niedziela, 26 października 2014

Rozdział 45

Kelly w pośpiechu przekazała Drake'owi klucz do drzwi i bez słowa zbiegła schodami w dół. Z gardła Alison wyrwało się ciche wycie. Chciała pobiec za nią i porozmawiać. Zupełnie zapomniała, że nadal jest w swojej zwierzęcej postaci. Nie mieli czasu. Drake sprawnie otworzył zamek i oboje wbiegli na oświetlony dach. Nigdy nie sądziła, że tak się ucieszy na widok słońca. Natychmiast zatrzasnął drzwi. Kilka sekund później rozległ się łomot. Wampiry tłukły o drzwi po drugiej stronie z taką siłą, że ze ścian obsypywał się tynk.  
- Oby wytrzymały. - wydyszał Drake
Alison była równie zmęczona. Łapy trzęsły jej się od nadmiaru adrenaliny. Miała krew na całym swoim ciele. Może okoliczności nie były przyjemne, ale czuła się idealnie w ciele wilka. To było niezwykłe przeżycie. Spojrzała na miasto. Mogła dostrzec i usłyszeć znacznie więcej, niż jako człowiek. Wszystko zdawało się mieć wewnętrzny blask, kształty były wyraźne, a kolory mocno przesycone. Myślała, że będzie widzieć na czarno biało, ale tak nie było. Podbiegła do krawędzi dachu i spojrzała w dół. Gdzieś dalej słyszała kroki przechodnia. Czuła jego zapach. Mężczyzna zdecydowanie nadużywał wody kolońskiej. To było cudownie niezwykłe jak zupełnie inaczej wygląda świat kiedy dostrzega się go dokładniej i mocniej pod każdym względem. Była tak szczęśliwa, że miała ochotę zawyć, ale w miarę się opanowała. Wilk na dachu kościoła mógł przyciągnąć uwagę nieproszonych gości. Biorąc pod uwagę niedawną bijatykę wnętrze budowli wcale nie było lepsze.
- Musimy się wynosić. - stwierdził Drake – Nie jesteśmy tutaj bezpieczni. Lada chwila mogą otworzyć drzwi. Wyskakuj z sierści i schodzimy drabiną na dół.
Gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę. To, że udało jej się zmienić w wilka nie oznaczało, że potrafi wrócić do ludzkiej postaci. Drake musiał wyczytać to z jej oczu bo nagle zmęczony przetarł twarz, głośno przy tym wzdychając.
- Po prostu to zrób. To nie jest trudne. Nie myśl za dużo. Zmiana przyjdzie sama.
Sięgnął za plecy i zaczął grzebać w plecaku. Wyciągnął duży, cienki koc i rzucił go na ziemie przed nią. Następnie to samo zrobił z ubraniami.
- Musisz się pospieszyć. - nakazał z niepokojem patrząc na wrota, za którymi nadal rozbrzmiewały odgłosy walenia. -Nie jestem pewien czy wszystkie wampiry wrażliwie reagują na słońce. W końcu dałem im ten krem ochronny, nie?
Nawet w obliczu śmierci mógłby żartować. Gdyby była człowiekiem już dawno wywróciłaby oczami. Zamiast jednak tracić na to czas po prostu spróbowała wrócić do siebie. Stała w bezruchu starając się nie myśleć zbytnio o zmianie tak jak nakazał. Widząc, że nie bardzo jej idzie westchnął i odwrócił się do niej plecami.
- Nie będę patrzył, obiecuję. Nauczysz tu taką się zmieniać to nie będzie się potem umiała odmienić.
Coś tam jeszcze narzekał na jej temat, ale jego słowa zlały się ze sobą. Otoczyła ją błoga cisza i spokój, po którym nastąpił ból. Nie było łatwiej niż wcześniej. Cierpienie było nie do wytrzymania, ale na szczęście nie trwało długo. Odgłos gruchotanych kości wcale nie pomagał w przebrnięciu do końca. Mocno zacisnęła szczęki, starając się nie krzyczeć. W końcu ból odpłynął i zostawił ją zupełnie nagą na ciepłym, betonowym dachu. Spojrzała na swoje dłonie nadal nie dowierzając. Sierść zniknęła, została tylko blada skóra.
Rozległ się głośny huk Drzwi w każdej chwili mogły puścić. Nie tracąc czasu szybko włożyła to co miała przed sobą i podbiegła do krawędzi dachu gdzie stał Drake.
- Schodź. - polecił wskazując drabinkę.
Chwyciła się metalowych poręczy i zaczęła schodzić w dół. Drake był tuż nad nią. W momencie, w którym jej stopy dotknęły ziemi, usłyszała odgłos pękającego drewna, a potem odgłosy kroków.
- Gazu! - krzyknął popychając ją przed sobą.
Ruszyli przed siebie co sił w nogach, głośno się przy tym śmiejąc. Alison nie potrafiła opisać jak bardzo była szczęśliwa. W końcu jej się udało. Już nie była dziwadłem tylko potężnym zmiennokształtnym. Radość dodawała jej energii. Mogłaby biec cały dzień, ani razu się nie zatrzymując. Nie wiedziała jak daleko uciekli, kiedy to Drake zarządził przerwę. Zdyszany pochylił się do przodu ciężko łapiąc oddech. Już chciała skomentować jaki jest słaby, ale przypomniała sobie o jego płucach. Nagle zesztywniała.
Jakby wyczuł jej niepokój, od razu zapewnił.
- W porządku. Płuca trzymają się kupy. Tymczasowy brak sił. Zaraz z powrotem mogę walczyć z wampirami.
Nie mogła powstrzymać śmiechu. Od dawna nie była w tak dobrym nastroju.
Po kilku głębokich wdechach wyprostował się i spojrzał na nią zadowolony.
- To jak Alison Stevenson? Mówiłem, że ci się uda.
- Dziękuję. - krzyknęła i w szale nieopisanej radości zarzuciła mu ręce na szyję. Trochę go to zaskoczyło, bo na moment się zawahał. Po chwili jednak odwzajemnił uścisk. - To było samobójcze i w życiu bym się na to nie zgodziła, ale miałeś rację. Całkowitą rację. Udało mi się.
Jej śmiech przeszedł w płacz, ale nie było jej smutno. Płakała z radości. Była mu tak nieopisanie wdzięczna. Każdy powód, dla którego się na niego złościła w jednej chwili wyparował. W końcu czuła się sobą. Silna i mogąca znieść wszystko. Powoli się odsunęła. Podniosła głowę by spojrzeć mu w oczy.
- Dziękuję. - szepnęła nadal płacząc
Jego dłoń powędrowała do jej policzka. Delikatnie otarł jej łzy. Widziała radość w jego oczach oraz jej własne szczęście odbijające się od ich szklistej powierzchni. Uniósł jej podbródek jednocześnie pochylając się do przodu. Ich usta się zetknęły. Przez dosłownie sekundę, w głowie Alison pojawiły się wątpliwości, ale kiedy poczuła jego ciepłe dłonie na jej plecach mocno ją obejmujące wszystkie natychmiast zniknęły. Przyciągnęła go bliżej oddając w pocałunek całą radość. Zakręciło jej się w głowie od przypływu żaru. Miała wrażenie, że jej skóra płonie w każdym miejscu, gdzie jej dotknął. Oddał wszystko co mu przekazała, ale i tak nie potrafiła się nasycić. Czuła jego zapach jeszcze wyraźniej niż wcześniej. Jej zmysły całkowicie oszalały. Wszystko było wzmocnione.
Niechętnie się odsunęła nabierając powietrza. Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią z uwagą. Zniknęło całe rozbawienie, które zawsze się w nich skrywało. Jego twarz wyglądała inaczej. Nie potrafiła określić pod jakim względem.
- Gdyby nie fakt, że sam zaprowadziłem cie do tego kościoła, można było by powiedzieć, że tym razem to ty posłużyłaś się mną. - uśmiechnął się
Zdała sobie sprawę jak bardzo była zmęczona złoszczeniem się na niego. Teraz kiedy wszystko rozpłynęło się lub ukryło w najciemniejszym i najdalszym skrawku jej umysłu czuła się lekko. Jakby ktoś zdjął ciężar z jej pleców. Była gotowa by mu powiedzieć. Nie chciała więcej ukrywać tego co wcześniej widziała. Pamiętała jak zależało mu na tej informacji, dlatego wcześniej przysięgła milczeć. Jednak poprosił ją o to tylko raz. Nie nalegał, ani nie naciskał jakby rozumiał dlaczego nie chciała nic mu wyjawiać. Czekał aż sama zmieni zdanie. Nadszedł właśnie ten moment.
Schyliła głowę i powoli odsunęła się od niego. Opuścił ramiona, pozwalając jej na to.
- To był twój dom, prawda? - spytała ściszonym głosem
Doskonale rozumiał co miała na myśli. Mimowolnie pokiwał głową. Blask w jego oczach minimalnie przygasł.
- Moi rodzice zginęli tamtej nocy. - wyznał
- Widziałam twojego ojca i pożar i... - urwała – Możemy gdzieś pójść. Nie chcę tak stać na ulicy.
- Nie wyglądamy najlepiej. - przyznał z lekkim, pozbawionym radości uśmiechem
Spojrzała na niego, a potem na siebie. Oboje byli brudni i pokryci krwią. O dziwo, że jeszcze nikt nie zwrócił na nich uwagi. Nadal znajdowali się na przedmieściach, gdzie nie często spotyka się przechodniów, zwłaszcza w porze obiadowej.
- Park? - zaproponowała. Nie miała ochoty wracać do hotelu. Mimo siniaków i zadrapań czuła się dobrze. Lepiej było jej na zewnątrz z Drake'iem niż w smutnym, zniszczonym budynku, który za bardzo mógłby przypominać jej wnętrze kościoła, z którego niedawno uciekli. Poza tym wolała trzymać się tej chwili niczym tonący brzytwy. Nie wiadomo co będzie jak wrócą do domu. Wszystko może z powrotem się skomplikować. Stanie obok niego całemu w brudzie i krwi było proste i dosyć zabawne, kiedy nie patrzyło się na to z innej perspektywy.

* * *

Właściwie w centrum Jacksonville nie znalazłoby się miejsca, które dobrze spełniałoby definicje parku. Były jedynie niezabudowane place obrośnięte suchą trawą i nielicznymi drzewami. Chodniki wyglądały jakby wykonano je z odpadów budowlanych, nigdzie nie było żadnych ławek ani latarni. Nie wykluczone, że niedługo nawet takie miejsca zostaną zapełnione budynkami.
Mimo, że okolica nie należała do najpiękniejszych, Alison była zbyt szczęśliwa by się tym przejmować. Wyglądała już nieco lepiej. Zanim wkroczyli do tak zwanego parku, zaszli do jednej z ulicznych knajp i zamówili coś na wynos. Zanim odebrali zamówienie Alison zdążyła trochę się oczyścić w łazience. Nie była to najdokładniejsza kąpiel, ale przynajmniej udało jej się zetrzeć większość krwi. Drake za to nie tracił czasu na poprawienie wyglądu. Wydawał się nie przejmować tłumami gapiów obserwujących go z niepokojem. Na ich miejscu zareagowałaby zapewne tak samo. Facet poturbowany i brudny w środku lokalu zdecydowanie się wyróżnia. Zwłaszcza kiedy wygląda jakby nie zdawał sobie sprawy dlaczego wszyscy się na niego patrzą. Nie ważne jak bardzo był umorusany i obity, dla Alison i tak wyglądał bosko. Niechlujnie oparty o ladę w oczekiwaniu na jedzenie, przeglądał menu.
Byli tak głodni, że zdążyli zjeść wszystko co kupili zanim dotarli do granicy parku. Wyrzucając puste opakowania po kurczaku do śmietnika, trzymając się za ręce wkroczyli na zielony trawnik. Wybrali jedno z bardziej zacienionych miejsc, siadając na brzegu wąskiej rzeki Hogans Creek.
- Wiesz, że jak tylko cię zobaczyłam wiedziałam, że sprawiasz kłopoty. - zaśmiała się pod nosem, przypominając sobie tamten wieczór. Od tamtego czasu wszystko się zmieniło. Teraz wydawało się jakby to było kilka lat temu. - Wszyscy patrzyli na ciebie morderczym spojrzeniem, popychali i wyzywali, a z twojej twarzy nie schodził uśmiech.
- Nie tylko ja przykułem ich uwagę tamtego wieczoru. - zauważył
Odwróciła się w jego stronę z powagą.
- Wiedziałeś wtedy, że jestem siostrą Chrisa?
- Nie od razu. Wiedziałem, że tam będziesz razem z matką, ale nie jesteś do niego podobna, a zdjęcie twojej matki widziałem tylko raz w dodatku była wtedy młoda.
- Ty za to wyglądasz dokładnie jak ojciec. - przyznała.
- Nigdy nikt mi tego nie powiedział. Nie pamiętam żadnego z rodziców zbyt dobrze. Nie było mnie w domu w momencie gdy wybuchł pożar. Nie miałem pojęcia co się stało, ale wiedziałem, że to nie był wypadek. Nikt mi nie wierzył, więc zacząłem szukać odpowiedzi na własną rękę. - urwał na moment – Przepraszam za to, że tak cię potraktowałem. Nie byłem pewien czy cokolwiek zobaczysz, dlatego wolałem nie wyprzedzać faktów. Myślałem, że mi nie uwierzysz jeśli powiem wprost o umiejętnościach jakie możesz posiadać.
- Powinieneś był to zrobić. - odparła – Nawet jeśli bym ci nie uwierzyła, chciałabym się przekonać na własnej skórze.
Nic więcej nie powiedział. Wiedziała, że to ona powinna mówić, ale ciężko było jej wydobyć z siebie choćby słowo. Sama nie rozumiała tego co widziała. Może powinna była to jeszcze przemyśleć. Jednak kiedy tak na niego patrzyła. Zgarbionego i przygnębionego, bezradnie wyrywającego źdźbła trawy, pomyślała, że jest mu to winna. Zasługiwał na to by poznać prawdę. Kim była by mu tego zabronić?
- Widziałam pożar i twojego ojca w pokoju. Wołał kogoś. Myślę, że szukał twojej matki. Wtedy z płomieni wyszła kobieta. Cała ubrana na czarno z długimi ciemnymi włosami. Płomienie jej nie zagrażały. Twój ojciec wyglądał na tak bezsilnego kiedy ją ujrzał, jakby już pogodził się ze swoim losem. Jedynie czego pragnął to dowiedzieć się kto kazał jej zabić jego rodzinę. - przerwała.
Spojrzał na nią wyczekująco. Wiedziała, że to właśnie tego chce się dowiedzieć. Nie potrafiła tego wykrztusić. Nie znała własnego ojca, ale ze słów jej matki naprawdę wierzyła, że był dobrym człowiekiem. Od momentu kiedy zobaczyła ten dom stojący w płomieniach, zupełnie nie wiedziała w co ma wierzyć.
- Ona powiedziała, że cię potrzebował, a oni byli tylko przeszkodą.
- Kto, Alison? Kto ją nasłał? - ponaglał
Wypuściła powietrze.
- Powiedziała, że był to William Stevenson.
Nie wiedziała jakiej reakcji się spodziewała z jego strony. Myślała, że będzie zły, albo smutny, ale ku jej zaskoczeniu jego usta wygięły się w uśmiechu, a oczy zaszkliły jak u szaleńca. Zaczął się śmiać. Nie był to radosny śmiech. Bardziej desperacki chichot osoby, która właściwie nie ma pojęcia z czego się śmieje.
- Naprawdę nie wiem czy chociaż przez jedną sekundę ta kobieta nie pogrywa z innymi. - powiedział w końcu
- O czym ty mówisz? - Była lekko zdezorientowana. Nie miała bladego pojęcia co go tak rozbawiło.
- O tym, że kobieta, która zamordowała moich rodziców to podstępna, manipulatorska żmija nastawiająca najlepszych przyjaciół przeciwko sobie. Nawet w obliczu śmierci nie mogła powiedzieć mojemu ojcu prawdy.
- Skąd wiesz, że kłamała? - Naprawdę ja zaciekawił.
- Bo doskonale ją znam. Lepiej niż ktokolwiek inny.
- Drake ja rozpoznałam ten głos. To ona rozmawiała ze mną przez telefon. - powiedziała zaniepokojona
- Wiem. - odparł otwarcie – Ona stoi za wszystkim co się teraz dzieje, a ja nadal nie wiem czego chce. Nie pokonam jej jeśli się tego nie dowiem. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wiedziała, że będę chciał się dowiedzieć czegoś o śmierci rodziców. Dlatego nie mówiła szczerze, ani przez moment. Robi co tylko może by utajnić informację, której najbardziej potrzebuję.
- Mówimy o Aeirin, prawda?
Nie musiał odpowiadać. Znała odpowiedź.
- W jej umyśle kryją się rzeczy tak chore i poplątane jakich świat nigdy nie widział. Nawet diabły zazdrościłyby jej umiejętności kłamania.
- Ale skąd to wszystko wiesz? - spytała gwałtownie
Spojrzał na nią z takim wyrazem twarzy, jakby żałował, że to wszystko powiedział. Potrwało dłuższą chwilę zanim pozbierał się by odpowiedzieć.
- Kiedy odkryłem, że sam nie dam rady się dowiedzieć nic więcej o śmierci rodziców, szukałem każdej możliwej drogi do otrzymania informacji. Dużo siedziałem przy książkach. Czasami całe noce. Pewnego razu usłyszałem jakiś hałas. Zajrzałem do pokoju Chrisa by się upewnić czy z nim wszystko w porządku. Spał jak zawsze twardo. Zbiegłem schodami na dół. Odgłosy dobiegały z salonu. Ojciec Chrisa kłócił się z jakąś kobietą. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego. Z trudem hamował się przed rzuceniem się na nią. Natomiast ona wyglądała na zadowoloną z tego powodu. Pociągała za odpowiednie sznurki wyzwalając u niego konkretne emocje. Coś chciała od niego uzyskać, ale nigdy nie określiła tego wprost. W tamtej chwili naprawdę mnie urzekła. To jak potrafiła kierować słowami by zrównać człowieka z ziemią. Dla siedmiolatka była niezwykłym zjawiskiem. Zauważyła mnie, kryjącego się za szafką kiedy wychodziła. Przez moment spojrzała mi prosto w oczy, czułem jak dociera do mojej duszy. Budziła we mnie podziw. Nie odrywając ode mnie wzroku odezwała się. „Możesz się do mnie zwrócić w każdej sprawie”. Mówiła do niego, ale byłem przekonany, że słowa były skierowane do mnie. Tamtej nocy nie zmrużyłem oka, cały czas myśląc o niej. Postanowiłem, że ją odnajdę. Przeszukiwałem miasto wypatrując w tłumie jej twarzy. Zajęło mi to kilka tygodni. Kiedy się z nią spotkałem oznajmiła, że od początku wiedziała, że jej szukam, tylko chciała sprawdzić jak bardzo zmotywowany jestem. Wiedziała jak zależy mi na informacjach. Zaoferowała pomoc. Zapewniła, że zrobi wszystko co w jej mocy, że ma dostęp do wielu źródeł. Pomyślałem, że trafiłem na żyłę złota. Pierwszą odpowiedź otrzymałem po tygodniu. Potwierdziła, że śmierć moich rodziców nie była wypadkiem. Myślałem, że powie coś jeszcze, ale to było wszystko. Zdenerwowałem się, że nie dowiedziała się niczego więcej. Odparła, że nie będzie robić nic za darmo. Byłem gotów oddać jej wszystko, ale ona chciała tylko jednego. Świetlistego kryształu należącego do ojca Chrisa. Dużego jak jej pięść i przezroczystego niczym szkło. Nie pytałem po co. Zacząłem poszukiwania. Wywróciłem cały dom do góry nogami, ale nic nie znalazłem. Traciłem nadzieję. W końcu jednak postanowiłem spytać wprost. Udawałem, że interesuję się minerałami, pokazywałem się z odpowiednimi książkami. Po tygodniu zacząłem wypytywać ojca Chrisa. Dzięki poprzedniemu przygotowaniu nie był tym faktem zaskoczony. Napomknąłem coś o świetlistym krysztale i, że widziałem go gdzieś w domu. Dzięki mojemu urokowi zgodził się go pokazać. Kamień robił wrażenie. Pominę część historii jak udało mi się go potem ukraść. Nie jestem z tego dumny. Następnego dnia spotkałem się z nią w jakiejś spelunie by dobić targu. Tym razem jednak postanowiłem być sprytniejszy. Ukryłem kamień w worku w jednym ze śmietników niedaleko miejsca spotkania. Zażądałem wpierw informacji. Zagroziła, że jeśli ją oszukam zmieni moje życie w piekło. Zapewniłem, że mam to czego jej trzeba. Tamtej nocy przyznała się, że to ona stoi za zamordowaniem moich rodziców, ale powiedziała, że zrobiła to na zlecenie kogoś innego. Opowiedziała, że nigdy nie ustawia się po jednej ze stron. Za odpowiednią zapłatę jest gotowa zabić każdego. Byłem w szoku. Chciałem by powiedziała, kto kazał jej to zrobić, ale oczywiście taka informacja znowu wymagała zapłaty. Nie miałem wyboru. Zaprowadziłem ja do śmietnika i przekazałem kryształ. Jak tylko go dotknęła, omal nie straciłem głowy, kiedy rzuciła nim prosto w moją twarz. Była wściekła, że ją oszukałem. To nie był kamień, którego szukała. Jej oczy zaświeciły się jak u jakiegoś demona. Myślałem, że mnie zabije. Jednak jej złość szybko przeminęła. Powiedziała tylko, że będę żałował tego do końca własnego życia. Powiedziała, że już nigdy nie będę mógł spokojnie zasnąć. Będę cierpiał i tylko śmierć mnie od tego wybawi. Potem znikła i nie widziałam jej przez kolejny miesiąc. Zdążyłem już zapomnieć o wszystkim. Potem umarł ojciec Chrisa. Tamtego dnia pojąłem lekcję. Nie miałem wątpliwości, że to ona za tym stoi. Nie wiedziałem do czego jeszcze jest zdolna. Bałem się o Chrisa. Postanowiłem ją odszukać i przeprosić. Nigdy nie sądziłem, że tak długo można chować urazę. Przecież ona nic nie straciła. Powiedziała tylko jedno zdanie, za które z premedytacją zabiła niewinnego człowieka. Nie chciała iść na ugodę. Zapewniła, że zaatakuje znowu, a do tego czasu będę żył w niepewności. Nie będę znał dnia, ani godziny. Odseparowałem się od innych by nie narażać ich na niebezpieczeństwo. Próbowałem to samo zrobić z Chrisem, ale oczywiście nie opuszczał mnie na krok i z łatwością wybaczał każdą krzywdę. Był przyjacielem, na którego nie zasługiwałem. Postanowiłem, że zamiast go do siebie zniechęcać będę go chronić i pilnować by nic się mu nie przytrafiło.
- Dlatego go uratowałeś. - dopowiedziała szeptem
To była straszna historia. A wróg z jakim mają do czynienia jest gorszy niż myślała.
- Nigdy się do tego nie przyznałem. Nawet jemu. Przeze mnie stracił ojca.
- To nie prawda. - odpowiedziała z pewnością
Westchnął, przygotowany na takie słowa.
- Nie pokonasz Aeirin jeśli nie zrozumiesz jej myślenia. Jeśli ją zdradzisz poświęci wszystko by zamienić twoje życie w piekło. Zabija nie dla przyjemności cierpienia swojej ofiary lecz osoby, której najbardziej na niej zależy. Zaatakowała Kevina bo nie udało jej się złapać ciebie. Skoro nigdy wcześniej jej nie spotkałaś musiała zostać oszukana przez osobę, która ceniła ciebie. To cholerny łańcuszek, który nigdy się nie kończy.
- Co zrobiłeś, że zostawiła cię w spokoju?
- Może uznała, że srebro w płucach to wystarczająco wieczna tortura. - zaśmiał się bez cienia wesołości.
Alison nie wiedziała co ma powiedzieć. Nigdy nie przypuszczała przez co przeszedł Drake. Nie była odosobniona w cierpieniu i nigdy nie powinna była tak uważać. Czuła się głupio. Dotarły do niej wyrzuty sumienia za to jak go traktowała.
- Powinniśmy wracać. - powiedział wstając – Byłbym zapomniał.
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął jakiś zwitek papieru. Pomógł wstać Alison z ziemi i wręczył jej kartkę.
- Co to?
- Dostałem tą kartkę razem z kluczem. Domyślam się, że jest dla ciebie.
- Kelly ci to dała?
W pośpiechu rozłożyła papier. Od razu rozpoznała pismo przyjaciółki.

Spotkajmy się jutro o północy przy Fontannie Przyjaźni.

Drake wychylił się czytając notkę.
 - O północy? Jak romantycznie.

2 komentarze:

  1. Dziewczyno ja tu zaraz zejde tyle informacji a odpowiedź jest w twojej głowie i mam takie jedno pytanie jaką moc ma Alison oprucz tego że jest zmienno krztałtną i skąd się bierze to światło a tak z innej beczki kiedy kolejny rozdział :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział pewnie dopiero w weekend. ;p Na każde z twoich pytań prędzej czy później przyjdzie odpowiedź. Dziękuję za komentarze. :)

      Usuń