piątek, 10 października 2014

Rozdział 39

Odpuściła sobie dalsze, bezcelowe zadawanie pytań, na które ani razu nie uzyskała odpowiedzi. Najwyraźniej prawie godzinna jazda motorem i ponad dwa razy dłuższy marsz nie ostudziły gniewu. Alison już zdążyła ochłonąć i wszystko sobie przemyśleć. Nie było sensu niczego zarzucać Drake'owi. Sam był kowalem swego losu i nie ważne jak głupio by się nie zachowywał kim była ona by go osadzać. Sama nie była aniołem, popełniała błędy częściej niż mogłaby zliczyć. Tylko w przeciwieństwie do niego nie ponosiła trwałych konsekwencji. Może poza utratą matki, ale nawet w tej kwestii nie mogła go pobić. Drake również nie miał rodziców. Wychodziło na to, że oboje nie zostali łagodnie potraktowani przez życie.
W milczeniu brnęli przez ciemny, gęsty las. A raczej to Drake brnął, a Alison prawie czołgała się z tyłu. Dzień może nie był dla niej długi, zważywszy, że większą jego część spędziła we własnych wspomnieniach, ale mimo to był męczący. Dowody na to odczuwała na każdym kroku.
- Mścisz się na mnie za to co ci powiedziałam? - wydyszała
Tym razem ku jej zaskoczeniu zareagował. Nic nie powiedział, ale przynajmniej się zatrzymał.
- Przepraszam jeśli cię uraziłam, ale naprawdę nie widzę sensu w tej wyprawie. Prowadzisz mnie przez środek niewiadomego lasu, który Bóg wie gdzie się znajduje. Jeśli to planowałeś od początku to naprawdę genialna atrakcja. Uwielbiam wałęsać się bez celu między drzewami, ale ...
- Nie gniewam się. - przerwał jej, powoli się odwracając – Chcę ci coś pokazać. Już nie daleko. - lekko się uśmiechnął, a to przynajmniej na moment wystarczyło by dodać jej energii.
Przynajmniej nie kłamał w kwestii odległości. Kilka minut później las się przerzedził, ale i tak było zbyt ciemno by dostrzec co znajduje się między drzewami. Alison widziała tylko krzywą, ciemną plamę na tle jeszcze ciemniejszego zagajnika. Kiedy zrobiła następne dwa kroki coś w powietrzu się zmieniło. Nie potrafiła tego określić. Przeszył ją śmiertelny chłód, ale nie był on spowodowany wiatrem. Noc była ciepła. Zupełnie jakby w tym konkretnym miejscu panował inny klimat, który sprawił, że jeżyły jej się włosy na karku. Miała ochotę stąd uciec i jednocześnie podejść bliżej.
- Co to za miejsce? - Z niewiadomego powodu bała się zadać to pytanie głośno.
Nie odpowiedział tylko ruszył przed siebie. Nie chcąc za bardzo zostawać z tyłu, poszła za nim. Kiedy była wystarczająco blisko, rozpoznała kształty. Ciemna plama okazała się domem, a raczej tym co z niego zostało. Ruiny budynku widniały nad jej głową niczym kat z toporem - przerażały i budziły grozę. Grube kamienie, z których wykonane były ściany, nawet w nocy odznaczały się nieregularnym kształtem. Zupełnie jak stopione świece.  
Nawet nie zauważyła kiedy Drake zniknął jej z oczu. Nie mogła zaprzeczyć, że poczuła ukłucie strachu. Nie podobało jej się to miejsce, a świadomość, że miałaby tu zostać sama wcale nie dodawała otuchy. Nie mając pojęcia gdzie mógł zniknąć, zdecydowała się wejść do środka. Budynek nie posiadał drzwi. Pozostałości wrót walały się na ziemi, sprawiając, że potykała się prawie na każdym kroku.
Wnętrze wyglądało jeszcze gorzej. Wszystko doszczętnie zniszczone. Nie miała pojęcia jakim cudem budowla się trzymała. Ściany były naruszone, straszyły swoją krzywizną. Rozglądając się po pomieszczeniach, zauważyła, że nie zachował się żaden z mebli. Nawet najmniejszy element świadczący o tym, że ktoś tu wcześniej mieszkał. Dom był pusty, spowity popiołem i przesiąknięty odorem pleśni i czegoś jeszcze. Zapachu, który kojarzyła, ale nie potrafiła sobie przypomnieć skąd.
- Wszystko zniszczone przez ogień. - rozległ się głos za jej plecami.
Spojrzała na ciemną postać, która niedbale opierała się o jedną ze ścian. Alison mogłaby przysiąc, że widziała jak kamienie lekko się osunęły pod jego ciężarem.
- Co tutaj się stało?
- Przywołuje wspomnienia, co? - zignorował jej pytanie
Nie dało się ukryć, że jak tylko zobaczyła nietypowy kształt kamieni, do głowy od razu wdarły jej się obrazy z nocy pożaru w Głównym Domu oraz słowa mamy Kevina „ Żaden normalny ogień nie byłby w stanie spalić kamiennego muru.”.
- Nie rozumiem dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? - Musiała coś powiedzieć by odseparować się od wspomnień z tamtej nocy.
- Chcę ci coś pokazać. - oznajmił, odsuwając się od ściany.
Powoli do niej podszedł i ujął jej dłoń. Powstrzymała odruch by się cofnąć. Zawsze była podejrzliwa kiedy jakiś facet zanadto się do niej zbliżał. Jedynym wyjątkiem był Kevin. Chciałaby komuś innemu kiedyś zaufać tak jak jemu, ale z doświadczenia wiedziała, że to ryzykowne i bolesne.
- Mówiłaś Chrisowi, że chciałabyś się nauczyć jak być Zmiennokształtnym. - mówił ściszonym głosem – By to zrobić musisz zaakceptować każdy ze zmysłów, który posiadasz. Czujesz, słyszysz i widzisz lepiej niż normalny człowiek. Problem w tym, że sama tego nie wiesz. Pozwól by zmysły same cię pokierowały.
Lekko złapał jej nadgarstek i prowadząc jej własną ręką przyciągnął ją do osmolonej ściany. Nic się nie stało. Poczuła jedynie chłód bijący od muru, który mieszał się z naturalnym ciepłem emanującym od Drake'a, stojącego za nią.
- Pozwól by cię pokierowały. - szepnął tuż przy jej twarzy.
- Nie wiem jak mam to zrobić. - odpowiedziała zachrypniętym głosem
- Pomyśl o tym co cię otacza. Niech przestrzeń całkowicie cię wypełni.
Jakkolwiek by się nie starała, nie potrafiła tego zrobić. A przyczyna tego stała tuż za jej plecami, przyciskając jej dłoń do ściany. Mocno wciągnęła powietrze, by rozjaśnić sobie w głowie. To on był tym co ją otacza. To on wkradł się do jej wnętrza. Odchyliła głowę do tyłu by na niego spojrzeć. Para przepięknie błękitnych oczu wpatrywała się w nią z uporem. Nie wiedziała jak i kiedy, ale jej usta nagle znalazły się na jego. W przeciwieństwie do niej nie wydawał się tym faktem specjalnie zaskoczony. Wręcz przeciwnie, był całkowicie przygotowany. Jednym, szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie, obejmując silnymi ramionami jej talie. Zarzuciła mu ręce na szyję, sprawiając, że był jeszcze bliżej. Pachniał i smakował cudownie. Świeży i wszechogarniający niczym mglisty poranek. Nie potrafiła i nie chciała go od siebie odsuwać. Całkowicie pochłonięta pocałunkiem, nawet nie zorientowała się kiedy poczuła chłód na plecach. Stała oparta o ścianę, zamknięta niczym w klatce. Nie bała się. Mogłaby być uwięziona w jego objęciach do końca świata. Tak się jednak nie stało. Świat szybko zawirował, a kolana momentalnie się pod nią ugięły. Upadła na ziemię, wyrwana z rzeczywistości. Nie była już w starych runiach. Nie miała przed sobą Drake'a, a jedynie płomienie. Ogromne i gorące języki ognia otoczyły ją z każdej możliwej strony. Wiły się po ścianach i przecinały podłogę. Powietrze było gęste od dymu, ale to wcale nie utrudniało jej oddychania. Zdawało się, że wcale nie potrzebuje powietrza. Zupełnie jakby jej organizm zastygł, a jedynie oczy poruszały się obserwując sytuację.
Nagle, przebijając się przez hałas pękającego drewna do jej uszu dotarł męski głos. Zaraz po nim do pomieszczenia wbiegł wysoki mężczyzna. Włosy miał wyblakłe i pokryte popiołem, a oczy błękitne jak ocean. Na początku pomyślała, że to Drake jakimś cudem też się tutaj znalazł. Kiedy jednak podszedł bliżej dostrzegła, że osobnik jest starszy.
- Camile! -krzyczał starając się przedrzeć przez płomienie. Usta zakrywał dłonią, ale mimo to dym i tak docierał do jego płuc, wymuszając kaszel.
Nikt nie odpowiedział na jego wołania. Alison chciała do niego podbiec, nakazać mu uciekać, ale nie mogła się poruszyć. Jak wbetonowana w podłogę mogła jedynie obserwować.
- Nie ocalisz jej. - usłyszała roześmiany damski głos.
Ze ściany ognia wymaszerowała czarnowłosa kobieta w długim, skórzanym płaszczu. Dym oraz płomienie, tak samo jak i Alison nie robiły jej krzywdy.
Mężczyzna nie wydawał się zdziwiony jej obecnością. Zupełnie bez sił opadł na kolana, wpatrując się ze smutkiem w ogarniający go chaos. Był niezwykle spokojny jak na osobę, która znajduje się w środku piekła.
- Dlaczego? - spytał tylko
- Nie mnie powinieneś zadać to pytanie. Ja wykonuję jedynie zlecenie jakie dostałam.
- Mam prawo wiedzieć, kto jest twoim pracodawcą. Kto zlecił ci zabić moją rodzinę? - wykrzyknął
Kobieta uśmiechnęła się ukazując nieziemsko białe zęby.
- Czasami nawet najlepsi przyjaciele okazują się zdrajcami, James. On potrzebuje chłopca. Wy jesteście jedynie przeszkodą, którą nakazał mi usunąć. - wyznała
- Kto? - powtórzył
Zielone oczy patrzyły na sponiewieraną postać z całkowitą obojętnością. Bijący od niej chłód mógłby ostudzić nawet najgorętsze płomienie. Powoli zaczęła się cofać, aż całkowicie zniknęła w płomieniach. Echo jej głosu rozniosło się po pomieszczeniu niczym fala tsunami, niosąc odpowiedź.
 - William Stevenson.

2 komentarze: