piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 24

Miała wrażenie, że coś ociera się o ściany jej czaszki. Słyszała przytłumione szuranie, które drażniło jej uszy. Momentalnie otworzyła oczy. Leżała na podwójnym, miękkim łóżku okryta kocem. Uniosła się do pozycji siedzącej, skazując na mocny ból głowy. Przetarła skronie i rozejrzała się po pokoju. Zwyczajna sypialnia z Głównego Domu. Ciemne drewno, stare, eleganckie meble i i zniszczona podłoga. Okna były zasłonięte, więc w środku panował półmrok. Ale nawet ciemność nie przeszkodziła jej w zorientowaniu się, że nie jest sama. W drugiej części pokoju stał chłopak, mniej więcej w jej wieku. Uporczywie przeszukiwał półki nie zwracając na nią uwagi.  
Odchrząknęła, dając mu do zrozumienia, o swojej obecności. Brązowowłosy chłopak nawet nie drgnął. Otworzona szuflada pełna jakiś dokumentów, wydawała się dla niego ciekawsza. Alison była przekonana, że nie jest z jej stada. Nigdy wcześniej go nie widziała. Z drugiej jednak strony Kevin, mówił jej wcześniej, że widział obce wilkołaki u boku Bruna.
- Czego szukasz? - to pytanie wydawało jej się idiotyczne, ale nie mogła się zdobyć na nic więcej.
- Nie wiem. Czegoś. - odpowiedział, nadal koncentrując się na półce, ale tym razem na niższej szufladzie.
Alison dostrzegła swój plecak, leżący w koncie. Powoli wstając, by nie zakręciło jej się w głowie, podeszła do ściany. Rozpięła zamek i tak jak się spodziewała, nie zastała swoich noży. Mimo uderzenia w głowę, doskonale wszystko pamiętała. Wspinaczkę po murze i bójkę z Juanem. Musiał ją tutaj przynieść, kiedy straciła przytomność.
- Masz mnie pilnować? - spytała niepewnie
Chłopak prychnął, nie rezygnując z przeszukiwań. Po chwili jednak oderwał się od szafki i spojrzał na Alison badawczo.
- Jesteś więźniem?
- Nie wiem. Raczej nie skoro drzwi były otwarte.
- Nie były. - powiedział z mieszaniną zdenerwowania i rozczarowania. - Włamałem się licząc, że znajdę tutaj coś cennego. Zazwyczaj dlatego zamyka się drzwi, by ukryć wartościowe kosztowności. Zdaje się, że tym razem chodziło tylko o ciebie.
Alison zignorowała ostatnie zdanie.
- Przyszedłeś tutaj by kraść? - zdziwiła się
- Nie. - odpowiedział oburzony – Tylko korzystam z okazji. Jestem z przyjacielem, ale on jest zajęty czymś innym.
- W porządku, ale nie jesteś z tego stada, więc się włamałeś.
- Przecież sam to powiedziałem. Poza tym budynek jest pusty. Wszyscy się wynieśli. Nie moja wina, że są tacy głupi.
- Nie ma tutaj nikogo poza mną, tobą i twoim przyjacielem? - była coraz bardziej skonsternowana.
- Tak i więźnia w piwnicy.
- Więźnia? - uniosła się. Serce zabiło jej mocniej. - Kobiety?
- Tak. Właściwie to jest do ciebie podobna...
Nie dokończył, bo z dołu dobiegł do nich głośny wrzask. Krzyk mężczyzny, pełen wściekłości i bólu. Alison była niemal pewna, że rozpoznała głos.
Jednocześnie wypowiedzieli jego imię.
- Drake.
Spojrzeli po sobie zdziwieni. Alison pierwsza przerwała ciszę.
- Jesteś razem z nim? Przyszliście po moją matkę.
Nie czekała na potwierdzenie tylko wybiegła z pokoju. Korytarz był wąski i długi. Rozpoznała, że muszą być na którymś z pięter. Ruszyła biegiem w stronę schodów. Kiedy dotarła do ich krawędzi, budynek nagle się zatrząsł. Alison straciła równowagę i upadła na twarde stopnie. Poczuła paraliżujący ból w biodrze. Chciała wstać, ale coś szarpnęło ją do tyłu. Obejrzała się i zobaczyła bladą twarz chłopaka. Zauważyła, że gdyby nie zmęczenie, które było mocno widoczne na jego twarzy, wyglądałby jak obraz upadłego anioła. Zniszczone ubranie, ciemne włosy, błękitne oczy i szeroki, zadziorny uśmiech.
-Rusz się. - rozkazał.
Nie zdążyła wykonać żadnego ruchu bo znowu ją pociągnął. Chwilę potem za jej plecami coś huknęło. Odwróciła wzrok i zobaczyła ogromną belkę niegdyś podtrzymującą sufit. Roztrzaskana leżała na schodach, zagracając przejście.
- Pożar. - powiedział, niemal krzycząc by go usłyszała.
Alison dopiero teraz zorientowała się, że w środku panuje hałas. Słyszała jak strzela drewno, uginając się pod naciskiem budynku. Liczne wstrząsy, które naruszały budowle, sprawiały, że zatykały się uszy. Gdyby nie potworne gorąco, pomyślałaby, że znajduje się pod wodą.
Szybko wstała, stając obok chłopaka. Ten w skupieniu szybko mierzył wzrokiem schody.
- Musimy przeskoczyć belkę. - polecił
Alison powędrowała za jego spojrzeniem. Schody wydawały się stabilne, ale przygniecione ogromnym słupem z drewna mogły nie wytrzymać długo. Tylko one prowadziły do wyjścia. Korytarz na dole spowiły płomienie. Niemal nie było widać ścian. Suche drewno szybko się paliło, dając łatwą drogę językom ognia. Pięły się coraz wyżej w górę, sięgając stropu.
Alison patrzyła na to wszystko z przerażeniem. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Przypomniała sobie sen. Po raz pierwszy od dawna, do jej pamięci wrócił obraz snu. Otaczające ją płomienie i obrazy kolejno wyłaniających się zwierząt. Teraz wiedziała, że były to objawy nadciągającej przemiany, ale czy była gotowa, by zrobić to teraz? Sprawić, że jej ciało przybierze inny kształt?
Chłopiec szturchnął ją za ramię.
- Nie ma czasu.
Spojrzała na niego. Wydawał się nadzwyczajnie spokojny. Myślał rzeczowo i w pośpiechu. Nie czekając na jej odpowiedź, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Ruszyła biegiem dotrzymując mu kroku.
- Skaczemy. - krzyknął
Oboje mknęli prosto na drewnianą belkę. W tym samym momencie mocno odbili się od ziemi. Przeskakując nad już płonącą przeszkodą, opadli na schody po drugiej stronie. Siła upadku zwaliła ich z nóg. Potoczyli się po stopniach, zatrzymując się dopiero na samym dole.
Ciężko dysząc, Alison spojrzała w stronę gdzie kiedyś była kuchnia. Teraz widziała jedynie ścianę ognia. Czuła każdy płomień na skórze.
- Muszę iść po matkę. - wykaszlała.
- Wszystko płonie. Musimy się stąd wydostać, bo skończymy jak szaszłyki z grilla.
- Uciekaj stąd. - rzuciła, stając na równe nogi.
Wysoka temperatura sprawiła, że zakręciło jej się w głowie. Miała problemy z oddychaniem. Powietrze przepełnione było gęstym dymem, wdzierającym się do jej płuc z każdym wdechem. Zasłaniając usta ręką, rzuciła się do biegu. Ponownie poczuła mocne szarpnięcie. Już miała odepchnąć chłopaka, ale walący się sufit zmusił ja do odskoku w tył. Wpadła na niego, omal się nie przewracając. Pociągnął ją w stronę głównych drzwi.
- Puść mnie. Nie mogę jej zostawić. - kaszlała
Próbowała się wyrwać, ale mimo mniejszej postury, chłopak okazał się silniejszy.
- Nie ma przejścia do piwnicy. - krzyknął zdeterminowany – Wszystko stoi w płomieniach. Drake był na dole z twoją matką. Może oboje są już na zewnątrz.
Alison przestała się wyrywać, pozwalając sobie na uwierzenie w ten scenariusz. Znowu ją pociągnął, ale tym razem mniej gwałtownie. Dobiegli do głównych drzwi, starając się unikać ognia na tyle ile było to możliwe. Wrota były zamknięte, ale o dziwo stały nienaruszone przez płomienie. Chłopiec dosięgnął do klamki i mocno szarpnął. Alison usłyszała syk, dźwięk przypalanej skóry. On najwyraźniej to zignorował. Odsunął się na dwa kroki, by z impetem rzucić się na wrota. Ustąpiły dopiero za czwartym razem. Zaciskając dłoń na barku, wskazał głową by biegła pierwsza. Tym razem spełniła jego polecenie bez wahania.
Powiew świeżego powietrza, sprawił, że musiała odkaszlnąć. Poczuła kojący chłód i zimne krople wody na skórze. Na zewnątrz szalała ulewa. Niebo spowiły ciemne chmury i jasne blaski piorunów. Biegła przed siebie, mijając bramę i zatrzymując się dopiero po kilkunastu metrach. Bez sił wpadła na drzewo, oplatając je ramionami. Wciąż kaszląc zsunęła się na mokrą ziemię. Odwróciła się w stronę Głównego Domu. Cały budynek pochłonęły płomienie. Mimo ulewy nie gasły. Rozprzestrzeniały się tak szybko, jakby to deszcz je podsycał.
- Gdzie on jest? - głos jej się załamał.
Chłopiec stał nad nią, wpatrując się w płonącą budowle. Mijały minuty, a może sekundy i nic. Żadne z nich nie drgnęło, nie odezwało się. Z ponurą miną obserwowali jak rezydencja się wali. Wydawało się, że jeśli ktokolwiek był jeszcze w środku, nie zdoła się wydostać. Jednak po chwili rozległ się głośny huk. Głośniejszy niż trzaski drewna i odgłosy walących się ścian. Ciemna plama wyskoczyła przez jedno z okien, tuż przed tym jak główna ze ścian runęła w dół. Mimo sporej odległości, Alison słyszała dźwięk wybijanej szyby. Ziemia się zatrzęsła kiedy budynek całkowicie się zawalił.
Chłopak zaklął pod nosem. Czarny kształt okazał się wilkiem. Po wydostaniu się z płonącego budynku, pobiegł prosto do lasu, nie zwalniając nawet na chwilę.
- Kto...Co...? - Alison nie potrafiła sprecyzować pytania.
Zobaczyła jak chłopak upada na kolana obok niej, z przerażeniem wpatrując się w ciemność, w której zniknął wilk.
- Wydostał się. - powiedział – Drake uciekł.
Alison poczuła jednocześnie ulgę i strach. Drake wybiegł sam, co oznaczało tylko jedno. Jej matka nadal była w środku.
- O Boże. - zakryła usta dłonią, powstrzymując się od łez. - To niemożliwe.

* * *

Nie wiedziała ile czasu minęło kiedy chłopak się odezwał. Oboje po prostu siedzieli na mokrej ziemi, pochłonięci przez błoto. Chmury zaczęły się przerzedzać, ale deszcz nadal intensywnie zalewał teren.
- Muszę zadzwonić do Chrisa. - wstał i odszedł gdzieś dalej
Alison nawet nie zareagowała. To wszystko było bezcelowe. Przybyła tutaj by uratować matkę i zawiodła. Po raz kolejny okazała się jednym, wielkim rozczarowaniem. Nie chciała nawet myśleć, co jej matka czuła w ostatnich chwilach życia. Czy była przerażona? Jakie słowa by jej powiedziała gdyby Alison zdążyła na czas? Nie mogła uwierzyć, że straciła ją na zawsze. Nawet nie próbowała myśleć, że jest inaczej. Już nie łudziła się, że jej matka żyje. Chłopak mógł się pomylić. Kobieta w celi mogła nie być jej matką. Może i tak było, ale Alison miała przeczucie, że tak nie jest.
- Powinnam ci podziękować. - powiedziała zachrypniętym głosem, kiedy wrócił. - Gdyby nie ty mogłabym spłonąć razem z nią.
Usiadł obok uważnie się jej przyglądając.
- Nie ma za co. N ie chcę jakoś na siłę cię pocieszać, ale twoja matka może jeszcze żyć.
- Widziałeś, że Drake wybiegł sam. - stwierdziła z goryczą
- Tak, ale po prostu nie mogę w to uwierzyć. Jeśli przybył tutaj po nią... Chodzi mi o to, że kiedy Drake coś postanowi, rzadko popełnia błąd. Może uratował ją i wrócił po mnie.
Alison chciałaby uwierzyć w jego słowa, ale wszystko wewnątrz niej wygasło. Nie było już nadziei, ani szczęścia, tylko czysta obojętność. Czyżby była tak straszną osobą, że nawet nie odczuwała rozpaczy, ani żalu. Wszystko wydawało jej się jakimś chorym snem. Fakt, że jej matka nie żyje istniał w jej podświadomości, gdzieś daleko tylko ocierając się o jej odczucia.
- Jesteś Alison? - spytał. Kiedy spojrzała na niego badawczo, wyjaśnił – Chris o ciebie pytał. Ja jestem Rusty. Może to dziwne, ale skądś cię kojarzę.
- Widzisz podobieństwo? - spytała wpatrując się w ziemię.
Ubranie miała brudne i przemoknięte. Powinno być jej zimno, albo ciepło, ale ona nie odczuwała temperatury.
- Podobieństwo? - zdziwił się
Nie odpowiedziała.
- Dlaczego nikt z waszego stada nie przyjeżdża? Spłonęła wasza siedziba. Powinni tutaj być.
Podniosła wzrok. Płomienie już prawie wygasły. Tylko nieliczne ogniki, pokrywały resztki ogrodu. Nie zachowała się ani jedna ściana. Wszystko runęło, pozostawiając po sobie jedynie zgliszcza. W powietrzu czuło się zapach dymu i spalonego drewna. Jedynym elementem, który nadal był nienaruszony okazała się główna brama. Dumnie stała na swoim miejscu. Nawet mur, który otaczał posiadłość, został zniszczony. Jak kamienie mogły zostać pochłonięte przez ogień?
- To wygląda tak jakby sami wzniecili pożar. Dom był całkowicie pusty. - myślał na głos
- Po co mieliby to robić? - dołączyła się do przemyśleń
- Może chcieli by wszyscy pomyśleli, że wasze stado zostało rozbite, że osłabło. Nie widzę w tym sensu, ale wasz przywódca nie jest za mądry.
- Znasz Bruna?
- Nie osobiście. Bywałem w Głównym Domu prawie co noc. Wilkołaki plotkują.
Alison wolała nie wnikać, po co przychodził. Musiała przyznać, że Rusty był przystojny. Nawet w zniszczonym, osmolonym ubraniu i skołtunionych włosach wyglądał genialnie. Chociaż Alison nie patrzyła na niego w ten sposób, to nie zaprzeczała, że mógł mieć wiele wielbicielek.
- Powinniśmy iść. - powiedziała – Nie możemy tutaj siedzieć.
- Chris zaraz tutaj będzie. Dzwoniłem. - uniósł telefon jakby chciał poprzeć swoje słowa czynami
Alison skrzywiła się widząc różową obudowę dość nowoczesnej komórki. Zaśmiał się widząc jej minę.
- Spłonąłby. Uratowałem go.
- Często okradasz domy?
- Preferuję sklepy. - wzruszył ramionami nieprzejęty.
Wstał, otrzepał spodnie – co wcale nie poprawiło ich wyglądu – i ruszył w stronę rezydencji. Alison postanowiła zostać. Nie chciała zbliżać się do budynku. Tym bardziej była zaskoczona, kiedy Rusty wszedł przez bramę. Wyciągnął coś z kieszeni i zbliżył się do miejsca, gdzie nadal tlił się ogień. Nie wierzyła własnym oczom kiedy wyciągnął w ich stronę dłoń. Zorientowała się, że trzymał papierosa, kiedy włożył go do ust. Kto normalny po traumatycznym biegu przez palący się dom, potem podpala papierosa na jego rumowisku? Chyba, że to co się wydarzyło nie było dla niego czymś nadzwyczajnym. W sumie nie widziała strachu w jego oczach kiedy byli w środku. Wydawał się opanowany i nieprzejęty.
Biały blask reflektorów samochodu odwrócił jej uwagę. Rozpoznała starego Chevroleta. Natychmiast wstała i pobiegła w jego kierunku. Auto zatrzymało się tuż przed ruinami domu. Otworzyły się drzwi i ze środka wysiadły dwie osoby.
- Alison. - zawołał Kevin, machając do niej ręką.
Zwolniła i ostatnie metry pokonała idąc bez pośpiechu. Co właściwie miała mu powiedzieć? Widząc jej reakcję, opuścił dłoń i trzasnął drzwiami samochodu. Chris stanął po jego prawej stronie, ale wpatrywał się w pozostałości po pożarze.
- Co się stało? - spytał
- Pożar. - wyjaśnił Rusty, kiedy Alison stanęła przed nimi. - Nic nie zostało.
Chris zmierzył wzrokiem chłopaka, zatrzymując się na papierosie, ale nic nie powiedział.
- Co w ogóle tutaj robisz? - lekko spanikowany Kevin, skierował się do Alison
Odwróciła wzrok, nie dając nic po sobie poznać. Nie miała odwagi by powiedzieć to głośno.
- Gdzie jest Drake? - odezwał się Chris – I co ty tutaj robisz, Rusty? Przeniosłeś się do Południowego Stada?
- Nie. - splunął na ziemię jednocześnie gasząc papierosa butem. Spojrzał na Alison jakby chciał zapytać czy ona coś powie.
Zebrała się w sobie, zaczesując włosy za ucho.
- Drake chciał odwieść mnie do domu. Kiedy tam dojechaliśmy...- odchrząknęła dwa razy – Wszędzie była policja. Porwali mamę. Byłam pewna, że to sprawka naszego stada. Widziałam ślady pazurów na ścianach. Mieliśmy udać się tutaj razem, ale się pokłóciliśmy, więc poszłam sama. Wdrapałam się po ścianie i weszłam przez jedno z okien. Juan mnie nakrył. Powiedział, że Bruno ją zabił. Zaatakowałam go, ale ogłuszył mnie. Kiedy się obudziłam spotkałam Rusty'iego. Dom zaczął się palić, więc wybiegliśmy na zewnątrz. - przerwała bo nie mogła znieść własnego, zrozpaczonego głosu.
- Drake chyba chciał uratować matkę Alison. - Rusty postanowił dopowiedzieć – Widziałem ją zakutą w kajdany w piwnicy. Zostawiłem go samego. Kiedy wybuchł pożar, dom był pusty. Nie wiedzieliśmy, co się z nim stało...
Z każdym jego słowem twarz Chrisa stawała się coraz bledsza. Alison widziała jak jego pięści się zaciskają.
- Co się wydarzyło, Rusty? - mimo widocznego napięcia jego głos był spokojny
- On zdążył wyskoczyć przez okno tuż przed tym jak budynek się zawalił, ale....- zawahał się. Wpatrywał się w Chrisa, lekko zdenerwowany. Sięgnął dłonią do włosów i szarpnął za nie niezbyt delikatnie. - Był wilkiem.
Twarz Chrisa pobledła o kolejny odcień, chociaż wydawało się to niemożliwe. Zatoczył się do tyłu, jakby ktoś go spoliczkował. Ręce mu drżały, kiedy oparł się o maskę samochodu. Schylił głowę, starając się złapać oddech.
- O co chodzi? - odezwał się Kevin – Drake jest wilkołakiem. Co w tym takiego nadzwyczajnego?
Alison zignorowała pytanie Kevina. Sama nie rozumiała reakcji Chrisa, ale widziała to już u niego wcześniej. Atak paniki, który w każdej chwili mógł skończyć się przemianą. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego plecach. Czy nie tak właśnie powinny zachowywać się siostry?
-Chris. Musisz się uspokoić. - zaśmiała się cierpko, bo ona powinna być w takim samym stanie. Być może jej matka zginęła w pożarze, a ona nie czuła zupełnie nic.
- Nie. - wyprostował się, nadal lekko chwiejąc – Muszę go znaleźć.
Lekko odepchnął ją od siebie i odwrócił w stronę lasu. Mocno nabrał powietrza i ruszył biegiem, znikając między drzewami. Wszyscy wpatrywali się w ciemne miejsce, w którym widać go było po raz ostatni. Kevin pierwszy odwrócił wzrok.
- Alison? Czy twoja matka....?
Spojrzała na niego, ale obraz jej się zamazał. Zamknęła oczy, nie pozwalając by łzy spłynęły jej po policzkach.
- On był sam. Ona została w środku.
Zrobił krok w jej stronę, ale powstrzymała go gestem ręki. Nie chciała by ktoś ja przytulał. Wtedy na pewno by pękła. Informacja o stracie całkowicie by ją pochłonęła.
- Nie wiemy tego. - stwierdził stanowczo Rusty – Musimy zaczekać na Drake'a.
Spojrzał na Kevina i na moment zatrzymał na nim wzrok. Alison widziała jak Kevin minimalnie porusza głową, jakby chciał go przed czymś powstrzymać. Alison spojrzała na nich dwóch. Patrzyli na siebie, wymieniając jakieś nieme informacje.
- Czy wy się znacie? - spytała w końcu
Kevin odchrząknął i zmienił temat.
- O co chodzi z Drake'iem? Czemu Chris tak zareagował?
- Nie wiem. - odpowiedział od razu Rusty – Kiedy jeszcze byłem razem z nimi w stadzie, oboje zawsze przykładali dużą wagę do samokontroli. Każdy wilkołak powinien mieć ją opanowaną, ale Drake sięgał wyżej. Uczył się powstrzymywania przemiany w czasie pełni.
- Przecież to niemożliwe. - zauważył Kevin
- Jemu to powiedz. Od mojego odejścia minęły cztery lata.
- Twierdzisz, że nie zmieniał się przez czterdzieści osiem pełni?
- Potrafił nad tym zapanować, kiedy byłem jeszcze w stadzie, więc dłużej.
Kevin wyglądał na oszołomionego, ale również zachwyconego.
- Ale dlaczego to robił? - zainteresowała się Alison
- Nigdy nikomu nie mówił. Tylko Chris zna powód.
Alison przypomniała sobie jego rany na nadgarstkach, które nie chciały się zagoić. Ślady po oparzeniach na dłoni.
To tak jakby chciał przestać być wilkołakiem. - Nie była pewna czy powiedziała to głośno.
- Skoro nie zmieniał się tak długo może nie zdołać powrócić do swojego ludzkiego kształtu. - przeraził się Kevin
- Musimy go poszukać. - wymamrotała
Oboje na nią spojrzeli. Kevin z lekkim wahaniem natomiast Rusty jak zwykle pozostał obojętny.
- Powinniśmy się rozdzielić. - zaproponował
- Pójdę z tobą, Alison.
- Nie, Kevin. - powstrzymała go – Poradzę sobie sama. Idź z Rusty'im. Zdaje się, że macie coś do omówienia. Nie będę wam przeszkadzać. - odpowiedziała z goryczą.
Odwróciła się i pobiegła w przeciwnym kierunku co Chris, zostawiając ich samych. Słyszała jeszcze głośne westchnienie, a potem zapadła cisza. Las całkowicie ją pochłonął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz