sobota, 18 października 2014

Rozdział 41

Na początku wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Dopiero kiedy emocje trochę opadły Drake był w stanie jasno myśleć. Nie twierdził, że znalezienie martwego Kevina było dla niego czymś zaskakującym, raczej przerażającym. Fakt, że musiał stać na klatce schodowej i bezczynnie czekać wprawiał go w zdenerwowanie. Wiedział jednak, że nie ma innego wyboru. Po tym jak Chris zabrał stąd kompletnie roztrzęsioną Alison, ktoś musiał poczekać na Darrena. To dość intrygujące, że to zawsze czarownicy zajmowali się martwymi ciałami, przynajmniej w ich stadzie. Darren należał do takich – choć ciężko było mu to przyznać - którym można było zaufać. 
Oparty o balustradę schodów rozważał czy by jednak nie przeszukać mieszkania. Coś mu tutaj śmierdziało i nie były to zwłoki byłego kompana. Samo przebywanie wewnątrz skromnych czterech kątów Kevina, sprawiało, że tracił jasność widzenia. Czuł się jakby ktoś go czymś nafaszerował i nie miał tutaj na myśli zdrowych warzywek.
Na szczęście czarownik zjawił się tak szybko jak nie można się było po nim spodziewać. Choć na pierwszy rzut oka nie wyglądał na jakoś specjalnie poruszonego to w momencie względnego rozpoznania sytuacji twarz zaczęła mu blednąć.
- Gdzie Alison? - spytał od razu
- Chris zabrał ją do hotelu.
Następnie zostawiając Drake'a samego, wszedł do mieszkania. Nie było wiadome ile zajmie mu obserwacja. Ponieważ musiał czekać tutaj do końca, miał nadzieję, że czarownik szybko zrobi swoje i wyniesie się stąd, dając mu wolną rękę. O tak. Drake miał plan. Zupełnie nieprzemyślany i samobójczy plan. Czyli taki jak zawsze. Wiedział jednak, że miarka się przebrała. Może i nie przepadał za Kevinem, ale wiedział ile znaczył dla Alison. Mimo, że nie był co do niej szczery to nadal mu na niej zależało. Bardziej niż był gotowy przyznać. Nie mógł tego samego powiedzieć o niej. Gdyby nie ten wypadek zapewne patroszyła by go teraz widelcem. Należała do twardych i potrafiących wiele znieść, ale to przekroczyłoby granicę każdego normalnego człowieka lub nie człowieka. Dla niej był gotowy ponieść to ryzyko i zapłacić tyle ile trzeba będzie. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego w mieszkaniu gra muzyka? - spytał Darren wychodząc na korytarz
Drake nie bardzo go rozumiał. Nie słyszał żadnych dźwięków. Nawet sąsiadów z dołu. Musieli spać jak niemowlaki.
- Ogranicz swoją dostawę prądu, bo dostajesz omamów. - skomentował
Czarownik najwyraźniej nie poruszony jego słowami, na moment zerknął w stronę drzwi, jakby naprawdę chciał sprawdzić czy mu się nie przesłyszało.
- W każdym razie zabieram go ze sobą. - stwierdził w końcu – Widzimy się za niecały tydzień.  
- A co jest za tydzień? - spytał zupełnie niezainteresowany.
Czarownik spojrzał na niego jak na idiotę.
- Spotkanie stada, którego jakbyś nie wiedział jesteś członkiem. Miało być dzisiaj, ale przełożyli je z powodu dodatkowych gości, którzy nie zdążą dojechać wcześniej.
Drake domyślał się co kryje się pod tymi słowami. Bellamy Robbinson, zwany przez nich Robbem wzywał posiłki. Musiał być naprawdę postawiony pod mur, skoro ryzykował przybycie „grubszych ryb” z północy kraju. Stado szykowało się do obrony, albo może nawet do ataku. Kto by to przewidział? Tym razem nawet Drake topił się w niewiedzy co jeszcze bardziej go denerwowało.
- Można powiedzieć, że twój wyrok został wstrzymany. - uśmiechnął się czarodziej i zanim Drake zdążył zapytać o co właściwie mu chodzi, rozpłynął się w powietrzu.
To by było na tyle jeśli chodzi o odwiedziny świra, pomyślał. Nadszedł czas na prawdziwą zabawę. Odczekał jeszcze kilka minut, by się upewnić, że czarownik czegoś nie zapomniał i nagle nie zmaterializuje się z powrotem w mieszkaniu. Gdy tak się nie stało wkroczył do środka. Powietrze nadal było gęste i ciężkie. Dla kogoś kto pół życia miał problemy z oddychaniem, było to tak wyczuwalne, że musiał otworzyć na oścież wszystkie okna. Nie do końca świeże powietrze trochę go orzeźwiło. Mógł się jeszcze wycofać, ale oczywiste było, że tego nie zrobi.
- Wiem, że tu jesteś. - powiedział z pewnością – Wyjdź ze swojego chorego obserwatorium, zanim zacznę się utwierdzać jakim tchórzem jesteś.
Wiedział, że się zjawi. Nie miał do tego wątpliwości. Kwestia tylko kiedy. Nie czekał długo kiedy zaskrzypiały frontowe drzwi. Wkroczyła do salonu pewnym krokiem i z pół uśmiechem wymalowanym na twarzy. Odgłos jej ciężkich butów stukających o podłogę rozbrzmiewał w głowie Drake'a niczym irytujący dzwonek. Cała ubrana w czarną skórę, stała przed nim taksując go tym samym spojrzeniem co zawsze. Nie zmieniła się ani trochę od ich ostatniego spotkania. Nadal była tą samą seksowną, chłodną wiedźmą. Blada cera, czarne, długie włosy i pozbawione jakichkolwiek emocji oczy stanowiły upiorną kombinację.
- Drake Rooker we własnej osobie. Tyle lat... - mruknęła sentymentalnie
- Nie powiedziałbym, że jakoś specjalnie tęskniłem. Nie jestem aż takim masochistą.
Powoli podeszła bliżej. Nawet na ułamek sekundy nie oderwała od niego ciemnych oczu.
- Masz pamiątkę, która nie pozwoli ci zapomnieć. - szepnęła kładąc dłoń na jego klatce piersiowej.
Czuł jej zapach. Odór, którego pragnął już nigdy nie wyczuczuć. Nozdrza wypełniły się wonią przypalanego miodu wymieszanego z ostrością goździków. Nie potrafił stać spokojnie kiedy ona tak bez konsekwencji z nim pogrywała.
- Jakoś nie widzi mi się często cię wspominać. - stwierdził sucho – Wolę zapełniać umysł informacjami, których potrzebuję.
Zaśmiała się krótko i tracąc zainteresowanie odsunęła się by skupić wzrok na mieszkaniu. Przechadzała się po pokoju jakby oglądała jego wystrój. Najwyraźniej szczegółem był fakt, że sama jest odpowiedzialna za całkowitą demolkę panującą dookoła.
- Rozumiem, że masz pytania, na które chciałbyś bym odpowiedziała. - Zatrzymała się i rozkładając ręce odwróciła do niego. - Śmiało.
- Nie potrzebuję twoich odpowiedzi, bo i tak wiem, że nie powiedziałabyś prawdy. Nie dlatego tutaj na ciebie czekałem.
- Mam się bać? - uniosła brew w jawnym wyzwaniu
- Nie wiem ile ten debil obiecał ci za załatwienie Alison, ale przebijam jego ofertę dwukrotnie.
Tym razem wyglądała na prawdziwie rozbawioną.
- Oboje wiemy, że jeśli o to chodzi to nie należysz do słownych osób.
- Posłuchaj ty zimna, bezduszna jędzo. - warknął – Zostaw Alison w spokoju albo twój dobroczyńca będzie miał nieprzyjemny wypadek.
Całkowicie nie przejęta jego groźbami – jak zresztą się spodziewał – uniosła głowę skanując sufit. W końcu głęboko westchnęła i wróciła do niego wzrokiem.
- Nie sądzisz, że cała ta tragedia była doskonałym doświadczeniem. Nie spodziewałam się takich rezultatów. Planowałam ją zabić, ale teraz jest o wiele cenniejsza żywa. Nawet bardziej niż Chris. Sam widziałeś.
Nie myliła się. To co zobaczył w momencie gdy Alison zaczęła krzyczeć było dla niego czymś kompletnie nowym, a skoro nawet on o czymś takim nie słyszał to oznacza, że zdarza się naprawdę rzadko albo w ogóle. Nawet nie potrafił opisać tego co się wydarzyło. Wraz z przepełnionym bólem krzykiem jej ciało spowiła dziwna łuna. Jakby pewien rodzaj srebrzystego światła. Nie miał pojęcia co on oznaczał. Nie zdążył się nawet dokładnie przyjrzeć bo blask zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Poza tym... - kontynuowała – Ona nie była moim zleceniem.
Spojrzał przed siebie zaintrygowany. Zanim cokolwiek z siebie wydobył, zdążyła zostawić go samego. Mózg mu buzował łącząc wspomnienia z faktami. Wydukał jakieś przekleństwo pod nosem i prędko wymaszerował z mieszkania.

2 komentarze:

  1. z rozdziału na rozdział to jest lepsze nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału tylko proszę napisz to jak najszybciej bo chce wiedzieć co z Alison i co to jest za światło :) już nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że ten rozdział taki krótki, ale następne wydarzenia muszą być osobno. Postaram się napisać je jak najszybciej. :)

      Usuń