środa, 9 lipca 2014

Rozdział 13

Alison obudziła się dysząc cała spocona. Przetarła czoło dłonią. Włosy lepiły się do jej twarzy, całe mokre. Jak zwykle nie pamiętała ani jednego skrawka snu. Z upływem czasu zaczęła się niepokoić. To mogłoby się zdarzyć raz lub dwa, ale nie co ranek. Musiała wybrać się do lekarza, mimo, że nie znosiła podejrzanie uśmiechających się mężczyzn w białych fartuchach. Taki stan nie może trwać wieki. Na pewno jest na to jakiś sposób, albo nawet lek.
Z nowym postanowieniem wypełzła z łóżka i od razu wkroczyła do łazienki. Odkręciła wodę pod prysznicem by pomieszczenie wypełniło się gorącą parą. Ściągnęła piżamę i wrzuciła ją do kosza na pranie. Przetarła twarz wodą lecącą z słuchawki prysznica. Na rękach została jej krew. Natychmiast odwróciła się do lustra, nagle przebudzona. Na policzku miała niegroźne zadrapanie i kilka głębszych na rękach. Rany były świeże. Krew jeszcze nie zdążyła skrzepnąć. To było mocno pokręcone. Odsunęła szklane drzwi i weszła do kabiny. Ciepła woda, spływająca po jej ciele, poprawiła jej humor. Szybko się wyszorowała i dwa razy umyła posklejane włosy. Ubrała świeże ciuchy, które niewiele się od siebie różniły. Na zewnątrz jak zwykle świeciło słońce. Krótkie spodenki i top, były zawsze najwygodniejszym rozwiązaniem. Usłyszała jak na dole mama krząta się po kuchni. Nie tracąc czasu na rozczesywanie, sięgnęła po telefon i zeszła na dół.
Słuch jej nie mylił. Samanta właśnie smażyła jajecznicę, cicho pogwizdując. Zdaje się, że i ona była w lepszym nastroju.
- Dzień dobry. - powiedziała niepewnie siadając przy stole.
- Dzień dobry. - odpowiedziała z uśmiechem. Bez pytania wyłożyła przed córką talerz i wysypała jeszcze skwierczące jajka.
- Dzięki. - mruknęła. Nie była głodna, ale postanowiła wmusić w siebie chociaż trochę by nie urazić matki.
- Dobrze spałaś? - spytała siadając naprzeciwko. Najwyraźniej była już dawno po śniadaniu, bo nie zrobiła porcji dla siebie.
- Tak. - odparła dłubiąc w talerzu.
Alison już szykowała się na pytanie odnośnie jej zadrapań, ale ku jej zaskoczeniu matka zmieniła temat.
- Przez cały czas byłaś z Kevinem?
Kiwnęła głową.
- Doceniam to, że nie wróciłaś do domu od razu, ale nie musiałaś tego robić. Masz prawo tutaj mieszkać.
Jaka matka powiedziałaby córce takie słowa? - zaśmiała się w duchu. Większość z nich krzyczałaby za noc spędzoną poza domem i dała szlaban.
- Wiem dlaczego stanęłaś w obronie tamtego chłopaka. Nie powinnam była tak cię potraktować. To co robił Bruno nie było odpowiednie.
- Posłuchaj mnie też poniosło. Nie zwalaj winy na siebie. - powiedziała stanowczo – Wiem jak się starasz utrzymać naszą pozycję w stadzie. Ja tylko to wszystko niszczę.
- Nie stoisz na równi z nimi i to cię boli. - stwierdziła patrząc na nią oczami pełnymi współczucia.
- Nie. - zaprzeczyła od razu – Wiem, że jestem lepsza od nich, ale chyba zwyczajnie chcę to udowodnić.
- Coś wymyślimy. - sięgnęła po jej rękę i mocno ją uścisnęła. - Obiecuję.
Obie złączyły się w szerokim uśmiechu. Matka nie mówiła jej takich rzeczy wcześniej. Zawsze albo kazała jej się zachowywać, albo krzyczała, że tego nie zrobiła, ale nigdy nie oferowała pomocy. Nie proponowała wspólnego szukania rozwiązania. To może tylko słowa, ale podniosły Alison na duchu.
- Ładny wisiorek. - odchrząknęła – Skąd go masz?
Alison odruchowo, spojrzała w dół. Srebrny wilczek nadal tkwił nad jej biustem.
- Dostałam. - odpowiedziała, modląc się by nie pytała o więcej.
Nastała długa cisza. Alison przestała bawić się jedzeniem i całkowicie zrezygnowała z posiłku. Czuła mdłości od samego patrzenia. Odchyliła się na krześle i spojrzała na matkę, która wyraźnie gdzieś odpłynęła. Wpatrywała się w łańcuszek z obojętnością, aż Alison zaczęła czuć się niezręcznie. Uratował ją sygnał komórki. Sięgnęła do kieszeni i spojrzała na ekran.
- Tak Kelly? - odebrała
- Alison mam do ciebie ogromną prośbę. To sprawa życia i śmierci. - mówiła podekscytowana.
Przyjaciółka znajdowała się w jakimś zatłoczonym pomieszczeniu. Jej głos co jakiś czas zagłuszał głośny szmer albo ludzki krzyk.
- O co chodzi? - spytała odchodząc od stołu.
- Jestem jeszcze w pracy. Myślałam, że skończę wcześniej, ale zlecili mi jeszcze jedną sprawę. Prostą rzecz, ale zajmującą trochę czasu. Problem w tym, że za dwie godziny jestem z kimś umówiona. Zanim spytasz jest to przedstawiciel płci przeciwnej. Pomyślałam, że mogłabyś przyjechać i zrobić to za mnie. Błagam cię. - jej głos przeszedł w pisk
- Zdaje się, że to twój pierwszy dzień, a ty już chcesz się zerwać? - odparła
- Jak się z nim umawiałam to nie miałam pracy. Proszę. Miej serce.
- Spokojnie bo zaczniesz klękać. - zaśmiała się – Gdzie mam przyjechać?
- Hotel na Water Street.
- Water Street? - zamarła
- Tak. Blisko północnego wybrzeża rzeki.
Alison szybko zaczęła główkować, jak mogłaby się wywinąć. To była druga strona rzeki. Ciągłe prośby i błagania po drugiej stronie nie pozwalały jej się skupić. Spojrzała na wisiorek. Z nim będzie bezpieczna. Przecież wczoraj też jej nie rozpoznali. Teraz też mogłoby się udać.
- W porządku. Daj mi maksymalnie godzinę.
- Jesteś kochana. Czekam. - rozłączyła się.
Alison westchnęła zastanawiając się jak jej się to upiecze tym razem.
Wróciła do kuchni.
- Muszę iść. Kelly mnie potrzebuje. - rzuciła
- Chcę z tobą o czymś porozmawiać. - powiedziała, powstrzymując córkę przed wyjściem.
- Przełóżmy to na wieczór. Naprawdę muszę iść. Dzięki za śniadanie. Pa. - nie czekając na żadne inne słowa wybiegła z domu zostawiając matkę na korytarzu. Wybrała odpowiedni numer i zadzwoniła po taksówkę. Droga na piechotę, zajęłaby jej ponad godzinę. Samochodem tylko dwadzieścia minut.
* * *

Kevin bez emocjonalnie muskał palcami struny gitary. Pojedyncze dźwięki nie łączyły się w żadną melodię. Po prostu siedział z przewieszoną głową i brzdąkał. Nie mógł i nie chciał koncentrować się na muzyce. Wiedział, że nudności, które odczuwał nie są przypadkowe. Nie miał jednak siły by się tym przejmować. Przynajmniej dopóki nie wydarzy się coś straszniejszego niż pochmurny nastrój. Wolał, żeby do niczego nie doszło. Alison znowu wyprawiałaby mu przemowy o tym jak niszczy sobie życie. Tylko, że on nie potrafił inaczej. Fakt, że był wilkołakiem tylko to podkręcał, bo był przez to bardziej odporny na używki. Powieki mu ciążyły. Z pół snu wyrwał go sygnał komórki. Z zamkniętymi oczami odebrał.
- Tak? - był niemal pewien, że to Alison.
- Kevin? Tutaj Samanta. Jest u ciebie Alison?
Tego się nie spodziewał. Wyprostował się jak struny, które torturował i odchrząkując dwa razy powiedział.
- Nie. Coś się stało?
Krótka cisza a potem stłumiony głos.
- Wszystko w porządku. Chciałabym z tobą porozmawiać, ale nie przez telefon. Mógłbyś przyjechać? To ważne.
Normalnie ludzie w takiej sytuacji proponują spotkanie gdzieś na mieście w przytulnej restauracji, ale z tonu Samanty wynikało, że to nie zwykłe pogaduchy. Najwyraźniej nie chciała by ktokolwiek podsłuchał to co ma mu do przekazania.
- W porządku. Czy to ma coś wspólnego z Alison? - zaciekawił się.
- Po prostu przyjedź. - powiedziała trochę ostrzej.
W środku nawet lekko się przestraszył. Czyżby matka Alison dowiedziała się, że ta nie spała u niego i teraz chce mu za to zrobić awanturę. Skarcić go za brak odpowiedzialności. A może wie o pobycie własnej córki w celi?
W końcu się zgodził.
- W porządku. Już wyjeżdżam.
Przez całą drogę zastanawiał się o co może chodzić. Do głowy przychodziły mu coraz czarniejsze scenariusze, które intensywnie próbował od siebie odsunąć. Gdyby stało się coś strasznego na pewno powiedziałaby mu od razu.
Chciał dotrzeć na miejsce jak najszybciej, ale w samo południe ruch uliczny się zagęszczał. Uporczywie wyprzedzając samochody swoim starym Chevroletem, sunął po jezdni powoli zbliżając się do celu. Dom Hudgensów był na obrzeżach miasta w dzielnicy Deercreek. Kiedy zjechał z autostrady, czekały go jeszcze wąskie i kręte uliczki otoczone z każdej strony przez imponujące rezydencje. Większość z nich należała do bogatych biznesmenów. Mówiły o tym potężne baterie słoneczne na dachach oraz ogromne baseny znajdujące się pod szklanym dachem chroniącym je przed zabrudzeniem. Po mnóstwach obrotów kierownicą, w końcu stanął na białym podjeździe.
Jeszcze przed tym jak wysiadł z samochodu, stwierdził, że coś jest nie w porządku. Pod drzewem znajdującym się na wprost niego stał zaparkowany, czarny motocykl z czerwonymi wykończeniami. Wyglądał naprawdę imponująco i kompletnie nie w stylu pani Hudgens. Musiała mieć gościa, ale w takim razie po co on miał przyjeżdżać?
Zorientował się jak bardzo się mylił kiedy, z środka domu dobiegł głośny krzyk. Nie przerażonej kobiety, ale raczej mówiący „wynoś się bo obedrę cię ze skóry”. Sprintem dobiegł do uchylonych drzwi. W korytarzu powitały go dwie osoby. Samanta trzymająca w ręku wazon z zimnym wyrazem twarzy i wysoki czarnowłosy mężczyzna, którego od razu rozpoznał.
- Co ty tu robisz? - zdziwił się, stając pomiędzy matką Alison, a Drake'iem.
- Przyszedłem tylko o coś zapytać. - wzruszył niewinnie ramionami, zupełnie nie zaskoczony obecnością Kevina.
- Skąd znałeś adres?
- Jestem wilkołakiem. - powiedział z urazą.
- Wdarł się do mieszkania. - krzyknęła Samanta. - Nic ci nie powiem. Wynoś się stąd.
- Nie musisz. Pani reakcja wystarczyła by potwierdzić to czego i tak się domyślałem. - zrobił zadowoloną minę i sięgnął po jedno z jabłek leżących w koszyku na stole.
- Nie powinieneś tutaj być. - zagroził w każdej chwili gotowy do ataku Kevin – To nie twój teren.
- To dziwne, że takie słowa wychodzą z twoich ust. Nie jesteś raczej pacyfistą?
Kevin osłupiał. Nie musiał mówić nic wprost, bo aluzja została zrozumiana. Skąd takie podejrzenia? Nie kontrolowanie jego wzrok powędrował w dół na obojczyk. Koszulka zakrywała tatuaż, więc...
- To nie stąd wiem. - uprzedził wskazując palcem na to samo miejsce, na które patrzył Kevin. - Cóż. Nic tu po mnie. Przynajmniej na razie. Samanto, możesz być pewna, że się jeszcze spotkamy. Przeszłość Panią dopadnie, wcześniej czy później. - pomachał dłonią i wymaszerował z domu.
Jak tylko zniknął za drzwiami, Kevin odwrócił się w stronę Samanty, która niemal z płaczem opadła na krzesło, zakrywając dłońmi twarz.
- W porządku?
Pokiwała głową w odpowiedzi.
- Zaraz wracam. - zapewnił i wybiegł na podwórko.
Drake właśnie wsiadał na motor.
- Zaczekaj. - rozkazał. - Skąd wiedziałeś, że...
- Pragniesz pokoju na świecie? - dokończył – Nie ty jeden bracie.
Kevin spojrzał na czarną koszulkę, która zakrywała bladą skórę na obojczyku Drake'a.
- Nie. - zaprzeczył od razu. - Ja jestem czysty. - zaśmiał się, odchylając materiał.
Obojczyk, był jasny i nieskazitelny jak reszta skóry.
- Więc skąd wiesz o Triskelionie? - zapytał zdezorientowany
- Tak jak mówiłem. Nie jesteś jedyny. - przekręcił kluczyk i odpalił motor. - My też jeszcze się zobaczymy. Chyba nawet wcześniej niż przypuszczam.
Dodał gazu i z piskiem odjechał. Prędkość, którą osiągnął na pewno nie była dozwolona i przy drodze z tak ostrymi zakrętami, groziła wypadkiem. Ale dlaczego wilkołak miałby przejmować się połamanymi kończynami?
Kiedy wrócił do domu, Samanta pozostawała w tym samym miejscu. Usiadł naprzeciwko niej, czekając aż zacznie rozmowę. W końcu go tutaj zaprosiła. Nie chciał pytać po co Drake tutaj przyszedł. Wolał nie wiedzieć.
- Przepraszam. - powiedziała przecierając twarz. - Nie powinnam się przed tobą mazać. - roześmiała się przez zaszklone oczy. - Zwykle nie płacze, ale ostatnio wszystkie wydarzenia są ze sobą zbyt powiązane bym mogła je uznawać za zbieg okoliczności.
- O co chodzi? - spytał cicho – Dlaczego to ze mną chce pani rozmawiać?
Opanowała się i pociągając nosem spytała.
- Widziałeś wisiorek, który ma moja córka?
- Tak. Srebrny wilk. - odpowiedział, dziwnie zdenerwowany. Czy naprawdę chodzi o biżuterię?
- Wiesz od kogo go dostała? Podobno cały czas była z tobą. - w jej głosie nie było oskarżeń tylko czysty smutek.
- Nie wiem. - pokręcił głową, zbierając się na wyznanie prawdy. - Alison nocowała u Kelly. Może to od niej go dostała.
- Nie. - zaprzeczyła – Alison przekroczyła granicę. Była w Północnym stadzie. On też jest z Północnego stada. - wskazała zrozpaczona na drzwi, przez które wyszedł. - To nie przypadek, że tutaj dzisiaj przyszedł, pytając o... - ucięła. Po jej policzku spłynęły łzy.
- Skąd pani to wie? Dlaczego Alison miałaby opuszczać tą część miasta.
- Nie wiem, czy powinnam ci o tym mówić. - sięgnęła dłonią do obrączki zawieszonej na szyi. - Ale tutaj chodzi o bezpieczeństwo mojej córki, a ty dbasz o nią lepiej niż ja. Ona ci ufa, więc ja też muszę.
- Nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł. - teraz zaczął się bać. - Może lepiej, żeby pani zachowała swoje tajemnice. Zwłaszcza jeśli Alison ma o nich nie wiedzieć. Nie chcę niczego przed nią ukrywać.
- Jesteś dobrym przyjacielem. - powiedziała pewnym tonem. - Proszę uchroń ją.
Oczy Samanty były pełne bólu, umysł pełen niewypowiedzianych słów, serce przesiąknięte troską i strachem. Kevin wszystko to dostrzegł. Coś mocno ją dręczyło, a on nie był gotowy by przejąć część jej ciężaru. Za to był na siebie wściekły. Wiedział jednak, że może nie zdołać dotrzymać obietnicy milczenia, dlatego wolał jej nie składać.
- Nie wiem, co pani ukrywa, ale to Alison powinna być teraz na moim miejscu. Nie ma pani podstaw by mi zaufać i wcale niczego pani nie zarzucam.
- Wiem. - westchnęła – Chciałam zrobić to dzisiaj rano, ale wyszła zanim zdążyłam otworzyć usta. Boję się, że znowu pójdzie na drugą stronę, a to nie bezpieczne. Zwłaszcza dla niej.
- Skontaktuję się z nią. - zapewnił i wstał od stołu.
- Błagam obiecaj, że powstrzymasz ją przed przechodzeniem na drugą stronę. Ten facet nie może się do niej zbliżyć. Nie może jej znaleźć. - sięgnęła po jego dłoń i mocno ścisnęła. Kto by się spodziewał, że tak drobna kobieta może mieć tyle siły.
- Zrobię co w mojej mocy. Wątpię by tak bardzo chciała zwiedzać tamtą część miasta, ale skoro tego się pani obawia, to obiecuję, że postaram się utrzymać ją z daleka. Co do niego...Cóż mogę nie mieć na to wpływu.
- Mimo wszystko dziękuję. - odpowiedziała z ulgą i puściła jego dłoń.
Z kompletnym mętlikiem w głowie, wyszedł na zewnątrz. Gorące powietrze sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej. Szybko wsiadł do samochodu i podkręcił klimatyzację. Nagle zmęczony oparł głowę o kierownicę i wypuścił powietrze z płuc. Nie było aż tak źle – pomyślał i przekręcił kluczyk w stacyjce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz