sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 46

Nie spieszyli się z powrotem. Zanim skierowali się w stronę hotelu wstąpili jeszcze do ulubionej knajpy Drake'a na owocowego shake'a. Spędzili tam nie mniej czasu niż w samym parku. Kiedy w końcu dotarli pod dom niebo zaczynało szarzeć. Powolnym krokiem wdarli się na ostatnie piętro gdzie niezbyt zadowolony czekał na nich Chris. Ciężko było określić czy jest zły czy raczej zaskoczony. Raczej mniej zaskoczony niż przerażony, ale za to bardzo zdenerwowany.  
- Nie będę nawet pytał gdzie byliście. Nawet nie chcę wiedzieć. - Zmierzył ich od stóp do głów wymownym spojrzeniem - Macie niecałe dziesięć minut by doprowadzić się do ładu. Już dawno powinniśmy być w drodze.
Nie powiedział nic więcej tylko ostrym wzrokiem odprowadził ich w stronę części z pokojami. Nie chcąc bardziej denerwować brata, Alison natychmiast pobiegła do swojego tymczasowego pokoju. Doszorowanie się z brudu było trudniejsze niż sobie wyobrażała. Pełna kąpiel razem z umyciem włosów zajęła jej prawie piętnaście minut. W pośpiechu wyskoczyła z łazienki owinięta ręcznikiem. Przypomniała sobie, że nie ma tutaj żadnych ubrań. Zaskoczyło ją kiedy otworzyła jedną z szafek, a na ziemie wypadły dziesiątki różnokolorowych ciuchów. Nie miała pojęcia do kogo należą, ale nie miała czasu by się zastanawiać. Włożył pierwszą lepszą koszulkę i ciemne, dopasowane jeansy, po czym przeczesując palcami mokre włosy wypadła na korytarz. W holu czekał Drake. Już wykąpany i w świeżym ubraniu.
- Będzie zły, że musiał tyle czekać. - pospieszyła go
- Zaczekaj. - zawołał za nią
Przystanęła w pół kroku i gwałtownie się odwróciła.
- Chciałem tylko poprosić, żebyś nic nie mówiła Chrisowi o moich przygodach z Aeirin. Jeśli kiedykolwiek zbiorę się na odwagę by mu to wyznać, chcę mieć pewność, że nikt wcześniej nic mu nie sugerował.
- Nic nie powiem. - obiecała
Rozumiała dlaczego Drake trzymał to w tajemnicy. Nie twierdziła, że to jest dobre, ale zdawała sobie sprawę, że gdyby wcześniej znał przyszłość nigdy nie poprosił by tej kobiety o pomoc. Nie za taką cenę.
Krzywo się uśmiechnął. Widocznie mu ulżyło. Zanim ruszył do wyjścia, tym razem ona go powstrzymała.
- Chcę o coś spytać. Czy to, że byłam w stanie zobaczyć to co się wydarzyło w tym domu, oznacza, że teraz gdziekolwiek stanę w miejscu jakiejś masakry będę ją widzieć na własne oczy?
Bała się wcześniej zadać to pytanie i nie była pewna czy chce znać odpowiedź. Taka możliwość byłaby zbyt upiorna. Nawet jak dla niej.
- To się nazywa niekontrolowane łączenie faktów. - zaśmiał się – W praktyce jest to umiejętność kumulowania swoich zmysłów. Maksymalnie wykorzystujesz je wszystkie, łącząc poszczególne elementy ze sobą, które tworzą obraz w twoim umyśle. Niektóre z wilkołaków też tak potrafią, ale wymaga to od nich ogromnej koncentracji. Ponieważ Zmiennokształtni mogą być jakimkolwiek ze zwierząt ich zmysły są bardziej wytężone, dlatego ta umiejętność jest częstsza.
- Chris też ją posiada? - przerwała mu.
- Kilkakrotnie pokazywałem mu dom. Nigdy nic nie zobaczył, albo nie powiedział, że zobaczył.
- Może trzeba było go pocałować. - zasugerowała śmiejąc się
- Jakoś nie przeszło mi to przez myśl. - Przybrał taką postawę, jakby naprawdę rozważał tą możliwość. Klepnęła go ręką w ramie po czym oboje w doskonałym nastroju zbiegli na parking i wsiedli do odpalonego już samochodu.
Alison nie znała miejsca, w którym spotyka się Północne Stado. Nie zastanawiała się też zbytnio nad tym. Bardziej stresowała się faktem poznania ich członków. Siedziała jak na szpilkach rozważając co powinna zrobić, a czego nie by ich nie zdenerwować. Nie chciała dać im powodu by nie przyjęli jej do watahy. Potrzebowała teraz bezpiecznego miejsca gdzie mogłaby się ukryć. Prawdziwe stado powinno jej to zapewnić. Poza tym teraz kiedy już potrafiła się zmienić w wilka może udawać, że jest wilkołakiem. Mimo wszystko znała siebie na tyle dobrze, że w każdej chwili jej charakter i niekontrolowane zachowanie może popsuć całe wrażenie. W takich chwilach najbardziej potrzebowała Kevina. To on był tym, który ją wstrzymywał. Był jej wewnętrznym hamulcem. Teraz gdy nie czuła jego dłoni na własnym ramieniu, nie widziała jego pełnego radości uśmiechu i zawsze skoncentrowanego spojrzenia, nie wiedziała czy sobie poradzi. Tak bardzo pragnęła by siedział obok niej. Razem powinni wstąpić do nowego stada. Jak bardzo cieszyłby się na wiadomość, że udało jej się przemienić i, że razem rozpoczynają wszystko od zera. Serce jej się ściskało, że już nigdy nie będzie miał takiej możliwości. To nie było sprawiedliwe. Po całym tygodniu ponurej egzystencji żal powoli zaczął odpływać. Znikał tylko dlatego, że zastąpiło go inne, równie mocne odczucie. Nienawiść. Niczego nie chciała bardziej niż zemsty, za całe jej cierpienia. Jakim demonem nie byłaby kobieta, która jest temu wszystkiemu winna, Alison zrobi wszystko co w jej mocy by ją zniszczyć. Była teraz silniejsza i tak też się czuła.
Nie zdążyła poddać Aeirin wszystkim torturom jakie dla niej wymyśliła, kiedy byli już na miejscu. Przynajmniej tak wnioskowała po zgaszonym silniku. Jednak zatrzymali się na środku...niczego. Alison przewidywała, że wataha spotyka się gdzieś na uboczu miasta w lesie, ale tutaj nie było nic poza drzewami. Droga nagle się kończyła. Nie słyszała też żadnych odgłosów świadczących o tym, że ktoś tu jeszcze jest.
Wysiedli trzaskając drzwiami. Chris bez słowa od razu ruszył energicznie w stronę lasu, nawet nie oglądając się za siebie.
- Jest zły. - szepnął Drake pochylając się do Alison
- Zdążyłam zauważyć. - odpowiedziała równie cicho. - Może powinniśmy mu powiedzieć o...
- Nie. - zadecydował zanim zdążyła dokończyć – Niech się burmuszy ile chce. W końcu samo mu przejdzie. Musi tylko mieć cisze i spokój by sam się z tym uporać. Potem sam podejdzie i zacznie rozmowę, albo kłótnie. Zobaczysz. Przerabiałem to setki razy.
Mrugnął do niej jednym okiem po czym oboje, nieco wolniej niż ich poprzednik ruszyli w głąb lasu.
Niebo zdążyło już przybrać swój ciemny odcień i odsłonić świecące gwiazdy. Powietrze było cudownie świeże i orzeźwiające. Nawet bardziej niż prysznic, który wzięła kilka minut temu. Wreszcie mogła rozkoszować się jego czystością.
- Dlaczego właściwie zaparkowaliśmy tak daleko? - spytała po kilkunastu minutach marszu – Nie narzekam na krótki spacer, po prostu jestem ciekawa.
- Zawsze zostawiamy auto w innym miejscu niż wszyscy. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć. Nim się zdążysz zorientować może trzeba będzie wiać. Jeśli skierujesz się w innym kierunku albo ocalejesz albo ochronisz resztę jeśli to właśnie ty jesteś zagrożony.
Powtarzała jego słowa w głowie starając się je zrozumieć. W sumie to miało sens, chociaż było lekką przesadą. Ta dwójka była bardziej ostrożna niż można by się było spodziewać.
Alison chciała zadać kolejne pytanie, ale gwałtownie odskoczyła na bok kiedy na niego spojrzała, bardziej z zaskoczenia niż strachu. Coś iskrzyło się pod powierzchnią jego koszuli. Zauważył jej reakcję, ale nawet nie spojrzał w dół.
- Robi wrażenie, co?
- Na razie nawet nie wiem co to jest.
Sięgnął do kołnierza i rozpiął trzy guziki, ukazując bladą skórę. Po jego lewej stronie tuż nad sercem jarzyło się pięć smug seledynowego światła. Wyglądały trochę jak ślady po pazurach. Nie mogła się powstrzymać i powoli przejechała palcami po ich powierzchni. Były zupełnie nie wyczuwalne chociaż dokładnie widoczne.
- To jest piękne. - przyznała
- Ma je każdy z członków naszego stada. Nigdy nie słyszałaś plotek o tym jak Północne Stado jest opętane czy obłąkane?
- Nie wiem. Może. Nigdy nie słucham takich głupot. - przyznała nadal nie mogąc oderwać wzroku od jasnego światła.
- Niedługo i ty takie będziesz miała. - odparł z pewnością
W miarę jak dotarły do niej jego słowa oprzytomniała i zabrała dłoń z jego skóry. Przez moment się zawahał po czym zapiął koszulę z powrotem.
- Czy to boli? - spytała wracając z powrotem do marszu.
- Jest wyczuwalne, ale ból szybko mija. Gorzej jest jak cię tego pozbawiają gdy zostaniesz wygnany. Raz w życiu słyszałam krzyki takiego nieszczęśnika. Darł się jakby obdzierano go ze skóry.
Szybko odepchnęła od siebie tą myśl. Wolała sobie tego nie wizualizować. Widziała już wystarczająco wiele strasznych rzeczy by jeszcze dokładać sobie tych z własnej wyobraźni.
W końcu las się przerzedził i wyszli na mniejszy plac z twardo ubitej ziemi. Od razu pojawiły się tłumy zupełnie obcych osób stojących w grupach i rozmawiających o różnych sprawach. Najwięcej z nich było tuż pod ogromnym drzewem, którego konary zasłaniały co najmniej połowę rozgwieżdżonego nieba. Jeszcze nigdy nie widziała tak wysokiego dębu. Potem zerknęła niżej, a jej oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły. Korzenie obrastały od góry wielką skałę, w której widoczna była ciemna wnęka, do której co chwila ktoś wchodził. Widok robił wrażenie i zdecydowanie był bardziej imponujący niż ogromna, odstraszająca wszystkich od siebie rezydencja jej poprzedniego stada. W miarę jak zbliżali się do drzewa, robiło się coraz bardziej tłoczno. Alison zauważyła, że przynajmniej jedna trzecia z nich nie ma świecących odznaczeń. Dyskretnie się rozglądała starając się wypatrzeć kogoś znajomego. Niestety napotkała same obce twarze.
Przedzierając się przez tłum w końcu odbili trochę na bok i stanęli w ustronnym miejscu. Mimo tak wielu osób w lesie nie było głośno. Panował kojący spokój. Wszyscy cierpliwie czekali, cicho gawędząc. Nie było kłótni, ani zaczepek. Alison dostrzegała coraz więcej różnic pomiędzy stadami, które zaczynały jej się podobać.
- Zaraz powinno się zacząć. - stwierdził Chris, rozglądając się dookoła, jakby kogoś wypatrywał.
Drake również to zauważył.
- Kogoś szukasz? - spytał neutralnym tonem, chociaż Alison wyczuła nutę podejrzliwości.
Zanim odpowiedział jego twarz nagle spoważniała, a wzrok się zatrzymał. Oboje odwrócili się by zobaczyć na kogo spogląda. W ich stronę nieco chwiejnym krokiem zmierzał znajomy czarownik. Chociaż Alison od razu go rozpoznała, to musiała przyznać, że wyglądał inaczej. Ciemne już wcześniej włosy teraz były soczyście czarne i wysoko nastroszone, a oczy pociągnięte czarną kredką. Cały odziany w skórę podpierając się na drewnianej, połyskującej lasce do bujał się do nich bliżej. Wyglądał jak przystojniejsza wersja Adama Lamberta z ta różnicą, że jego skóra była złoto-hebanowa.
- Witajcie! - uśmiechnął się krzywo.
Starał się stać prosto, ale napięcie ramion świadczyło, że nie jest to dla niego łatwe. Już miała się zapytać co się stało, kiedy Chris ją uprzedził.
- Musimy pogadać.
Czarownik tylko skinął i oboje odeszli powoli w bardziej zaciemnione miejsce. Razem z Drake'iem uważnie ich obserwowali.
- Oni coś kombinują. - stwierdziła – Przecież widzieli się dzisiaj rano. O co może chodzić?
- Nie wiem, ale coś mi tu nie gra. Darren wygląda jakby go przejechała ciężarówka nie mówiąc już o podkrążonych oczach zamaskowanych czarnym cieniem.
Alison nie mogła się nie zgodzić. Ta dwójka coś knuła i z niewiadomych powodów nie chciała by inni się o tym dowiedzieli. Mogła zrozumieć, że jej nic nie mówią, ale dlaczego Drake nie miał o niczym pojęcia. Albo udawał, że nic nie wie. Spojrzała na niego starając się coś wyczytać z jego twarzy. Nie spuszczał wzroku z Chrisa, który razem z czarownikiem nadal się oddalał. Zdecydowanie nic nie wiedział, albo dobrze grał irytacje związaną z tym, że się go wyklucza.
Usłyszała jak ktoś ją woła. Gwałtownie odwróciła głowę. Z tłumu wyskoczyła Ricki już z daleka zamaszyście machając ręką. Włosy jak zwykle miała wysoko spięte, które zasłaniały co najmniej połowę jej pleców. Krótkie spodenki i czerwony top zamieniła na obcisłe legginsy i bordową koszulę. Jednak stopy nadal miała opancerzone w ciężkie glany.
- Jesteście już. - ucieszyła się – Masz moją książkę? - skierowała się w stronę Drake'a już nieco mniej radosnym głosem
- Zluzuj bo zmoczysz bieliznę. Mam ją w samochodzie.
Posłała mu gniewne spojrzenie po czym ponownie skupiła się na Alison.
- Widziałam się już z Shilą. Nie może się doczekać by cię poznać.
Alison niepewna spojrzała na Drake'a, chcąc się upewnić czy to dobry pomysł.
- Idźcie. - oznajmił i zanim zdążyła jakkolwiek zaprotestować wpadł między drzewa znikając jej z oczu.
Nie miała wyboru. Musiała sprostać zadaniu. W głębi cieszyła się, że pozna siostrę ojca, ale przeważającym uczuciem, które wypełniał ją całą był niepokój. Była napięta niczym struna. Starała się by nie było tego widać, ale nie wychodziło jej to najlepiej.
- Myślisz, że mnie polubi? - spytała nieco bardziej piskliwie niż zamierzała
- Na pewno. Shila jest niezwykle tolerancyjna i cierpliwa. Nie wiele jest osób, które potrafią wyprowadzić ją z równowagi. Musiałabyś niesamowicie się postarać by spostrzegała cię jako wroga, a nie przyjaciela.
Te słowa trochę ją uspokoiły. Z każdym krokiem czuła się coraz pewniej. Zmierzały w stronę jaskini gdzie było najwięcej osób. Na szczęście nie weszły do wnętrza groty, tylko przeszły wzdłuż kamiennej ściany kierując się na pobocze.
Alison ujrzała ją w trzyosobowej grupie. Od razu ją rozpoznała bo wyróżniała się niczym jasne światło wewnątrz mroku. Dosłownie. Jej niemal białe włosy były luźno upięte z boku głowy. Skóra tak jaskrawa, że niemal świeciła. Kiedy podeszły bliżej Alison zorientowała się, że Shila jest albinoską. Rzęsy i brwi były tak samo jasne jak włosy, a oczy nieziemsko szare. Łagodne rysy twarzy w połączeniu z anielskim uśmiechem nadawały jej młodzieńczego wyglądu. Alison jeszcze nigdy nie widziała kogoś tak równie pięknego. Gdyby postać przed nią miała na sobie szykowną suknię byłaby najładniejszą księżniczka jaką widział świat.
- Shila! - zawołała Ricki zwracając jej uwagę.
Kobieta niemal od razu spojrzała na Alison. Zdawało się, że nawet jej oczy się uśmiechają. Subtelnie skinęła pozostałym dwóm dziewczynom i przepraszając je podeszła bliżej.
- To właśnie jest Alison. Alison to Shila.
- Miło mi cię poznać, Alison. - Wyciągnęła dłoń w jej stronę. Alison delikatnie ją ujęła, lekko sparaliżowana chłodem jaki otaczał jej skórę. - Nie mogłam się doczekać by cię zobaczyć.
- Zostawię was same. - oznajmiła Ricki i oddaliła się z szerokim uśmiechem
- Od momentu, w którym dowiedziałam się, że Chris ma siostrę odliczałam dni by w końcu cię odnalazł.
- Właściwie to mnie nie szukał. Nie miał bladego pojęcia o moim istnieniu. - Nie zdążyła ugryźć się w język. To nie było dobre określenie. Shila jednak albo tego nie dosłyszała albo nie zwróciła na to uwagi. Biorąc pod uwagę jaka cisza wisiała w powietrzu, Alison obstawiała tą drugą opcję. - Drake był tym, który pierwszy to odkrył.
- Ach tak. To jednak nieistotne. Dobrze, że jesteście już razem jako rodzina. To bardzo ważne.
- Ze względu na więź. - wyrwało jej się
- A więc wiesz. - odparła z lekkim smutkiem – Ale nie patrz na to jak na przekleństwo. Dzięki temu jesteście silniejsi. - Złapała ją za ramię i lekko odciągnęła na bok. - Jak widzisz jest tu dzisiaj wiele wilkołaków z obcych stad, ale nawet połowa z nich nie będzie mogła liczyć na naszą pomoc. Wataha to przede wszystkim rodzina, a takiej więzi nie można zawiązać w jeden dzień. Budowa zaufania jest trudna i długa. Chris będzie musiał za ciebie poręczyć. Oczywiście to, że jesteś jego siostrą ułatwia wszystko. Nikt jednak nie wie, że oboje jesteście Zmiennokształtnymi. Stado mogłoby źle na to zareagować. Jeśli to wyszłoby na jaw jestem przekonana, że Chris zostałby pozbawiony znaku.
Alison odruchowo zerknęła na pierś Shili. Nie widziała światła pod cienką warstwą jej koszulki.
- Ja oficjalnie nie należę do stada. - odpowiedziała zanim padło pytanie – Zrezygnowałam z tego zaszczytu by uchronić mojego bratanka i teraz również ciebie. Wątpię by ci o tym powiedziano, ale ja nie jestem zwyczajnym Zmiennokształtnym. Nie potrafię przybrać dowolnego kształtu. Za cenę innych darów zostałam włożona do jednej szuflady. - zaśmiała się – Nigdy nie będę mogła zmienić się w wilka. Jeśli ktoś by się zorientował od razu dotarliby też do was. Bellamy nie jest jeszcze gotowy by przyjąć nas jako Zmiennokształtnych. Kiedyś ten dzień nadejdzie, ale jeszcze nie teraz. Chcę cię prosić byś zapamiętała moje słowa. Jesteście za siebie wzajemnie odpowiedzialni i musicie się chronić. - Ton jakim to powiedziała był niemal matczyny.
- Nigdy nie zrobię niczego co by mu zagroziło, obiecuję. - wyznała szczerze
Jej dłoń powędrowała do policzka Alison. Jej skóra była ciepła i miła w dotyku.
 - Wiem. Oboje straciliście już tak wiele, ale pamiętajcie, że nie jesteście sami. Zawsze i w każdej sprawie możecie na mnie liczyć.

3 komentarze:

  1. Jestem trochę rozczarowana, bo nie było mowy o spotkaniu Alison z Kelly, ale i tak to nie zmienia faktu że uwielbiam to opowiadanie XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw popularne pytanie kiedy kolejny rozdział , a potem że to jest świetne to z rozdziału na rozdział jest coraz lepsze tam w jednym miejscu śmiać mi się chciało a koniec jest taki troche smętny ale w ogóle to jest super czekam na kolejny ;-)

    OdpowiedzUsuń