Noc w lesie zawsze
była czymś niezwykłym. Chłodne powietrze przesiąknięte zapachem
igliwia oraz wilgotnych liści, kojąca cisza, w której można było
wyłapać ciche odgłosy wiatru, a przede wszystkim wszechogarniająca
ciemność. W każdej chwili można się spodziewać podejrzanego
kształtu, który wygląda jak zagrożenie.
Jednak
tym razem Alison nie miała czasu by się tym wszystkim nacieszyć.
Biegła, przedzierając się przesz gęste krzewy, ocierała o grube
pnie drzew i potykała o wystające korzenie. Serce biło jej jak
młot, tłukąc się o żebra. Uciekała nie oglądając się za
siebie. Zapewne poruszałaby się szybciej gdyby nie długa suknia,
która zaczepiała się o każdą nawet najmniejszą gałązkę.
Pot
zalewał jej oczy, ale nawet na moment nie zatrzymała się by
odpocząć. Wiedziała, że jeśli to zrobi to przegra i zostanie
złapana. Ale przed czym tak właściwie ucieka? Ta informacja była
ukryta gdzieś głęboko w zakamarku jej głowy Liczyło się tylko
to, że musiała uciec. Nie waże przed kim i jak długo. Jej jedyną
szansą było zwiększenie dystansu między sobą a napastnikiem.
Nagle
coś mocno uderzyło ją w plecy, powalając na ziemię. Na moment
zamknęła oczy hamując ból, a kiedy ponownie je otworzyła,
zorientowała się, że już nie jest w lesie. Leżała na starej,
drewnianej podłodze. Ubranie też miała inne. Długą, zniszczoną
suknię zastąpiły krótkie spodenki i wyblakły T-shirt.
-
Mogłabyś być bardziej subtelna. – usłyszała męski głos.
Wiedziała
do kogo należy. Doskonale go rozpoznawała. Niekontrolowanie, włoski
na jej karku stanęły dęba.
-
Juan. – wydyszała, szybko wstając
-
Moja cudowna Alison.
Przypomniała
sobie tą sytuację. Ten sam pokój, meble i ta sama osoba. Tylko
dlaczego wyglądał inaczej niż wtedy. Jego skóra była bledsza, a
włosy i oczy ciemniejsze. Coś w jego postawie również się
różniło. Kiedy do niej podchodził wyglądał na bardziej pewnego
siebie, bardziej groźnego.
-
Gdybyś tylko była sama. – powiedział kręcąc głową.
Odruchowo
obejrzała się za siebie. Napotkała tylko otwarte okno i stłuczony
wazon.
-
Nie o tym mówię. – roześmiał się, widząc jej konsternacje
Wyciągnął
dłoń by dotknąć jej policzka, ale natychmiast się odsunęła.
Jego dotyk był ostatnią rzeczą jakiej teraz pragnęła.
-
Dlaczego się mnie boisz? – spytał zaintrygowany
-
Nie boję. – odpowiedziała pewnym głosem
-
Widzę strach w twoich oczach. To nie mnie powinnaś się obawiać.
Nie jestem twoim zagrożeniem – niewinnie klepnął się w pierś.
-
Spaliłeś moją matkę żywcem i prawie to samo zrobiłeś mnie. –
syknęła
-
Gdybym wiedział, że tak się stanie nie zostawiłbym cię w tym
domu. - zapewnił z powagą
Nie
wierzyła w ani jedno jego słowo, ale niepokoił ją wyraz jego
twarzy. Mieszanina smutku i złości.
-
Nie odpowiadam za rozniecenie pożaru. Dlaczego chciałbym zniszczyć
coś czego tak bardzo pragnę?
Nagle
dziwnie się poczuła stojąc naprzeciwko niego. Była pusta,
pozbawiona emocji i zupełnie nie miała pojęcia o czym on mówił.
Miała niepokojące przeczucie, ale starała się nie dopuszczać go
do swojej głowy.
-
Więc kto to zrobił? – spytała zaskakująco spokojnym głosem
-
Zadziwiające jak to działa. – uśmiechnął się – Jeszcze go
nie poznałem, a już nienawidzę za to jaki ma na ciebie wpływ.
Zabiłbym go gdybym mógł. Z przyjemnością sprawdzę jak wiele
wytrzyma.
-
O czym ty...? – nie zdążyła dokończyć pytania bo w tym
momencie jego pięść wystrzeliła w kierunku jej twarzy. Zachwiała
się do tyłu, ale nie poczuła bólu. Powinna była się
zdenerwować, ale była całkowicie obojętna. Nawet kiedy napastnik
uderzył po raz kolejny. Zupełnie nic się nie stało.
-
Dalej Alison. – ponaglił ją – Uwolnij się z jego objęć. Nic
nie zdziałasz kiedy będziesz razem z nim. On tylko cię osłabia.
Nie pozwól się utemperować.
Między
każdym zdaniem atakował ją serią ciosów. Nie potrafiła
zrozumieć dlaczego nie reaguje. Dlaczego pozostawała tak obojętna
kiedy on bez żadnych konsekwencji spuszczał jej łomot. Cios za
ciosem, aż nagle zapaliła się iskra. Coś wewnątrz niej
rozjarzyło się jasnym światłem. Wiedziała, że to gniew. Rósł
w niej z każdą sekundą, aż była w stanie się odegrać.
Odepchnęła Juana w momencie, kiedy zamachnął się by ją uderzyć.
Poleciał na drugi koniec pokoju i z impetem uderzył o ścianę.
Natychmiast do niego podbiegła by zaatakować. Kiedy uchylił się
przed ciosem, kopniakiem podciął jej nogi. Tym razem zabolało.
Siła uderzenia pozbawiła ją tchu. Cały ból powrócił. Nagle
była w stanie odczuć, każde uderzenie, które jej zadał. Głowa
zaczęła jej pulsować, z ust pociekła krew.
-Wspaniale
prawda? – powiedział siadając na niej okrakiem, unieruchamiając
nogi i ręce – Czuć potęgę gniewu płynącą w żyłach, która
pobudza cię do działania. Nie wolno jej odbierać – ściszył
głos pochylając się do jej ucha – To właśnie gniew sprawia, że
jesteś wyjątkowa. Silniejsza. Jeśli będziesz chciała go
opanować, osłabniesz. Pozwól by całkowicie cię ogarnął.
-
Zamknij się ! – wybuchła
Miała
dosyć jego słów. Próbowała się uwolnić, ale była całkowicie
unieruchomiona. Ciężar jego ciała wgniatał ją w podłogę.
-
Chcesz bym przestał?Jest tylko jeden sposób. – uniósł się
wyżej by spojrzeć prosto w jej oczy. – Zmień się.
-
Co? – zamarła. Widziała własny strach odbijający się w jego
ciemnych oczach. Chciała coś powiedzieć, ale czerń całkowicie ją
pochłonęła. Głębia jego pustych oczu, wciągnęła ją w
wirującą przestrzeń. Kręciło jej się w głowie i szumiało w
uszach.
Nagle
rzeczywistość uderzyła w nią jak zimna fala, zmywając resztki
wizji. Zobaczyła przerażoną twarz brata. Zanim zdążył coś
powiedzieć, szybko się odsunęła i zwymiotowała na podłogę.
Ciężko jej się oddychało, a ciało przeszły zimne dreszcze. Do
oczu napłynęły łzy, ale natychmiast wytarła je wierzchem dłoni.
-
Nie zadziałało, prawda? – spytała, znając odpowiedź
-
Jesteś wyczerpana. Dzisiaj już nic nie zrobimy. – powiedział
wymijająco. – Starałem się, ale nadal nie potrafię nad tym
kierować.
-
Wiem, że ci się udawało. – przyznała, odsuwając się od niego
– Czułam to.
Objęła
kolana ramionami, zdezorientowana. Myślała, że kiedy Chris
zabierze jej strach to uda jej się zmienić. Wiedziała, że był
obecny w jej wizji pomieszanej z wspomnieniami. To właśnie dzięki
niemu nie czuła bólu, ani złości kiedy Juan ją bił. Zdawała
sobie sprawę, że mógł widzieć i czuć to samo co ona i to ją
niepokoiło. Bała się spojrzeć mu w twarz. Nie chciała dostrzec
tego co o niej myśli.
-
Powinnaś odpocząć – powiedział tylko, wstając z podłogi.
-
Odprowadzę ją do pokoju. – zaproponował Darren – Zdaje się,
że Czarna Owca wróciła.
Podszedł
do Alison, pomagając jej wstać. Niechętnie oparła się o jego
ramię i razem ruszyli w stronę wyjścia. W drzwiach minęli się z
Drake’iem, który z obojętnym wyrazem twarzy przepuścił ich
przodem.
-
Co się stało z określeniem Czarna Strona Mocy albo Otchłań
Piekła? Jako, że jestem w połowie wilkiem niezręcznie byłoby
nazywać mnie owcą. To nieco sprzeczne. – zawołał za nimi, po
czym wszedł do sali treningowej.
*
* *
-
Zgaduję, że nie poszło najlepiej. – zagadał podchodząc do
przyjaciela, który właśnie wycierał podłogę.
-
Ona dopiero się uczy. – odpowiedział z automatu.
Drake
od razu zauważył, że Chris myślami jest daleko stąd. Wzrok miał
skupiony na drewnianej posadce, beznamiętnie pocierając mopem po
jej powierzchni. Spięte plecy i skulona sylwetka świadczyły o
doskwierającym dyskomforcie zwanym bólem. Przez tyle lat razem
Drake nauczył się rozpracowywać wszystko co odczuwał Chris
poprzez jedno spojrzenie. Czasami żałował, że to nie działało
jeśli chodziło o myśli. W osiemdziesięciu procentach mózg
przyjaciela przetwarzał kompletnie bezużyteczne informacje, o
których Drake już dawno wiedział. Jednak czasami tak jak działo
się w tym momencie, przyjaciel był w posiadaniu nieznanej i
pożądanej wiedzy.
-
Powołaliście się na więź. Zdaje się, że to coś nowego w
świecie nadnaturalnym. - starał się pobudzić go do mówienia, nie
okazując przy tym zniecierpliwienia.
-
Na pewno coś nowego dla mnie.
-
Z gorszych rzeczy wychodziłeś cało. - wzruszył obojętnie
ramionami
-
Serio? Przypomnij mi co było gorsze od posiadania bezpośredniej
odpowiedzialności za czyjeś życie. - Upuścił mop na ziemie,
wzbudzając głuchy huk przechodzący przez całą salę – To nie
są żarty, Drake. Muszę uważać na każdy swój ruch bo narażam
nie tylko swoje życie, ale także i jej. Jak ja mam w ogóle
funkcjonować?
-
Pamiętaj, że to działa w dwie strony. - stwierdził ochoczo – Co
w sumie jak się temu dłużej przyjrzeć wcale nie jest
pocieszające. - westchnął
-
Nie mogę żyć tak jak wcześniej. Nie, kiedy wiem, że trzymam w
dłoniach czyjeś życie. Muszę odciąć się od głupiego,
bezsensownego narażania się.
Drake
spoważniał bo zrozumiał sens jego słów jeszcze za nim skończył
mówić. Domyślał się co jego przyjaciel chciał powiedzieć. Użył
innych słów, ale aluzja była oczywista.
-
Chcesz mnie zostawić? - nie krył zdziwienia
-
Nie wiem. - powiedział ze smutkiem patrząc prosto na niego –
Zrozum. Jesteś jak magnez przyciągający ryzyko. Taki już jesteś.
Ja nie mogę być w takich sytuacjach przy tobie.
-
Więc co innego będziesz robił? Kupisz wiejski domek daleko za
miastem i do końca swoich parszywych dni będziesz siedział w
bujanym fotelu bojąc się wystawić stopę na zewnątrz. Chyba oboje
wiemy, że to koszmarnie beznadziejny scenariusz. Nie odpowiadasz za
to jak jesteście ze sobą złączeni. Nie musisz się za to karać.
- załamywał mu się głos, bo wiedział, że Chris nie żartuje.
Zawsze był nadopiekuńczy, pokazywał, że podoła każdemu zadaniu
z dumą i nigdy nie odwrócił się plecami do przeciwności losu.
-
Nie mam wyboru. Muszę zaopiekować się rodziną.
-
Ja jestem twoją rodziną! - krzyknął
Nastała
cisza. Tak okropna i długa, że nie potrafił jej znieść. Stali
naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Mimo, że wyglądali na
twardych to w środku oboje rozpadali się na kawałki. Nie ludzkie
było ich rozdzielać. Drake nie wyobrażał sobie życia bez Chrisa.
Byli dla siebie jak bracia. Znali się od tak dawna. Umarli by za
siebie. Na boga, nawet obce stada wiedziały jak bardzo byli
nierozerwalni. To wszystko nie mogło się od tak skończyć. Drake
wiedział, że na to nie pozwoli. Będzie walczył z nim i za niego.
Tak jak zawsze to robił.
Może
i jego poczynania często były nierozsądne i głupie, ale to nie
oznaczało, że Chris mniej go przez to kochał. Kłócili się tak
jak normalne rodzeństwo - często i bez powodu, ale nie ważne jak
długo by się na siebie gniewali to zawsze byli razem. I tak
pozostanie.
-
Zawsze będziesz moim bratem. - szepnął Chris.
-
Nie. - warknął Drake – Zamknij się. Nie odejdziesz, rozumiesz?
Będziesz żył tak jak wcześniej. Jakbyś nie wiedział o więzi.
-
Ale wiem.
- Ale będziesz żył
jakbyś nie wiedział. - zdenerwował się
Wiedział, że popada
emocjom krzycząc na niego. Za dużo mógł stracić by bawić się w
uprzejmości.
- Założę się, że
Alison by się ze mną zgodziła. Zapytaj jej. Jestem pewien, że nie
pozwoli ci na to. Co innego jakby była paskudnie wredną jędzą.
- Może gdyby taka była
to bym się nią nie przejmował. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Szybko jednak narzucił kamienną maskę, wracając do poważnego
tonu. - Potrzebuję czasu by to przemyśleć. Ocenić sytuację.
Podszedł do niego i w
braterskim geście położył dłoń na jego barku.
- Moim obowiązkiem jest
zapewnić wam bezpieczeństwo. - powiedział ze szczerością i
powagą na jaką tylko jego z nich dwóch było stać.
Bez żadnego więcej
słowa minął brata i cichym krokiem podążył w stronę wyjścia.
Zanim wyszedł Drake zdążył się odwrócić i zawołać swoim
normalnym, półżartobliwym głosem.
- Nie zrób sobie
krzywdy podczas dogłębnej kontemplacji, Arystotelesie.
Chciałaś opinie to masz , piszesz świetnie i z każdym postem nie mogę się doczekać następnego już nie mogę się doczekać więc kiedy kolejny :)
OdpowiedzUsuńPostaram się wstawić w ten weekend. Najpóźniej w poniedziałek. Dziękuję bardzo za pozytywną opinię. *.*
OdpowiedzUsuń