piątek, 26 września 2014

Rozdział 36

Wszyscy mimowolnie odetchnęli, kiedy alfa opuścił pokój. Chris od razu opadł na krzesło, chowając twarz w dłoniach. Alison zauważyła współczucie malujące się na twarzy Ricki. Podeszła do niego bliżej, powstrzymując dłoń, którą chciała oprzeć na jego plecach.
- Jeśli chcesz....
- Nie. - przerwał twardo – Czas już na ciebie.
- Chris... - zaczęła prosząco
- Po prostu wyjdź. - rozkazał – I zabierz ze sobą Rusty'iego.
Alison nie była pewna, ale wyczuła nutę złości w momencie, w którym wypowiadał jego imię.
Ricki lekko zszokowana, spojrzała na Alison szukając z jej strony jakiejś pomocy. Widząc, że jej nie uzyska, szybko odwróciła głowę i niemal wybiegła z hali. Rusty westchnął ciężko i pożegnalnie machając poszedł za nią. Alison odpowiedziała mu smutnym uśmiechem, wzrokiem odprowadzając go do drzwi.
Sama nie do końca miała się gdzie podziać. Mogła wrócić do mieszkania Kevina, ale po tym jak bez wyjaśnienia wybiegł stąd zaraz za Drake'iem, chciała mu dać czas do namysłu. Jakaś część jej pragnęła dowiedzieć się prawdy, druga zaś była zbyt zmęczona by czegokolwiek się doszukiwać. Nie mając zbytniego wyboru usiadła obok brata, obserwując jak powoli podnosi głowę, nadal przygnębiony.
- Drake nie przeprosi. - wydukał
- To moja wina. - odparła – Gdybym jak głupia nie dała mu się ugryźć do niczego by nie doszło.
- Zaraz. Co? - nagle się wyprostował – Marcus pił twoją krew?
- Nie rozumiesz. On zrobił coś Kelly. Musiałam się dowiedzieć co jej się stało.
- Jaka była twoja strategia? - rzucił zbulwersowany - Oświeć mnie bo jej nie dostrzegam.
- Nie musisz mi mówić, że to było głupie. Sama się już o tym przekonałam. - łypnęła na niego spode łba – Martwię się o nią. Powiedział, że za informacje chce wypić trochę mojej krwi. Uwierz, że nie było to dla mnie łatwe, ale nie miałam wyboru.
- Co się potem stało? - odparł już nieco mniej wzburzony
- Odpłynęłam. Znaczy nie dosłownie. Ostatnie co pamiętam to upadek na podłogę. Może gdyby nie Drake to już bym nie żyła, ale skoro tak nie jest zamierzam przypomnieć się temu wampirowi. Tak tego nie zostawię. Kelly żyje, wiem to.
- Byłaś u niej w domu? - spytał rzeczowo
- Tak. Jej mama twierdzi, że wyjechała gdzieś służbowo, ale Kelly straciła pracę w dniu, w którym widziałam ją po raz ostatni. Na pewno ją pamiętasz bo też wtedy ze mną byłeś.
Zmarszczył brwi nad czymś się zastanawiając.
- To ta dziewczyna co była z Rayley'em. - przypomniał sobie
Twierdząco pokiwała głową.
- Kiedy o nią spytałam odesłał mnie do Marcusa.
Nabrał powietrza i powoli je wypuścił. Zwyczajnym gestem podrapał się po głowie intensywnie nad czymś się zastanawiając. Nastroszone i rozczochrane włosy bez jakiegokolwiek ładu okalały jego twarz. Alison już wcześniej zauważyła, że są wyjątkowo gęste i delikatnie napuszone. Kołnierz jego koszuli lekko się odchylił, ukazując kawałek czarnego tatuażu w kształcie triskelionu.
- Czy teraz kiedy Inni zostali zniszczeni nadal wierzysz w zjednoczenie stad? - spytała
Zaskoczony jej pytaniem, poświęcił chwilę by zastanowić się nad odpowiedzią.
- Nadal chronię trzech sztyletów. Nie jestem godzien, by rozpocząć rewolucję. Przechowam je aż znajdzie się odpowiednia osoba. Ojciec od małego wpajał mi pewnie priorytety, które nigdy nie przestaną być dla mnie ważne. Innym jest się przez cały czas. To pewien sposób życia. Jednak nie jestem już tak oddany tym wartościom. Lata przebywania w towarzystwie osoby, która nie popiera metod Innych, mogą zachwiać własne przekonania. - zaśmiał się – Wiem, że nie da się zjednoczyć stad bez unikania jakichkolwiek ofiar. Jedyne co mogę zrobić to postarać się zminimalizować tą ilość.
- Myślisz, że to co się teraz dzieje jest znakiem by zacząć działać? - spytała z powagą – Może jest szansa na życie razem, bez podziału.
Beznamiętnie wzruszył ramionami.
Nikt nie wiedział co tak naprawdę się wydarzy. Trzeba było być przygotowanym na wszystko, a Alison nie czuła się gotowa. Nie wykorzystała jeszcze wszystkich swoich możliwości. Żeby się wzmocnić musi przyjąć swoją drugą naturę. Bała się tego jak cholera, ale wiedziała, że to konieczne. Nie było czasu by dłużej zwlekać.
- Chcę żebyś nauczył mnie jak się zmienić. - wypaliła na bezdechu – I nie mam na myśli tych głupich medytacji. Może tobie one wychodzą, ale mnie nie obchodzi więź psychiczna. Chcę się skupić na sile fizycznej.
- Nie wiem czy jesteś już gotowa....
- Jak mam być skoro nawet nie zaczęliśmy? Myślę, że nadszedł na to czas. - stwierdziła stanowczo
Nie zamierzała ustąpić. Aktualnie oboje nie mieli nic konkretnego do roboty. Wszyscy sobie poszli, zostawiając ich samych sobie. Trzeba było to jakoś pożytecznie wykorzystać.

* * *

Niecałe dwadzieścia minut później oboje stali w sali treningowej. W świetle dnia mogła zobaczyć ją w całej okazałości. Wydawała się jeszcze większa niż wcześniej. Sufit sięgał kilkanaście metrów w górę. Zdecydowanie przebijał się przez ostatnie piętro. Strop podpierały liczne belki, na których zwisały długie liny. Pomieszczenie było tak wielkie, że można było tu trenować całą armie.
Chris stał na jednej z cieńszych mat, natomiast Alison naprzeciwko niego stąpała po grubym materacu.
- W porządku. - zaczął – Przemiana wywołana jest przez skrajne emocje i przyspieszony puls. Jeśli nie potrafisz nad nimi zapanować każdy nawet najmniejszy bodziec może sprawić, że się przemienisz. Jest to naturalna forma obrony. Jednak zmuszenie ciała do transformacji w momencie, w którym nie czujesz się zagrożona jest trudniejsze. Wymaga ogromnego skupienia. Musisz się zastanowić jaka emocja lub wspomnienie najszybciej cię mobilizuje. Niekoniecznie musi to być coś negatywnego. Czasami nawet szczęśliwe obrazy mogą okazać się skuteczne.
- A jak jest w twoim przypadku? - spytała w myślach analizując co mogłaby sobie skojarzyć lub przypomnieć.
- Strach i troska o najbliższych. - odpowiedział bez mrugnięcia okiem – Zastanów się jakim emocjom popadasz najczęściej i jakie wywołują u ciebie najsilniejsze odczucia.
Zamknęła oczy przypominając sobie pamiętny dzień w hotelu. Strach sprawił, że upadła na podłogę opętana przez drgawki i bóle głowy. Jednak potem na ulicy to nie przerażenie ją kierowało. Coś innego sprawiło, że czuła się silniejsza, niemal niepokonana. Powoli rozchyliła powieki, odpowiadając.
- Gniew.
- Jesteś pewna? - spytał z lekkim drżeniem w głosie – Łatwo jest ulec złości, ale trudniej jest się opanować.
- Na razie tylko on sprawia, że mam ochotę coś rozwalić. - rzuciła, wykrzywiając usta w uśmiechu
- Jak uważasz. Jedyne co musisz zrobić to skoncentrować się na nim. Przywołać każde wspomnienie, które kiedykolwiek cię rozwścieczyło. Nie może to być lekka złość. Przypomnij sobie wydarzenie, które sprawiło, że furia płynęła w twoich żyłach. Pozwól by całkowicie cię pochłonęło.
Odetchnęła głęboko, wycierając spocone dłonie o jeansy. Ponownie zamknęła oczy, zatracając się w przeszłości. Doskonale widziała twarz Juana, kiedy mówił o jej matce, o tym co może jej się stać. Jego groźby i zapewnienia, że już nic nie może zrobić. Ciemnozielone oczy wpatrywały się w nią z jawnym wyzwaniem. Widziała, że się z niej śmieje. Nagle za nim pojawiło się kilkanaście innych postaci. Rozpoznawała twarze członków jej byłego stada. Każdy z nich rechoczący i wskazujący na nią palcem. Była obiektem kpin i żartów niemal od dziecka, ale tym razem siła ciosu była większa. Coś ścisnęło jej serce. Z tłumu wyszła niewysoka kobieta. Natychmiast rozpoznała matkę, która z każdym krokiem szła coraz wolniej w jej stronę, by w końcu upaść na podłogę. Ziemia szybko splamiła krew, wypływająca spod bezwładnego ciała. Chciała do niej podbiec, ale nogi miała wrośnięte w ziemię, nie potrafiła się ruszyć. Kiedy otworzyła usta z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Słyszała jak coraz głośniejsze śmiechy wypełniają przestrzeń. Jej matka leżała na ziemi martwa, a żaden z nich nie zrobił nic by jej pomóc. Wszyscy nie przestawali trząść się z rozbawienia. Czuła jak gniew opanowuje jej ciało. Zacisnęła dłonie w pięści przygotowując się na zmianę, ale mimo buzującej złości nic się nie stało. Poczuła mocne uderzenie w szczękę. Nawet nie zauważyła kiedy Juan podszedł do niej bliżej. Wykonał kolejny cios, a ona nie mogła się obronić. Jej ciało zastygło przyjmując otwarto ciosy. Jeden za drugim, aż w końcu zaciemniło jej się przed oczami. Nie wierzyła jak bardzo wizja może być realna. Czuła każdą komórkę własnego ciała sparaliżowaną przez ból. Uderzenie za uderzeniem, aż w końcu upadła na ziemię.
Obraz zniknął. Przed oczami pojawiła jej się podłoga sali treningowej. Na wpół leżała, pochylona w stronę posadzki. Mimo, że wróciła z powrotem do rzeczywistości, to ból odczuwała nadal. Coś skapnęło z jej czoła. Dopiero po chwili zorientowała się, że to krew.
- Przestań. - usłyszała surowy krzyk Chrisa.
Ale co ma przestać?
- Ona ma już dość. - warknął
Chciała podnieść głowę by zobaczyć do kogo mówi jej brat, ale nie miała siły. Kręciło jej się w głowie, a przed oczami pojawiały się czarne plamy. Co się stało i dlaczego jest taka obolała?
- To jedyny sposób by się przemieniła, a przecież sama tego chce. - usłyszała obojętny głos, który bardzo dobrze pamiętała.
- Na dziś wystarczy, Darren. - nie ustępował Chris
W następnej chwili, poczuła silne ramiona, otulające jej plecy.
- Dasz radę wstać? - spytał
Mruknęła twierdząco w odpowiedzi. Wspierając się na jego przedramionach, starała unieść się z podłogi, ale nogi jej się zatrzęsły sprawiając, że straciła równowagę. Tylko Chris uchronił ją przed upadkiem. Czuła jego obecność, ale jego kontury były zamazane. Cokolwiek się stało dostała nieźle w kość. Nie było ani jednego miejsca, w którym nie czuła palącego bólu. Głowa była ciężka jak tony betonu, do tego niemiłosiernie pulsowała.
- Udało mi się? - spytała zachrypniętym, pozbawionym nadziei głosem.
- To twój pierwszy raz... - zaczął spokojnie – Nie jest powiedziane, że od razu się uda.
- Jestem za słaba. - mruknęła karcąc samą siebie
- Nie prawda. Wytrzymałaś naprawdę długo. Ja musiałem przejść kilka takich prób i po każdej z nich traciłem przytomność. Może i masz wrażenie, że zaraz rozpadniesz się na kawałki, ale doskonale sobie poradziłaś.
- Te kilka minut nazywasz „długo”? - zdziwiła się
Prowadził ją w jakimś kierunku. Każdy krok był dla niej coraz łatwiejszy, jakby powoli wracała do siebie.
- Chciałaś powiedzieć kilka godzin. - poprawił ją. Widząc jej zaskoczenie, szybko wyjaśnił – Ja też traciłem poczucie czasu, z tym, że ze mną było odwrotnie. Miałem wrażenie jakbym obrywał przez kilka dni co w rzeczywistości było paroma godzinami. Fakt, że czas szybko ci minął jest dobrym znakiem. - pocieszał ją.
Nie wiedziała, czy mówił prawdę, ale jakkolwiek nie było jego słowa działały na nią kojąco. Sprawiały, że nie czuła się całkowicie beznadziejna.
Podprowadził ją pod ścianę i nakazał usiąść. Zamykając oczy by nie widzieć jak ziemia wiruje, powoli opadła na drewnianą belkę, która tymczasowo posłużyła za ławkę. Wzięła kilka głębokich wdechów. Ból powoli opuszczał jej ciało.
- Nawet regenerujesz się już szybciej. - stwierdził nadal spokojnym, a nawet zadowolonym głosem.
- Zmieniłaby się gdybyś nie kazał mi przestać. - usłyszała oddalony głos Darrena.
- Co przestać? - spytała zanim Chris zdążył cokolwiek powiedzieć.
Rozchyliła powieki, obserwując brata. Jego twarz była wyraźniejsza. Dokładnie widziała, że waha się przed odpowiedzią.
- Czuję się jakby czołg po mnie przejechał. - wydukała cicho
- Jeszcze nikt nie określił tak moich umiejętności. - powiedział stukając się w brodę.
Darren stał kilka metrów dalej, więc Alison nie widziała go tak dobrze jak brata. Czarownik był jedynie zamazaną, ciemna plamą na tle szarych ścian sali.
- Darren zaproponował lekką pomoc. - rzucił Chris, mierząc towarzysza ostrym wzrokiem – Nic się nie działo przez pierwsze cztery godziny, więc postanowiliśmy trochę cię ruszyć, że tak powiem. Oberwałaś kilka razy falami mocy, które powinny pobudzić twój gniew. Liczyłem, że może uda ci się zmienić za pierwszym razem, skoro... no wiesz.
- On jest mózgiem, a ty siłą. - dokończył Darren
Przygryzła wargę, zastanawiając się nad jego słowami. Czyli uderzenia, które podobno były od Juana, tak naprawdę pochodziły od Darrena. Jakie to mylące. - pomyślała. Może faktycznie kilka minut później coś by się zadziało. Chciała, żeby się udało, ale obawiała się, że to ona jest jedyną osobą, która powstrzymuje zmianę. Podświadomie boi się tego co może nastąpić. Najgorsze było to, że nie wiedziała co ma zrobić by to zmienić. Problem zdecydowanie leżał w jej głowie.
Nagle ją olśniło.
 - Mam pomysł.

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 35

- Dlaczego wszystko staje się coraz trudniejsze? - odparła zrezygnowana nie oczekując odpowiedzi.  
Najwyraźniej już od początku nie było jej pisane życie w spokoju. Nawet w jej snach panował chaos. Z wyjątkiem ostatniej nocy. Plus był taki, że przynajmniej tego nie pamiętała. Jednak mimo wszystko starała się żyć dalej. Nie zmarnuje daru, który dała jej matka. Choćby już nigdy miała nie odetchnąć, trudno. Będzie silna. Dla niej.
- Wbrew temu co myśli Drake, musisz nam powiedzieć o Aeirin, Chris. - zaczęła Ricki przerywając przedłużającą się ciszę. - Próbowała zaatakować Alison.
Zaskoczyła ją nagła troska Ricki. Już od początku myślała, że relacje między nimi będą napięte. Jak się jednak okazywało była to jednorazowa reakcja spowodowana zdeterminowaną ochroną terytorium. Teraz kiedy każde stado jest zagrożone, wszyscy muszą się zjednoczyć. Przynajmniej ona tak myślała.
Wszyscy spojrzeli na Chrisa z zainteresowaniem. Założył ręce za szyję i uniósł do góry głowę, zastanawiając się. W końcu westchnął ze zgodą i wrócił do normalnej postawy.
- Aeirin jest pewnego rodzaju czarownikiem. Podobno korzysta z magii, ale nie to sprawia, że jest tak niebezpieczna. Aeirin potrafi wykorzystać różnego rodzaju substancje by stworzyć z nich straszliwą broń. Niewiele osób wychodzi żywych po spotkaniu z nią. Spotkałem ją tylko raz w życiu, w momencie, w którym uświadomiłem sobie, że zaraz zginę. Drake mnie ocalił, ale poniósł ogromną cenę.
- Dlaczego chciała cię zabić? Jaki miała w tym cel? - spytała
- Nie wiem. - wzruszył ramionami – Pojawiła się znikąd i uderzyła bez ostrzeżenia.
- To dlatego Drake się nie leczy i nie chce zmieniać? - zapytał zaintrygowany i dziwnie podekscytowany Rusty
Chris zmierzył go morderczym spojrzeniem, które trwało krócej niż można było się spodziewać. Szybko zapełnione przez smutek oczy, na moment zakryły powieki.
- Nie musisz nam tego mówić. - szepnęła Ricki, łapiąc go za rękę.
- W porządku. - nabrał powietrza – W końcu i tak się dowiecie. Z uwagi na okoliczności powinniśmy być ze sobą szczerzy. Na pewno nie usłyszycie tego od Drake'a i wolałbym, żeby to nie wyszło poza naszą czwórkę. To nie jest sprawa, o której lubimy się chwalić.
- Uwierz mi wiemy. - mruknął Rusty. Alison i Ricki natychmiast pokiwały głowami, zgadzając się z kolegą.
- To było jakieś cztery lata temu. Wracałem do domu późnym wieczorem. Usłyszałem nagły szelest, a kiedy się odwracałem by zobaczyć co to było, zostałem powalony na ziemię kilka metrów dalej. Byłem zdezorientowany. Zobaczyłem chmurę szarego dymu w miejscu gdzie przed chwilą stałem. Usłyszałem krzyk Drake'a, a następnie nagły kaszel jakby walczył o każdy oddech. Chciałem mu pomóc, ale natychmiast wybiegł na zewnątrz obłoku, pociągając mnie za sobą. Był cały we krwi, ledwo trzymał się na nogach. Niewiele czasu minęło kiedy upadł na ziemię. Nie miałem bladego pojęcia co się stało. Wyglądał jak sitko, przez które przeciekała krew. Sączyła się z niego strumieniami. Wziąłem go na ręce i natychmiast zabrałem do Darrena. Wiedziałem, że jest źle. Jego stan był krytyczny. Czarownik stwierdził, że to co wcześniej uważałem za chmurę, było pyłem ze srebra i złota. Miliardy malutkich odłamków obu tych metalów wżerały się w jego skórę, w każdym nieosłoniętym miejscu. Darren robił co w jego mocy. Za pomocą magii usunął tyle ile się dało. Skóra wróciła do normy dopiero po czterech dniach. Proces gojenia znacznie się spowolnił. Przez cały ten czas Drake był nieprzytomny. Dopiero kiedy się ocknął dowiedzieliśmy się dlaczego. Odłamki przeniknęły do płuc, utrudniały oddech i spowolniały gojenie. Tak jest aż do dziś. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Drake nie może ryzykować przemiany, bo ona może okazać się jego śmiercią. - jego słowa były przepełnione szczerym smutkiem i ogromną troską.
Alison przypomniała sobie pierwszą noc tutaj. Atak kaszlu Drake'a kiedy wrócił do domu. Widziała przerażenie w oczach Chris'a. Teraz wiedziała czym było spowodowane i jak bardzo sprawa jest poważna.
- Jak to możliwe, że powstrzymuje przemiany? - spytała z niedowierzaniem
Miał coś odpowiedzieć, ale jego głowa nagle obróciła się w stronę drzwi wejściowych. Płatki jego nosa poruszyły się kiedy nabierał powietrza. Ricki i Rusty zareagowali podobnie. Alison spróbowała cokolwiek wyczuć, ale nie miała tak dobrych zmysłów. Jeszcze nie.
- Czujecie? - spytał Rusty, wstając – Wpadka. Chyba nie powinno mnie tu być.
- Co on tutaj robi? - zdziwiła się Ricki – W dodatku sam.
Wszyscy wstali z krzeseł i z napięciem wpatrywali się w drzwi.
- O co chodzi? Kto idzie? - odparła lekko zdezorientowana Alison. Powoli uniosła się, czekając tak jak pozostali.
- Robb. Nasz alfa.
Przez moment poczuła jak strach wdziera się do jej wnętrza. Nie wiedziała czy powinna tutaj być. Co jeśli wywoła to nieprzyjemną reakcję? Może właśnie po nią tutaj przyszedł? Ale czy wtedy nie przyprowadziłby ze sobą kogoś jeszcze?
Wzięła kilka głębokich wdechów, kiedy usłyszała ciche kroki. Widziała jak klamka się obniża, a wrota się uchylają. Nie wiedziała czego konkretnie się spodziewała, ale zdecydowanie inaczej wyobrażała sobie przywódce stada. Do środka wszedł wysoki mężczyzna nie starszy niż dwadzieścia pięć lat. Wysoka i smukła postawa nie budziła grozy, w odróżnieniu od powagi jaka widniała na jego opalonej twarzy. Oczy czarne niczym sadza z pewną wyższością spoglądały na całą czwórkę. Jego ciemne i poskręcane włosy okalały jego głowę, dodając wzrostu.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy w napięciu czekali na jego słowa. Z gracją pokonał dzielącą ich odległość i wyprostowany stanął tuż przed nimi. Szybko zmierzył Alison wzrokiem po czym skierował się do Rusty'iego.
- Postanowiłeś wrócić? - spytał
- Nie zostanę długo. - odpowiedział zachrypniętym głosem.
- Odchodząc wiedziałeś jakie są konsekwencje. Skoro nie jesteś gotowy by pożegnać się z tą częścią miasta, może nie powinieneś podejmować decyzji tak szybko.
Alison nie potrafiła stwierdzić czy alfa był zły czy nie przykładał do tej sprawy większej wagi. Jego ton pozostawał naturalny i niewzruszony. Z drugiej strony widziała go pierwszy raz w życiu. Nie mogła tak szybko go rozgryźć.
Odwrócił głowę z powrotem wracając do Alison. Czuła ciężar jego spojrzenia. Może nie była o wiele młodsza, a jego postura nie przerażała jej, mimo to przeszedł ją zimny dreszcz. Podświadomie wiedziała, że musi uważać na to co robi i mówi. Stała przed alfą stada, którego chciała zostać częścią. Nie mogła sobie pozwolić na nawet najmniejszy błąd.
- Ty jesteś Alison Stevenson. Córka Williama Stevensona i siostra Chrisa.
Dziwnie było jej już po raz drugi usłyszeć nazwisko ojca stojące przy jej imieniu. Przyzwyczaiła się do tego, że nazywa się Hudgens. Ale czy powinna to podkreślać? Bez słowa skinęła głową.
- Z jakiego powodu tutaj jesteś? - zapytał Chris – Rozpatrzyłeś już moją prośbę?
- Nie mogę sobie pozwolić na wprowadzanie zamieszania wewnątrz stada. To właśnie by się stało gdybym przyłączył wszystkich, którzy uciekają z południa. Nie narażę stada. Musimy trzymać się razem dopóki nie odkryjemy z kim mamy walczyć.
Alison zerknęła na Chrisa. Zastanawiała się czy powie alfie o Aeirin.
- Z drugiej jednak strony – kontynuował - Alison powinna trzymać się blisko ciebie. Jesteście rodziną. Teoretycznie jesteś jedną z nas. Jednak nie po to tu dzisiaj przyszedłem. Gdzie jest twoja Ciemna Strona?
- Drake wyszedł kilka minut temu.
- Jak tylko wróci ma się ze mną skontaktować. - rozkazał stanowczo – Wczoraj wieczorem odwiedził mnie przywódca tutejszego klanu wampirów. Podobno Drake go zaatakował.
Alison zamarła. Pamiętała, że tamten wampir budził w niej grozę, ale nie miała pojęcia, że jest przywódcą klanu.
- To moja wina. - powiedziała na bezdechu – Drake stanął w mojej obronie.
Nie tylko alfa wydawał się zainteresowany. Również pozostała trójka spojrzała na nią lekko przerażona.
- Dałam się podpuścić. - westchnęła ciężko. Nie łatwo było się przyznać do takiej głupoty – Drake tylko mnie bronił.
Alfa na moment przekrzywił głowę przejeżdżając po niej wzrokiem. Z trudem powstrzymywała drżenie dłoni. Stała wyprostowana odrzucając chęć schowania się w jakimś ciemnym kącie. Nie poznawała sama siebie. Gdzie się podziała nieprzejmująca się niczym dziewczyna, którą nie obchodziło to co inni o niej myślą?
- Nieważne. - powiedział, w końcu odrywając wzrok – Nie obchodzi mnie dlaczego to zrobił. Nie potrzebuję dodatkowych konfliktów z wampirami. Drake musi okazać skruchę i przeprosić Marcusa.
- Powodzenia. - parsknął Rusty.
Z gardła alfy wyrwało się stłumione warknięcie, przywracające chłopaka do normy.
- Jutro wieczorem całe stado ma się stawić na Wyspie. Jeśli kogoś nie będzie, może od razu wynosić się z naszego terenu.
Alison wyłapała jego słowa, szczególnie zaskoczona jednym. Powiedział „naszego” nie „jego”. Rzadko spotyka się przywódcę, który nie uważa, że jest królem. Coraz częściej stado jest postrzegane jako armia albo lud, który potrzebuje silnej ręki, a nie jak rodzina. To właśnie w takiej watasze od zawsze chciała znaleźć się jej matka.
Alfa zaczął się odwracać, ale w ostatnim momencie przystanął i spojrzał na Rusty'igo.
 - Nie jest tak, że jesteś nieproszonym gościem. - lekko się uśmiechnął po czym wyszedł z sali.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 34

Nie wiedziała czy dryfowała w jakiejś przestrzeni pomiędzy światami czy zwyczajnie śniła, ale już dawno nie czuła takiego spokoju. Była całkowicie zrelaksowana, otoczona przez jasne światło. Pod sobą miała coś miękkiego, co w dotyku kojarzyło jej się z chmurami. Ile by dała by zostać tutaj wiecznie. Odseparowana od skomplikowanego świata. Wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Musiała żyć i walczyć.  
Niechętnie rozchyliła powieki. Musiała kilka razy zamrugać, by przebić się przez promienie słońca, oświetlające jej twarz. Pierwszą rzeczą jaką ujrzała była para niesamowicie błękitnych oczu wpatrujących się w nią z powagą. Drake leżał naprzeciwko niej na łóżku, ubrany w dresowe spodnie i cienki podkoszulek. Nie miała pojęcia jak się tutaj znalazła i czy przypadkiem nadal nie śni. Chciała zobaczyć gdzie dokładnie się znajduje, ale nie mogła oderwać od niego oczu. Jego spojrzenie przykuło całą jej uwagę, jakby była zahipnotyzowana. To musiał być sen. Na moment zamknęła powieki, ale kiedy ponownie je otworzyła on nadal był w tym samym miejscu. Nie poruszył się nawet o milimetr.
Nagle wszystko zaczęło do niej wracać. Jego ciepłe objęcia przynoszące ukojenie. Jej usta tuż przy jego szyi. Musiała zasnąć w jego ramionach. Ale czy na pewno zasnęła? Gwałtownie się odsunęła, zsuwając się z materaca i upadając na podłogę. Spojrzała na siebie. Była w tym samym ubraniu, to oznacza, że nie wydarzyło się nic nad czym straciłaby kontrolę. Odetchnęła z ulgą. To jednak nie wyjaśniało dlaczego on leżał na tym samym łóżku.
- Co ty tutaj robisz? - oburzyła się
- Nie mów mi, że świat zwariował tak bardzo, że już nawet nie mam prawa być we własnym pokoju.
- Dobrze... - zawahała się, odgarniając włosy z oczu – A więc co ja tutaj robię?
- Aktualnie siedzisz na ziemi z bardzo zabawnym wyrazem twarzy.
- Wiesz co mam na myśli. - warknęła podnosząc się z podłogi.
Pokój nie był duży. Jedno szerokie łóżko i wysoka szafka, zajmująca prawie połowę przestrzeni. Białe ściany i ciemne meble wprowadzały chłodny klimat, ale promienie słońca wpadające do środka przez otwarte okno nadawały ciepłego akcentu.
- Mogłaś spać tutaj albo na podłodze. - stwierdził
Odwróciła się od niego lekko zażenowana. Właściwie nie było czego się wstydzić, ale poczuła dziwne ukłucie w brzuchu. Nigdy nie spała z obcym facetem w jednym łóżku i teraz dziwnie się z tym czuła.
Usłyszała jak Drake wstaje z łóżka i podchodzi do niej.
- Wszystko w porządku?
Alison wiedziała, że chodzi mu o to co wydarzyło się wczorajszego wieczoru, a nie o jej chwilowo dziwne zachowanie. Odpowiedź jednak była dla niej tak trudna, że nie mogła mu jej zdradzić.
- Jestem głodna. - powiedziała wymijająco unikając jego wzroku
- Nie jestem pewien, czy chciałabyś wychodzić z tego pokoju.
Uniosła głowę nie rozumiejąc aluzji. Widząc jego neutralne spojrzenie, stwierdziła, że takowej nie było.
- Kevin wpadł tutaj z samego rana razem z Rusty'im. Mały zdrajca musiał mu wyjawić gdzie mieszkamy. Już dawno by cię obudził, ale Chris powiedział, że potrzebujesz odpoczynku.
- Mocno jest zdenerwowany? - skrzywiła się. Doskonale rozumiała obawy przyjaciela i wiedziała jak ona byłaby wkurzona na jego miejscu.
- Nie widziałem go, ale po tonie jego głosu wywnioskowałem, że potrzebna ci będzie jakaś peleryna niewidka, albo lepiej miecz świetlny.
- Leżałeś obok mnie przez całą noc? - zdziwiła się
- Spałaś jak dziecko. Zdaje się, że twoje nocne koszmary ustały. Przynajmniej na razie.
- I tak nie uniknę przemiany. - westchnęła
Nic nie powiedział, ale czuła jego spojrzenie. Było tak namacalne jakby wzrokiem muskał jej skórę. Musiała spojrzeć mu w oczy. Nie mogła oprzeć się pokusie. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego tak ją fascynowały. Jeszcze nigdy, u nikogo nie widziała tak czystego odcienia błękitu jak u niego. Za każdym razem gdy na nie patrzyła, miała wrażenie, że tonie wciągana w bezkresną otchłań. To właśnie ten błękit potrafił ją uspokoić albo wyprowadzić z równowagi. Wiedziała, że to nie tylko zasługa oczu. Działała na nią nawet sama jego obecność. Sprawiała, że chciało jej się krzyczeć, płakać i śmiać. Przyciągał ją w jakiś dziwny sposób, którego nie potrafiła opisać. Mimo wszystkich złych rzeczy, które wydarzyły się w jej życiu, zawsze jakaś mała część jej umysłu odbiegała od tego wszystkiego zmierzając w jego kierunku.
- Powinnam się z nim zobaczyć. - odchrząknęła gardłowo
Ledwo widocznie pokiwał głową.
Kiedy sięgała dłonią do klamki, usłyszała jego rozbawiony głos.
- Zdaje się, że drużyna Króla Arthura znowu się zebrała. Nawet ustawili okrągły stół, tylko mają pączki zamiast mieczy.
Na moment jeszcze na niego popatrzyła. Otworzył drzwiczki szafy, czegoś w niej szukając. Widząc, że zamierza się ubrać, szybko wyskoczyła na zewnątrz, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Przed sobą miała znajomy korytarz, z drzwiami po lewej stronie. Na końcu holu były wzmocnione wrota, prowadzące do dużej hali. Bez zastanowienia ruszyła w ich kierunku. Może i nie mieli tutaj sypialni, ale jedynym miejscem gdzie mogli się zebrać było właśnie to pomieszczenie.
Kiedy weszła do środka, ze zdziwieniem stwierdziła, że Drake miał racje. W rogu, tuż obok kanap stał duży, okrągły stół, okrążony krzesłami. Siedziały przy nim cztery osoby. Zauważyła jak Rusty pochyla się do śmiejącej się Ricki. Tuż obok siedział Chris mierząc ich ostrym spojrzeniem. Kevin natomiast niespokojnie stukał o blat stołu wpatrując się w ścianę nieobecnym wzrokiem. Jak tylko usłyszał, że weszła do środka, zerwał się z krzesła. Podeszła do niego niepewnie. Wiedziała, że nie będzie na nią krzyczał, ale i tak czuła się winna, że skazała go na dzień niepewności.
- Alison. - westchnął, mocno ją obejmując – Nie waż się nigdy więcej wychodzić do galerii handlowej, nieważne jakich promocji byś tam nie znalazła.. - zaśmiał się
- Przepraszam. - mruknęła. Odsunął się od niej z krzywym uśmiechem i zdecydowanie widoczną ulgą. - Cześć Rusty. - kiwnęła głową
- Witaj ponownie. - wyszczerzył się
- Skąd te obrady. - rzuciła, zajmując jedno z pustych miejsc.
Drake również nie mylił się co do jedzenia. Na środku drewnianego blatu leżały puste i do połowy pełne kartony ze słodkimi ciastkami, croissantami i pączkami. Sięgnęła po jednego z nich, ciesząc się czekoladowym nadzieniem.
- Jak tam nasza drużyna śmierci? - zawołał głos za jej plecami.
Chris nie podnosząc wzroku na nowo przybyłego przyjaciela, odpowiedział.
- Zbieramy myśli, snujemy teorie i wytężamy mózgi. Niektórzy w mniejszym stopniu. - stwierdził zerkając na Rusty'iego, który zaprzestał rozmowę z Ricki i teraz rozwalony na swoim krześle zajadał się jednym z ciastek.
- Hej. To nie moja wojna. Teoretycznie i praktycznie nie należę do żadnego stada. Jestem samotnym wilkiem. - odparł z dumą
- Chciałbym. - mruknął Kevin, opierając głowę na łokciach
Alison zdała sobie sprawę, że siedząc tak w piątkę przy jednym, okrągłym stole, naprawdę wyglądali jak obradujący władcy, albo wojownicy. Tylko nieprofesjonalne postawy i zupełnie nieodpowiednia mimika twarzy zdradzała, że tak nie jest. Oczywiście ubrania też mogliby mieć lepsze. Nie pamiętała kiedy ostatnio przebywała w jednym pomieszczeniu z tak wieloma znanymi jej osobami, których w najmniejszym stopniu nie chciała obrażać.
- Powinniście wytłumaczyć nam sprawę Aeirin. - zaproponowała stanowczo Ricki
Wyglądała zdecydowanie najmroczniej . Ubrana całkowicie na czarno, z długimi włosami o tym samym odcieniu. Czerwony kosmyk był jedynym kolorowym akcentem w jej postaci.
- Jestem całkowicie za. - westchnął Kevin – Skoro uważacie, że to z nią widział się Juan i wiecie kim ona jest, powinniście nas wtajemniczyć. Musimy wiedzieć z czym mamy do czynienia.
- Nawet jeśli posiadalibyście tą widzę... - zaczął Chris – Co chcecie zrobić? Nie wiadomo do czego to wszystko zmierza.
- Musimy powstrzymać chaos jaki zapanował między i wewnątrz stad. - stwierdziła jasno Alison – Jestem pewna, że Juan coś planuje. Jeśli Olivia miała rację i jego zachowanie naprawdę się zmieniło to musi mieć do tego jakiś cel. Poza tym sam mówiłeś, że wilkołaki zaczynają szaleć z podejrzeń. Ktoś musiał to w nich zasiać. Trzeba się dowiedzieć dlaczego i powstrzymać to zanim osiągnie swój cel.
- Nie sądzę by Juan za tym stał. - wtrącił Kevin – Nie wygląda na tak inteligentnego. Pozostaje jeszcze sprawa morderstwa Erici.
W tym momencie skierował wzrok na Drake'a. Alison nie mogła powstrzymać się przed wykonaniem tego samego ruchu. Nadal do końca nie miała pewności czy przypadkiem Drake za tym nie stoi.
Widząc na sobie ich spojrzenia, mimo woli jego usta się wygięły.
- Uwielbiam tą dozę niepewności zwisającą w powietrzu. - westchnął zadowolony – Nie zabiłem jej. Była martwa kiedy ją znalazłem. - odpowiedział rzeczowo – Ponadto zgadzam się z Kevinem. Za czymś takim nie może stać jedna osoba, a już na pewno nie byle jaki wilkołak. Rozumiem gdyby to chodziło o mnie, ale ja nie mam tak przereklamowanych aspiracji jak władza nad wszystkimi trzema stadami. Myślę, że właśnie taki jest cel. Co więcej potrafię przewidzieć następny krok naszego sprawcy.
Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco, z lekkim zaskoczeniem. Jedynie Chris pozostał niewzruszony. Najwyraźniej był przyzwyczajony do takich sytuacji.
- Istnieje tylko jeden powód dla, którego ktoś miałby wprowadzać takie zamieszanie. Jeśli jest inteligenty, a myślę, że jest, następne co zrobi to da wszystkim trzem stadom wspólnego wroga. W ten sposób ich zjednoczy. Pokaże, że dotychczasowi przywódcy byli zbyt słabi by zapewnić im ochronę i udowodni, że sam będzie lepszy. Jeśli o to chodzi Juanowi, bo uznajemy, że to on jest „tym złym” to zdecydowanie nie mógł zrobić tego sam. Obmyślenie czegoś takiego mogło zająć miesiące, dodam, że mnie rozpracowanie zajęło niecałe trzy tygodnie.
- Co z tym wszystkim wspólnego ma Aeirin? - spytała Ricki
Chris powoli odwrócił wzrok, skupiając się na czymś co było za oknem. Wszyscy poza nim oczekiwali na odpowiedź Drake'a. Alison była pod wrażeniem jego sposobu myślenia i byłaby w niezłym szoku jeśli miałby racje. Wydawało się, że tak dobrze przewidział ruch wroga, jakby to on sam nim był, albo co gorsza kierował ręką, która była wszystkiemu winna. Alison miała wrażenie, że bardzo dobrze zna osobę, o którą zapytała Ricki. Na tyle dobrze, że mówienie o niej jest dla niego trudne.
- Świetnie. - odparł z irytacją Kevin – Bardzo zwięźle streściłeś nam cały plan, na którym moglibyśmy się jeszcze długo głowić, ale na to pytanie nie jesteś w stanie odpowiedzieć. - Alison słyszała w jego głosie złość spowodowaną strachem. - Chcesz żebyśmy błagali o to byś nam powiedział? Chcesz satysfakcji, naszego upokorzenia czy ujrzenia jak bardzo bezradni bez ciebie jesteśmy? Mówisz, że starałeś się to rozgryźć dużo wcześniej. Jeszcze zanim nas poznałeś. Powinno ci zależeć na tym by udaremnić cały ten syf, ale to nie prawda.
- Kevin. - Alison nagle nabrała powietrza zszokowana napadem przyjaciela.
- Nie, Alison. - warknął, gwałtownie wstając – Mam dość tańczenia tak jak on mi zagra. Jego intencje nie są czyste. Cokolwiek planuje zrobi to sam. Skoro nie chce pomocy, nie będę się narzucać. Może tobie odpowiada to jak okręca sobie wszystkich wokół palca, ale mnie nie. Chce być samotnym bohaterem. Proszę bardzo.
- Odważne słowa jak na kogoś kto wcale nie jest ode mnie lepszy. - rzucił Drake, podnosząc się by zrównać z nim spojrzenie.
Kevin chciał coś powiedzieć, ale jego usta zastygły w połowie ruchu.
- Jak myślisz, kto przytaszczył cię zupełnie nieprzytomnego do mieszkania tamtej nocy. - dokończył Drake – Możesz nic nie pamiętać, albo zaprzeczać, że tak jest, ale ja tam byłem i wszystko słyszałem.
Kevin nagle zbladł. Jego dłonie zadrżały, jakby z zimna. Alison nie wiedziała na jaki tor zeszła ta konwersacja, ale miała złe przeczucia. Po wyrazach twarzy pozostałych wywnioskowała, że oni również nie są zaznajomieni z tematem.
- O czym wy mówicie? - spytała cicho, wstając – Kevin?
Stał jak zamurowany, ale po chwili odwrócił głowę w jej stronę.
- Ja... - głos mu drżał, a w oczach malowało się przerażenie
- Teraz nie wiesz co powiedzieć.- syknął Drake – Następnym razem, kiedy zaczniesz rzucać oskarżenia, zastanów się czy sam nie jesteś gorszy. - rzucił po czym wyszedł z sali.
- Cholera – zaklął Chris, chowając twarz w dłoniach
Alison nadal wpatrywała się w twarz Kevina, próbując coś z niej wyczytać. O czym bał się jej powiedzieć?
- Przepraszam. - szepnął po czym wybiegł tymi samymi drzwiami, którymi wyszedł Drake
Cisza, która potem zapanowała nie należała do tych dzięki, którym można się zrelaksować. Raczej była tą do, której Alison zaczęła już się przyzwyczajać. Pełna niewyładowanych emocji i tajemnic. Nienawidziła stać po tej drugiej stronie. To zawsze ona była winna, to ona powinna przepraszać. Ta sytuacja była dla niej nowa, ale miała pewność, że nie ma na świecie rzeczy jakiej by mu nie wybaczyła. Chyba.
 - To od samego początku zapowiadało się tak źle jak wyszło. - skomentował Rusty.