Szła na północ z
rękami schowanymi w kieszeniach i głową trzymaną nisko. Powoli
budynki z niskich parterówek zmieniały się w wysokie, szklane
biurowce i wielopiętrowe, jasne apartamentowce. Po tej stronie rzeki
było ich mniej, ale według prawa żaden członek Południowego
Stada nie mógł przejść na drugą stronę. Było to obce
terytorium Stada Zachodniego i Północnego. To zapobiegało
konfliktom. Rzeka była raczej widocznym przedziałem. Nikt nie mógł
się wykręcić, że przeszedł na drugą stronę nieświadomie. Nie
wszystkim odpowiadał taki podział, ale większość wolała się
niepotrzebnie nie narażać. Wojny pomiędzy watahami zdarzały się
rzadko, ale pojedyncze bójki miały miejsce niemal codziennie.
Alison szła zupełnie na
oślep. Chciała po prostu uciec. Kierunek nie miał dla niej
znaczenia. Mijała ludzi nie zwracając na nich uwagi. Wlepiając
wzrok w białe płyty chodnika, prawie wpadła na jakiegoś
mężczyznę, który strasznie się gdzieś spieszył. Wydukała
nieme „przepraszam” i ruszyła dalej. Niskie palmy i nieco wyższe
drzewa o rozległej koronie tworzyły nad nią przerzedzony tunel,
chroniąc przed promieniami powoli zachodzącego słońca.
Skręciła w prawo przy
Riverplace Tower w dobrze znaną jej uliczkę. Niegdyś ten
dwudziesto ośmiu piętrowy budynek był najwyższym na Florydzie.
Teraz w Jacksonville było wiele wyższych wieżowców.
W miarę jak zbliżała
się do rzeki chodnik się zawężał. Jeszcze jeden zakręt w lewo i
już była na miejscu. Pewnym krokiem weszła na drewnianą kładkę,
wpatrując się w rzekę. Była ogromna, ale zarazem spokojna. Tafla
wody niemal w ogóle się nie poruszała.
Alison zawsze była
ciekawa co jest po drugiej stronie. To samo miasto, a jednak było
dla niej obce. Często przychodziła tutaj z Kevinem i godzinami
wpatrywała się w krajobraz na drugim brzegu. Nie raz rozmyślali
jak tam jest. Czy bardzo się różni? Stąd widzieli tylko te
najwyższe budowle. Dzieliła ich odległość zaledwie trzystu
metrów. Pokonanie tego dystansu było trudną do odparcia pokusą.
Kelly niejednokrotnie chciała wybrać się tam z nimi. Zawsze się
wykręcali, wymyślając głupie wymówki, ale nie mogli jej wyjawić
prawdziwego powodu. Zamiast tego uważnie słuchali jak opowiada o
tym co jej się przytrafiło kiedy tam była. Dla Kelly to nie była
„druga strona”, tylko to samo miasto, wybudowane otaczając
przeciwległe strony rzeki.
Nie zastanawiając się
dłużej, poszła dalej. Ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebowała
było smętne rozmarzanie o tym co odległe. Przeszła pod jedną z
głównych drug łączących się z mostem i skręciła w pierwszą
uliczkę po lewej stronie. Nie wiedziała co właściwie zamierza.
Włóczenie się bez celu samotnie było czymś nowym. Głupio było
jej zadzwonić znowu do Kelly skoro niedawno uprzejmie wyprosiła ją
z mieszkania. Powrót do domu też był niemożliwy po wczorajszej
pseudo awanturze z matką. Alison wolała dać im trochę więcej
czasu niż jedną noc. Wychodziło na to, że będzie musiała wrócić
do Kevina. Nie miała innych znajomych, u których mogłaby się
zatrzymać, a prędzej wydłubałaby sobie oczy niż nocowała w
Głównym Domu. Nie mając innej opcji, okrężną drogą ruszyła w
stronę Home Street. Skręciła przy centrum rezonansu magnetycznego
i nieco mniej zatłoczoną uliczką skierowała się bezpośrednio do
celu. Jasna droga nie miała chodnika, a jedynie trawiaste pobocze,
które było częścią podwórka osób mieszkających obok. Jednak
samochody przejeżdżały tutaj tak rzadko, że nawet ślepiec byłby
bezpieczny.
Było przed siedemnastą.
Większość osób wróciła już z pracy i teraz przesiadywali w
ogrodzie, spędzając czas z rodziną. Alison poczuła skurcz w
żołądku na widok mężczyzny przytulającego roześmianą
dziewczynkę. Z okrzykiem radości rzuciła mu się w ramiona jak
tylko go zobaczyła. Alison nigdy nie poznała swojego ojca. Umarł
zanim przyszła na świat. Matka mówiła jej, że zginął w jednej
z bójek między stadnych, ale zawsze kiedy próbowała dowiedzieć
się czegoś więcej odpowiadała jej ponurym spojrzeniem. Po kilku
latach postanowiła odpuścić, wiedząc, że i tak niczego się nie
dowie. Tylko jednego była pewna. Samanta Hudgens bardzo go kochała.
Dowodem tego była obrączka, którą zawsze nosiła na szyi.
Alison tak pochłonęły
jej własne myśli, że nie zorientowała się, że ominęła zakręt.
Poszła dalej zawracając przy kolejnej przecznicy. Weszła pod
szeroki most. Słońce w ogóle do niej nie docierało. Zakryła się
bardziej kurtką. Usłyszała jakieś głosy dochodzące z jej prawej
strony. Męskie śmiechy i szybkie kroki. Było za ciemno by mogła
cokolwiek dostrzec. Kroki były coraz bliższe. Obejrzała się za
siebie i coś srebrnego błysnęło jej przed oczami. Nie
zastanawiając się dłużej ruszyła biegiem. Odgłosy wcale się
nie oddalały. Słyszała wyraźnie ich przyspieszony oddech i własne
mocno bijące serce.
- Zaczekaj! - zawołał
ktoś zza jej pleców.
Nawet przez chwilę nie
pomyślała o tym by się zatrzymać. Nie ważne kto to był. Nie
znała tego głosu, a ton wcale nie wydawał się przyjazny. Wybiegła
na słońce. Poczuła się bezpieczniej, choć wcale tak nie było.
Ktoś szarpnął ją za ramię, a ona odruchowo zamachnęła się
łokciem, uderzając w twarz obcego. Miała moment by przystanąć,
zanim zza jego pleców wybiegła następna dwójka. Przeklęła pod
nosem, orientując się, że zraniła policjanta. Mundurowi widząc
kolegę trzymającego się za krwawiący nos ruszyli w jej stronę.
Nie rozmyślając zbyt
długo, przeskoczyła przez czerwone pachołki i pobiegła w stronę
stacji kolejowej. Z daleka widziała tłum stojący przed torami.
Modliła się by pociąg nadjechał szybko. Uspokoiła tętno i
starając się zachować spokój weszła między ludzi. Kątem oka
dostrzegła, że pościg nadbiega. Zasłaniając twarz włosami,
odwróciła głowę, próbując udawać, że nic nie zrobiła. Po
prostu czeka na pociąg jak reszta. Słyszała jak przeciskają się
obok. Kiedy byli blisko na tyle, że jej serce wykonało obrót,
usłyszała głośny gwizd. Pociąg nadjechał. Jak tylko drzwi
się otworzyły wbiegła do środka, zajmując miejsce siedzące.
Patrzyła jak za szybą policjanci rezygnują z poszukiwań i wracają
do rannego przyjaciela. Schowała głowę między kolanami i
odetchnęła z ulgą.
Spokój trwał tak długo,
dopóki coś błękitnego nie błysnęło za szybą. Podniosła
wzrok, odgarniając wilgotne włosy. Przed jej oczami pojawiła się
rzeka i to nie brzeg lecz sam środek. Pociąg jechał w stronę
północnego miasta. Przyłożyła dłonie do szyby z taką siłą,
że wszyscy w wagonie odwrócili głowy. Ignorując ich ostre
spojrzenia, wstała i stanęła przy drzwiach. Pierwsza stacja, na
której pociąg się zatrzyma nie mogła być daleko. Zdąży wrócić
na piechotę zanim ktokolwiek się zorientuje. Nie wierzyła w
opowieści o patrolach obcych stad przeczesujących swój teren, ale
teraz kiedy znajdowała się nie tam gdzie powinna, zaczęła się
stresować.
Prawie wybiegła z
pociągu kiedy stanął na przystanku po kilku minutach, które
wydawały się dla niej wiecznością. Zbiegła schodami w dół na
ulicę, prawie potykając się o własne nogi. Rozejrzała się
gwałtownie. Wszystko wydawało się normalne. Żadnych podejrzanych
ludzi obserwujących ją w ukryciu. Zwyczajnie jak tylko potrafiła
ruszyła w kierunku, z którego nadjechał pociąg. Nie mogła się
zgubić, uważnie śledząc tory, po których tutaj przyjechała. Co
chwilę spoglądając w górę na trasę, szła na tyle spokojnie na
ile było ją stać. Mimo, że w środku szalało tornado, na
zewnątrz wyglądała na opanowaną. Poza spiętymi ramionami nie
dawała znaku, że coś jest nie tak. Wydawało jej się, że każdy
człowiek, którego mija jest wilkołakiem. Gdyby tylko miała węch,
którym mogłaby ich rozpoznać. Problem polegał na tym, że poza
nieco zwiększoną siłą nie miała żadnej przewagi.
Jeszcze mocniej owinęła
się kurtką, jakby mogła stać się w niej niewidzialna. W pewnym
momencie ktoś ją zaczepił. Odwróciła głowę tak gwałtownie, że
stojąca przed nią niska kobieta na moment się zawahała. To
wystarczyło, by w umyśle Alison zaczęły tworzyć się
najdziwniejsze pytania.
Kto to jest?
Czy jest wilkołakiem?
Czy wie, że ja jestem
wilkołakiem?
Czy zaraz się na mnie
rzuci?
Co zrobią jak mnie
odkryją?
Dlaczego ona się tak na
mnie patrzy?
Nie mogąc dłużej
wytrzymać presji pokiwała przecząco głową i puściła się
biegiem. Widziała już most prowadzący na drugą stronę.
Przyspieszyła bieg jak tylko mogła. Nagle zaczepiła o coś nogą i
z impetem uderzyła o ziemię. Na kilka sekund straciła oddech.
Okręciła się i spojrzała w górę. Nad nią stała dziewczyna, ale
nie ta sama co zaczepiła ją przedtem. Ta była wyższa i miała
ciemne, długie włosy poskręcane w pojedyncze pasma i upięte w
wysoką kitkę. Z boku jeden z loków był ufarbowany na bordowy
kolor. Miała na sobie czarne, krótkie spodenki i podziurawione
rajstopy o tym samym kolorze. Czerwony top odznaczał się na jej
bladej skórze niczym krew.
- Zgubiłaś się, co? -
spytała obojętnie
Alison nie odpowiedziała.
Nie wiedziała co ma robić. Powoli otrzepała ręce. Dziewczyna wyciągnęła dłoń by pomóc jej wstać. Nie przyjęła jej i
podniosła się sama, skazując na silny ból w klatce piersiowej.
- Co tutaj robisz? -
spytała z groźbą w głosie
- Zostałam nieuprzejmie
przewrócona.
Dziewczyna wygięła usta w
krzywym uśmiechu.
- Po co tutaj przyszłaś?
Żeby szpiegować?
- Co? - Alison nie
ukrywała zaskoczenia.
- Odpowiadaj! -
rozkazała popychając ją na betonową kolumnę, na której
utrzymywały się tory kolei.
- Ricki! Opanuj się bo
zabijesz ją zanim czegokolwiek się dowiesz. - powiedział mężczyzna
wchodzący po schodach prowadzących do budynku, który wyglądał
jak ogromny parking.
Obie odwróciły głowy.
Alison wybałuszyła oczy jak tylko go dostrzegła. Był wysoki i
szczupły, prawie jak Kevin, ale to nie to przykuło jej uwagę. To
włosy były interesujące. Postrzępione, trochę rozczochrane, a co
dziwniejsze niemal białe. Spod krótszych wychodziły te dłuższe i
znikały za plecami związane w luźną kitkę, kończąc się za
karkiem. Szare oczy, uważnie spoglądały na Alison.
- Jest z Południowego
Stada. - wskazała na nią palcem
- Wiem. Ja się nią
zajmę.
- Ale...
- Powiedziałem. Dam
sobie radę. - stwierdził stanowczo.
- W porządku. -
ustąpiła – Ale jesteś za miękki by wyciągnąć od niej coś
istotnego.
- Może tylko dla ciebie
taki byłem. - odwrócił się do niej.
Otworzyła usta z
zaskoczenia. Jej policzki lekko się zarumieniły. Podrapała się po
głowie, uśmiechnęła i powoli odmaszerowała. Zanim zniknęła za
rogiem, odwróciła się na moment i pomachała ręką. Mężczyzna
zrobił to samo i dopiero kiedy stracił ją z oczu, skierował się
do Alison.
- Ruszaj! - wskazał na
kierunek, z którego przybiegła.
Kiedy stała nadal na
swoim miejscu, dodał.
- Nie każ zaciągać
się tam siłą. Może to być dla ciebie upokarzające.
Wyraz jego twarzy się
nie zmienił. Słowa nie były groźbą, lecz zwyczajnym
ostrzeżeniem. Mimo srebrzystych włosów, Alison widziała, że nie
był wiele starszy od niej. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia dwa
lata, na pewno nie więcej. Skąd więc ta barwa? Sam się farbował?
Nie chcąc ryzykować,
bez sprzeciwu skierowała się z powrotem w stronę stacji. Kiedy nie
skręcili w żadną inną uliczkę, Alison zaczęła się łudzić,
że może odprowadzi ją na pociąg i o wszystkim zapomni. Nadzieja
prysła kiedy tuż przed przystankiem rozkazał skręcić w lewo.
- Od razu uprzedzam.
Nawet nie myśl o ucieczce. - zawołał za jej plecami – Nie chcę
cię prowadzić jak więźnia, ale będę jeśli uznam to za
konieczne.
- Obejdzie się bez tego
zaszczytu. - burknęła pod nosem. Chociaż brakowało ostrej
odpowiedzi z jego strony, Alison wiedziała, że to usłyszał.
Pomimo ostrzeżenia,
zaczęła główkować w jaki sposób mogłaby uciec. Pamiętała o
nożu schowanym w kieszeni kurtki. Byłby użyteczny gdyby nie środek
dnia. Za dużo ludzi mogłoby ją zobaczyć. A dźganie osób
sztyletami nie wyglądałoby dobrze gdyby złapała ją policja.
Mężczyzna nawet jej nie dotknął, więc nie wyglądał jak
zagrożenie. Nagły atak wydałby się aktem szaleństwa. Musiała
poczekać na odpowiedni moment. Oczywiście lepiej by było gdyby to
on szedł przed nią, ale było jasne, że nie jest na tyle głupi.
Po niecałych piętnastu minutach spokojnego marszu kazał się
zatrzymać. Odwróciła się kiedy usłyszała brzęk metalu.
Nieznajomy otworzył metalową, rozsuwaną bramę i gestem ręki
zaprosił do środka. Teren był pokryty białym kamieniem, otoczony
przez betonowy płot, zakończony przez metalowe pręty. Wszystko
utrzymane w białym, już lekko zabrudzonym kolorze. Przed nią stał
pięciopiętrowy budynek, który wyglądał jak opuszczony hotel. Nie
chodziło o to, że był zaniedbany, chociaż do najnowszych też nie
należał. Był zwyczajnie pusty. Z wewnątrz nie dobiegały żadne
odgłosy. Była przekonana, że nie ma tutaj nikogo więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz