Była jak w transie. Jej
ciało w równym tempie kołysało się na boki. Miała wrażenie, że
unosi się na wodzie. Tylko dlaczego jej nie czułą. Może frunęła?
Poczuła coś twardego pod głową. Rozchyliła powieki, kilka razy
mrugając. Obraz nadal był niewyraźny, ale już tak nie wirował.
Ktoś ją niósł. Czułą silne ramiona oplatające jej plecy.
Spojrzała w górę, lekko się podciągając na jego koszulce.
- Wróciłeś. -
szepnęła
W gardle miała na tyle
sucho, że każde przełykanie śliny było dla niej bolesne. Miała
ochotę zasnąć. Poczuła jak zmęczenie zabiera ją w odległą
krainę snów. Jej głowa bez sił opadła na jego klatkę piersiową.
Jedyne co słyszała to równe bicie jego serca. Czułą w powietrzu
zapach krwi, ale nie wiedziała czyjej. Wszystko to skumulowało się,
powoli ja usypiając.
- Nigdy nie odszedłem.
Nie wiedziała czy taka
była jego odpowiedź, czy może to głos w jej głowie. Chciała
zasnąć. Nie miała siły utrzymać oczu otwartych. Powieki coraz
bardziej jej ciążyły.
- On musi mi powiedzieć
gdzie jest Kelly.
Zdążyła powiedzieć,
zanim zasnęła.
* * *
Stał przed długim
stołem wyłożonym różnego rodzaju jedzeniem. Po całym tygodniu
spędzonym w hotelu miał już dosyć tych dań. Podobno codziennie
mieli serwować coś innego. Najwyraźniej działało to tylko przez
trzy dni. Potem cykl się powtarzał. Nie mniej jednak to nie dla
siebie nakładał śniadanie na talerz. Alison spała na górze już
prawie dobę. Wiedział, że toksyny, które krążą w jej ciele
pozbawią ją sił, ale nie miał pojęcia jaką dawkę przekazał
jej wampir. Sądząc po długości snu – dużą. Wysłał z jej
telefonu wiadomość do Kevina, żeby się nie martwił nieobecnością
Alison, ale tak jak się spodziewał komórka od razu rozbrzmiała.
Drake oczywiście nie odebrał. Nie miał czasu, ani ochoty
wszystkiego mu wyjaśniać. Poza tym na pewno chciałby od razu po
nią przyjechać. Zdenerwowany nachalnością Kevina wyłączył
telefon.
Był przy stoisku z
naleśnikami, kiedy powietrze przeciął znajomy zapach. Omal nie
upuścił talerza, kiedy woń doszła do jego nozdrzy. Jakby
przypalany miód połączony z ostrością goździków. Pamiętał ją
aż za dobrze. Powoli odwrócił się w stronę pomieszczenia,
niepozornie go przeszukując. Uważnie rozejrzał się po sali.
Stoliki były zapełnione jedzącymi gośćmi, ale wśród tych
wszystkich twarzy nie odnalazł tej, której szukał. Niepokój otarł
się o jego skórę. Zapach przynosił nieprzyjemne wspomnienia. Nie
wiedział co było w tym mocniejsze - strach czy chęć zabicia.
Biorąc talerz ze sobą ruszył w stronę korytarza. Główny hol
pozostał czysty. Jedynie recepcjonista wystukiwał coś na
klawiaturze i ze zmęczeniem wpatrywał się w monitor. Nie widział
jej, ale wiedział, ze gdzieś tu jest. Obecność w takim miejscu
oznaczała tylko jedno – przyszłą po kogo, a jej zamiary nie były
przyjemne. Podszedł do windy. Spojrzał w górę. Licznik wskazywał
ostatnie piętro. Natychmiast upuścił naczynie z jedzeniem i
biegiem pognał w stronę schodów jednocześnie wykręcając numer.
* * *
Nie sądziła, że
jeszcze kiedyś zobaczy tą twarz. Tak dobrze jej znane niebieskie
oczy, ciemne włosy i twarde rysy. Nie miała pojęcia jak to
możliwe, że stała tak blisko niej. Widziała jej postać zaledwie
kilka kroków dalej.
- Mamo. - szepnęła,
ale nie doczekała się reakcji – Mamo! - ciche słowa przeobraziły
się w głośne nawoływania.
Jednak Samanta zdawała
się jej nie słyszeć. Patrzyła w jej stronę i nawet się
uśmiechała, ale nie mówiła zupełnie nic. Alison nerwowo się
rozejrzała. Nie potrafiła określić gdzie się znajduje. Otaczało
ją jasne światło, jakby z każdej strony palił się wielki
reflektor. Czyżby umarła? Czy tak wygląda niebo? To by wyjaśniło
dlaczego widzi matkę. Zaczęła biec w jej stronę, ale nie ważne
jaką odległość pokonała nie zbliżyła się nawet na centymetr.
- Mamo proszę. -
odparła przez łzy.
Była zmęczona. Zmęczona
udawaniem, że nie jest jej przykro. Stwarzanie z siebie silnej osoby
miażdżyło ją od środka. Była bliska rozpaczy i bała się, że
jeśli pozwoli sobie na smutek już nigdy nie będzie szczęśliwa.
Tak bardzo pragnęła czuć się potrzebna, taka jak zawsze była dla
matki. Opadła na kolana i kompletnie sfrustrowana schowała twarz w
dłoniach. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Z nadzieją
podniosła głowę, ale to nie był dotyk jej matki. Napotkała
spojrzenie ciemnych niemal czarnych oczu.
- Juan! - odsunęła się
gwałtownie
Jego usta wygięły się
w złośliwym uśmiechu. Doskoczył do niej łapiąc ją za ramiona.
Nie zdążyła zareagować, kiedy wbił zęby w jej gardło. Z jej
ust wydobył się głośny krzyk.
Nagle otworzyła oczy.
Momentalnie uniosła się do pozycji siedzącej. Odruchowo dotknęła
dłonią szyi. Skóra była gładka i nieskazitelna, pozbawiona
śladów po ugryzieniu. Dopiero kiedy upewniła się, że tak jest
rozejrzała się dookoła. Siedziała na łóżku w miejscu, którego
nie znała. Pokój, który zdecydowanie był sypialnią mieścił w
sobie kilka niskich białych szafek, szklane biurko i podwójne
łóżko.
Nogi miała obolałe i z
trudem przerzuciła je przez materac. Cokolwiek się wydarzyło,
cokolwiek pozbawiło ją wtedy sił, działało nadal. Na szczęście
zawroty głowy i uczucie otępienia ustało. Podtrzymując się
ściany na drżących nogach, wstała. Wzięła kilka głębokich,
uspokajających oddechów, po czym zabrała rękę stając o własnych
siłach. Powoli podeszła do okna. Na zewnątrz było ciemno, więc
nie spała długo. Musiała zadzwonić do Kevina. Sięgnęła do
kieszeni spodni, ale ta okazała się pusta. Szybko rozejrzała się
po pokoju, zajrzała pod łóżko i do szafek. Mieściło się w nich
kilka ciemnych koszulek i dwie pary spodni, ale poza tym nic więcej.
Nie możliwe, żeby znowu zgubił telefon. Chyba, że...
Rozległ się trzask, po
którym do pokoju wpadł zdyszany Drake. Oparł się o drzwi, szybko
oddychając. Przez moment patrzyła jak próbuje złapać oddech, co
nie przychodziło mu łatwo. Momentalnie zastygł w bezruchu.
- Cholera. Na ziemię!
W jednym skoku dobiegł
do niej powalając na podłogę i zakrywając własnym ciałem. Nie
zdążyła się odezwać, kiedy rozległ się głośny huk, a za nim
świst, jakby coś szybko przeleciało przez pokój. Na moment na nią
spojrzał, po czym lekko się uniósł wychylając głowę ponad
łóżko. Jego wzrok szybko krążył po pokoju jakby czegoś szukał.
- Zabrałeś mi telefon.
- szepnęła z wyrzutem.
Jego usta drgnęły.
- Ktoś właśnie napadł
na ten pokój, a ty martwisz się o telefon?
Dziwnie się czuła tak
pod nim leżąc, ale nie miała nawet szans by się podnieść. Ledwo
dawała radę stać o własnych siłach, a co dopiero zepchnąć z
siebie taki ciężar.
- Nic nie poradzę na
to, że ktoś próbuje cię zabić. Nawet się temu nie dziwię.
- Nie mnie. Przyszła tu
po ciebie. - szepnął
- Co?
Jej pytanie było
zagłuszone przez kolejny wybuch. W pokoju zapanował straszny hałas
jakby znajdowali się wewnątrz tornada. Dopiero po chwili
zorientowała się, że w środku naprawdę szaleje wichura.
Odwróciła głowę w stronę, w której jeszcze niedawno znajdowało
się okno. Teraz pozostała jedynie wielka dziura.
- Ufasz mi? - spytał z
powagą patrząc w stronę nieba
- Nie kiedy masz takie
szaleństwo w oczach.
Próbowała się odsunąć,
ale podłoga stanowiła sporą blokadę. Drake krótko się zaśmiał.
- Złap mnie mocno za
szyję.
Nie wiedząc co zamierza,
wolała robić to co każe. Oplotła ręce dookoła jego szyi mocno
się trzymając. Chwycił ją w talii, po czym przewrócił się na
plecy. Problem polegał na tym, że dalej nie było już podłogi i
teraz oboje lecieli w dół z niezwykłą prędkością. Żołądek
podszedł jej do gardła, a wiatr sprawił, że oczy zaczęły jej
łzawić. Rozbijemy się – pomyślała kiedy ziemia była coraz
bliższa, a on nie robił zupełnie nic. Gdzie była schowana lina,
którą przypiął się do jednego z okien? Ukryła głowę między
własną ręką a jego karkiem. Usłyszała głośny pisk, a może to
powietrze w jej uszach. Coś mocno szarpnęło ich do góry. Bała
się spojrzeć, co się stało, ale nie mogła się powstrzymać. Nie
wierzyła własnym oczom, kiedy zobaczyła ogromnego jastrzębia z
szponami wczepionymi w ramiona Drake'a. To było niemożliwe. Lecieli
nad miastem zupełnie bezpieczni, przecinając powietrze. Słyszała
trzepot jego skrzydeł. Był ogromny i piękny. Jego brązowoczarne
pióra lśniły w blasku księżyca. Wykręcił w jej stronę głowę,
tak że mogła zobaczyć jego srebrne oczy. W tym momencie wiedziała
komu zawdzięcza ratunek. Ale jak on tego dokonał? Ptak wykonał
kilka obrotów po czym zaczął się zniżać. W dole widziała dach
znajomego budynku, który wielkością przypomniał hotel. Kiedy byli
wystarczająco nisko, upuścił ich tak by opadli bez uszczerbku.
Alison nadal była opleciona wokół Drake, więc to on musiał wziąć
na siebie siłę upadku. Z gracją stanął na ugiętych nogach.
Puściła go jak tylko była pewna, że ma pod sobą twardy grunt.
Nadal nie miała zbyt dużo siły i zachwiała się gdy nie miała
oparcia. Zauważył to i złapał ją za ramiona.
- W porządku. -
odchrząknęła
Zdawał się jej nie
wierzyć, ale zabrał ręce. Jastrząb wydał głośny pisk po czym
sam zaczął lądować. Alison nie mogła odwrócić od niego wzroku.
Zmiana nastąpiła tak szybko i wyglądała na tak łatwą. W jednej
chwili był ptakiem szybującym w stronę ziemi po czym po zetknięciu
z dachem w ich stronę pewnym krokiem zmierzał mężczyzna. Alison
usłyszała jak Drake nabiera powietrza. Najwyraźniej był równie
zszokowany jak i ona. Chris nie podzielał tego entuzjazmu. Jego
twarz była napięta, a wzrok ostry jak brzytwa. Alison zorientowała
się, że to nie na nią jest wściekły. Bez słowa podszedł do
Drake'a uderzając go pięścią w twarz. Siła ciosu sprawiła, że
zachwiał się do tyłu, a jego głowa powędrowała w bok.
- Przyznaję. -
powiedział rozmasowując szczękę – Zasłużyłem na to.
- Zasłużyłeś na to
by roztrzaskać się o ziemię. Masz szczęście, że Alison była z
tobą. - jego głos był opanowany, przez co jeszcze bardziej groźny
- Ona nie przyszła po
mnie. - powiedział
Alison nie rozumiała o
czym mówi, ale Chris nagle osłupiał.
- To nie możliwe. -
ściszył głos
- To bardziej niż
możliwe. - rzucił Drake – Kiedy wy pracowaliście nad łączącą
was więzią, co widzę się opłaciło – wskazał na Chrisa – Ja
poskładałem prawie wszystkie elementy układanki do siebie. Tak,
nie dałem znaku życia, ale przez ten tydzień zrobiłem więcej niż
wy wszyscy razem.
- Skąd wiesz o więzi?
- spytała Alison
- Przyzwyczaj się do
tego, że wiem wszystko. Zawsze. - w jego głosie nie było
przechwalania się. Zwyczajnie stwierdził fakt.
- Nigdy nie wiem jak ty
to robisz. - rzucił sucho
- Najwyższy czas by
wyjaśnić pewne fakty. - powiedział kobiecy głos. Wszyscy
odwrócili głowy w stronę idącej w ich kierunku Ricki. Jej długie
czarne włosy powiewały na wszystkie strony, a ciężkie buty głośno
tupały o betonową nawierzchnię. Skąd ona się tu wzięła? –
Nie weźmiesz całej chwały dla siebie. - uśmiechnęła się
- Wciągnąłeś w swoje
śledztwo Ricki? - Chris był jednocześnie zły i zaskoczony
- Sama się wprosiłam.
Wiedziałam nad czym pracujecie przez ostatnie tygodnie. Chciałam
pomóc, a wiedziałam, że ty i tak byś mnie odsunął od sprawy. -
spojrzała na Chrisa smutnym wzrokiem. Alison dostrzegła w jej
oczach tęsknotę i ból.
- Ricki śledziła was
przez cały czas. Jednocześnie mogła mieć na ciebie oko. -
powiedział do Chrisa – Wiem wszystko to co wy i jeszcze więcej.
Jestem strasznie rozczarowany, że zignorowałeś informację, które
przekazała ci Alison. A może tylko udawałeś, że nic nie wiesz.
- Masz na myśli dziwne
zachowanie Juana? - zorientowała się Alison
Drake twierdząco pokiwał
głową.
- To on nas zaatakował?
- Nie. - ku zdziwieniu
Alison to Chris odpowiedział – To Aeirin.
Alison odpuściła sobie
pytanie „Kto?”. Wolała nie pogrążać się bardziej. Jak zwykle
to ona była tą najmniej doinformowaną.
- Wolałbym nigdy więcej
nie słyszeć tego imienia. - kontynuował Chris spoglądając na
Drake'a, który patrzył z otępieniem na miasto
- Historia się
powtarza. - szepnął – To wszystko dzieje się tak samo.
Chris podszedł do niego
i oparł dłoń na jego ramieniu. Kiedy stali tak obok siebie, Alison
widziała jak bardzo się od siebie różnią. Wyglądali jak dwa
anioły, które mimo odmienności są dla siebie braćmi.
- Chodź. - powiedziała
cicho Ricki pociągając ją za rękę
Alison bez słowa
podążyła za nią. Na końcu dachu znajdowały się drzwi, za
którymi chowały się schody prowadzące w dół. Zanim zniknęła w
ciemnościach budynku, po raz ostatni zerknęła na dwie postacie,
które pozostawiła. Stali nieruchomo. Nie słyszała czy rozmawiają,
ale coś w posturze Drake'a w połączeniu z jego poprzednimi słowami
utwierdziło ją, że zmaga się z trudną przeszłością. Tylko oni
mogli być na siebie wściekli by w następnych minutach razem
pogrążać się w smutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz