Nie miała pojęcia jak
prawie półgodzinny marsz w samo południe przez miasto miał jej
jakkolwiek pomóc w przemianie. Drake znowu ją gdzieś prowadził,
ale tym razem przynajmniej nie jechali motorem i nie opuszczali
centrum. W razie co łatwiej jej będzie wrócić do domu, chociaż
musiała przyznać, że po czwartym zakręcie straciła orientacje.
Odpuściła sobie też pytanie gdzie właściwie zmierzają,
przewidując, że pewnie i tak nie uzyska odpowiedzi. Nadal nie
potrafiła zrozumieć dlaczego Drake był w tak dobrym nastroju.
Żwawo maszerował, co jakiś czas pogwizdując. Ciekawiło ją
również co takiego niesie ze sobą w plecaku.
Po jakimś czasie
zostawili za sobą wysokie budynki, docierając na przedmieścia.
Gdzieś w oddali słyszała odgłosy samochodów dobiegające z
autostrady. Musiała przyznać, że okolica była urocza. Jak na
część miasta było tutaj całkiem zielono. Chodniki otoczone
gęstym trawnikiem, liczne wysokie krzewy oraz drzewa rosnące w
równej odległości. Wszystkie dokładnie ostrzyżone i zadbane.
Miła odmiana od ulicznego zgiełku i smrodu. Alison jako osoba od
zawsze mieszkająca na uboczu miasta zdecydowanie była
przyzwyczajona do takich okolic. Czuła się w nich bezpieczniej.
Może to przez brak zawsze śpieszących się gdzieś ludzi,
przepychających się chodnikami. Tutaj panował spokój jakby
miejsce było wyrwane z czasu i przestrzeni. Nie ważne było gdzie
idą byle tylko pozostali w podobnym otoczeniu.
Mina trochę jej zrzedła
kiedy nagle zatrzymali się przed wyższą budowlą przypominająca
już nieco zaniedbany kościół. Drzwi i okna były pozabijane
deskami, a ceglany mur popękany i obrośnięty mchem.
- Dobra, możesz mi
powiedzieć co tutaj robimy? - spytała patrząc w górę na wierzę
i mrużąc oczy przed wysoko widniejącym słońcem. Musiał to być
kościół chrześcijański bo na jednej z frontowych ścian widniał
krzyż wyrzeźbiony w cegle i wypełniony białymi luksferami.
- Jeśli ci powiem cały
plan pójdzie na marne. - odpowiedział przyglądając się z uwagą
jednej z płyt, która najpewniej zakrywała kiedyś znajdujące się
w tym miejscu drzwi. - Uwierz mi, to najprawdopodobniej najgłupszy
pomysł na jaki wpadłem w ciągu ostatniego tygodnia, ale mogę
przysiąc, że okaże się równie skuteczny.
- Wcale mnie to nie
zachęca.
- Zmienisz zdanie. -
stwierdził z pewnością.
Oparł dłoń na płycie
i zaczął ją obstukiwać, jakby szukał ukrytego wejścia. Odsunęła
się trochę, dając mu miejsce do tego cokolwiek robił i
korzystając z okazji rozejrzała się trochę. Tuż nad wejściem
widniała zakurzona i ledwo czytelna tabliczka. Jednak kiedy uważniej
się przyjrzała była w stanie odszyfrować litery.
- Metodystyczny Kościół
Episkopatów Afryki? Co to w ogóle znaczy?
Drake odsunął się
trochę by spojrzeć na tabliczkę. Zmarszczył brwi po czym z
powrotem skoncentrował się na drzwiach. Spojrzał do góry na wieżę
i zawołał.
- Hej ciemniaki!
Pobudka! Słońce już dawno wstało!
Po tych słowach
kopniakiem wyważył płytę. Spojrzał zadowolony na Alison i
skinieniem głowy nakazał jej iść za nim. Coraz mniej jej się to
podobało, ale co innego mogła zrobić? Budynek był tak samo
zapuszczony w środku jak i na zewnątrz. Dzięki strumieniu światła
ze zrobionej przez Drake'a dziury można było ujrzeć kłęby kurzu
unoszące się w powietrzu. Przez to, że każde z okien było
zasłonięte, kiedy oddalili się od prowizorycznych drzwi pochłonął
ich półmrok. Ciężko było cokolwiek dostrzec. W końcu jednak
przeszli do jednej z głównych naw, gdzie z sufitu wpadał kolejny
strumień światła. Dach musiał być uszkodzony.
- Przyniosłem nawet
trochę kremu z filtrem. - mówił głośno – Ach, no tak! Nawet on
nie jest w stanie pomóc waszej wrażliwej skórze.
Już miała zapytać, co
on do cholery wyprawia, kiedy coś śmignęło tuż przed ich oczami.
Coraz mniej jej się to podobało, ale kiedy ujrzała przed sobą
znajomą postać była całkowicie przerażona. W cieniu tuż przed
nimi skrywał się wysoki mężczyzna. Ten sam, który można
powiedzieć całkiem niedawno chciał pozbawić Alison czerwonych
krwinek.
- Jesteś bardzo głupi
przychodząc tutaj. - powiedział takim głosem, że Alison stanęły
włoski na karku – Jeśli wyważanie naszych drzwi jest twoją
wersją przeprosin, to jestem zmuszony ich nie przyjąć.
Drake odwrócił się w
stronę, z której przyszli z udawaną niewinnością.
- To były wasze drzwi?
Wybacz, ale nie znalazłem klamki.
Czarne oczy zmierzyły go
z jawną nienawiścią. Jak na zawołanie zza jego pleców, zaczęło
wyłaniać się więcej wampirów. Wszystkie z tym samym wkurzonym
wyrazem twarzy. Robiło się gorąco. Dlaczego w ogóle tutaj
przyszli?
- Drake? - szepnęła
obracając się dookoła. Nie była w stanie ich wszystkich zliczyć.
Na prawdę sytuacja wyglądała fatalnie.
Ten jednak wydawał się
nie przejęty i ciągnął swoje dalej.
- Szczerze to nie
uważałem cię za osobnika tak dumnego, że kilka ciosów w twarz
mogłoby być ujmą na twoim honorze. Skoro dałeś się pokonać to
chyba nie jesteś za potężnym przywódcą klanu.
- Zdechniesz w
męczarniach, psie. - syknęła jakaś kobieta. Alison pamiętała ją
z tamtej nocy.
- Na pewno nie w walce
jeden na jednego. - odparował
Nie miała pojęcia skąd
on ma tyle odwagi. Alison ledwo powstrzymywała swoje kolana przed
dygotaniem. Mało kiedy była tak przestraszona jak przy styczności
z wampirami. Serce biło o jej żebra jak szalone i była święcie
przekonana, że każdy z nich wsłuchuje się w nie z nieodpartym
pragnieniem.
- Musi istnieć poważny
powód, dla którego przychodzisz do nas wiedząc, że nie skończy
się to dla ciebie dobrze. Naruszyłeś nasz teren w środku dnia.
Lepiej żebyś poparł swój czyn dobrymi argumentami.
- Naturalnie nie wpadłem
z przyjacielską wizytą. Jest milion innych miejsc, w których można
napawać się zapachem stęchlizny oraz popodziwiać tak namacalny
kurz. Myślę, że doskonale wiesz dlaczego przybyliśmy. - Cofnął
się kilka kroków tak by stanąć tuż obok Alison – Zdaje się,
że masz kogoś kto należy do nas.
Nagle Alison zrozumiała.
Musiał mówić o Kelly. Czyżby jednak od początku wiedział, że
ona żyje? Dlaczego wcześniej jej nie powiedział. W sumie co ona
mogłaby zrobić, co byłoby bardziej rozsądne niż przyjście do
siedziby pełnej wampirów?
Czarnowłosy lider głośno
się roześmiał.
- O kimkolwiek mówisz
już dłużej nie należy do was.
- Co zrobiłeś Kelly? -
Teraz to Alison wyszła przed szereg. Jej strach na ułamek sekundy
zniknął, zastąpiony czystym gniewem.
- Pozwólcie, że coś
wam naświetlę, bo najwyraźniej jesteście zbyt głupi by to
zauważyć. Jesteście na moim terenie. Nie macie żadnej przewagi.
Nie muszę odpowiadać na żadne z waszych pytań. Co więcej teraz
to ja zdecyduję co wam się stanie. Zapewniam, że nie będzie to
przyjemne. - Z szerokim uśmiech wyszczerzył parę długich, lśniąco
białych kłów, dając znak do ataku. - Zabić ich!
W jednej chwili każdy ze
stojących wampirów skierował się do środka. Nawet fakt, że
stali w słońcu nie był w stanie im pomóc. Wampiry były szybkie.
Bez problemu były wstanie rozerwać ich oboje na strzępy. Drake
jednak nie był tym specjalnie przerażony. Wręcz przeciwnie z jego
twarzy nie schodził uśmiech. Z pełnym satysfakcji okrzykiem wbił
się w wir walki, tłukąc pięściami i kopiąc na wszystkie strony.
Z początku wyglądało to imponująco, ale nie ważne jak dobrym
byłby wojownikiem nie mógł pokonać ich wszystkich. Alison nie
miała czasu by dłużej się mu przyglądać, bo któryś z wampirów
skoczył na nią, rozrywając paznokciami wierzch jej koszulki.
Odskoczyła do tyłu, ale nie na tyle szybko. Jej ręka odruchowo
powędrowała w stronę uda, gdzie zawsze miała przypięty nóż.
Jednak dłoń napotkała pustą przestrzeń. Już od dawna nie nosiła
przy sobie sztyletów. Desperacko starała się coś wymyślić. Na
szczęście lub nie większość z wampirów skoncentrowała się na
Drake'u. W jej stronę zmierzało jedynie czworo z nich. Co w
powiązaniu z tym, że nie miała żadnej broni i tak przechylało
szalę na ich stronę. Kiedy jeden z przeciwników doskoczył bliżej
była w stanie tylko się cofnąć, na co wampirzyca natychmiast się
roześmiała. To sprawiło, że Alison poczuła wzbierającą w niej
energię i złość dodającą odwagi oraz siły. Z krzykiem rzuciła
się na nią powalając na ziemię. Natychmiast wycelowała pięść
w jej brzuch, a następnie w twarz. Może cios i był silny, ale i
tak niewiele wyrządził szkody. Okręciła się do tyłu
jednocześnie wstając. Zamachnęła się nogą, zadając potężnego
kopniaka. Ból był ogromny. Zgięła się w pół walcząc o oddech.
Pozostała trójka otworzyła wokół nich coś w stylu okręgu,
zachęcając do walki. Alison starała się dostrzec coś poza nimi.
W oddali znajdowało się kłębowisko wampirów, a gdzieś w samym
jego centrum znajdował się Drake. Nie miał szans na przeżycie.
Nie był nawet w pełni wilkołakiem. Za to Alison była czymś
więcej. Musiał to wiedzieć przychodząc tutaj. Liczył na jej
przemianę. Cholernie dużo zaryzykował, a wszystko dlatego by mogła
się zmienić. Gniew jaki poczuła na samą siebie był miażdżący.
Nie potrafiła się zmienić. Nawet nie wiedziała jak zacząć.
Wampirzyca przed nią
ponownie zaatakowała. Alison udało się uniknąć ciosu, ale to
wcale nie zwiększało jej szans. Sekundę później leżała już na
ziemi powalona przez serię szybki i mocnych ciosów. Nie zamierzała
się poddać. Jeśli tak miała zginąć, to zrobi wszystko by
pociągnąć ją za sobą. Wampirzyca była piękna, a wyraz pogardy
na jej twarzy tylko zachęcał Alison do dalszej walki. Nie ważne
kim stojąca przed nią kobieta była wcześniej. Na pewno zasłużyła
na śmierć. Zmotywowana Alison podniosła się na nogi. Rozległ się
gwizd podziwu, a okrzyki zachęcające je obie do pojedynku tylko się
wzmogły. Nie tracąc czasu zaatakowała. Waliła pięściami z siłą
na jaką było ją stać. W każdy cios wkładała energię i gniew,
który płynął przez jej żyły. Przeciwniczka była nieodparta.
Kilka razy udało się Alison zbić ją z nóg, ale nie trwało to na
tyle długo by mogła kontynuować atak. Zdała sobie sprawę, że
właściwie nie jest w stanie jej zabić. Inną sprawą była zbyt
szybka utrata sił, ale ona zwyczajnie nie miała broni, która
mogłaby uśmiercić wampira. Potrzebny byłby drewniany kołek,
którym przebiłaby jej serce. Ponieważ wątpiła by była na tyle
silna by urwać jej głowę, musiała szybko znaleźć coś
drewnianego. Nie miała czasu by się rozejrzeć. Przeciwniczka nie
dawała jej chwili odpoczynku. Jej atak był nieprzerwany. W końcu
Alison nie dała rady utrzymać się na nogach. Opadła na zimną
podłogę pochłonięta agonalnym bólem. Czy naprawdę musiała
ginąć w tak okropnym miejscu, otoczona przez krwiożercze pijawki?
Przechyliła głowę na bok i wtedy ją zobaczyła. Blask złotych
loków w ciemności. Stała na balkonie wyżej i szarpała się z
jakimś wampirem.
- Kelly. - szepnęła
tracąc siły
Nie wierzyła, że
przyjaciółka mogła ją usłyszeć, ale nagle odwróciła się w
jej stronę. Ich wzrok przez moment zrównał się ze sobą. Nie
słyszała co mówi. Jednak rozpoznała słowa po ruchu jej warg.
- Proszę, nie poddawaj
się.
Była wściekła, że tak
łatwo upadła. Była zmiennokształtnym! Czymś rzadszym i
silniejszym. Była wyjątkowa i nie mogła pozwolić sobie na śmierć.
Musiała żyć. W miarę jak utwierdzała się w tych słowach, jej
ciało zdawało się wypełniać energią. Zupełnie jakby ktoś
przekazał jej siły by mogła walczyć dalej. Słowa Kelly zawisły
w powietrzu i zakotwiczyły się w umyśle Alison. „Nie poddawaj
się”. Podparła się dłońmi i zebrała się z podłogi. W duchu
uśmiechnęła się na zaskoczony wyraz twarzy pojawiający się u
czterech wampirów. Z szeroko otworzonymi oczami powoli zaczęły się
cofać. Alison spojrzała na swoje dłonie. Jej skora lśniła białym
światłem, tak jasnym i kojącym jakiego wcześniej nie widziała.
Ciepło ogarnęło jej ciało. Była jak w euforii. Przepełniona
szczęściem, pozbawiona bólu i wyczerpania. Chwila mogłaby trwać
wiecznie. Tak się jednak nie stało. Rozległ się trzask, a wraz z
nim przez jej klatkę piersiową przepłynął paraliżujący ból.
Zgięła się w pół, zaciskając dłoń na żebrach. Potem to samo
stało się z jej nogą. Straciła równowagę i ponownie upadła na
ziemię. Ból był nie do opisania. Nie była w stanie robić nic
więcej poza krzyczeniem i miotaniem się po podłodze. Słyszała
jak kolejne jej kości pękają. Nie rozpoznawała już
poszczególnych części swojego ciała. Wszystko było tak samo
ogarnięte nie możliwym do wytrzymania bólem. Czas się zatrzymał.
Istniał tylko ból. Ale mimo wszystko miała przeczucie, głęboko
zakorzenione w jej duszy, że to co się dzieje jest dobre. Taka jest
kolej rzeczy. Cierp, a będziesz niepokonana. Wytrzymaj, a już nie
będziesz musiała upadać. Walcz, a zwyciężysz.
Nagle wszystko nabrało
wyraźniejszych kształtów oraz intensywniejszych zapachów. Była w
stanie wyczuć woń każdego z wampirów, a co ważniejsze rozróżnić
ją. Budynek faktycznie śmierdział zgnilizną i starością, ale
był w nim też zapach, który najbardziej ją przeraził. Był
najmocniejszy i dochodził ze środka sali. Krew. Jej metaliczny
zapach dochodził do jej nozdrzy wskazując kierunek. Podniosła się
z podłogi, ale nie była już tak wysoka. Spojrzała w dół i
zamiast stóp napotkała pokryte śnieżnobiałą sierścią łapy z
pazurami ostrymi jak żyletki.
Z poza całego tego
zamieszania do jej uszu dobiegł rytmiczny stukot. Dźwięk jedynego
poza jej bijącego serca. Mimo woli z jej gardła wydarło się
warknięcie. Puszczając się w wir walki czuła się niezwyciężona.
Po kolei naskakiwała na każdego wampira, którego napotkała. Orała
pazurami ich skórę, wgryzała się w ich pozbawione ciepła ciała.
Nie miała skrupułów, ani ograniczeń. Potrafiła myśleć jedynie
o zabijaniu.
Nie trwało to długo
kiedy przedzierając się przez tłum, w końcu dotarła do Drake'a.
Wyglądał tak źle jak przewidywała. Cały pokryty krwią, jakby
ktoś oblał go czerwoną farbą. Alison była wstanie wyczuć, że
nie należy jedynie do jego wrogów. Ledwo trzymał się na nogach,
ale uderzał z taką pasją i wytrwałością jakiej pozazdrościłby
nie jeden bokser. Jak ją zobaczył jego usta wygięły się w
krzywym uśmiechu, a oczy wypełniła iskra dumy i podziwu. Szybko
jednak wrócił do walki. Alison podbiegła do niego i stanęła tuż
przy jego boku. Otaczających ich wampirów było więcej niż
myślała. Ich rany goiły się szybko więc walka mogła trwać
wieki. Męczyli się również wolniej niż ona i Drake.
- Dach. - krzyknął –
Nie wyjdą na słońce.
Natychmiast obejrzała
się za siebie, gdzie znajdowały się strome schody. Nie musiała
nic mówić, ani dawać znaku. Drake ostatni raz uderzył pięścią
wampira, który był najbliżej po czym pociągając ją za sierść,
ruszył biegiem w stronę schodów. Może i był zmęczony, ale nadal
dorównywał jej szybkością. Pokonując po trzy stopnie naraz w
kilka sekund znaleźli się na ostatnim piętrze. Przed nimi
znajdowały się ostatnie drzwi, prowadzące na oświetlony dach.
Drake z impetem rzucił się na nie i zaklął kiedy nie ustąpiły.
Powtórzył tą czynność jeszcze kilka razy kiedy rozległ się
dźwięk z dołu świadczący, że wampiry są coraz bliżej.
- Cholera! - warknął
gniewnie, trzymając się za bark. Spojrzał na nią z góry. Po raz
pierwszy dostrzegła w jego oczach niepokój. - Na trzy. - oznajmił.
Nie zdążył doliczyć
do dwóch kiedy jeden z wampirów szarpnął go za plecy, odpychając
na bok. Zamachnął się by wymierzyć cios, sprawną ręką, ale
Alison zdążyła zareagować. Stanęła między nim, powstrzymując
go od ataku. Przed nimi stała Kelly. Wyglądała tak samo, ale był
jeden szczegół, który sprawił, że nie była już sobą. Jej
serce nie biło.
Ja ciebie prosze napisz jak naj szybciej kolejny rozdział ja tu nie wytrzymam bez tego
OdpowiedzUsuńJestem już w połowie. ;p
UsuńO matko XD Wszyscy giną
OdpowiedzUsuńA nie, przepraszam, Kelly jest wampirem, tak?
UsuńTak. xd
UsuńBuuuuuuuuuuuu
OdpowiedzUsuńja chce kolejny rozdział