sobota, 25 października 2014

Rozdział 44

Nie miała pojęcia jak prawie półgodzinny marsz w samo południe przez miasto miał jej jakkolwiek pomóc w przemianie. Drake znowu ją gdzieś prowadził, ale tym razem przynajmniej nie jechali motorem i nie opuszczali centrum. W razie co łatwiej jej będzie wrócić do domu, chociaż musiała przyznać, że po czwartym zakręcie straciła orientacje. Odpuściła sobie też pytanie gdzie właściwie zmierzają, przewidując, że pewnie i tak nie uzyska odpowiedzi. Nadal nie potrafiła zrozumieć dlaczego Drake był w tak dobrym nastroju. Żwawo maszerował, co jakiś czas pogwizdując. Ciekawiło ją również co takiego niesie ze sobą w plecaku.  
Po jakimś czasie zostawili za sobą wysokie budynki, docierając na przedmieścia. Gdzieś w oddali słyszała odgłosy samochodów dobiegające z autostrady. Musiała przyznać, że okolica była urocza. Jak na część miasta było tutaj całkiem zielono. Chodniki otoczone gęstym trawnikiem, liczne wysokie krzewy oraz drzewa rosnące w równej odległości. Wszystkie dokładnie ostrzyżone i zadbane. Miła odmiana od ulicznego zgiełku i smrodu. Alison jako osoba od zawsze mieszkająca na uboczu miasta zdecydowanie była przyzwyczajona do takich okolic. Czuła się w nich bezpieczniej. Może to przez brak zawsze śpieszących się gdzieś ludzi, przepychających się chodnikami. Tutaj panował spokój jakby miejsce było wyrwane z czasu i przestrzeni. Nie ważne było gdzie idą byle tylko pozostali w podobnym otoczeniu.
Mina trochę jej zrzedła kiedy nagle zatrzymali się przed wyższą budowlą przypominająca już nieco zaniedbany kościół. Drzwi i okna były pozabijane deskami, a ceglany mur popękany i obrośnięty mchem.
- Dobra, możesz mi powiedzieć co tutaj robimy? - spytała patrząc w górę na wierzę i mrużąc oczy przed wysoko widniejącym słońcem. Musiał to być kościół chrześcijański bo na jednej z frontowych ścian widniał krzyż wyrzeźbiony w cegle i wypełniony białymi luksferami.
- Jeśli ci powiem cały plan pójdzie na marne. - odpowiedział przyglądając się z uwagą jednej z płyt, która najpewniej zakrywała kiedyś znajdujące się w tym miejscu drzwi. - Uwierz mi, to najprawdopodobniej najgłupszy pomysł na jaki wpadłem w ciągu ostatniego tygodnia, ale mogę przysiąc, że okaże się równie skuteczny.
- Wcale mnie to nie zachęca.
- Zmienisz zdanie. - stwierdził z pewnością.
Oparł dłoń na płycie i zaczął ją obstukiwać, jakby szukał ukrytego wejścia. Odsunęła się trochę, dając mu miejsce do tego cokolwiek robił i korzystając z okazji rozejrzała się trochę. Tuż nad wejściem widniała zakurzona i ledwo czytelna tabliczka. Jednak kiedy uważniej się przyjrzała była w stanie odszyfrować litery.
- Metodystyczny Kościół Episkopatów Afryki? Co to w ogóle znaczy?
Drake odsunął się trochę by spojrzeć na tabliczkę. Zmarszczył brwi po czym z powrotem skoncentrował się na drzwiach. Spojrzał do góry na wieżę i zawołał.
- Hej ciemniaki! Pobudka! Słońce już dawno wstało!
Po tych słowach kopniakiem wyważył płytę. Spojrzał zadowolony na Alison i skinieniem głowy nakazał jej iść za nim. Coraz mniej jej się to podobało, ale co innego mogła zrobić? Budynek był tak samo zapuszczony w środku jak i na zewnątrz. Dzięki strumieniu światła ze zrobionej przez Drake'a dziury można było ujrzeć kłęby kurzu unoszące się w powietrzu. Przez to, że każde z okien było zasłonięte, kiedy oddalili się od prowizorycznych drzwi pochłonął ich półmrok. Ciężko było cokolwiek dostrzec. W końcu jednak przeszli do jednej z głównych naw, gdzie z sufitu wpadał kolejny strumień światła. Dach musiał być uszkodzony.
- Przyniosłem nawet trochę kremu z filtrem. - mówił głośno – Ach, no tak! Nawet on nie jest w stanie pomóc waszej wrażliwej skórze.
Już miała zapytać, co on do cholery wyprawia, kiedy coś śmignęło tuż przed ich oczami. Coraz mniej jej się to podobało, ale kiedy ujrzała przed sobą znajomą postać była całkowicie przerażona. W cieniu tuż przed nimi skrywał się wysoki mężczyzna. Ten sam, który można powiedzieć całkiem niedawno chciał pozbawić Alison czerwonych krwinek.
- Jesteś bardzo głupi przychodząc tutaj. - powiedział takim głosem, że Alison stanęły włoski na karku – Jeśli wyważanie naszych drzwi jest twoją wersją przeprosin, to jestem zmuszony ich nie przyjąć.
Drake odwrócił się w stronę, z której przyszli z udawaną niewinnością.
- To były wasze drzwi? Wybacz, ale nie znalazłem klamki.
Czarne oczy zmierzyły go z jawną nienawiścią. Jak na zawołanie zza jego pleców, zaczęło wyłaniać się więcej wampirów. Wszystkie z tym samym wkurzonym wyrazem twarzy. Robiło się gorąco. Dlaczego w ogóle tutaj przyszli?
- Drake? - szepnęła obracając się dookoła. Nie była w stanie ich wszystkich zliczyć. Na prawdę sytuacja wyglądała fatalnie.
Ten jednak wydawał się nie przejęty i ciągnął swoje dalej.
- Szczerze to nie uważałem cię za osobnika tak dumnego, że kilka ciosów w twarz mogłoby być ujmą na twoim honorze. Skoro dałeś się pokonać to chyba nie jesteś za potężnym przywódcą klanu.
- Zdechniesz w męczarniach, psie. - syknęła jakaś kobieta. Alison pamiętała ją z tamtej nocy.
- Na pewno nie w walce jeden na jednego. - odparował
Nie miała pojęcia skąd on ma tyle odwagi. Alison ledwo powstrzymywała swoje kolana przed dygotaniem. Mało kiedy była tak przestraszona jak przy styczności z wampirami. Serce biło o jej żebra jak szalone i była święcie przekonana, że każdy z nich wsłuchuje się w nie z nieodpartym pragnieniem.
- Musi istnieć poważny powód, dla którego przychodzisz do nas wiedząc, że nie skończy się to dla ciebie dobrze. Naruszyłeś nasz teren w środku dnia. Lepiej żebyś poparł swój czyn dobrymi argumentami.
- Naturalnie nie wpadłem z przyjacielską wizytą. Jest milion innych miejsc, w których można napawać się zapachem stęchlizny oraz popodziwiać tak namacalny kurz. Myślę, że doskonale wiesz dlaczego przybyliśmy. - Cofnął się kilka kroków tak by stanąć tuż obok Alison – Zdaje się, że masz kogoś kto należy do nas.
Nagle Alison zrozumiała. Musiał mówić o Kelly. Czyżby jednak od początku wiedział, że ona żyje? Dlaczego wcześniej jej nie powiedział. W sumie co ona mogłaby zrobić, co byłoby bardziej rozsądne niż przyjście do siedziby pełnej wampirów?
Czarnowłosy lider głośno się roześmiał.
- O kimkolwiek mówisz już dłużej nie należy do was.
- Co zrobiłeś Kelly? - Teraz to Alison wyszła przed szereg. Jej strach na ułamek sekundy zniknął, zastąpiony czystym gniewem.
- Pozwólcie, że coś wam naświetlę, bo najwyraźniej jesteście zbyt głupi by to zauważyć. Jesteście na moim terenie. Nie macie żadnej przewagi. Nie muszę odpowiadać na żadne z waszych pytań. Co więcej teraz to ja zdecyduję co wam się stanie. Zapewniam, że nie będzie to przyjemne. - Z szerokim uśmiech wyszczerzył parę długich, lśniąco białych kłów, dając znak do ataku. - Zabić ich!
W jednej chwili każdy ze stojących wampirów skierował się do środka. Nawet fakt, że stali w słońcu nie był w stanie im pomóc. Wampiry były szybkie. Bez problemu były wstanie rozerwać ich oboje na strzępy. Drake jednak nie był tym specjalnie przerażony. Wręcz przeciwnie z jego twarzy nie schodził uśmiech. Z pełnym satysfakcji okrzykiem wbił się w wir walki, tłukąc pięściami i kopiąc na wszystkie strony. Z początku wyglądało to imponująco, ale nie ważne jak dobrym byłby wojownikiem nie mógł pokonać ich wszystkich. Alison nie miała czasu by dłużej się mu przyglądać, bo któryś z wampirów skoczył na nią, rozrywając paznokciami wierzch jej koszulki. Odskoczyła do tyłu, ale nie na tyle szybko. Jej ręka odruchowo powędrowała w stronę uda, gdzie zawsze miała przypięty nóż. Jednak dłoń napotkała pustą przestrzeń. Już od dawna nie nosiła przy sobie sztyletów. Desperacko starała się coś wymyślić. Na szczęście lub nie większość z wampirów skoncentrowała się na Drake'u. W jej stronę zmierzało jedynie czworo z nich. Co w powiązaniu z tym, że nie miała żadnej broni i tak przechylało szalę na ich stronę. Kiedy jeden z przeciwników doskoczył bliżej była w stanie tylko się cofnąć, na co wampirzyca natychmiast się roześmiała. To sprawiło, że Alison poczuła wzbierającą w niej energię i złość dodającą odwagi oraz siły. Z krzykiem rzuciła się na nią powalając na ziemię. Natychmiast wycelowała pięść w jej brzuch, a następnie w twarz. Może cios i był silny, ale i tak niewiele wyrządził szkody. Okręciła się do tyłu jednocześnie wstając. Zamachnęła się nogą, zadając potężnego kopniaka. Ból był ogromny. Zgięła się w pół walcząc o oddech. Pozostała trójka otworzyła wokół nich coś w stylu okręgu, zachęcając do walki. Alison starała się dostrzec coś poza nimi. W oddali znajdowało się kłębowisko wampirów, a gdzieś w samym jego centrum znajdował się Drake. Nie miał szans na przeżycie. Nie był nawet w pełni wilkołakiem. Za to Alison była czymś więcej. Musiał to wiedzieć przychodząc tutaj. Liczył na jej przemianę. Cholernie dużo zaryzykował, a wszystko dlatego by mogła się zmienić. Gniew jaki poczuła na samą siebie był miażdżący. Nie potrafiła się zmienić. Nawet nie wiedziała jak zacząć.
Wampirzyca przed nią ponownie zaatakowała. Alison udało się uniknąć ciosu, ale to wcale nie zwiększało jej szans. Sekundę później leżała już na ziemi powalona przez serię szybki i mocnych ciosów. Nie zamierzała się poddać. Jeśli tak miała zginąć, to zrobi wszystko by pociągnąć ją za sobą. Wampirzyca była piękna, a wyraz pogardy na jej twarzy tylko zachęcał Alison do dalszej walki. Nie ważne kim stojąca przed nią kobieta była wcześniej. Na pewno zasłużyła na śmierć. Zmotywowana Alison podniosła się na nogi. Rozległ się gwizd podziwu, a okrzyki zachęcające je obie do pojedynku tylko się wzmogły. Nie tracąc czasu zaatakowała. Waliła pięściami z siłą na jaką było ją stać. W każdy cios wkładała energię i gniew, który płynął przez jej żyły. Przeciwniczka była nieodparta. Kilka razy udało się Alison zbić ją z nóg, ale nie trwało to na tyle długo by mogła kontynuować atak. Zdała sobie sprawę, że właściwie nie jest w stanie jej zabić. Inną sprawą była zbyt szybka utrata sił, ale ona zwyczajnie nie miała broni, która mogłaby uśmiercić wampira. Potrzebny byłby drewniany kołek, którym przebiłaby jej serce. Ponieważ wątpiła by była na tyle silna by urwać jej głowę, musiała szybko znaleźć coś drewnianego. Nie miała czasu by się rozejrzeć. Przeciwniczka nie dawała jej chwili odpoczynku. Jej atak był nieprzerwany. W końcu Alison nie dała rady utrzymać się na nogach. Opadła na zimną podłogę pochłonięta agonalnym bólem. Czy naprawdę musiała ginąć w tak okropnym miejscu, otoczona przez krwiożercze pijawki? Przechyliła głowę na bok i wtedy ją zobaczyła. Blask złotych loków w ciemności. Stała na balkonie wyżej i szarpała się z jakimś wampirem.
- Kelly. - szepnęła tracąc siły
Nie wierzyła, że przyjaciółka mogła ją usłyszeć, ale nagle odwróciła się w jej stronę. Ich wzrok przez moment zrównał się ze sobą. Nie słyszała co mówi. Jednak rozpoznała słowa po ruchu jej warg.
- Proszę, nie poddawaj się.
Była wściekła, że tak łatwo upadła. Była zmiennokształtnym! Czymś rzadszym i silniejszym. Była wyjątkowa i nie mogła pozwolić sobie na śmierć. Musiała żyć. W miarę jak utwierdzała się w tych słowach, jej ciało zdawało się wypełniać energią. Zupełnie jakby ktoś przekazał jej siły by mogła walczyć dalej. Słowa Kelly zawisły w powietrzu i zakotwiczyły się w umyśle Alison. „Nie poddawaj się”. Podparła się dłońmi i zebrała się z podłogi. W duchu uśmiechnęła się na zaskoczony wyraz twarzy pojawiający się u czterech wampirów. Z szeroko otworzonymi oczami powoli zaczęły się cofać. Alison spojrzała na swoje dłonie. Jej skora lśniła białym światłem, tak jasnym i kojącym jakiego wcześniej nie widziała. Ciepło ogarnęło jej ciało. Była jak w euforii. Przepełniona szczęściem, pozbawiona bólu i wyczerpania. Chwila mogłaby trwać wiecznie. Tak się jednak nie stało. Rozległ się trzask, a wraz z nim przez jej klatkę piersiową przepłynął paraliżujący ból. Zgięła się w pół, zaciskając dłoń na żebrach. Potem to samo stało się z jej nogą. Straciła równowagę i ponownie upadła na ziemię. Ból był nie do opisania. Nie była w stanie robić nic więcej poza krzyczeniem i miotaniem się po podłodze. Słyszała jak kolejne jej kości pękają. Nie rozpoznawała już poszczególnych części swojego ciała. Wszystko było tak samo ogarnięte nie możliwym do wytrzymania bólem. Czas się zatrzymał. Istniał tylko ból. Ale mimo wszystko miała przeczucie, głęboko zakorzenione w jej duszy, że to co się dzieje jest dobre. Taka jest kolej rzeczy. Cierp, a będziesz niepokonana. Wytrzymaj, a już nie będziesz musiała upadać. Walcz, a zwyciężysz.
Nagle wszystko nabrało wyraźniejszych kształtów oraz intensywniejszych zapachów. Była w stanie wyczuć woń każdego z wampirów, a co ważniejsze rozróżnić ją. Budynek faktycznie śmierdział zgnilizną i starością, ale był w nim też zapach, który najbardziej ją przeraził. Był najmocniejszy i dochodził ze środka sali. Krew. Jej metaliczny zapach dochodził do jej nozdrzy wskazując kierunek. Podniosła się z podłogi, ale nie była już tak wysoka. Spojrzała w dół i zamiast stóp napotkała pokryte śnieżnobiałą sierścią łapy z pazurami ostrymi jak żyletki.
Z poza całego tego zamieszania do jej uszu dobiegł rytmiczny stukot. Dźwięk jedynego poza jej bijącego serca. Mimo woli z jej gardła wydarło się warknięcie. Puszczając się w wir walki czuła się niezwyciężona. Po kolei naskakiwała na każdego wampira, którego napotkała. Orała pazurami ich skórę, wgryzała się w ich pozbawione ciepła ciała. Nie miała skrupułów, ani ograniczeń. Potrafiła myśleć jedynie o zabijaniu.
Nie trwało to długo kiedy przedzierając się przez tłum, w końcu dotarła do Drake'a. Wyglądał tak źle jak przewidywała. Cały pokryty krwią, jakby ktoś oblał go czerwoną farbą. Alison była wstanie wyczuć, że nie należy jedynie do jego wrogów. Ledwo trzymał się na nogach, ale uderzał z taką pasją i wytrwałością jakiej pozazdrościłby nie jeden bokser. Jak ją zobaczył jego usta wygięły się w krzywym uśmiechu, a oczy wypełniła iskra dumy i podziwu. Szybko jednak wrócił do walki. Alison podbiegła do niego i stanęła tuż przy jego boku. Otaczających ich wampirów było więcej niż myślała. Ich rany goiły się szybko więc walka mogła trwać wieki. Męczyli się również wolniej niż ona i Drake.
- Dach. - krzyknął – Nie wyjdą na słońce.
Natychmiast obejrzała się za siebie, gdzie znajdowały się strome schody. Nie musiała nic mówić, ani dawać znaku. Drake ostatni raz uderzył pięścią wampira, który był najbliżej po czym pociągając ją za sierść, ruszył biegiem w stronę schodów. Może i był zmęczony, ale nadal dorównywał jej szybkością. Pokonując po trzy stopnie naraz w kilka sekund znaleźli się na ostatnim piętrze. Przed nimi znajdowały się ostatnie drzwi, prowadzące na oświetlony dach. Drake z impetem rzucił się na nie i zaklął kiedy nie ustąpiły. Powtórzył tą czynność jeszcze kilka razy kiedy rozległ się dźwięk z dołu świadczący, że wampiry są coraz bliżej.
- Cholera! - warknął gniewnie, trzymając się za bark. Spojrzał na nią z góry. Po raz pierwszy dostrzegła w jego oczach niepokój. - Na trzy. - oznajmił.
Nie zdążył doliczyć do dwóch kiedy jeden z wampirów szarpnął go za plecy, odpychając na bok. Zamachnął się by wymierzyć cios, sprawną ręką, ale Alison zdążyła zareagować. Stanęła między nim, powstrzymując go od ataku. Przed nimi stała Kelly. Wyglądała tak samo, ale był jeden szczegół, który sprawił, że nie była już sobą. Jej serce nie biło.

6 komentarzy: