niedziela, 5 października 2014

Rozdział 38

- Nie musisz mnie prowadzić jak jakiejś niedołężnej staruszki. - powiedziała zmęczonym głosem, odpychając się od czarownika.
Przytrzymując za ramie podprowadził ją na ostatnie piętro budynku. Zrezygnowana spojrzała na drzwi prowadzące do sali, przez które rano tak zdenerwowany wybiegł Kevin. Zaczynała się o niego martwić. Może próbował się do niej dodzwonić, ale ona jak zwykle musiała zgubić komórkę.
Opadła na ostatni stopień schodów, opierając się o przyrdzewiałą, starą poręcz. Z półprzymkniętych powiek spojrzała na Darrena, siadającego obok. Czuła zmniejszający się ból. Regeneracja faktycznie następowała szybciej. To dobry znak. Przynajmniej tak myślała.
- Skąd ta nagła troska i chęć pomocy? - zdziwiła się – Czyżbym okazała się jakimś ogromnym źródłem mocy?
Spojrzał na nią marszcząc brwi w rozbawieniu, ale nic nie odpowiedział. Oczywiście wcale tego nie oczekiwała. Nie rozumiała jego zachowania. Może gdzieś głęboko doceniała jego pomoc, ale nadal nie przepadała za czarownikiem.
- Nie masz może telefonu? - syknęła, łapiąc się za doskwierający bok. W tym miejscu musiała oberwać najbardziej.
- Już po raz drugi słyszę od ciebie tą prośbę. - zaśmiał się, wyciągając niewielkie urządzenie.
Lekko drżącą ręką chwyciła komórkę. Zawahała się przed wybraniem numeru, zatrzymując wzrok na wyświetlaczu. Na tapecie widniało zdjęcie przytulającej się, uśmiechniętej pary.
- Kto to?
- Zapewne właścicielka ze swoim wybrańcem. - stwierdził niezainteresowany
- Ukradłeś go? - zdziwiła się
- Pożyczyłem bez jej zgody. Jak tylko skończysz swoją rozmowę odzyska go z powrotem. - powiedział bez cienia skruchy
- Zapomniałam, że rozmawiam z potężnym czarownikiem. - zakpiła
Z automatu wybrała kolejne cyfry. Znała numer przyjaciela tak dobrze, że palce same sunęły po klawiaturze. Nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
- Nie odbiera. - stwierdziła po kilku sygnałach.
Zrezygnowana oddała czarownikowi telefon, nie chcąc go nadużywać, zważywszy, że nie należał do żadnego z nich. W momencie kiedy telefon dotknął dłoni Darren'a, zaczął rozpływać się w powietrzu.
- Jak to w ogóle działa? - zaciekawiła się – Korzystanie z magii?
Odchylił ręce do tyłu, prostując plecy.
- Magia to tak naprawdę umiejętność wykorzystywania energii, która jest praktycznie wszędzie. Czarownicy potrafią ją przywołać i ukierunkować w taki sposób jaki chcą. Wymaga to ogromnej siły umysły i jeszcze większego skupienia. Niektórym, zależnie od stopnia przychodzi to łatwiej. Inni zaś mogą zginąć nawet przy prostym zaklęciu.
- Nie wymaga to jakiś słów, albo machania różdżką jak na filmach?
- Potężniejsi czarownicy nie potrzebują przedmiotów, takich jak różdżki by ukierunkować energię. Potrafią czarować nie używając żadnych słów, ani gestów. Osobiście spotkałem tylko jednego, który byłby do tego zdolny. Posiadanie tak dużych umiejętności, często odbija się na ich zdrowiu i psychice. Jest cena za potęgę. - zaśmiał się
- Od czego więc to zależy? Im jesteś starszy tym silniejszy się stajesz?
Nie wiedziała dlaczego tak ją to interesuje. Może dlatego, że od matki nigdy nie uzyskała informacji o innych istotach nadprzyrodzonych.
Czarownik odchylił kołnierz ciemnego, skórzanego płaszcza ukazując czarny tatuaż na szyi, składający się z trzech pętli.
- To znak, który dostajemy przy narodzeniu. Im bliżej serca się znajduje, tym czarownik jest silniejszy. Żeby było ci to łatwiej zrozumieć, musiałbym wytłumaczyć ci kwestię narodzin.
- Nigdzie się nie wybieram. - stwierdziła ochoczo.
Chciała go lepiej poznać. Przekonać się, że może nie jest tak zły i samolubny jak się wydawał. W końcu pomagał jej rodzicom przez kilkanaście lat. Nie wierzyła, że było to spowodowane tylko i wyłącznie chęcią uzyskania większej mocy.
- Czarownicy rodzą się w zupełnie innym wymiarze. Równoległym do tego. W miejscu zwanym Lignum Vitæ skupione są dwie energie, które w waszym świecie mogą być potocznie nazwane Dobrym i Złym Duchem. W rzeczywistości są to skupiska potężnej energii, które dają nam życie. Ogólnie podróżowanie między wymiarami jest niemożliwe dla innych istot poza czarownikami. Czasami jednak granice się przecierają przez co z niewyjaśnionych powodów ludzie znikają z tego świata. Właśnie taki człowiek staje się naszym drugim rodzicem, który jest zapalnikiem dla naszego powstania. Kiedy trafi do Lignum Vitæ do akcji wkraczają „duchy”, czyli energie, o których wspomniałem. W zależności, która w danym momencie okaże się silniejsza, ta daje nam życie.
- Czyli dzielicie się na tych złych i tych dobrych? - zdziwiła się. To było dla niej trochę pokręcone.
- Zła energia może dać nam życie, ale zazwyczaj nie potrafi go utrzymać. Kreowanie czarowników jest trudne i wymaga ogromnej cierpliwości oraz wytrwałości bo trwa kilka lat. Najmniejszy błąd może okazać się śmiertelny. Większość nie dożywa momentu teleportacji do tego wymiaru, a jest on konieczny by zakończyć proces tworzenia naszych umiejętności. Niektórym jednak się udaje. - westchnął głęboko – Wtedy symbol jest czerwony i wygląda jak blizna, a nie jak tatuaż. To oznaka, że czarownik został stworzony ze złej energii. Nie stwierdza to, że jest jakimś potworem stworzonym do niszczenia. Tacy po prostu inaczej spoglądają na świat, a ich magia bywa bardziej niebezpieczna. To trochę skomplikowane, ale ogólnie to tak. Dzielimy się na tych złych i tych dobrych. - podsumował.
- Skoro twój znak jest czarny to jesteś tym dobrym. - stwierdziła z lekkim uśmiechem.
Ból już niemal całkowicie opuścił jej ciało. Wsłuchiwanie się w wypowiedź Darrena, pomogło o nim nie myśleć, przez co nie był tak odczuwalny.
- Miałbym do tego pewne wątpliwości. - rozległ się głos niżej.
Oboje zerknęli na dół gdzie stał Drake, z tym swoim zadziornym uśmiechem.
- To dobra bajka na dobranoc, chociaż trochę przydługa. Na twoim miejscu dodałbym trochę krwawych szczegółów, dzięki czemu byłoby ciekawiej.
Powolnym krokiem wszedł po schodach, stając na stopniu, tak by zrównać się z nimi wzrokiem.
- Wtedy nie otulałaby do snu. - stwierdził nieurażony bezpodstawnym zaprzeczeniem ze strony Drake'a
- Na mnie by zadziałało. - kontynuował przekomarzanie się.
- Gdzie Chris? - wtrąciła zanim rozmowa przybrałaby nieprzyjemny obrót. Łatwo jest stracić cierpliwość przy osobie takiej jak Drake. Dosyć było wrażeń jak na jeden dzień.
Odrywając roześmiany wzrok od czarodzieja, skierował głowę w jej stronę.
- Wyszedł.
- Tak po prostu?
- Ja też będę się zbierał. - powiedział wstając ze schodów. - Dobrze ci dzisiaj poszło. - pochwalił ją – Jeszcze kilka takich prób i na pewno ci się uda.
- Wystarczy nam przemądrzałych specjalistów w tym budynku. - stwierdził znudzony Drake
- Dzięki. - odpowiedziała nie reagując na wypowiedź błękitnookiego wilkołaka.
Bez słowa pożegnania, ani nawet machnięcia ręką, zaczął schodzić na dół. Alison odprowadziła go wzrokiem do momentu, aż całkowicie zniknął z jej pola widzenia. Kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi, świadczący o opuszczeniu budynku przez czarodzieja, powiedziała.
- Zawsze jesteś taki nie miły w stosunku do niego?
- Zwyczajnie nie daję wiary jego bajkom. Więcej prawdy znajdziesz w obietnicach politycznych niż w słowach tego blagiera.
- Może. - westchnęła obojętnie.
-Wiesz, że wyglądasz jak wrak człowieka? - zaśmiał się – Chodź. Wiem co ci pomoże.
Podejrzanie spojrzała na wyciągniętą w jej stronę dłoń. Nie miała siły zmierzyć się z wyzwaniami jakie dla niej zaplanował. Z drugiej strony chciała odseparować się od otaczającego ją świata. Tak bardzo pragnęła chociaż na moment zapomnieć o problemach, że gotowa była zaryzykować i wydobyć z siebie resztki sił.
Ignorując pomoc, sama podniosła się ze schodów i dumnie ruszyła w dół. Skoro wyglądała na zmęczoną to musiała pokazać, że wcale tak się nie czuje. Nawet jeśli to było tylko udawanie. Nie chciała dać mu tej satysfakcji i pozwolić by ot tak się naśmiewał.
Na zewnątrz było już ciemno. Właściwie nie wiedziała, która jest godzina. Próba przemiany i zatonięcie we własnych wspomnieniach zmieszanych z czymś w rodzaju wizji, pochłonęło ją na prawie cały dzień. Niemożliwe było dla niej jak czas jej umknął. Niedawno wstawała z łóżka, a teraz byłaby już gotowa zasnąć.
- Trzymaj. - powiedział wpychając w jej dłonie czarny kask.
- Ostatnia przejażdżka motorem nie miała szczęśliwego zakończenia. - zauważyła
Odpowiedział uśmiechem, wsiadając na czarno czerwony motor. Odpalił silnik i lekko dodając gazu, zaprosił by się dołączyła. Wywróciła oczami nakładając kask i przerzuciła nogę przez siodełko.
Maszyna wyrwała do przodu wylatując przez bramę na ulicę. Ruch późnym wieczorem jak zwykle nie był duży. Zanim Alison zdążyła się zastanowić gdzie właściwie zmierzają, byli już na miejscu. Okolica nie wyglądała przyjaźnie. Przed nimi piętrzył się zapuszczony, ceglany budynek, który wyglądał jak pomniejszona, stara fabryka. Brakowało tylko kominów i białych kłębów dymu. Dookoła rozpościerał się duży parking, praktycznie nie zapełniony wykluczając motor Drake'a, jedną czerwoną furgonetkę i dwa jeepy. Miejsce wydawało się odłączone od miasta. Zupełnie nie pasowało do wysokich, szklanych wieżowców w oddali. Wielkim kontrastem był również gmach w starogreckim stylu, po drugiej stronie placu.
- Gotowa? - spytał, gasząc silnik.
- Na szwendanie się po spelunach? Zawsze. - stwierdziła cynicznie.
Odłożyła kask, rozglądając się w poszukiwaniu celu ich podróży. Zaczęła się zastanawiać czy dobrze zrobiła przyjeżdżając tutaj.
- Może nie wygląda to najlepiej, ale zmienisz zdanie jak wejdziesz do środka.
Kiwnął głową, nakazując iść za nim. Z ciągłą niepewnością ruszyła w jego kierunku. Zmierzali w stronę ceglanej „ala” fabryki. Weszli po niskich schodach na mały ganek. Drake uderzył kilka razy w blaszane drzwi. Po jakimś czasie otworzył im potężnej postury mężczyzna w białej koszulce i bordowych spodniach.
- Drake. - uśmiechnął się na jego widok. - Dawno cię nie było.
- Witaj Roland. Nadrabiam straty. Wpadliśmy po mój specjał.
Roland uniósł głowę, patrząc na Alison. Szeroko się do niej uśmiechnął po czym wpuścił ich do środka. Kiedy go mijała, pochylił się lekko szepcząc jej do ucha.
- Pilnuj go, żeby znowu nie przesadził
Mrugnął i zanim zdążyła się zapytać co dokładnie miał na myśli, zniknął gdzieś w bocznym, ciemnym korytarzu.
- Chodź. - ponaglił ją Drake
Na końcu holu czekały kolejne drzwi, za którymi ukryta była knajpa. Jeśli tak można było nazwać to miejsce. Długa lada zajmowała krótszą ze ścian. Naprzeciwko stało kilka pustych, drewnianych stolików. Ściany ozdobione były licznymi zdjęciami z poprzednich lat. Przypatrując się większości zauważyła, że nie wiele się tutaj zmieniało na przestrzeni lat. Nawet układ krzeseł był taki sam. Jedynym co odróżniało każde z nich były znajdujące się na nich osoby.
- Ten lokal jest tutaj od ponad dziewięćdziesięciu lat. - powiedział cicho Drake
- To już wiem ile masz lat.
- Bardzo śmieszne. - Lekko pociągnął ją za rękę w stronę lady. – Chodź. Wybierz sobie jakiś smak. Ja osobiście najbardziej lubię truskawkowe albo wanilię, ale mango też jest pyszne.
Spojrzała na niego lekko zmieszana. Wpatrywał się w kartę menu z takim błyskiem w oczach jak małe dziecko w sklepie z zabawkami.
Starając się ukryć śmiech wzięła jedną z laminowanych kart, przeglądając jej zawartość. Knajpa nie serfowała nic poza roztopionymi lodami, zwanymi inaczej shake'ami.
- To jest ta twoja słabość? Jesteś shakeomaniakiem.
- Nie istnieje takie słowo jak shakeomaniak. - stwierdził – Jeśli już chcesz wiedzieć to nie znajdziesz w mieście nic lepszego. Jeśli nie spróbujesz to będziesz żałować.
- Jaki tym razem? - spytała niska kasjerka w biało-czerwonym fartuszku. Była w podobnym wieku co mężczyzna, który ich tutaj wpuścił.
- Duża truskawka.
Ekspedientka kiwnęła, przyjmując zamówienie po czym spojrzała pytająco na Alison.
- A dla ciebie, skarbie?
Szybko przeleciała wzrokiem po karcie, wybierając losowo.
- Niech będzie jabłko.
- Już podaję. - uśmiechnęła się i zniknęła za kolorową zasłoną z koralików.
- Nawet nie wiedziałam, że dziewięćdziesiąt lat temu wiedziano co to są shake'i. - stwierdziła rozglądając się po małym i przytulnym pomieszczeniu.
- Kiedyś było tutaj więcej osób. - odpowiedział na niezadane pytanie
Kilkanaście minut później siedzieli już na zewnątrz z pełnymi kubkami lekko rozpuszczonych lodów. Alison musiała przyznać, że były wyjątkowo dobre i miały idealną konsystencje. Można było je jeść łyżeczką lub pić przez słomkę. Oboje zdecydowali się na tą drugą opcję.
- Zbiliby na tym fortunę gdyby ich lokal był bardziej widoczny i nie odstraszał z zewnątrz. - powiedziała rozsiadając się na ławce.
- To konkurencja ich tutaj wypędziła. Poza tym wcześniej miasto wyglądało zupełnie inaczej. Teraz to tylko biurowce i banki poprzecinane tanimi barami.
- Mieszkasz tutaj od urodzenia?
- Można powiedzieć, że zmieniałem miejsca, ale nie miasto.
Mimo, że byli w centrum, to miejski zgiełk zdawał się do nich nie docierać. Było zaskakująco cicho i spokojnie. Może miejsce nie było ładne, ale miało swój urok. Zupełnie jakby przenieśli się kilkanaście lat wstecz. Stare budowle i zniszczone chodniki. Zero oznak współczesności. Nawet powietrze było inne. Nie równało się z zapachem lasu, ale również nie było tak zanieczyszczone przez spaliny.
- Dziękuję. Za to, że mnie tutaj przywiozłeś.
- To jeszcze nie koniec. - zapewnił – Shake'i to przystanek. Po prostu miałem na nie ochotę.
Wstał zabierając puste pudełka.
- Nie sądzisz, że jest już późno? - spytała obserwując jak idzie w stronę śmietnika
- Daj spokój. Noc jest …
Nagle zgiął się w pół, gwałtownie pochylając do przodu. Rękę trzymał na klatce piersiowej. Alison natychmiast podbiegła, sprawdzić co się dzieje.
- Nic mi nie jest. - wydyszał
- Nie prawda. - stwierdziła zaniepokojona
Oparł się o ścianę i powoli wyprostował. Jego klatka piersiowa szybko podnosiła się i opadała. Na czole pojawiły się krople potu.
- Zaraz mi przejdzie. - zapewnił
Zamknął oczy. Alison widziała, że stara się walczyć z bólem, a co gorsze nie okazywać, że go odczuwa. Ręce miał zaciśnięte w pięści, a ramiona spięte. Przez kilka minut zwyczajnie stał, powoli przywracając swobodny oddech.
- To niezwykłe. - powiedziała kręcąc głową.
Otworzył oczy krzywiąc się, tym razem w lekkim rozbawieniu.
- Niezwykłe?
- Tak. - potwierdziła – Przez tyle lat żyć z tym bólem i mimo wszystko udawać, że normalnie się prosperuje. Kłamać wszystkich, że nic się nie dzieje, podczas gdy srebro zabija cię od środka. To okrutne wobec siebie i innych. Nie jest dowodem wytrwałości tylko tchórzostwem, że nie przyznajesz się do cierpienia. Gdyby nic ci nie było nie potrzebowałbyś ściny by móc stać prosto.
-Nie jestem poetą by pisać wiersze o moim cierpieniu. Nie zagram ci pieśni by wyrazić ból. Wybacz jeśli cię to rozczarowało. - warknął
- Nie sądzisz, że pomogłoby ci gdybyś komuś powiedział co czujesz. - nie odpuszczała
- Chcesz wiedzieć co czuję?- zdenerwował się – Za każdym razem gdy rano wstaję z łóżka boję się, że to może być mój ostatni dzień w życiu. Z każdym ruchem czuję jak srebro przemieszcza się w moich płucach. Nawet jeden głębszy oddech może sprawić, że metal przebije je na wylot. Dławię się krwią, duszę i palę od środka. Jestem słabszy niż normalny wilkołak. Rzygam tym jak innym jest mnie żal. Przecież to ja w każdej chwili mogę umrzeć, a nie oni. Do tego muszę zapanować nad każdą komórką swojego ciała by nie dopuścić do przemiany, bo moje ciało nie jest w stanie się zregenerować. Zadowolona? Możemy już jechać, czy może chcesz wiedzieć co dzisiaj jadłem na śniadanie?
- Więc czego właściwie oczekujesz? - oburzyła się
- Oczekuję, że przestaniesz mnie o wszystko wypytywać, wsiądziesz na ten cholerny motor i razem pojedziemy tam gdzie mieliśmy. Jesteś w stanie to zrobić?
 Miała ochotę go uderzyć, wytknąć jak bardzo jest głupi i nieznośny. Zamiast tego powstrzymała wewnętrzny krzyk i zirytowana ruszyła w stronę miejsca gdzie zaparkował motocykl., ani razu nie oglądając się za siebie.

1 komentarz:

  1. Na prawdę świetna powieść! Wciągnęła mnie ogromnie, już nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń