W salonie było biało
od gęstego, papierosowego dymu. Po podłodze walały się zgniecione
puszki po piwie i zmiętolone ubrania. Zarówno męskie jak i
damskie. Stolik mokry od porozlewanego alkoholu pokryty był
niepokojącym, białym proszkiem.
- Po prostu nie wierzę.
- odezwał się Kevin. Alison stała obok i starała się objąć
wzrokiem cały bałagan jaki panował w jego mieszkaniu. -
Zostawiliśmy go tylko na kilka godzin.
Ktoś głucho jęknął.
Oboje odwrócili wzrok w stronę kanapy, na której półleżała
rudowłosa kobieta.
- Coś ty za jedna? -
burknął w jej kierunku, niezadowolony z goszczenia obcej osoby, w
dodatku ubranej jedynie w bieliznę i za dużą, męską koszulkę,
która okrywała ją niczym halka.
- Ty zapewne tutaj
mieszkasz. - stwierdziła ziewając – Na mnie już chyba czas.
Leniwie się przeciągnęła
i zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi.
- Rusty! - wrzasnął
Kevin
Za ich plecami rozległ
się dźwięk spuszczanej wody po czym z łazienki chwiejnym krokiem
wygramolił się wołany nastolatek. Tak jak Alison przewidywała był
w samych bokserkach. Na widok Kevina i Alison lekko drgnął, ale na
jego twarz wystąpił łobuzerski uśmieszek. Jego oczy wykonały
nieokreślony obrót jakby miał stracić przytomność.
- Co to ma być?
Alison widziała, że
przyjaciel stara się zachować spokój, ale to co zastał zaczęło
go przerastać.
- Impreza, żeby
odreagować zajście z nocy. - wyjaśnił zachrypniętym głosem
Rudowłosa dziewczyna,
już prawie całkowicie ubrana, przepchnęła się między Kevinem i
Alison, wychodząc naprzeciw Rusty'iemu. Pogładziła go po policzku,
szepcząc.
- Gdybyś jeszcze kiedyś
potrzebował...
- Zadzwonię. -
zapewnił.
Szeroko się uśmiechnęła
po czym obdarzyła go długim, namiętnym pocałunkiem.
- Po prostu świetnie. -
powiedział zrezygnowany Kevin. - Możesz po prostu wyjść. -
krzyknął do dziewczyny.
Odkleiła się od
Rusty'iego i nawet na nich nie patrząc, dumnym krokiem wyszła z
mieszkania. Rusty podążył za nią wzrokiem do czasu, aż drzwi się
zamknęły.
- Nie było potrzeby być
tak niemiłym. - zachwiał się do tyłu.
- Że co?! - wybuchł
Kevin – Pozwoliłem ci tu zostać, mimo że nawet nie pytałeś o
pozwolenie, a ty w ciągu kilku godzin urządzasz z mojego mieszkania
burdel!
- Spokojnie. - Alison
złapała przyjaciela za ramie i odciągnęła go na bok. - On jest
całkowicie pijany. Krzycząc teraz nic nie zdziałasz.
- Próbujesz go bronić?
Bo to zaczyna tak brzmieć.
- Nie wiem czy jest
twoim przyjacielem, czy znajomym, ale wydawało mi się, że dobrze
go znasz. Nie przewidziałeś tego?
- Nie wiedziałem, że
jest aż tak zepsuty. - powiedział głośniej mierząc go
nienawistnym spojrzeniem.
Nie do końca było
oczywiste czy to usłyszał. Stał oparty o ścianę ze spuszczoną
głową.
- Chyba zasnął. -
Alison nie mogła powstrzymać się przed śmiechem
- Zabierz go do mojego
pokoju, zanim osobiście wykopię go z mieszkania.
- Nie zrobiłbyś tego.
- stwierdziła.
Może Kevin był ostro
wkurzony, ale nawet w takich chwilach nie bywał okrutny. To była
jedna z licznych cech, za którą go kochała. Zawsze twierdziła, że
jest jej przeciwwagą. Tam gdzie ona miała swoje ciemne strony, on
miał jasne i na odwrót.
Szybkim, przyjacielskim
gestem roztrzepała mu włosy na głowie. Dopiero kiedy lekko się
uśmiechnął, odwróciła się by pomóc Rusty'iemu. Przerzuciła
sobie jego rękę przez głowę i powolnym krokiem odprowadziła do
sypialni.
Delikatnie pchnęła na
łóżko jego bezwładne ciało.
- On mnie zamorduje. -
wymamrotał do poduszki.
- Na pewno nie masz co
liczyć na śniadanie do łóżka.
Sięgnęła ręką by
przykryć go kocem, ale powstrzymał ją niezgrabnie podnosząc się
do pozycji siedzącej.
- Dałem ciała.
- Dosłownie czy w
przenośni? - zaczepiła, siadając obok.
Podrapał się po głowie
krzywiąc twarz.
- Nie mam co liczyć na
taryfę ulgową nawet z twojej strony?
- Nie jestem na ciebie
wściekła jeśli o to ci chodzi. Nie jestem też zadowolona, bo
narobiłeś niezłego bałaganu, a smród po papierosach chyba na
dobre przesiąknie w meble.
Westchnął przecierając
oczy.
- Dlaczego w ogóle ją
tutaj zaprosiłeś?
- Rosie mieszkała
najbliżej.
- To nie jest odpowiedź.
- zauważyła
- Nawet nie wiecie jakie
macie szczęście. Mimo tych wszystkich przykrości jakie wam się
przydarzyły, jesteście razem i kochacie się.
- Jesteśmy
przyjaciółmi. - powiedziała oczywistym tonem
- Zrobilibyście dla
siebie wszystko. Czasami do szczęścia wystarczy tylko jedna osoba.
Ja po prostu często je zmieniam.
- I pasuje ci to?
- Nie znam niczego
innego. W środku jestem pusty. - uniósł dłoń i klepnął się w
pierś – Moje serce jest cholernym pustkowiem. To mnie przeraża,
Alison.
Wyglądał dorośle mimo
że był o rok młodszy od niej. Alison tylko wyobrażała sobie jak
żył kiedyś. Spojrzała na niego inaczej od momentu kiedy się
przedstawił. Przypomniała sobie, że znała jeszcze jedną osobę o
tym samym nazwisku, z której nie miała dobrych kontaktów.
Ciekawiło ją co musiał zrobić mu Rayley albo ktoś inny z jego
rodziny, że zdecydował się opuścić stado. Niemożliwe by kogoś
w tym wieku, wyrzucono z watahy. To było wbrew zasadom.
- Boję się. - przyznał
– Co jeśli nigdy nie uda mi się go zapełnić? Na świecie nie ma
osoby, na którą mógłbym zasłużyć.
- To nieprawda. Ocaliłeś
mi życie. Mogłeś uciec, ale wywlokłeś mnie na zewnątrz. Nie
zostawiłeś mnie, a to jest dowodem, że twoje serce nie jest puste.
- Dzięki. - uśmiechnął
się – Jeśli chcesz się odwdzięczyć, to załatw mi coś dobrego
na kaca, bo będę tego potrzebował. I może jakąś tarczę, żebym
obronił się przed Kevinem.
Ugniótł poduszkę po
czym wyciągnął nogi, zajmując łóżko. Przykrył się kołdrą i
po długim westchnięciu, ułożył się do snu.
- Nie ma sprawy. -
odpowiedziała, odgarniając zagubiony kosmyk włosów, który opadł
mu na oczy.
Najciszej jak tylko
potrafiła wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Kevin już
kończył sprzątanie salonu.
Szybko się uwinął. -
pomyślała, po czym usiadła na fotelu, unikając kanapy, na której
leżała wcześniej rudowłosa kobieta.
- Momentami doprowadza
mnie do szału. - przyznał Kevin – Ale potem kiedy dłużej nad
tym myślę, złość po prostu znika. To nie jego wina, że taki się
stał.
- Wiesz co się
wydarzyło, że został wyrzucony? - spytała patrząc jak przyjaciel
wyciera blat stolika.
- Podobno sam odszedł.
Jakiś konflikt z bratem.
Alison rozejrzała się
po pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że nie ma gdzie
przenocować. Nie było mowy by wróciła do domu. Policja na pewno
jeszcze tam węszy. Być może czekają na jej matkę, która już
nigdy więcej nie wróci do domu.
Ostatni obraz jaki
zapamiętała to jej obejmujące ramiona i łzy w oczach. Zdążyła
wyjawić jej prawdę, podczas gdy sama już nie będzie miała szansy
poznania własnego syna. Przez cały czas myślała, że nie żyje.
Alison wyobrażała sobie jak jej matka byłaby szczęśliwa, gdyby
poznała prawdę. Czy rozpoznałby go od razu czy może ktoś
najpierw musiałby jej powiedzieć? Myślenie o tym bolało. Tak samo
jak fakt, że już nigdy nie wróci do siebie. Co teraz ma zrobić?
Ma zaledwie szesnaście lat.
- Nad czym myślisz? -
spytał
Nawet nie zauważyła, że
skończył sprzątanie i teraz siedział naprzeciwko patrząc prosto
na nią.
- Nie wiem co teraz ze
mną będzie. Nie mam gdzie się podziać. Mój dom jest zdemolowany.
Nie mogę tam wrócić wiedząc, że powitają mnie gliniarze,
pytając o moją matkę.
- Zostaniesz u mnie.
Razem coś wymyślimy. - uciekł spojrzeniem, a ona odniosła
wrażenie, że już coś obmyślił.
- Kevin? - spytała
podejrzliwie – Co chcesz zrobić?
Złożył ręce przed
sobą i wlepił wzrok w podłogę. Był zdenerwowany. Alison widziała
to po spiętych ramionach i lekkim drżeniu warg.
- Sporo nad tym
myślałem. Proszę, nie myśl o mnie źle bo to co teraz powiem jest
kompletnie nieczułe, ale... Teraz kiedy już nic nie stoi na
przeszkodzie, uważam, że powinniśmy zmienić stado. Wiem, że
wcześniej się tego obawiałem, ale musimy stąd uciec zanim stado
pociągnie nas ze sobą na dno.
- Za przeszkodę
uważałeś moją matkę? Myślisz, że gdyby żyła nie chciałaby
się przenieść. Przecież już kiedyś należała do Północnego
Stada.
- Nie wiem. Co ty o tym
sądzisz?
- Nawet nie wiem jak to
się robi. Mamy tak po prostu iść do innego alfy i prosić o to by
nas przyjął.
- Chris mógłby nam w
tym pomóc.
- Znowu do niego
wracamy? - odparła zrezygnowana – Oni nas nie chcą. Nie chcą
mnie. Nie pomogą nam.
- Jesteś jego siostrą
i może myślisz, że to nie ma dla niego znaczenia, ale ja wiem, że
jest inaczej. Nie wiele mogłem się nauczyć o Innych bo wybito ich
zanim porządnie się z nimi zapoznałem, ale wiem jedno. Oni wszyscy
chcieli pojednania między stadami, więc dlaczego on skoro nosi ten
znak.. - wskazał palcem na obojczyk – miałby cię odrzucić. To
pierwszy krok do połączenia stad. Im więcej osób przeniesie się
na północ tym lepiej.
- Nie jest powiedziane,
że ich przywódca też tak uważa. - zauważyła
- To fakt, ale kto by
nie chciał mieć w swoim stadzie świeżej krwi, nowych sił.
Zwłaszcza takich, którzy sporo wiedzą o ich wrogu.
- Nie uznają nas za
silnych skoro uciekliśmy ze stada. Wręcz przeciwnie. Pomyślą, że
jesteśmy tchórzami, a w dodatku niewiernymi.
- Więc musimy zrobić
tak by wyglądało, że tacy nie jesteśmy.
- Nie potrafię silić
się na uprzejmość, a już na pewno nie płaszczyć przed innymi.
To się nie uda. - zaprzeczyła głową, mimo że sam pomysł miał
dla niej jasne strony.
- Musimy zadzwonić do
Chrisa. - stwierdził twardo – Jeśli wasz ojciec kiedykolwiek
znaczył coś dla alfy, to będzie chciał przyjąć jego córkę.
- Dobra już w porządku.
Zadzwonię do niego. - zgodziła się z trudem – Ale dopiero jutro.
Uśmiechnął się i
odchylił na oparcie kanapy, przymykając oczy. Był zmęczony tak
samo jak i ona. Skuliła się na fotelu, starając jakoś ułożyć.
To nie będzie wygodna noc, ale wolała się przemęczyć, niż
przykładać twarz do poduszki, na której migdalił się Rusty. Dla
Kevina najwyraźniej to nie robiło różnicy, bo zasnął w kilka
minut. Po długim czasie sen obdarzył również Alison.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz