poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 33

- Co to za Aeirin? - spytała Alison wpatrując się w swoje dłonie.
Siedziały w głównej hali budynku na ostatnim piętrze. Pomieszczenie nie zmieniło się od momentu, w którym była tutaj więziona, zaledwie niecałe dwa tygodnie temu.
- Nie znam jej osobiście, ale słyszałam o niej pogłoski. - mruknęła Ricki - Niektórzy twierdzą, że to czarownica, a jeszcze inni, że pewnego rodzaju demon. Niewiele osób widziało ją na własne oczy. Większość zwyczajnie kłamie. Wiem, że ci którzy z nią zadarli nie mają łatwo.
- Nie znam jej. Czego może chcieć ode mnie?
Bezradnie wzruszyła ramionami. Ricki wyglądała groźnie w tym swoim ciemnym stroju i ciężkich butach, ale Alison twierdziła, że to tylko zewnętrzna powłoka. Wyglądała młodo, być może była w tym samym wieku.
- Przepraszam za to, że na ciebie naskoczyłam wtedy na drodze. - powiedziała szczerze – Przestraszyłam się.
- W porządku. Ja zareagowałabym tak samo. - machnęła ręką – Wiem, że nie łatwo zapanować nad emocjami. Zwłaszcza twojemu rodzajowi.
- Więc wiesz o mnie. - stwierdziła nie zdziwiona – I o tym, że Chris jest moim bratem.
- Myślę, że to dobrze. Nie zaczęłyśmy najlepiej, ale wiem, że będziesz dla niego dobrą siostrą. On potrzebuje kogoś takiego jak ty. Nie tylko Drake'a, o którego musi się cały czas martwić.
- Byliście razem? - spytała zaciekawiona
Już za pierwszym razem kiedy widziała jakim wzrokiem Ricki patrzy na Chrisa, wiedziała, że coś ich łączy lub łączyło. W oczach miała miłość i troskę, jaką można zobaczyć u rodziców, patrzących na własne dziecko.
- To było dawno. - westchnęła – Byliśmy szczęśliwi, ale Chris zawsze ma coś czym musi się zająć i nigdy nie chciał mnie w to wciągać. Twierdził, że to dla mojego bezpieczeństwa, ale ja nie chcę obrońcy, ani bohatera. Sama potrafię o siebie zadbać. Myślę, że był dla mnie za dobry. Zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy.
Alison odchyliła się na oparcie sofy. Nadal była zmęczona, a ciało bolało ja niemal w każdym miejscu. Nie mogła się powstrzymać by nie wrócić myślami do wampira, który ją ugryzł. Miała wrażenie, że nadal czuje na skórze jego dotyk, nacisk ostrych kłów. Na domiar wszystkiego nie dowiedziała się co się stało z Kelly i sądząc bo nieuprzejmości wampira i tak by jej o tym nie powiedział. Nie wiedziała ile czasu minęło od tamtego zdarzenia, ale musiała zadzwonić do Kevina. Na pewno odchodził od zmysłów. Kiedy sięgnęła do kieszeni, ponownie zastała puste miejsce. No tak, przecież Drake zabrał jej telefon. Przynajmniej tak myślała.
- Więc jaka jest wasza teoria na temat tych wszystkich wydarzeń? - spytała by czymś zająć umysł
- Razem z Drake'iem nie mamy teorii. To on ją ma i nigdy nie liczyłam na to, że mi ją zdradzi. Działaliśmy razem, ale zgodził się na to tylko dlatego, że sam nie był w stanie się rozdzielić. Jestem pewna, że gdyby posiadałby taką umiejętność to odprawiłby mnie z kwitkiem. Musiał mieć oko na Chrisa i pozostawać na bieżąco. Nie przepadamy za sobą, ale to nie szkodzi. Przywykłam do tego, że czerpie satysfakcję z tego, że zawsze wie najlepiej. Taki już jest.
- Wiem coś o tym. - mruknęła pod nosem
- W środku jest jeszcze dzieciakiem, który uwielbia bawić się innymi, ale oddałabym wszystko by ktoś znaczył dla mnie tak wiele jak Chris dla Drake'a. Jeden umarłby dla drugiego bez mrugnięcia okiem.
Drzwi otworzyły się z rozmachem. Do hali wparował roztrzęsiony Chris. Ręce miał zaciśnięte w pięści, a twarz wykrzywiła się w gniewnym grymasie. Chciał iść od razu do korytarza, za którym mieściło się więcej pomieszczeń, w tym też ja sądziła Alison jego pokój, ale Ricki zastąpiła mu drogę. Zatrzymał się przed nią, ledwo hamując się przed atakiem złości.
- Co się stało? - spytała z niepokojem
- On znowu to robi. - warknął – Odpycha mnie od siebie nic nie wyjaśniając. Czegoś mi nie mówi. - krzyknął sfrustrowany i uderzył pięścią w ścianę. Biały tynk posypał się na podłogę.
- Hej. - złapała go za ramiona, starając się zapanować nad jego zdenerwowaniem.
- Niczego nie mogę się dowiedzieć. Zachowuje się tak samo jak po... - urwał nagle
- W porządku. Nie musisz tłumaczyć. Dokładnie wiem co masz na myśli.
- A ja nie. - przerwała Alison, którą niewiedza również zaczęła irytować.
- Nie mam siły tego znosić. - westchnął ciężko wypuszczając powietrze – Myślałem, że mogę mu ufać, ale on jest zbyt nieprzewidywalny.
- Dosyć tego. Pokażę mu gdzie jego miejsce. - syknęła Ricki
- Pozwól mi z nim porozmawiać. - zaproponowała
Oboje odwrócili głowy w jej stronę, lekko zmieszani.
- To nie jest dobry pomysł. - ostrzegła Ricki. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale Chris złapał ją za rękę. Natychmiast na niego spojrzała, a jej oczy rozszerzyły się wyczekująco.
- Warto spróbować. - szepnął
- On nic nie powie. Znacie się od małego, a nie zdołałeś nakłonić go do mówienia. Dlaczego miałby powiedzieć jej. Bez obrazy. - szybko dokończyła
- Warto spróbować. - powtórzył
Alison nie wiedziała, czy potrafił się z nią komunikować bez słów, ale Ricki nagle opuściło napięcie. Jej ramiona opadły, a twarz powędrowała niżej.
- Skoro tak twierdzisz.
- Gdzie on jest? - spytała nabierając powietrza
- W sali treningowej.

* * *

Było tak ciemno, że Alison nie dostrzegła różnicy w pomieszczeniu. Na początku nawet pomyślała, że jest sama. Tylko ruch po prawej stronie upewnił ją, że tak nie jest. Drake stał do niej tyłem z głową pochyloną do przodu. Ruszyła cicho w jego kierunku, po raz kolejny nie mogąc się oprzeć, by rozejrzeć po pomieszczeniu. Sala była imponująca, mimo, że nie widziała jej w całej okazałości przez panujący mrok. Ciemna plama w podłodze znowu przyciągnęła jej uwagę. Może to basen? Skoro było tutaj wszystko inne co potrzebne do treningu to dlaczego miałoby nie być basenu? Problem polegał na tym, że sala znajdowała się na czwartym piętrze, ale czy to aż taka trudna sprawa by mieć dziurę wypełnioną wodą, kilkadziesiąt metrów nad ziemią?
Usłyszała głośny trzask, który przywrócił jej uwagę z powrotem do Drake'a. Po ruchach jego rąk, rozpoznała, że rzuca nożami w stronę ściany. Starała się ignorować fakt, że za każdym razem trafiał w sam środek tarcz.
- Kiedy byłam tu po raz pierwszy przyszłam z zamiarem zdarcia z ciebie skóry. Byłam wściekła, że mieszałeś mi w głowie. Teraz myślę, że kwestia mojego ojca była najprostszym faktem, jaki musiałam rozgryźć. - odparła ze smutkiem
Drake nie przestawał rzucać, ale każdy jego gest był coraz bardziej gwałtowny, pełen nieprzelanych emocji.
- Dlaczego nie korzystasz z pistoletów? - spytała z zainteresowaniem.
- Kiedy zostałabyś kilkakrotnie postrzelona, też nie chciałabyś ich używać. - mruknął, celując przedostatnim nożem
- Ja nie miałam dostępu do broni palnej. Poza tym zawsze uważałam, że noże są skuteczniejsze. Zaczęłam trening kiedy pojawiły się podejrzenia, że mogę się nie przemienić. Muszę, przyznać, że pierwszy raz widzę wilkołaka, który robi to zupełnie w innym celu.
- To znaczy?
Wypuścił sztylet. Ostrze ze świstem przecięło powietrze wbijając się aż po samą rękojeść w drewnianej tarczy.
- Ja nie miałam innej możliwości obrony, ty natomiast nie chcesz korzystać z innej.
Odwrócił się w jej stronę, z ponurym wyrazem twarzy.
- Dlaczego do mnie przyszłaś? - spytał neutralnym tonem
Przez moment się zawahała. Nie była pewna, czy powinna mówić to głośno, ale musiała dokończyć to co zaczęła.
- Potrzebuję twojej pomocy.
Jego oczy na chwilę rozszerzyły się z zaskoczenia. Zaraz jednak pojawił się pełen satysfakcji uśmieszek.
- W porządku.
Kiwnął na nią głową, nakazując iść za nim. Nie bardzo rozumiejąc, gdzie chciał iść, ruszyła w tym samym kierunku. Zmierzał do miejsca, gdzie była ciemna przestrzeń, którą na początku wzięła za basen. Jak się okazało była w błędzie. Czarna otchłań naprawdę była czarną otchłanią, dziurą w podłodze, przechodzącą przez wszystkie piętra. Patrząc z góry widziała każdy z segmentów. Po środku zwisała lina, którą chwycił.
- Gotowa?
- Nie możemy zejść schodami?
Nie wiedziała czy boi się zeskoczyć z czwartego piętra za zabezpieczenie mając jedynie cienką linę, czy raczej schodzenie po schodach wydaje się jej normalniejsze. Przecież ona nigdy nie była zwyczajna. Zawsze była szalona i działała wyłącznie dla zabawy, ale ostatnie wydarzenia mogły nie dać jej okazji do chwil rozrywki. Zamierzała skorzystać z każdej szansy.
- Co mam robić? - spytała nabierając powietrza
- Trzymać się. - prychnął ukrywając śmiech.
Złapał drugą ręką linę trzymając ją blisko przy sobie. Wykonał pełen gracji skok i owijając nogi dookoła sznura, zsunął się na parter. Kiedy na niego patrzyła, to wydawało jej się całkiem łatwe. Wiedząc, że teraz jej kolej mocno zacisnęła dłonie dookoła liny. Była szorstka i twarda w dotyku. Nie miała wątpliwości, że wytrzyma jej ciężar, nie była jednak pewna czy to ona da radę się utrzymać. Napinając mięśnie rąk uniosła się do góry i okręciła nogi dookoła sznura. Powoli zaczęła przesuwać się w dół, naprężając każdą część swojego ciała. Nie wyglądało to tak elegancko i błaho jak w przypadku Drake'a. Ręce szybko zaczęły ją boleć i już w połowie drogi, zaczęła się bać, że nie da rady. Widząc na dole wyczekującego Drake'a, na którego twarzy pojawiło się zaciekawienie, postanowiła nie dać mu tej satysfakcji. Choćby miała sobie potem uciąć ręce, zrobi to sama, bez jego pomocy. Poluźniła trochę uścisk przyspieszając zsuwanie się. Czuła jak skóra na jej dłoniach płonie, od ostrego włókna.
Kilka chwil potem była już na ziemi, bezpiecznie stojąc na betonowej podłodze. Z trudem rozchyliła palce, ukazując zdartą skórę na każdym z nich. Wytarła dłonie o spodnie i schowała ręce do kieszeni bluzy.
- Mogłaś zejść schodami. - stwierdził patrząc na ciemne plamy, które pozostawiła na nogawkach jeansów.
- W porządku. To nic wielkiego. Poza tym twoje nie wyglądają lepiej. - zauważyła.
Spojrzał na własne dłonie, marszcząc brwi.
- Zaraz się zagoi. - wzruszył ramionami
- Wcale nie.
Spojrzał na nią spode łba. Nastała chwila ciszy. Zdawała sobie sprawę, że jeśli powie coś więcej odnośnie jego zdrowia, skończy się to kłótnią. Dobrze wiedziała, że nie jest to jego ulubiony temat do rozmowy.
- Więc gdzie idziemy? - spytała
- Zależy czego ode mnie oczekujesz.
Spojrzała w górę. Ricki z Chrisem znajdowali się pięć pięter wyżej. Być może byli sobą na tyle zajęci by mogła spokojnie z nim porozmawiać, nie bojąc się, że ktoś ich podsłuchuje.
- Nie wiem co się wydarzyło dzisiejszego wieczoru. - przyznała uciekając od niego wzrokiem. - Ja zemdlałam i … nie rozumiem dlaczego tak się stało.
Objęła się ramionami, chowając przed jego spojrzeniem. Nie czuła się dobrze z tym jaka była słaba. Obawiała się jednak, że gdyby wiedziała co się stanie i tak poszłaby do tego wampira.
- To było wczorajszego wieczoru. Byłaś nieprzytomna przez prawie dwadzieścia cztery godziny.
Jej oczy momentalnie się rozszerzyły. Nie mogła uwierzyć w jego słowa. Jej myśli natychmiast powędrowały w stronę Kevina. Musiał odchodzić od zmysłów.
- Oddaj mi mój telefon. - zażądała
- Nie mam go.
- Jak to go nie masz? - zdenerwowała się
- Musiał mi wypaść kiedy lecieliśmy nad miastem. Swoją drogą twoja obecność nieźle wpływa na kondycję Chrisa. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby tak łatwo i szybko się przemienił.
- Skąd... - urwała. Nie było sensu pytać. - Myślisz, że to przez więź? - przynajmniej nie musiała nic wyjaśniać skoro i tak wszystko już wiedział. Co nadal było dla niej niepojęte.
- Wiem, że to przez więź. Wasze zdolności się mieszają kiedy jesteście blisko siebie.
- Nie rozumiem.
Głęboko westchnął, jakby był zirytowany faktem, że to on musi odgrywać rolę ojca, który wyjaśnia dziecku, że zabawa zapałkami jest niebezpieczna. Właśnie taki wyraz twarzy przybrał. Stłumione zdenerwowanie spowodowane brakiem wiedzy o rzeczach oczywistych. Cóż. Alison miała krótsze doświadczenie w sprawach Zmiennokształtnych, mimo, że była nią od zawsze.
- Kiedy byliście na wyspie Darren nic wam nie tłumaczył? - widząc jej coraz bardziej rozszerzające się oczy, postanowił nie czekać na odpowiedź. - Każdy z Zmiennokształtnych rodzi się z niezwykłym darem. Przekraczającą pojęcie mądrością i siłą. Ponieważ was jest dwoje, te umiejętności zostały rozdzielone. Nie skłamie mówiąc, że Chris nigdy nie był dobrym wojownikiem, ale nigdy nie wątpiłem w jego inteligencję i siłę umysłu. Może to i dziwne, ale musiałaś przejąć tą część. Przemiana będzie dla ciebie łatwiejsza niż dla niego. Najwyraźniej kiedy próbował dostać się do twojego umysły, co przychodziło mu łatwiej niż tobie zagarnął trochę twojej siły.
- Skąd to wszystko wiesz? - nie wytrzymała i musiała zadać to pytanie
- Czytałem, słyszałem... Kiedy dowiedziałem się, że Chris jest Zmiennokształtnym chciałem się więcej dowiedzieć o tym gatunku. Noce przesiadywałem przy książkach. Na początku nie wierzyłem w całe to bajanie o sile i mądrości. Nigdy nie uważałem Chrisa za jakiegoś herosa. Potem dowiedziałem się o tobie. Poskładałem wszystko do kupy i BUM! Kopalnia wiedzy zdobyta!
- Niewiarygodne. - szepnęła
- I nie martw się o Kevina. Napisałem mu wiadomość, że wszystko z tobą w porządku, co zapewne i tak go nie usatysfakcjonowało.
Zignorowała jego uwagę, myślami wracając do tamtego wieczoru. Czuła się taka słaba w objęciach tego wampira. Zupełnie jakby wysysał z niej całą energię. Całkowicie tego nie rozumiała. Nie bojąc się reakcji Drake'a na to, że znowu czegoś nie wie, spytała.
- Dlaczego wtedy zemdlałam? Jak tylko poczułam jego kły przebijające moją skórę....
Nagle karcąco machnął palcem w jej kierunku.
- To co zrobiłaś było głupie. Jak mogłaś tak po prostu dać się ugryźć wampirowi. Co ty sobie myślałaś?
Rozdziawiła usta, nie spodziewając się takiej agresji z jego strony.
- Musiałam ratować przyjaciółkę. - zaczęła się bronić
- Doskonale ci to wyszło. - prychnął zirytowany
- Obiecał mi, że powie co się z nią stało.
- Nie trzeba otwierać żyły przed wampirem by się dowiedzieć co jej zrobił.
Cofnęła się o krok. Nie dopuszczała myśli, że Kelly nie żyje. To nie mogła być prawda. Jednak kiedy przypomniała sobie wygłodniałe spojrzenie tamtego wampira... Jak mogła być tak naiwna? Zapewne wysuszyłby ją do cna gdyby Drake się nie zjawił. Nie musiałby wtedy spełniać danego słowa, które prawdopodobnie było nic nie warte. Postaci, która teraz taksowała ją śmiertelnie przeszywającym spojrzeniem, zawdzięczała życie.
- Uratowałeś mnie. - powiedziała cicho. Była na skraju załamania. Nie poznawała samej siebie. Mogła udawać, że jest silna, ale to wszystko trwało zbyt długo. Nie miała już siły. Teraz kiedy patrzyła wstecz, analizując całe jej postępowanie doszła do jednego, strasznego wniosku. Cała jej egzystencja nigdy nikomu nie wyszła na dobre. - Jestem do niczego.
Zachwiała się na nogach. Przed upadkiem uratowała ją pobliska ściana. Przywarła plecami do jej chłodnej powierzchni, nieco rozświetlając sobie w głowie. Osunęła się na ziemię z trudem powstrzymując łzy. Drake zauważył jej kruchy stan i ukucnął tuż obok. Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią jak zaczarowane.
- To nie prawda. - odpowiedział pewnym tonem
Zaczęła gorączkowo potrząsać głową. Nie chciała by ja pocieszał, ale potrzebowała tego. Potrzebowała ciepłych słów otuchy, cennych rad, a przede wszystkim potrzebowała poczuć się bezpieczna Jedyne co mogła zrobić, by całkowicie nie popaść w histerię, to zarzucić mu ręce na szyję, chowając twarz tuż przy jego szyi. Czuła jak jego ciało się napina z zaskoczenia takim obrotem wydarzeń. Powoli objął ją ramionami. Nie chciała pokazywać jaka jest słaba, ale nie potrafiła dalej radzić sobie sama. Była za młoda by stanąć naprzeciw tylu problemom. Pragnęła podzielić z kimś ciężar tego brzemienia. W środku, jakaś jej niewielka część cieszyła się, że to właśnie w jego objęciach się znalazła. Dotyk jego ciepłych dłoni spoczywających na jej plecach działał na nią kojąco. Niemal zapominała o świecie jaki ją otaczał. Zupełnie jakby czas się zatrzymał, dając jej szansę nacieszyć się chwilą.
- Przepraszam. - wydukała
- Jeśli właśnie o taką pomoc ci chodziło, to nie mam nic przeciwko. - zażartował.
Mimo woli jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Już nie miało dla niej znaczenia, co powinna zrobić, o czym myśleć. Pozwoliła sobie na moment ukojenia, którego już od dawna tak bardzo pragnęła.

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 32

Była jak w transie. Jej ciało w równym tempie kołysało się na boki. Miała wrażenie, że unosi się na wodzie. Tylko dlaczego jej nie czułą. Może frunęła? Poczuła coś twardego pod głową. Rozchyliła powieki, kilka razy mrugając. Obraz nadal był niewyraźny, ale już tak nie wirował. Ktoś ją niósł. Czułą silne ramiona oplatające jej plecy. Spojrzała w górę, lekko się podciągając na jego koszulce.  
- Wróciłeś. - szepnęła
W gardle miała na tyle sucho, że każde przełykanie śliny było dla niej bolesne. Miała ochotę zasnąć. Poczuła jak zmęczenie zabiera ją w odległą krainę snów. Jej głowa bez sił opadła na jego klatkę piersiową. Jedyne co słyszała to równe bicie jego serca. Czułą w powietrzu zapach krwi, ale nie wiedziała czyjej. Wszystko to skumulowało się, powoli ja usypiając.
- Nigdy nie odszedłem.
Nie wiedziała czy taka była jego odpowiedź, czy może to głos w jej głowie. Chciała zasnąć. Nie miała siły utrzymać oczu otwartych. Powieki coraz bardziej jej ciążyły.
- On musi mi powiedzieć gdzie jest Kelly.
Zdążyła powiedzieć, zanim zasnęła.

* * *
Stał przed długim stołem wyłożonym różnego rodzaju jedzeniem. Po całym tygodniu spędzonym w hotelu miał już dosyć tych dań. Podobno codziennie mieli serwować coś innego. Najwyraźniej działało to tylko przez trzy dni. Potem cykl się powtarzał. Nie mniej jednak to nie dla siebie nakładał śniadanie na talerz. Alison spała na górze już prawie dobę. Wiedział, że toksyny, które krążą w jej ciele pozbawią ją sił, ale nie miał pojęcia jaką dawkę przekazał jej wampir. Sądząc po długości snu – dużą. Wysłał z jej telefonu wiadomość do Kevina, żeby się nie martwił nieobecnością Alison, ale tak jak się spodziewał komórka od razu rozbrzmiała. Drake oczywiście nie odebrał. Nie miał czasu, ani ochoty wszystkiego mu wyjaśniać. Poza tym na pewno chciałby od razu po nią przyjechać. Zdenerwowany nachalnością Kevina wyłączył telefon.
Był przy stoisku z naleśnikami, kiedy powietrze przeciął znajomy zapach. Omal nie upuścił talerza, kiedy woń doszła do jego nozdrzy. Jakby przypalany miód połączony z ostrością goździków. Pamiętał ją aż za dobrze. Powoli odwrócił się w stronę pomieszczenia, niepozornie go przeszukując. Uważnie rozejrzał się po sali. Stoliki były zapełnione jedzącymi gośćmi, ale wśród tych wszystkich twarzy nie odnalazł tej, której szukał. Niepokój otarł się o jego skórę. Zapach przynosił nieprzyjemne wspomnienia. Nie wiedział co było w tym mocniejsze - strach czy chęć zabicia. Biorąc talerz ze sobą ruszył w stronę korytarza. Główny hol pozostał czysty. Jedynie recepcjonista wystukiwał coś na klawiaturze i ze zmęczeniem wpatrywał się w monitor. Nie widział jej, ale wiedział, ze gdzieś tu jest. Obecność w takim miejscu oznaczała tylko jedno – przyszłą po kogo, a jej zamiary nie były przyjemne. Podszedł do windy. Spojrzał w górę. Licznik wskazywał ostatnie piętro. Natychmiast upuścił naczynie z jedzeniem i biegiem pognał w stronę schodów jednocześnie wykręcając numer.

* * *

Nie sądziła, że jeszcze kiedyś zobaczy tą twarz. Tak dobrze jej znane niebieskie oczy, ciemne włosy i twarde rysy. Nie miała pojęcia jak to możliwe, że stała tak blisko niej. Widziała jej postać zaledwie kilka kroków dalej.
- Mamo. - szepnęła, ale nie doczekała się reakcji – Mamo! - ciche słowa przeobraziły się w głośne nawoływania.
Jednak Samanta zdawała się jej nie słyszeć. Patrzyła w jej stronę i nawet się uśmiechała, ale nie mówiła zupełnie nic. Alison nerwowo się rozejrzała. Nie potrafiła określić gdzie się znajduje. Otaczało ją jasne światło, jakby z każdej strony palił się wielki reflektor. Czyżby umarła? Czy tak wygląda niebo? To by wyjaśniło dlaczego widzi matkę. Zaczęła biec w jej stronę, ale nie ważne jaką odległość pokonała nie zbliżyła się nawet na centymetr.
- Mamo proszę. - odparła przez łzy.
Była zmęczona. Zmęczona udawaniem, że nie jest jej przykro. Stwarzanie z siebie silnej osoby miażdżyło ją od środka. Była bliska rozpaczy i bała się, że jeśli pozwoli sobie na smutek już nigdy nie będzie szczęśliwa. Tak bardzo pragnęła czuć się potrzebna, taka jak zawsze była dla matki. Opadła na kolana i kompletnie sfrustrowana schowała twarz w dłoniach. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Z nadzieją podniosła głowę, ale to nie był dotyk jej matki. Napotkała spojrzenie ciemnych niemal czarnych oczu.
- Juan! - odsunęła się gwałtownie
Jego usta wygięły się w złośliwym uśmiechu. Doskoczył do niej łapiąc ją za ramiona. Nie zdążyła zareagować, kiedy wbił zęby w jej gardło. Z jej ust wydobył się głośny krzyk.
Nagle otworzyła oczy. Momentalnie uniosła się do pozycji siedzącej. Odruchowo dotknęła dłonią szyi. Skóra była gładka i nieskazitelna, pozbawiona śladów po ugryzieniu. Dopiero kiedy upewniła się, że tak jest rozejrzała się dookoła. Siedziała na łóżku w miejscu, którego nie znała. Pokój, który zdecydowanie był sypialnią mieścił w sobie kilka niskich białych szafek, szklane biurko i podwójne łóżko.
Nogi miała obolałe i z trudem przerzuciła je przez materac. Cokolwiek się wydarzyło, cokolwiek pozbawiło ją wtedy sił, działało nadal. Na szczęście zawroty głowy i uczucie otępienia ustało. Podtrzymując się ściany na drżących nogach, wstała. Wzięła kilka głębokich, uspokajających oddechów, po czym zabrała rękę stając o własnych siłach. Powoli podeszła do okna. Na zewnątrz było ciemno, więc nie spała długo. Musiała zadzwonić do Kevina. Sięgnęła do kieszeni spodni, ale ta okazała się pusta. Szybko rozejrzała się po pokoju, zajrzała pod łóżko i do szafek. Mieściło się w nich kilka ciemnych koszulek i dwie pary spodni, ale poza tym nic więcej. Nie możliwe, żeby znowu zgubił telefon. Chyba, że...
Rozległ się trzask, po którym do pokoju wpadł zdyszany Drake. Oparł się o drzwi, szybko oddychając. Przez moment patrzyła jak próbuje złapać oddech, co nie przychodziło mu łatwo. Momentalnie zastygł w bezruchu.
- Cholera. Na ziemię!
W jednym skoku dobiegł do niej powalając na podłogę i zakrywając własnym ciałem. Nie zdążyła się odezwać, kiedy rozległ się głośny huk, a za nim świst, jakby coś szybko przeleciało przez pokój. Na moment na nią spojrzał, po czym lekko się uniósł wychylając głowę ponad łóżko. Jego wzrok szybko krążył po pokoju jakby czegoś szukał.
- Zabrałeś mi telefon. - szepnęła z wyrzutem.
Jego usta drgnęły.
- Ktoś właśnie napadł na ten pokój, a ty martwisz się o telefon?
Dziwnie się czuła tak pod nim leżąc, ale nie miała nawet szans by się podnieść. Ledwo dawała radę stać o własnych siłach, a co dopiero zepchnąć z siebie taki ciężar.
- Nic nie poradzę na to, że ktoś próbuje cię zabić. Nawet się temu nie dziwię.
- Nie mnie. Przyszła tu po ciebie. - szepnął
- Co?
Jej pytanie było zagłuszone przez kolejny wybuch. W pokoju zapanował straszny hałas jakby znajdowali się wewnątrz tornada. Dopiero po chwili zorientowała się, że w środku naprawdę szaleje wichura. Odwróciła głowę w stronę, w której jeszcze niedawno znajdowało się okno. Teraz pozostała jedynie wielka dziura.
- Ufasz mi? - spytał z powagą patrząc w stronę nieba
- Nie kiedy masz takie szaleństwo w oczach.
Próbowała się odsunąć, ale podłoga stanowiła sporą blokadę. Drake krótko się zaśmiał.
- Złap mnie mocno za szyję.
Nie wiedząc co zamierza, wolała robić to co każe. Oplotła ręce dookoła jego szyi mocno się trzymając. Chwycił ją w talii, po czym przewrócił się na plecy. Problem polegał na tym, że dalej nie było już podłogi i teraz oboje lecieli w dół z niezwykłą prędkością. Żołądek podszedł jej do gardła, a wiatr sprawił, że oczy zaczęły jej łzawić. Rozbijemy się – pomyślała kiedy ziemia była coraz bliższa, a on nie robił zupełnie nic. Gdzie była schowana lina, którą przypiął się do jednego z okien? Ukryła głowę między własną ręką a jego karkiem. Usłyszała głośny pisk, a może to powietrze w jej uszach. Coś mocno szarpnęło ich do góry. Bała się spojrzeć, co się stało, ale nie mogła się powstrzymać. Nie wierzyła własnym oczom, kiedy zobaczyła ogromnego jastrzębia z szponami wczepionymi w ramiona Drake'a. To było niemożliwe. Lecieli nad miastem zupełnie bezpieczni, przecinając powietrze. Słyszała trzepot jego skrzydeł. Był ogromny i piękny. Jego brązowoczarne pióra lśniły w blasku księżyca. Wykręcił w jej stronę głowę, tak że mogła zobaczyć jego srebrne oczy. W tym momencie wiedziała komu zawdzięcza ratunek. Ale jak on tego dokonał? Ptak wykonał kilka obrotów po czym zaczął się zniżać. W dole widziała dach znajomego budynku, który wielkością przypomniał hotel. Kiedy byli wystarczająco nisko, upuścił ich tak by opadli bez uszczerbku. Alison nadal była opleciona wokół Drake, więc to on musiał wziąć na siebie siłę upadku. Z gracją stanął na ugiętych nogach. Puściła go jak tylko była pewna, że ma pod sobą twardy grunt. Nadal nie miała zbyt dużo siły i zachwiała się gdy nie miała oparcia. Zauważył to i złapał ją za ramiona.
- W porządku. - odchrząknęła
Zdawał się jej nie wierzyć, ale zabrał ręce. Jastrząb wydał głośny pisk po czym sam zaczął lądować. Alison nie mogła odwrócić od niego wzroku. Zmiana nastąpiła tak szybko i wyglądała na tak łatwą. W jednej chwili był ptakiem szybującym w stronę ziemi po czym po zetknięciu z dachem w ich stronę pewnym krokiem zmierzał mężczyzna. Alison usłyszała jak Drake nabiera powietrza. Najwyraźniej był równie zszokowany jak i ona. Chris nie podzielał tego entuzjazmu. Jego twarz była napięta, a wzrok ostry jak brzytwa. Alison zorientowała się, że to nie na nią jest wściekły. Bez słowa podszedł do Drake'a uderzając go pięścią w twarz. Siła ciosu sprawiła, że zachwiał się do tyłu, a jego głowa powędrowała w bok.
- Przyznaję. - powiedział rozmasowując szczękę – Zasłużyłem na to.
- Zasłużyłeś na to by roztrzaskać się o ziemię. Masz szczęście, że Alison była z tobą. - jego głos był opanowany, przez co jeszcze bardziej groźny
- Ona nie przyszła po mnie. - powiedział
Alison nie rozumiała o czym mówi, ale Chris nagle osłupiał.
- To nie możliwe. - ściszył głos
- To bardziej niż możliwe. - rzucił Drake – Kiedy wy pracowaliście nad łączącą was więzią, co widzę się opłaciło – wskazał na Chrisa – Ja poskładałem prawie wszystkie elementy układanki do siebie. Tak, nie dałem znaku życia, ale przez ten tydzień zrobiłem więcej niż wy wszyscy razem.
- Skąd wiesz o więzi? - spytała Alison
- Przyzwyczaj się do tego, że wiem wszystko. Zawsze. - w jego głosie nie było przechwalania się. Zwyczajnie stwierdził fakt.
- Nigdy nie wiem jak ty to robisz. - rzucił sucho
- Najwyższy czas by wyjaśnić pewne fakty. - powiedział kobiecy głos. Wszyscy odwrócili głowy w stronę idącej w ich kierunku Ricki. Jej długie czarne włosy powiewały na wszystkie strony, a ciężkie buty głośno tupały o betonową nawierzchnię. Skąd ona się tu wzięła? – Nie weźmiesz całej chwały dla siebie. - uśmiechnęła się
- Wciągnąłeś w swoje śledztwo Ricki? - Chris był jednocześnie zły i zaskoczony
- Sama się wprosiłam. Wiedziałam nad czym pracujecie przez ostatnie tygodnie. Chciałam pomóc, a wiedziałam, że ty i tak byś mnie odsunął od sprawy. - spojrzała na Chrisa smutnym wzrokiem. Alison dostrzegła w jej oczach tęsknotę i ból.
- Ricki śledziła was przez cały czas. Jednocześnie mogła mieć na ciebie oko. - powiedział do Chrisa – Wiem wszystko to co wy i jeszcze więcej. Jestem strasznie rozczarowany, że zignorowałeś informację, które przekazała ci Alison. A może tylko udawałeś, że nic nie wiesz.
- Masz na myśli dziwne zachowanie Juana? - zorientowała się Alison
Drake twierdząco pokiwał głową.
- To on nas zaatakował?
- Nie. - ku zdziwieniu Alison to Chris odpowiedział – To Aeirin.
Alison odpuściła sobie pytanie „Kto?”. Wolała nie pogrążać się bardziej. Jak zwykle to ona była tą najmniej doinformowaną.
- Wolałbym nigdy więcej nie słyszeć tego imienia. - kontynuował Chris spoglądając na Drake'a, który patrzył z otępieniem na miasto
- Historia się powtarza. - szepnął – To wszystko dzieje się tak samo.
Chris podszedł do niego i oparł dłoń na jego ramieniu. Kiedy stali tak obok siebie, Alison widziała jak bardzo się od siebie różnią. Wyglądali jak dwa anioły, które mimo odmienności są dla siebie braćmi.
- Chodź. - powiedziała cicho Ricki pociągając ją za rękę
Alison bez słowa podążyła za nią. Na końcu dachu znajdowały się drzwi, za którymi chowały się schody prowadzące w dół. Zanim zniknęła w ciemnościach budynku, po raz ostatni zerknęła na dwie postacie, które pozostawiła. Stali nieruchomo. Nie słyszała czy rozmawiają, ale coś w posturze Drake'a w połączeniu z jego poprzednimi słowami utwierdziło ją, że zmaga się z trudną przeszłością. Tylko oni mogli być na siebie wściekli by w następnych minutach razem pogrążać się w smutku.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 31

Następny tydzień był dla Alison istną męczarnią. Każdego dnia spotykała się z Chrisem, by sprawdzić czy to co mówił Darren było prawdą. Godzinami siedzieli naprzeciwko siebie starając się wniknąć w umysł drugiej osoby. Alison wątpiła by tak to miało działać, ale Chris upierał się, że potrafi wyczuć jej emocje jak swoje własne. Nie wierzyła mu do momentu, aż osobiście tego doświadczyła. Miała wrażenie, że ktoś wwierca się w jej umysł odkrywając go warstwa po warstwie. Z krzykiem wstała, puszczając jego dłonie i zrywając w ten sposób połączenie. Zażądała by już więcej tego nie robił. To co siedziało jej w głowie było i wyłącznie jej sprawą. Gdyby chciała się tym podzielić zrobiłaby to w inny sposób. Ku wielkiej uldze obiecał, że przestanie jeśli jej uda się zrobić to samo. Jednak nie wiedziała jak ma się za to zabrać. Próbowała się powołać na więź, która ich łączyła, skupiała się na ich złączonych dłoniach jakby to one były jej drogą. Spędzone tak popołudnia okazały się daremne. Ani razu nie udało jej się dotrzeć do brata w ten sposób, przez co była jeszcze bardziej sfrustrowana. Nie dość, że zawsze myślała, że jest odmieńcem w świecie wilkołaków, to teraz jeszcze nie potrafiła być zmiennokształtnym.  
- Może spróbuj dotknąć jego głowy? Powinno być łatwiej. - zaproponował Kevin
Kiedy Alison powiedziała mu co tak naprawdę jest między nią a Chrisem, przyjął to zaskakująco spokojnie. Wydawał się nawet zafascynowany niczym naukowiec tuż przed swoim wielkim odkryciem.
- Nie potrafię tego zrobić. - westchnęła zmęczona – Nie możemy wrócić do przygotowań mojej pierwszej przemiany?
- Będzie łatwiej jeśli nauczymy się korzystać z więzi. - powiedział Chris, wstając z podłogi – Darren miał rację, mówić, że to jest dla ciebie pewna szansa. Poza tym jeśli coś pójdzie nie tak pociągniesz mnie za sobą. Dlatego wolę być pewny, że jesteś gotowa, zamiast na ślepo rzucać się w przepaść.
- Nawet jakbyś miał otwarte oczy to i tak mógłbyś nie przeżyć skoku z przepaści. - stwierdziła z goryczą
Spojrzał na nią wzrokiem pozbawionym nadziei z nutą rozczarowania. Zupełnie jakby oczekiwał wypasionego motoru, a zamiast tego dostał zardzewiały rower. Nie chciała być dla niego jak stary rower, ale miała dość czekania. Bała się przemiany i wolała mieć ją jak najszybciej za sobą.
- Czasami myślę, że to Drake mógłby być twoim bratem, a nie ja. Jesteście tak samo niecierpliwi i w przerażający sposób lubicie ryzykować. - stwierdził głosem pozbawionym emocji.
Alison nie musiała wkradać się do jego umysłu, by wiedzieć, że wybudował ogromny mur za którym ukrył swój strach o Drake'a. Minęło już tyle czasu, a on nadal nie wrócił do domu. Nawet Kevin, który za nim nie przepadał zaczął się niepokoić.
- Dowiedziałeś się czegoś nowego w sprawie Juana? - odchrząknął Kevin, przerywając ciszę.
Razem z Alison powtórzyli Chrisowi opowieść Olivii. Obiecał, że przyjrzy się tej sprawie, ale teraz przemiana siostry była dla niego najważniejsza. Alison zaczynała myśleć, że to wszystko przez to, że dowiedział się o ich więzi. Jeśli zainteresował się nią tylko dlatego, że bał się o swoje życie, to było to bardziej niż okrutne. Po całym tygodniu spędzonym z nim razem, naprawdę zaczęła się do niego zbliżać i traktować jak bliską i ważną dla niej osobę.
- Pracuję nad tym. - oznajmił – Obawiam się, że będziemy potrzebować pomocy naszego czarownika, co niezbyt mnie cieszy.
- Niby dlaczego potrzebujesz tego samolubnego, chciwego dupka? - zdenerwowała się Alison
- On ma wiele wad, ale kobieta, której krew pił Juan mogła być czarownikiem. Słyszałem pogłoski, że krew władających magią może mieć niezwykłe właściwości, ale muszę się upewnić. Jeśli to prawda istnieje spora szansa, że Darren ją zna. Dzięki temu szybciej do niej dotrzemy.
- Jeśli zechce nam pomóc, a raczej w to wątpię. - stwierdziła oschle
- Postaram się o to by wolał nam pomóc. - to nie była pogróżka, ale Alison i tak przeszedł dreszcz.
Podczas tego krótkiego tygodnia zdążyła się przekonać, że jej brat mimo ogólnego spokoju i umiejętności panowania nad emocjami, potrafi być tym złym. Rzadko się denerwował, ale kiedy już doprowadzał się do tego stanu to na maksa. Podczas ich psychicznych treningów, nie ustępował i kazał Alison się skupić, nawet kiedy już zupełnie nie miała siły. Mogłoby się wydawać, że siedzenie naprzeciwko siebie w cichej medytacji nie będzie czymś trudnym, jednak dotarcie do czyjejś głowy było tak męczące jak pięciogodzinny maraton. Każdego wieczoru, Alison bez sił opadała na kanapę, niemal natychmiast zasypiając.
- Na dzisiaj koniec. - oznajmił zabierając swoja kurtkę z wieszaka. - Wracam do siebie. Widzimy się jutro.
Pomachała mu na pożegnanie, jednocześnie siadając na fotelu. Mimo, że była zmęczona tak jak zawsze, to była za to wszystko wdzięczna. Lekcje z Chrisem odwracały jej uwagę od przeszłych wydarzeń. Nie było jej łatwo pogodzić się ze śmiercią matki. Mimo, iż Kevin twierdził, że jej nocne koszmary ustały, to niejednokrotnie nagle budziła się z płaczem. Wątpiła by kiedykolwiek to usłyszał, ale nawet jeśli w dzień zapominała o koszmarnej rzeczywistości to ta i tak powracała do niej nocami. Martwiła się o zbyt wiele spraw by spokojnie egzystować.
Przypominając sobie nagle, powiedziała:
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli dzisiaj wieczorem wyjdę z domu? - Widziała jak zaczął nabierać podejrzeń, więc szybko wyjaśniła – W twojej szafie mam niewiele ubrań. Muszę kupić kilka nowych. Słyszałam, że jedna z galerii jest otwarta całą noc.
- Masz pieniądze? - zdziwił się
- Kilka oszczędności.
Uniósł brew, krzywiąc się. Po długim westchnięciu, wyciągnął portfel i wręczył jej kilka banknotów.
- Nie musisz. Przecież i tak płacisz za moje utrzymanie.
- Po prostu weź. - oznajmił stanowczo. - Rodzice dokonali wpłaty na moje konto, po tym jak się dowiedzieli... Nie chcę nic mówić, ale chyba coś knują.
- Co masz na myśli? - zainteresowała się, chowając pieniądze do kieszeni.
- Nie jestem pewien, ale chyba sprowadzają policję na fałszywy trop. Na razie nikt nie wie o tym, że straciłaś matkę, ale jeśli tak się stanie... Według prawa jesteś osobą niepełnoletnią.
- Że niby wyślą mnie do sierocińca?
- Nie wiem. W przeciwieństwie do matki, nie znam się na biurowych sprawach. Póki co możesz czuć się bezpieczna jeśli o to chodzi. Postaram się wybadać sytuację i dowiedzieć co tak naprawdę wyczyniają.

* * *

Wewnątrz było tak gorąco jak zapamiętała, podczas swojej ostatniej wizyty. Zespół, który grał na małej scenie był inny, ale rodzaj muzyki pozostał ten sam. Ciche, rytmiczne brzmienie. Coś na pozór jazzu. Alison siedziała przy barze, zwrócona przodem do parkietu. Ponownie rozpoznała kilka osobników o niezwykle bladej skórze i hipnotyzującej giętkości ciała jakiej pozazdrościłby najlepszy gimnastyk. Wyglądali jakby unosili się nad ziemią, wyginając swoje ciała w płynnych ruchach dostosowanych do muzyki. Musiała przyznać, że wampiry wyglądały niezwykle seksownie, a zarazem niebezpiecznie.
- Coś podać? - spytał rosły kelner pukając palcami w ladę.
- Nie dziękuję. - odpowiedziała najmilszym tonem na jaki tylko było ją stać.
- Szukasz kogoś?
Nagle się spięła, a jej serce wykonało dziki podskok.
- Aż tak to widać?
- Nerwowo rozglądasz się po sali od ponad godziny i ani razu nie poprosiłaś o nic do picia, ani nie wyszłaś na parkiet. Wnioskuję, że albo jesteś z kimś umówiona, albo kogoś szukasz.
Zmierzyła go spojrzeniem. Nie była pewna, ale kiedy była tutaj z Chrisem, barman wyglądał podobnie.
- Właściwie to mógłbyś mi pomóc. - stwierdziła jeszcze szerzej się uśmiechając – Szukam pewnego wilkołaka. Wysoki blondyn z opalenizną i niemiłym spojrzeniem...
- Wilkołak?
Przez moment się zawahała. Trochę ją zaskoczyło, że barman wie o istotach nadnaturalnych. A może sam był czymś więcej niż człowiekiem?
- Tak.
- Domyślam się, że chodzi o Rayley'a z nazwiskiem Addison. Dość często tu bywa. Szwenda się z wampirami. - podciągnął rękaw czarnej koszuli i spojrzał na zegarek – Zazwyczaj przychodzi około północy. Niedługo powinien tutaj być.
- Dzięki.
Z powrotem odwróciła się, ale tym razem w stronę drzwi. Jak tylko wejdzie do środka ma zamiar mu wygarnąć. To on jako ostatni był z Kelly. Po tym jak Alison pojechała do jej domu i zastała jedynie matkę przyjaciółki twierdzącą, że jej córka wyjechała do innego stanu służbowo, naprawdę się zaniepokoiła. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że podobno wyjazd sponsorował hotel, w którym już nie pracowała. Coś musiało się wydarzyć. Kelly nie mogła od tak wyjechać i nic jej nie wspomnieć. Były ze sobą na tyle blisko by informować się nawzajem o takich sprawach. Przynajmniej Kelly tak robiła, bo Alison nigdy nie odważyła się wyjawić prawdy o tym, kim jest. Jej przyjaciółka zbyt twardo stąpała po ziemi by być gotową na takie oświadczenie. Wydawało się, że dzięki temu utrzyma jej życie w bezpieczeństwie. Najwyraźniej nie do końca miała rację. Przeczuwała, że stało się coś złego. Nie potrafiła określić tego przeczucia, ale wszystko mówiło jej, że nie jest dobrze. Zupełnie jakby ktoś stał tuż obok niej i podsyłał jej czarne scenariusze. Modliła się by było inaczej. To tylko jakieś nieporozumienie – powtarzała w myślch.
Miała szansę się przekonać, kiedy napotkała znajomą twarz, wchodzącą przez główne drzwi. Niczego nieświadomy, ruszył prosto w stronę baru. Alison niepozornie odwróciła się w stronę lady, pochylając nad do połowy pełną szklanką, którą ktoś zostawił. Widziała spojrzenie barmana, który powstrzymywał się od śmiechu. Nic nie powiedział tylko podszedł do Rayley'a, który umiejscowił się obok i bez słowa podał klientowi szklankę brązowego płynu. Alison domyśliła się, że to whisky, po charakterystycznym zapachu. Nabierając powietrza i zbierając się w sobie, wyprostowała się stając tuż przed nim. Gotowy by ją odgonić odwrócił wzrok. Zamarł z otwartymi ustami i niemal od razu zastąpił je łobuzerskim uśmiechem.
- Znowu cię tu widzę. Mam się szykować do odebrania ciosu w nos.
- Należało ci się. - burknęła – Możesz skończyć nie tylko ze złamanym nosem, jeśli nie powiesz mi co zrobiłeś Kelly.
- Komu? - spytał szczerze zaskoczony
- Byłeś z nią tego wieczoru. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Mogła się spodziewać, że jej przyjaciółka okaże się dziewczyną na jedną noc.
Ostentacyjnie popukał się palcem w brodę.
- Ach! Ta urocza blondynka? Nie widziałem jej.
- Ja też nie. Dlatego tutaj jestem. Nie odbiera moich telefonów, a jej matka twierdzi, że wyjechała.
- To nie moja sprawa. - powiedział biorąc szklankę z drinkiem i opuszczając swoje miejsce.
Chwyciła go za ramię, powstrzymując od odejścia.
- Byłeś za nią odpowiedzialny. Powiedz mi co się stało po moim wyjściu.
- Skoro tak jest ci bliska czemu ją zostawiłaś? - spytał znudzonym tonem
Mocniej zacisnęła palce, domagając się odpowiedzi. Nie zamierzała mu odpuścić. Widząc jej upór głośno westchnął.
- Zostawiła mnie od razu jak wyszłaś. Użyła kilka niecenzuralnych słów i poszła zabawić się z kimś innym.
- Z kim?
Uśmiechnął się zadowolony. Chwycił jej brodę i odwrócił głowę w stronę przeciwległych loży.
- Z nim. - wskazał na wysoką postać o czarnych nastroszonych włosach i mięśniach tak dużych, że Alison dziwiła się, że koszulka, którą miał na sobie jeszcze nie pękła. - Powodzenia skarbie. - szepnął po czym ruszył w stronę parkietu.
Alison potrzebowała chwili by dojść do siebie. Cóż. Mężczyzna zdecydowanie był w typie Kelly. Przerośnięty mięśniak o taksującym spojrzeniu. Nie mogła wiedzieć w co się pakuje, podchodząc do niego. Alison wiedziała i to ją niepokoiło. Uwzględniając fakt, że facet był wampirem, zaczęła utwierdzać się w swoich czarnych scenariuszach. Podejrzewała co mogło się wydarzyć. Obejrzała wystarczająco dużo filmów. Kelly mogła okazać się dla niego jedynie posiłkiem.
Nabierając powietrza i z sercem bijącym zaskakująco szybko, ruszyła w jego stronę. Nie miała pojęcia co ma mu powiedzieć, jak zacząć rozmowę. Miała ochotę odwrócić się i uciec, ale chodziło o jej przyjaciółkę. Zmagała się ze sobą, aż do momentu, w którym zauważył, że idzie w jego kierunku. Nie było odwrotu. Co ma być to będzie. - pomyślała. Czuła się zupełnie bezbronna i mała w porównaniu z energią emanującą od niego. Zupełnie jakby powietrze było naelektryzowane. Z każdym kolejnym krokiem miała wrażenie, że jej skóra jest muskana przez drobne błyskawice. Nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego. Z drugiej strony nigdy nie była tak blisko innego wampira.
Mężczyzna zmierzył ja wzrokiem od dołu do góry, zatrzymując spojrzenie na szyi. Dostrzegła to i poczuła, że zaraz zemdleje. Nie mogła opanować szaleńczego bicia własnego serca.
Uciekaj stąd! - wszystko w niej krzyczało.
Pokonała dzielącą ich odległość i w kompletnym bezruchu stanęła tuż przed nim. Jego oczy były ciemne i głębokie niczym otchłań piekła. Wpatrywał się w nią wyczekująco.
- Więc. .. - musiała kilka razy odchrząknąć, by jej głos powrócił do swojej normalnej barwy – Ja...
- Sierściuch po tej stronie baru? - odezwała się jakaś kobieta mijająca ich w drodze do stolika.
Alison usłyszała głośny i wymowny syk, wymierzony w stronę kobiety. Natychmiast spoważniała i potulnie wróciła na swoje miejsce.
- Wybacz. - powiedział odwracając się z powrotem – Naruszyłaś naszą strefę. To jest jednoznaczne z pewnymi komentarzami.
- Nie tylko ja to zrobiłam. - ponownie nabrała powietrza. - Ponad tydzień temu, przyszła do ciebie dziewczyna. Blondynka o kręconych włosach. Była naprawdę pijana. Nie widziałam jej od tamtej nocy.
- Pamiętam. - powiedział bez zastanawiania
- Chcę wiedzieć co się z nią stało. - powiedziała starając się brzmieć stanowczo
Zrobił krok w jej stronę. Z trudem zwalczyła odruch by się odsunąć. Patrzył wprost na nią. Miała wrażenie, że chłód obejmuje całe jej ciało, ale na Boga nie miała zamiaru się poddać. Chodziło o Kelly. Była jej to winna.
- Naprawdę dobrze bawiła się tej nocy. - ściszył głos – Była trochę zagubiona, ale sprawiłem, że inaczej spojrzała na świat.
- Co to znaczy?
Nie odpowiedział.
- Powiedz mi. Muszę ją odnaleźć.
- Za wszelką cenę? - zaciekawił się.
Chciała coś odpowiedzieć, ale zastygła w bezruchu, wstrzymując powietrze w płucach.
- Powiem ci gdzie jest. - oznajmił – Ale ostatnio nie miałem okazji posmakować krwi istoty, która potrafi się przeobrażać.
Zignorowała fakt, że wiedział kim ona jest. Najwyraźniej było to oczywiste dla większości istot. Zupełnie jakby miała wypisane to na czole.
- Chcesz wysuszyć mnie z krwi?
Zaśmiał się pod nosem.
- Nie aż tak. Kilka łyków mi wystarczy.
Każda komórka jej ciała protestowała, nakazała uciekać, ale mogła powiedzieć tylko jedno. Kimkolwiek był stojący przed nią wampir, śmiertelnie ją przerażał i nie wyglądał na byle kogo. Wyraz jego twarzy mówił, że nie ma co się targować. To była niepodważalna cena za informację.
- Obiecujesz, że potem powiesz mi gdzie jest?
- Klnę się na moje niebijące serce. - odparł
Nie pamiętała czy coś mu odpowiedziała, albo czy dała jakiś znak, ale wampir wyciągnął w jej stronę dłoń. Delikatnie odgarnął włosy z jej szyi. Kiedy jego palce dotknęły wrażliwej skóry, zadrżała. Zamknęła oczy, kiedy się pochylił. Jego usta były zimne kiedy zetknęły się z jej szyją. Serce tłukło się o jej żebra. Poczuła nacisk kłów na tętnicy. Przygotowała się na ból, zaciskając pięści, ale on nie nadszedł. Było to zaledwie lekkie nakłucie, prawie niewyczuwalne, ale już z pierwszym łykiem wiedziała, że coś jest nie tak. Nagle zakręciło jej się w głowie, obraz na moment się zaciemnił. Kolana jej się ugięły, ale podtrzymał ją przed upadkiem. Miała ochotę go odepchnąć, ale mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Ręce bezwładnie opadły wzdłuż jej ciała. Spojrzała na sufit, który wirował przed jej oczami, jakby był zaczarowany. Nie słyszała już muzyki dobiegającej ze sceny. Wszystkie jej zmysły były przytłumione. Zaczęła drżeć. Opanował ją przeszywający chłód. Czyżby jednak skłamał? Czy tak wyglądała śmierć? Zamrugała by przywrócić panowanie nad własnym ciałem. Niestety obraz nadal wirował, a ciało wydawało się więcej do niej nie należeć. Była zupełnie bezbronna. Nie mogła nic zrobić, by się uwolnić. Zamknęła oczy powoli odpływając.
Nagle poczuła mocne szarpnięcie, jakby ktoś siłą wyrwał ją obłędu. Kiedy rozchyliła powieki, zorientowała się, że leży na podłodze. Nie wiedziała co się stało do momentu, aż zobaczyła wampira zbierającego się do wstania z posadzki. Ściana za nim była popękana, jakby ktoś mocno w nią czymś rzucił. Rozjaśniło jej się w głowie, kiedy usłyszała znajomy głos, za którym o dziwo się stęskniła.
- Tknij ją jeszcze raz, a wyrwę ci te brudne zęby z korzeniami.
Wampir głośno się zaśmiał stając naprzeciw.
- Możesz spróbować.
Obraz znów zaczął wirować, by ponownie się zaciemnić. Tak bardzo chciała pozostać przytomna. Niestety ciemność nie pozostawiła jej wyboru. Pochłonęła ją, całkowicie odcinając od rzeczywistości.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 30

  Schody były wąskie i strome. Alison musiała podpierać się ściany by utrzymać równowagę. W jakiś magiczny sposób w miarę jak przemieszczali się w dół, w ścianach zapalało się białe światło, które nie miało żadnego źródła. Dziwaczne lampki rozrzedzały ciemność, ułatwiając schodzenie. Wkrótce schody zniknęły ustępując gładkiej i równej powierzchni. Podłoga wydawała się być wypolerowana, tak że odbijała światło niczym lustro.  
Chris szedł przodem. Alison wpatrywała się w jego plecy, starając się iść tuż za nim. Coś w tym miejscu sprawiało, że stawały jej włosy na karku. Może było to spowodowane przejmującym chłodem, być może to wąski korytarz lub panujący półmrok, ale miała ochotę zawrócić i pobiec na górę.
Niepokój minął kiedy weszli do niewielkiej komnaty o nierównych ścianach z szczelinami, w których chowało się światło. Otaczające ich skały miały kolor grafitu. Alison nie była pewna, ale stwierdziła, że znajduje się w bazaltowej jaskini. Na wprost nich wyrzeźbiona była półka, na której znajdowało się kolejne uniesienie, zakryte od góry czerwonym materiałem. Po obu jego stronach paliły się czarne świece, z wyrytymi triskelionami. Kiedy przyjrzała się bliżej, zauważyła, że ściany pokrywają podobne wzory, a na posadce tuż przed ołtarzykiem widniał kolejny napis, którego nie trzeba było tłumaczyć.
Bene quiescas.
Spoczywaj w pokoju.
- Dlaczego pochowaliście go tutaj? - spytała cicho. Nie była pewna czy uniesiony głos byłby na miejscu. Przecież na cmentarzach zawsze mówi się prawie szeptem.
- Nie my wybraliśmy. Przyjaciel ojca uznał, że to bezpieczne miejsce, którego nikt nie zbezcześci. Uważał, że ta jaskinia to pewnego rodzaju hołd.
- W zgliszczach Głównego Domu nie znaleziono żadnych kości. - mówiła neutralnym tonem, ale w środku, aż trzęsła się z żalu - Wszystko doszczętnie spłonęło. Nie będę mogła zrobić tego samego dla matki.
Alison mocno wciągnęła powietrze. Zdała sobie sprawę z specyficznego zapachu panującego wewnątrz. Połączenia naturalnej woni jaskini z czymś w rodzaju pieprzu i jakby przypalanego miodu. Zaczęła się zastanawiać, czy to przez świece.
- Jak to możliwe, że wciąż się palą? Wosk w ogóle się nie topi, a płomień pozostaje nieruchomy.
- To działanie magii. - wyjaśnił – Wszystko tutaj jest chronione zaklęciami.
Alison przypomniała sobie jak jej matka mówiła o bliskim czarodzieju, który pomagał ich rodzicom utrzymywać kontakt. Musiał też stworzyć to miejsce.
- Czy ten czarownik mógłby zrobić coś takiego też dla niej?
Chris wykonał obrót na pięcie, stając na wprost wejścia. Jego nos delikatnie się poruszył, jakby coś wyczuł.
- Myślę, że sama powinnaś go spytać. - powiedział wpatrując się w korytarz, przez który weszli do środka.
Alison odwróciła głowę akurat w momencie kiedy z ciemności wyłoniła się wysoka postać. Mężczyzna o czarnych włosach i hebanowej cerze. Długi, skórzany płaszcz okrywający jego ramiona sięgał niemal ziemi. Jego zielone oczy wpatrywały się w nią z uwagą. W jednej chwili Alison odkryła, że widziała go już wcześniej.
- Mężczyzna z telefonem. - szepnęła na bezdechu
Chris na moment spojrzał na nią nie wiedząc o co chodzi, po czym zwrócił się do przybysza.
- Darren Wayne. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę. - w jego głosie nie było radości
Mężczyzna zrobił powolny krok w przód, stając w pełnym blasku światła.
- Christopher i Alison Stevenson. Nie sądziłem, że kiedykolwiek ujrzę was razem. - odpowiedział – Wasi rodzice sporo wycierpieli by was rozdzielić.
- Ty jesteś tym czarownikiem, który im pomagał. - Alison nie wiedziała czy pyta czy stwierdza. Była w zbyt dużym szoku by przejmować się tym jak to zabrzmiało.
- Minęło tyle lat. - odparł z goryczą Chris – Myślałem, że już nie obchodzi cię mój los. Nie pojawiłeś się ani razu od śmierci ojca. Nawet kiedy pisałem, błagając byś nam pomógł. Drake ...
- Odszedłem wraz z śmiercią Williama. - przerwał mu – I to śmierć sprawiła, że wróciłem.
- Skąd...? - nie dała rady dokończyć pytania. Mówienie o tym wprost było dla niej za trudne.
- Kiedy żyli robiłem wszystko by mogli być razem. Teraz odpowiadam za to by ponownie ich połączyć.
Oboje byli zbyt zdezorientowani by cokolwiek powiedzieć. Darren minął ich bez słowa, wyciągając ręce w powietrze. Z jego palców błysnęło błękitne światło, po czym w powietrzu uformował się gęsty, szary dym. Dopiero po chwili Alison zorientowała się, że to pył. Czarownik wykonał nieokreślony gest i materiał zasłaniający skałę uniósł się wypuszczając podobną masę ze środka. Dwa obłoki pyłu i dymu, zaczęły się ze sobą mieszać, wiły się i przeplatały niczym węże, by razem opaść na dno. Ściany się zatrzęsły, a na ich powierzchni zaczęły pojawiać się nowe wzory. Białe światło wypalało skały, pozostawiając za sobą cienkie ścieżki, które uformowały się w równe okręgi, otaczające każdy triskelion. Płótno z powrotem zakryło wnękę i wszystko powróciło do normy.
- Jak to możliwe? - Alison pierwsza przerwała ciszę – Jakim cudem?
- Jestem czarownikiem. Wydobycie duszy spod rumowiska nie jest wielkim osiągnięciem. - odparł nieco znudzonym tonem
- Więc to miejsce nie było tylko dla ojca. Stworzyłeś je z myślą o ich obojgu. - stwierdził Chris.
- To nie jest przypadkowa wyspa. - powiedział jakby to jedno zdanie miało cokolwiek wyjaśnić.

* * *

Jakieś dwie godziny po wyjściu Alison z domu, usłyszał jak zbiornik na alkohol o imieniu Rusty, wygramolił się z łóżka. Kiedy wszedł do salonu, Kevin nie mógł powstrzymać złośliwego uśmiechu pełnego satysfakcji. Chłopak wyglądał okropnie i zapewne tak samo się czuł. Rozczochrane, kasztanowe włosy wyglądały jakby ktoś podłączył je do prądu. Nieregularnie sterczały skierowane w każdym kierunku. Oczy miał podpuchnięte i nadal przymknięte od wielu godzin snu. Lekko się zataczając, powoli sunął przed siebie, przecierając twarz. Ciągnąc nogi po podłodze, bez słowa przeszedł od razu do kuchni. Na wpół przytomny wymacał kran i odkręcając korek włożył głowę do zlewu. Woda spływała po jego twarzy, szybkimi strumieniami podczas gdy on stał nieruchomo, z rękoma opartymi o blat.
Kevin obserwując całą tą sytuację, z nadal wyrytym uśmiechem siedział na kanapie oglądając telewizję. Odbiornik był specjalnie ustawiony na wysoki poziom głośności. Wystarczająco by rozdrażnić wilkołaka na kacu z potwornym bólem głowy.
- Pod lodówką jest zamrażalnik. W pierwszej szufladzie trzymam kostki lodu. Uważam, że twoja głowa szybciej dojdzie do siebie kiedy ją tam umiejscowisz.
- Błagam powiedz, że masz piwo. - jego głos był zagłuszony, przez głośne sapanie i plusk wody. - Czuję się jakbym żarł piasek całą noc.
- Nie żarłeś, ale wciągałeś i to coś o wiele gorszego.
Zakręcił kran i odwrócił się w stronę Kevina, ze słabym uśmiechem. Zrobił to tak gwałtownie, że woda z jego włosów rozprysła się po całym pomieszczeniu.
- Więc to w tym tkwi problem. Przeze mnie poczułeś nagły głód?
- Poczułem, że muszę oddać kanapę do czyszczenia. - warknął, wstając – Nie miałeś prawa jej tutaj zapraszać. Jeśli chcesz się z kimś przespać to proszę bardzo. Nic do tego nie mam, ale moje mieszkanie zostaw w spokoju.
- W porządku. - uniósł ręce w geście poddania.
Z powrotem usiadł na swoje miejsce przez cały czas go obserwując. Nieprzejęty ostrym tonem Kevina, oparł się o blat z założonymi rękoma i szeroko się szczerzył. Kevin zupełnie nie wiedział dlaczego jest taki z siebie zadowolony. Rusty uniósł brew, wyzywająco. Odepchnął się od kuchennych szafek i otworzył jedyny śmietnik. Dokładnie przyjrzał się jego zawartości i znowu spojrzał na Kevina.
- Gdzie to schowałeś? Zostawiłeś na potem?
- Spaliłem, wyrzuciłem, zakopałem pod ziemią. Nie ważne. Przepadło.
- A może krąży w twoim organizmie? - przekrzywił głowę zadowolony, wskazując na niego palcem.
- Nie będę już sięgał po to świństwo. - zacisnął dłonie w pięści
Ku zaskoczeniu Kevina Rusty nie skomentował jego postanowienia, ani go nie podważył dzięki czemu Kevin odetchnął z ulgą. Sam nie był pewien czy mu się uda, ale zrobi wszystko by utrzymać się w ryzach. Po tym co mógł spowodować, nie chciał nawet patrzeć na narkotyki.
- W każdym razie. Dzięki za przenocowanie. Jesteś dobrym kumplem.
- Gdzie idziesz? - spytał patrząc jak Rusty kieruje się w stronę wyjścia.
- Wracam do siebie. Jakbyś czegoś kiedyś potrzebował to zadzwoń.
- Jesteś pewien, że masz gdzie wracać?
- A co mam zostać? - spytał kwaśno – Nie dzięki. Nie będę się narzucał. Wbrew pozorom nie żyję mi się aż tak źle. Mam swoje lokum. Do zobaczenia
Kevin wahał się czy by jednak go nie zatrzymać. Nawet kiedy słyszał jak wychodzi z kamienicy miał ochotę za nim pobiec, ale niby co miałby mu zaproponować? Lokum w jego mieszkaniu? Nie było tutaj miejsca dla trzech osób. Dosłownie. Teraz kiedy mieszkała z nim Alison, Rusty musiał polegać sam na sobie, do czego zapewne był przyzwyczajony. Mimo wszystko Kevin nie zamierzał tak go zostawić. Może i jego kumpel nie miał pojęcia co to jest moralność albo wychowanie, ale nie zasługiwał na włóczenie się po mieście całymi dniami wraz z nieprzyjemnymi ludźmi.
* * *

Powietrze było chłodne nawet na zewnątrz. Wiatr rozwiewał włosy Alison, tak że po kilku bezowocnych próbach okiełznania ich, pozwoliła by jak dzikie szalały wokół jej głowy. Siedziała wsłuchując się w plusk wody i czekała aż Chris powróci. Poprosił by dała mu kilka minut, więc samotnie wyszła z jaskini. Starała się nie myśleć o niczym, ale w ostatnich dniach zbyt wiele się wydarzyło. Wszystko zaczęło jej się mieszać, tak, że kiedy o tym rozmyślała szybko traciła wątek co właściwie chce rozwikłać. Wiedziała, że każde pojedyncze wydarzenie jest w pewien sposób powiązane z innymi. Tragedia ciągnęła za sobą następną. Starała się znaleźć winowajce. Za każdym razem myślała o Juanie. To on mógłby zabić Ericę, bez problemu mógł roznosić plotki i nastawiać wilkołaki przeciwko sobie skoro znikał gdzieś na całe noce. Do tego jeszcze ta podejrzana dziewczyna. Jedno tylko było niejasne. Kiedy była w Głównym Domu by ocalić matkę, naprawdę wierzyła, że chce ją chronić. Nie miałoby to sensu by potem podpalił ją żywcem. Chyba, że udawał. Alison znała go na tyle dobrze by wiedzieć, że jest genialnym aktorem.
Była zdenerwowana, że za każdym razem kiedy myśli że wie co się stało, prawda wymyka jej się z rąk. Czuła, że jest blisko rozwiązania, ale nie na tyle by całkowicie rozwikłać zagadkę.
Usłyszała szelest liści i czyjeś kroki za plecami. Odwróciła głowę i ujrzała Darrena zmierzającego w jej stronę. Usiadł obok niej, kładąc ręce na kolanach. Patrząc na jego poważną twarz, tak gładką, pozbawioną jakichkolwiek oznak starości, zaczęła się zastanawiać ile właściwie ma lat. Nie wiedziała nic o czarownikach. Może oni na zawsze pozostają młodzi jak wampiry?
- To co zrobiłeś było piękne. - przyznała wspominając prochy tańczące w powietrzu, łączące się w jedną całość – Wyglądało trochę jak scena z filmu. Nie wiem tylko skąd wiedziałeś, że moja mama nie żyje. Byłeś w mieście jeszcze zanim to się stało. Pożyczyłeś mi ten cholerny telefon, ale nie powiedziałeś ani słowa.
- Dni każdego są policzone, Alison, a dzień śmierci zapisany w miejscu, do którego żaden z nas nigdy nie dotrze. Są jednak tacy, którzy potrafią zarysować granice między światami.
- Przewidziałeś dzień jej śmierci? - zdziwiła się
- Nie mówiłem o sobie.
- Czy to nie samolubne, znać czyjąś datę śmierci i nie zrobić nic by temu zapobiec. - zarzuciła, wyrywając palcami trawę, rosnącą obok.
- Wiem, że teraz w to nie uwierzysz, ale twoja matka czekała na tą chwilę. Mimo, że z całych sił próbowała ciągnąć swoją egzystencję, pragnęła umrzeć. Gdyby nie ty najpewniej popełniłaby samobójstwo już lata temu. Była na tyle silna by żyć w smutku i rozpaczy, a robiła to tylko i wyłącznie dla ciebie. Miłość, która łączyła Samantę i Williama była niczym uczucie Romea i Julii lub Tristana i Izoldy. Życie w odosobnieniu powoli ich zabijało jednak nie wystarczająco by przynieść ukojenie. Myślę, że dopiero teraz są tak naprawdę szczęśliwi.
- Chcesz powiedzieć, że na ich prochach wyrośnie cudowne, magiczne drzewo. - zakpiła
- Nie wszystko jest tak banalne. - skrzywił się – Jestem jednak pewien, że ta jaskinia będzie miejscem o ogromnej mocy, które niejednokrotnie zostanie wykorzystane.
- Przez ciebie. - odparła z goryczą. - To dlatego im pomagałeś? By mieć swój własny akumulator energii?
- Skłamałbym gdybym powiedział, że nie było to moim celem. Sporo ryzykowałem, pomagając im. Można powiedzieć, że pomogliśmy sobie nawzajem. Musiałem utrzymać ich miłość, podsycić ją by zyskała na sile. Im dłużej żyli osobno, tym łącząca ich więź była mocniejsza, ale gdybym mógł wybrać... Zrobiłbym wszystko by żyli razem. Patrzenie na ich nieszczęśliwe twarze każdego dnia nie było łatwe. Wiedziałem, że cokolwiek bym nie uczynił i tak ich rozdzielą. Byli z dwóch różnych światów, pochodzili z wrogich stad.
- Dlaczego nie powiedziałeś matce o tym, że jej syn żyje? Dlaczego zostawiłeś Chrisa z ojcem?
- Nie byłem pewien czy przeżyje. Kiedy usuwałem go z łona Samanty, był ledwo żywy. Jego serce prawie nie biło. William błagał mnie bym coś zrobił, cokolwiek by go ocalić. Twoja matka była wilkołakiem, dlatego dziecko jej szkodziło. Urodziłoby się zdrowe gdyby była Zmiennokształtnym . Nigdy nie widziano innego przypadku. Dlatego wasz rodzaj jest tak rzadki. Większość was ginie jeszcze przed porodem, albo podczas swojej pierwszej przemiany.
- Ale Chris przeżył. - zauważyła
- Wiesz co się mówi o istotach, które mają tak niezwykły dar zmieniania kształtu?
Alison mimowolnie potrząsnęła głową.
- Że są darem od Bogów. Wojownikami o niezwykłej mądrości. Na ich barkach spoczywa brzemię, które muszą udźwignąć. We krwi macie walkę, jesteście rodzonymi przywódcami. Były czasy kiedy wilkołaki modliły się o Zminnokształtnego, który zdoła ich poprowadzić. Nie są to puste słowa. Każdy Zmiennokształtny ma do wykonania misje. By ocalić syna, William musiał podjąć trudną decyzję. Jedynym sposobem by Christopher przeżył było podzielenie tego brzemienia. Musiałem odebrać część jego mocy, ale by to się udało twoja matka musiała ponownie urodzić. William wiedział, że Samanta może tego nie przeżyć, ale zgodził się. Zdecydował o jej losie, przez co sam siebie nienawidził. Brzydził się sobą, twierdził, że na nią nie zasługuje.
- Opowiadała mi, że po śmierci dziecka, odsunął się od niej.
- Bał się, że źle zrobił. Wychowywał syna w tajemnicy przed nią. Obawiał się, że jeśli Samanta dowie się prawdy, znienawidzi go.
- To jest chore. Nie mogłaby tego zrobić. Powinien powiedzieć jej o Chrisie.
- Chciał, ale nie był pewien czy urodzisz się żywa. Jeśli tak by się nie stało Chris wkrótce też by umarł. Umiejętności, które powinien mieć jeden osobnik, zostały podzielone na waszą dwójkę. Jedno nie przeżyje bez drugiego.
- Dosłownie? - przestraszyła się – Jeśli jedno z nas umrze pociągnie za sobą tą drugą połowę?
- Wbrew pozorom jesteście jednością.
- Zamierzałeś nam to kiedyś powiedzieć gdybyśmy nie wpadli na siebie dzisiaj? - zdenerwowała się.
Nie była zachwycona, że tak naprawdę nie może czuć się bezpieczna. By utrzymać się przy życiu, nie wystarczy by chroniła siebie, ale też i brata? Co za ironia. - pomyślała. Przecież jeszcze nie dawno chciałaby by istniała więź między nią, a Chrisem. Nie była tylko pewna, czy o tak fizyczne połączenie jej chodziło.
- Nie wpadliśmy na siebie. Darren przybył tutaj specjalnie.
Oboje się odwrócili. Kilka metrów dalej w cieniu drzew stał Chris, niedbale oparty o pień.
- Wiedziałeś o tym? - wstała mierząc go ostrym wzrokiem
- Nie, ale stałem tu dość długo by usłyszeć waszą rozmowę. Wszystko to co robią czarownicy nie jest przypadkowe. Wiedział, że tutaj dziś będziemy.
- I jesteś taki spokojny? - zdziwiła się – To nie jest zabawne. Każdy nasz ruch będziemy musieli przemyśleć dwa razy, bo narażamy nie tylko siebie. Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem dobra w zastanawianiu się nad swoimi czynami.
- Pomyśl pozytywnie. - powiedział Darren wstając z ziemi – Każdy ból, smutek, radość. Wszystko możecie dzielić między sobą.
- To jest pocieszenie? Wybacz, ale jeśli miało mi to poprawić humor to nie zadziałało. - rzuciła
- Będzie mógł zrobić coś więcej niż tylko powiedzieć ci jak przejść swoją pierwszą przemianę. Może zabrać twój ból kiedy każda kość w twoim ciele będzie się łamać, kiedy skóra będzie płonąć od wyrastającej sierści, albo czegokolwiek innego w zależności w co się zmienisz. Proszę tylko nie pytaj skąd wiem, że jeszcze się nie zmieniałaś. Mam już dość waszej niewiedzy. To naprawdę nie moja odpowiedzialność. Już nie. Wykonałem swoje zadanie do końca i nic tu po mnie.
Nagłym ruchem, wyprostował ręce, a jego dłonie ponownie zapłonęły błękitnym światłem. Powietrze dookoła niego zaczęło wirować. W jednej chwili stał przed nimi z lekko zadumanym spojrzeniem, by w sekundzie zniknąć na ich oczach.
Przez moment stali, wpatrując się w puste miejsce. Jeśli Chris był tak samo zaskoczony jak Alison, to idealnie to maskował. Nie wyczytała nic z jego twarzy. Nie musiała patrzeć w lustro by widzieć własne szeroko otwarte oczy i prawie rozdziawione usta.
Słyszała swój, a jednak brzmiący obco głos wydobywający się z jej gardła.
 - Powiedz, że to wszystko to tylko sen.

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 29

- Myślisz, że przyjdzie? - spytała Alison już chyba po raz trzeci.  
Chodziła w tą i z powrotem po salonie. Kevin był w okropnym nastroju. Chris zgodził się spotkać z Alison, ale tylko i wyłącznie we dwójkę. To uniemożliwiało mu czuwanie nad nią. Mimo, że nie obawiał się by coś miałoby się stać, to i tak wolałby pójść razem z nią. Rozumiał, że niedawno się poznali i chcą mieć trochę prywatności, ale w tym całym zamieszaniu chciałby być dla niej wsparciem.
- Skoro tak powiedział. - odparł znudzony
Kończył zmywać naczynia po śniadaniu. Specjalnie głośno tłukł talerzami, nadal zdenerwowany po zajściu z poprzedniego wieczoru. Rusty przez cały czas spał jak dziecko w sypialni. Było już późne popołudnie, ale nie zapowiadało się by szybko wstał z łóżka. Przynajmniej prześpi kaca. - pomyślał.
- Co jeśli nie będzie chciał nam pomóc? - zaczynała panikować
- Jest twoim bratem. - powiedział oczywistym tonem
Wytarł ręce w jedną ze szmatek i wrócił do salonu. Zignorował fakt, że już prawie wydeptała ścieżkę w jego dywanie i usiadł na kanapie.
- Przestań. - poprosił – Przez ciebie i ja się denerwuję, a właściwie nie ma czym.
Potulnie opadła na fotel. Musiała coś zrobić z dłońmi, więc złapała za wisiorek na szyi. Kevin zauważył, że stało się to jej nawykiem. Wątpił by zdawała sobie sprawę z tego jak często to robi.
- Chciałabym, żeby wszystko było dobrze. - powiedziała ze spuszczoną głową, jakby mówiła do siebie. Kevin nie bardzo rozumiał co ma na myśli, więc milczał. - W końcu jesteśmy rodziną. Musimy trzymać się razem. Prawda?
- Nie dla wszystkich wystarczą same więzi. Jesteście dla siebie obcy. Nie możesz oczekiwać zbyt wiele. Może być ciężko mu się przystosować.
- Wiem. - westchnęła – Tylko, że dla mnie...
Przerwała, kiedy rozległo się pukanie. Poderwała się z fotela i pobiegła do wejściowych drzwi. Kevin z nieco mniejszym zafascynowaniem podążył za nią.
- Jesteś. - powiedziała zduszonym tonem, ukrywając swoją radość.
Cała Alison. - pomyślał. Nie pokazuj jak bardzo ci zależy.
- Gdzie ją zabierasz? - spytał Kevin wychylając się zza jej pleców
Chris stał na korytarzu z niemym wyrazem twarzy. Na krótko spojrzał na Kevina po czym skierował się do Alison.
- Poczekasz na dole?
Obdarzyła go badawczym spojrzeniem, a następnie zerknęła na Kevina. Mimo woli wzruszyła ramionami i przemknęła obok brata, schodząc schodami na dół. Dopiero kiedy rozległ się trzask zamykanych drzwi na klatce schodowej Chris się odezwał.
- Jeśli chcesz odegrać rolę opiekuńczego przyjaciela, grożąc mi jeśli coś jej się stanie teraz masz na to chwilę. - ton jego głosu nie był kpiący. Zwyczajnie stwierdził, że tak się stanie i nie było to dla niego czymś śmiesznym.
- Mógłbym to zrobić, ale wiem, że nic jej się nie stanie. Nie oznacza to, że jej nie zranisz. Straciła matkę. Jej świat się wali. Jesteś jedyną osobą, w której pokłada nadzieje.
- To nie moja wina, że dorastaliśmy osobno. - odparł ponuro
- Nie, ale twoja odpowiedzialność.
* * *

Jechali już ponad dwadzieścia minut, a Chris nadal nie powiedział gdzie zmierzają. Kiedy za oknem zniknęły miejskie budynki zastąpione przez lasy i boczne drogi, Alison zaczęła się niepokoić. Jedyne co wiedziała to to, że poruszają się na północ, ale to nie pomogło w określeniu dokładnego położenia. Kiedy mijali cmentarz wiedziała mniej więcej gdzie jest, ale kiedy ponownie skręcili całkowicie się zagubiła.
Odpuściła sobie domysły i spytała wprost.
- Mówiłeś, że chcesz mi coś pokazać. Co tak specjalnego jest w środku lasu?
Samochód podskoczył i Alison zorientowała się, że zniknął znajomy, jasny asfalt. Jechali po ubitym piasku, zostawiając za sobą resztki cywilizacji.
- Boisz się? - spytał
- Nie. - o dziwo stwierdziła, że to prawda. Nie czuła lęku. Chris mógłby wywieźć ją na kompletne pustkowie i zamordować, ale jej w ogóle nie przeszło to przez myśl. W pewien dziwny sposób była pewna, że jest bezpieczna.
W końcu droga się skończyła, a Chris zgasił silnik. Odgarnął jasne włosy z twarzy i po długim westchnięciu, powiedział.
- Może to nie będzie dla ciebie odpowiednia chwila, zważywszy, że twoja matka niedawno zginęła, ale czuję się zobowiązany by ci to pokazać.
Wspomnienie matki nadal bolało. Fakt, że już nigdy nie będzie mogła jej zobaczyć, ani przytulić dobijał Alison. Starała się wszystko od siebie odpychać, każdą smutną myśl odesłać najdalej jak tylko się da, ale mimo to wspomnienia wracały. Być może będą wracać już zawsze.
Bez dalszych wyjaśnień, Chris wysiadł z auta. Widząc, że ruszył w kierunku lasu nie czekając na nią, szybko wyskoczyła na zewnątrz i ruszyła za nim. Była lekko zdezorientowana, ale jednocześnie strasznie ciekawa. Kiedy drzewa zniknęły, przed nimi ukazała się rzeczka. Wąski strumyk o spokojnym nurcie. Chris wszedł w zarośla tuż przy brzegu. Odgarniał gałęzie jakby czegoś szukał. Alison podeszła bliżej i zobaczyła coś metalowego tuż pod nimi.
- Sporo czasu minęło od kiedy byłem tu ostatnio. - powiedział ze smutkiem, odsłoniwszy niedużą łódkę.
Zniszczona przez czas, kołysała się lekko, przycumowana do drzewa. Jej zgniłozielony kolor, prawie całkowicie zlewał się z taflą rzeki. Chris bez wahania wskoczył do środka, odpalając silnik.
- Idziesz? - spytał wyciągając do niej dłoń.
- Nadal nie rozumiem...
- Zaufaj mi.
Spojrzał na nią srebrnymi oczami. Coś w wyrazie jego twarzy mówiło jej, że powinna to zrobić. Wyciągnęła do niego rękę, a on ją chwycił i pomógł wejść do środka. Starając się nie stracić równowagi, usiadła na prowizorycznej ławeczce. Chris zajął miejsce przy sterze. Łódka, a raczej zminimalizowana motorówka, powoli ruszyła w głąb rzeki.
Siedząc naprzeciwko niego, po raz kolejny miała okazje mu się przyjrzeć. Jedno zaczęło ją intrygować.
- Zawsze miałeś takie włosy? Są prawie białe. - zauważyła.
- To pozostałość po przemianie. - zaśmiał się – Nie udało mi się przywrócić ich prawdziwej barwy. Zawsze miałem jasne włosy, ale teraz tak jak mówisz, są niemal białe.
- To znaczy, że możemy nie wrócić do swojej postaci całkowicie? - przestraszyła się
- Pamiętasz jak mówiłem, że próbowałem przybrać postać nietoperza. Cóż... Wybrałem rzadki gatunek o białej sierści. Przemiana była zbyt wyczerpująca. Nie dałem rady całkowicie się odmienić. Zemdlałem z bólu. Kiedy się ocknąłem miały taki odcień.
- Więc dlaczego w ogóle podjąłeś się tak ciężkiej próby? Nie było to oczywiste, że tak małe zwierze będzie sprawiało problemy?
- Zawsze lubiłem wyzwania. - odpowiedział z uśmiechem. Szybko jednak spoważniał kiedy Alison nie odwzajemniła się tym samym.
Przeciągnął ster na jedną stronę, kierując łódkę na wschód. Wpłynęli do szerszej rzeki, która płynęła z większą prędkością.
- Nauczę cię wszystkiego co wiem, na ten temat. - zapewnił z powagą – Będzie to długi proces, ale przebrniesz przez to. Pomogę ci.
Uniosła głowę. Gdzieś wewnątrz zapaliła się iskra nadziei i szczęścia.
- Myślałam, że chcesz mnie odsunąć od siebie.
- Nie to było moim zamiarem. Potrzebowałem przestrzeni by wszystko przemyśleć.
- Rozumiem. Nie powinnam była naciskać. Zahaczyłam o drażliwy temat.
Spojrzał na nią pytająco.
- Mam na myśli Drake'a. - dopowiedziała – Wiem, że coś jest z nim nie tak, ale nie będę się wtrącać. To wasza sprawa.
Odwróciła głowę wpatrując się w horyzont. Otaczający ich krajobraz był całkowicie pozbawiony drzew. Gdzieś w oddali widziała jedynie korony lasu, ale brzeg rzeki obrastały gęste krzewy o twardym listowiu i ostrych kolcach. Nie można było nazwać tego wszystkiego pięknym, a raczej specyficznym, tajemniczym i lekko przerażającym. Mętna, ciemna woda tylko dodawała mrocznego akcentu. Kiedy Alison wychyliła się by dokładniej przyjrzeć się tafli, ujrzała jedynie swoje zniekształcone odbicie. Szare oczy spoglądały na nią z szczupłej twarzy otoczonej rozczochraną masą ciemnych włosów.
- Nie jesteś do niego podobna. - stwierdził – Z wyjątkiem oczu.
Odwróciła się w jego stronę.
- Kiedy patrzę na ciebie widzę naszą matkę. Masz taką samą twarz. Wystające kości policzkowe, długie rzęsy, delikatne usta. Szkoda, że nie zdążyłeś jej poznać. Byłaby taka szczęśliwa.
Przesunął się na ławce i sięgnął ręką po jej dłoń. Delikatnie ją trzymając, powiedział.
- Przykro mi z powodu tego co się stało. Chciałbym, żebyśmy dorastali razem w jednej rodzinie, ale nie zmienię przeszłości. Wbrew temu co pomyślą inni, zamierzam to naprawić. Nie chcę żebyśmy nadal żyli osobno jak obcy dla siebie ludzie. Jesteś moją siostrą i chcę byś była bezpieczna.
Jej usta wygięły się w uśmiechu. Nawet nie zdawała sobie sprawy jaką ulgę mogły przynieść jego słowa. Poczuła jakby pękła lina ściskająca jej serce.
- Chcę byś dołączyła do naszego stada. - oznajmił zabierając rękę.
Alison zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem Kevin nie powiedział czegoś niemiłego Chrisowi kiedy rozmawiali przed jego mieszkaniem. Ale czy ktoś taki jak Chris dałby się zastraszyć? Wolała myśleć, że to jego własny pomysł.
- Nasze stado się rozpada, a ja nie mogę zostawić Kevina. - powiedziała niepewnie, bojąc się jego reakcji
- Nie jestem pewien czy uda mi się przekonać Alfę. Miał już kilka próśb o przeniesienie wilkołaków z twojego stada. Na razie nie odpowiedział na żadne z nich. Podejrzewa, że to podstęp.
- Wcale nie. - zaprzeczyła – Każdy próbuje uciec. Bruno wymordował większości rodzin. Ci co ocaleli szukają pomocy gdzie indziej.
- To nie jest takie proste, Alison. Zrobię wszystko co się da, ale czasy nie są łatwe. Wszędzie doszukuje się zdrajców, nawet u nas. Ludzie popadają w paranoje. Jakby ktoś zakorzenił u nich ten strach. Nie docierają do nich żadne argumenty.
- Skąd wziął się ten brak zaufania? - spytała sama siebie.
Wszystko wydawało się jej podejrzane. Co dziwniejsze zaczęło się tak nagle. Stado zaczęło się walić po śmierci Erici. Być może ten kto stoi za zamordowaniem jej, odpowiada również za inne rzeczy.
- Mogę o coś spytać? Nie musisz odpowiadać. - uprzedziła. Pokiwał głową na znak, że się zgadza. – Co właściwie Drake robił na naszym terenie w noc kiedy zginęło dwóch naszych przywódców.
Chris westchnął ciężko, szykując się do odpowiedzi.
- Już od dawna obserwowaliśmy sytuację w waszym stadzie. Razem z Drake'iem uważaliśmy, że to ktoś z waszych rozpowiada plotki i nastawia wilkołaki przeciwko sobie. Mówiłem mu żeby nie przeciągał struny i nie zbliżał się za bardzo, ale on zawsze robi wszystko po swojemu.
Alison usłyszała nutę smutku w jego głosie.
- Nie wrócił jeszcze do domu?
- Wcale tego nie oczekuję. Przywykłem do jego głupiego i bezpodstawnego narażania się, do znikania na tygodnie bez słowa wyjaśnienia. Po prostu za każdym razem skazuje mnie na dni niepewności. Boję się, że już nie wróci. Jeśli bym go stracił... - urwał i odwrócił wzrok, ale Alison zdążyła zauważyć jego zaszklone oczy.
Alison nigdy nie była dobra w pocieszaniu, nie potrafiła wczuć się w czyjąś sytuację, ale kiedy patrzyła na brata, zdawała sobie sprawę jak cierpi. Być może po części rozumiała jego ból. Stracili rodziców i wychowywani byli tylko przez jedno z nich. Oboje mieli osoby, bez których nie potrafiliby przetrwać. Gdyby straciła Kevina, jej świat całkowicie by się zawalił. Musiała zrobić wszystko co w jej mocy by stworzyć więź między sobą, a bratem. Muszą wiedzieć, że mają siebie nawzajem.
Chris odchrząknął gardłowo, zanim przemówił.
- Jesteśmy na miejscu.
Alison obejrzała się za siebie i ujrzała niewielką wysepkę na środku rzeki. Kawałek lądu gęsto obrośnięty drzewami. Łódź dobiła do brzegu, zatrzymując się na gliniastej ziemi. Chris zwinnym ruchem wyskoczył za burtę i przywiązał jeden koniec liny do drzewa.
- Co tutaj robimy? - spytała starając się dostrzec cokolwiek między pniami.
Nie odpowiedział tylko wskazał głową by ruszyła za nim. Wyskoczyła na ląd, lekko zapadając się w błotnistej ziemi. Nie zwracając uwagi na wilgoć przedostającą się do wnętrza jej butów, bez marudzenia poszła za nim.
Wyspa okazała się większa niż wyglądała wcześniej. Kiedy była już prawie pewna, że zaraz wyjdą na przeciwległy brzeg, Chris nagle skręcił. Kilka kroków dalej zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, wyczekując. Stanęła obok wpatrując się w czarną grotę, której wejście zapadało się głęboko w ziemię. Tuż nad nim wyryty był ledwo widzialny napis.
- Bona mors est homini, vitae quae exstinguit mala – szepnął - Dobra dla człowieka jest śmierć, która gasi nieszczęścia życia.
Zerknęła na niego niepewnie. Serce mocniej jej zabiło, kiedy ujrzała jego pełną smutku twarz, twardym wzrokiem wpatrującą się w jaskinię.
 - Tutaj został pochowany nasz ojciec. - powiedział wchodząc do środka.