Kelly w pośpiechu
przekazała Drake'owi klucz do drzwi i bez słowa zbiegła schodami w
dół. Z gardła Alison wyrwało się ciche wycie. Chciała pobiec za
nią i porozmawiać. Zupełnie zapomniała, że nadal jest w swojej
zwierzęcej postaci. Nie mieli czasu. Drake sprawnie otworzył zamek
i oboje wbiegli na oświetlony dach. Nigdy nie sądziła, że tak się
ucieszy na widok słońca. Natychmiast zatrzasnął drzwi. Kilka
sekund później rozległ się łomot. Wampiry tłukły o drzwi po
drugiej stronie z taką siłą, że ze ścian obsypywał się tynk.
- Oby wytrzymały. -
wydyszał Drake
Alison była równie
zmęczona. Łapy trzęsły jej się od nadmiaru adrenaliny. Miała
krew na całym swoim ciele. Może okoliczności nie były przyjemne,
ale czuła się idealnie w ciele wilka. To było niezwykłe
przeżycie. Spojrzała na miasto. Mogła dostrzec i usłyszeć
znacznie więcej, niż jako człowiek. Wszystko zdawało się mieć
wewnętrzny blask, kształty były wyraźne, a kolory mocno
przesycone. Myślała, że będzie widzieć na czarno biało, ale tak
nie było. Podbiegła do krawędzi dachu i spojrzała w dół. Gdzieś
dalej słyszała kroki przechodnia. Czuła jego zapach. Mężczyzna
zdecydowanie nadużywał wody kolońskiej. To było cudownie
niezwykłe jak zupełnie inaczej wygląda świat kiedy dostrzega się
go dokładniej i mocniej pod każdym względem. Była tak szczęśliwa,
że miała ochotę zawyć, ale w miarę się opanowała. Wilk na
dachu kościoła mógł przyciągnąć uwagę nieproszonych gości.
Biorąc pod uwagę niedawną bijatykę wnętrze budowli wcale nie
było lepsze.
- Musimy się wynosić.
- stwierdził Drake – Nie jesteśmy tutaj bezpieczni. Lada chwila
mogą otworzyć drzwi. Wyskakuj z sierści i schodzimy drabiną na
dół.
Gwałtownie odwróciła
głowę w jego stronę. To, że udało jej się zmienić w wilka nie
oznaczało, że potrafi wrócić do ludzkiej postaci. Drake musiał
wyczytać to z jej oczu bo nagle zmęczony przetarł twarz, głośno
przy tym wzdychając.
- Po prostu to zrób. To
nie jest trudne. Nie myśl za dużo. Zmiana przyjdzie sama.
Sięgnął za plecy i
zaczął grzebać w plecaku. Wyciągnął duży, cienki koc i rzucił
go na ziemie przed nią. Następnie to samo zrobił z ubraniami.
- Musisz się
pospieszyć. - nakazał z niepokojem patrząc na wrota, za którymi
nadal rozbrzmiewały odgłosy walenia. -Nie jestem pewien czy
wszystkie wampiry wrażliwie reagują na słońce. W końcu dałem im
ten krem ochronny, nie?
Nawet w obliczu śmierci
mógłby żartować. Gdyby była człowiekiem już dawno wywróciłaby
oczami. Zamiast jednak tracić na to czas po prostu spróbowała
wrócić do siebie. Stała w bezruchu starając się nie myśleć
zbytnio o zmianie tak jak nakazał. Widząc, że nie bardzo jej idzie
westchnął i odwrócił się do niej plecami.
- Nie będę patrzył,
obiecuję. Nauczysz tu taką się zmieniać to nie będzie się potem
umiała odmienić.
Coś tam jeszcze narzekał
na jej temat, ale jego słowa zlały się ze sobą. Otoczyła ją
błoga cisza i spokój, po którym nastąpił ból. Nie było łatwiej
niż wcześniej. Cierpienie było nie do wytrzymania, ale na
szczęście nie trwało długo. Odgłos gruchotanych kości wcale nie
pomagał w przebrnięciu do końca. Mocno zacisnęła szczęki,
starając się nie krzyczeć. W końcu ból odpłynął i zostawił
ją zupełnie nagą na ciepłym, betonowym dachu. Spojrzała na swoje
dłonie nadal nie dowierzając. Sierść zniknęła, została tylko
blada skóra.
Rozległ się głośny
huk Drzwi w każdej chwili mogły puścić. Nie tracąc czasu szybko
włożyła to co miała przed sobą i podbiegła do krawędzi dachu
gdzie stał Drake.
- Schodź. - polecił
wskazując drabinkę.
Chwyciła się metalowych
poręczy i zaczęła schodzić w dół. Drake był tuż nad nią. W
momencie, w którym jej stopy dotknęły ziemi, usłyszała odgłos
pękającego drewna, a potem odgłosy kroków.
- Gazu! - krzyknął
popychając ją przed sobą.
Ruszyli przed siebie co
sił w nogach, głośno się przy tym śmiejąc. Alison nie potrafiła
opisać jak bardzo była szczęśliwa. W końcu jej się udało. Już
nie była dziwadłem tylko potężnym zmiennokształtnym. Radość
dodawała jej energii. Mogłaby biec cały dzień, ani razu się nie
zatrzymując. Nie wiedziała jak daleko uciekli, kiedy to Drake
zarządził przerwę. Zdyszany pochylił się do przodu ciężko
łapiąc oddech. Już chciała skomentować jaki jest słaby, ale
przypomniała sobie o jego płucach. Nagle zesztywniała.
Jakby wyczuł jej
niepokój, od razu zapewnił.
- W porządku. Płuca
trzymają się kupy. Tymczasowy brak sił. Zaraz z powrotem mogę
walczyć z wampirami.
Nie mogła powstrzymać
śmiechu. Od dawna nie była w tak dobrym nastroju.
Po kilku głębokich
wdechach wyprostował się i spojrzał na nią zadowolony.
- To jak Alison
Stevenson? Mówiłem, że ci się uda.
- Dziękuję. -
krzyknęła i w szale nieopisanej radości zarzuciła mu ręce na
szyję. Trochę go to zaskoczyło, bo na moment się zawahał. Po
chwili jednak odwzajemnił uścisk. - To było samobójcze i w życiu
bym się na to nie zgodziła, ale miałeś rację. Całkowitą rację.
Udało mi się.
Jej śmiech przeszedł w
płacz, ale nie było jej smutno. Płakała z radości. Była mu tak
nieopisanie wdzięczna. Każdy powód, dla którego się na niego
złościła w jednej chwili wyparował. W końcu czuła się sobą.
Silna i mogąca znieść wszystko. Powoli się odsunęła. Podniosła
głowę by spojrzeć mu w oczy.
- Dziękuję. - szepnęła
nadal płacząc
Jego dłoń powędrowała
do jej policzka. Delikatnie otarł jej łzy. Widziała radość w
jego oczach oraz jej własne szczęście odbijające się od ich
szklistej powierzchni. Uniósł jej podbródek jednocześnie
pochylając się do przodu. Ich usta się zetknęły. Przez dosłownie
sekundę, w głowie Alison pojawiły się wątpliwości, ale kiedy
poczuła jego ciepłe dłonie na jej plecach mocno ją obejmujące
wszystkie natychmiast zniknęły. Przyciągnęła go bliżej oddając
w pocałunek całą radość. Zakręciło jej się w głowie od
przypływu żaru. Miała wrażenie, że jej skóra płonie w każdym
miejscu, gdzie jej dotknął. Oddał wszystko co mu przekazała, ale
i tak nie potrafiła się nasycić. Czuła jego zapach jeszcze
wyraźniej niż wcześniej. Jej zmysły całkowicie oszalały.
Wszystko było wzmocnione.
Niechętnie się odsunęła
nabierając powietrza. Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią z
uwagą. Zniknęło całe rozbawienie, które zawsze się w nich
skrywało. Jego twarz wyglądała inaczej. Nie potrafiła określić
pod jakim względem.
- Gdyby nie fakt, że
sam zaprowadziłem cie do tego kościoła, można było by
powiedzieć, że tym razem to ty posłużyłaś się mną. -
uśmiechnął się
Zdała sobie sprawę jak
bardzo była zmęczona złoszczeniem się na niego. Teraz kiedy
wszystko rozpłynęło się lub ukryło w najciemniejszym i
najdalszym skrawku jej umysłu czuła się lekko. Jakby ktoś zdjął
ciężar z jej pleców. Była gotowa by mu powiedzieć. Nie chciała
więcej ukrywać tego co wcześniej widziała. Pamiętała jak
zależało mu na tej informacji, dlatego wcześniej przysięgła
milczeć. Jednak poprosił ją o to tylko raz. Nie nalegał, ani nie
naciskał jakby rozumiał dlaczego nie chciała nic mu wyjawiać.
Czekał aż sama zmieni zdanie. Nadszedł właśnie ten moment.
Schyliła głowę i
powoli odsunęła się od niego. Opuścił ramiona, pozwalając jej
na to.
- To był twój dom,
prawda? - spytała ściszonym głosem
Doskonale rozumiał co
miała na myśli. Mimowolnie pokiwał głową. Blask w jego oczach
minimalnie przygasł.
- Moi rodzice zginęli
tamtej nocy. - wyznał
- Widziałam twojego
ojca i pożar i... - urwała – Możemy gdzieś pójść. Nie chcę
tak stać na ulicy.
- Nie wyglądamy
najlepiej. - przyznał z lekkim, pozbawionym radości uśmiechem
Spojrzała na niego, a
potem na siebie. Oboje byli brudni i pokryci krwią. O dziwo, że
jeszcze nikt nie zwrócił na nich uwagi. Nadal znajdowali się na
przedmieściach, gdzie nie często spotyka się przechodniów,
zwłaszcza w porze obiadowej.
- Park? - zaproponowała.
Nie miała ochoty wracać do hotelu. Mimo siniaków i zadrapań czuła
się dobrze. Lepiej było jej na zewnątrz z Drake'iem niż w
smutnym, zniszczonym budynku, który za bardzo mógłby przypominać
jej wnętrze kościoła, z którego niedawno uciekli. Poza tym wolała
trzymać się tej chwili niczym tonący brzytwy. Nie wiadomo co
będzie jak wrócą do domu. Wszystko może z powrotem się
skomplikować. Stanie obok niego całemu w brudzie i krwi było
proste i dosyć zabawne, kiedy nie patrzyło się na to z innej
perspektywy.
* * *
Właściwie w centrum
Jacksonville nie znalazłoby się miejsca, które dobrze spełniałoby
definicje parku. Były jedynie niezabudowane place obrośnięte suchą
trawą i nielicznymi drzewami. Chodniki wyglądały jakby wykonano je
z odpadów budowlanych, nigdzie nie było żadnych ławek ani
latarni. Nie wykluczone, że niedługo nawet takie miejsca zostaną
zapełnione budynkami.
Mimo, że okolica nie
należała do najpiękniejszych, Alison była zbyt szczęśliwa by
się tym przejmować. Wyglądała już nieco lepiej. Zanim wkroczyli
do tak zwanego parku, zaszli do jednej z ulicznych knajp i zamówili
coś na wynos. Zanim odebrali zamówienie Alison zdążyła trochę
się oczyścić w łazience. Nie była to najdokładniejsza kąpiel,
ale przynajmniej udało jej się zetrzeć większość krwi. Drake za
to nie tracił czasu na poprawienie wyglądu. Wydawał się nie
przejmować tłumami gapiów obserwujących go z niepokojem. Na ich
miejscu zareagowałaby zapewne tak samo. Facet poturbowany i brudny w
środku lokalu zdecydowanie się wyróżnia. Zwłaszcza kiedy wygląda
jakby nie zdawał sobie sprawy dlaczego wszyscy się na niego patrzą.
Nie ważne jak bardzo był umorusany i obity, dla Alison i tak
wyglądał bosko. Niechlujnie oparty o ladę w oczekiwaniu na
jedzenie, przeglądał menu.
Byli tak głodni, że
zdążyli zjeść wszystko co kupili zanim dotarli do granicy parku.
Wyrzucając puste opakowania po kurczaku do śmietnika, trzymając
się za ręce wkroczyli na zielony trawnik. Wybrali jedno z bardziej
zacienionych miejsc, siadając na brzegu wąskiej rzeki Hogans Creek.
- Wiesz, że jak tylko
cię zobaczyłam wiedziałam, że sprawiasz kłopoty. - zaśmiała
się pod nosem, przypominając sobie tamten wieczór. Od tamtego
czasu wszystko się zmieniło. Teraz wydawało się jakby to było
kilka lat temu. - Wszyscy patrzyli na ciebie morderczym spojrzeniem,
popychali i wyzywali, a z twojej twarzy nie schodził uśmiech.
- Nie tylko ja przykułem
ich uwagę tamtego wieczoru. - zauważył
Odwróciła się w jego
stronę z powagą.
- Wiedziałeś wtedy, że
jestem siostrą Chrisa?
- Nie od razu.
Wiedziałem, że tam będziesz razem z matką, ale nie jesteś do
niego podobna, a zdjęcie twojej matki widziałem tylko raz w dodatku
była wtedy młoda.
- Ty za to wyglądasz
dokładnie jak ojciec. - przyznała.
- Nigdy nikt mi tego nie
powiedział. Nie pamiętam żadnego z rodziców zbyt dobrze. Nie było
mnie w domu w momencie gdy wybuchł pożar. Nie miałem pojęcia co
się stało, ale wiedziałem, że to nie był wypadek. Nikt mi nie
wierzył, więc zacząłem szukać odpowiedzi na własną rękę. -
urwał na moment – Przepraszam za to, że tak cię potraktowałem.
Nie byłem pewien czy cokolwiek zobaczysz, dlatego wolałem nie
wyprzedzać faktów. Myślałem, że mi nie uwierzysz jeśli powiem
wprost o umiejętnościach jakie możesz posiadać.
- Powinieneś był to
zrobić. - odparła – Nawet jeśli bym ci nie uwierzyła,
chciałabym się przekonać na własnej skórze.
Nic więcej nie
powiedział. Wiedziała, że to ona powinna mówić, ale ciężko
było jej wydobyć z siebie choćby słowo. Sama nie rozumiała tego
co widziała. Może powinna była to jeszcze przemyśleć. Jednak
kiedy tak na niego patrzyła. Zgarbionego i przygnębionego,
bezradnie wyrywającego źdźbła trawy, pomyślała, że jest mu to
winna. Zasługiwał na to by poznać prawdę. Kim była by mu tego
zabronić?
- Widziałam pożar i
twojego ojca w pokoju. Wołał kogoś. Myślę, że szukał twojej
matki. Wtedy z płomieni wyszła kobieta. Cała ubrana na czarno z
długimi ciemnymi włosami. Płomienie jej nie zagrażały. Twój
ojciec wyglądał na tak bezsilnego kiedy ją ujrzał, jakby już
pogodził się ze swoim losem. Jedynie czego pragnął to dowiedzieć
się kto kazał jej zabić jego rodzinę. - przerwała.
Spojrzał na nią
wyczekująco. Wiedziała, że to właśnie tego chce się dowiedzieć.
Nie potrafiła tego wykrztusić. Nie znała własnego ojca, ale ze
słów jej matki naprawdę wierzyła, że był dobrym człowiekiem.
Od momentu kiedy zobaczyła ten dom stojący w płomieniach, zupełnie
nie wiedziała w co ma wierzyć.
- Ona powiedziała, że
cię potrzebował, a oni byli tylko przeszkodą.
- Kto, Alison? Kto ją
nasłał? - ponaglał
Wypuściła powietrze.
- Powiedziała, że był
to William Stevenson.
Nie wiedziała jakiej
reakcji się spodziewała z jego strony. Myślała, że będzie zły,
albo smutny, ale ku jej zaskoczeniu jego usta wygięły się w
uśmiechu, a oczy zaszkliły jak u szaleńca. Zaczął się śmiać.
Nie był to radosny śmiech. Bardziej desperacki chichot osoby, która
właściwie nie ma pojęcia z czego się śmieje.
- Naprawdę nie wiem czy
chociaż przez jedną sekundę ta kobieta nie pogrywa z innymi. -
powiedział w końcu
- O czym ty mówisz? -
Była lekko zdezorientowana. Nie miała bladego pojęcia co go tak
rozbawiło.
- O tym, że kobieta,
która zamordowała moich rodziców to podstępna, manipulatorska
żmija nastawiająca najlepszych przyjaciół przeciwko sobie. Nawet
w obliczu śmierci nie mogła powiedzieć mojemu ojcu prawdy.
- Skąd wiesz, że
kłamała? - Naprawdę ja zaciekawił.
- Bo doskonale ją znam.
Lepiej niż ktokolwiek inny.
- Drake ja rozpoznałam
ten głos. To ona rozmawiała ze mną przez telefon. - powiedziała
zaniepokojona
- Wiem. - odparł
otwarcie – Ona stoi za wszystkim co się teraz dzieje, a ja nadal
nie wiem czego chce. Nie pokonam jej jeśli się tego nie dowiem.
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wiedziała, że będę chciał
się dowiedzieć czegoś o śmierci rodziców. Dlatego nie mówiła
szczerze, ani przez moment. Robi co tylko może by utajnić
informację, której najbardziej potrzebuję.
- Mówimy o Aeirin,
prawda?
Nie musiał odpowiadać.
Znała odpowiedź.
- W jej umyśle kryją
się rzeczy tak chore i poplątane jakich świat nigdy nie widział.
Nawet diabły zazdrościłyby jej umiejętności kłamania.
- Ale skąd to wszystko
wiesz? - spytała gwałtownie
Spojrzał na nią z takim
wyrazem twarzy, jakby żałował, że to wszystko powiedział.
Potrwało dłuższą chwilę zanim pozbierał się by odpowiedzieć.
- Kiedy odkryłem, że
sam nie dam rady się dowiedzieć nic więcej o śmierci rodziców,
szukałem każdej możliwej drogi do otrzymania informacji. Dużo
siedziałem przy książkach. Czasami całe noce. Pewnego razu
usłyszałem jakiś hałas. Zajrzałem do pokoju Chrisa by się
upewnić czy z nim wszystko w porządku. Spał jak zawsze twardo.
Zbiegłem schodami na dół. Odgłosy dobiegały z salonu. Ojciec
Chrisa kłócił się z jakąś kobietą. Jeszcze nigdy nie widziałem
go tak wściekłego. Z trudem hamował się przed rzuceniem się na
nią. Natomiast ona wyglądała na zadowoloną z tego powodu.
Pociągała za odpowiednie sznurki wyzwalając u niego konkretne
emocje. Coś chciała od niego uzyskać, ale nigdy nie określiła
tego wprost. W tamtej chwili naprawdę mnie urzekła. To jak
potrafiła kierować słowami by zrównać człowieka z ziemią. Dla
siedmiolatka była niezwykłym zjawiskiem. Zauważyła mnie,
kryjącego się za szafką kiedy wychodziła. Przez moment spojrzała
mi prosto w oczy, czułem jak dociera do mojej duszy. Budziła we
mnie podziw. Nie odrywając ode mnie wzroku odezwała się. „Możesz
się do mnie zwrócić w każdej sprawie”. Mówiła do niego, ale
byłem przekonany, że słowa były skierowane do mnie. Tamtej nocy
nie zmrużyłem oka, cały czas myśląc o niej. Postanowiłem, że
ją odnajdę. Przeszukiwałem miasto wypatrując w tłumie jej
twarzy. Zajęło mi to kilka tygodni. Kiedy się z nią spotkałem
oznajmiła, że od początku wiedziała, że jej szukam, tylko
chciała sprawdzić jak bardzo zmotywowany jestem. Wiedziała jak
zależy mi na informacjach. Zaoferowała pomoc. Zapewniła, że zrobi
wszystko co w jej mocy, że ma dostęp do wielu źródeł.
Pomyślałem, że trafiłem na żyłę złota. Pierwszą odpowiedź
otrzymałem po tygodniu. Potwierdziła, że śmierć moich rodziców
nie była wypadkiem. Myślałem, że powie coś jeszcze, ale to było
wszystko. Zdenerwowałem się, że nie dowiedziała się niczego
więcej. Odparła, że nie będzie robić nic za darmo. Byłem gotów
oddać jej wszystko, ale ona chciała tylko jednego. Świetlistego
kryształu należącego do ojca Chrisa. Dużego jak jej pięść i
przezroczystego niczym szkło. Nie pytałem po co. Zacząłem
poszukiwania. Wywróciłem cały dom do góry nogami, ale nic nie
znalazłem. Traciłem nadzieję. W końcu jednak postanowiłem spytać
wprost. Udawałem, że interesuję się minerałami, pokazywałem się
z odpowiednimi książkami. Po tygodniu zacząłem wypytywać ojca
Chrisa. Dzięki poprzedniemu przygotowaniu nie był tym faktem
zaskoczony. Napomknąłem coś o świetlistym krysztale i, że
widziałem go gdzieś w domu. Dzięki mojemu urokowi zgodził się go
pokazać. Kamień robił wrażenie. Pominę część historii jak
udało mi się go potem ukraść. Nie jestem z tego dumny.
Następnego dnia spotkałem się z nią w jakiejś spelunie by dobić
targu. Tym razem jednak postanowiłem być sprytniejszy. Ukryłem
kamień w worku w jednym ze śmietników niedaleko miejsca spotkania.
Zażądałem wpierw informacji. Zagroziła, że jeśli ją oszukam
zmieni moje życie w piekło. Zapewniłem, że mam to czego jej
trzeba. Tamtej nocy przyznała się, że to ona stoi za zamordowaniem
moich rodziców, ale powiedziała, że zrobiła to na zlecenie kogoś
innego. Opowiedziała, że nigdy nie ustawia się po jednej ze stron.
Za odpowiednią zapłatę jest gotowa zabić każdego. Byłem w
szoku. Chciałem by powiedziała, kto kazał jej to zrobić, ale
oczywiście taka informacja znowu wymagała zapłaty. Nie miałem
wyboru. Zaprowadziłem ja do śmietnika i przekazałem kryształ. Jak
tylko go dotknęła, omal nie straciłem głowy, kiedy rzuciła nim
prosto w moją twarz. Była wściekła, że ją oszukałem. To nie
był kamień, którego szukała. Jej oczy zaświeciły się jak u
jakiegoś demona. Myślałem, że mnie zabije. Jednak jej złość
szybko przeminęła. Powiedziała tylko, że będę żałował tego
do końca własnego życia. Powiedziała, że już nigdy nie będę
mógł spokojnie zasnąć. Będę cierpiał i tylko śmierć mnie od
tego wybawi. Potem znikła i nie widziałam jej przez kolejny
miesiąc. Zdążyłem już zapomnieć o wszystkim. Potem umarł
ojciec Chrisa. Tamtego dnia pojąłem lekcję. Nie miałem
wątpliwości, że to ona za tym stoi. Nie wiedziałem do czego
jeszcze jest zdolna. Bałem się o Chrisa. Postanowiłem ją odszukać
i przeprosić. Nigdy nie sądziłem, że tak długo można chować
urazę. Przecież ona nic nie straciła. Powiedziała tylko jedno
zdanie, za które z premedytacją zabiła niewinnego człowieka. Nie
chciała iść na ugodę. Zapewniła, że zaatakuje znowu, a do tego
czasu będę żył w niepewności. Nie będę znał dnia, ani
godziny. Odseparowałem się od innych by nie narażać ich na
niebezpieczeństwo. Próbowałem to samo zrobić z Chrisem, ale
oczywiście nie opuszczał mnie na krok i z łatwością wybaczał
każdą krzywdę. Był przyjacielem, na którego nie zasługiwałem.
Postanowiłem, że zamiast go do siebie zniechęcać będę go
chronić i pilnować by nic się mu nie przytrafiło.
- Dlatego go uratowałeś.
- dopowiedziała szeptem
To była straszna
historia. A wróg z jakim mają do czynienia jest gorszy niż
myślała.
- Nigdy się do tego nie
przyznałem. Nawet jemu. Przeze mnie stracił ojca.
- To nie prawda. -
odpowiedziała z pewnością
Westchnął, przygotowany
na takie słowa.
- Nie pokonasz Aeirin
jeśli nie zrozumiesz jej myślenia. Jeśli ją zdradzisz poświęci
wszystko by zamienić twoje życie w piekło. Zabija nie dla
przyjemności cierpienia swojej ofiary lecz osoby, której
najbardziej na niej zależy. Zaatakowała Kevina bo nie udało jej
się złapać ciebie. Skoro nigdy wcześniej jej nie spotkałaś
musiała zostać oszukana przez osobę, która ceniła ciebie. To
cholerny łańcuszek, który nigdy się nie kończy.
- Co zrobiłeś, że
zostawiła cię w spokoju?
- Może uznała, że
srebro w płucach to wystarczająco wieczna tortura. - zaśmiał się
bez cienia wesołości.
Alison nie wiedziała co
ma powiedzieć. Nigdy nie przypuszczała przez co przeszedł Drake.
Nie była odosobniona w cierpieniu i nigdy nie powinna była tak
uważać. Czuła się głupio. Dotarły do niej wyrzuty sumienia za
to jak go traktowała.
- Powinniśmy wracać. -
powiedział wstając – Byłbym zapomniał.
Sięgnął do tylnej
kieszeni spodni i wyciągnął jakiś zwitek papieru. Pomógł wstać
Alison z ziemi i wręczył jej kartkę.
- Co to?
- Dostałem tą kartkę
razem z kluczem. Domyślam się, że jest dla ciebie.
- Kelly ci to dała?
W pośpiechu rozłożyła
papier. Od razu rozpoznała pismo przyjaciółki.
Spotkajmy się jutro
o północy przy Fontannie Przyjaźni.
Drake
wychylił się czytając notkę.
- O północy? Jak
romantycznie.
Dziewczyno ja tu zaraz zejde tyle informacji a odpowiedź jest w twojej głowie i mam takie jedno pytanie jaką moc ma Alison oprucz tego że jest zmienno krztałtną i skąd się bierze to światło a tak z innej beczki kiedy kolejny rozdział :-D
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział pewnie dopiero w weekend. ;p Na każde z twoich pytań prędzej czy później przyjdzie odpowiedź. Dziękuję za komentarze. :)
Usuń