzeczą, która ma jakiekolwiek znaczenie. To czysty
przykład zrytej psychiki i jeszcze gorszego dzieciństwa. Dałbym
sobie ręce uciąć, że ojciec go lał, ale zanim bym świętował
wygraną chciałbym zobaczyć tą scenę na własne oczy. Może
zrobiłoby mi się go nawet żal, bo w tym momencie nie odczuwam nic
innego niż silną potrzebę złapania kolesia, przywiązania do
stalowej ramy i nasłania na niego wszystkich tych jego upiornych
kundli, by wyżarły jego wnętrzności, a niego samego rozerwały na
strzępy. Niech jego ciało cierpi bo na duszę już za późno.
Po tym chłodnym
wyznaniu, którym wprawił wszystkich w osłupienie, gniewnym krokiem
wymaszerował z pokoju, zostawiając ich zaskoczonych i nie na żarty
zaniepokojonych.
Dziewczyno zasdziwiasz mnie te słowa mają tyle emocji że wow już nie moge się doczekać nexta
OdpowiedzUsuń