niedziela, 19 października 2014

Rozdział 42

Nie rozróżniała już dłużej kolejnych dni i nocy. Czas przestał mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Była jak łódka na środku oceanu. Dryfowała całkowicie podporządkowana falom. Raz unosiła się na powierzchni, raz tonęła w odmętach rozpaczy. Nie pozostało jej już nic co mogłoby pozwolić jej wybrać kierunek, nadać cel. Nie wyobrażała sobie dalszej egzystencji. W najgorszych koszmarach widziała jego uśmiechniętą twarz. Siedział w tym swoim małym mieszkanku i z pasją muskał struny gitary. Nie była wstanie o nim zapomnieć. Był tak mocno zakorzeniony w jej umyśle, znajdował się w tak wielu wspomnieniach. Potrzebowała wybicia, przynajmniej tymczasowego. Chciała chociaż na moment oderwać się od swojego okropnego życia.  
Siedząc zamknięta w czterech ścianach nie potrafiła tego zrobić. Co jakiś czas słyszała kroki za drzwiami. Niekiedy trwało to bardzo długo. Martwili się o nią, jednak przestało to się dla niej liczyć. Normalnie może i by to doceniła, ale nic już nie było normalne. Jej dawne życie legło w gruzach, a ona nie miała pojęcia jak zacząć od nowa. Nie mogła tego zrobić, skoro pamiętała wszystko co było kiedyś. Już nawet nie myślała o zemście. Nie miała siły by stanąć temu naprzeciw. Wiedziała kto stoi za tą okrutną zbrodnią, ale pustka w jej sercu ograniczała jej każdy ruch. Była jak potłuczone naczynie. Nie ważne jak długo byś je wypełniał, nigdy nie będzie pełne. Mimo, że próbowali. Zwłaszcza jej brat. Przychodził do pokoju. Siedział przy niej, mówiąc jakieś słowa. Nie słuchała go nawet przez chwile. Po jakimś czasie sobie odpuścił. Widywała go tylko wtedy kiedy wymieniał nietknięte jedzenie na następne. Już nawet nie powtarzał, że powinna coś zjeść. Nie była głodna. Było jej niedobrze na samą myśl o przełykaniu czegokolwiek. Jedynym co zostało jej od momentu wyjścia z mieszkania Kevina był ścisk w jej wnętrznościach. Z początku tak mocny, że nie była w stanie oddychać. Z czasem zelżał, ale nigdy na dobre jej nie opuścił.
- Hej, piękna. - usłyszała znajomy głos
Nawet nie zorientowała się kiedy brązowowłosy nastolatek wszedł do środka. To było coś nowego, pomyślała. Miała ochotę nawet się uśmiechnąć na jego widok, ale tego nie zrobiła. Kątem oka widziała jak siada na łóżku naprzeciw jej.
- Zmiana strażnika. - zażartował – Chris ma coś do załatwienia odnośnie tego ich stadnego spotkania. O, Boże. Powinnaś jakoś się ogarnąć. Jak cię taką zobaczą to nie masz co liczyć na ich rozpostarte ramiona. Wyglądasz gorzej niż narkomani na największym głodzie.
Nagle coś się zatliło w umyśle Alison. Wpadła na głupi pomysł, ale przynajmniej raz czuła w sobie siłę by coś ze sobą zrobić. Odwróciła głowę by na niego spojrzeć. Nawet był tym lekko zaskoczony.
- Powiedziono mi, że nie reagujesz. Widocznie nie próbowali cię obrażać. Jeśli to ma pomóc to możesz mi nawet przywalić.
- Chcesz mi pomóc, Rusty? - spytała zachrypniętym głosem. Tak dawno nic nie mówiła, że wydawał jej się zupełnie obcy.
- Zamierzałem, ale zaczynam w to wątpić. - spojrzał na nią podejrzliwie – Czego oczekujesz?
- Chcę żebyś mi to dał. - powiedział prosto z mostu
- „To” ma nieskończoną ilość znaczeń. Mogłabyś sprecyzować.
- Wiesz co mam na myśli. Wiem, że dostarczałeś to również Kevinowi. Nie dbam co to jest. Nie jestem specjalistką.
W końcu zrozumiał, co wcale nie zachęciło go w postanowieniu pomocy. Otwierał usta by coś powiedzieć, ale szybko mu przerwała.
- Nie mów mi, że to zły pomysł. Poznałam wszystkie definicje słowa „zło”. Gdyby płacili mi za każde nieszczęście, które mnie spotkało byłabym milionerką. Nie przetrwam ani chwili dłużej siedząc tu i myśląc o Kevinie. - Oczy niekontrolowanie jej się zaszkliły – Potrzebuję oderwania się od tego. Muszę chociaż na chwilę inaczej spojrzeć na świat.
Patrzył na nią, a na jego twarzy pojawiało się zrozumienie. Rozumiał co straciła i na pewno wiedział co czuje. Nie było opcji by się nie zgodził.

* * *

Dwie godziny później byli już w jakimś klubie. Śmiali się bez powodu i tańczyli, zupełnie zapominając o każdej smutnej chwili z życia. Alison jeszcze nigdy wcześniej tak się nie czuła. To nawet nie było upicie. Zupełnie jakbyś świat z czarno białego nagle nabrał kolorów. Wszystko było dla niej takie pozytywne i zwariowane. Czuła, że może wszystko. Nie miała pojęcia co Rusty jej dał, ale już była mu za to wdzięczna. Muzyka dudniła w jej uszach, tylko dodając jej energii. Była jak nowo narodzona. Prysznic i świeże ubranie zadbał o jej wygląd zewnętrzny, natomiast narkotyk płynący przez jej organizm rozjaśnił jej wnętrze. Skakała i wiła się na parkiecie całkowicie oddana muzyce. Z Rusty'im było podobnie. Uśmiech rzadko schodził z jego twarzy już wcześniej, ale teraz był stałym elementem. Razem dobrze się bawili. Fakt, że było to nieodpowiednie jakoś rozpłynął się w umyśle Alison. Po raz pierwszy od tak dawna była szczęśliwa. Cieszyła się z tego, że tutaj jest.
Z każdą godziną na parkiecie było coraz gęściej. Ludzie przybywali do klubu i pozwalali by poniósł ich melanż. Wszyscy uśmiechnięci i szczęśliwi. Widząc zadowolenie u każdego kto ją otaczał poczuła się jeszcze lepiej. Zupełnie jakby to miejsce było odłączone od reszty świata, przepełnione pozytywnymi emocjami. Mimo, że coraz ciężej się tańczyło, to nawet obijanie się o innych nie było problemem. Nikt się tym nie przejmował.
W pewnym momencie ktoś mocniej przechylił się do tyłu, popychając Alison do przodu.
Wpadła na Rusty'iego, który jak ściana nie pozwolił jej upaść. Jego lekko zaszklone i przydymione oczy patrzyły na nią z radością. Był trochę wyższy od niej. Stanęła na palcach by lepiej ją usłyszał.
- Dziękuję.
- To zaszczyt. - odpowiedział. - Muszę zapalić.
- Idę z tobą. - odpowiedziała od razu
Złapał ją za rękę i zaczął torować sobie drogę przez tłum. Pozwoliła się podprowadzić do kąta gdzie było trochę mniej ludzi. Muzyka też była nieco cichsza, ale i tak dalej pobudzała każdy jej nerw.
- Można palić wewnątrz lokalu? - zdziwiła się
- I tak nikt tego nie zauważy. - zaśmiał się odpalając papierosa.
Lekko się kołysała, jakby nie potrafiła się zatrzymać. Z głośników wydobywały się coraz to inne dźwięki. Czuła się jak zaczarowana. Zupełnie jak kobra zahipnotyzowana muzyką.
- Uwielbiam tą piosenkę.
- Idź na parkiet. - powiedział – Zaraz przyjdę.
Wzruszyła ramionami i wbiła się w grupę tańczących ludzi. Wyginała się na wszystkie strony tak jak nakazywał jej rytm. Często bywała w klubach, ale po raz pierwszy tak ochoczo przebywała na parkiecie. Z niewiadomego powodu jej wzrok przykuł jakiś mężczyzna, który świdrował ją dziwnym spojrzeniem. Widać, że był nietrzeźwy po lekko chwiejącym się kroku i przymkniętych oczach. Starała się dalej tańczyć, nie zwracając na niego uwagi, ale nie mogła ignorować faktu, że nie spuszcza z niej wzroku. Wydał jej się znajomy, ale nie potrafiła sobie przypomnieć gdzie go wcześniej widziała. Już chciała iść i go o to zapytać, ale nagle przed nią wyrósł Rusty. W momencie, w którym się pojawił i porwał ją z powrotem do tańca, zupełnie zapomniała o tamtym mężczyźnie.
Czas mijał, a Alison nie traciła energii. Wręcz przeciwnie czuła, że ma jej aż nadmiar. Jednak coś się zmieniło. Już nie miała ochoty tańczyć. Nie sama. Mimo, że Rusty nie opuszczał jej na krok to i tak czuła się dziwnie samotna. Impulsywnie zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej. Nie był jakoś specjalnie zaskoczony. Objął ją w tali, nadając tępo wspólnym ruchom tańca. Wszystko zdawało się zwolnić. Spojrzała na jego rozradowaną twarz. Wiedziała, że on też nie miał łatwego życia. Nie wiadomo kto by wygrał gdyby zaczęli się o to licytować. Mimo wszystko nie zatracał się w smutku. W pewnym sensie podziwiała go za to. Wiedziała, że w środku jest nieszczęśliwy, że szuka swojej drogi. Podobnie jak i ona. Cały świat wirował poza nim. Widziała go wyraźnie. Każdy szczegół jego twarzy. Brązowe lekko rozczochrane włosy, błękitne przymknięte oczy, łagodną szczękę i wygięte w uśmiechu usta. Pod wpływem chwili przyciągnęła go jeszcze bliżej i mocno pocałowała. Już wcześniej zapomniała o słowie „kontrola”, ale teraz całkowicie straciła panowanie nad sobą. Chciała więcej wszystkiego. Wcisnęła dłonie w jego włosy, pragnąc by był jeszcze bliżej. Smakował solą i nikotyną. Na moment się od niej oderwał, ale nie odsunął.
- Jesteś pokręcona. - powiedział tuż przy jej ustach
- Nie zamierzam za to płacić.
Krótko się zaśmiał i z powrotem ją przyciągnął. Całował z wprawą jaką można było się spodziewać. Mimo to czuła, że nie jest do tego przekonany. Na Boga, ona sama nie była pewna co robi. Zwyczajnie miała ochotę to zrobić i nie pragnęła łagodności czy ostrożności. Może i jej psychika była mocno nadszarpnięta, ale ona sama nie była z porcelany i nie chciała by tak ją traktowano. Musiał to wyczuć bo objął ją mocniej. Zaczęli iść do przodu. Musiała mocniej się go złapać by nie upaść na podłogę. Nie wiedziała dokąd zmierzają dopóki nie napotkała za sobą chłodnej ściany. Jego usta oderwały się od jej warg, ale nie utraciły kontaktu z jej skórą. Przesunął się niżej na jej szyje. Czuła jego dłonie pod jej bluzką, gładzące jej plecy. Nie dbała o to co miało się wydarzyć. Słowo „konsekwencje” zniknęło z jej słownika.

* * *

Właśnie wracał do hotelu, kiedy rozbrzmiała jego komórka. Lekko się skrzywił widząc imię na wyświetlaczu. Miał naprawdę okropny dzień i ostatnią rzeczą jakiej pragnął była rozmowa z nim. Jednak nie był przyzwyczajony do telefonów od tego debila, więc postanowił odebrać.
- Tutaj komórka Drake'a. Jeśli nie dzwonisz z jakąś ważną sprawą to dla własnego dobra lepiej się rozłącz.
- Bardzo śmieszne Rooker. - usłyszał mało zadowolony głos.
- Czego chcesz Rayley?
- Nie wiem czy jeszcze cię to interesuje, ale jeśli nawet chociaż trochę to powinieneś mnie wysłuchać.
- Jeśli masz zamiar tak owijać w bawełnę to momentalnie straciłem zainteresowanie. - westchnął znudzony
- Naprawdę nie jesteś zabawny. - stwierdził
- Nawet nie próbuję. Mów co jest na rzeczy?
- Widziałem tą twoją laskę, albo Chrisa. Nie mam pojęcia kto się z nią ustawia, ale mój brat nie jest dla niej najlepszym towarzystwem.
- O czym ty mówisz?
- Widziałem ich oboje w klubie na E Bay Street. Byli mocno sobą zajęci, jeśli wiesz co mam na myśli.
-Jesteś pewien, że to oni? - Momentalnie się zatrzymał.
- Pamiętam twarz laski, która rozkwasiła mi nos, a brata raczej nie jestem wstanie zapomnieć, nie ważne jak bardzo bym chciał. Poza tym...
Nie obchodziła go dalsza część monologu. Szybko się rozłączył. Nawet jeśli był wdzięczny za telefon od Rayleya'a to prędzej sam by się zabił niż mu to powiedział. Zamierzał sprawdzić co się dzieje, nawet jeśli to nie była prawda. Wsiadł do pierwszej lepszej taksówki, podając cel kierowcy. Nie ważne czy to była prawda czy nie, ale jeden z braci Addison, straci dzisiaj głowę. Słyszał o tym, że Chris poprosił Rusty'iego żeby przyszedł do Alison dzisiaj, ale nie spodziewał się, że skończy się to wypadem do klubu. Już zaczynał żałować, że wyszedł dzisiaj z domu.
Kiedy po dziesięciu minutach stał w środku zatłoczonego klubu tylko utwierdził się w tym przekonaniu. Nie od razu ich dostrzegł. Wewnątrz było mnóstwo ludzi, ale rozpoznał Młodego w jednym z rogów. Krew mu zmroziło kiedy zobaczył jak bardzo intensywne jest określenie „byli sobą zajęci”. Musiał nabrać powietrza by opanować gniew. Szybkim krokiem przebił się przez parkiet nie przejmując się krzywymi spojrzeniami tańczących.
- Dobrze się bawicie? - starał się by zabrzmiało to opanowanie, ale wiedział, że się nie udało. Miał ochotę rozsmarować Rusty'iego na jezdni, ale postanowił, że przynajmniej najpierw go wysłucha. Kiedy niezbyt przejęty nagłym wtrąceniem odsunął się od Alison wszystko stało się bardziej jasne, ale wcale nie zmniejszało chęci zamordowania Młodego. Oboje mieli nieprzytomne spojrzenia, chociaż Alison zdecydowanie była w gorszym stanie. Wzrok jej się rozjeżdżał. Był przekonany, że nie jest w stanie go rozpoznać.
- Wychodzimy. - nakazał – Już!
Rusty chciał pomóc Alison, ale Drake szybko go uprzedził.
- Ty idziesz przodem. - warknął – Załatw taksówkę.
Bez słowa sprzeciwu, chociaż nie do końca zadowolony zrobił co mu kazano. Drake nie zamierzał się nim przejmować. Bardziej bał się o Alison. Złapał ja za policzki, by ustawić jej głowę prosto.
- Alison słyszysz mnie?
Cicho się zaśmiała. Źrenice miała tak rozszerzone, że prawie nie było widać białek.
- Boże coś ty brała?
Nie do końca przytomna uniosła dłoń i zaczęła po kolei pokazywać palce, cały czas chichocząc. Fakt, że nie zaszkodzi to jej zdrowiu na stałe był nikłym światłem pocieszenia. Jednak jej opłakany stan mówił jak dużą ilość musiała przyjąć. Była istota nadnaturalną, więc środki odurzające nie działały na nią tak łatwo jak na zwykłych ludzi. Ponieważ była zupełnie nieprzytomna, było wiadome, że mocno przekroczyła dawkę.
Podparł ją ramieniem i powoli wyprowadził na zewnątrz w międzyczasie fantazjując o tym co zrobi Rusty'iemu. Tak jak zostało powiedziane, taksówka czekała już na chodniku. Szczegół, że nie miała kierowcy. Jednak nie było czasu by teraz o tym myśleć. Otworzył tylne drzwi i delikatnie położył Alison na siedzeniu. Całkowicie poddana grawitacji bez najmniejszego oporu rozłożyła się na kanapie. Zamknął drzwi i wściekły zwrócił się do Rusty'iego, który standardowo z obojętną miną stał oparty o samochód i palił papierosa.
- Masz dokładnie trzydzieści sekund by przekonać mnie, że twoja głowa nie powinna być nabita na jedną z ulicznych latarni.
- Sprawiłem, że na jej twarzy pojawił się uśmiech. - wzruszył ramionami – Wiem, że to nie sprawi, że będzie szczęśliwa, bo jak tylko wytrzeźwieje z powrotem będzie smutna, ale ona sama chciała na moment oderwać się od rzeczywistości. Doskonale ją rozumiałem, więc się zgodziłem.
- To, że ją naćpałeś to już inna sprawa, do której wrócimy. Jednak chęć uszczęśliwienia nie wyjaśnia powodu, dla którego się na nią rzuciłeś.
- Wiedziałem, że o to będziesz bardziej wściekły. - zaśmiał się pod nosem. - Zwyczajnie się całowaliśmy, ale domyślam się, że Drake Rooker poznał co to zazdrość.
Obraz jego głowy nabitej na jakiś słup był coraz bardziej realny.
- Chcesz mi wmówić, że nie miałeś zamiaru zaciągnąć jej do kibla i zwyczajnie wykorzystać okazję.
- A co ty myślisz? Nie zrobiłbym tego. Nie przespałbym się z przyjaciółką, do tego mam obce mi kobiety.
- Nie wierzę. - powoli tracił równowagę – To po cholerę w ogóle ją całowałeś?
- To ona pocałowała mnie.
Nie spodziewał się, że te cztery proste słowa mogą tak zaboleć. Zupełnie jakby ktoś oblał go wiadrem lodowatej wody. Chłód jak igły przebijał się przez jego skórę. Wiedział, że Alison jest zraniona i to nie tylko z powodu śmierci przyjaciela. Starał się usprawiedliwiać jej zachowanie odurzeniem, ale kto wie czy naprawdę tego nie pragnęła.
 - Wsiadaj do samochodu. Jeśli powiesz chociaż jedno słowo wyrzucę cię na jezdnie. Oboje musicie wytrzeźwieć.

8 komentarzy:

  1. To, że rozdział pojawił sie tak szybko jest dla mnie nie mniejszym zaskoczeniem niż dla was. Miłego czytania. :0

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś świetna , wczoraj ci piszę że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału a tu dzisiaj miła niespodzianka i bam jest rozdział ( coś w środku mówiło mi że powinnam sprawdzić tego bloga ) uwielbiam to czytać i znpwu coś w środku mi muwiło że Dreke coś czuje do Alison ale nie wiedziałam dokładnie co aż do teraz i nie przejmuj się że wczorajszy post był krudki bo to nie ma znaczenia a teraz taka mała proźba napisz następny rozdział jak naj szybciej i nie ważne czy dużo czy mało tylko żeby było bo jak już mówiłam z rozdziału na rozdział to jest lepsze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha... ^.^
      Myślę, że następny rozdział dopiero w weekend. Przykro mi, ale chyba nie dam rady szybciej nic napisać.

      Usuń
  3. Dopiero w weekend, tak długo XD Mogłabym cię nazwać nawet profesjonalną pisarką.
    PS: Troche nie wygodnie się czyta przez ten nowy wygląd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon zostanie zmieniony, ale narazie trzeba przecierpieć z tym. Mam nadzieję, że nowy pojawi się prędzej niż później.
      Dziękuję za opinie. Postaram się coś skleić wcześniej, ale nic nie obiecuję.

      Usuń
  4. Prosze pośpiesz się z tym rozdziałem bo ja tu wysycham ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety musisz zaczekać do weekendu. ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Weekend to 2 ,3 dnia ( reszta piądku , sobota i niedziela ) który z nich ;-)

    OdpowiedzUsuń