- Nie musisz mnie
prowadzić jak jakiejś niedołężnej staruszki. - powiedziała
zmęczonym głosem, odpychając się od czarownika.
Przytrzymując za ramie
podprowadził ją na ostatnie piętro budynku. Zrezygnowana spojrzała
na drzwi prowadzące do sali, przez które rano tak zdenerwowany
wybiegł Kevin. Zaczynała się o niego martwić. Może próbował
się do niej dodzwonić, ale ona jak zwykle musiała zgubić komórkę.
Opadła na ostatni
stopień schodów, opierając się o przyrdzewiałą, starą poręcz.
Z półprzymkniętych powiek spojrzała na Darrena, siadającego
obok. Czuła zmniejszający się ból. Regeneracja faktycznie
następowała szybciej. To dobry znak. Przynajmniej tak myślała.
- Skąd ta nagła troska
i chęć pomocy? - zdziwiła się – Czyżbym okazała się jakimś
ogromnym źródłem mocy?
Spojrzał na nią
marszcząc brwi w rozbawieniu, ale nic nie odpowiedział. Oczywiście
wcale tego nie oczekiwała. Nie rozumiała jego zachowania. Może
gdzieś głęboko doceniała jego pomoc, ale nadal nie przepadała za
czarownikiem.
- Nie masz może
telefonu? - syknęła, łapiąc się za doskwierający bok. W tym
miejscu musiała oberwać najbardziej.
- Już po raz drugi
słyszę od ciebie tą prośbę. - zaśmiał się, wyciągając
niewielkie urządzenie.
Lekko drżącą ręką
chwyciła komórkę. Zawahała się przed wybraniem numeru,
zatrzymując wzrok na wyświetlaczu. Na tapecie widniało zdjęcie
przytulającej się, uśmiechniętej pary.
- Kto to?
- Zapewne właścicielka
ze swoim wybrańcem. - stwierdził niezainteresowany
- Ukradłeś go? -
zdziwiła się
- Pożyczyłem bez jej
zgody. Jak tylko skończysz swoją rozmowę odzyska go z powrotem. -
powiedział bez cienia skruchy
- Zapomniałam, że
rozmawiam z potężnym czarownikiem. - zakpiła
Z automatu wybrała
kolejne cyfry. Znała numer przyjaciela tak dobrze, że palce same
sunęły po klawiaturze. Nacisnęła zieloną słuchawkę i
przyłożyła telefon do ucha.
- Nie odbiera. -
stwierdziła po kilku sygnałach.
Zrezygnowana oddała
czarownikowi telefon, nie chcąc go nadużywać, zważywszy, że nie
należał do żadnego z nich. W momencie kiedy telefon dotknął
dłoni Darren'a, zaczął rozpływać się w powietrzu.
- Jak to w ogóle
działa? - zaciekawiła się – Korzystanie z magii?
Odchylił ręce do tyłu,
prostując plecy.
- Magia to tak naprawdę
umiejętność wykorzystywania energii, która jest praktycznie
wszędzie. Czarownicy potrafią ją przywołać i ukierunkować w
taki sposób jaki chcą. Wymaga to ogromnej siły umysły i jeszcze
większego skupienia. Niektórym, zależnie od stopnia przychodzi to
łatwiej. Inni zaś mogą zginąć nawet przy prostym zaklęciu.
- Nie wymaga to jakiś
słów, albo machania różdżką jak na filmach?
- Potężniejsi
czarownicy nie potrzebują przedmiotów, takich jak różdżki by
ukierunkować energię. Potrafią czarować nie używając żadnych
słów, ani gestów. Osobiście spotkałem tylko jednego, który
byłby do tego zdolny. Posiadanie tak dużych umiejętności, często
odbija się na ich zdrowiu i psychice. Jest cena za potęgę. -
zaśmiał się
- Od czego więc to
zależy? Im jesteś starszy tym silniejszy się stajesz?
Nie wiedziała dlaczego
tak ją to interesuje. Może dlatego, że od matki nigdy nie uzyskała
informacji o innych istotach nadprzyrodzonych.
Czarownik odchylił
kołnierz ciemnego, skórzanego płaszcza ukazując czarny tatuaż na
szyi, składający się z trzech pętli.
- To znak, który
dostajemy przy narodzeniu. Im bliżej serca się znajduje, tym
czarownik jest silniejszy. Żeby było ci to łatwiej zrozumieć,
musiałbym wytłumaczyć ci kwestię narodzin.
- Nigdzie się nie
wybieram. - stwierdziła ochoczo.
Chciała go lepiej
poznać. Przekonać się, że może nie jest tak zły i samolubny jak
się wydawał. W końcu pomagał jej rodzicom przez kilkanaście lat.
Nie wierzyła, że było to spowodowane tylko i wyłącznie chęcią
uzyskania większej mocy.
- Czarownicy rodzą się
w zupełnie innym wymiarze. Równoległym do tego. W miejscu zwanym
Lignum Vitæ skupione są dwie energie, które w waszym świecie mogą
być potocznie nazwane Dobrym i Złym Duchem. W rzeczywistości są
to skupiska potężnej energii, które dają nam życie. Ogólnie
podróżowanie między wymiarami jest niemożliwe dla innych istot
poza czarownikami. Czasami jednak granice się przecierają przez co
z niewyjaśnionych powodów ludzie znikają z tego świata. Właśnie
taki człowiek staje się naszym drugim rodzicem, który jest
zapalnikiem dla naszego powstania. Kiedy trafi do Lignum Vitæ do
akcji wkraczają „duchy”, czyli energie, o których wspomniałem.
W zależności, która w danym momencie okaże się silniejsza, ta
daje nam życie.
- Czyli dzielicie się
na tych złych i tych dobrych? - zdziwiła się. To było dla niej
trochę pokręcone.
- Zła energia może dać
nam życie, ale zazwyczaj nie potrafi go utrzymać. Kreowanie
czarowników jest trudne i wymaga ogromnej cierpliwości oraz
wytrwałości bo trwa kilka lat. Najmniejszy błąd może okazać się
śmiertelny. Większość nie dożywa momentu teleportacji do tego
wymiaru, a jest on konieczny by zakończyć proces tworzenia naszych
umiejętności. Niektórym jednak się udaje. - westchnął głęboko
– Wtedy symbol jest czerwony i wygląda jak blizna, a nie jak
tatuaż. To oznaka, że czarownik został stworzony ze złej energii.
Nie stwierdza to, że jest jakimś potworem stworzonym do niszczenia.
Tacy po prostu inaczej spoglądają na świat, a ich magia bywa
bardziej niebezpieczna. To trochę skomplikowane, ale ogólnie to
tak. Dzielimy się na tych złych i tych dobrych. - podsumował.
- Skoro twój znak jest
czarny to jesteś tym dobrym. - stwierdziła z lekkim uśmiechem.
Ból już niemal
całkowicie opuścił jej ciało. Wsłuchiwanie się w wypowiedź
Darrena, pomogło o nim nie myśleć, przez co nie był tak
odczuwalny.
- Miałbym do tego pewne
wątpliwości. - rozległ się głos niżej.
Oboje zerknęli na dół
gdzie stał Drake, z tym swoim zadziornym uśmiechem.
- To dobra bajka na
dobranoc, chociaż trochę przydługa. Na twoim miejscu dodałbym
trochę krwawych szczegółów, dzięki czemu byłoby ciekawiej.
Powolnym krokiem wszedł
po schodach, stając na stopniu, tak by zrównać się z nimi
wzrokiem.
- Wtedy nie otulałaby
do snu. - stwierdził nieurażony bezpodstawnym zaprzeczeniem ze
strony Drake'a
- Na mnie by zadziałało.
- kontynuował przekomarzanie się.
- Gdzie Chris? -
wtrąciła zanim rozmowa przybrałaby nieprzyjemny obrót. Łatwo
jest stracić cierpliwość przy osobie takiej jak Drake. Dosyć było
wrażeń jak na jeden dzień.
Odrywając roześmiany
wzrok od czarodzieja, skierował głowę w jej stronę.
- Wyszedł.
- Tak po prostu?
- Ja też będę się
zbierał. - powiedział wstając ze schodów. - Dobrze ci dzisiaj
poszło. - pochwalił ją – Jeszcze kilka takich prób i na pewno
ci się uda.
- Wystarczy nam
przemądrzałych specjalistów w tym budynku. - stwierdził znudzony
Drake
- Dzięki. -
odpowiedziała nie reagując na wypowiedź błękitnookiego
wilkołaka.
Bez słowa pożegnania,
ani nawet machnięcia ręką, zaczął schodzić na dół. Alison
odprowadziła go wzrokiem do momentu, aż całkowicie zniknął z jej
pola widzenia. Kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi, świadczący
o opuszczeniu budynku przez czarodzieja, powiedziała.
- Zawsze jesteś taki
nie miły w stosunku do niego?
- Zwyczajnie nie daję
wiary jego bajkom. Więcej prawdy znajdziesz w obietnicach
politycznych niż w słowach tego blagiera.
- Może. - westchnęła
obojętnie.
-Wiesz, że wyglądasz
jak wrak człowieka? - zaśmiał się – Chodź. Wiem co ci pomoże.
Podejrzanie spojrzała
na wyciągniętą w jej stronę dłoń. Nie miała siły zmierzyć
się z wyzwaniami jakie dla niej zaplanował. Z drugiej strony
chciała odseparować się od otaczającego ją świata. Tak bardzo
pragnęła chociaż na moment zapomnieć o problemach, że gotowa
była zaryzykować i wydobyć z siebie resztki sił.
Ignorując pomoc, sama
podniosła się ze schodów i dumnie ruszyła w dół. Skoro
wyglądała na zmęczoną to musiała pokazać, że wcale tak się
nie czuje. Nawet jeśli to było tylko udawanie. Nie chciała dać mu
tej satysfakcji i pozwolić by ot tak się naśmiewał.
Na zewnątrz było już
ciemno. Właściwie nie wiedziała, która jest godzina. Próba
przemiany i zatonięcie we własnych wspomnieniach zmieszanych z
czymś w rodzaju wizji, pochłonęło ją na prawie cały dzień.
Niemożliwe było dla niej jak czas jej umknął. Niedawno wstawała
z łóżka, a teraz byłaby już gotowa zasnąć.
- Trzymaj. - powiedział
wpychając w jej dłonie czarny kask.
- Ostatnia przejażdżka
motorem nie miała szczęśliwego zakończenia. - zauważyła
Odpowiedział uśmiechem,
wsiadając na czarno czerwony motor. Odpalił silnik i lekko dodając
gazu, zaprosił by się dołączyła. Wywróciła oczami nakładając
kask i przerzuciła nogę przez siodełko.
Maszyna wyrwała do
przodu wylatując przez bramę na ulicę. Ruch późnym wieczorem jak
zwykle nie był duży. Zanim Alison zdążyła się zastanowić gdzie
właściwie zmierzają, byli już na miejscu. Okolica nie wyglądała
przyjaźnie. Przed nimi piętrzył się zapuszczony, ceglany budynek,
który wyglądał jak pomniejszona, stara fabryka. Brakowało tylko
kominów i białych kłębów dymu. Dookoła rozpościerał się duży
parking, praktycznie nie zapełniony wykluczając motor Drake'a,
jedną czerwoną furgonetkę i dwa jeepy. Miejsce wydawało się
odłączone od miasta. Zupełnie nie pasowało do wysokich, szklanych
wieżowców w oddali. Wielkim kontrastem był również gmach w
starogreckim stylu, po drugiej stronie placu.
- Gotowa? - spytał,
gasząc silnik.
- Na szwendanie się po
spelunach? Zawsze. - stwierdziła cynicznie.
Odłożyła kask,
rozglądając się w poszukiwaniu celu ich podróży. Zaczęła się
zastanawiać czy dobrze zrobiła przyjeżdżając tutaj.
- Może nie wygląda to
najlepiej, ale zmienisz zdanie jak wejdziesz do środka.
Kiwnął głową,
nakazując iść za nim. Z ciągłą niepewnością ruszyła w jego
kierunku. Zmierzali w stronę ceglanej „ala” fabryki. Weszli po
niskich schodach na mały ganek. Drake uderzył kilka razy w blaszane
drzwi. Po jakimś czasie otworzył im potężnej postury mężczyzna
w białej koszulce i bordowych spodniach.
- Drake. - uśmiechnął
się na jego widok. - Dawno cię nie było.
- Witaj Roland.
Nadrabiam straty. Wpadliśmy po mój specjał.
Roland uniósł głowę,
patrząc na Alison. Szeroko się do niej uśmiechnął po czym
wpuścił ich do środka. Kiedy go mijała, pochylił się lekko
szepcząc jej do ucha.
- Pilnuj go, żeby znowu
nie przesadził
Mrugnął i zanim zdążyła
się zapytać co dokładnie miał na myśli, zniknął gdzieś w
bocznym, ciemnym korytarzu.
- Chodź. - ponaglił ją
Drake
Na końcu holu czekały
kolejne drzwi, za którymi ukryta była knajpa. Jeśli tak można
było nazwać to miejsce. Długa lada zajmowała krótszą ze ścian.
Naprzeciwko stało kilka pustych, drewnianych stolików. Ściany
ozdobione były licznymi zdjęciami z poprzednich lat. Przypatrując
się większości zauważyła, że nie wiele się tutaj zmieniało
na przestrzeni lat. Nawet układ krzeseł był taki sam. Jedynym co
odróżniało każde z nich były znajdujące się na nich osoby.
- Ten lokal jest tutaj
od ponad dziewięćdziesięciu lat. - powiedział cicho Drake
- To już wiem ile masz
lat.
- Bardzo śmieszne. -
Lekko pociągnął ją za rękę w stronę lady. – Chodź. Wybierz
sobie jakiś smak. Ja osobiście najbardziej lubię truskawkowe albo
wanilię, ale mango też jest pyszne.
Spojrzała na niego
lekko zmieszana. Wpatrywał się w kartę menu z takim błyskiem w
oczach jak małe dziecko w sklepie z zabawkami.
Starając się ukryć
śmiech wzięła jedną z laminowanych kart, przeglądając jej
zawartość. Knajpa nie serfowała nic poza roztopionymi lodami,
zwanymi inaczej shake'ami.
- To jest ta twoja
słabość? Jesteś shakeomaniakiem.
- Nie istnieje takie
słowo jak shakeomaniak. - stwierdził – Jeśli już chcesz
wiedzieć to nie znajdziesz w mieście nic lepszego. Jeśli nie
spróbujesz to będziesz żałować.
- Jaki tym razem? -
spytała niska kasjerka w biało-czerwonym fartuszku. Była w
podobnym wieku co mężczyzna, który ich tutaj wpuścił.
- Duża truskawka.
Ekspedientka kiwnęła,
przyjmując zamówienie po czym spojrzała pytająco na Alison.
- A dla ciebie, skarbie?
Szybko przeleciała
wzrokiem po karcie, wybierając losowo.
- Niech będzie jabłko.
- Już podaję. -
uśmiechnęła się i zniknęła za kolorową zasłoną z koralików.
- Nawet nie wiedziałam,
że dziewięćdziesiąt lat temu wiedziano co to są shake'i. -
stwierdziła rozglądając się po małym i przytulnym pomieszczeniu.
- Kiedyś było tutaj
więcej osób. - odpowiedział na niezadane pytanie
Kilkanaście minut
później siedzieli już na zewnątrz z pełnymi kubkami lekko
rozpuszczonych lodów. Alison musiała przyznać, że były wyjątkowo
dobre i miały idealną konsystencje. Można było je jeść
łyżeczką lub pić przez słomkę. Oboje zdecydowali się na tą
drugą opcję.
- Zbiliby na tym fortunę
gdyby ich lokal był bardziej widoczny i nie odstraszał z zewnątrz.
- powiedziała rozsiadając się na ławce.
- To konkurencja ich
tutaj wypędziła. Poza tym wcześniej miasto wyglądało zupełnie
inaczej. Teraz to tylko biurowce i banki poprzecinane tanimi barami.
- Mieszkasz tutaj od
urodzenia?
- Można powiedzieć, że
zmieniałem miejsca, ale nie miasto.
Mimo, że byli w centrum,
to miejski zgiełk zdawał się do nich nie docierać. Było
zaskakująco cicho i spokojnie. Może miejsce nie było ładne, ale
miało swój urok. Zupełnie jakby przenieśli się kilkanaście lat
wstecz. Stare budowle i zniszczone chodniki. Zero oznak
współczesności. Nawet powietrze było inne. Nie równało się z
zapachem lasu, ale również nie było tak zanieczyszczone przez
spaliny.
- Dziękuję. Za to, że
mnie tutaj przywiozłeś.
- To jeszcze nie koniec.
- zapewnił – Shake'i to przystanek. Po prostu miałem na nie
ochotę.
Wstał zabierając puste
pudełka.
- Nie sądzisz, że jest
już późno? - spytała obserwując jak idzie w stronę śmietnika
- Daj spokój. Noc jest
…
Nagle zgiął się w
pół, gwałtownie pochylając do przodu. Rękę trzymał na klatce
piersiowej. Alison natychmiast podbiegła, sprawdzić co się dzieje.
- Nic mi nie jest. -
wydyszał
- Nie prawda. -
stwierdziła zaniepokojona
Oparł się o ścianę i
powoli wyprostował. Jego klatka piersiowa szybko podnosiła się i
opadała. Na czole pojawiły się krople potu.
- Zaraz mi przejdzie. -
zapewnił
Zamknął oczy. Alison
widziała, że stara się walczyć z bólem, a co gorsze nie
okazywać, że go odczuwa. Ręce miał zaciśnięte w pięści, a
ramiona spięte. Przez kilka minut zwyczajnie stał, powoli
przywracając swobodny oddech.
- To niezwykłe. -
powiedziała kręcąc głową.
Otworzył oczy krzywiąc
się, tym razem w lekkim rozbawieniu.
- Niezwykłe?
- Tak. - potwierdziła –
Przez tyle lat żyć z tym bólem i mimo wszystko udawać, że
normalnie się prosperuje. Kłamać wszystkich, że nic się nie
dzieje, podczas gdy srebro zabija cię od środka. To okrutne wobec
siebie i innych. Nie jest dowodem wytrwałości tylko tchórzostwem,
że nie przyznajesz się do cierpienia. Gdyby nic ci nie było nie
potrzebowałbyś ściny by móc stać prosto.
-Nie jestem poetą by
pisać wiersze o moim cierpieniu. Nie zagram ci pieśni by wyrazić
ból. Wybacz jeśli cię to rozczarowało. - warknął
- Nie sądzisz, że
pomogłoby ci gdybyś komuś powiedział co czujesz. - nie
odpuszczała
- Chcesz wiedzieć co
czuję?- zdenerwował się – Za każdym razem gdy rano wstaję z
łóżka boję się, że to może być mój ostatni dzień w życiu.
Z każdym ruchem czuję jak srebro przemieszcza się w moich płucach.
Nawet jeden głębszy oddech może sprawić, że metal przebije je na
wylot. Dławię się krwią, duszę i palę od środka. Jestem
słabszy niż normalny wilkołak. Rzygam tym jak innym jest mnie żal.
Przecież to ja w każdej chwili mogę umrzeć, a nie oni. Do tego
muszę zapanować nad każdą komórką swojego ciała by nie
dopuścić do przemiany, bo moje ciało nie jest w stanie się
zregenerować. Zadowolona? Możemy już jechać, czy może chcesz
wiedzieć co dzisiaj jadłem na śniadanie?
- Więc czego właściwie
oczekujesz? - oburzyła się
- Oczekuję, że
przestaniesz mnie o wszystko wypytywać, wsiądziesz na ten cholerny
motor i razem pojedziemy tam gdzie mieliśmy. Jesteś w stanie to
zrobić?
Miała ochotę go
uderzyć, wytknąć jak bardzo jest głupi i nieznośny. Zamiast tego
powstrzymała wewnętrzny krzyk i zirytowana ruszyła w stronę
miejsca gdzie zaparkował motocykl., ani razu nie oglądając się za
siebie.
Na prawdę świetna powieść! Wciągnęła mnie ogromnie, już nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów
OdpowiedzUsuń