piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 8

Szła na północ z rękami schowanymi w kieszeniach i głową trzymaną nisko. Powoli budynki z niskich parterówek zmieniały się w wysokie, szklane biurowce i wielopiętrowe, jasne apartamentowce. Po tej stronie rzeki było ich mniej, ale według prawa żaden członek Południowego Stada nie mógł przejść na drugą stronę. Było to obce terytorium Stada Zachodniego i Północnego. To zapobiegało konfliktom. Rzeka była raczej widocznym przedziałem. Nikt nie mógł się wykręcić, że przeszedł na drugą stronę nieświadomie. Nie wszystkim odpowiadał taki podział, ale większość wolała się niepotrzebnie nie narażać. Wojny pomiędzy watahami zdarzały się rzadko, ale pojedyncze bójki miały miejsce niemal codziennie.  
Alison szła zupełnie na oślep. Chciała po prostu uciec. Kierunek nie miał dla niej znaczenia. Mijała ludzi nie zwracając na nich uwagi. Wlepiając wzrok w białe płyty chodnika, prawie wpadła na jakiegoś mężczyznę, który strasznie się gdzieś spieszył. Wydukała nieme „przepraszam” i ruszyła dalej. Niskie palmy i nieco wyższe drzewa o rozległej koronie tworzyły nad nią przerzedzony tunel, chroniąc przed promieniami powoli zachodzącego słońca.
Skręciła w prawo przy Riverplace Tower w dobrze znaną jej uliczkę. Niegdyś ten dwudziesto ośmiu piętrowy budynek był najwyższym na Florydzie. Teraz w Jacksonville było wiele wyższych wieżowców.  
W miarę jak zbliżała się do rzeki chodnik się zawężał. Jeszcze jeden zakręt w lewo i już była na miejscu. Pewnym krokiem weszła na drewnianą kładkę, wpatrując się w rzekę. Była ogromna, ale zarazem spokojna. Tafla wody niemal w ogóle się nie poruszała.
Alison zawsze była ciekawa co jest po drugiej stronie. To samo miasto, a jednak było dla niej obce. Często przychodziła tutaj z Kevinem i godzinami wpatrywała się w krajobraz na drugim brzegu. Nie raz rozmyślali jak tam jest. Czy bardzo się różni? Stąd widzieli tylko te najwyższe budowle. Dzieliła ich odległość zaledwie trzystu metrów. Pokonanie tego dystansu było trudną do odparcia pokusą. Kelly niejednokrotnie chciała wybrać się tam z nimi. Zawsze się wykręcali, wymyślając głupie wymówki, ale nie mogli jej wyjawić prawdziwego powodu. Zamiast tego uważnie słuchali jak opowiada o tym co jej się przytrafiło kiedy tam była. Dla Kelly to nie była „druga strona”, tylko to samo miasto, wybudowane otaczając przeciwległe strony rzeki.
Nie zastanawiając się dłużej, poszła dalej. Ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebowała było smętne rozmarzanie o tym co odległe. Przeszła pod jedną z głównych drug łączących się z mostem i skręciła w pierwszą uliczkę po lewej stronie. Nie wiedziała co właściwie zamierza. Włóczenie się bez celu samotnie było czymś nowym. Głupio było jej zadzwonić znowu do Kelly skoro niedawno uprzejmie wyprosiła ją z mieszkania. Powrót do domu też był niemożliwy po wczorajszej pseudo awanturze z matką. Alison wolała dać im trochę więcej czasu niż jedną noc. Wychodziło na to, że będzie musiała wrócić do Kevina. Nie miała innych znajomych, u których mogłaby się zatrzymać, a prędzej wydłubałaby sobie oczy niż nocowała w Głównym Domu. Nie mając innej opcji, okrężną drogą ruszyła w stronę Home Street. Skręciła przy centrum rezonansu magnetycznego i nieco mniej zatłoczoną uliczką skierowała się bezpośrednio do celu. Jasna droga nie miała chodnika, a jedynie trawiaste pobocze, które było częścią podwórka osób mieszkających obok. Jednak samochody przejeżdżały tutaj tak rzadko, że nawet ślepiec byłby bezpieczny.  
Było przed siedemnastą. Większość osób wróciła już z pracy i teraz przesiadywali w ogrodzie, spędzając czas z rodziną. Alison poczuła skurcz w żołądku na widok mężczyzny przytulającego roześmianą dziewczynkę. Z okrzykiem radości rzuciła mu się w ramiona jak tylko go zobaczyła. Alison nigdy nie poznała swojego ojca. Umarł zanim przyszła na świat. Matka mówiła jej, że zginął w jednej z bójek między stadnych, ale zawsze kiedy próbowała dowiedzieć się czegoś więcej odpowiadała jej ponurym spojrzeniem. Po kilku latach postanowiła odpuścić, wiedząc, że i tak niczego się nie dowie. Tylko jednego była pewna. Samanta Hudgens bardzo go kochała. Dowodem tego była obrączka, którą zawsze nosiła na szyi.
Alison tak pochłonęły jej własne myśli, że nie zorientowała się, że ominęła zakręt. Poszła dalej zawracając przy kolejnej przecznicy. Weszła pod szeroki most. Słońce w ogóle do niej nie docierało. Zakryła się bardziej kurtką. Usłyszała jakieś głosy dochodzące z jej prawej strony. Męskie śmiechy i szybkie kroki. Było za ciemno by mogła cokolwiek dostrzec. Kroki były coraz bliższe. Obejrzała się za siebie i coś srebrnego błysnęło jej przed oczami. Nie zastanawiając się dłużej ruszyła biegiem. Odgłosy wcale się nie oddalały. Słyszała wyraźnie ich przyspieszony oddech i własne mocno bijące serce.
- Zaczekaj! - zawołał ktoś zza jej pleców.
Nawet przez chwilę nie pomyślała o tym by się zatrzymać. Nie ważne kto to był. Nie znała tego głosu, a ton wcale nie wydawał się przyjazny. Wybiegła na słońce. Poczuła się bezpieczniej, choć wcale tak nie było. Ktoś szarpnął ją za ramię, a ona odruchowo zamachnęła się łokciem, uderzając w twarz obcego. Miała moment by przystanąć, zanim zza jego pleców wybiegła następna dwójka. Przeklęła pod nosem, orientując się, że zraniła policjanta. Mundurowi widząc kolegę trzymającego się za krwawiący nos ruszyli w jej stronę.
Nie rozmyślając zbyt długo, przeskoczyła przez czerwone pachołki i pobiegła w stronę stacji kolejowej. Z daleka widziała tłum stojący przed torami. Modliła się by pociąg nadjechał szybko. Uspokoiła tętno i starając się zachować spokój weszła między ludzi. Kątem oka dostrzegła, że pościg nadbiega. Zasłaniając twarz włosami, odwróciła głowę, próbując udawać, że nic nie zrobiła. Po prostu czeka na pociąg jak reszta. Słyszała jak przeciskają się obok. Kiedy byli blisko na tyle, że jej serce wykonało obrót, usłyszała głośny gwizd. Pociąg nadjechał. Jak tylko drzwi się otworzyły wbiegła do środka, zajmując miejsce siedzące. Patrzyła jak za szybą policjanci rezygnują z poszukiwań i wracają do rannego przyjaciela. Schowała głowę między kolanami i odetchnęła z ulgą.  
Spokój trwał tak długo, dopóki coś błękitnego nie błysnęło za szybą. Podniosła wzrok, odgarniając wilgotne włosy. Przed jej oczami pojawiła się rzeka i to nie brzeg lecz sam środek. Pociąg jechał w stronę północnego miasta. Przyłożyła dłonie do szyby z taką siłą, że wszyscy w wagonie odwrócili głowy. Ignorując ich ostre spojrzenia, wstała i stanęła przy drzwiach. Pierwsza stacja, na której pociąg się zatrzyma nie mogła być daleko. Zdąży wrócić na piechotę zanim ktokolwiek się zorientuje. Nie wierzyła w opowieści o patrolach obcych stad przeczesujących swój teren, ale teraz kiedy znajdowała się nie tam gdzie powinna, zaczęła się stresować.
Prawie wybiegła z pociągu kiedy stanął na przystanku po kilku minutach, które wydawały się dla niej wiecznością. Zbiegła schodami w dół na ulicę, prawie potykając się o własne nogi. Rozejrzała się gwałtownie. Wszystko wydawało się normalne. Żadnych podejrzanych ludzi obserwujących ją w ukryciu. Zwyczajnie jak tylko potrafiła ruszyła w kierunku, z którego nadjechał pociąg. Nie mogła się zgubić, uważnie śledząc tory, po których tutaj przyjechała. Co chwilę spoglądając w górę na trasę, szła na tyle spokojnie na ile było ją stać. Mimo, że w środku szalało tornado, na zewnątrz wyglądała na opanowaną. Poza spiętymi ramionami nie dawała znaku, że coś jest nie tak. Wydawało jej się, że każdy człowiek, którego mija jest wilkołakiem. Gdyby tylko miała węch, którym mogłaby ich rozpoznać. Problem polegał na tym, że poza nieco zwiększoną siłą nie miała żadnej przewagi.
Jeszcze mocniej owinęła się kurtką, jakby mogła stać się w niej niewidzialna. W pewnym momencie ktoś ją zaczepił. Odwróciła głowę tak gwałtownie, że stojąca przed nią niska kobieta na moment się zawahała. To wystarczyło, by w umyśle Alison zaczęły tworzyć się najdziwniejsze pytania.
Kto to jest?
Czy jest wilkołakiem?
Czy wie, że ja jestem wilkołakiem?
Czy zaraz się na mnie rzuci?
Co zrobią jak mnie odkryją?
Dlaczego ona się tak na mnie patrzy?
Nie mogąc dłużej wytrzymać presji pokiwała przecząco głową i puściła się biegiem. Widziała już most prowadzący na drugą stronę. Przyspieszyła bieg jak tylko mogła. Nagle zaczepiła o coś nogą i z impetem uderzyła o ziemię. Na kilka sekund straciła oddech. Okręciła się i spojrzała w górę. Nad nią stała dziewczyna, ale nie ta sama co zaczepiła ją przedtem. Ta była wyższa i miała ciemne, długie włosy poskręcane w pojedyncze pasma i upięte w wysoką kitkę. Z boku jeden z loków był ufarbowany na bordowy kolor. Miała na sobie czarne, krótkie spodenki i podziurawione rajstopy o tym samym kolorze. Czerwony top odznaczał się na jej bladej skórze niczym krew.  
- Zgubiłaś się, co? - spytała obojętnie
Alison nie odpowiedziała. Nie wiedziała co ma robić. Powoli otrzepała ręce. Dziewczyna wyciągnęła dłoń by pomóc jej wstać. Nie przyjęła jej i podniosła się sama, skazując na silny ból w klatce piersiowej.  
- Co tutaj robisz? - spytała z groźbą w głosie
- Zostałam nieuprzejmie przewrócona.
Dziewczyna wygięła usta w krzywym uśmiechu.
- Po co tutaj przyszłaś? Żeby szpiegować?
- Co? - Alison nie ukrywała zaskoczenia.
- Odpowiadaj! - rozkazała popychając ją na betonową kolumnę, na której utrzymywały się tory kolei.
- Ricki! Opanuj się bo zabijesz ją zanim czegokolwiek się dowiesz. - powiedział mężczyzna wchodzący po schodach prowadzących do budynku, który wyglądał jak ogromny parking.
Obie odwróciły głowy. Alison wybałuszyła oczy jak tylko go dostrzegła. Był wysoki i szczupły, prawie jak Kevin, ale to nie to przykuło jej uwagę. To włosy były interesujące. Postrzępione, trochę rozczochrane, a co dziwniejsze niemal białe. Spod krótszych wychodziły te dłuższe i znikały za plecami związane w luźną kitkę, kończąc się za karkiem. Szare oczy, uważnie spoglądały na Alison.  
- Jest z Południowego Stada. - wskazała na nią palcem
- Wiem. Ja się nią zajmę.
- Ale...
- Powiedziałem. Dam sobie radę. - stwierdził stanowczo.
- W porządku. - ustąpiła – Ale jesteś za miękki by wyciągnąć od niej coś istotnego.
- Może tylko dla ciebie taki byłem. - odwrócił się do niej.
Otworzyła usta z zaskoczenia. Jej policzki lekko się zarumieniły. Podrapała się po głowie, uśmiechnęła i powoli odmaszerowała. Zanim zniknęła za rogiem, odwróciła się na moment i pomachała ręką. Mężczyzna zrobił to samo i dopiero kiedy stracił ją z oczu, skierował się do Alison.
- Ruszaj! - wskazał na kierunek, z którego przybiegła.
Kiedy stała nadal na swoim miejscu, dodał.
- Nie każ zaciągać się tam siłą. Może to być dla ciebie upokarzające.
Wyraz jego twarzy się nie zmienił. Słowa nie były groźbą, lecz zwyczajnym ostrzeżeniem. Mimo srebrzystych włosów, Alison widziała, że nie był wiele starszy od niej. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia dwa lata, na pewno nie więcej. Skąd więc ta barwa? Sam się farbował?
Nie chcąc ryzykować, bez sprzeciwu skierowała się z powrotem w stronę stacji. Kiedy nie skręcili w żadną inną uliczkę, Alison zaczęła się łudzić, że może odprowadzi ją na pociąg i o wszystkim zapomni. Nadzieja prysła kiedy tuż przed przystankiem rozkazał skręcić w lewo.
- Od razu uprzedzam. Nawet nie myśl o ucieczce. - zawołał za jej plecami – Nie chcę cię prowadzić jak więźnia, ale będę jeśli uznam to za konieczne.
- Obejdzie się bez tego zaszczytu. - burknęła pod nosem. Chociaż brakowało ostrej odpowiedzi z jego strony, Alison wiedziała, że to usłyszał.
Pomimo ostrzeżenia, zaczęła główkować w jaki sposób mogłaby uciec. Pamiętała o nożu schowanym w kieszeni kurtki. Byłby użyteczny gdyby nie środek dnia. Za dużo ludzi mogłoby ją zobaczyć. A dźganie osób sztyletami nie wyglądałoby dobrze gdyby złapała ją policja. Mężczyzna nawet jej nie dotknął, więc nie wyglądał jak zagrożenie. Nagły atak wydałby się aktem szaleństwa. Musiała poczekać na odpowiedni moment. Oczywiście lepiej by było gdyby to on szedł przed nią, ale było jasne, że nie jest na tyle głupi. Po niecałych piętnastu minutach spokojnego marszu kazał się zatrzymać. Odwróciła się kiedy usłyszała brzęk metalu. Nieznajomy otworzył metalową, rozsuwaną bramę i gestem ręki zaprosił do środka. Teren był pokryty białym kamieniem, otoczony przez betonowy płot, zakończony przez metalowe pręty. Wszystko utrzymane w białym, już lekko zabrudzonym kolorze. Przed nią stał pięciopiętrowy budynek, który wyglądał jak opuszczony hotel. Nie chodziło o to, że był zaniedbany, chociaż do najnowszych też nie należał. Był zwyczajnie pusty. Z wewnątrz nie dobiegały żadne odgłosy. Była przekonana, że nie ma tutaj nikogo więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz