niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 47

Dyskretnie trzymał się z tyłu w niewielkiej odległości. Mówili strasznie cicho i nic nie mógł dosłyszeć. Zżerała go ciekawość, ale wiedział, że więcej się dowie jeśli nie zorientują się o jego obecności. Nadstawiał uszu, ale wokół było za dużo innych dźwięków by mógł je rozróżnić. Wszystko mieszało się w jeden szum. Musiał podejść bliżej.  
- Hej, Rooker! - usłyszał jak ktoś go woła
Na nieszczęście dobrze rozpoznał właściciela.
- Nie teraz Rayley.
- To ważne. - burknął
- N ie dla mnie. - odpowiedział zostawiając go z tyłu.
Omal nie stracił z oczu jasnowłosego przyjaciela przez tego głąba. To co miał mu do powiedzenia, ani trochę go nie interesowało.
W końcu Chris przystanął w ciemniejszym miejscu i zaczął rozmowę. Drake szybko ukucnął, powoli się skradając. Wyłapywał tylko fragmenty ich zdań. Musiał zaryzykować i podejść jeszcze bliżej.
- … To, że na razie mi się nie udało nie oznacza, że jest to niemożliwe. - stwierdził zmęczonym głosem czarownik
- Widzę, że to cię wykańcza. Nigdy nie robiłeś dla mnie czegoś tak ważnego i wyczerpującego od czasu wypadku Drake'a. Wiem, że tu chodzi o dobro Alison, ale może...
- Nie. Znajdę sposób. To jest trudne i strasznie pokręcone, ale wiem, że mi się uda. To tylko kwestia czasu.
- Dobrze wiesz, że on go nie ma. Możesz otwarcie to powiedzieć.
Drake nic z tego nie rozumiał, ale z tonów ich obojga wynikało, że sprawa jest poważna. Dlaczego, do cholery nic mu nie mówią? Kiedy ta dwójka tak się zbliżyła żeby mieć wspólny sekret? Świat zaczynał wariować.
- Zdążę. - powiedział bez przekonania – Jestem jej to winien. Obiecałem waszym rodzicom, że będę miał na was oko i dotrzymam słowa.
Drake nigdy nie należał do cierpliwych, ale w takich momentach zwyczajnie nie wytrzymywał.
- Nigdy nie sądziłem, że „Darren” i „dotrzymać słowa” można umieścić w jednym zdaniu. To zestawienie słów o całkowicie przeciwnym znaczeniu. - powiedział wychodząc zza krzaków. Nie mógł nie odczuć satysfakcji na widok ich zdezorientowanych wyrazów twarzy. - Skończcie już z tym wymykaniem się i robieniem ze mnie głupka i mówcie co jest grane.
Darren spojrzał na Chrisa wyczekująco. Najwyraźniej to nie do niego należała decyzja.
- Ta sprawa ciebie nie dotyczy. - powiedział Chris wychodząc naprzód.
- Mówiliście o Alison. - stwierdził
- Tak, a od kiedy ty tak się nazywasz? - nie ustępował – Są sprawy, o których nie musisz wiedzieć. Za to możesz powiedzieć gdzie byłeś dzisiaj z moją siostrą i dlaczego wyglądaliście jakbyście mieli z kimś brutalną konwersacje?
- Czyli teraz nie ma już Alison, a jest „moja siostra”. Jakie to wzruszające. Cóż, i ty nie musisz o wszystkim wiedzieć.
- Sam widzisz, że utknęliśmy w czarnym punkcie. - Chris wymownie rozłożył ręce.
- Nie chcesz to nie mów. Prędzej czy później i tak się dowiem. Zastanów się czy trzymanie tego w tajemnicy jest takie dobre dla Alison, bo cokolwiek to jest powinieneś już wiedzieć, że TWOJA SIOSTRA nie lubi sekretów. Skoro jesteś tak ślepy, że tego nie zauważyłeś to kiepski z ciebie brat. - warknął po czym odwracając się na pięcie z dumą odmaszerował.
Jeszcze nigdy nie był zmuszony do tego by stanąć przeciwko Chrisowi. Myślał, że nie da się ich poróżnić. Co gorsza wcale nie był zły, że okazało się to nieprawdą. Obraz Alison i chęć jej szczęścia wypełniał każdą jego wolną chwilę. Otaczała go z każdej strony, przesiąkając przez dusze. Wszystko zaczynało się zmieniać. Wpadł w wir, z którego nie uda mu się wyzwolić. Alison była osobą, która nieświadomie wdarła się do jego serca i powoli zaczęła zapełniać je całe. Nie chciał wyrzucać z niego Chrisa. Kochał go jak brata. Zrobiłby dla niego wszystko. Jak to możliwe, że wspólny cel mógł ich skłócić. Przecież oboje chcieli dla Alison jak najlepiej. Może Chris przestał mu już ufać? Ale dlaczego?
Ktoś szarpnął go za ramię, zmuszając by się zatrzymał. Przez moment miał nadzieję, że napotka twarz przyjaciela. Wszystko się rozsypało kiedy ujrzał przesadnie opalonego blondyna.
- Jak mówiłem, musimy porozmawiać. - odparł już bardziej zdeterminowany
- Głuchy jesteś? Nie mam ochoty z tobą gadać. - Wyrwał rękę i wrócił do marszu.
- Nie zgrywaj twardziela, Rooker. Wszyscy wiedzą, że jesteś słaby i kruchy jak zapałka. - zawołał za nim. Jego głos rozniósł się echem tak, że ci co stali bliżej na pewno go usłyszeli. Drake stanął, ale się nie odwrócił. Starał się opanować emocje. - Czy ty w ogóle jesteś wilkołakiem?
W tym momencie Drake przegrał sam ze sobą. Jego nerwy były nadszarpnięte, ale temu debilowi nie zamierzał pozwalać tak otwarcie się obrażać. Odwrócił się w jego stronę i szarpnął za kołnierz jego koszuli.
- Starczy mi sił żeby nastawić ci tą krzywą gębę. Widzę, że jesteś na tyle głupi by nie rozumieć pewnych stwierdzeń. Pozwól, że ci to naświetlę. Choćby świat zaczął się teraz walić, a ty trzymałbyś się ostatkiem sił na krawędzi przepaści, to nawet wtedy nie traciłbym czasu by wysłuchiwać twoich ostatnich, pozbawionych sensu słów. Zrozumiałeś?
Rayley najwyraźniej nie spodziewał się aż takiej złości bo w jego oczach pojawiła się iskra niepokoju. Drake nie zwrócił na to uwagi i gwałtownie puścił jego koszulę. Siła upadku zwaliła blondyna z nóg. Zerknął na niego przez krótką sekundę, zanim rozpętało się piekło...

* * *

Alison miała co do Shili mieszane uczucia. Wydawało jej się, że jest sympatyczną i troskliwą osobą, ale przez to była podejrzana. Może to złudzenie, ale wolała zbytnio jej nie ufać. W sumie z całej tej pogawędki nie dowiedziała się niczego nowego. Liczyła na chociaż trochę słów wyjaśnień. Zamiast tego znowu otrzymała tajemnicze pytania typu: Dlaczego Shila nie jest normalnym Zmiennokształtnym i o jakich darach mówiła? Nie były to istotne sprawy, ale też nie można było ich zignorować.
Wracała tą samą drogą starając się wypatrzeć kogoś znajomego w tłumie. Nigdzie nie było śladu ani Drake'a, ani Ricki. Chris z Darrenem już dawno gdzieś poszli, więc nawet nie liczyła, że ich zobaczy. Poszukiwania stawały się coraz trudniejsze bo ludzie zaczęli ustawiać się bliżej wielkiego drzewa. Gdzieś w oddali mignęła jej znajoma twarz. Zaczęła przepychać się w jej stronę. Nie była pewna czy się nie przewidziała, ale nie mogłaby przeoczyć tak długich ciemnoblond włosów. Dziewczyna stała na uboczu nerwowo się rozglądając. Olivia? Co ona tutaj robi? Przez krótką chwilę ich oczy się spotkały. Nie wiadomo czemu spanikowała i w pośpiechu wmieszała się w tłum. Alison ruszyła w jej kierunku, starając się przepchnąć między ludźmi. Potknęła się o kogoś i tracąc równowagę oboje upadli na ziemię.
- Przepraszam. - wydukała zbierając się do wstania
- Świat jest nawet ładniejszy z tej perspektywy. - usłyszała czyiś bełkot
- Rusty?
Chłopak leżał na ziemi i zdawał się nie przejmować tym, że ludzie mijają go okrężną drogą. Patrzył w niebo z jawną fascynacją. Miał na sobie to samo ubranie co wczorajszego wieczoru i wcale nie wyglądał lepiej.
- Postanowiłem wpaść i zobaczyć się z bratem. - roześmiał się histerycznie – Chyba nie ucieszył się na mój widok.
Wstała otrzepując kolana i podała mu dłoń. Nie zwrócił na nią uwagi i założył ręce za głowę.
- Będziesz tak leżał? - zdziwiła się
- Jestem zmęczony.
Oczy mu się rozjeżdżały. Alison nie miała wątpliwości, że jest nietrzeźwy. Najwyraźniej postanowił nie przerywać passy od wczoraj. Nie chcąc go tak zostawiać, złapała go za ramiona i z wielkim trudem uniosła do pionu. Oparł się na niej całym ciężarem nie mając siły by ustać na własnych nogach. Wlokąc go ze sobą odsunęła się nieco na bok. Wybrała jedno z mniej zatłoczonych miejsc i posadziła go przy drzewie.
- Jak w ogóle się tutaj dostałeś?
- Poprosiłem znajomego pegaza żeby mnie podrzucił. Wiedziałaś, że one mają różne kolory? Całe dzieciństwo myślałem, że istnieją tylko te białe. Podczas gdy są też czarne. One są najgorsze.
Spojrzał na niego załamana. Naprawdę nie miała bladego pojęcia jakim cudem się tutaj znalazł. To miejsce było kilka dobrych kilometrów od miasta. Raczej nie mógł liczyć na komunikacje miejską.
Przechylił głowę na bok szukając czegoś w kieszeni. Niezgrabnym ruchem wyciągnął pogniecionego papierosa i zapalniczkę. Ręce mu się trzęsły, kiedy próbował go odpalić. Płomień był dobre kilka centymetrów od końcówki papierosa. Z trudem próbował się skoncentrować i wykonać prostą czynność. W końcu się poddał i z westchnieniem położył ręce na ziemi.
- Pieprzone szlugi.
Odrzucił zapalniczkę i zaczął gramolić się z ziemi. Chciała mu pomóc, ale odepchnął ją na bok z siłą większą niż można byłoby się spodziewać po nastolatku w takim stanie.
- Idę do domu. - stwierdził
- Rusty jesteś w środku lasu. Nawet do rana nie doczołgasz się do miasta.
- Poproszę swojego jednorożca.
- Gadasz bzdury. - syknęła
- Masz rację. - Wyprostował się nagle. Przez moment wyglądał normalnie po czym znowu się zgarbił i szeroko wyszczerzył w pijackim uśmiechu. - To był pegaz.
- Zostań. Jak tylko to wszystko się skończy wrócimy wszyscy razem.
Podszedł do niej i oparł dłonie na jej ramionach. Pochylił się do przodu mówiąc poważnym tonem.
- Kiedy masz do wyboru piekielnego pegaza i zajadłego wilka, zawsze, ale to zawsze wybierz pegaza. To jest mniejsze zło.
Był tak blisko, że była wstanie wyczuć procenty wydobywające się z jego ust. Co gorsza nie śmierdział jedynie alkoholem.
Już chciała mu wygarnąć, żeby wziął się w garść, kiedy ziemia nagle się zatrzęsła. Gdzieś w oddali rozległ się wielki huk, po którym niebo rozświetliła pomarańczowa łuna. Ludzie nagle zaczęli się wycofywać. Alison wyszła im naprzeciw. Wielkie, budzące wcześniej zachwyt drzewo stanęło w płomieniach. Wszyscy jak wryci z przerażeniem wpatrywali się w ogień.
- Gdybym wiedział, że ta zapalniczka działa takie cuda to nigdy bym jej nie wyrzucał. - powiedział Rusty
 – To nie twoja głupia zapalniczka.  
Nagle spod jaskini wyleciał w powietrze czarny kształt i z impetem uderzył o ziemię tuż przed stopami tłumu. Alison wyrwała się do przodu. Usłyszała czyiś krzyk, a potem liczne warknięcia. Mimo krwi i brudu na jego ciele rozpoznała w nim Alfę. Jakaś dwójka natychmiast wyrwała się by mu pomóc. Jak tylko postawili go na nogi, zasapany odsunął ich na bok. Alison usłyszała jego zachrypnięty głos.
 - Ktoś nas wydał.

1 komentarz:

  1. Wow to jest świetne już nie moge doczekać się kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń