sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 7

Alison łapczywie nabrała powietrza, otwierając oczy i budząc się ze snu. Jak zwykle nie pamiętała co jej się śniło. Było to trochę dołujące. Tak jakby ktoś co noc zabierał kawałek z jej życia. Może nie do końca realnego ale, jednak jej własnego. Leżała w łóżku na miękkim materacu, przykryta puszystą kołdrą. Przetarła twarz i rozejrzała się. Dobrze znała to pomieszczenie. Białe, puste ściany niczym w pokoju dla psychicznie chorych, ogromne biurko z szklanym blatem stojące pod oknem, skromna szafa z czarnego drewna, mnóstwo wnęk na książki i trze gitary w kącie. To miejsce stało się dla niej niemal jak drugi dom.  
Wygrzebała się z pościeli i zdziwiona stwierdziła, że nie jest już w wieczorowej sukni. Miała na sobie za długie dresy ze ściągaczami przy kostkach i czarny, męski T-shirt. Spojrzała na krzesło stojące przy biurku. Na skórzanym oparciu wisiała jej suknia, a pod nią skórzana kurtka.  
Usłyszała dźwięk grającego telewizora dobiegający z salonu.
- Kevin? - zawołała wychodząc z pokoju.
Na szarej, zniszczonej sofie siedziała Kelly, monotonnie przełączając kanały.
- Wstałaś! - uniosła się rozradowana jak tylko ją zobaczyła – Słyszałam, że była niezła impreza. - uściskała ją lekko i wyszła do kuchni oddzielonej jedynie szeroką wyspą.
- Można tak powiedzieć. - mruknęła zajmując miejsce przyjaciółki.
- Chcesz coś na śniadanie. Niewiele tutaj jest,ale udało mi się znaleźć płatki śniadaniowe i mleko. Nie jestem pewna czy jeszcze nadaje się do spożycia. - powiedziała pod nosem, obracając kartonik w poszukiwaniu daty ważności – W każdym razie kupiłam owoce.  
- Dzięki. Nie jestem głodna.
- Powinnaś coś zjeść. Poczujesz się lepiej. A i uzupełnij płyny. Tylko nie wodę bo cie zamuli.
- Co proszę? - Alison nie bardzo wiedziała o co jej chodzi
- Kevin mówił, że masz kaca. Zadzwonił o świcie i poprosił bym się tobą zaopiekowała.  
- Gdzie on właściwie jest? - spytała ignorując informację o jej podobno nietrzeźwym stanie.
- Nie wiem, ale nie ma go już od trzech godzin.
Alison nie miała pomysłu dokąd mógł się udać. Była sobota, więc nie możliwe by był w pracy. Zresztą podejrzewała, że i tak już dawno go wyrzucili. Za dużo spóźnień i opuszczonych godzin. Cokolwiek kazało mu wyjść z domu, musiało być ważne, skoro zadzwonił aż do Kelly. Właściwie to nie rozumiała dlaczego bał się zostawić ją samą. Czuła się już lepiej. Nie miała zawrotów głowy i nie była zmęczona. Chciała by już wrócił i powiedział jak mu się udało wyciągnąć ją z celi. Pamięta, że jej tego nie wyjaśniał. Po prostu się zjawił i ją wyprowadził, zostawiając w celi Drake'a. Właśnie, Drake. Była przykryta jego kurtką, ale jak mógł to zrobić, skoro był przypięty kajdanami do przeciwległej ściany. By ściągnąć z siebie narzutę musiałby się rozkuć, a była pewna, że kiedy wychodziła na nadgarstkach miał łańcuchy. Może tylko jej się przewidziało. To było dziwne. Cała wczorajsza noc wydawała jej się dziwna. Tak jakby działa się tylko w jej wyobraźni.
- Halo? - dłoń, przesuwająca się przed oczami, wyrwała ją z rozmyślań – Ziemia do Alison!
- Coś mówiłaś?
- Tak. - zdenerwowała się – Dostałam pracę.
- Gratuluję. - uśmiechnęła się bez cienia wesołości.
- Rodzice przestali mnie finansować, a muszę jakoś zdobyć pieniądze na...No wiesz ciuchy i te sprawy. Zostałam zmuszona do ciężkiej katorgi.
Alison uniosła brew, domyślając się jaką pracę Kelly uważa za „ciężką katorgę”. Zapewne było to coś w stylu roznoszenia ulotek lub przyjmowanie zamówień. Ta to dopiero miała problemy – pomyślała Alison. Większość swojego czasu spędzała przeczesując butiki lub przesiadując w salonach kosmetycznych. Jej największymi zmartwieniami były źle ułożone włosy lub złamany paznokieć. Czyli sprawy tak mało istotne dla Alison.
- Więc chcesz pracować do końca wakacji?
- Chyba nie mam wyboru, ale nie martw się. Dla ciebie zawsze znajdę czas. Zawsze oprócz pięciu godzin w tygodniu i najlepiej też nie w środku nocy, bo zaczynam wcześnie rano, i wolałabym się wysypiać.
- Przepraszam za dziś. - powiedziała od razu – Kevin czasami przesadza.
- W porządku. Zaczynam dopiero od poniedziałku. - zaznaczyła
Weszła do salonu z dwiema miskami płatków śniadaniowych i jedną tacą rozmaitych owoców. Pokrojonych bananów, obranych mandarynek a nawet wydrylowanych wiśni. Nie mając innego wyjścia, Alison sięgnęła po postawioną przed nią miskę i zaczęła jeść zimne płatki. Nie znosiła ciepłego mleka. Robiło jej się od niego niedobrze.
Po szybkim śniadaniu, Alison zdecydowała się na kąpiel. Musiała się odświeżyć i obudzić. Krótki prysznic powinien rozwiązać sprawę. Przed wyjściem do łazienki otworzyła jedną z półek gdzie zawsze trzymała kilka zapasowych ciuchów. Tak często zostawała tutaj na noc, że postanowiła przywieść kilka swoich ubrań, by nie trzeba było cały czas nosić ich ze sobą.
Kiedy już odświeżona, wróciła z powrotem do salonu, Kelly zdążyła już posprzątać naczynia i teraz siedziała w fotelu, uważnie przyglądając się czemuś błyszczącemu. Na kolanach miała skórzaną kurtkę, którą okryta była Alison.
- Co robisz? - spytała z wahaniem, stając przed nią.
- Wiem, że nie jesteś najnormalniejszą nastolatką, ale to... - uniosła rękę. W dłoni trzymała średniej długości sztylet.
- Grzebałaś w moich rzeczach. - oburzyła się, wyrywając nóż przyjaciółce.
Nie należał do niej. Ten, który miała przypięty do uda był ze srebra, a ten zdecydowanie był stalowy. Miał też kunsztowniejsze wykończenie niż ten Alison.
- Był w tej kurtce, a ona nie jest twoja. - broniła się – Miałaś ją na sobie, ale to na pewno nie twoja kurtka. Widać, że jest męska. Chyba, że ostatnio poszerzyły ci się ramiona.
- To Kevina. – skłamała
- Czemu nosi ze sobą taką broń? Chyba nie jest gangsterem? Bo nie wygląda na takiego. Zresztą noże są trochę przestarzałe. Może to jakaś sekta? - przeraziła się
- Co ty z tymi sektami?
- Składacie kogoś w ofierze na tych spotkaniach? - drążyła temat - Jeśli tak to powinniście się leczyć. A może robicie to ze zwierzętami?
- Co ty wygadujesz?
- Nie widzę innego wyjaśnienia, ani powodu, dla którego miałby nosić ozdobiony nóż w kurtce. Jacksonville nie jest aż tak niebezpieczne. Poza tym, teraz raczej używa się broni palnej.
- Wolałabyś znaleźć pistolet? - Alison zaczynała się już denerwować
- Mniej bym się przeraziła. Może powinnaś się od niego odseparować. Wiem, że to twój... - zawahała się – przyjaciel, ale może być niebezpieczny.
- Nie jest. Znaleźliśmy ten nóż wczoraj. Jest ładny, więc postanowiliśmy go zatrzymać.
Wiedziała, że to słaba wymówka, ale nie miała pomysłu na nic lepszego.
- Fakt, że brzydki nie jest. Co kto lubi. - odpuściła
Alison z ulgą wypuściła powietrze i usiadła obok. W dłoniach nadal trzymała nóż. Dziwne, że go nie przeszukali, zanim zaprowadzili do celi – zdziwiła się. A może właśnie tak się uwolnił. Rozkuł się za pomocą noża. Tylko, że teraz ona go ma. Jeśli przypiął się z powrotem, co byłoby kompletną głupotą, to teraz nie ma jak się uwolnić.
- Jesteś pewna, że był w kurtce? - spytała
- Tak. - odpowiedziała już niezainteresowana nożem. - Tutaj
Wskazała jedną z bocznych kieszeni, zamykanych na zamek i rzuciła kurtkę obok Alison. Ta przyłożyła broń. Ostrze mieściło się akurat. Może jednak należało do Kevina. Istniała możliwość, że włożył je do kurtki. Właściwie nie wiadomo po co, ale mógłby to zrobić.
Następne trzy godziny Alison udawała, że słucha tego co mówi Kelly, niekiedy kiwając głową lub burcząc coś w odpowiedzi. Potem wrócił Kevin. Był styrany i od razu opadł na kanapę nawet się nie witając. Alison patrzyła na niego wyczekująco. Też nie miał już na sobie stroju wieczorowego, co nie było jakieś zaskakujące. Powrócił do swoich niezasznurowanych, skórzanych butów, luźnej koszulki z rękawem na trzy czwarte i poprzecieranych spodni z dziurami na kolanach, nie zapominając oczywiście o materiałowej chustce przymocowanej do szlufki po prawej stronie, którą czasami zastępował drobnym łańcuchem lub szelkami. Na lewym przedramieniu było widać tatuaż, przedstawiający róże. Kevin miał ich wiele. Czaszkę na wskazującym palcu lewej dłoni, krwawiące serce na prawym ramieniu, znak z trzech spirali zwany triskelionem na obojczyku i różę wiatrów na nadgarstku. Alison zawsze zastanawiała się jak je zrobił. Nigdy nie chciał jej powiedzieć. Rany wilkołaków szybko się goją. Nakłuwanie nawet srebrną igłą zdałoby się na nic.  
- Witaj! Też cieszymy się, że cię widzimy. - zaczęła Kelly
Burknął coś co brzmiało jak „Yhm”, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Alison wiedziała, że zapewne i tak nie powie nic więcej przy Kelly. Musiała jakoś dać jej do zrozumienia, żeby sobie poszła.
- Kelly, wiesz, że nie musisz tutaj siedzieć jak nie chcesz.
Spojrzała na nią z oburzoną miną.
- Czyli mam sobie iść. - stwierdziła, ostentacyjnie odgarniając włosy.
- To znaczy...Jeśli chcesz. - pisnęła Alison
- Zrozumiałam. - mrugnęła okiem. - I tak nie mam co liczyć na dobrą zabawę, patrząc na tego zgona. - Poszła jeszcze do kuchni, wyciągnęła dwie puszki piwa, postawiła na stoliku i bez słowa, za to z uśmiechem wyszła z domu.
- Chyba dobrze mnie zna. - stwierdził nie otwierając oczu.
- Gdzie byłeś? - spytała od razu Alison, jak tylko usłyszała trzask zamykanych drzwi. - Śmierdzisz.
Ubranie miał przesiąknięte dymem papierosowym. Alison wiedziała, że jej przyjaciel pali i to nałogowo momentami, ale rzadko było od niego czuć tak mocny zapach tytoniu i miała wrażenie, że tym razem nie tylko tego. Kilka lat temu Kevin miał problemy z używkami i ciężko było go po wszystkim zebrać z powrotem do kupy, dlatego Alison wolała utrzymywać przyjaciela z dala od ulicznych spelun.
- W barze. - westchnął, sięgając po piwo.
- Domyślam się, ale pytam o wcześniej.
- Wcześniej?
- Wątpię, byś dzwonił do Kelly, tylko po to by wyjść sobie na imprezę.
- Nie było imprezy. Musiałem załatwić kilka spraw w Głównym Domu. Zajęło mi to połowę dnia, więc potem zaszedłem do knajpy. To tyle.
- W porządku. - Wiedziała, że nie mówi jej całej prawdy, ale nie chciała nic więcej od niego wyciągać. - Dziękuję. Wiesz, że mnie tutaj przywiozłeś. Jak udało ci się mnie uwolnić z celi? - Nie mogła już dłużej powstrzymywać się od zadania kluczowego pytania.  
Odgarnął rozczochrane blond włosy z twarzy i wypił łyk słaboprocentowego piwa.
- Wróciłem po ciebie jak tylko odwiozłem twoją mamę. Słyszałem jak o tobie rozmawiają już w korytarzu. Juan o coś się kłócił z Hammerem. Nie chcieli mi wyjaśnić o co dokładnie chodzi. Ponieważ reszta stada nadal była w lesie to nie zdążyli jeszcze powiedzieć o tym Brunowi. Postanowiłem użyć kilku ciekawych argumentów, żeby cię wypuścili. Nie mogli odmówić.  
Nie musiał wyjaśniać co konkretnie ma na myśli. Alison wiedziała, że Kevin jest ciekawski i wścibski. Zawsze jednym uchem słucha plotek. Na każdego znajdzie jakiegoś haka. Nawet jeśli nie zawsze jest to prawda, potrafi obrócić słowa w taki sposób, że lepiej jest mu ulec. To zdolność, której zawsze mu zazdrościła i cieszyła się, że ma go po swojej stronie. Chociaż starał się tego nie nadużywać, by nie stracić wiarygodności, to często wyciągało ich to z tarapatów.
- Wiesz za co mnie wsadzili? - spytała bawiąc się brzegiem skórzanej kurtki, którą cały czas trzymała na kolanach.
- Nie chcieli powiedzieć, ale to Juan, więc domyśliłem się, że pewnie jak zwykle przesadza. Krzywe spojrzenie jest dla niego zbrodnią, za którą trzeba strącać ludzi do piekła.
Alison nic nie powiedziała. Wolała nie chwalić się momentem w lesie. To i tak niczego by nie zmieniło, a roztrząsanie sprawy mogłoby narobić tylko większych problemów.
- To co robimy? - spytała kiedy cisza się przedłużała
- Co masz na myśli?
- No wiesz z całą tą sytuacją?
- Nic. - odpowiedział od razu
- Musimy się dowiedzieć kto zabił Ericę.
- Przecież mają już winnego. - wzruszył ramionami.
Było widać, że jest zmęczony. Jednak nie było to zwyczajne przepracowanie.
- Myślisz, że to Drake ?
Uważnie go obserwowała. Starała się wyczytać coś z jego twarzy, ale odwracał wzrok.
- Nie mam podstaw by myśleć inaczej. Nie znam go. Jest z innego stada.
- To nie on. - zaprzeczyła lekkim tonem
- Dlaczego tak twierdzisz?
Nie znała racjonalnej odpowiedzi na to pytanie. Po prostu miała przeczucie. Coś w środku mówiło jej, że facet, którego broniła jest niewinny. Nigdy czegoś takiego wcześniej nie doświadczyła. Tak jakby głos w jej głowie nakazywał jej tak twierdzić, mimo, że kiedy dłużej nad tym myślała zdawała sobie sprawę z własnej głupoty. Dlatego właśnie musiała odkryć prawdę. By przekonać się czy jej przeczucie ma rację.
- Chcę się tego dowiedzieć. - stwierdziła stanowczo.
- Dzisiaj? - spytał zrezygnowany
- Nie musisz iść ze mną. Widzę, że miałeś ciężki dzień.
Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła wzbierającą złość. Wstała, zabierając ze sobą kurtkę i kierując się do wyjścia. Zatrzymał ją, łapiąc za nadgarstek.
- Zaczekaj do jutra. - poprosił wlepiając wzrok w podłogę.
- Nie mogę. - wyrwała się – Nie wiadomo jak długo będzie tam siedział.
- Dlaczego tak go bronisz? Przyznaj, że chcesz dowieść jego niewinności, a nie dowiedzieć się kto zabił Ericę? I zanim zaczniesz się wykręcać, to nie wychodzi na to samo. Przecież go nie znasz. - dopowiedział kiedy nic nie mówiła.
- Chcę to rozgryźć.
- Nie kłam! - uniósł ton, tak jak jeszcze nigdy.
- Co z tobą? - krzyknęła
- Nie chcę żebyś tam szła. - podniósł wzrok. Jego oczy błyszczały, jak u każdego wilkołaka, który był zdenerwowany na tyle, że mógł w każdej chwili się zmienić.
- Kevin. - powstrzymała odruch by się cofnąć. To był jej przyjaciel. Nie mógł zrobić jej krzywdy. - Powinieneś odpocząć.
- Nie chcę! - warknął – Chcę żebyś mi to wyjaśniła. Po co ładujesz się w kolejne kłopoty?
- Nigdy ci to nie przeszkadzało.
- Może zaczęło. - rzucił
Patrzyła na niego i obserwowała jak światło opuszcza jego oczy w miarę jak uderzały w niego jego własne słowa. Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, Alison odwróciła się i wybiegła z mieszkania. Nie chciała się z nim kłócić. Nie z nim. Był jedyną stałą osobą w jej życiu. Nie mogła sobie pozwolić na to by go stracić. Oboje musieli ochłonąć.
Wybiegła na ulice. Uderzyła w nią fala chłodnego powietrza. Nie miała pojęcia co działo się z pogodą, ale definitywnie nadchodziła zmiana klimatu. Zarzuciła na siebie skórzaną kurtkę, którą wzięła ze sobą. Coś ciężkiego uderzyło o jej biodro. Sięgnęła dłonią do kieszeni i wyciągnęła z niej stalowe ostrze. Idąc chodnikiem dokładnie mu się przyjrzała. Było piękne. Pozłacana rękojeść zakończona czarnym kamieniem, idealnie wyważone, doskonałe do rzucania. Alison sporo trenowała posługiwania się różnego rodzaju bronią i trochę znała się na tego typu sprawach. Ktokolwiek był właścicielem, a była pewna, że Drake, musi nieźle przeklinać, że je stracił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz