sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 9

Siedziała na starym, poszarpanym fotelu, obserwując swojego strażnika spod przymkniętych powiek. Ten szwendał się po całym pokoju. Na początku jak tylko weszli, włączył laptopa stojącego na szklanej ławie, potem wyszedł do sąsiedniego pokoju i wrócił przebrany w świeże ciuchy. Przyniósł też dwie szklanki wody. Sam opróżnił swoją w kilka sekund. Alison ani razu się nie poruszyła. Teraz stał naprzeciwko niej i wpatrywał się w ekran komputera.  
- Możesz ściągnąć kurtkę. Zagotujesz się. - zauważył
- Co za troska. - syknęła. Nie podobała jej się ta sytuacja. Kompletnie nie wiedziała co on zamierza. Nawet jej nie związał. Skoro była potencjalnym zagrożeniem, to czy nie powinna być zamknięta w zapuszczonej piwnicy?
- Nie możesz narzekać. - wzruszył ramionami. - Zdaje się, że u was gorzej traktuje się intruzów.
- Co ty o tym wiesz?
Odwrócił głowę i przeszył ją chłodnym spojrzeniem. Odepchnął się od ściany i w dwóch krokach pokonał dzielącą ich odległość. Odruchowo wstała. Widząc jej reakcję, lekko się uśmiechnął. Było w nim coś takiego co sprawiało, że jej serce momentalnie przyspieszało. W żaden sposób nie okazywał złości, ani razu jej nie uderzył, nie obraził, ale to opanowanie przyprawiało ją o dreszcze.
- Jesteś pewna co do tej kurtki? - zapytał patrząc prosto na nią.
Nabrała powietrza kiedy wyciągnął rękę w jej stronę. Dotknął kołnierza i powoli przesuwał palce w dół po zapięciu. Szarpnął mocno przyciągając ją bliżej. Stała jak zamurowana. Normalnie w takiej sytuacji broniłaby się, albo wykonała unik, ale teraz ciało zupełnie przestało reagować na polecenia wydawane przez umysł. Usłyszała dźwięk odpinanego zamka. Nie wiedziała od czego. Patrzyła w jego oczy. Nagle coś między nimi zalśniło. Uniósł rękę na wysokość twarzy. W dłoni trzymał nóż, który był w kieszeni jej kurtki.
- Tak z ciekawości. - przekrzywił głowę – Kiedy zamierzałaś go użyć?
Odwrócił się i wrócił na swoje miejsce. Napięcie opuściło jej ciało. Zakręciło jej się w głowie, tak że musiała z powrotem usiąść, by się nie przewrócić.
- Skąd wiedziałeś, że go mam? - wyszeptała
- Zauważyłem go od razu. Obijał się o twoje biodro przy każdym kroku. Właściwie nie wiedziałem czy to nóż.
- Więc czemu, wcześniej go nie zabrałeś?
- Zastanawiałem się kiedy mnie zaatakujesz. Myślałem, że będziesz próbowała uciec jeszcze na zewnątrz.
Schyliła głowę. Nie wiedziała czy był rozczarowany jej zachowaniem. Nawet jeśli, to dlaczego w ogóle się tym przejęła.
- Po co mnie tu trzymasz?
- Muszę się dowiedzieć dlaczego tutaj przyszłaś.
- Uwierzyłbyś jakbym powiedziała, że tego nie planowałam?  
Gdyby była na jego miejscu na pewno pomyślałaby, że to kłamstwo.
- Więc po co broń? - uniósł sztylet
- Nigdy nie wychodzę z domu bez jakiejś przewagi.
- Pazury i kły nie wystarczą? - uniósł brew
Nie odpowiedziała.
- Skąd go masz? - kontynuował
- Dlaczego to ważne? Nóż jak nóż.
Podrapał się po brodzie, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Na świecie są takie tylko trzy. Widzisz ten znak? - wskazał palcem na czarny kamień. - Widać go kiedy patrzysz z góry.
Z tej odległości czarny kamień wydawał się gładki. Wstała po chwili namysłu, pokonana przez własną ciekawość. Podał jej nóż ostrzem skierowanym do siebie. Mogłaby wykorzystać ten moment by zaatakować. Wiedziała, że powinna to zrobić, ale nie mogła znaleźć w sobie tej siły. Coś w środku hamowało ją. Wyciągnęła dłoń. Wpatrywała się w czarny kamień, aż pojawił się na nim znak. Widziała go już wcześniej. Taki sam jak tatuaż Kevina.
- Triskelion – szepnęła
Zmarszczył brwi, podnosząc głowę jakby nie wierzył, że ona to powiedziała.
- Wszystkie należą do mnie. Ten dałem tylko jednej osobie. Tej samej, której kurtkę masz teraz na sobie. Więc możesz wyjaśnić dlaczego przyszłaś tutaj mając przy sobie dwie rzeczy, z którymi by się nigdy nie rozstał. Bo ja widzę tylko jedną opcję.
- Znasz Drake'a? - zdziwiła się. Przez moment miała pustkę w głowie, która w mgnieniu oka została wypełniona przez napływające myśli – To ty. Ty jesteś tym, którego szukali.
- Dałem mu ten nóż żeby się uwolnił. Ponieważ jeszcze nie wrócił, a ty masz nóż, wnioskuję, że jeszcze jest zakuty w celi. Jak odkryliście, że ma broń?
- Jest oskarżony o morderstwo naszego Alfy. - uniosła głos. - Poza tym uwolnił się, ale z niewiadomych powodów, zakuł się z powrotem.
- To głupota. Skąd taki wniosek? - powoli tracił cierpliwość.
- Bo siedziałam w celi razem z nim – krzyknęła – Kiedy obudziłam się rano miałam na sobie jego kurtkę. Nóż był w kieszeni.
Już chciał coś powiedzieć, ale zamknął usta. Jego oczy zaczęły nerwowo się poruszać z prawej do lewej, jakby szukał odpowiedzi gdzieś w powietrzu.
- Skąd mam wiedzieć, że to prawda?
- Spytaj go. Bo chyba nie zamierzasz go tam zostawić, skoro to twój przyjaciel. - powiedziała pewnie, bo uznawała to za oczywiste.
- Dlaczego uważasz, że to mój przyjaciel?
- Tak słyszałam. Bruno mówił, że wy zawsze jesteście razem. W sensie, że się nie rozstajecie. Teraz widać, że to nie do końca prawda. - oddała mu ostrze, nieco mocniej niż zamierzała i z powrotem usiadła na swoim miejscu. Miała wrażenie, że i tak już za dużo powiedziała.
Mężczyzna odgarnął włosy z oczu i usiadł na krześle stojącym obok. Śmignął palcami po klawiaturze laptopa i uważnie się w coś zaczytał. Po kilku minutach ciszy, zapytał.
- Dlaczego właściwie siedziałaś w celi?
- To nie twoja sprawa.
- Naprawdę nie chcesz współpracować, co?
- Nie jesteś pierwszym, który tak twierdzi. - mruknęła, decydując się na wypicie szklanki wody, którą jej przyniósł.
- Twój wybór.
Zamknął klapę komputera i wyniósł go do sąsiedniego pokoju, w którym był wcześniej. Alison skorzystała z okazji i zaczęła się rozglądać. Pomieszczenie było spore. Nie nazwałaby go pokojem, a raczej jakąś halą z niskim sufitem. Fotel, na którym siedziała, jedna sofa tak samo zniszczona, dwa szklane stoliki i kilka krzeseł. To wszystko stało w jednym rogu. Reszta przestrzeni była pusta. Na białych ścianach nie było żadnych obrazów, a podłoga była pokryta starymi, powycieranymi panelami. Za zakratowanymi oknami rozpościerał się krajobraz miasta szykującego się do snu. Słońce zaszło już kilka minut temu, niebo spowił szary odcień. Naprzeciwko znajdowały się drzwi. Przez jedne weszli, natomiast w drugich zniknął on. Gdyby nie rozmiar pomieszczenia, Alison pomyślałaby, że to coś w rodzaju przedsionka.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę spać. - wychylił głowę - Sofa jest dla ciebie. Nie znajdziesz tutaj nic, co pomoże ci uciec. Drzwi są wzmocnione, więc jeśli nie chcesz ryzykować kontuzją, radziłbym ci nie próbować ich wyważać.
Po tych słowach zniknął za drzwiami. Została sama. Siedziała w półmroku i czekała. Nie wiedziała jak długo trwała w tej pozycji, zupełnie bez ruchu, ale wydawało jej się, że nie krócej niż godzinę. Za oknami zdążyło pojawić się nocne niebo. Po cichu wstała, podeszła do drzwi i przystawiła do nich ucho. Nic nie słyszała. Żadnych oznak, że jeszcze nie śpi, ani żadnych, że śpi. Ostrożnie idąc, starając się nie wydawać przy krokach żadnych dźwięków, podeszła do pierwszego okna. Łącznie było ich pięć. Każde dokładnie sprawdziła. Wszystkie były bez klamek. Następnie sprawdzała meble. Może jakiś ukryty nóż albo ukryte przejście pod nimi. Pusto. Traciła nadzieję na ucieczkę. Postanowiła zobaczyć ściany. Szła wzdłuż nich i pukała. Były normalne, zero ukrytych przejść. Poszukiwania skończyła na drzwiach. Wejściowe oczywiście były zamknięte. Mogła zaryzykować i spróbować siły, ale wtedy na pewno by się obudził.  
- Świetnie. - westchnęła z rezygnacją.
Oparła się o ścianę i powoli osunęła na ziemię. Zamknęła oczy. To było niemożliwe, że nie zdoła uciec. Musiał być jakiś sposób. Rozchyliła powieki. Spojrzała na zniszczony fotel, na sofę, stoliki i nagle ją olśniło. Szybko wstała i podbiegła do jedynego umeblowanego narożnika. Wzięła do ręki szklankę i mocno ją ścisnęła. Szkło pękło, raniąc jej dłonie. Wytarła je o poduszkę i zakryła jej zabrudzoną część. Schowała największy i najostrzejszy z szklanych kawałków do kieszeni i ruszyła w stronę drzwi. Nabrała powietrza i mocno zapukała. Tłukła pięściami tak długo, dopóki się nie otworzyły.
- Co w określeniu idę spać do ciebie nie dotarło? - ziewnął
- Muszę iść do łazienki.
- Serio? Tylko dlatego mnie obudziłaś?
- Nie zasnę z pełnym pęcherzem. - uśmiechnęła się niewinnie
Patrzył na nią spod przymkniętych powiek.
- W porządku. - ustąpił po chwili. - Wchodź. - uchylił drzwi szerzej.
Nie specjalnie jej się to spodobało. Wolałaby, gdyby łazienka znajdowała się za tymi drugimi drzwiami, ale teraz przynajmniej jej przestrzeń się powiększyła. Mogła znaleźć inną drogę ucieczki.
- Pierwsze drzwi po prawej stronie. - wskazał
Alison weszła do środka i stanęła w długim korytarzu, z jednej strony zapełnionym drzwiami.
- Tylko się pospiesz. - rozkazał kiedy wchodziła do wskazanego pomieszczenia.
Łazienka niestety nie miała okien. Nie była duża, ale za to elegancko urządzona. Podłoga, ściany, a nawet sufit były wyłożone czarnymi, błyszczącymi kafelkami. Zapalona żarówka po lewej stronie oświetlała wnętrze, wypełniając je jasnym, białym światłem. Oczy Alison były już przyzwyczajone do ciemności, więc teraz musiała chwilę odczekać, zanim światło przestało ją razić. Odkręciła kran by płynąca woda zagłuszyła jej poczynania. W środku była tylko jedna szafka, która mogła okazać się jej wybawieniem. Otworzyła ją i niemal tak szybko zamknęła kiedy zobaczyła, że jest pusta.  
- Skończyłaś swoje? - ponaglał ją.
Odetchnęła i zakręciła wodę. Pozostawała tylko jedna szansa. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła kawałek szkła. Jeśli odpowiednio uderzy, uda jej się przeciąć główną żyłę. Przez szybką utratę krwi osłabnie i może zdoła go wtedy ogłuszyć. Dzięki czemu zyska czas by znaleźć inne wyjście.
Serce nieznacznie jej przyspieszyło. Otworzyła drzwi i napotkała zirytowane spojrzenie.
- Mam nadzieję, że wytrzymasz do rana, bo na Boga nie będę już wstawał.
- Gwarantuję, że nie będziesz musiał. - uśmiechnęła się. Ręka jej drżała. Mocno zacisnęła pięści. Już szykowała się by uderzyć, kiedy gdzieś rozległ się hałas.
Mężczyzna odchylił głowę i pobiegł sprawdzić co się stało. Alison przez moment stała jak wryta, nie wiedząc, co właściwie się stało. Ocuciło ją głośne przekleństwo. Pobiegła z powrotem do sali tam gdzie zniknął mężczyzna.  
- Cholera jasna, co ci się stało? - spytał
Przez chwilę myślała, że mówił do niej bo nie widziała nikogo innego. Potem zapaliło się światło i Alison ujrzała czarnowłosego mężczyznę podpierającego się o framugę, ledwo trzymającego się na nogach. Kiedy uniósł głowę, rozpoznała twarz. Drake.
- Co za miłe powitanie. Nie spodziewałem się innego. - wydyszał.
Koszulkę miał pociętą w niektórych miejscach i splamioną krwią. Na policzku była długa szrama, z której nadal ciekła krew, ale to ręce były w najgorszym stanie. Z nadgarstków dosłownie schodziła skóra, w niektórych miejscach niemal czarna.
- Płuca. - przeraził się – Ile...
- Zamknij się, Chris i daj mi coś do picia.
Chris. Teraz wiedziała przynajmniej jak się nazywa mężczyzna, który ją tutaj przyprowadził. Sam nie raczył się przedstawić. Chris złapał przyjaciela, zatrzasnął za nim drzwi i podprowadził do kanapy. Ten opadł na nią bez sił. Usiadł, schował głowę między nogami i zaczął kaszleć. Z ust ciekła mu krew.
Nie wiadomo nawet kiedy, Chris wrócił z całą butelką wody. Drake wyszarpnął ją i wypił połowę zawartości.
Alison stała nadal przy drzwiach i jak zamurowana obserwowała całą sytuację.
- Wiesz, że to nie pomoże. - zdenerwował się Chris.
- Ja tam czuję się lepiej.
- Drake. - warknął
- Daj spokój, przecież... - podniósł głowę i zamilkł. Jego oczy patrzyły prosto na Alison. Dopiero teraz zorientował się, że nie są sami. - Co ona tu robi? - twarz mu zbladła.
- Przyniosła oddać kurtkę. - zdenerwował się – A jak myślisz, idioto. Przekroczyła granicę. Ricki ją znalazła. Musiałem ją zabrać, zanim zaprowadziłaby ją do Robba. Miała przy sobie nóż, który ci dałem. Możesz mi powiedzieć, co skłoniło cię do tak bezmyślnego czynu? Jeśli ktoś by go znalazł...
- Ale nikt go nie widział? - pytanie było raczej skierowane do Alison niż do Chrisa.
- Raczej nie. - odpowiedziała
- Raczej czy nie? - zdenerwował się
- Nie krzycz na nią. - bronił jej Chris – To twoja wina.
Alison powoli traciła wątek. Już nie wiedziała, o co właściwie się kłócą.
- Dlaczego nie uciekłeś wcześniej? - spytał Chris już bardziej opanowany.
- Musiałem dowiedzieć się więcej.
Chris uniósł ręce do góry w błagalnym geście.
- Dlaczego Bóg nie obdarzył cię zdrowym rozsądkiem?
- Ty masz go tak dużo. - rzucił
Chris miał ochotę coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego odetchnął kilka razy by się uspokoić i dopiero potem oznajmił.
- Nie ważne. Zrobiłeś co uważałeś za słuszne. Nie było to mądre, ale już się do tego przyzwyczaiłem. A teraz jeśli pozwolicie idę spać.
- Nie będzie powitalnej imprezy na cześć ocalałego? - zapytał entuzjastycznie Drake.
Obrzucił przyjaciela groźnym spojrzeniem i prawie trzaskając drzwiami wyszedł z hali.
- Zaraz! - zawołała za nim – A co ze mną?
Było za późno. Zapewne ją usłyszał, ale nie miał zamiaru odpowiadać.
- Nie jest w najlepszym humorze. - stwierdził – Chyba też pójdę do siebie. Ty śpisz tutaj?
- Tak powiedział. - burknęła
- Zawsze lepsza kanapa niż podłoga w zimnej celi, co?
Odgarnęła włosy i na niego spojrzała. Siedział na kanapie z dłońmi oplecionymi wzdłuż butelki. Mocno zaciskał na niej palce jakby tylko ona trzymała go przy życiu. Być może tak było – pomyślała Alison. Nie mogła oderwać wzroku od jego nadgarstków. Zupełnie jakby ktoś przypalał je ogniem. Słyszała kiedyś, że zbyt długi kontakt srebra ze skórą wilkołaka może spowodować jej zapłon, ale nigdy w to nie wierzyła. Teraz już nie była pewna.
- Dlaczego oddałeś mi swoją kurtkę? - zdawała sobie sprawę jak głupie było to pytanie, ale nie mogła się powstrzymać by je zadać.
- Mogłabyś ją już oddać. - stwierdził wyciągając rękę.
Posłusznie ją ściągnęła, z kieszeni wypadło szkło. Nawet nie wiedziała,w którym momencie włożyła je z powrotem. Lekko spanikowana spojrzała na reakcję Drake'a. Ten beznamiętnym spojrzeniem patrzył jak szklany kawałek toczy się po podłodze.
- No tak. Ja miałem nóż, a ty szklankę. Chyba byłem w lepszej sytuacji.
Niewinnie się uśmiechnęła i podała kurtkę. Drake nie dał rady jej utrzymać. Nadgarstek mu się ugiął i okrycie spadło na podłogę.
- Niech to szlag. - syknął przykładając rękę do siebie.
Widząc jego ciężki stan podniosła ją z ziemi i położyła na oparciu fotela.
- Może i srebro jeszcze na mnie nie działa, ale nawet ja wiem, że kiedy utraci kontakt ze skórą, powinien nastąpić proces leczenia.
Nie odpowiedział. Wyciągnął drugą rękę, która najwyraźniej była w lepszym stanie, szarpnął za kurtkę i wyszedł. Alison ponownie została sama. Nie mając siły na dalsze kombinowanie, poddała się i położyła na kanapie. Sen nadszedł szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz