Alison łapczywie
nabrała powietrza, otwierając oczy i budząc się ze snu. Jak
zwykle nie pamiętała co jej się śniło. Było to trochę
dołujące. Tak jakby ktoś co noc zabierał kawałek z jej życia.
Może nie do końca realnego ale, jednak jej własnego. Leżała w
łóżku na miękkim materacu, przykryta puszystą kołdrą.
Przetarła twarz i rozejrzała się. Dobrze znała to pomieszczenie.
Białe, puste ściany niczym w pokoju dla psychicznie chorych,
ogromne biurko z szklanym blatem stojące pod oknem, skromna szafa z
czarnego drewna, mnóstwo wnęk na książki i trze gitary w kącie.
To miejsce stało się dla niej niemal jak drugi dom.
Wygrzebała się z
pościeli i zdziwiona stwierdziła, że nie jest już w wieczorowej
sukni. Miała na sobie za długie dresy ze ściągaczami przy
kostkach i czarny, męski T-shirt. Spojrzała na krzesło stojące
przy biurku. Na skórzanym oparciu wisiała jej suknia, a pod nią
skórzana kurtka.
Usłyszała dźwięk
grającego telewizora dobiegający z salonu.
- Kevin? - zawołała
wychodząc z pokoju.
Na szarej, zniszczonej
sofie siedziała Kelly, monotonnie przełączając kanały.
- Wstałaś! - uniosła
się rozradowana jak tylko ją zobaczyła – Słyszałam, że była
niezła impreza. - uściskała ją lekko i wyszła do kuchni
oddzielonej jedynie szeroką wyspą.
- Można tak powiedzieć.
- mruknęła zajmując miejsce przyjaciółki.
- Chcesz coś na
śniadanie. Niewiele tutaj jest,ale udało mi się znaleźć płatki
śniadaniowe i mleko. Nie jestem pewna czy jeszcze nadaje się do
spożycia. - powiedziała pod nosem, obracając kartonik w
poszukiwaniu daty ważności – W każdym razie kupiłam owoce.
- Dzięki. Nie jestem
głodna.
- Powinnaś coś zjeść.
Poczujesz się lepiej. A i uzupełnij płyny. Tylko nie wodę bo cie
zamuli.
- Co proszę? - Alison
nie bardzo wiedziała o co jej chodzi
- Kevin mówił, że
masz kaca. Zadzwonił o świcie i poprosił bym się tobą
zaopiekowała.
- Gdzie on właściwie
jest? - spytała ignorując informację o jej podobno nietrzeźwym
stanie.
- Nie wiem, ale nie ma
go już od trzech godzin.
Alison nie miała pomysłu
dokąd mógł się udać. Była sobota, więc nie możliwe by był w
pracy. Zresztą podejrzewała, że i tak już dawno go wyrzucili. Za
dużo spóźnień i opuszczonych godzin. Cokolwiek kazało mu wyjść
z domu, musiało być ważne, skoro zadzwonił aż do Kelly.
Właściwie to nie rozumiała dlaczego bał się zostawić ją samą.
Czuła się już lepiej. Nie miała zawrotów głowy i nie była
zmęczona. Chciała by już wrócił i powiedział jak mu się udało
wyciągnąć ją z celi. Pamięta, że jej tego nie wyjaśniał. Po
prostu się zjawił i ją wyprowadził, zostawiając w celi Drake'a.
Właśnie, Drake. Była przykryta jego kurtką, ale jak mógł to
zrobić, skoro był przypięty kajdanami do przeciwległej ściany.
By ściągnąć z siebie narzutę musiałby się rozkuć, a była
pewna, że kiedy wychodziła na nadgarstkach miał łańcuchy. Może
tylko jej się przewidziało. To było dziwne. Cała wczorajsza noc
wydawała jej się dziwna. Tak jakby działa się tylko w jej
wyobraźni.
- Halo? - dłoń,
przesuwająca się przed oczami, wyrwała ją z rozmyślań –
Ziemia do Alison!
- Coś mówiłaś?
- Tak. - zdenerwowała
się – Dostałam pracę.
- Gratuluję. -
uśmiechnęła się bez cienia wesołości.
- Rodzice przestali mnie
finansować, a muszę jakoś zdobyć pieniądze na...No wiesz ciuchy
i te sprawy. Zostałam zmuszona do ciężkiej katorgi.
Alison uniosła brew,
domyślając się jaką pracę Kelly uważa za „ciężką katorgę”.
Zapewne było to coś w stylu roznoszenia ulotek lub przyjmowanie
zamówień. Ta to dopiero miała problemy – pomyślała Alison.
Większość swojego czasu spędzała przeczesując butiki lub
przesiadując w salonach kosmetycznych. Jej największymi
zmartwieniami były źle ułożone włosy lub złamany paznokieć.
Czyli sprawy tak mało istotne dla Alison.
- Więc chcesz pracować
do końca wakacji?
- Chyba nie mam wyboru,
ale nie martw się. Dla ciebie zawsze znajdę czas. Zawsze oprócz
pięciu godzin w tygodniu i najlepiej też nie w środku nocy, bo
zaczynam wcześnie rano, i wolałabym się wysypiać.
- Przepraszam za dziś.
- powiedziała od razu – Kevin czasami przesadza.
- W porządku. Zaczynam
dopiero od poniedziałku. - zaznaczyła
Weszła do salonu z
dwiema miskami płatków śniadaniowych i jedną tacą rozmaitych
owoców. Pokrojonych bananów, obranych mandarynek a nawet
wydrylowanych wiśni. Nie mając innego wyjścia, Alison sięgnęła
po postawioną przed nią miskę i zaczęła jeść zimne płatki.
Nie znosiła ciepłego mleka. Robiło jej się od niego niedobrze.
Po szybkim śniadaniu,
Alison zdecydowała się na kąpiel. Musiała się odświeżyć i
obudzić. Krótki prysznic powinien rozwiązać sprawę. Przed
wyjściem do łazienki otworzyła jedną z półek gdzie zawsze
trzymała kilka zapasowych ciuchów. Tak często zostawała tutaj na
noc, że postanowiła przywieść kilka swoich ubrań, by nie trzeba
było cały czas nosić ich ze sobą.
Kiedy już odświeżona,
wróciła z powrotem do salonu, Kelly zdążyła już posprzątać
naczynia i teraz siedziała w fotelu, uważnie przyglądając się
czemuś błyszczącemu. Na kolanach miała skórzaną kurtkę, którą
okryta była Alison.
- Co robisz? - spytała
z wahaniem, stając przed nią.
- Wiem, że nie jesteś
najnormalniejszą nastolatką, ale to... - uniosła rękę. W dłoni
trzymała średniej długości sztylet.
- Grzebałaś w moich
rzeczach. - oburzyła się, wyrywając nóż przyjaciółce.
Nie należał do niej.
Ten, który miała przypięty do uda był ze srebra, a ten
zdecydowanie był stalowy. Miał też kunsztowniejsze wykończenie
niż ten Alison.
- Był w tej kurtce, a
ona nie jest twoja. - broniła się – Miałaś ją na sobie, ale to
na pewno nie twoja kurtka. Widać, że jest męska. Chyba, że
ostatnio poszerzyły ci się ramiona.
- To Kevina. –
skłamała
- Czemu nosi ze sobą
taką broń? Chyba nie jest gangsterem? Bo nie wygląda na takiego.
Zresztą noże są trochę przestarzałe. Może to jakaś sekta? -
przeraziła się
- Co ty z tymi sektami?
- Składacie kogoś w
ofierze na tych spotkaniach? - drążyła temat - Jeśli tak to
powinniście się leczyć. A może robicie to ze zwierzętami?
- Co ty wygadujesz?
- Nie widzę innego
wyjaśnienia, ani powodu, dla którego miałby nosić ozdobiony nóż
w kurtce. Jacksonville nie jest aż tak niebezpieczne. Poza tym, teraz
raczej używa się broni palnej.
- Wolałabyś znaleźć
pistolet? - Alison zaczynała się już denerwować
- Mniej bym się
przeraziła. Może powinnaś się od niego odseparować. Wiem, że to
twój... - zawahała się – przyjaciel, ale może być
niebezpieczny.
- Nie jest. Znaleźliśmy
ten nóż wczoraj. Jest ładny, więc postanowiliśmy go zatrzymać.
Wiedziała, że to słaba
wymówka, ale nie miała pomysłu na nic lepszego.
- Fakt, że brzydki nie
jest. Co kto lubi. - odpuściła
Alison z ulgą wypuściła
powietrze i usiadła obok. W dłoniach nadal trzymała nóż. Dziwne,
że go nie przeszukali, zanim zaprowadzili do celi – zdziwiła się.
A może właśnie tak się uwolnił. Rozkuł się za pomocą noża.
Tylko, że teraz ona go ma. Jeśli przypiął się z powrotem, co
byłoby kompletną głupotą, to teraz nie ma jak się uwolnić.
- Jesteś pewna, że był
w kurtce? - spytała
- Tak. - odpowiedziała
już niezainteresowana nożem. - Tutaj
Wskazała jedną z
bocznych kieszeni, zamykanych na zamek i rzuciła kurtkę obok
Alison. Ta przyłożyła broń. Ostrze mieściło się akurat. Może
jednak należało do Kevina. Istniała możliwość, że włożył je
do kurtki. Właściwie nie wiadomo po co, ale mógłby to zrobić.
Następne trzy godziny
Alison udawała, że słucha tego co mówi Kelly, niekiedy kiwając
głową lub burcząc coś w odpowiedzi. Potem wrócił Kevin. Był
styrany i od razu opadł na kanapę nawet się nie witając. Alison
patrzyła na niego wyczekująco. Też nie miał już na sobie stroju
wieczorowego, co nie było jakieś zaskakujące. Powrócił do swoich
niezasznurowanych, skórzanych butów, luźnej koszulki z rękawem na
trzy czwarte i poprzecieranych spodni z dziurami na kolanach, nie
zapominając oczywiście o materiałowej chustce przymocowanej do
szlufki po prawej stronie, którą czasami zastępował drobnym
łańcuchem lub szelkami. Na lewym przedramieniu było widać tatuaż,
przedstawiający róże. Kevin miał ich wiele. Czaszkę na
wskazującym palcu lewej dłoni, krwawiące serce na prawym ramieniu,
znak z trzech spirali zwany triskelionem na obojczyku i różę
wiatrów na nadgarstku. Alison zawsze zastanawiała się jak je
zrobił. Nigdy nie chciał jej powiedzieć. Rany wilkołaków szybko
się goją. Nakłuwanie nawet srebrną igłą zdałoby się na nic.
- Witaj! Też cieszymy
się, że cię widzimy. - zaczęła Kelly
Burknął coś co
brzmiało jak „Yhm”, odchylając głowę do tyłu i zamykając
oczy. Alison wiedziała, że zapewne i tak nie powie nic więcej przy
Kelly. Musiała jakoś dać jej do zrozumienia, żeby sobie poszła.
- Kelly, wiesz, że nie
musisz tutaj siedzieć jak nie chcesz.
Spojrzała na nią z
oburzoną miną.
- Czyli mam sobie iść.
- stwierdziła, ostentacyjnie odgarniając włosy.
- To znaczy...Jeśli
chcesz. - pisnęła Alison
- Zrozumiałam. -
mrugnęła okiem. - I tak nie mam co liczyć na dobrą zabawę,
patrząc na tego zgona. - Poszła jeszcze do kuchni, wyciągnęła
dwie puszki piwa, postawiła na stoliku i bez słowa, za to z
uśmiechem wyszła z domu.
- Chyba dobrze mnie zna.
- stwierdził nie otwierając oczu.
- Gdzie byłeś? -
spytała od razu Alison, jak tylko usłyszała trzask zamykanych
drzwi. - Śmierdzisz.
Ubranie miał
przesiąknięte dymem papierosowym. Alison wiedziała, że jej
przyjaciel pali i to nałogowo momentami, ale rzadko było od niego
czuć tak mocny zapach tytoniu i miała wrażenie, że tym razem nie
tylko tego. Kilka lat temu Kevin miał problemy z używkami i ciężko
było go po wszystkim zebrać z powrotem do kupy, dlatego Alison
wolała utrzymywać przyjaciela z dala od ulicznych spelun.
- W barze. - westchnął,
sięgając po piwo.
- Domyślam się, ale
pytam o wcześniej.
- Wcześniej?
- Wątpię, byś dzwonił
do Kelly, tylko po to by wyjść sobie na imprezę.
- Nie było imprezy.
Musiałem załatwić kilka spraw w Głównym Domu. Zajęło mi to
połowę dnia, więc potem zaszedłem do knajpy. To tyle.
- W porządku. -
Wiedziała, że nie mówi jej całej prawdy, ale nie chciała nic
więcej od niego wyciągać. - Dziękuję. Wiesz, że mnie tutaj
przywiozłeś. Jak udało ci się mnie uwolnić z celi? - Nie mogła
już dłużej powstrzymywać się od zadania kluczowego pytania.
Odgarnął rozczochrane
blond włosy z twarzy i wypił łyk słaboprocentowego piwa.
- Wróciłem po ciebie
jak tylko odwiozłem twoją mamę. Słyszałem jak o tobie rozmawiają
już w korytarzu. Juan o coś się kłócił z Hammerem. Nie chcieli
mi wyjaśnić o co dokładnie chodzi. Ponieważ reszta stada nadal
była w lesie to nie zdążyli jeszcze powiedzieć o tym Brunowi.
Postanowiłem użyć kilku ciekawych argumentów, żeby cię
wypuścili. Nie mogli odmówić.
Nie musiał wyjaśniać
co konkretnie ma na myśli. Alison wiedziała, że Kevin jest
ciekawski i wścibski. Zawsze jednym uchem słucha plotek. Na każdego
znajdzie jakiegoś haka. Nawet jeśli nie zawsze jest to prawda,
potrafi obrócić słowa w taki sposób, że lepiej jest mu ulec. To
zdolność, której zawsze mu zazdrościła i cieszyła się, że ma
go po swojej stronie. Chociaż starał się tego nie nadużywać, by
nie stracić wiarygodności, to często wyciągało ich to z
tarapatów.
- Wiesz za co mnie
wsadzili? - spytała bawiąc się brzegiem skórzanej kurtki, którą
cały czas trzymała na kolanach.
- Nie chcieli
powiedzieć, ale to Juan, więc domyśliłem się, że pewnie jak
zwykle przesadza. Krzywe spojrzenie jest dla niego zbrodnią, za
którą trzeba strącać ludzi do piekła.
Alison nic nie
powiedziała. Wolała nie chwalić się momentem w lesie. To i tak
niczego by nie zmieniło, a roztrząsanie sprawy mogłoby narobić
tylko większych problemów.
- To co robimy? -
spytała kiedy cisza się przedłużała
- Co masz na myśli?
- No wiesz z całą tą
sytuacją?
- Nic. - odpowiedział
od razu
- Musimy się dowiedzieć
kto zabił Ericę.
- Przecież mają już
winnego. - wzruszył ramionami.
Było widać, że jest
zmęczony. Jednak nie było to zwyczajne przepracowanie.
- Myślisz, że to Drake
?
Uważnie go obserwowała.
Starała się wyczytać coś z jego twarzy, ale odwracał wzrok.
- Nie mam podstaw by
myśleć inaczej. Nie znam go. Jest z innego stada.
- To nie on. -
zaprzeczyła lekkim tonem
- Dlaczego tak
twierdzisz?
Nie znała racjonalnej
odpowiedzi na to pytanie. Po prostu miała przeczucie. Coś w środku
mówiło jej, że facet, którego broniła jest niewinny. Nigdy
czegoś takiego wcześniej nie doświadczyła. Tak jakby głos w jej
głowie nakazywał jej tak twierdzić, mimo, że kiedy dłużej nad
tym myślała zdawała sobie sprawę z własnej głupoty. Dlatego
właśnie musiała odkryć prawdę. By przekonać się czy jej
przeczucie ma rację.
- Chcę się tego
dowiedzieć. - stwierdziła stanowczo.
- Dzisiaj? - spytał
zrezygnowany
- Nie musisz iść ze
mną. Widzę, że miałeś ciężki dzień.
Nie wiedziała dlaczego,
ale poczuła wzbierającą złość. Wstała, zabierając ze sobą
kurtkę i kierując się do wyjścia. Zatrzymał ją, łapiąc za
nadgarstek.
- Zaczekaj do jutra. -
poprosił wlepiając wzrok w podłogę.
- Nie mogę. - wyrwała
się – Nie wiadomo jak długo będzie tam siedział.
- Dlaczego tak go
bronisz? Przyznaj, że chcesz dowieść jego niewinności, a nie
dowiedzieć się kto zabił Ericę? I zanim zaczniesz się wykręcać,
to nie wychodzi na to samo. Przecież go nie znasz. - dopowiedział
kiedy nic nie mówiła.
- Chcę to rozgryźć.
- Nie kłam! - uniósł
ton, tak jak jeszcze nigdy.
- Co z tobą? -
krzyknęła
- Nie chcę żebyś tam
szła. - podniósł wzrok. Jego oczy błyszczały, jak u każdego
wilkołaka, który był zdenerwowany na tyle, że mógł w każdej
chwili się zmienić.
- Kevin. - powstrzymała
odruch by się cofnąć. To był jej przyjaciel. Nie mógł zrobić
jej krzywdy. - Powinieneś odpocząć.
- Nie chcę! - warknął
– Chcę żebyś mi to wyjaśniła. Po co ładujesz się w kolejne
kłopoty?
- Nigdy ci to nie
przeszkadzało.
- Może zaczęło. -
rzucił
Patrzyła na niego i
obserwowała jak światło opuszcza jego oczy w miarę jak uderzały
w niego jego własne słowa. Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć,
Alison odwróciła się i wybiegła z mieszkania. Nie chciała się z
nim kłócić. Nie z nim. Był jedyną stałą osobą w jej życiu.
Nie mogła sobie pozwolić na to by go stracić. Oboje musieli
ochłonąć.
Wybiegła na ulice.
Uderzyła w nią fala chłodnego powietrza. Nie miała pojęcia co
działo się z pogodą, ale definitywnie nadchodziła zmiana klimatu.
Zarzuciła na siebie skórzaną kurtkę, którą wzięła ze sobą.
Coś ciężkiego uderzyło o jej biodro. Sięgnęła dłonią do
kieszeni i wyciągnęła z niej stalowe ostrze. Idąc chodnikiem
dokładnie mu się przyjrzała. Było piękne. Pozłacana rękojeść
zakończona czarnym kamieniem, idealnie wyważone, doskonałe do
rzucania. Alison sporo trenowała posługiwania się różnego
rodzaju bronią i trochę znała się na tego typu sprawach.
Ktokolwiek był właścicielem, a była pewna, że Drake, musi nieźle
przeklinać, że je stracił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz