piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 29

- Myślisz, że przyjdzie? - spytała Alison już chyba po raz trzeci.  
Chodziła w tą i z powrotem po salonie. Kevin był w okropnym nastroju. Chris zgodził się spotkać z Alison, ale tylko i wyłącznie we dwójkę. To uniemożliwiało mu czuwanie nad nią. Mimo, że nie obawiał się by coś miałoby się stać, to i tak wolałby pójść razem z nią. Rozumiał, że niedawno się poznali i chcą mieć trochę prywatności, ale w tym całym zamieszaniu chciałby być dla niej wsparciem.
- Skoro tak powiedział. - odparł znudzony
Kończył zmywać naczynia po śniadaniu. Specjalnie głośno tłukł talerzami, nadal zdenerwowany po zajściu z poprzedniego wieczoru. Rusty przez cały czas spał jak dziecko w sypialni. Było już późne popołudnie, ale nie zapowiadało się by szybko wstał z łóżka. Przynajmniej prześpi kaca. - pomyślał.
- Co jeśli nie będzie chciał nam pomóc? - zaczynała panikować
- Jest twoim bratem. - powiedział oczywistym tonem
Wytarł ręce w jedną ze szmatek i wrócił do salonu. Zignorował fakt, że już prawie wydeptała ścieżkę w jego dywanie i usiadł na kanapie.
- Przestań. - poprosił – Przez ciebie i ja się denerwuję, a właściwie nie ma czym.
Potulnie opadła na fotel. Musiała coś zrobić z dłońmi, więc złapała za wisiorek na szyi. Kevin zauważył, że stało się to jej nawykiem. Wątpił by zdawała sobie sprawę z tego jak często to robi.
- Chciałabym, żeby wszystko było dobrze. - powiedziała ze spuszczoną głową, jakby mówiła do siebie. Kevin nie bardzo rozumiał co ma na myśli, więc milczał. - W końcu jesteśmy rodziną. Musimy trzymać się razem. Prawda?
- Nie dla wszystkich wystarczą same więzi. Jesteście dla siebie obcy. Nie możesz oczekiwać zbyt wiele. Może być ciężko mu się przystosować.
- Wiem. - westchnęła – Tylko, że dla mnie...
Przerwała, kiedy rozległo się pukanie. Poderwała się z fotela i pobiegła do wejściowych drzwi. Kevin z nieco mniejszym zafascynowaniem podążył za nią.
- Jesteś. - powiedziała zduszonym tonem, ukrywając swoją radość.
Cała Alison. - pomyślał. Nie pokazuj jak bardzo ci zależy.
- Gdzie ją zabierasz? - spytał Kevin wychylając się zza jej pleców
Chris stał na korytarzu z niemym wyrazem twarzy. Na krótko spojrzał na Kevina po czym skierował się do Alison.
- Poczekasz na dole?
Obdarzyła go badawczym spojrzeniem, a następnie zerknęła na Kevina. Mimo woli wzruszyła ramionami i przemknęła obok brata, schodząc schodami na dół. Dopiero kiedy rozległ się trzask zamykanych drzwi na klatce schodowej Chris się odezwał.
- Jeśli chcesz odegrać rolę opiekuńczego przyjaciela, grożąc mi jeśli coś jej się stanie teraz masz na to chwilę. - ton jego głosu nie był kpiący. Zwyczajnie stwierdził, że tak się stanie i nie było to dla niego czymś śmiesznym.
- Mógłbym to zrobić, ale wiem, że nic jej się nie stanie. Nie oznacza to, że jej nie zranisz. Straciła matkę. Jej świat się wali. Jesteś jedyną osobą, w której pokłada nadzieje.
- To nie moja wina, że dorastaliśmy osobno. - odparł ponuro
- Nie, ale twoja odpowiedzialność.
* * *

Jechali już ponad dwadzieścia minut, a Chris nadal nie powiedział gdzie zmierzają. Kiedy za oknem zniknęły miejskie budynki zastąpione przez lasy i boczne drogi, Alison zaczęła się niepokoić. Jedyne co wiedziała to to, że poruszają się na północ, ale to nie pomogło w określeniu dokładnego położenia. Kiedy mijali cmentarz wiedziała mniej więcej gdzie jest, ale kiedy ponownie skręcili całkowicie się zagubiła.
Odpuściła sobie domysły i spytała wprost.
- Mówiłeś, że chcesz mi coś pokazać. Co tak specjalnego jest w środku lasu?
Samochód podskoczył i Alison zorientowała się, że zniknął znajomy, jasny asfalt. Jechali po ubitym piasku, zostawiając za sobą resztki cywilizacji.
- Boisz się? - spytał
- Nie. - o dziwo stwierdziła, że to prawda. Nie czuła lęku. Chris mógłby wywieźć ją na kompletne pustkowie i zamordować, ale jej w ogóle nie przeszło to przez myśl. W pewien dziwny sposób była pewna, że jest bezpieczna.
W końcu droga się skończyła, a Chris zgasił silnik. Odgarnął jasne włosy z twarzy i po długim westchnięciu, powiedział.
- Może to nie będzie dla ciebie odpowiednia chwila, zważywszy, że twoja matka niedawno zginęła, ale czuję się zobowiązany by ci to pokazać.
Wspomnienie matki nadal bolało. Fakt, że już nigdy nie będzie mogła jej zobaczyć, ani przytulić dobijał Alison. Starała się wszystko od siebie odpychać, każdą smutną myśl odesłać najdalej jak tylko się da, ale mimo to wspomnienia wracały. Być może będą wracać już zawsze.
Bez dalszych wyjaśnień, Chris wysiadł z auta. Widząc, że ruszył w kierunku lasu nie czekając na nią, szybko wyskoczyła na zewnątrz i ruszyła za nim. Była lekko zdezorientowana, ale jednocześnie strasznie ciekawa. Kiedy drzewa zniknęły, przed nimi ukazała się rzeczka. Wąski strumyk o spokojnym nurcie. Chris wszedł w zarośla tuż przy brzegu. Odgarniał gałęzie jakby czegoś szukał. Alison podeszła bliżej i zobaczyła coś metalowego tuż pod nimi.
- Sporo czasu minęło od kiedy byłem tu ostatnio. - powiedział ze smutkiem, odsłoniwszy niedużą łódkę.
Zniszczona przez czas, kołysała się lekko, przycumowana do drzewa. Jej zgniłozielony kolor, prawie całkowicie zlewał się z taflą rzeki. Chris bez wahania wskoczył do środka, odpalając silnik.
- Idziesz? - spytał wyciągając do niej dłoń.
- Nadal nie rozumiem...
- Zaufaj mi.
Spojrzał na nią srebrnymi oczami. Coś w wyrazie jego twarzy mówiło jej, że powinna to zrobić. Wyciągnęła do niego rękę, a on ją chwycił i pomógł wejść do środka. Starając się nie stracić równowagi, usiadła na prowizorycznej ławeczce. Chris zajął miejsce przy sterze. Łódka, a raczej zminimalizowana motorówka, powoli ruszyła w głąb rzeki.
Siedząc naprzeciwko niego, po raz kolejny miała okazje mu się przyjrzeć. Jedno zaczęło ją intrygować.
- Zawsze miałeś takie włosy? Są prawie białe. - zauważyła.
- To pozostałość po przemianie. - zaśmiał się – Nie udało mi się przywrócić ich prawdziwej barwy. Zawsze miałem jasne włosy, ale teraz tak jak mówisz, są niemal białe.
- To znaczy, że możemy nie wrócić do swojej postaci całkowicie? - przestraszyła się
- Pamiętasz jak mówiłem, że próbowałem przybrać postać nietoperza. Cóż... Wybrałem rzadki gatunek o białej sierści. Przemiana była zbyt wyczerpująca. Nie dałem rady całkowicie się odmienić. Zemdlałem z bólu. Kiedy się ocknąłem miały taki odcień.
- Więc dlaczego w ogóle podjąłeś się tak ciężkiej próby? Nie było to oczywiste, że tak małe zwierze będzie sprawiało problemy?
- Zawsze lubiłem wyzwania. - odpowiedział z uśmiechem. Szybko jednak spoważniał kiedy Alison nie odwzajemniła się tym samym.
Przeciągnął ster na jedną stronę, kierując łódkę na wschód. Wpłynęli do szerszej rzeki, która płynęła z większą prędkością.
- Nauczę cię wszystkiego co wiem, na ten temat. - zapewnił z powagą – Będzie to długi proces, ale przebrniesz przez to. Pomogę ci.
Uniosła głowę. Gdzieś wewnątrz zapaliła się iskra nadziei i szczęścia.
- Myślałam, że chcesz mnie odsunąć od siebie.
- Nie to było moim zamiarem. Potrzebowałem przestrzeni by wszystko przemyśleć.
- Rozumiem. Nie powinnam była naciskać. Zahaczyłam o drażliwy temat.
Spojrzał na nią pytająco.
- Mam na myśli Drake'a. - dopowiedziała – Wiem, że coś jest z nim nie tak, ale nie będę się wtrącać. To wasza sprawa.
Odwróciła głowę wpatrując się w horyzont. Otaczający ich krajobraz był całkowicie pozbawiony drzew. Gdzieś w oddali widziała jedynie korony lasu, ale brzeg rzeki obrastały gęste krzewy o twardym listowiu i ostrych kolcach. Nie można było nazwać tego wszystkiego pięknym, a raczej specyficznym, tajemniczym i lekko przerażającym. Mętna, ciemna woda tylko dodawała mrocznego akcentu. Kiedy Alison wychyliła się by dokładniej przyjrzeć się tafli, ujrzała jedynie swoje zniekształcone odbicie. Szare oczy spoglądały na nią z szczupłej twarzy otoczonej rozczochraną masą ciemnych włosów.
- Nie jesteś do niego podobna. - stwierdził – Z wyjątkiem oczu.
Odwróciła się w jego stronę.
- Kiedy patrzę na ciebie widzę naszą matkę. Masz taką samą twarz. Wystające kości policzkowe, długie rzęsy, delikatne usta. Szkoda, że nie zdążyłeś jej poznać. Byłaby taka szczęśliwa.
Przesunął się na ławce i sięgnął ręką po jej dłoń. Delikatnie ją trzymając, powiedział.
- Przykro mi z powodu tego co się stało. Chciałbym, żebyśmy dorastali razem w jednej rodzinie, ale nie zmienię przeszłości. Wbrew temu co pomyślą inni, zamierzam to naprawić. Nie chcę żebyśmy nadal żyli osobno jak obcy dla siebie ludzie. Jesteś moją siostrą i chcę byś była bezpieczna.
Jej usta wygięły się w uśmiechu. Nawet nie zdawała sobie sprawy jaką ulgę mogły przynieść jego słowa. Poczuła jakby pękła lina ściskająca jej serce.
- Chcę byś dołączyła do naszego stada. - oznajmił zabierając rękę.
Alison zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem Kevin nie powiedział czegoś niemiłego Chrisowi kiedy rozmawiali przed jego mieszkaniem. Ale czy ktoś taki jak Chris dałby się zastraszyć? Wolała myśleć, że to jego własny pomysł.
- Nasze stado się rozpada, a ja nie mogę zostawić Kevina. - powiedziała niepewnie, bojąc się jego reakcji
- Nie jestem pewien czy uda mi się przekonać Alfę. Miał już kilka próśb o przeniesienie wilkołaków z twojego stada. Na razie nie odpowiedział na żadne z nich. Podejrzewa, że to podstęp.
- Wcale nie. - zaprzeczyła – Każdy próbuje uciec. Bruno wymordował większości rodzin. Ci co ocaleli szukają pomocy gdzie indziej.
- To nie jest takie proste, Alison. Zrobię wszystko co się da, ale czasy nie są łatwe. Wszędzie doszukuje się zdrajców, nawet u nas. Ludzie popadają w paranoje. Jakby ktoś zakorzenił u nich ten strach. Nie docierają do nich żadne argumenty.
- Skąd wziął się ten brak zaufania? - spytała sama siebie.
Wszystko wydawało się jej podejrzane. Co dziwniejsze zaczęło się tak nagle. Stado zaczęło się walić po śmierci Erici. Być może ten kto stoi za zamordowaniem jej, odpowiada również za inne rzeczy.
- Mogę o coś spytać? Nie musisz odpowiadać. - uprzedziła. Pokiwał głową na znak, że się zgadza. – Co właściwie Drake robił na naszym terenie w noc kiedy zginęło dwóch naszych przywódców.
Chris westchnął ciężko, szykując się do odpowiedzi.
- Już od dawna obserwowaliśmy sytuację w waszym stadzie. Razem z Drake'iem uważaliśmy, że to ktoś z waszych rozpowiada plotki i nastawia wilkołaki przeciwko sobie. Mówiłem mu żeby nie przeciągał struny i nie zbliżał się za bardzo, ale on zawsze robi wszystko po swojemu.
Alison usłyszała nutę smutku w jego głosie.
- Nie wrócił jeszcze do domu?
- Wcale tego nie oczekuję. Przywykłem do jego głupiego i bezpodstawnego narażania się, do znikania na tygodnie bez słowa wyjaśnienia. Po prostu za każdym razem skazuje mnie na dni niepewności. Boję się, że już nie wróci. Jeśli bym go stracił... - urwał i odwrócił wzrok, ale Alison zdążyła zauważyć jego zaszklone oczy.
Alison nigdy nie była dobra w pocieszaniu, nie potrafiła wczuć się w czyjąś sytuację, ale kiedy patrzyła na brata, zdawała sobie sprawę jak cierpi. Być może po części rozumiała jego ból. Stracili rodziców i wychowywani byli tylko przez jedno z nich. Oboje mieli osoby, bez których nie potrafiliby przetrwać. Gdyby straciła Kevina, jej świat całkowicie by się zawalił. Musiała zrobić wszystko co w jej mocy by stworzyć więź między sobą, a bratem. Muszą wiedzieć, że mają siebie nawzajem.
Chris odchrząknął gardłowo, zanim przemówił.
- Jesteśmy na miejscu.
Alison obejrzała się za siebie i ujrzała niewielką wysepkę na środku rzeki. Kawałek lądu gęsto obrośnięty drzewami. Łódź dobiła do brzegu, zatrzymując się na gliniastej ziemi. Chris zwinnym ruchem wyskoczył za burtę i przywiązał jeden koniec liny do drzewa.
- Co tutaj robimy? - spytała starając się dostrzec cokolwiek między pniami.
Nie odpowiedział tylko wskazał głową by ruszyła za nim. Wyskoczyła na ląd, lekko zapadając się w błotnistej ziemi. Nie zwracając uwagi na wilgoć przedostającą się do wnętrza jej butów, bez marudzenia poszła za nim.
Wyspa okazała się większa niż wyglądała wcześniej. Kiedy była już prawie pewna, że zaraz wyjdą na przeciwległy brzeg, Chris nagle skręcił. Kilka kroków dalej zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, wyczekując. Stanęła obok wpatrując się w czarną grotę, której wejście zapadało się głęboko w ziemię. Tuż nad nim wyryty był ledwo widzialny napis.
- Bona mors est homini, vitae quae exstinguit mala – szepnął - Dobra dla człowieka jest śmierć, która gasi nieszczęścia życia.
Zerknęła na niego niepewnie. Serce mocniej jej zabiło, kiedy ujrzała jego pełną smutku twarz, twardym wzrokiem wpatrującą się w jaskinię.
 - Tutaj został pochowany nasz ojciec. - powiedział wchodząc do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz