Jasne światło zmusiło
ją do rozchylenia powiek. Ból przeszył całe jej ciało. Plecy
miała spięte i zesztywniałe. Chciała je rozmasować, ale
powstrzymała się w połowie ruchu. Leżała na drewnianym łóżku
w pomieszczeniu, którego nie znała. Pochylony sufit świadczył o
poddaszu. Przez szklane okno wpadały do środka promyki słońca,
rażąc ją w oczy. Pokój był niewielki i prawie pusty. Jedynymi
meblami było łóżko, na którym leżała, nocny stolik i krzesło,
na którym ktoś siedział. Pochylił się do przodu, tak, że jego
twarz oświetliło słońce.
- Kevin. - westchnęła
z ulgą
Miał na sobie luźne
spodnie i za duży T-shirt, które na pewno nie należały do niego.
Wilgotne i splątane włosy świadczyły o niedawnej kąpieli. Poza
zmęczeniem i napięciem na twarzy, wyglądał na całego i zdrowego.
W przeciwieństwie do niej. Nadal była w podartym, brudnym ubraniu,
które zdążyło już wyschnąć, co nie poprawiło jego stanu.
Grudki błota, ziemi i liści były przyklejone do powierzchni
tkaniny i kruszyły się przy każdym ruchu, brudząc materac, na
którym leżała. Stwierdziła, że nie dostała żadnego koca, ani
nawet poduszki. Zmieniła jednak zdanie kiedy zobaczyła je
skołtunione na podłodze.
- Znowu miałaś
koszmary. - powiedział neutralnym tonem – Obudziłaś gospodarza i
wszystkich innych.
- Gdzie właściwie
jesteśmy? - spytała, ani trochę nie skruszona.
- W barze w lesie. Nie
pamiętasz jak tu przyszłaś?
- Pamiętam. - przetarła
twarz dłońmi – Ale, nie kładłam się spać.
- Na pewno nie w tym
łóżku. Zasnęłaś na krześle na dole, trzymając to w dłoni.
Wyciągnął rękę i
położył kremowo srebrną obrączkę na materacu, tuż przed nią.
Podniosła wzrok by na niego spojrzeć. Zbierało jej się na płacz,
ale oczy miała suche. Już nie chciała go odpychać, ale wiedziała,
że sam jej nie przytuli. Za dobrze ją znał. Przełożyła nogi
przez poręcz łóżka i zarzuciła mu ręce na ramiona. Na początku
się zawahał, ale potem odwzajemnił uścisk.
- Przykro mi. -
powiedział słabo
Wtuliła twarz w jego
szyję, chcąc zatrzymać go przy sobie. Tak bardzo cieszyła się z
jego obecności. Nie zniosłaby gdyby i jego straciła. Teraz już
tylko on jej pozostał. Już z nikim nie łączyła jej taka więź
jak z nim. Część jej serca pozostała pusta i nie miała pojęcia
czy kiedykolwiek jeszcze zdoła ją zapełnić.
- Widziałam się z
Drake'iem. - z trudem odkleiła się od niego – To on mi to dał.
Wzięła obrączkę i
założyła ją na szyję. Zawieszka opadła na jej mostek tuż nad
srebrnym wilkiem.
- Chris i Rusty są na
dole. Zanim cokolwiek powiesz powinnaś doprowadzić się do
porządku. Wyglądasz okropnie. - wymusił uśmiech, bo okoliczności
wcale nie były wesołe – Łazienka jest na korytarzu. Pan Mayers
przygotował dla ciebie jakieś ubrania.
Pokiwała głową i
powoli wstała. Odprowadził ją do drzwi, puszczając przodem. Kiedy
wyszli na korytarz, Alison usłyszała stłumiony szmer rozmowy
dochodzący z dołu.
- Na końcu po prawej. -
wskazał ręką po czym sam zszedł schodami na piętro niżej.
Bez słowa ruszyła w
pokazanym kierunku, znajdując odpowiednie drzwi. Wkroczyła do
łazienki, która była równie skromna jak poprzednie pomieszczenie.
Kabina prysznicowa, zajmowała praktycznie połowę wolnego miejsca.
Na wysokim stoliku obok leżały równo poskładane ubrania.
Zwyczajny,czarny T-shirt i jeansowe spodenki do kolan. Tuż niżej
stały jej trampki, czyste i suche ponownie odzyskały swoją
czerwoną barwę. Uśmiechnęła się lekko na ich widok, po czym
zrzuciła z siebie brudne ubranie.
Nie wyobrażała sobie
jaką radość może przynieść jej zwykły prysznic. Czuła się
jakby razem z wodą spływały z jej ciała nie tylko brud, ale też
wszystkie złe wspomnienia, przynosząc nowy początek. Dokładnie
się wyszorowała i trzy razy umyła włosy. Całkowicie czysta,
wytarła się ręcznikiem i założyła nowe ubranie. Było lekko
przyciasne, ale i tak lepsze niż brudne pozostałości jakie miała
wcześniej. Przeczesując włosy palcami, zeszła na dół. Powitały
ją trzy pary oczu, siedzące przy jednym stoliku, zajadając się
grzankami i bekonem. Kevin o coś wykłócał się z Rusty'im podczas
gdy Chris z ponurą miną grzebał w swoim talerzu.
Alison właśnie miała
zająć puste miejsce przy stoliku kiedy do środka wszedł pan
Mayers w grafitowym swetrze i bordowych spodniach.
- Obawiałem się, że
nie będą pasować. - powiedział z uśmiechem. - Moja siostra była
trochę drobniejsza kiedy była w twoim wieku.
- Jest w porządku. -
zapewniła, starając sobie przypomnieć jak wyglądała jego krewna.
Nie kojarzyła nikogo więcej o tym samym nazwisku, oprócz dwójki
jego synów. – Dziękuję.
- Siadaj zanim wszystko
ci zjedzą. - wskazał na stolik.
Zniknął za ladą,
pogrążając się w jakimś czasopiśmie.
Z westchnieniem opadła
na krzesło, zerkając na różnego rodzaju pyszności. Zaburczało
jej w brzuchu na sam widok ciepłych grzanek, dżemu, masła
orzechowego i czekoladowych ciastek. Nawet nie spojrzała na plastry
cienkiego bekonu, które tak zachłannie pochłaniał Rusty. Nigdy
specjalnie nie przepadała za mięsem, a już na pewno nie na
śniadanie.
- ...mogę ci załatwić
wejściówki. - mówił Rusty – Jeszcze ich nie sprzedają, ale ja
mam swoje wtyki. Oczywiście nie za darmo, ale zapewniam, że miejsca
będą najlepsze.
- O czym mowa? -
spytała
- Rusty chwali się
swoimi przemytniczymi zdolnościami. - burknął Kevin, biorąc kęs
ciastka.
- Tego się nie wyuczysz
jak wspinaczki. Uliczne doświadczenie zdobywa się krwią i
sinikami. - powiedział z udawaną urazą i nutą dumy
Alison uśmiechnęła się
mimo woli i sięgnęła po grzanki. Jedną posmarowała dżemem, a
drugą masłem, następnie obie złożyła razem. Ugryzła kawałek i
spojrzała na Chrisa. Jedzenie na jego talerzu było nienaruszone, a
jedynie gdzieniegdzie rozgrzebane. Oczy miał podkrążone jakby nie
spał całą noc. Wcale nie wykluczała, że tak było. Martwił się
o Drake'a.
- Chris... - zaczęła
powoli – Jeśli chodzi o Drake'a...
- W porządku. -
nieprzekonująco machnął ręką – To się zdarza nie pierwszy
raz.
- Mówiłam mu, że go
szukasz. Nie wyglądał na zmartwionego tym faktem.
- Jest inna sprawa, o
której mieliśmy porozmawiać. - spojrzał znacząco na Kevina.
Ten otrzepał ręce z
okruszków po ciastku i odchrząknął
- Tak. Kiedy wy razem
zniknęliście, zadzwoniła do mnie Olivia. Była zdenerwowana i
spanikowana. Powiedziała, że koniecznie musi się ze mną spotkać.
Chodzi o jej brata.
- O Juana? - Alison omal
nie zakrztusiła się grzanką
Za ladą rozległo się
głośne szuranie. Wszyscy na chwilę zamilkli.
- Kojarzę gościa. -
odparł Rusty z pełną buzią – Zdaje się, że ma nierówno pod
sufitem, ale stoi za wysoko w hierarchii by ktokolwiek powiedział mu
to prosto w twarz. Kiedy byłem tam pewnej nocy jedna z....
- Rusty, naprawdę nie
chcemy tego wiedzieć. - Kevin zmierzył go krzywym spojrzeniem. Ten
tylko wzruszył ramionami i ponownie zajął się zawartością
swojego talerza.
- Nie lekceważcie go. -
odezwał się pan Mayers, wychodząc zza lady – Wilkołaki sporo o
nim plotkują ostatnio. Mówią, że coś w nim się zmieniło już
od jakiegoś czasu. Niektórzy podejrzewają, że chce wyzwać Bruna
na pojedynek.
- Chce zostać Alfą. -
stwierdził Kevin
Alison przeszedł
dreszcz. Nie lubiła Bruna, ale Juan jako przywódca mógłby być
jeszcze gorszy. Przypomniała sobie jego słowa „Jeszcze nie czas
by sprzeciwiać się Alfie.”. Co jeśli taki był jego plan?
- Myślę, że to
prawda. - stwierdziła – Ale jest coś jeszcze. Nie jestem pewna,
ale … - spojrzała na cztery pary zaciekawionych oczu – On chyba
jest odporny na srebro.
Każdy z nich zareagował
inaczej. Kevin spoglądał na nią z wyrazem niedowierzania, Chris
przestał rozgarniać jedzenie i odpłynął gdzieś myślami, Rusty
parsknął śmiechem, który nie wyglądał jak oznaka wyśmiania, a
raczej gorzkiego stwierdzenia „mamy przechlapane”. Pan Mayers
bardziej zainteresowany sięgnął po krzesło i dosiadł się do
stolika, przykuwając na siebie uwagę zirytowanego tym faktem
Rusty'iego.
- Dlaczego tak sądzisz?
- spytał rzeczowo Kevin, chociaż w jego głosie usłyszała nutę
niepewności
- Nie bał się moich
noży kiedy z nim walczyłam. Wbiłam mu ostrze w żebra po samą
rękojeść i nie wyglądał na przejętego tym faktem. Poza tym sam
mi to powiedział.
- Wyobrażam sobie. -
zaśmiał się Rusty – Jak miło cię widzieć Alison. Chcesz
usłyszeć newsa z ostatniej chwili. Jestem odporny na srebro.
Wszystko dzięki ziołowym herbatkom cioci Jadzi.
- Cioci Jadzi? - zdziwił
się Kevin
- Mówię jak było. -
warknęła – Nie musisz się ze mną zgadzać.
- Wcale nie zamierzam.
Jeszcze nie urodził się wilkołak, który nie ginąłby od srebra.
Każde obrażenie strasznie się babrze i nie ma na to antidotum.
- Chyba, że on nie jest
wilkołakiem. - odezwał się Chris. Tak długo nic nie mówił, że
wszyscy na niego spojrzeli – Na świecie jest mnóstwo rodzai istot
zmieniających kształt. - zerknął z ukosa na właściciela lokalu.
Razem z Kevinem
postanowili to przemilczeć. Lepiej, żeby nikt nie wiedział o niej
i Chrisie.
- Pewnie. Ja znam
kolesia, który potrafi zmieniać się w misia Yogi i to na
zawołanie. Ludzie przestańcie gadać bzdury.
- Powinniśmy zobaczyć
się z Olivią. Zobaczymy co ona nam powie. - zaproponował Kevin
- To z tobą chciała
się spotkać. - westchnął Chris – Ja wracam do siebie.
Położył widelec na
stole i zaczął zbierać się do wyjścia.
- W porządku. - zgodził
się Kevin – Alison?
Kiwnęła głową i bez
słowa wybiegła za Chrisem na zewnątrz. Na udeptanej ziemi przed
barem stał teraz tylko jeden samochód - stary Chevrolet Kevina.
Bezchmurne niebo zostawiło wolną drogę porannemu słońcu,
sprawiając, że temperatura była nie do zniesienia.
- Zaczekaj Chris. -
zawołała za nim. Zatrzymał się, ale nie odwrócił w jej stronę.
- Co zamierzasz zrobić?
- O co pytasz?
Wyminęła go by stanąć
na wprost jego twarzy, a nie pleców.
- O Drake'a. On przybył
do Głównego Domu by ratować moją matkę. Czuję się winna tego
co mu się stało.
- A co mu się stało? -
spytał, piorunując ją wzrokiem
- Rusty mówił, że on
się nie przemienia...
- Wierzysz w to co mówi?
- zaczął się denerwować – Alison, nie masz pojęcia co się
dzieje i nie udawaj, że jest inaczej.
- Więc mi wytłumacz.
- To nie jest twoja
sprawa.
- Po prostu to powiedz.
- Co? - wyglądał na
zmieszanego
- Że mam odejść.
Drake już jasno mi to oświadczył. Mam się trzymać od was z
daleka? W porządku. Możemy żyć tak jak wcześniej. Udawać, że
nigdy się nie znaliśmy, że nie jesteśmy rodzeństwem. Przecież
tak jest łatwiej. Po co zakłócać porządek. Lepiej żeby żadna
osoba trzecia nie wchodziła między waszą dwójkę. Macie swoje
problemy i sekrety. Zaakceptuję to. Przecież i tak nie znałam
naszego ojca, a ty nie znałeś matki. To się już niestety nie
zmieni, bo ona nie żyje. Równie dobrze możemy być dla siebie
zupełnie obcy.
Musiała nabrać
powietrza. Do końca nie wierzyła, że powiedziała to wszystko
głośno. Czym innym było myślenie o śmierci matki, a czym innym
mówienie o tym wprost.
Widząc nieobecny wzrok
Chrisa, wyminęła go i ruszyła z powrotem w stronę chatki.
- Masz rację. - odezwał
się. Przystanęła ignorując smutek, jaki wywołały słowa. –
Możemy udawać, ale i tak nie zmienimy rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz