Dyskretnie trzymał się
z tyłu w niewielkiej odległości. Mówili strasznie cicho i nic nie
mógł dosłyszeć. Zżerała go ciekawość, ale wiedział, że
więcej się dowie jeśli nie zorientują się o jego obecności.
Nadstawiał uszu, ale wokół było za dużo innych dźwięków by
mógł je rozróżnić. Wszystko mieszało się w jeden szum. Musiał
podejść bliżej.
- Hej, Rooker! -
usłyszał jak ktoś go woła
Na nieszczęście dobrze
rozpoznał właściciela.
- Nie teraz Rayley.
- To ważne. - burknął
- N ie dla mnie. -
odpowiedział zostawiając go z tyłu.
Omal nie stracił z oczu
jasnowłosego przyjaciela przez tego głąba. To co miał mu do
powiedzenia, ani trochę go nie interesowało.
W końcu Chris
przystanął w ciemniejszym miejscu i zaczął rozmowę. Drake szybko
ukucnął, powoli się skradając. Wyłapywał tylko fragmenty ich
zdań. Musiał zaryzykować i podejść jeszcze bliżej.
- … To, że na razie
mi się nie udało nie oznacza, że jest to niemożliwe. - stwierdził
zmęczonym głosem czarownik
- Widzę, że to cię
wykańcza. Nigdy nie robiłeś dla mnie czegoś tak ważnego i
wyczerpującego od czasu wypadku Drake'a. Wiem, że tu chodzi o dobro
Alison, ale może...
- Nie. Znajdę sposób.
To jest trudne i strasznie pokręcone, ale wiem, że mi się uda. To
tylko kwestia czasu.
- Dobrze wiesz, że on
go nie ma. Możesz otwarcie to powiedzieć.
Drake nic z tego nie
rozumiał, ale z tonów ich obojga wynikało, że sprawa jest
poważna. Dlaczego, do cholery nic mu nie mówią? Kiedy ta dwójka
tak się zbliżyła żeby mieć wspólny sekret? Świat zaczynał
wariować.
- Zdążę. - powiedział
bez przekonania – Jestem jej to winien. Obiecałem waszym rodzicom,
że będę miał na was oko i dotrzymam słowa.
Drake nigdy nie należał
do cierpliwych, ale w takich momentach zwyczajnie nie wytrzymywał.
- Nigdy nie sądziłem,
że „Darren” i „dotrzymać słowa” można umieścić w jednym
zdaniu. To zestawienie słów o całkowicie przeciwnym znaczeniu. -
powiedział wychodząc zza krzaków. Nie mógł nie odczuć
satysfakcji na widok ich zdezorientowanych wyrazów twarzy. -
Skończcie już z tym wymykaniem się i robieniem ze mnie głupka i
mówcie co jest grane.
Darren spojrzał na
Chrisa wyczekująco. Najwyraźniej to nie do niego należała
decyzja.
- Ta sprawa ciebie nie
dotyczy. - powiedział Chris wychodząc naprzód.
- Mówiliście o Alison.
- stwierdził
- Tak, a od kiedy ty tak
się nazywasz? - nie ustępował – Są sprawy, o których nie
musisz wiedzieć. Za to możesz powiedzieć gdzie byłeś dzisiaj z
moją siostrą i dlaczego wyglądaliście jakbyście mieli z kimś
brutalną konwersacje?
- Czyli teraz nie ma już
Alison, a jest „moja siostra”. Jakie to wzruszające. Cóż, i ty
nie musisz o wszystkim wiedzieć.
- Sam widzisz, że
utknęliśmy w czarnym punkcie. - Chris wymownie rozłożył ręce.
- Nie chcesz to nie mów.
Prędzej czy później i tak się dowiem. Zastanów się czy
trzymanie tego w tajemnicy jest takie dobre dla Alison, bo cokolwiek
to jest powinieneś już wiedzieć, że TWOJA SIOSTRA nie lubi
sekretów. Skoro jesteś tak ślepy, że tego nie zauważyłeś to
kiepski z ciebie brat. - warknął po czym odwracając się na pięcie
z dumą odmaszerował.
Jeszcze nigdy nie był
zmuszony do tego by stanąć przeciwko Chrisowi. Myślał, że nie da
się ich poróżnić. Co gorsza wcale nie był zły, że okazało się
to nieprawdą. Obraz Alison i chęć jej szczęścia wypełniał
każdą jego wolną chwilę. Otaczała go z każdej strony,
przesiąkając przez dusze. Wszystko zaczynało się zmieniać. Wpadł
w wir, z którego nie uda mu się wyzwolić. Alison była osobą,
która nieświadomie wdarła się do jego serca i powoli zaczęła
zapełniać je całe. Nie chciał wyrzucać z niego Chrisa. Kochał
go jak brata. Zrobiłby dla niego wszystko. Jak to możliwe, że
wspólny cel mógł ich skłócić. Przecież oboje chcieli dla
Alison jak najlepiej. Może Chris przestał mu już ufać? Ale
dlaczego?
Ktoś szarpnął go za
ramię, zmuszając by się zatrzymał. Przez moment miał nadzieję,
że napotka twarz przyjaciela. Wszystko się rozsypało kiedy ujrzał
przesadnie opalonego blondyna.
- Jak mówiłem, musimy
porozmawiać. - odparł już bardziej zdeterminowany
- Głuchy jesteś? Nie
mam ochoty z tobą gadać. - Wyrwał rękę i wrócił do marszu.
- Nie zgrywaj
twardziela, Rooker. Wszyscy wiedzą, że jesteś słaby i kruchy jak
zapałka. - zawołał za nim. Jego głos rozniósł się echem tak,
że ci co stali bliżej na pewno go usłyszeli. Drake stanął, ale
się nie odwrócił. Starał się opanować emocje. - Czy ty w ogóle
jesteś wilkołakiem?
W tym momencie Drake
przegrał sam ze sobą. Jego nerwy były nadszarpnięte, ale temu
debilowi nie zamierzał pozwalać tak otwarcie się obrażać.
Odwrócił się w jego stronę i szarpnął za kołnierz jego
koszuli.
- Starczy mi sił żeby
nastawić ci tą krzywą gębę. Widzę, że jesteś na tyle głupi
by nie rozumieć pewnych stwierdzeń. Pozwól, że ci to naświetlę.
Choćby świat zaczął się teraz walić, a ty trzymałbyś się
ostatkiem sił na krawędzi przepaści, to nawet wtedy nie traciłbym
czasu by wysłuchiwać twoich ostatnich, pozbawionych sensu słów.
Zrozumiałeś?
Rayley najwyraźniej nie
spodziewał się aż takiej złości bo w jego oczach pojawiła się
iskra niepokoju. Drake nie zwrócił na to uwagi i gwałtownie puścił
jego koszulę. Siła upadku zwaliła blondyna z nóg. Zerknął na
niego przez krótką sekundę, zanim rozpętało się piekło...
* * *
Alison miała co do
Shili mieszane uczucia. Wydawało jej się, że jest sympatyczną i
troskliwą osobą, ale przez to była podejrzana. Może to złudzenie,
ale wolała zbytnio jej nie ufać. W sumie z całej tej pogawędki
nie dowiedziała się niczego nowego. Liczyła na chociaż trochę
słów wyjaśnień. Zamiast tego znowu otrzymała tajemnicze pytania
typu: Dlaczego Shila nie jest normalnym Zmiennokształtnym i o jakich
darach mówiła? Nie były to istotne sprawy, ale też nie można
było ich zignorować.
Wracała tą samą drogą
starając się wypatrzeć kogoś znajomego w tłumie. Nigdzie nie
było śladu ani Drake'a, ani Ricki. Chris z Darrenem już dawno
gdzieś poszli, więc nawet nie liczyła, że ich zobaczy.
Poszukiwania stawały się coraz trudniejsze bo ludzie zaczęli
ustawiać się bliżej wielkiego drzewa. Gdzieś w oddali mignęła
jej znajoma twarz. Zaczęła przepychać się w jej stronę. Nie była
pewna czy się nie przewidziała, ale nie mogłaby przeoczyć tak
długich ciemnoblond włosów. Dziewczyna stała na uboczu nerwowo
się rozglądając. Olivia? Co ona tutaj robi? Przez krótką chwilę
ich oczy się spotkały. Nie wiadomo czemu spanikowała i w pośpiechu
wmieszała się w tłum. Alison ruszyła w jej kierunku, starając
się przepchnąć między ludźmi. Potknęła się o kogoś i tracąc
równowagę oboje upadli na ziemię.
- Przepraszam. -
wydukała zbierając się do wstania
- Świat jest nawet
ładniejszy z tej perspektywy. - usłyszała czyiś bełkot
- Rusty?
Chłopak leżał na ziemi
i zdawał się nie przejmować tym, że ludzie mijają go okrężną
drogą. Patrzył w niebo z jawną fascynacją. Miał na sobie to samo
ubranie co wczorajszego wieczoru i wcale nie wyglądał lepiej.
- Postanowiłem wpaść
i zobaczyć się z bratem. - roześmiał się histerycznie – Chyba
nie ucieszył się na mój widok.
Wstała otrzepując
kolana i podała mu dłoń. Nie zwrócił na nią uwagi i założył
ręce za głowę.
- Będziesz tak leżał?
- zdziwiła się
- Jestem zmęczony.
Oczy mu się rozjeżdżały.
Alison nie miała wątpliwości, że jest nietrzeźwy. Najwyraźniej
postanowił nie przerywać passy od wczoraj. Nie chcąc go tak
zostawiać, złapała go za ramiona i z wielkim trudem uniosła do
pionu. Oparł się na niej całym ciężarem nie mając siły by
ustać na własnych nogach. Wlokąc go ze sobą odsunęła się nieco
na bok. Wybrała jedno z mniej zatłoczonych miejsc i posadziła go
przy drzewie.
- Jak w ogóle się
tutaj dostałeś?
- Poprosiłem znajomego
pegaza żeby mnie podrzucił. Wiedziałaś, że one mają różne
kolory? Całe dzieciństwo myślałem, że istnieją tylko te białe.
Podczas gdy są też czarne. One są najgorsze.
Spojrzał na niego
załamana. Naprawdę nie miała bladego pojęcia jakim cudem się
tutaj znalazł. To miejsce było kilka dobrych kilometrów od miasta.
Raczej nie mógł liczyć na komunikacje miejską.
Przechylił głowę na
bok szukając czegoś w kieszeni. Niezgrabnym ruchem wyciągnął
pogniecionego papierosa i zapalniczkę. Ręce mu się trzęsły,
kiedy próbował go odpalić. Płomień był dobre kilka centymetrów
od końcówki papierosa. Z trudem próbował się skoncentrować i
wykonać prostą czynność. W końcu się poddał i z westchnieniem
położył ręce na ziemi.
- Pieprzone szlugi.
Odrzucił zapalniczkę i
zaczął gramolić się z ziemi. Chciała mu pomóc, ale odepchnął
ją na bok z siłą większą niż można byłoby się spodziewać po
nastolatku w takim stanie.
- Idę do domu. -
stwierdził
- Rusty jesteś w środku
lasu. Nawet do rana nie doczołgasz się do miasta.
- Poproszę swojego
jednorożca.
- Gadasz bzdury. -
syknęła
- Masz rację. -
Wyprostował się nagle. Przez moment wyglądał normalnie po czym
znowu się zgarbił i szeroko wyszczerzył w pijackim uśmiechu. - To
był pegaz.
- Zostań. Jak tylko to
wszystko się skończy wrócimy wszyscy razem.
Podszedł do niej i oparł
dłonie na jej ramionach. Pochylił się do przodu mówiąc poważnym
tonem.
- Kiedy masz do wyboru
piekielnego pegaza i zajadłego wilka, zawsze, ale to zawsze wybierz
pegaza. To jest mniejsze zło.
Był tak blisko, że była
wstanie wyczuć procenty wydobywające się z jego ust. Co gorsza nie
śmierdział jedynie alkoholem.
Już chciała mu
wygarnąć, żeby wziął się w garść, kiedy ziemia nagle się
zatrzęsła. Gdzieś w oddali rozległ się wielki huk, po którym
niebo rozświetliła pomarańczowa łuna. Ludzie nagle zaczęli się
wycofywać. Alison wyszła im naprzeciw. Wielkie, budzące wcześniej
zachwyt drzewo stanęło w płomieniach. Wszyscy jak wryci z
przerażeniem wpatrywali się w ogień.
- Gdybym wiedział, że
ta zapalniczka działa takie cuda to nigdy bym jej nie wyrzucał. -
powiedział Rusty
– To nie twoja głupia zapalniczka.
Nagle spod jaskini
wyleciał w powietrze czarny kształt i z impetem uderzył o ziemię
tuż przed stopami tłumu. Alison wyrwała się do przodu. Usłyszała
czyiś krzyk, a potem liczne warknięcia. Mimo krwi i brudu na jego
ciele rozpoznała w nim Alfę. Jakaś dwójka natychmiast wyrwała
się by mu pomóc. Jak tylko postawili go na nogi, zasapany odsunął
ich na bok. Alison usłyszała jego zachrypnięty głos.
- Ktoś nas wydał.
Wow to jest świetne już nie moge doczekać się kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuń