Miała wrażenie, że
coś ociera się o ściany jej czaszki. Słyszała przytłumione
szuranie, które drażniło jej uszy. Momentalnie otworzyła oczy.
Leżała na podwójnym, miękkim łóżku okryta kocem. Uniosła się
do pozycji siedzącej, skazując na mocny ból głowy. Przetarła
skronie i rozejrzała się po pokoju. Zwyczajna sypialnia z Głównego
Domu. Ciemne drewno, stare, eleganckie meble i i zniszczona podłoga.
Okna były zasłonięte, więc w środku panował półmrok. Ale
nawet ciemność nie przeszkodziła jej w zorientowaniu się, że nie
jest sama. W drugiej części pokoju stał chłopak, mniej więcej w
jej wieku. Uporczywie przeszukiwał półki nie zwracając na nią
uwagi.
Odchrząknęła, dając
mu do zrozumienia, o swojej obecności. Brązowowłosy chłopak nawet
nie drgnął. Otworzona szuflada pełna jakiś dokumentów, wydawała
się dla niego ciekawsza. Alison była przekonana, że nie jest z jej
stada. Nigdy wcześniej go nie widziała. Z drugiej jednak strony
Kevin, mówił jej wcześniej, że widział obce wilkołaki u boku
Bruna.
- Czego szukasz? - to
pytanie wydawało jej się idiotyczne, ale nie mogła się zdobyć na
nic więcej.
- Nie wiem. Czegoś. -
odpowiedział, nadal koncentrując się na półce, ale tym razem na
niższej szufladzie.
Alison dostrzegła swój
plecak, leżący w koncie. Powoli wstając, by nie zakręciło jej
się w głowie, podeszła do ściany. Rozpięła zamek i tak jak się
spodziewała, nie zastała swoich noży. Mimo uderzenia w głowę,
doskonale wszystko pamiętała. Wspinaczkę po murze i bójkę z
Juanem. Musiał ją tutaj przynieść, kiedy straciła przytomność.
- Masz mnie pilnować? -
spytała niepewnie
Chłopak prychnął, nie
rezygnując z przeszukiwań. Po chwili jednak oderwał się od szafki
i spojrzał na Alison badawczo.
- Jesteś więźniem?
- Nie wiem. Raczej nie
skoro drzwi były otwarte.
- Nie były. -
powiedział z mieszaniną zdenerwowania i rozczarowania. - Włamałem
się licząc, że znajdę tutaj coś cennego. Zazwyczaj dlatego
zamyka się drzwi, by ukryć wartościowe kosztowności. Zdaje się,
że tym razem chodziło tylko o ciebie.
Alison zignorowała
ostatnie zdanie.
- Przyszedłeś tutaj by
kraść? - zdziwiła się
- Nie. - odpowiedział
oburzony – Tylko korzystam z okazji. Jestem z przyjacielem, ale on
jest zajęty czymś innym.
- W porządku, ale nie
jesteś z tego stada, więc się włamałeś.
- Przecież sam to
powiedziałem. Poza tym budynek jest pusty. Wszyscy się wynieśli.
Nie moja wina, że są tacy głupi.
- Nie ma tutaj nikogo
poza mną, tobą i twoim przyjacielem? - była coraz bardziej
skonsternowana.
- Tak i więźnia w
piwnicy.
- Więźnia? - uniosła
się. Serce zabiło jej mocniej. - Kobiety?
- Tak. Właściwie to
jest do ciebie podobna...
Nie dokończył, bo z
dołu dobiegł do nich głośny wrzask. Krzyk mężczyzny, pełen
wściekłości i bólu. Alison była niemal pewna, że rozpoznała
głos.
Jednocześnie
wypowiedzieli jego imię.
- Drake.
Spojrzeli po sobie
zdziwieni. Alison pierwsza przerwała ciszę.
- Jesteś razem z nim?
Przyszliście po moją matkę.
Nie czekała na
potwierdzenie tylko wybiegła z pokoju. Korytarz był wąski i długi.
Rozpoznała, że muszą być na którymś z pięter. Ruszyła biegiem
w stronę schodów. Kiedy dotarła do ich krawędzi, budynek nagle
się zatrząsł. Alison straciła równowagę i upadła na twarde
stopnie. Poczuła paraliżujący ból w biodrze. Chciała wstać, ale
coś szarpnęło ją do tyłu. Obejrzała się i zobaczyła bladą
twarz chłopaka. Zauważyła, że gdyby nie zmęczenie, które było
mocno widoczne na jego twarzy, wyglądałby jak obraz upadłego
anioła. Zniszczone ubranie, ciemne włosy, błękitne oczy i
szeroki, zadziorny uśmiech.
-Rusz się. - rozkazał.
Nie zdążyła wykonać
żadnego ruchu bo znowu ją pociągnął. Chwilę potem za jej
plecami coś huknęło. Odwróciła wzrok i zobaczyła ogromną belkę
niegdyś podtrzymującą sufit. Roztrzaskana leżała na schodach,
zagracając przejście.
- Pożar. - powiedział,
niemal krzycząc by go usłyszała.
Alison dopiero teraz
zorientowała się, że w środku panuje hałas. Słyszała jak
strzela drewno, uginając się pod naciskiem budynku. Liczne
wstrząsy, które naruszały budowle, sprawiały, że zatykały się
uszy. Gdyby nie potworne gorąco, pomyślałaby, że znajduje się
pod wodą.
Szybko wstała, stając
obok chłopaka. Ten w skupieniu szybko mierzył wzrokiem schody.
- Musimy przeskoczyć
belkę. - polecił
Alison powędrowała za
jego spojrzeniem. Schody wydawały się stabilne, ale przygniecione
ogromnym słupem z drewna mogły nie wytrzymać długo. Tylko one
prowadziły do wyjścia. Korytarz na dole spowiły płomienie. Niemal
nie było widać ścian. Suche drewno szybko się paliło, dając
łatwą drogę językom ognia. Pięły się coraz wyżej w górę,
sięgając stropu.
Alison patrzyła na to
wszystko z przerażeniem. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał.
Przypomniała sobie sen. Po raz pierwszy od dawna, do jej pamięci
wrócił obraz snu. Otaczające ją płomienie i obrazy kolejno
wyłaniających się zwierząt. Teraz wiedziała, że były to objawy
nadciągającej przemiany, ale czy była gotowa, by zrobić to teraz?
Sprawić, że jej ciało przybierze inny kształt?
Chłopiec szturchnął ją
za ramię.
- Nie ma czasu.
Spojrzała na niego.
Wydawał się nadzwyczajnie spokojny. Myślał rzeczowo i w
pośpiechu. Nie czekając na jej odpowiedź, chwycił ją za rękę i
pociągnął za sobą. Ruszyła biegiem dotrzymując mu kroku.
- Skaczemy. - krzyknął
Oboje mknęli prosto na
drewnianą belkę. W tym samym momencie mocno odbili się od ziemi.
Przeskakując nad już płonącą przeszkodą, opadli na schody po
drugiej stronie. Siła upadku zwaliła ich z nóg. Potoczyli się po
stopniach, zatrzymując się dopiero na samym dole.
Ciężko dysząc, Alison
spojrzała w stronę gdzie kiedyś była kuchnia. Teraz widziała
jedynie ścianę ognia. Czuła każdy płomień na skórze.
- Muszę iść po matkę.
- wykaszlała.
- Wszystko płonie.
Musimy się stąd wydostać, bo skończymy jak szaszłyki z grilla.
- Uciekaj stąd. -
rzuciła, stając na równe nogi.
Wysoka temperatura
sprawiła, że zakręciło jej się w głowie. Miała problemy z
oddychaniem. Powietrze przepełnione było gęstym dymem,
wdzierającym się do jej płuc z każdym wdechem. Zasłaniając usta
ręką, rzuciła się do biegu. Ponownie poczuła mocne szarpnięcie.
Już miała odepchnąć chłopaka, ale walący się sufit zmusił ja
do odskoku w tył. Wpadła na niego, omal się nie przewracając.
Pociągnął ją w stronę głównych drzwi.
- Puść mnie. Nie mogę
jej zostawić. - kaszlała
Próbowała się wyrwać,
ale mimo mniejszej postury, chłopak okazał się silniejszy.
- Nie ma przejścia do
piwnicy. - krzyknął zdeterminowany – Wszystko stoi w płomieniach.
Drake był na dole z twoją matką. Może oboje są już na zewnątrz.
Alison przestała się
wyrywać, pozwalając sobie na uwierzenie w ten scenariusz. Znowu ją
pociągnął, ale tym razem mniej gwałtownie. Dobiegli do głównych
drzwi, starając się unikać ognia na tyle ile było to możliwe.
Wrota były zamknięte, ale o dziwo stały nienaruszone przez
płomienie. Chłopiec dosięgnął do klamki i mocno szarpnął.
Alison usłyszała syk, dźwięk przypalanej skóry. On najwyraźniej
to zignorował. Odsunął się na dwa kroki, by z impetem rzucić się
na wrota. Ustąpiły dopiero za czwartym razem. Zaciskając dłoń na
barku, wskazał głową by biegła pierwsza. Tym razem spełniła
jego polecenie bez wahania.
Powiew świeżego
powietrza, sprawił, że musiała odkaszlnąć. Poczuła kojący
chłód i zimne krople wody na skórze. Na zewnątrz szalała ulewa.
Niebo spowiły ciemne chmury i jasne blaski piorunów. Biegła przed
siebie, mijając bramę i zatrzymując się dopiero po kilkunastu
metrach. Bez sił wpadła na drzewo, oplatając je ramionami. Wciąż
kaszląc zsunęła się na mokrą ziemię. Odwróciła się w stronę
Głównego Domu. Cały budynek pochłonęły płomienie. Mimo ulewy
nie gasły. Rozprzestrzeniały się tak szybko, jakby to deszcz je
podsycał.
- Gdzie on jest? - głos
jej się załamał.
Chłopiec stał nad nią,
wpatrując się w płonącą budowle. Mijały minuty, a może sekundy
i nic. Żadne z nich nie drgnęło, nie odezwało się. Z ponurą
miną obserwowali jak rezydencja się wali. Wydawało się, że jeśli
ktokolwiek był jeszcze w środku, nie zdoła się wydostać. Jednak
po chwili rozległ się głośny huk. Głośniejszy niż trzaski
drewna i odgłosy walących się ścian. Ciemna plama wyskoczyła
przez jedno z okien, tuż przed tym jak główna ze ścian runęła w
dół. Mimo sporej odległości, Alison słyszała dźwięk wybijanej
szyby. Ziemia się zatrzęsła kiedy budynek całkowicie się
zawalił.
Chłopak zaklął pod
nosem. Czarny kształt okazał się wilkiem. Po wydostaniu się z
płonącego budynku, pobiegł prosto do lasu, nie zwalniając nawet
na chwilę.
- Kto...Co...? - Alison
nie potrafiła sprecyzować pytania.
Zobaczyła jak chłopak
upada na kolana obok niej, z przerażeniem wpatrując się w
ciemność, w której zniknął wilk.
- Wydostał się. -
powiedział – Drake uciekł.
Alison poczuła
jednocześnie ulgę i strach. Drake wybiegł sam, co oznaczało tylko
jedno. Jej matka nadal była w środku.
- O Boże. - zakryła
usta dłonią, powstrzymując się od łez. - To niemożliwe.
* * *
Nie wiedziała ile czasu
minęło kiedy chłopak się odezwał. Oboje po prostu siedzieli na
mokrej ziemi, pochłonięci przez błoto. Chmury zaczęły się
przerzedzać, ale deszcz nadal intensywnie zalewał teren.
- Muszę zadzwonić do
Chrisa. - wstał i odszedł gdzieś dalej
Alison nawet nie
zareagowała. To wszystko było bezcelowe. Przybyła tutaj by
uratować matkę i zawiodła. Po raz kolejny okazała się jednym,
wielkim rozczarowaniem. Nie chciała nawet myśleć, co jej matka
czuła w ostatnich chwilach życia. Czy była przerażona? Jakie
słowa by jej powiedziała gdyby Alison zdążyła na czas? Nie mogła
uwierzyć, że straciła ją na zawsze. Nawet nie próbowała myśleć,
że jest inaczej. Już nie łudziła się, że jej matka żyje.
Chłopak mógł się pomylić. Kobieta w celi mogła nie być jej
matką. Może i tak było, ale Alison miała przeczucie, że tak nie
jest.
- Powinnam ci
podziękować. - powiedziała zachrypniętym głosem, kiedy wrócił.
- Gdyby nie ty mogłabym spłonąć razem z nią.
Usiadł obok uważnie się
jej przyglądając.
- Nie ma za co. N ie
chcę jakoś na siłę cię pocieszać, ale twoja matka może jeszcze
żyć.
- Widziałeś, że Drake
wybiegł sam. - stwierdziła z goryczą
- Tak, ale po prostu nie
mogę w to uwierzyć. Jeśli przybył tutaj po nią... Chodzi mi o
to, że kiedy Drake coś postanowi, rzadko popełnia błąd. Może
uratował ją i wrócił po mnie.
Alison chciałaby
uwierzyć w jego słowa, ale wszystko wewnątrz niej wygasło. Nie
było już nadziei, ani szczęścia, tylko czysta obojętność.
Czyżby była tak straszną osobą, że nawet nie odczuwała
rozpaczy, ani żalu. Wszystko wydawało jej się jakimś chorym snem.
Fakt, że jej matka nie żyje istniał w jej podświadomości, gdzieś
daleko tylko ocierając się o jej odczucia.
- Jesteś Alison? -
spytał. Kiedy spojrzała na niego badawczo, wyjaśnił – Chris o
ciebie pytał. Ja jestem Rusty. Może to dziwne, ale skądś cię
kojarzę.
- Widzisz podobieństwo?
- spytała wpatrując się w ziemię.
Ubranie miała brudne i
przemoknięte. Powinno być jej zimno, albo ciepło, ale ona nie
odczuwała temperatury.
- Podobieństwo? -
zdziwił się
Nie odpowiedziała.
- Dlaczego nikt z
waszego stada nie przyjeżdża? Spłonęła wasza siedziba. Powinni
tutaj być.
Podniosła wzrok.
Płomienie już prawie wygasły. Tylko nieliczne ogniki, pokrywały
resztki ogrodu. Nie zachowała się ani jedna ściana. Wszystko
runęło, pozostawiając po sobie jedynie zgliszcza. W powietrzu
czuło się zapach dymu i spalonego drewna. Jedynym elementem, który
nadal był nienaruszony okazała się główna brama. Dumnie stała
na swoim miejscu. Nawet mur, który otaczał posiadłość, został
zniszczony. Jak kamienie mogły zostać pochłonięte przez ogień?
- To wygląda tak jakby
sami wzniecili pożar. Dom był całkowicie pusty. - myślał na głos
- Po co mieliby to
robić? - dołączyła się do przemyśleń
- Może chcieli by
wszyscy pomyśleli, że wasze stado zostało rozbite, że osłabło.
Nie widzę w tym sensu, ale wasz przywódca nie jest za mądry.
- Znasz Bruna?
- Nie osobiście.
Bywałem w Głównym Domu prawie co noc. Wilkołaki plotkują.
Alison wolała nie
wnikać, po co przychodził. Musiała przyznać, że Rusty był
przystojny. Nawet w zniszczonym, osmolonym ubraniu i skołtunionych
włosach wyglądał genialnie. Chociaż Alison nie patrzyła na niego
w ten sposób, to nie zaprzeczała, że mógł mieć wiele
wielbicielek.
- Powinniśmy iść. -
powiedziała – Nie możemy tutaj siedzieć.
- Chris zaraz tutaj
będzie. Dzwoniłem. - uniósł telefon jakby chciał poprzeć swoje
słowa czynami
Alison skrzywiła się
widząc różową obudowę dość nowoczesnej komórki. Zaśmiał się
widząc jej minę.
- Spłonąłby.
Uratowałem go.
- Często okradasz domy?
- Preferuję sklepy. -
wzruszył ramionami nieprzejęty.
Wstał, otrzepał spodnie
– co wcale nie poprawiło ich wyglądu – i ruszył w stronę
rezydencji. Alison postanowiła zostać. Nie chciała zbliżać się
do budynku. Tym bardziej była zaskoczona, kiedy Rusty wszedł przez
bramę. Wyciągnął coś z kieszeni i zbliżył się do miejsca,
gdzie nadal tlił się ogień. Nie wierzyła własnym oczom kiedy
wyciągnął w ich stronę dłoń. Zorientowała się, że trzymał
papierosa, kiedy włożył go do ust. Kto normalny po traumatycznym
biegu przez palący się dom, potem podpala papierosa na jego
rumowisku? Chyba, że to co się wydarzyło nie było dla niego czymś
nadzwyczajnym. W sumie nie widziała strachu w jego oczach kiedy
byli w środku. Wydawał się opanowany i nieprzejęty.
Biały blask reflektorów
samochodu odwrócił jej uwagę. Rozpoznała starego Chevroleta.
Natychmiast wstała i pobiegła w jego kierunku. Auto zatrzymało się
tuż przed ruinami domu. Otworzyły się drzwi i ze środka wysiadły
dwie osoby.
- Alison. - zawołał
Kevin, machając do niej ręką.
Zwolniła i ostatnie
metry pokonała idąc bez pośpiechu. Co właściwie miała mu
powiedzieć? Widząc jej reakcję, opuścił dłoń i trzasnął
drzwiami samochodu. Chris stanął po jego prawej stronie, ale
wpatrywał się w pozostałości po pożarze.
- Co się stało? -
spytał
- Pożar. - wyjaśnił
Rusty, kiedy Alison stanęła przed nimi. - Nic nie zostało.
Chris zmierzył wzrokiem
chłopaka, zatrzymując się na papierosie, ale nic nie powiedział.
- Co w ogóle tutaj
robisz? - lekko spanikowany Kevin, skierował się do Alison
Odwróciła wzrok, nie
dając nic po sobie poznać. Nie miała odwagi by powiedzieć to
głośno.
- Gdzie jest Drake? -
odezwał się Chris – I co ty tutaj robisz, Rusty? Przeniosłeś
się do Południowego Stada?
- Nie. - splunął na
ziemię jednocześnie gasząc papierosa butem. Spojrzał na Alison
jakby chciał zapytać czy ona coś powie.
Zebrała się w sobie,
zaczesując włosy za ucho.
- Drake chciał odwieść
mnie do domu. Kiedy tam dojechaliśmy...- odchrząknęła dwa razy –
Wszędzie była policja. Porwali mamę. Byłam pewna, że to sprawka
naszego stada. Widziałam ślady pazurów na ścianach. Mieliśmy
udać się tutaj razem, ale się pokłóciliśmy, więc poszłam
sama. Wdrapałam się po ścianie i weszłam przez jedno z okien.
Juan mnie nakrył. Powiedział, że Bruno ją zabił. Zaatakowałam
go, ale ogłuszył mnie. Kiedy się obudziłam spotkałam Rusty'iego.
Dom zaczął się palić, więc wybiegliśmy na zewnątrz. -
przerwała bo nie mogła znieść własnego, zrozpaczonego głosu.
- Drake chyba chciał
uratować matkę Alison. - Rusty postanowił dopowiedzieć –
Widziałem ją zakutą w kajdany w piwnicy. Zostawiłem go samego.
Kiedy wybuchł pożar, dom był pusty. Nie wiedzieliśmy, co się z
nim stało...
Z każdym jego słowem
twarz Chrisa stawała się coraz bledsza. Alison widziała jak jego
pięści się zaciskają.
- Co się wydarzyło,
Rusty? - mimo widocznego napięcia jego głos był spokojny
- On zdążył wyskoczyć
przez okno tuż przed tym jak budynek się zawalił, ale....- zawahał
się. Wpatrywał się w Chrisa, lekko zdenerwowany. Sięgnął dłonią
do włosów i szarpnął za nie niezbyt delikatnie. - Był wilkiem.
Twarz Chrisa pobledła o
kolejny odcień, chociaż wydawało się to niemożliwe. Zatoczył
się do tyłu, jakby ktoś go spoliczkował. Ręce mu drżały, kiedy
oparł się o maskę samochodu. Schylił głowę, starając się
złapać oddech.
- O co chodzi? - odezwał
się Kevin – Drake jest wilkołakiem. Co w tym takiego
nadzwyczajnego?
Alison zignorowała
pytanie Kevina. Sama nie rozumiała reakcji Chrisa, ale widziała to
już u niego wcześniej. Atak paniki, który w każdej chwili mógł
skończyć się przemianą. Podeszła do niego i położyła dłoń
na jego plecach. Czy nie tak właśnie powinny zachowywać się
siostry?
-Chris. Musisz się
uspokoić. - zaśmiała się cierpko, bo ona powinna być w takim
samym stanie. Być może jej matka zginęła w pożarze, a ona nie
czuła zupełnie nic.
- Nie. - wyprostował
się, nadal lekko chwiejąc – Muszę go znaleźć.
Lekko odepchnął ją od
siebie i odwrócił w stronę lasu. Mocno nabrał powietrza i ruszył
biegiem, znikając między drzewami. Wszyscy wpatrywali się w ciemne
miejsce, w którym widać go było po raz ostatni. Kevin pierwszy
odwrócił wzrok.
- Alison? Czy twoja
matka....?
Spojrzała na niego, ale
obraz jej się zamazał. Zamknęła oczy, nie pozwalając by łzy
spłynęły jej po policzkach.
- On był sam. Ona
została w środku.
Zrobił krok w jej
stronę, ale powstrzymała go gestem ręki. Nie chciała by ktoś ja
przytulał. Wtedy na pewno by pękła. Informacja o stracie
całkowicie by ją pochłonęła.
- Nie wiemy tego. -
stwierdził stanowczo Rusty – Musimy zaczekać na Drake'a.
Spojrzał na Kevina i na
moment zatrzymał na nim wzrok. Alison widziała jak Kevin minimalnie
porusza głową, jakby chciał go przed czymś powstrzymać. Alison
spojrzała na nich dwóch. Patrzyli na siebie, wymieniając jakieś
nieme informacje.
- Czy wy się znacie? -
spytała w końcu
Kevin odchrząknął i
zmienił temat.
- O co chodzi z
Drake'iem? Czemu Chris tak zareagował?
- Nie wiem. -
odpowiedział od razu Rusty – Kiedy jeszcze byłem razem z nimi w
stadzie, oboje zawsze przykładali dużą wagę do samokontroli.
Każdy wilkołak powinien mieć ją opanowaną, ale Drake sięgał
wyżej. Uczył się powstrzymywania przemiany w czasie pełni.
- Przecież to
niemożliwe. - zauważył Kevin
- Jemu to powiedz. Od
mojego odejścia minęły cztery lata.
- Twierdzisz, że nie
zmieniał się przez czterdzieści osiem pełni?
- Potrafił nad tym
zapanować, kiedy byłem jeszcze w stadzie, więc dłużej.
Kevin wyglądał na
oszołomionego, ale również zachwyconego.
- Ale dlaczego to robił?
- zainteresowała się Alison
- Nigdy nikomu nie
mówił. Tylko Chris zna powód.
Alison przypomniała
sobie jego rany na nadgarstkach, które nie chciały się zagoić.
Ślady po oparzeniach na dłoni.
To tak jakby chciał
przestać być wilkołakiem. - Nie była pewna czy powiedziała to
głośno.
- Skoro nie zmieniał
się tak długo może nie zdołać powrócić do swojego ludzkiego
kształtu. - przeraził się Kevin
- Musimy go poszukać. -
wymamrotała
Oboje na nią spojrzeli.
Kevin z lekkim wahaniem natomiast Rusty jak zwykle pozostał
obojętny.
- Powinniśmy się
rozdzielić. - zaproponował
- Pójdę z tobą,
Alison.
- Nie, Kevin. -
powstrzymała go – Poradzę sobie sama. Idź z Rusty'im. Zdaje się,
że macie coś do omówienia. Nie będę wam przeszkadzać. -
odpowiedziała z goryczą.
Odwróciła się i
pobiegła w przeciwnym kierunku co Chris, zostawiając ich samych.
Słyszała jeszcze głośne westchnienie, a potem zapadła cisza. Las
całkowicie ją pochłonął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz