Na początku wszystko
działo się jak w zwolnionym tempie. Dopiero kiedy emocje trochę
opadły Drake był w stanie jasno myśleć. Nie twierdził, że
znalezienie martwego Kevina było dla niego czymś zaskakującym,
raczej przerażającym. Fakt, że musiał stać na klatce schodowej i
bezczynnie czekać wprawiał go w zdenerwowanie. Wiedział jednak, że
nie ma innego wyboru. Po tym jak Chris zabrał stąd kompletnie
roztrzęsioną Alison, ktoś musiał poczekać na Darrena. To dość
intrygujące, że to zawsze czarownicy zajmowali się martwymi
ciałami, przynajmniej w ich stadzie. Darren należał do takich –
choć ciężko było mu to przyznać - którym można było zaufać.
Oparty o balustradę
schodów rozważał czy by jednak nie przeszukać mieszkania. Coś mu
tutaj śmierdziało i nie były to zwłoki byłego kompana. Samo
przebywanie wewnątrz skromnych czterech kątów Kevina, sprawiało,
że tracił jasność widzenia. Czuł się jakby ktoś go czymś
nafaszerował i nie miał tutaj na myśli zdrowych warzywek.
Na szczęście czarownik
zjawił się tak szybko jak nie można się było po nim spodziewać.
Choć na pierwszy rzut oka nie wyglądał na jakoś specjalnie
poruszonego to w momencie względnego rozpoznania sytuacji twarz
zaczęła mu blednąć.
- Gdzie Alison? - spytał
od razu
- Chris zabrał ją do
hotelu.
Następnie zostawiając
Drake'a samego, wszedł do mieszkania. Nie było wiadome ile zajmie
mu obserwacja. Ponieważ musiał czekać tutaj do końca, miał
nadzieję, że czarownik szybko zrobi swoje i wyniesie się stąd,
dając mu wolną rękę. O tak. Drake miał plan. Zupełnie
nieprzemyślany i samobójczy plan. Czyli taki jak zawsze. Wiedział
jednak, że miarka się przebrała. Może i nie przepadał za
Kevinem, ale wiedział ile znaczył dla Alison. Mimo, że nie był co
do niej szczery to nadal mu na niej zależało. Bardziej niż był
gotowy przyznać. Nie mógł tego samego powiedzieć o niej. Gdyby
nie ten wypadek zapewne patroszyła by go teraz widelcem. Należała
do twardych i potrafiących wiele znieść, ale to przekroczyłoby
granicę każdego normalnego człowieka lub nie człowieka. Dla niej
był gotowy ponieść to ryzyko i zapłacić tyle ile trzeba będzie.
W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Możesz mi powiedzieć
dlaczego w mieszkaniu gra muzyka? - spytał Darren wychodząc na
korytarz
Drake nie bardzo go
rozumiał. Nie słyszał żadnych dźwięków. Nawet sąsiadów z
dołu. Musieli spać jak niemowlaki.
- Ogranicz swoją
dostawę prądu, bo dostajesz omamów. - skomentował
Czarownik najwyraźniej
nie poruszony jego słowami, na moment zerknął w stronę drzwi,
jakby naprawdę chciał sprawdzić czy mu się nie przesłyszało.
- W każdym razie
zabieram go ze sobą. - stwierdził w końcu – Widzimy się za
niecały tydzień.
- A co jest za tydzień?
- spytał zupełnie niezainteresowany.
Czarownik spojrzał na
niego jak na idiotę.
- Spotkanie stada,
którego jakbyś nie wiedział jesteś członkiem. Miało być
dzisiaj, ale przełożyli je z powodu dodatkowych gości, którzy nie
zdążą dojechać wcześniej.
Drake domyślał się co
kryje się pod tymi słowami. Bellamy Robbinson, zwany przez nich
Robbem wzywał posiłki. Musiał być naprawdę postawiony pod mur,
skoro ryzykował przybycie „grubszych ryb” z północy kraju.
Stado szykowało się do obrony, albo może nawet do ataku. Kto by to
przewidział? Tym razem nawet Drake topił się w niewiedzy co
jeszcze bardziej go denerwowało.
- Można powiedzieć, że
twój wyrok został wstrzymany. - uśmiechnął się czarodziej i
zanim Drake zdążył zapytać o co właściwie mu chodzi, rozpłynął
się w powietrzu.
To by było na tyle
jeśli chodzi o odwiedziny świra, pomyślał. Nadszedł czas na
prawdziwą zabawę. Odczekał jeszcze kilka minut, by się upewnić,
że czarownik czegoś nie zapomniał i nagle nie zmaterializuje się
z powrotem w mieszkaniu. Gdy tak się nie stało wkroczył do środka.
Powietrze nadal było gęste i ciężkie. Dla kogoś kto pół życia
miał problemy z oddychaniem, było to tak wyczuwalne, że musiał
otworzyć na oścież wszystkie okna. Nie do końca świeże
powietrze trochę go orzeźwiło. Mógł się jeszcze wycofać, ale
oczywiste było, że tego nie zrobi.
- Wiem, że tu jesteś.
- powiedział z pewnością – Wyjdź ze swojego chorego
obserwatorium, zanim zacznę się utwierdzać jakim tchórzem jesteś.
Wiedział, że się
zjawi. Nie miał do tego wątpliwości. Kwestia tylko kiedy. Nie
czekał długo kiedy zaskrzypiały frontowe drzwi. Wkroczyła do
salonu pewnym krokiem i z pół uśmiechem wymalowanym na twarzy.
Odgłos jej ciężkich butów stukających o podłogę rozbrzmiewał
w głowie Drake'a niczym irytujący dzwonek. Cała ubrana w czarną
skórę, stała przed nim taksując go tym samym spojrzeniem co
zawsze. Nie zmieniła się ani trochę od ich ostatniego spotkania.
Nadal była tą samą seksowną, chłodną wiedźmą. Blada cera,
czarne, długie włosy i pozbawione jakichkolwiek emocji oczy
stanowiły upiorną kombinację.
- Drake Rooker we
własnej osobie. Tyle lat... - mruknęła sentymentalnie
- Nie powiedziałbym, że
jakoś specjalnie tęskniłem. Nie jestem aż takim masochistą.
Powoli podeszła bliżej.
Nawet na ułamek sekundy nie oderwała od niego ciemnych oczu.
- Masz pamiątkę, która
nie pozwoli ci zapomnieć. - szepnęła kładąc dłoń na jego
klatce piersiowej.
Czuł jej zapach. Odór,
którego pragnął już nigdy nie wyczuczuć. Nozdrza wypełniły się
wonią przypalanego miodu wymieszanego z ostrością goździków. Nie
potrafił stać spokojnie kiedy ona tak bez konsekwencji z nim
pogrywała.
- Jakoś nie widzi mi
się często cię wspominać. - stwierdził sucho – Wolę zapełniać
umysł informacjami, których potrzebuję.
Zaśmiała się krótko i
tracąc zainteresowanie odsunęła się by skupić wzrok na
mieszkaniu. Przechadzała się po pokoju jakby oglądała jego
wystrój. Najwyraźniej szczegółem był fakt, że sama jest
odpowiedzialna za całkowitą demolkę panującą dookoła.
- Rozumiem, że masz
pytania, na które chciałbyś bym odpowiedziała. - Zatrzymała się
i rozkładając ręce odwróciła do niego. - Śmiało.
- Nie potrzebuję twoich
odpowiedzi, bo i tak wiem, że nie powiedziałabyś prawdy. Nie
dlatego tutaj na ciebie czekałem.
- Mam się bać? -
uniosła brew w jawnym wyzwaniu
- Nie wiem ile ten debil
obiecał ci za załatwienie Alison, ale przebijam jego ofertę
dwukrotnie.
Tym razem wyglądała na
prawdziwie rozbawioną.
- Oboje wiemy, że jeśli
o to chodzi to nie należysz do słownych osób.
- Posłuchaj ty zimna,
bezduszna jędzo. - warknął – Zostaw Alison w spokoju albo twój
dobroczyńca będzie miał nieprzyjemny wypadek.
Całkowicie nie przejęta
jego groźbami – jak zresztą się spodziewał – uniosła głowę
skanując sufit. W końcu głęboko westchnęła i wróciła do niego
wzrokiem.
- Nie sądzisz, że cała
ta tragedia była doskonałym doświadczeniem. Nie spodziewałam się
takich rezultatów. Planowałam ją zabić, ale teraz jest o wiele
cenniejsza żywa. Nawet bardziej niż Chris. Sam widziałeś.
Nie myliła się. To co
zobaczył w momencie gdy Alison zaczęła krzyczeć było dla niego
czymś kompletnie nowym, a skoro nawet on o czymś takim nie słyszał
to oznacza, że zdarza się naprawdę rzadko albo w ogóle. Nawet nie
potrafił opisać tego co się wydarzyło. Wraz z przepełnionym
bólem krzykiem jej ciało spowiła dziwna łuna. Jakby pewien rodzaj
srebrzystego światła. Nie miał pojęcia co on oznaczał. Nie
zdążył się nawet dokładnie przyjrzeć bo blask zniknął równie
szybko jak się pojawił.
- Poza tym... -
kontynuowała – Ona nie była moim zleceniem.
Spojrzał przed siebie
zaintrygowany. Zanim cokolwiek z siebie wydobył, zdążyła
zostawić go samego. Mózg mu buzował łącząc wspomnienia z
faktami. Wydukał jakieś przekleństwo pod nosem i prędko
wymaszerował z mieszkania.
z rozdziału na rozdział to jest lepsze nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału tylko proszę napisz to jak najszybciej bo chce wiedzieć co z Alison i co to jest za światło :) już nie mogę się doczekać <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że ten rozdział taki krótki, ale następne wydarzenia muszą być osobno. Postaram się napisać je jak najszybciej. :)
Usuń