niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 26

Jasne światło zmusiło ją do rozchylenia powiek. Ból przeszył całe jej ciało. Plecy miała spięte i zesztywniałe. Chciała je rozmasować, ale powstrzymała się w połowie ruchu. Leżała na drewnianym łóżku w pomieszczeniu, którego nie znała. Pochylony sufit świadczył o poddaszu. Przez szklane okno wpadały do środka promyki słońca, rażąc ją w oczy. Pokój był niewielki i prawie pusty. Jedynymi meblami było łóżko, na którym leżała, nocny stolik i krzesło, na którym ktoś siedział. Pochylił się do przodu, tak, że jego twarz oświetliło słońce.  
- Kevin. - westchnęła z ulgą
Miał na sobie luźne spodnie i za duży T-shirt, które na pewno nie należały do niego. Wilgotne i splątane włosy świadczyły o niedawnej kąpieli. Poza zmęczeniem i napięciem na twarzy, wyglądał na całego i zdrowego. W przeciwieństwie do niej. Nadal była w podartym, brudnym ubraniu, które zdążyło już wyschnąć, co nie poprawiło jego stanu. Grudki błota, ziemi i liści były przyklejone do powierzchni tkaniny i kruszyły się przy każdym ruchu, brudząc materac, na którym leżała. Stwierdziła, że nie dostała żadnego koca, ani nawet poduszki. Zmieniła jednak zdanie kiedy zobaczyła je skołtunione na podłodze.
- Znowu miałaś koszmary. - powiedział neutralnym tonem – Obudziłaś gospodarza i wszystkich innych.
- Gdzie właściwie jesteśmy? - spytała, ani trochę nie skruszona.
- W barze w lesie. Nie pamiętasz jak tu przyszłaś?
- Pamiętam. - przetarła twarz dłońmi – Ale, nie kładłam się spać.
- Na pewno nie w tym łóżku. Zasnęłaś na krześle na dole, trzymając to w dłoni.
Wyciągnął rękę i położył kremowo srebrną obrączkę na materacu, tuż przed nią. Podniosła wzrok by na niego spojrzeć. Zbierało jej się na płacz, ale oczy miała suche. Już nie chciała go odpychać, ale wiedziała, że sam jej nie przytuli. Za dobrze ją znał. Przełożyła nogi przez poręcz łóżka i zarzuciła mu ręce na ramiona. Na początku się zawahał, ale potem odwzajemnił uścisk.
- Przykro mi. - powiedział słabo
Wtuliła twarz w jego szyję, chcąc zatrzymać go przy sobie. Tak bardzo cieszyła się z jego obecności. Nie zniosłaby gdyby i jego straciła. Teraz już tylko on jej pozostał. Już z nikim nie łączyła jej taka więź jak z nim. Część jej serca pozostała pusta i nie miała pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze zdoła ją zapełnić.
- Widziałam się z Drake'iem. - z trudem odkleiła się od niego – To on mi to dał.
Wzięła obrączkę i założyła ją na szyję. Zawieszka opadła na jej mostek tuż nad srebrnym wilkiem.
- Chris i Rusty są na dole. Zanim cokolwiek powiesz powinnaś doprowadzić się do porządku. Wyglądasz okropnie. - wymusił uśmiech, bo okoliczności wcale nie były wesołe – Łazienka jest na korytarzu. Pan Mayers przygotował dla ciebie jakieś ubrania.
Pokiwała głową i powoli wstała. Odprowadził ją do drzwi, puszczając przodem. Kiedy wyszli na korytarz, Alison usłyszała stłumiony szmer rozmowy dochodzący z dołu.
- Na końcu po prawej. - wskazał ręką po czym sam zszedł schodami na piętro niżej.
Bez słowa ruszyła w pokazanym kierunku, znajdując odpowiednie drzwi. Wkroczyła do łazienki, która była równie skromna jak poprzednie pomieszczenie. Kabina prysznicowa, zajmowała praktycznie połowę wolnego miejsca. Na wysokim stoliku obok leżały równo poskładane ubrania. Zwyczajny,czarny T-shirt i jeansowe spodenki do kolan. Tuż niżej stały jej trampki, czyste i suche ponownie odzyskały swoją czerwoną barwę. Uśmiechnęła się lekko na ich widok, po czym zrzuciła z siebie brudne ubranie.
Nie wyobrażała sobie jaką radość może przynieść jej zwykły prysznic. Czuła się jakby razem z wodą spływały z jej ciała nie tylko brud, ale też wszystkie złe wspomnienia, przynosząc nowy początek. Dokładnie się wyszorowała i trzy razy umyła włosy. Całkowicie czysta, wytarła się ręcznikiem i założyła nowe ubranie. Było lekko przyciasne, ale i tak lepsze niż brudne pozostałości jakie miała wcześniej. Przeczesując włosy palcami, zeszła na dół. Powitały ją trzy pary oczu, siedzące przy jednym stoliku, zajadając się grzankami i bekonem. Kevin o coś wykłócał się z Rusty'im podczas gdy Chris z ponurą miną grzebał w swoim talerzu.
Alison właśnie miała zająć puste miejsce przy stoliku kiedy do środka wszedł pan Mayers w grafitowym swetrze i bordowych spodniach.
- Obawiałem się, że nie będą pasować. - powiedział z uśmiechem. - Moja siostra była trochę drobniejsza kiedy była w twoim wieku.
- Jest w porządku. - zapewniła, starając sobie przypomnieć jak wyglądała jego krewna. Nie kojarzyła nikogo więcej o tym samym nazwisku, oprócz dwójki jego synów. – Dziękuję.
- Siadaj zanim wszystko ci zjedzą. - wskazał na stolik.
Zniknął za ladą, pogrążając się w jakimś czasopiśmie.
Z westchnieniem opadła na krzesło, zerkając na różnego rodzaju pyszności. Zaburczało jej w brzuchu na sam widok ciepłych grzanek, dżemu, masła orzechowego i czekoladowych ciastek. Nawet nie spojrzała na plastry cienkiego bekonu, które tak zachłannie pochłaniał Rusty. Nigdy specjalnie nie przepadała za mięsem, a już na pewno nie na śniadanie.
- ...mogę ci załatwić wejściówki. - mówił Rusty – Jeszcze ich nie sprzedają, ale ja mam swoje wtyki. Oczywiście nie za darmo, ale zapewniam, że miejsca będą najlepsze.
- O czym mowa? - spytała
- Rusty chwali się swoimi przemytniczymi zdolnościami. - burknął Kevin, biorąc kęs ciastka.
- Tego się nie wyuczysz jak wspinaczki. Uliczne doświadczenie zdobywa się krwią i sinikami. - powiedział z udawaną urazą i nutą dumy
Alison uśmiechnęła się mimo woli i sięgnęła po grzanki. Jedną posmarowała dżemem, a drugą masłem, następnie obie złożyła razem. Ugryzła kawałek i spojrzała na Chrisa. Jedzenie na jego talerzu było nienaruszone, a jedynie gdzieniegdzie rozgrzebane. Oczy miał podkrążone jakby nie spał całą noc. Wcale nie wykluczała, że tak było. Martwił się o Drake'a.
- Chris... - zaczęła powoli – Jeśli chodzi o Drake'a...
- W porządku. - nieprzekonująco machnął ręką – To się zdarza nie pierwszy raz.
- Mówiłam mu, że go szukasz. Nie wyglądał na zmartwionego tym faktem.
- Jest inna sprawa, o której mieliśmy porozmawiać. - spojrzał znacząco na Kevina.
Ten otrzepał ręce z okruszków po ciastku i odchrząknął
- Tak. Kiedy wy razem zniknęliście, zadzwoniła do mnie Olivia. Była zdenerwowana i spanikowana. Powiedziała, że koniecznie musi się ze mną spotkać. Chodzi o jej brata.
- O Juana? - Alison omal nie zakrztusiła się grzanką
Za ladą rozległo się głośne szuranie. Wszyscy na chwilę zamilkli.
- Kojarzę gościa. - odparł Rusty z pełną buzią – Zdaje się, że ma nierówno pod sufitem, ale stoi za wysoko w hierarchii by ktokolwiek powiedział mu to prosto w twarz. Kiedy byłem tam pewnej nocy jedna z....
- Rusty, naprawdę nie chcemy tego wiedzieć. - Kevin zmierzył go krzywym spojrzeniem. Ten tylko wzruszył ramionami i ponownie zajął się zawartością swojego talerza.
- Nie lekceważcie go. - odezwał się pan Mayers, wychodząc zza lady – Wilkołaki sporo o nim plotkują ostatnio. Mówią, że coś w nim się zmieniło już od jakiegoś czasu. Niektórzy podejrzewają, że chce wyzwać Bruna na pojedynek.
- Chce zostać Alfą. - stwierdził Kevin
Alison przeszedł dreszcz. Nie lubiła Bruna, ale Juan jako przywódca mógłby być jeszcze gorszy. Przypomniała sobie jego słowa „Jeszcze nie czas by sprzeciwiać się Alfie.”. Co jeśli taki był jego plan?
- Myślę, że to prawda. - stwierdziła – Ale jest coś jeszcze. Nie jestem pewna, ale … - spojrzała na cztery pary zaciekawionych oczu – On chyba jest odporny na srebro.
Każdy z nich zareagował inaczej. Kevin spoglądał na nią z wyrazem niedowierzania, Chris przestał rozgarniać jedzenie i odpłynął gdzieś myślami, Rusty parsknął śmiechem, który nie wyglądał jak oznaka wyśmiania, a raczej gorzkiego stwierdzenia „mamy przechlapane”. Pan Mayers bardziej zainteresowany sięgnął po krzesło i dosiadł się do stolika, przykuwając na siebie uwagę zirytowanego tym faktem Rusty'iego.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytał rzeczowo Kevin, chociaż w jego głosie usłyszała nutę niepewności
- Nie bał się moich noży kiedy z nim walczyłam. Wbiłam mu ostrze w żebra po samą rękojeść i nie wyglądał na przejętego tym faktem. Poza tym sam mi to powiedział.
- Wyobrażam sobie. - zaśmiał się Rusty – Jak miło cię widzieć Alison. Chcesz usłyszeć newsa z ostatniej chwili. Jestem odporny na srebro. Wszystko dzięki ziołowym herbatkom cioci Jadzi.
- Cioci Jadzi? - zdziwił się Kevin
- Mówię jak było. - warknęła – Nie musisz się ze mną zgadzać.
- Wcale nie zamierzam. Jeszcze nie urodził się wilkołak, który nie ginąłby od srebra. Każde obrażenie strasznie się babrze i nie ma na to antidotum.
- Chyba, że on nie jest wilkołakiem. - odezwał się Chris. Tak długo nic nie mówił, że wszyscy na niego spojrzeli – Na świecie jest mnóstwo rodzai istot zmieniających kształt. - zerknął z ukosa na właściciela lokalu.
Razem z Kevinem postanowili to przemilczeć. Lepiej, żeby nikt nie wiedział o niej i Chrisie.
- Pewnie. Ja znam kolesia, który potrafi zmieniać się w misia Yogi i to na zawołanie. Ludzie przestańcie gadać bzdury.
- Powinniśmy zobaczyć się z Olivią. Zobaczymy co ona nam powie. - zaproponował Kevin
- To z tobą chciała się spotkać. - westchnął Chris – Ja wracam do siebie.
Położył widelec na stole i zaczął zbierać się do wyjścia.
- W porządku. - zgodził się Kevin – Alison?
Kiwnęła głową i bez słowa wybiegła za Chrisem na zewnątrz. Na udeptanej ziemi przed barem stał teraz tylko jeden samochód - stary Chevrolet Kevina. Bezchmurne niebo zostawiło wolną drogę porannemu słońcu, sprawiając, że temperatura była nie do zniesienia.
- Zaczekaj Chris. - zawołała za nim. Zatrzymał się, ale nie odwrócił w jej stronę. - Co zamierzasz zrobić?
- O co pytasz?
Wyminęła go by stanąć na wprost jego twarzy, a nie pleców.
- O Drake'a. On przybył do Głównego Domu by ratować moją matkę. Czuję się winna tego co mu się stało.
- A co mu się stało? - spytał, piorunując ją wzrokiem
- Rusty mówił, że on się nie przemienia...
- Wierzysz w to co mówi? - zaczął się denerwować – Alison, nie masz pojęcia co się dzieje i nie udawaj, że jest inaczej.
- Więc mi wytłumacz.
- To nie jest twoja sprawa.
- Po prostu to powiedz.
- Co? - wyglądał na zmieszanego
- Że mam odejść. Drake już jasno mi to oświadczył. Mam się trzymać od was z daleka? W porządku. Możemy żyć tak jak wcześniej. Udawać, że nigdy się nie znaliśmy, że nie jesteśmy rodzeństwem. Przecież tak jest łatwiej. Po co zakłócać porządek. Lepiej żeby żadna osoba trzecia nie wchodziła między waszą dwójkę. Macie swoje problemy i sekrety. Zaakceptuję to. Przecież i tak nie znałam naszego ojca, a ty nie znałeś matki. To się już niestety nie zmieni, bo ona nie żyje. Równie dobrze możemy być dla siebie zupełnie obcy.
Musiała nabrać powietrza. Do końca nie wierzyła, że powiedziała to wszystko głośno. Czym innym było myślenie o śmierci matki, a czym innym mówienie o tym wprost.
Widząc nieobecny wzrok Chrisa, wyminęła go i ruszyła z powrotem w stronę chatki.
 - Masz rację. - odezwał się. Przystanęła ignorując smutek, jaki wywołały słowa. – Możemy udawać, ale i tak nie zmienimy rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz