poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 62

Właściwie nie wiedziała czego się spodziewać po głównej siedzibie Zachodniego Stada. Siedziała w milczeniu na siedzeniu pasażera w samochodzie Chrisa podczas gdy on z koncentracją kierował auto. Budynki śmigały za oknem jeden za drugim. Alison powinna była myśleć o stadzie, o tym jak ma ich uchronić, o tym co powie gdy stanie przed alfą, do którego zmierza. Miała tysiące spraw do przemyślenia, ale jej myśli biegły tylko w jednym kierunku, a był nim Drake. Była zawiedziona, że nie było go przy niej kiedy się obudziła. Wiedziała, że to samolubne z jej strony, ale naprawdę pragnęła jego bliskości. Była zupełnie inną osobą, kiedy on kręcił się w pobliżu. Czuła się pewniej i bezpieczniej, a teraz niczego bardziej nie potrzebowała niż odwagi i wsparcia duchowego. Nie wątpiła, że może w tej kwestii liczyć na brata, ale mimo wszystko to Drake był osobą, do której czuła coś więcej. Może sama nie chciała się przed sobą do tego przyznać, bo jeszcze nigdy się nie zakochała. W swoim życiu chodziła na randki, ale były to co najwyżej tygodniowe relacje. Potem zwyczajnie albo się nimi nudziła, albo zaczynali ją denerwować. Drake był inny. Za często się zmieniał by ją zanudzić. Był dla niej całkowicie nieprzewidywalny, co sprawiało, że przyciągał ją do siebie jeszcze bardziej.  
- Nie martw się. Jakoś to będzie. - Usłyszała głos brata.
Nawet się nie zorientowała, że samochód już stoi. Znajdowali się na parkingu niedaleko jakiejś szkoły. Naprzeciwko płynęła rzeka, a obok stała zabudowana hangarami stocznia. Bez słowa wysiadła z auta, wypatrując miejsca, do którego przybyli. Widziała, że Chris chciał jej coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnował i ruszył przed siebie w stronę stoczni. Przeszedł przez ulicę i zaczął śledzić wzrokiem podłoże, szukając czegoś.
- Wy mieliście swoją willę, my drzewo z jaskinią, z kolei oni...- Przerwał i szybszym krokiem wszedł w zarośla. Z lekkim powątpiewaniem poszła za nim. - mają kanały. - dokończył, odsuwając potężny właz, zasłaniający ogromną, ciemną dziurę, nie wiadomo jak głęboko sięgającą.
Alison niepewnie wychyliła się by spojrzeć w dół.
- Kompletna ciemność. - stwierdziła
- Zdaj się na swój naturalny talent. - wyznał i jak na zawołanie jego oczy zalśniły srebrnym blaskiem.
Zaparł się dłońmi i zaczął powoli schodzić po metalowej drabince. Szybko straciła go z oczu, ale słyszała jego kroki, które były jedynym zagwarantowaniem, że jeszcze tam jest. Głęboko odetchnęła świeżym powietrzem, po czym zanurkowała do tunelu.
Tak jak myślała droga w dół była długa i ciężka, przez śliskie od wilgoci metalowe rurki, które nijak nie chciały utrzymać jej stóp, ani dłoni w stałej pozycji. Kilka razy myślała, że spadnie w dół, ale w ostatniej chwili zdążyła się złapać. Raz musiała oprzeć się na barkach Chrisa by nie stracić równowagi. W końcu jednak dotarli na samo dno.
- Świetnie. - mruknęła, czując jak jej buty przeciekają. Po kostki byli zanurzeni w jakiejś cieczy, która sądząc po zapachu i gęstości nie była tylko wodą. - Naprawdę nie mogli wybrać jakiegoś bardziej cywilizowanego miejsca. Żeby chociaż było tutaj jakieś światło.
- Wilkołaki nie potrzebują latarek. - przypomniał
- Ale swoje buty chyba lubią, co?
Uniosła nogę, po raz ostatni rozpaczając nad przemoczonym trampkami. Te buty zdecydowanie za dużo już przecierpiały i o dziwo nadal trzymały się kupy.
- Chodź. - pociągnął ją za sobą.
Jeszcze przez kilka minut musiała trzymać go za ramię zanim uruchomił jej się wzrok. Jak już to się stało była w stanie nie tyle zobaczyć, ale również wyczuć nawet najmniejszy ruch wody, usłyszeć drżenie ścian, kiedy cięższy samochód przejeżdżał wysoko nad ich głowami. Jedyną zaletą było chłodniejsze powietrze, które w porównaniu z gorącem panującym na zewnątrz było cudownie orzeźwiające. Oczywiście zapach mógłby być lepszy, ale brodzenie w gnijącej wodzie jest mimo wszystko lepsze od tonięcia w odchodach.
- Te tunele ciągną się kilometrami pod całym miastem. - wyznał – Są idealnym punktem strategicznym oraz schronieniem.
- Znasz je wszystkie? - spytała
Nie odpowiedział.
- Chris, chyba wiesz gdzie w ogóle mamy iść, co?
Odwrócił się z niewinnym uśmiechem.
- Nie do końca. Liczyłem, że ktoś po nas wyjdzie jak usłyszą, że weszliśmy.
- Albo od razu nas zabiją, bo jesteśmy intruzami.
Przewróciła oczami i wyminęła go w nie za szerokim korytarzu.
- Co chwilę mijamy jakiś boczny tunel. Gdyby nie fakt, że w żaden nie skręcaliśmy to już dawno bym się zgubiła, bo one wszystkie wyglądają tak samo. Myślałam, że mówiąc, że wiesz gdzie mają swoją siedzibę, to naprawdę wiesz gdzie mają swoją siedzibę. Tak możemy błądzić w nieskończoność, a nie mamy na to czasu.
- Ciii. - powiedział nagle
Odwróciła się w jego stronę. Zastygł w bezruchu kilka kroków dalej.
- Co jest? - szepnęła
- Słyszałaś? - spytał powoli przesuwając oczami
Wstrzymała oddech, starając się coś usłyszeć.
- To tylko dźwięk płynącej wody. - powiedziała niepewnie
Nie przekonany jej słowami, nadal niepozornie się rozglądał. Stali na środku rozdroża. Z każdej z czterech stron mogło coś wyleźć, a Alison naoglądała się zbyt wiele horrorów o gigantycznych wężach oraz innych paskudztwach ubóstwiających ciemne, śmierdzące tunele, by zacząć się niepokoić napięciem brata.
Nagle coś głośno chlusnęło, po czym ciemna postać, która wydawała się jedynie cieniem, zaatakowała Chrisa, przytwierdzając go do ściany. Błysnął metal i ukazał się długi sztylet przyciśnięty do jego szyi.
- Czego tutaj szukacie? - warknęła zakapturzona postać, wpatrując się wprost na Chrisa.
- Hej, spokojnie. Nie mamy złych zamiarów. - zaczęła Alison
Chris w pokojowym geście uniósł dłonie, mijając ostrożnie ostrze miecza. Postać nawet nie drgnęła. Alison nie widziała jego twarzy, a jedynie bogaty sprzęt jakim był obładowany. Liczne małe noże poprzyczepiane prawie wszędzie, do nóg, rąk, na barkach i brzuchu. Na plecach miał dwa długie sztylety, a przy boku pasek na najdłuższy z nich, którym właśnie groził Chrisowi.
- Jestem Alison Stevenson, obecna alfa Północnego Stada. Przyszliśmy porozmawiać z twoim alfą.
- Stevenson? - zdziwił się
- Znasz Stevensonów? - Chris przekręcił głowę, wytężając wzrok. Gwałtownie wybałuszył oczy, jakby go olśniło. – Aziz Rain?
Postać gwałtownie się cofnęła, chowając sztylet.
- Chris. - stwierdził neutralnym tonem – Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę.
- Wy się znacie? Skąd? - zdziwiła się Alison
- Ojciec Aziza należał kiedyś do Innych. Jezu, niemal razem się wychowywaliśmy. Podobno uciekliście kiedy był atak.
- Tak. Poszczęściło nam się. Czego tutaj chcecie?
Można by pomyśleć, że skoro znali się od dziecka, będą chociaż trochę zadowoleni, że ponownie się widzą. Natomiast żaden z nich, a zwłaszcza Aziz nawet tego nie okazał. Nadal mówił do nich jak do intruzów.
- Porozmawiać z alfą. - przypomniała
Aziz zrobił krok do tyłu, jakby się speszył.
- Zaraz... - zaczął Chris – Czy twój ojciec nie był alfą?
Mężczyzna na moment się zawahał, po czym odsłonił kaptur. Brązowe, postrzępione włosy, opadły mu na czoło, na twarzy ukazały się bursztynowe oczy.
- Nasz alfa nie żyje. Prawie całe stado zostało wybite.
- Juan. - westchnęła Alison, nagle pozbawiona sił.
Oparła się o wilgotną, kamienną ścianę i odetchnęła kilka razy.
- Gdzie są ocalali? - drążył Chris, widząc, że Alison nie jest w stanie na dalszą rozmowę.
- Uciekli. Chowają się w domach, większość wyjechała z miasta.
- Jak to się stało? - wydyszała Alison
Zamiast odpowiedzieć, kiwnął głową i nakazał podążyć za sobą. Ruszyli za nim, zupełnie nie spodziewając się tego co mieli zobaczyć. Aziz poruszał się szybko i praktycznie bezdźwięcznie, mimo wody, która głośno chlupotała pod stopami Alison i Chrisa. Obserwując tajemniczą postać nie mogła mu się nadziwić. Jaki wilkołak nosi ze sobą taki arsenał? Rozumiała, że to środek bezpieczeństwa, sama nosiła ze sobą broń, ale co najwyżej trzy sztylety. On natomiast był obwieszony jak świąteczna choinka i nawet trochę błyszczał jak ona.
Szli kilka minut, aż korytarz się rozszerzył, a oni stanęli wewnątrz ogromnej sali, a raczej tego co z niej zostało. Resztki drewnianych krzeseł i stołu, walały się po podłodze osmolone i zwęglone. Tak samo wyglądały ściany. Czarne łuny ciągnęły się, aż po wysoki sufit.
- Jak można spalić podziemny kanał? - zdziwiła się
- Wszystko spłonęło w kilka minut. - wyznał Aziz – Zaatakował podczas zebrania nagle, bez ostrzeżenia. Ogień spowił salę, po czym pojawiły się te bestie.
- Potępieni. - dokończył Chris
Aziz minimalnie pokiwał głową.
- Zbierały posiłki. Nie mordowały tylko wysysały dusze. - jego głos był spokojny i bez emocjonalny. Zupełnie jakby ta sprawa go nie dotyczyła. - Nic nam nie zostawił.
- Jednak ty przeżyłeś. - zauważyła Alison
- Potrzebowali tylko wilkołaków.
- To ty nie...
- Już nie. - wtrącił
Alison spojrzała pytająco na Chrisa, ale ten tylko wzruszył ramionami.
- Liczyliśmy, że zjednoczymy się we wspólnej walce z nim. - powiedział w końcu.
- Z Juanem. - sprostowała Alison
Aziz spojrzał na nich, jakby chciał się przekonać, czy nie żartują.
- Wiecie jak je zabić? - spytał – To demoniczne istoty. Nie łatwo je pokonać.
- Dysponujemy bronią, która je odstrasza. - zaczęła niepewnie Alison
- Ale nie zabija?
- Jak dotąd nie. - odpowiedział Chris.
Aziz ironicznie się zaśmiał. Spuścił głowę i kopnął jakiś walający się kawałek drewna.
- Właściwie to nawet o was słyszałem, ale nie wiedziałem, że chodzi o dzieci William Stevensona, chociaż jakoś mnie to nie dziwi. - mruknął – Przybyło ci rodziny, co? - skierował się do Chrisa
- Potrzebujemy pomocy w walce z Potępionymi. - Chris nie zbaczał z tematu – Piszesz się na to?
- Macie jakiś plan? - spytał
Alison sądziła, że skoro stracił własne stado to nie będzie chciał ryzykować jeszcze własnym życiem w walce, która jak na razie w ogóle nie wygląda na to by można było ją wygrać. Nie była jednak zaskoczona jego zaangażowaniem. Już po ilości broni można by go wrzucić do worka z lubiącymi ryzyko wojownikami. W spojrzeniu miał coś takiego, co określało jego dziką naturę. Może i nie był wilkołakiem – a o to na pewno zamierzała jeszcze zapytać – ale pozostała w nim wilcza strona.
- Chcieliśmy wszystko ustalić dzisiaj wieczorem razem z wami. - oznajmił Chris
- Cóż, jak widzicie „wy” to od jakiegoś czasu tylko „ja”. - Wskazał na siebie dłońmi. - Nikt inny od nas nie będzie walczył. Wszystkich najsilniejszych przerobili na te dymiące ścierwa.
Neutralność jego głosu i zupełny brak pogardy, czy złości przypominał Alison Aeirin. Dreszcz ją przeszył na samo wspomnienie jej oczu, głosu i dotyku. Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się strasznych obrazów.
- To co to jest? - spytał – Jakiś rodzaj specjalnego światła, które je odstrasza?
- Właściwie nie jesteśmy pewni. To rodzaj magii, którą otrzymaliśmy od ojca. - odpowiedziała Alison – Juan chce ją nam odebrać. Przynajmniej tak sądzimy.
- Jeśli to faktycznie prawda to na pewno nie w takiej postaci. Skoro odstrasza jego armię, oznacza to, że pochodzi z tej „jasnej strony”. Wiecie, mam na myśli czarowników. Podział na tych dobrych i tych złych.
- Mniej więcej wiemy o co chodzi. - zapewnił go Chris
- No. - kontynuował Aziz – Potępieni to stwory z Mroku, a wasza magia pochodzi od Światła. Sam fakt, że Juan może kontrolować te stwory oznacza, że musi mieć w sobie krew czarownika, który również powstał z Mroku.
- Aeirin. Ona też chce uzyskać tą magię.
Aziz kiwnął głową.
- Żeby w ogóle przejąć tą magię muszą ją najpierw zepsuć, że tak się wyrażę. Nie można tego zrobić, gdy spoczywa ona w żywym organizmie.
- Aeirin szuka kamienia, który miał mój ojciec, ale nie mamy pojęcia gdzie on jest. - powiedział Chris – To w nim znajdowała się magia.
- Dopóki nie zdobędą tego kamienia, nie będą mieli dostępu do waszej magii. Ona działa na nich tak samo jak na Potępionych, co nadal nic nam nie daje. Trzeba wiedzieć jak zabić Potępionych, a nie tylko ich odstraszyć. Ta bariera, choć nie wiadomo jak byłaby silna będzie działać tylko na początku.
- Zadzwonię do Darrena. Powiem, żeby spotkał się z nami w starych magazynach. - powiedział Chris i odszedł wykręcając numer.
- Skąd właściwie tyle wiesz? - spytała zdziwiona Alison
Spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem.
- To wiedza, która jest niezbędna jeśli chce się jakoś funkcjonować w nadnaturalnym świecie. Trzeba wykorzystywać każdy swój atut.
Była w tym pewna mądrość. Wiedza nie zawsze była korzystna, ale na pewno dawała pewnego rodzaju przewagę. Sama nie była pewna, czy to źle, że nie wiedzą gdzie jest poszukiwany kamień. Z jednej strony gdyby go mieli mogliby go ukryć, ale czy wtedy nie łatwiej byłoby wydobyć Aeirin tą informacje. Gdyby Alison wiedziała gdzie jest kamień, na pewno powiedziałaby to czarownicy kiedy ta ją torturowała. Tak przynajmniej położenie kamienia jest nieznane obu stronom.
- Wasze stado też jest w rozsypce. - zauważył Aziz
- Bellamy, nasz alfa został porwany i nie wiadomo, czy żyje.
- Zdaje się, że mówiłaś, że to ty jesteś alfą.
- Teoretycznie wygrałam pojedynek, ale zrobiłam to tylko dlatego, że chciałam uratować brata, a nie dlatego by komukolwiek przewodzić. Nie jestem dobra w tych sprawach.
- Zapewne nie wygrałabyś, gdybyś nie była tym kim jesteś.
Spojrzała na niego, próbując zanalizować jego słowa. Czy on wiedział, że Alison i Chris nie są wilkołakami? Podobno nie jest to w jakiś sposób wyczuwalne. A może w jego słowach nie było żadnego ukrytego znaczenia, a może domyślił się tego z plotek oraz faktu, że mają w sobie jakiegoś rodzaju magię. Nie wiadomo czy normalny wilkołak byłby do tego zdolny. Zapewne nie.
- Darren już jedzie do magazynów. My też powinniśmy wracać. - powiedział Chris, chowając telefon do kieszeni. - Jedziesz z nami? - skierował się do Aziza
Ten kiwnął głową i ruszył w stronę korytarza, którym ich tutaj wprowadził. Cała trójka ponownie zanurzyła się w ciemnych tunelach.

4 komentarze:

  1. Ach...
    Nienawidzę się powterzać ale muszę - Jesteś niesamowita ! Rozdział genialny itd.
    Kiedy kolejny ? Znowu będę czekała w napięciu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero po Nowym Roku. Cieszę się, że rozdziały się podobają.

      Usuń
    2. Kobieto ! Podobają ? Ty myślisz, że to mi się podoba ? Ja bez tego żyć nie mogę ! XD Ja kocham twoją książkę ! Podobają to za małe słowo.
      Proszę pośpiesz sięz tym rozdziałem bo... bo...
      bo umrę XD

      Usuń
  2. Wysłałam do ciebie wiadomość na howrse prosze odpisz

    OdpowiedzUsuń