Odpuściła sobie dalsze,
bezcelowe zadawanie pytań, na które ani razu nie uzyskała
odpowiedzi. Najwyraźniej prawie godzinna jazda motorem i ponad dwa
razy dłuższy marsz nie ostudziły gniewu. Alison już zdążyła
ochłonąć i wszystko sobie przemyśleć. Nie było sensu niczego
zarzucać Drake'owi. Sam był kowalem swego losu i nie ważne jak
głupio by się nie zachowywał kim była ona by go osadzać. Sama
nie była aniołem, popełniała błędy częściej niż mogłaby
zliczyć. Tylko w przeciwieństwie do niego nie ponosiła trwałych
konsekwencji. Może poza utratą matki, ale nawet w tej kwestii nie
mogła go pobić. Drake również nie miał rodziców. Wychodziło na
to, że oboje nie zostali łagodnie potraktowani przez życie.
W milczeniu brnęli
przez ciemny, gęsty las. A raczej to Drake brnął, a Alison prawie
czołgała się z tyłu. Dzień może nie był dla niej długi,
zważywszy, że większą jego część spędziła we własnych
wspomnieniach, ale mimo to był męczący. Dowody na to odczuwała na
każdym kroku.
- Mścisz się na mnie
za to co ci powiedziałam? - wydyszała
Tym razem ku jej
zaskoczeniu zareagował. Nic nie powiedział, ale przynajmniej się
zatrzymał.
- Przepraszam jeśli cię
uraziłam, ale naprawdę nie widzę sensu w tej wyprawie. Prowadzisz
mnie przez środek niewiadomego lasu, który Bóg wie gdzie się
znajduje. Jeśli to planowałeś od początku to naprawdę genialna
atrakcja. Uwielbiam wałęsać się bez celu między drzewami, ale
...
- Nie gniewam się. -
przerwał jej, powoli się odwracając – Chcę ci coś pokazać.
Już nie daleko. - lekko się uśmiechnął, a to przynajmniej na
moment wystarczyło by dodać jej energii.
Przynajmniej nie kłamał
w kwestii odległości. Kilka minut później las się przerzedził,
ale i tak było zbyt ciemno by dostrzec co znajduje się między
drzewami. Alison widziała tylko krzywą, ciemną plamę na tle
jeszcze ciemniejszego zagajnika. Kiedy zrobiła następne dwa kroki
coś w powietrzu się zmieniło. Nie potrafiła tego określić.
Przeszył ją śmiertelny chłód, ale nie był on spowodowany
wiatrem. Noc była ciepła. Zupełnie jakby w tym konkretnym miejscu
panował inny klimat, który sprawił, że jeżyły jej się włosy
na karku. Miała ochotę stąd uciec i jednocześnie podejść
bliżej.
- Co to za miejsce? - Z
niewiadomego powodu bała się zadać to pytanie głośno.
Nie odpowiedział tylko
ruszył przed siebie. Nie chcąc za bardzo zostawać z tyłu, poszła
za nim. Kiedy była wystarczająco blisko, rozpoznała kształty.
Ciemna plama okazała się domem, a raczej tym co z niego zostało.
Ruiny budynku widniały nad jej głową niczym kat z toporem -
przerażały i budziły grozę. Grube kamienie, z których wykonane
były ściany, nawet w nocy odznaczały się nieregularnym kształtem.
Zupełnie jak stopione świece.
Nawet nie zauważyła
kiedy Drake zniknął jej z oczu. Nie mogła zaprzeczyć, że poczuła
ukłucie strachu. Nie podobało jej się to miejsce, a świadomość,
że miałaby tu zostać sama wcale nie dodawała otuchy. Nie mając
pojęcia gdzie mógł zniknąć, zdecydowała się wejść do środka.
Budynek nie posiadał drzwi. Pozostałości wrót walały się na
ziemi, sprawiając, że potykała się prawie na każdym kroku.
Wnętrze wyglądało
jeszcze gorzej. Wszystko doszczętnie zniszczone. Nie miała pojęcia
jakim cudem budowla się trzymała. Ściany były naruszone,
straszyły swoją krzywizną. Rozglądając się po pomieszczeniach,
zauważyła, że nie zachował się żaden z mebli. Nawet
najmniejszy element świadczący o tym, że ktoś tu wcześniej
mieszkał. Dom był pusty, spowity popiołem i przesiąknięty odorem
pleśni i czegoś jeszcze. Zapachu, który kojarzyła, ale nie
potrafiła sobie przypomnieć skąd.
- Wszystko zniszczone
przez ogień. - rozległ się głos za jej plecami.
Spojrzała na ciemną
postać, która niedbale opierała się o jedną ze ścian. Alison
mogłaby przysiąc, że widziała jak kamienie lekko się osunęły
pod jego ciężarem.
- Co tutaj się stało?
- Przywołuje
wspomnienia, co? - zignorował jej pytanie
Nie dało się ukryć, że
jak tylko zobaczyła nietypowy kształt kamieni, do głowy od razu
wdarły jej się obrazy z nocy pożaru w Głównym Domu oraz słowa
mamy Kevina „ Żaden normalny ogień nie byłby w stanie spalić
kamiennego muru.”.
- Nie rozumiem dlaczego
mnie tutaj przyprowadziłeś? - Musiała coś powiedzieć by
odseparować się od wspomnień z tamtej nocy.
- Chcę ci coś pokazać.
- oznajmił, odsuwając się od ściany.
Powoli do niej podszedł
i ujął jej dłoń. Powstrzymała odruch by się cofnąć. Zawsze
była podejrzliwa kiedy jakiś facet zanadto się do niej zbliżał.
Jedynym wyjątkiem był Kevin. Chciałaby komuś innemu kiedyś
zaufać tak jak jemu, ale z doświadczenia wiedziała, że to
ryzykowne i bolesne.
- Mówiłaś Chrisowi,
że chciałabyś się nauczyć jak być Zmiennokształtnym. - mówił
ściszonym głosem – By to zrobić musisz zaakceptować każdy ze
zmysłów, który posiadasz. Czujesz, słyszysz i widzisz lepiej niż
normalny człowiek. Problem w tym, że sama tego nie wiesz. Pozwól
by zmysły same cię pokierowały.
Lekko złapał jej
nadgarstek i prowadząc jej własną ręką przyciągnął ją do
osmolonej ściany. Nic się nie stało. Poczuła jedynie chłód
bijący od muru, który mieszał się z naturalnym ciepłem
emanującym od Drake'a, stojącego za nią.
- Pozwól by cię
pokierowały. - szepnął tuż przy jej twarzy.
- Nie wiem jak mam to
zrobić. - odpowiedziała zachrypniętym głosem
- Pomyśl o tym co cię
otacza. Niech przestrzeń całkowicie cię wypełni.
Jakkolwiek by się nie
starała, nie potrafiła tego zrobić. A przyczyna tego stała tuż
za jej plecami, przyciskając jej dłoń do ściany. Mocno wciągnęła
powietrze, by rozjaśnić sobie w głowie. To on był tym co ją
otacza. To on wkradł się do jej wnętrza. Odchyliła głowę do
tyłu by na niego spojrzeć. Para przepięknie błękitnych oczu
wpatrywała się w nią z uporem. Nie wiedziała jak i kiedy, ale jej
usta nagle znalazły się na jego. W przeciwieństwie do niej nie
wydawał się tym faktem specjalnie zaskoczony. Wręcz przeciwnie,
był całkowicie przygotowany. Jednym, szybkim ruchem przyciągnął
ją do siebie, obejmując silnymi ramionami jej talie. Zarzuciła mu
ręce na szyję, sprawiając, że był jeszcze bliżej. Pachniał i
smakował cudownie. Świeży i wszechogarniający niczym mglisty
poranek. Nie potrafiła i nie chciała go od siebie odsuwać.
Całkowicie pochłonięta pocałunkiem, nawet nie zorientowała się
kiedy poczuła chłód na plecach. Stała oparta o ścianę,
zamknięta niczym w klatce. Nie bała się. Mogłaby być uwięziona
w jego objęciach do końca świata. Tak się jednak nie stało.
Świat szybko zawirował, a kolana momentalnie się pod nią ugięły.
Upadła na ziemię, wyrwana z rzeczywistości. Nie była już w
starych runiach. Nie miała przed sobą Drake'a, a jedynie płomienie.
Ogromne i gorące języki ognia otoczyły ją z każdej możliwej
strony. Wiły się po ścianach i przecinały podłogę. Powietrze
było gęste od dymu, ale to wcale nie utrudniało jej oddychania.
Zdawało się, że wcale nie potrzebuje powietrza. Zupełnie jakby
jej organizm zastygł, a jedynie oczy poruszały się obserwując
sytuację.
Nagle, przebijając się
przez hałas pękającego drewna do jej uszu dotarł męski głos.
Zaraz po nim do pomieszczenia wbiegł wysoki mężczyzna. Włosy miał
wyblakłe i pokryte popiołem, a oczy błękitne jak ocean. Na
początku pomyślała, że to Drake jakimś cudem też się tutaj
znalazł. Kiedy jednak podszedł bliżej dostrzegła, że osobnik
jest starszy.
- Camile! -krzyczał
starając się przedrzeć przez płomienie. Usta zakrywał dłonią,
ale mimo to dym i tak docierał do jego płuc, wymuszając kaszel.
Nikt nie odpowiedział na
jego wołania. Alison chciała do niego podbiec, nakazać mu uciekać,
ale nie mogła się poruszyć. Jak wbetonowana w podłogę mogła
jedynie obserwować.
- Nie ocalisz jej. -
usłyszała roześmiany damski głos.
Ze ściany ognia
wymaszerowała czarnowłosa kobieta w długim, skórzanym płaszczu.
Dym oraz płomienie, tak samo jak i Alison nie robiły jej krzywdy.
Mężczyzna nie wydawał
się zdziwiony jej obecnością. Zupełnie bez sił opadł na kolana,
wpatrując się ze smutkiem w ogarniający go chaos. Był niezwykle
spokojny jak na osobę, która znajduje się w środku piekła.
- Dlaczego? - spytał
tylko
- Nie mnie powinieneś
zadać to pytanie. Ja wykonuję jedynie zlecenie jakie dostałam.
- Mam prawo wiedzieć,
kto jest twoim pracodawcą. Kto zlecił ci zabić moją rodzinę? -
wykrzyknął
Kobieta uśmiechnęła
się ukazując nieziemsko białe zęby.
- Czasami nawet najlepsi
przyjaciele okazują się zdrajcami, James. On potrzebuje chłopca.
Wy jesteście jedynie przeszkodą, którą nakazał mi usunąć. -
wyznała
- Kto? - powtórzył
Zielone oczy patrzyły na
sponiewieraną postać z całkowitą obojętnością. Bijący od niej
chłód mógłby ostudzić nawet najgorętsze płomienie. Powoli
zaczęła się cofać, aż całkowicie zniknęła w płomieniach.
Echo jej głosu rozniosło się po pomieszczeniu niczym fala tsunami,
niosąc odpowiedź.
- William Stevenson.
Wow świetne no już nie mogę się doczekoć kolejnego rozdziału / Agacia<3
OdpowiedzUsuń*.*
Usuń