- W porządku? - spytał
pomagając jej podnieść się z ziemi.
Wydukała coś co miało
brzmieć jak potwierdzenie oszołomiona wpatrując się w pustą
przestrzeń, w której niedawno stał Juan. Chciała go spytać o to
samo, ale kiedy się odwróciła ujrzała jedynie tył szybko
oddalającej się postaci.
Dym z płonącego drzewa
utrudniał widoczność, ale nawet on nie przysłonił szkarłatnej
krwi okrywającej ziemię. Nigdzie jednak nie widziała żadnych
ofiar. Gdyby nie bordowe plamy na powierzchni można by było uznać,
że nic strasznego się tutaj nie wydarzyło. Lekko kaszląc zbliżyła
się do Drake'a, który klękał pochylony do przodu. Wyszła zza
jego pleców i ujrzała nieprzytomnego Chrisa leżącego na ziemi.
- Cholera. - warknął
Drake po czym szybko wstał i podszedł do czarownika, który niczego
nie świadomy spoczywał pod drzewem. - Oprzytomniej panie magiku. -
zaczął desperacko nim potrząsać.
- Czarownik. - jęknął
rozchylając powieki.
- Co?
- Jestem czarownikiem, a
nie magikiem.
Złapał się za głowę
i starał skupić wzrok na jednym punkcie.
- Koniec drzemki. -
warknął Drake – Z Chrisem nie jest dobrze.
Nagle zesztywniał jakby
wszystko sobie przypomniał. Przy pomocy Drake'a stanął na nogi i
chwiejnym krokiem podszedł do nieprzytomnego przyjaciela. Ścisnął
jego nadgarstek i zaczął mierzyć puls.
- Co się dzieje? -
spytała Alison zaniepokojona stanem brata.
Coś zaszeleściło w
krzakach, odwracając jej uwagę. Z zarośli wybiegła Shila z
przerażonym wyrazem twarzy. Na moment spojrzała na Chrisa, a potem
odwróciła się w stronę Bellamy'iego, który powoli zbierał się
by wstać mocno trzymając się przy tym za głowę. Shila desperacko
zaczęła się rozglądać jakby czegoś szukała. Alison chciała
podejść i zaoferować pomoc, ale ta szybko odnalazła to czego
wypatrywała. Schyliła się po coś sięgając. Alison nie
rozpoznała co to jest dopóki to nie wymierzyła porządnego ciosu w
głowę Alfy pozbawiając go świadomości.
- Co ty...? - Alison
zaczęła protestować
- Nie może się
dowiedzieć o Chrisie. - odpowiedziała od razu podchodząc do
bratanka. - Jak jest źle? - spytała Darrena, który nadal pochylał
się nad bezwładnym ciałem
Brak odpowiedzi był
jedynie potwierdzeniem. Opadła na kolana chwytając jeden z leżących
obok kamieni. Czarownik odsunął się dając jej więcej miejsca.
Shila trzymając kawałek skały tuż przy ustach zaczęła
obsesyjnie kołysać się w przód i w tył coś przy tym szepcząc.
Alison czuła jak jej
serce łomocze się o żebra. Nie miała pojęcia co się działo z
jej bratem, ani teraz ani przedtem, ale widząc jego bladą twarz i
dziwnie pokrzywione palce była nie na żarty przestraszona.
Wszyscy w napięciu
obserwowali co robi Shila. Nawet Rusty nadal nie do końca przytomny
dokuśtykał by przyjrzeć się bliżej. Nagle kobieta przestała się
kołysać. Rozłożyła palce prawej dłoni ukazując niczym nie
różniący się kamień. Potem paznokcie na jej lewej dłoni
wydłużyły się zmieniając w grube pazury. Delikatnie pociągnęła
jednym z nich po skale jakby malowała pędzlem. Na jego powierzchni
pojawił się znak składający z kilku zawijasów. Potem skała
zaczęła ciemnieć, aż przybrała błyszcząco czarny kolor. Tak
przekształcony kamień położyła na klatce piersiowej ledwo
oddychającego Chrisa.
- To na moment go
wzmocni. - skierowała się do Darrena – Musisz działać szybko.
Ocal go, a ja zajmę się Bellamy'im.
Bez słowa wstała i
ruszyła w stronę alfy.
- Złapcie się za ręce.
- nakazał od razu czarownik
Cała trójka złączyła
dłonie tworząc krzywy okręg. Alison usłyszała tylko jak Darren
zaczyna coś mówić w nieznanym jej języku, zanim świat zaczął
wirować. Otoczyło ich jaskrawe światło, zakrywając widok na las.
Alison czuła jakby coś rozsadzało jej czaszkę od wewnątrz.
Zupełnie jakby znajdowała się kilkanaście metrów pod wodą i
płynęła cały czas w dół, skazana na coraz szybszy wzrost
ciśnienia. Na szczęście wszystko nie trwało długo. Jednak nawet
kiedy już światło opadło, a ból ustał Alison miała ochotę
zwymiotować. Upadła na kolana, starając się uspokoić oddech.
Zanim zdążyła się
pozbierać i zorientować gdzie się znajduje, Drake z czarownikiem
dawno przeszli do działania. Chwycili przyjaciela i wynieśli gdzieś
dalej. Alison nie była jeszcze w stanie zarejestrować gdzie
dokładnie. Odczekała moment, aż świat przestał wirować, a
mdłości ustały i dopiero potem wstała.
- Żyjesz? - spytał
Rusty
Pokiwała głową nawet
lekko się uśmiechając.
Znajdowała się w
średniej wielkości pomieszczeniu, które zapewne wydawałoby się
mniejsze gdyby cokolwiek się w nim znajdowało. Jedynie na środku
stał ciężki, drewniany stół, na którym położyli Chrisa.
Podłoga była wykafelkowana chropowatymi płytami, a ściany pokryte
miedzianą farbą. Żadnych okien i tylko jedne drzwi.
Nie tracąc czasu na
podziwianie (lub nie) pomieszczenia, podeszła do Drake'a, który
coraz bardziej zaniepokojony pochylał się nad przyjacielem.
Czarownik stał prosto opierając dłonie na piersi Chrisa. Głowę
miał odchyloną do tyłu, a oczy zamknięte.
- Co się dzieje? -
spytała już po raz drugi, ale tym razem uzyskała jakąś
odpowiedź.
- Staramy się
przywrócić go do żywych. - stwierdził oschle Drake
Nie twierdziła, że to
cokolwiek jej przyniosło, ale odpuściła sobie dalsze pytania.
Najwyraźniej i tak nic więcej by się nie dowiedziała. Mogła
tylko w napięciu stać i obserwować poczynania czarownika. Ten w
końcu gwałtownie wypuścił powietrze i skulił się jakby nie mia
siły ustać.
- Nic z tego. - syknął
– Nie potrafię się do niego dostać.
- Jego serce z każdą
sekunda zwalnia! - krzyknął rozwścieczony Drake – Powiedziałeś,
że go uratujesz.
- Nie. - zaprzeczył –
Powiedziałem, że mogę spróbować. Nie jestem w stanie
zminimalizować jego bólu, a inaczej nie dotrę do jego serca.
Drake nagle szarpnął
ponad stołem za kołnierz czarodzieja, przyciągając go do siebie.
- Nie możesz pozwolić
mu umrzeć. - powiedział cichym i przerażająco spokojnym głosem.
- Ja mogę to zrobić. -
wtrąciła nagle Alison. Oboje spojrzeli na nią, jakby przypominając
sobie o jej obecności – Zmniejszyć jego ból. Powołam się na
więź.
- To niebezpieczne. -
stwierdził Darren
- Zrób to. - polecił
Drake puszczając czarownika i ustępując miejsce przy stole.
Z lekkim wahaniem oparła
się o blat patrząc na bladą postać jej brata leżącą
niepozornie, jakby spał.
- Co mam robić? -
spytała powoli nabierając odwagi.
Darren odczekał moment
chcąc dać jej czas do namysłu. Widząc, że już podjęła
decyzje, wyjaśnił.
- Postaraj się zabrać
chociaż część jego bólu bym mógł wypowiedzieć zaklęcie
przyspieszające regeneracje.
Nie była pewna czy da
radę to zrobić. Co prawda ćwiczyli to przez kilka dni, ale głównie
to Chrisowi udawało się połączyć z jej umysłem i ciałem. Jej
ani razu to nie wyszło. Złapała jego przedramię i zamknęła
oczy, koncentrując się na więzi. Na początku nic się nie
wydarzyło. Po chwili jednak to poczuła. Jakby iskra przyszywająca
jej umysł. Oświetlała jej wyimaginowaną drogę łączącą ją z
bratem. Zagłębiła się w światło mocniej i głębiej. Zupełnie
jakby podciągała się na niewidzialnej linie. Ból przyszedł nagle
i z ogromną siłą. Przeszył jej ciało i umysł. Odczuwała go,
ale wiedziała, że nie należy do niej. Musiała go przejąć.
Brnęła dalej, starając się ignorować drgawki jakie ogarniały
jej ciało. Sekunda po sekundzie było coraz gorzej. Ból narastał.
Zupełnie jakby jej kości pękały, a skóra płonęła. Zdusiła
krzyk. Całkowity paraliż uniemożliwił jej oddychanie. Gdzieś
poza tym wszystkim usłyszała głos Darrena.
- To za mało, Alison.
Nie poddawała się. Z
determinacją przesuwała się naprzód po nierealnej drodze,
wiedząc, że im bliżej będzie tym więcej jego bólu będzie w
stanie mu odebrać. Nie wiedziała tylko czy jest w stanie znieść
go na tyle długo by czarownik mógł wykonać swoje zaklęcie.
Miała wrażenie, że
ktoś obdziera ją ze skóry. Głowa jej pulsowała od nadmiernego
bólu. Już dłużej nie mogła powstrzymać krzyku. Wrzasnęła
tonąc w agonii. Przez pot i łzy nadal przyjmowała kolejne, coraz
większe dawki bólu pocieszając się, że im więcej cierpi tym
większą ulgę przynosi bratu. To była jedyna myśl, która nie
pozwalała jej się poddać i nakazywała wytrzymać dłużej.
Słyszała własny krzyk gdzieś w oddali ponad tym wszystkim. Darła
się w niebo głosy, szarpiąc i miotając z bólu, ale nie puściła
ręki. Palce mocno trzymała zaciśnięte, wiedząc, że tylko one
utrzymują ich więź.
Nie wiedziała jak długo
przebywała w swoim umysłowym piekle, ale nagle wszystko ustało.
Ból odpłynął pozostawiając ją samą sobie, niezdolną do choćby
ruszenia palcem.
- Coś ty zrobił? -
usłyszała warknięcie Drake'a
- Uratowałem jej życie
bo najwyraźniej jesteś zbyt ślepy by dostrzec, że to ją
zabijało. - odpowiedział równie zdenerwowany Rusty.
Nastała cisza. Alison
chciała otworzyć oczy. Zobaczyć czy się udało, ale jej ciało
odmawiało posłuszeństwa. Mogła jedynie leżeć w całkowitej
ciemności i słuchać ich niewyraźnych głosów.
- Tyle mogę dla niego
zrobić. - powiedział Darren – To będzie ciężka noc, ale chyba
wydobrzeje.
- Co jeśli nie? - O
dziwo to nie Drake zadał to pytanie. Więcej nie usłyszała jego
głosu.
- To czego dokonał było
praktycznie niemożliwe. To tak jakby kazać niedołężnemu starcowi
przebiec maraton. Jego serce i ciało wysiada. Jeśli przetrwa noc to
przeżyje.
Potem znowu nastała
krótka cisza, przerywana jedynie przez odległe stukanie. Poczuła,
że ktoś bierze ją na ręce. Kojące bujanie otulało ją,
zachęcając do odpłynięcia w błogą ciemność. Była w stanie
zarejestrować odgłosy kroków i kilkukrotne skrzypienie drzwi.
Potem poczuła pod sobą coś miękkiego, zupełnie jakby leżała na
puszystej chmurze.
- Byłaś cudowna. -
usłyszała czyiś głos.
Była już zbyt zmęczona
by go rozpoznać. Poddała się i pozwoliła sobie odpłynąć w
niebiański sen.
Wow to jest coraz lepsze tylko nie uśmiercaj Chrisa prosze czekam na nexta i życze weny
OdpowiedzUsuń