Nie rozróżniała już
dłużej kolejnych dni i nocy. Czas przestał mieć dla niej
jakiekolwiek znaczenie. Była jak łódka na środku oceanu.
Dryfowała całkowicie podporządkowana falom. Raz unosiła się na
powierzchni, raz tonęła w odmętach rozpaczy. Nie pozostało jej
już nic co mogłoby pozwolić jej wybrać kierunek, nadać cel. Nie
wyobrażała sobie dalszej egzystencji. W najgorszych koszmarach
widziała jego uśmiechniętą twarz. Siedział w tym swoim małym
mieszkanku i z pasją muskał struny gitary. Nie była wstanie o nim
zapomnieć. Był tak mocno zakorzeniony w jej umyśle, znajdował się
w tak wielu wspomnieniach. Potrzebowała wybicia, przynajmniej
tymczasowego. Chciała chociaż na moment oderwać się od swojego
okropnego życia.
Siedząc zamknięta w
czterech ścianach nie potrafiła tego zrobić. Co jakiś czas
słyszała kroki za drzwiami. Niekiedy trwało to bardzo długo.
Martwili się o nią, jednak przestało to się dla niej liczyć.
Normalnie może i by to doceniła, ale nic już nie było normalne.
Jej dawne życie legło w gruzach, a ona nie miała pojęcia jak
zacząć od nowa. Nie mogła tego zrobić, skoro pamiętała wszystko
co było kiedyś. Już nawet nie myślała o zemście. Nie miała
siły by stanąć temu naprzeciw. Wiedziała kto stoi za tą okrutną
zbrodnią, ale pustka w jej sercu ograniczała jej każdy ruch. Była
jak potłuczone naczynie. Nie ważne jak długo byś je wypełniał,
nigdy nie będzie pełne. Mimo, że próbowali. Zwłaszcza jej brat.
Przychodził do pokoju. Siedział przy niej, mówiąc jakieś słowa.
Nie słuchała go nawet przez chwile. Po jakimś czasie sobie
odpuścił. Widywała go tylko wtedy kiedy wymieniał nietknięte
jedzenie na następne. Już nawet nie powtarzał, że powinna coś
zjeść. Nie była głodna. Było jej niedobrze na samą myśl o
przełykaniu czegokolwiek. Jedynym co zostało jej od momentu wyjścia
z mieszkania Kevina był ścisk w jej wnętrznościach. Z początku
tak mocny, że nie była w stanie oddychać. Z czasem zelżał, ale
nigdy na dobre jej nie opuścił.
- Hej, piękna. -
usłyszała znajomy głos
Nawet nie zorientowała
się kiedy brązowowłosy nastolatek wszedł do środka. To było coś
nowego, pomyślała. Miała ochotę nawet się uśmiechnąć na jego
widok, ale tego nie zrobiła. Kątem oka widziała jak siada na łóżku
naprzeciw jej.
- Zmiana strażnika. -
zażartował – Chris ma coś do załatwienia odnośnie tego ich
stadnego spotkania. O, Boże. Powinnaś jakoś się ogarnąć. Jak
cię taką zobaczą to nie masz co liczyć na ich rozpostarte
ramiona. Wyglądasz gorzej niż narkomani na największym głodzie.
Nagle coś się zatliło
w umyśle Alison. Wpadła na głupi pomysł, ale przynajmniej raz
czuła w sobie siłę by coś ze sobą zrobić. Odwróciła głowę
by na niego spojrzeć. Nawet był tym lekko zaskoczony.
- Powiedziono mi, że
nie reagujesz. Widocznie nie próbowali cię obrażać. Jeśli to ma
pomóc to możesz mi nawet przywalić.
- Chcesz mi pomóc,
Rusty? - spytała zachrypniętym głosem. Tak dawno nic nie mówiła,
że wydawał jej się zupełnie obcy.
- Zamierzałem, ale
zaczynam w to wątpić. - spojrzał na nią podejrzliwie – Czego
oczekujesz?
- Chcę żebyś mi to
dał. - powiedział prosto z mostu
- „To” ma
nieskończoną ilość znaczeń. Mogłabyś sprecyzować.
- Wiesz co mam na myśli.
Wiem, że dostarczałeś to również Kevinowi. Nie dbam co to jest.
Nie jestem specjalistką.
W końcu zrozumiał, co
wcale nie zachęciło go w postanowieniu pomocy. Otwierał usta by
coś powiedzieć, ale szybko mu przerwała.
- Nie mów mi, że to
zły pomysł. Poznałam wszystkie definicje słowa „zło”. Gdyby
płacili mi za każde nieszczęście, które mnie spotkało byłabym
milionerką. Nie przetrwam ani chwili dłużej siedząc tu i myśląc
o Kevinie. - Oczy niekontrolowanie jej się zaszkliły – Potrzebuję
oderwania się od tego. Muszę chociaż na chwilę inaczej spojrzeć
na świat.
Patrzył na nią, a na
jego twarzy pojawiało się zrozumienie. Rozumiał co straciła i na
pewno wiedział co czuje. Nie było opcji by się nie zgodził.
* * *
Dwie godziny później
byli już w jakimś klubie. Śmiali się bez powodu i tańczyli,
zupełnie zapominając o każdej smutnej chwili z życia. Alison
jeszcze nigdy wcześniej tak się nie czuła. To nawet nie było
upicie. Zupełnie jakbyś świat z czarno białego nagle nabrał
kolorów. Wszystko było dla niej takie pozytywne i zwariowane.
Czuła, że może wszystko. Nie miała pojęcia co Rusty jej dał,
ale już była mu za to wdzięczna. Muzyka dudniła w jej uszach,
tylko dodając jej energii. Była jak nowo narodzona. Prysznic i
świeże ubranie zadbał o jej wygląd zewnętrzny, natomiast
narkotyk płynący przez jej organizm rozjaśnił jej wnętrze.
Skakała i wiła się na parkiecie całkowicie oddana muzyce. Z
Rusty'im było podobnie. Uśmiech rzadko schodził z jego twarzy już
wcześniej, ale teraz był stałym elementem. Razem dobrze się
bawili. Fakt, że było to nieodpowiednie jakoś rozpłynął się w
umyśle Alison. Po raz pierwszy od tak dawna była szczęśliwa.
Cieszyła się z tego, że tutaj jest.
Z każdą godziną na
parkiecie było coraz gęściej. Ludzie przybywali do klubu i
pozwalali by poniósł ich melanż. Wszyscy uśmiechnięci i
szczęśliwi. Widząc zadowolenie u każdego kto ją otaczał poczuła
się jeszcze lepiej. Zupełnie jakby to miejsce było odłączone od
reszty świata, przepełnione pozytywnymi emocjami. Mimo, że coraz
ciężej się tańczyło, to nawet obijanie się o innych nie było
problemem. Nikt się tym nie przejmował.
W pewnym momencie ktoś
mocniej przechylił się do tyłu, popychając Alison do przodu.
Wpadła na Rusty'iego, który jak ściana nie pozwolił jej upaść. Jego lekko zaszklone i przydymione oczy patrzyły na nią z radością. Był trochę wyższy od niej. Stanęła na palcach by lepiej ją usłyszał.
Wpadła na Rusty'iego, który jak ściana nie pozwolił jej upaść. Jego lekko zaszklone i przydymione oczy patrzyły na nią z radością. Był trochę wyższy od niej. Stanęła na palcach by lepiej ją usłyszał.
- Dziękuję.
- To zaszczyt. -
odpowiedział. - Muszę zapalić.
- Idę z tobą. -
odpowiedziała od razu
Złapał ją za rękę i
zaczął torować sobie drogę przez tłum. Pozwoliła się
podprowadzić do kąta gdzie było trochę mniej ludzi. Muzyka też
była nieco cichsza, ale i tak dalej pobudzała każdy jej nerw.
- Można palić wewnątrz
lokalu? - zdziwiła się
- I tak nikt tego nie
zauważy. - zaśmiał się odpalając papierosa.
Lekko się kołysała,
jakby nie potrafiła się zatrzymać. Z głośników wydobywały się
coraz to inne dźwięki. Czuła się jak zaczarowana. Zupełnie jak
kobra zahipnotyzowana muzyką.
- Uwielbiam tą
piosenkę.
- Idź na parkiet. -
powiedział – Zaraz przyjdę.
Wzruszyła ramionami i
wbiła się w grupę tańczących ludzi. Wyginała się na wszystkie
strony tak jak nakazywał jej rytm. Często bywała w klubach, ale po
raz pierwszy tak ochoczo przebywała na parkiecie. Z niewiadomego
powodu jej wzrok przykuł jakiś mężczyzna, który świdrował ją
dziwnym spojrzeniem. Widać, że był nietrzeźwy po lekko chwiejącym
się kroku i przymkniętych oczach. Starała się dalej tańczyć,
nie zwracając na niego uwagi, ale nie mogła ignorować faktu, że
nie spuszcza z niej wzroku. Wydał jej się znajomy, ale nie
potrafiła sobie przypomnieć gdzie go wcześniej widziała. Już
chciała iść i go o to zapytać, ale nagle przed nią wyrósł
Rusty. W momencie, w którym się pojawił i porwał ją z powrotem
do tańca, zupełnie zapomniała o tamtym mężczyźnie.
Czas mijał, a Alison
nie traciła energii. Wręcz przeciwnie czuła, że ma jej aż
nadmiar. Jednak coś się zmieniło. Już nie miała ochoty tańczyć.
Nie sama. Mimo, że Rusty nie opuszczał jej na krok to i tak czuła
się dziwnie samotna. Impulsywnie zarzuciła mu ręce na szyję,
przyciągając go bliżej. Nie był jakoś specjalnie zaskoczony.
Objął ją w tali, nadając tępo wspólnym ruchom tańca. Wszystko
zdawało się zwolnić. Spojrzała na jego rozradowaną twarz.
Wiedziała, że on też nie miał łatwego życia. Nie wiadomo kto by
wygrał gdyby zaczęli się o to licytować. Mimo wszystko nie
zatracał się w smutku. W pewnym sensie podziwiała go za to.
Wiedziała, że w środku jest nieszczęśliwy, że szuka swojej
drogi. Podobnie jak i ona. Cały świat wirował poza nim. Widziała
go wyraźnie. Każdy szczegół jego twarzy. Brązowe lekko
rozczochrane włosy, błękitne przymknięte oczy, łagodną szczękę
i wygięte w uśmiechu usta. Pod wpływem chwili przyciągnęła go
jeszcze bliżej i mocno pocałowała. Już wcześniej zapomniała o
słowie „kontrola”, ale teraz całkowicie straciła panowanie nad
sobą. Chciała więcej wszystkiego. Wcisnęła dłonie w jego włosy,
pragnąc by był jeszcze bliżej. Smakował solą i nikotyną. Na
moment się od niej oderwał, ale nie odsunął.
- Jesteś pokręcona. -
powiedział tuż przy jej ustach
- Nie zamierzam za to
płacić.
Krótko się zaśmiał i
z powrotem ją przyciągnął. Całował z wprawą jaką można było
się spodziewać. Mimo to czuła, że nie jest do tego przekonany. Na
Boga, ona sama nie była pewna co robi. Zwyczajnie miała ochotę to
zrobić i nie pragnęła łagodności czy ostrożności. Może i jej
psychika była mocno nadszarpnięta, ale ona sama nie była z
porcelany i nie chciała by tak ją traktowano. Musiał to wyczuć bo
objął ją mocniej. Zaczęli iść do przodu. Musiała mocniej się
go złapać by nie upaść na podłogę. Nie wiedziała dokąd
zmierzają dopóki nie napotkała za sobą chłodnej ściany. Jego
usta oderwały się od jej warg, ale nie utraciły kontaktu z jej
skórą. Przesunął się niżej na jej szyje. Czuła jego dłonie
pod jej bluzką, gładzące jej plecy. Nie dbała o to co miało się
wydarzyć. Słowo „konsekwencje” zniknęło z jej słownika.
* * *
Właśnie wracał do
hotelu, kiedy rozbrzmiała jego komórka. Lekko się skrzywił widząc
imię na wyświetlaczu. Miał naprawdę okropny dzień i ostatnią
rzeczą jakiej pragnął była rozmowa z nim. Jednak nie był
przyzwyczajony do telefonów od tego debila, więc postanowił
odebrać.
- Tutaj komórka
Drake'a. Jeśli nie dzwonisz z jakąś ważną sprawą to dla
własnego dobra lepiej się rozłącz.
- Bardzo śmieszne
Rooker. - usłyszał mało zadowolony głos.
- Czego chcesz Rayley?
- Nie wiem czy jeszcze
cię to interesuje, ale jeśli nawet chociaż trochę to powinieneś
mnie wysłuchać.
- Jeśli masz zamiar tak
owijać w bawełnę to momentalnie straciłem zainteresowanie. -
westchnął znudzony
- Naprawdę nie jesteś
zabawny. - stwierdził
- Nawet nie próbuję.
Mów co jest na rzeczy?
- Widziałem tą twoją
laskę, albo Chrisa. Nie mam pojęcia kto się z nią ustawia, ale
mój brat nie jest dla niej najlepszym towarzystwem.
- O czym ty mówisz?
- Widziałem ich oboje w
klubie na E Bay Street. Byli mocno sobą zajęci, jeśli wiesz co mam
na myśli.
-Jesteś pewien, że to
oni? - Momentalnie się zatrzymał.
- Pamiętam twarz laski,
która rozkwasiła mi nos, a brata raczej nie jestem wstanie
zapomnieć, nie ważne jak bardzo bym chciał. Poza tym...
Nie obchodziła go dalsza
część monologu. Szybko się rozłączył. Nawet jeśli był
wdzięczny za telefon od Rayleya'a to prędzej sam by się zabił niż
mu to powiedział. Zamierzał sprawdzić co się dzieje, nawet jeśli
to nie była prawda. Wsiadł do pierwszej lepszej taksówki, podając
cel kierowcy. Nie ważne czy to była prawda czy nie, ale jeden z
braci Addison, straci dzisiaj głowę. Słyszał o tym, że Chris
poprosił Rusty'iego żeby przyszedł do Alison dzisiaj, ale nie
spodziewał się, że skończy się to wypadem do klubu. Już
zaczynał żałować, że wyszedł dzisiaj z domu.
Kiedy po dziesięciu
minutach stał w środku zatłoczonego klubu tylko utwierdził się w
tym przekonaniu. Nie od razu ich dostrzegł. Wewnątrz było mnóstwo
ludzi, ale rozpoznał Młodego w jednym z rogów. Krew mu zmroziło
kiedy zobaczył jak bardzo intensywne jest określenie „byli sobą
zajęci”. Musiał nabrać powietrza by opanować gniew. Szybkim
krokiem przebił się przez parkiet nie przejmując się krzywymi
spojrzeniami tańczących.
- Dobrze się bawicie? -
starał się by zabrzmiało to opanowanie, ale wiedział, że się
nie udało. Miał ochotę rozsmarować Rusty'iego na jezdni, ale
postanowił, że przynajmniej najpierw go wysłucha. Kiedy niezbyt
przejęty nagłym wtrąceniem odsunął się od Alison wszystko stało
się bardziej jasne, ale wcale nie zmniejszało chęci zamordowania
Młodego. Oboje mieli nieprzytomne spojrzenia, chociaż Alison
zdecydowanie była w gorszym stanie. Wzrok jej się rozjeżdżał.
Był przekonany, że nie jest w stanie go rozpoznać.
- Wychodzimy. - nakazał
– Już!
Rusty chciał pomóc
Alison, ale Drake szybko go uprzedził.
- Ty idziesz przodem. -
warknął – Załatw taksówkę.
Bez słowa sprzeciwu,
chociaż nie do końca zadowolony zrobił co mu kazano. Drake nie
zamierzał się nim przejmować. Bardziej bał się o Alison. Złapał
ja za policzki, by ustawić jej głowę prosto.
- Alison słyszysz mnie?
Cicho się zaśmiała.
Źrenice miała tak rozszerzone, że prawie nie było widać białek.
- Boże coś ty brała?
Nie do końca przytomna
uniosła dłoń i zaczęła po kolei pokazywać palce, cały czas
chichocząc. Fakt, że nie zaszkodzi to jej zdrowiu na stałe był
nikłym światłem pocieszenia. Jednak jej opłakany stan mówił jak
dużą ilość musiała przyjąć. Była istota nadnaturalną, więc
środki odurzające nie działały na nią tak łatwo jak na zwykłych
ludzi. Ponieważ była zupełnie nieprzytomna, było wiadome, że
mocno przekroczyła dawkę.
Podparł ją ramieniem i
powoli wyprowadził na zewnątrz w międzyczasie fantazjując o tym
co zrobi Rusty'iemu. Tak jak zostało powiedziane, taksówka czekała
już na chodniku. Szczegół, że nie miała kierowcy. Jednak nie
było czasu by teraz o tym myśleć. Otworzył tylne drzwi i
delikatnie położył Alison na siedzeniu. Całkowicie poddana
grawitacji bez najmniejszego oporu rozłożyła się na kanapie.
Zamknął drzwi i wściekły zwrócił się do Rusty'iego, który
standardowo z obojętną miną stał oparty o samochód i palił
papierosa.
- Masz dokładnie
trzydzieści sekund by przekonać mnie, że twoja głowa nie powinna
być nabita na jedną z ulicznych latarni.
- Sprawiłem, że na jej
twarzy pojawił się uśmiech. - wzruszył ramionami – Wiem, że to
nie sprawi, że będzie szczęśliwa, bo jak tylko wytrzeźwieje z
powrotem będzie smutna, ale ona sama chciała na moment oderwać się
od rzeczywistości. Doskonale ją rozumiałem, więc się zgodziłem.
- To, że ją naćpałeś
to już inna sprawa, do której wrócimy. Jednak chęć
uszczęśliwienia nie wyjaśnia powodu, dla którego się na nią
rzuciłeś.
- Wiedziałem, że o to
będziesz bardziej wściekły. - zaśmiał się pod nosem. -
Zwyczajnie się całowaliśmy, ale domyślam się, że Drake Rooker
poznał co to zazdrość.
Obraz jego głowy nabitej
na jakiś słup był coraz bardziej realny.
- Chcesz mi wmówić, że
nie miałeś zamiaru zaciągnąć jej do kibla i zwyczajnie
wykorzystać okazję.
- A co ty myślisz? Nie
zrobiłbym tego. Nie przespałbym się z przyjaciółką, do tego mam
obce mi kobiety.
- Nie wierzę. - powoli
tracił równowagę – To po cholerę w ogóle ją całowałeś?
- To ona pocałowała
mnie.
Nie spodziewał się, że
te cztery proste słowa mogą tak zaboleć. Zupełnie jakby ktoś
oblał go wiadrem lodowatej wody. Chłód jak igły przebijał się
przez jego skórę. Wiedział, że Alison jest zraniona i to nie
tylko z powodu śmierci przyjaciela. Starał się usprawiedliwiać
jej zachowanie odurzeniem, ale kto wie czy naprawdę tego nie
pragnęła.
- Wsiadaj do samochodu.
Jeśli powiesz chociaż jedno słowo wyrzucę cię na jezdnie. Oboje
musicie wytrzeźwieć.
To, że rozdział pojawił sie tak szybko jest dla mnie nie mniejszym zaskoczeniem niż dla was. Miłego czytania. :0
OdpowiedzUsuńJesteś świetna , wczoraj ci piszę że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału a tu dzisiaj miła niespodzianka i bam jest rozdział ( coś w środku mówiło mi że powinnam sprawdzić tego bloga ) uwielbiam to czytać i znpwu coś w środku mi muwiło że Dreke coś czuje do Alison ale nie wiedziałam dokładnie co aż do teraz i nie przejmuj się że wczorajszy post był krudki bo to nie ma znaczenia a teraz taka mała proźba napisz następny rozdział jak naj szybciej i nie ważne czy dużo czy mało tylko żeby było bo jak już mówiłam z rozdziału na rozdział to jest lepsze :-)
OdpowiedzUsuńHahaha... ^.^
UsuńMyślę, że następny rozdział dopiero w weekend. Przykro mi, ale chyba nie dam rady szybciej nic napisać.
Dopiero w weekend, tak długo XD Mogłabym cię nazwać nawet profesjonalną pisarką.
OdpowiedzUsuńPS: Troche nie wygodnie się czyta przez ten nowy wygląd.
Szablon zostanie zmieniony, ale narazie trzeba przecierpieć z tym. Mam nadzieję, że nowy pojawi się prędzej niż później.
UsuńDziękuję za opinie. Postaram się coś skleić wcześniej, ale nic nie obiecuję.
Prosze pośpiesz się z tym rozdziałem bo ja tu wysycham ;-)
OdpowiedzUsuńNiestety musisz zaczekać do weekendu. ;p
OdpowiedzUsuńWeekend to 2 ,3 dnia ( reszta piądku , sobota i niedziela ) który z nich ;-)
OdpowiedzUsuń