Niewyobrażalne było
jaka cisza zapanowała. Wszyscy z przerażeniem wyczekiwali. Alison
nie miała pojęcia co robić. Wysokie płomienie przykuły całą
jej uwagę. Potężne gałęzie dębu uginały się pod gorącem
ognia. Trzaski drewna były jedynymi dźwiękami jakie słyszała.
Nie miała pojęcia jak długo tak stała, całkowicie oddzielona od
rzeczywistości. Nagłe wzburzenie tłumu sprawiło, że oderwała
wzrok i spojrzała nieco niżej. Z jaskini wyszła zaciemniona
postać. Nie musiała dostrzegać twarzy by od razu go rozpoznać po
charakterystycznym chodzie. Stanął naprzeciw wilkołaków i w
teatralnym geście rozłożył ręce.
- Nie takiego Alfy
spodziewałem się po tak potężnym stadzie. - Jego głos echem
rozniósł się wśród tłumu, docierając do uszu każdego z
osobna. - Nie przeżyjecie dnia z tak słabym przywódcą na czele.
Usłyszała ciche
warknięcia po obu jej stronach. Cokolwiek Juan zamierzał, był albo
niesamowicie głupi, albo miał asa w rękawie. Wychodzenie samemu i
publiczne obrażanie alfy niesie ze sobą spore ryzyko.
- Jakie masz prawo by
tak mówić. - wykrzyknęła jakaś kobieta
Pełen grozy uśmiech
pojawił się na jego twarzy. Cały Juan, pomyślała.
Zaczął wymachiwać
rękoma jakby odbywał rytualny taniec. Ziemia ponownie zadrżała
jej pod stopami. Wszyscy z lekkim niepokojem wpatrywali się w siebie
nie wiedząc co robić. Uniósł się kurz osłabiając widoczność.
Rozniosły się odgłosy kaszlu i gardłowego charczenia. Tłum
zaczął się cofać. Alison omal nie straciła równowagi.
Wpatrywała się w przestrzeń starając się dostrzec to od czego
tak się oddalają. Usłyszała zanim była w stanie zobaczyć.
Głośne dyszenie i kłapanie pyskami zwielokrotnione kilkanaście
razy. Potem opadł kusz i obraz się wyklarował. To co zobaczyła
było tak przerażające i nieznane jak nigdy dotąd. Smugi czarnego
dymu formowały się w kłęby coraz gęściejsze i gęściejsze, aż
w końcu przybrały kształt wilków. Bijący od nich żar był
porównywalny do ognia palącego się za nimi. Oczy im się tliły
jak rozjarzone węgle. Stały zgarbione świdrując każdego
wzrokiem. Nie wiedziała jak to możliwe, ale z ich pysków ciekła
wydzielina, która bardziej przypominała smołę niż ślinę.
Wyglądały jak demony z piekła rodem.
- To jest moment, w
którym uciekacie ratując życie przed moimi Pożeraczami. -
powiedział gromkim tonem
Nagle ktoś wybiegł do
przodu rzucając się do ataku. W jednym skoku jego ciało
przeobraziło się w zwierzę. Szybko został powalony przez jednego
z czarnych demonów. Nie minęła sekunda kiedy bestia rozerwała mu
gardło. Może i potwór był z czarnego dymu, ale zęby miał ostre
jak brzytwy.
Wybuchła panika.
Większość w popłochu zaczęła uciekać do lasu. Nieliczni
stanęli murem przy swoim alfie gotowi do walki. Z uznaniem skinął
na nich głową. Padły jakieś rozkazy po czym grupka się
rozbiegła. Alison nie dosłyszała jaka była ich strategia, ale ona
miała zamiar wyjść z tego cało. Desperacko szukała kogoś
znajomego w tłumie. Wokoło panowało takie zamieszanie, że każda
z mijanych przez nią osób miała niewyraźne rysy. Wszyscy się
rozbiegali, tylko ona jak głupia tkwiła w miejscu. W końcu ktoś
ją szturchnął. Odwróciła się, gotowa by ujrzeć jakąś znajomą
twarz. Napotkała zdeterminowane, ciemne oczy i umorusane krwią
włosy.
- Zabieraj się stąd,
Alison. - rozkazał Bellamy
- Nie możecie z nimi
walczyć. - odpowiedziała patrząc poza jego ramieniem jak ciemne
kłęby dymu puszczają się biegiem do ataku. Czekała na nich
niewielka grupa wilkołaków, które prężąc się do skoku czekały
na sygnał do walki.
- To jakiś świr, ale
każdy ma słabe strony. Zatrzymamy ich tak długo jak tylko się da.
Biegiem!
Rozkaz był bodźcem by
popędzić do lasu. Ubity plac nagle opustoszał. Tłum zniknął
gdzieś pomiędzy drzewami. Został tylko Juan z demoniczną watahą
naprzeciw garstce wilkołaków. Ostatni raz zerknęła za siebie i
stanęła jak sparaliżowana. Kilka metrów dalej tuż przy granicy
lasu utykał Rusty. Przez sekundę zrównała się wzrokiem z jednym
z Pożeraczy, który stał na uboczu, zanim oboje ruszyli biegiem. To
było jak wyścig kto pierwszy go dosięgnie, z tym, że meta mogła
być makabryczna.
- Na dół. - krzyknęła
w momencie, w którym demon był już niemal przy nim. W ostatniej
chwili Rusty uchylił się przed kłami. Padł na ziemie i przeturlał
się kilka metrów dalej. - Wiej! - zdążyła wrzasnąć zanim
została powalona na ziemię.
Czarne, potężne łapska
przygniotły ją do podłoża, wbijając długie pazury w jej
ramiona. Z przerażeniem wpatrywała się w płonące ślepia. Odór
siarki wydobywający się z pyska ogromnego wilka pozbawił ją tchu.
Usłyszała zdeterminowany krzyk, a potem mocne szarpniecie. Szybko
się przeturlała, orientując się, że nie ma już nad sobą
ogromnej bestii. Szybko wstała i cofnęła się kilka kroków.
- Plan był dobry przez
chwilę. - stwierdził Rusty, stając obok niej.
Teraz jeszcze bardziej
rozwścieczone, dymiące monstrum zmierzało w ich stronę z
wyszczerzonymi zębami i długą gałęzią wbitą w korpus po prawej
stronie.
- Jakieś pomysły jak
uratować skórę? - spytał
- Biec.
Pchnęła go, ale zanim
zdążyli zrobić choćby krok bestia była tuż przed nimi
odgradzając drogę ucieczki.
- Niezły jest. -
przyznał Rusty
- To nie czas na
dopingowanie przeciwnika. - syknęła
Zaczęli się cofać.
Kwestią czasu było kiedy potwór skoczy na nich i rozszarpie ich
kruche ciała. Alison czuła na karku oddech śmierci. Jej serce
waliło jak młot, a umysł aż parował starając się coś
wymyślić. Gdzieś w oddali słyszała warknięcia i piski
mieszające się z odgłosem płomieni. Wolała nawet nie patrzeć co
dzieje się na polu bitwy za jej plecami.
Zdołali zrobić jeszcze
jeden krok kiedy wilk wykonał skok i leciał prosto na nich. Alison
nie była wstanie się ruszyć. Czas jakby zwolnił. Mogłaby
powiedzieć, że lot zbliżającej się bestii trwa całe minuty.
Błysk pazurów, szczęk zębów i spojrzenie piekielnych ślepi były
jedynym co istniało.
Nagle jasne światło
przeszyło powietrze trafiając potwora zanim zdążył powalić ich
oboje na ziemię. Besta zaczęła skowyczeć i tarzać się po ziemi
w drgawkach bólu.
- To nie będzie działać
wieki. - Usłyszała znajomy głos.
- Darren. - zawołali,
oboje pełni ulgi.
- Tak, tak wiem. Jestem
waszym bohaterem. A teraz chodu.
- Gdzie są wszyscy? -
spytała gorączkowo
- Już dawno w
samochodzie.
Zatrzymała się w pół
kroku. Nie mogła zbagatelizować sekundy zawahania jaką wyczuła w
jego odpowiedzi.
- Gdzie jest Chris i
Drake? - powtórzyła
- To ty jesteś w samym
centrum piekielnej jatki, a nie oni. - stwierdził pośpiesznie.
- Mylisz się. - Zza ich
pleców dobiegł chłodny ton. - To wy jesteście w centrum jatki.
Juan z pełnym triumfu
uśmiechem wyszedł do przodu. Jak na zawołanie zza jego pleców
ciężkim krokiem wymaszerowała grupa wilków. Otoczyła ich nie
spuszczając z nich wzroku.
- Dajcie go tu. -
polecił do jednego ze swoich piekielnych ogarów.
Do środka okręgu
posłusznie wszedł jeden z Pożeraczy i rzucił coś ciemnego na
ziemię. Dopiero po chwili Alison zorientowała się, że to ciało.
Bellamy ledwo żywy i śmiertelnie ranny leżał prawie nieprzytomny
tuż pod ich stopami.
- Szkoda, że wszyscy
już się rozbiegli, ale wasza trójka mi wystarczy. Żadne z was nie
należy do Północnego Stada, ale macie z nimi stały kontakt.
Dzisiejsza noc była jedynie ostrzeżeniem. - Ukucnął nad ciężko
oddychającym Bellemym i spojrzał na niego z udawanym współczuciem.
- Udowodniłem ci, że nie masz najmniejszych szans w starciu z moimi
przyjaciółmi. Jeśli chcesz ocalić swoich, musisz mi się
podporządkować. Daję ci trzy dni. Wykorzystaj ten czas mądrze.
Wstał i z gracją
poprawił kołnierz kurtki. Już myślała, że odejdzie i zostawi
ich samych sobie, ale jego spojrzenie powędrowało w stronę Alison.
- Ty, moja droga
pójdziesz ze mną. - wyciągnął w jej stronę dłoń.
Odruchowo się cofnęła,
a Darren wyszedł jej naprzeciw zasłaniając własnym ciałem. Juan
ciężko westchnął jakby ze znudzenia po czym od niechcenia machnął
ręką. Jeden z Pożeraczy wykonał szybki skok i powalił czarownika
kilka metrów dalej.
- Nie! – krzyknęła
Alison – Zostaw go!
Bestia pochyliła się
nad nieprzytomnym ciałem, ale nie zaatakowała.
Juan ponownie wyciągnął
dłoń w jej stronę. Z ogromnym trudem zrobiła krok w jego stronę.
- Tknij ją, a nawet te
śmierdzące szczury ci nie pomogą.
Oboje zaskoczeni
odwrócili się w stronę, z której dobiegł głos. Na środku
pustej przestrzeni stał Drake. W dłoni trzymał krótki nóż
przeznaczony do rzucania. Jego wzrok był utkwiony w Juanie. Ten
bardziej z zaciekawienia niż strachu cofnął rękę, ale nie ruszył
się z miejsca.
- A ty to...?
- Ostatnia osoba, którą
będziesz miał szczęście zobaczyć jeśli natychmiast się stąd
nie zawiniesz.
- Wybacz, ale jakoś nie
przeraża mnie twój sztylecik. - stwierdził pogardliwie.
Drake zaskoczony spojrzał
na nóż i szybko zaprzeczył głową.
- O, to nie jego
powinieneś się bać. Chociaż... - wykonał ledwie zauważalny ruch
nadgarstka. Nóż ze świstem przeciął powietrze i aż po rękojeść
wbił się w pysk jednego z Pożeraczy. Ten zapiszczał i zaczął
łapą desperacko próbować pozbyć się ostrza. - …. również
robi wrażenie.
- Zginiesz w
męczarniach. - warknął Juan
Skinął głową i trzech
z Pożeraczy równym krokiem skierowało się w stronę Drake'a. Jego
odwaga musiała zrobić wrażenie na Juanie skoro wysłał w jego
stronę aż trzy ze swoich pupilów. Gdzieś w górze rozległ się
pisk, który Alison słyszała już wcześniej. Ciemna plama śmignęła
przez rozgwieżdżone niebo i z gracją wylądowała na ziemi tuż
przed Drake'iem. Ogromny czarnobrązowy jastrząb rozłożył pióra,
zasłaniając przyjaciela. Jedynie srebrne oczy były potwierdzeniem
kto tak naprawdę kryje się za tą zwierzęcą powłoką. Ogary
zrobiły krok do tyłu. Po raz pierwszy Alison dostrzegła u nich
moment zawahania.
- Do ataku. - krzyknął
Juan.
Wszystkie skoczyły do
przodu otaczając Chrisa jak ofiarę. Obracał się dookoła nich
jakby na coś czekał. Wszystkie były dostatecznie blisko by go
dopaść. Alison nie miała pojęcia jak wiele ich jest, ale była
pewna, że mają znaczna przewagę liczebną nawet jakby każdy
stanął teraz przeciwko nim. Zważywszy na to, że do swojej
dyspozycji mieli jedynie nieprzytomnego czarodzieja, prawie martwego
alfę i nie do końca trzeźwego wilkołaka ich szanse były znikome.
Nie wiedziała jaki był
plan, ale sytuacja nie przedstawiała się kolorowo. Wtedy coś się
wydarzyło. Ciało Chrisa okryło się jasnym światłem tak jasnym,
że nie mogła dostrzec jego sylwetki. Cokolwiek się działo
zadziałało na Pożeraczy jak kopnięcie prądem. Wykonały nagły
skok do tyłu po czym już ostrożniej starały się dopaść swoja
ofiarę. Machały łapami, ale nie mogły przebić się przed
świetlistą powłokę. Ich irytacja rosła. Otaczały go krążąc w
kółko jakby szukały słabych punktów.
Alison nie wierzyła, że
to działa. Cokolwiek to było. Juan również wydał się
zaskoczony. Z twarzy zniknął pełen zadowolenia i pewności
uśmiech. Nie zamierzał się jednak poddać. Chwycił Alison za
ramie i mocno szarpnął. Próbowała mu się wyrwać, ale był dla
niej za silny.
- Zostaw ją. - rozkazał
Drake, wychodząc im naprzeciw.
Juan gwałtownie zagarnął
Alison, chwytając ją za talie i przykładając nóż do jej gardła.
Czuła chłodny metal przyciśnięty do wrażliwej skóry.
- Zejdź mi z drogi to
nic jej się nie stanie.
Jego mięśnie się
napięły. Alison widziała jak rozważa pewne opcje.
- Tchórzowskie
posunięcie. - splunął Drake.
- Grunt, że zadziałało.
- westchnął zadowolony Juan
- Nie bądź taki pewny
siebie. - warknęła Alison, mocno odchylając się do tyłu.
Już drugi raz dał się
jej tak zaskoczyć. Uderzenie może nie było mocne, ale podziałało
na tyle by poluźnił uścisk by mogła się wyswobodzić.
Rozwścieczony cofnął się o krok. Ze złamanego nosa zaczęła
ciec krew.
- Może i znalazłeś
sposób na Pożeraczy, ale to jeszcze nie koniec. - zaśmiał się
szyderczo
Rozłożył dłonie i
szybkim ruchem złączył je nad głową. Silny podmuch wiatru zwalił
Alison z nóg. Drake natychmiast znalazł się przy niej. Odgarnęła
włosy by zobaczyć co się dzieje. Pożeracze, teraz już z powrotem
w postaci czarnego dymu zaczęły wracać do Juana. Ziemia ponownie
się zatrzęsła, a powietrze wypełnił gęsty pył, utrudniający
oddychanie. Spokój tak szybko jak został przerwany tak też
zapanował po tym jak Juan razem ze swoją piekielna armią zniknął
gdzieś w mroku.
Wow czytam to oczy mi się wytrzeszczają a szczęka opadła z wrażenia ten rozdział zalicza się do 10 najlepszych rozdziałów brakowało mi kogoś i już wiem kogo nie moge się doczekać nexta
OdpowiedzUsuńTo jest mój blog wiem że prolog kródki ale to jest tylko zapowieź co zdarzyło się 10 lat temu
OdpowiedzUsuńhttp://hisyoria.blogspot.com/
Jak chcesz to mogę wstawić link do twojego bloga na stronie "Polecane" o ile ty zrobisz to samo. Co ty na to?
UsuńOk ale ostrzegam na razie mój jest kiepski :-(
UsuńTo wstaw mój baner na bloga a ja udostępnie link. Chyba, że też bd miała jakiś baner...
UsuńSuper!
OdpowiedzUsuńUwierz, moja opinia jest czegoś warta, jak podoba mi się rozdział. Siedzę, czytam i oczy wytrzeszczam ze zdziwienia. Dawno nie spotkałam osoby, która tak dobrze pisze... A na dodatek 48 rozdział!
Zapraszam do siebie:
http://psiowaty.blogspot.com
Dzięki <3
UsuńJeśli chcesz to możemy nawzajem się promować.
Co ty na to?