Zanim weszła na krótką
alejkę otoczoną palmami, z daleka zauważyła przyjaciółkę
siedzącą na ławce tuż przed fontanną. Mimo środka nocy jej
sylwetka była doskonale widoczna i oświetlona przez liczne
latarnie. Alison od razu zauważyła w niej zmianę, na którą nie
miała czasu zwrócić uwagi w starym kościele. Nie chodziło tu już
tylko o jej niebijące serce, chociaż i to było dziwne i lekko
przerażające. Dawniej Kelly słynęła z niesamowitego pozytywizmu
i niemal zawsze świeciła kolorami. Teraz jedyne co nosiła na sobie
to czerń, tak mocno kontrastującą z jej blond lokami. Alison
ścisnęło się serce na sam jej widok.
Nie musiała podchodzić
bliżej, by Kelly mogła usłyszeć jej przybycie. Odwróciła się z
założonymi rękami niepewnie spoglądając na przyjaciółkę.
Alison niemal od razu rzuciła się jej w ramiona. Wcześniej nie
urzeczywistniała faktu, że jej przyjaciółka żyje. Teraz kiedy
mogła poczuć jej ramiona pod swoimi, miała pewność, że to nie
jest sen. Obejmowała ją na tyle długo by poczuć się nieswojo w
jej obecności. Nie słyszała jej oddechu, ani bicia jej serca. Jej
ciało nie miało zapachu.
W końcu to Kelly
pierwsza się odsunęła.
- Przepraszam. -
wydukała – Ja...Nadal nie jestem dobra w... - Znacząco spojrzała
na szyję przyjaciółki.
- Och. - Zrobiła
niewielki krok do tyłu. - No tak.
- Cieszę się, że
przyszłaś. - słabo się uśmiechnęła
- Chyba nie myślałaś,
że będzie inaczej. Kelly, martwiłam się o ciebie. Nie miałam
pojęcia co się z tobą działo. Szukałam cię w klubie...
- Wiem. - przerwała jej
– Chciałam do ciebie zadzwonić, ale nie byłam gotowa. To
wszystko jest dla mnie takie przytłaczające. Pomyśleć, że
wyśmiewałam się z ciebie, że chodzisz na spotkania jakiejś
sekty, a sama jak skończyłam? Żywy trup pragnący krwi. To
straszne. Nie będę cie winić jeśli nie będziesz chciała mieć
ze mną nic wspólnego.
Alison przez moment nie
wiedziała co powiedzieć.
- Kelly... - zaczęła
niepewnie – Ja też nie byłam z tobą zupełnie szczera odnośnie
tego kim jestem. Nie miałam ci za złe, że snułaś własne teorie.
Byłabym bezduszną hipokrytką gdybym odsunęła się od ciebie. Ja
w przeciwieństwie do ciebie nigdy nie byłam i nie będę
człowiekiem. Było ci dane posmakować normalnego życia. Moje nigdy
takie nie było. To ty byłaś jedynym łącznikiem, dzięki tobie
nie zaczynałam wariować.
Słowa Alison dodały
Kelly otuchy. Na krótką chwilę się rozpromieniła i usiadła z
powrotem na ławkę, pociągając za sobą przyjaciółkę.
- Dziękuję, że tak
mówisz. Nie mam pojęcia jak dawna ja by zareagowała gdybyś
powiedziała jej prawdę o tym kim jesteś, dlatego może lepiej, że
tak się nie stało. To dziwne uczucie mając świadomość, że
wszystko to istnieje. Wampiry, wilkołaki, czarownicy. Nie prosiłam
się żeby być częścią tego świata, ale próbuję się jakoś w
nim odnaleźć. Nie jest łatwo, ale podobno początki zawsze są
trudne.
- Teraz wszystko jest
skomplikowane. - wydukała pod nosem
Alison spojrzała na
lśniącą wodę w fontannie. Krople wody co jakiś czas wyskakiwały
nad jej powierzchnie, głośno przy tym pluskając. Potem na moment
wszystko ucichało, by potem znowu zacząć całą symfonię od nowa.
- Posłuchaj, Alison.
Chcę prosić cię o przysługę. - zaczęła Kelly, przywracając
uwagę Alison – Teraz jest inaczej. Ja... - Nagle odwróciła
głowę, powstrzymując łzy. Odetchnęła i przetarła zaszklone
oczy. - Nie mogę już wrócić do domu. Moje miejsce jest w klanie.
Moja mama myśli, że wyjechałam, ale w końcu się zorientuje.
Marcus kazał mi wszystko załatwić. Osobiście pożegnać się z
dawnym życiem.
- Co chcesz przez to
powiedzieć?
- Kazał mi ją
zahipnotyzować. Wiem, że to nie jest właściwe, ale to jedyny
sposób by ją przed tym wszystkim uchronić. Jeśli zaczęłaby mnie
szukać mogłaby dowiedzieć się czegoś co by jej zaszkodziło.
Marcus nie może ryzykować ujawnienia jego klanu. Jeśli zrobiłby
się za duży szum, zabiłby ją bez mrugnięcia okiem. Wiem, że tak
trzeba, ale ja nie jestem pewna czy dam radę to zrobić. Chciałam
żebyś poszła razem ze mną.
Alison ujęła dłoń
przyjaciółki. Przeszedł ją dreszcz kiedy poczuła jej chłodną
skórę.
- Jesteś co do tego
pewna?
Przecząco pokiwała
głową.
- Nie chcę tego robić,
ale nie mam wyboru. Wiem, że muszę ją chronić, ale Alison...To
moja matka. Jak mam spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, żeby o mnie
zapomniała?
Alison przybliżyła się
do przyjaciółki i zagarnęła ją ramieniem, mocno przytulając. Ta
objęła ją rękoma, chowając twarz i cicho płacząc.
- Pójdę z tobą. -
zapewniła
Kelly nagle zesztywniała
i szybko się prostując spojrzała na przyjaciółkę.
- O matko! Jaka ja
jestem beznadziejna. Rozklejam się przed tobą, narzekając na swój
los podczas gdy ty wycierpiałaś nie mniej niż ja. - Alison
spojrzała na nią wyczekująco – Słyszałam o twojej mamie, o
pożarze. Plotki o waszym stadzie krążą nawet wśród wampirów.
Tak mi przykro.
- W porządku. - Alison
machnęła ręką – Wszyscy i tak twierdzą, że od zawsze chciała
odejść na tamten świat.
- To nie prawda. Kochała
cię.
- Wiem. - mruknęła
spoglądając ponuro na chodnik – Ale mojego ojca bardziej i wcale
jej za to nie obwiniam. Sama nie wiem, czy zniosłabym to z czym ona
musiała się uporać.
- Kiedy doszłam do
siebie po przemianie, długo zajęło mi zrozumienie tego jak
funkcjonuje świat nadnaturalny. Zdążyłam się przekonać, że
wampiry to zaborczy gatunek. Lubią wiedzieć na czym stoją i
uparcie pilnują swoich własności. Wiele z nich obawia się nagłych
zamieszek w stadach wilkołaków. Podobno nikt z Południa nie
przeżył. Nie wiedziałam, z którego ty jesteś stada, ale
obawiałam się, że właśnie z tego. Myślałam, że zginęłaś w
tym pożarze, ale kiedy zobaczyłam cię w kościele u boku tego
wilkołaka... Cieszę się, że nic ci nie jest.
- To dzięki tobie udało
nam się wtedy uciec. - przyznała z lekkim uśmiechem
- Rzecz w tym, że może
i nie znam się jeszcze na tych sprawach, ale wiem, że na Południu
nie jest już bezpiecznie.
- Nie należę już do
Południowego Stada. Mieszkam na północy i może jak to wszystko
się skończy przyjmą mnie do watahy. Nie musisz się martwić.
- To chciałam usłyszeć.
- rozpromieniła się
- A co z tobą? Podobno
w Jacksonville jest tylko jeden klan wampirów. Musisz przyznać, że
ten cały Marcus nie jest najmilszy.
- To prawda. - zaśmiała
się – Nie jest mistrzem uprzejmości, ale dba o swoich. Czuję się
przy nim bezpiecznie.
- Oooooo.... - W
powietrzu rozległ się głośny, kobiecy pomruk. Otoczył je jakby
wydobywał się z rozstawionych dookoła głośników.
Obie natychmiast wstały,
szukając jego źródła.
- Alison! - rozległo
się wołanie. W oddali widać było postać biegnącego w ich stronę
Kevina.
- Kevin! - zawołała
Alison, machając do niego ręką. Mina nieco jej zrzedła, kiedy
zobaczyła przerażenie wymalowane na jego twarzy.
- Uciekaj stąd! -
wrzasnął
Sparaliżowana wpatrywała
się w niego. Nagle krzyknął i łapiąc się za głowę upadł na
kolana. Obie ruszyły biegiem w jego kierunku. Klęczał na ziemi,
chowając głowę w ramionach.
- Co się dzieje? -
spytała kładąc dłoń na jego plecach.
Gwałtownie znieruchomiał
i jakby nigdy nic uniósł się na równe nogi. Jego wzrok był pusty
i nieobecny. Stał wyprostowany jak pień i ani drgnął.
- Kevin? - spytała
Kelly
- Nie odpowie ci. -
Znowu wszechobecny kobiecy głos, który tym razem Alison zdołała
rozpoznać.
Powoli zaczęła się
cofać, popychając zdezorientowaną Kelly za sobą. Uważnie
rozglądała się dookoła, szukając znajomej postaci gdzieś między
budynkami. Były na otwartej przestrzeni. Najbliższy wieżowiec
znajdował się kilkanaście metrów dalej. Otaczał ich pusty
parking oraz zapełnione palmami alejki. Nagle po ich prawej stronie
poruszył się jakiś cień. Z między niskich drzew wyszła im
naprzeciw czarna postać. Czarownica w długim płaszczu, z ciężkimi
butami i zachwycająco czarnymi włosami, z tym samym lodowatym,
pozbawionym ciepłych emocji wzrokiem.
- Aeirin. - syknęła
Alison, instynktownie chowając za plecami przyjaciółkę.
- Witaj, moja droga. W
końcu mamy okazję poznać się osobiście. - Na jej twarzy pojawił
się niebezpieczny uśmiech. - Zapewniam cię, że nie będzie to dla
ciebie miłe doświadczenie. Niemal się rozkleiłam parząc na was
dwie. Jednak to co piękne zawsze szybko się kończy.
- Uciekaj stąd, Kelly!
- rozkazała cicho Alison – Już! - Ponagliła ją kiedy ta dalej
trwała w miejscu.
- Nie zostawię cię.
- Biegnij jak szybko
potrafisz. Nic mi nie będzie.
Spojrzała na nią
przelotnie po czym zniknęła gdzieś między alejkami.
- Za nią. - rozkazała
od niechcenia Aeirin.
Ku zaskoczeniu Alison,
wcześniej trwający w bezruchu Kevin, drgnął i popędził biegiem
w tym samym kierunku.
- Coś ty mu zrobiła? -
warknęła Alison
- W tym momencie
bardziej powinnaś martwić się o siebie.
Szeroki, groźny uśmiech
i powoli unosząca się dłoń czarownicy były ostatnią rzeczą
jaką zobaczyła zanim wzrok jej się zamglił i zapadła cicha
ciemność.
* * *
Chłodny strumień wody
zmusił ją do nagłego otworzenia oczu. Na niewiele jej się to
zdało bo otaczała ją całkowita ciemność. Nie potrzebowała
jednak wzroku by zorientować się, że sytuacja nie jest
zachwycająca. Ręce miała wysoko uniesione i związane stalowymi
kajdankami. Czuła chłód ściany za i pod sobą. Powierzchnia, na
której siedziała była nierówna i momentami ostra. Było jej
zimno, a ciało przechodziły dreszcze.
Nagle ciemność
przerzedziło ostre światło nagiej żarówki. Alison musiała
zmrużyć oczy przed jej blaskiem. Wyciągnęła szyję, by dostrzec
cokolwiek więcej niż tylko chropowate, czarne ściany. Po
kilkunastu minutach z cienia wyszła Aeirin. Z jej twarzy zniknął
uśmiech.
- Czego ode mnie chcesz?
- słabo spytała Alison
- Wiesz jaki jest z tobą
problem? To, że nie masz pojęcia jakim wrzodem na tyłku jesteś.
Podeszła bliżej, stając
tuż nad nią.
- Po drugie... -
kontynuowała – Nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie uciążliwy
jest dla mnie twój gatunek.
Alison zdusiła krzyk
kiedy poczuła ostre pieczenie na przedramieniu. Aeirin ukucnęła
tuż przed nią. Na tyle blisko by mogła ją dobrze widzieć, jednak
za daleko by mogła dosięgnąć ją choćby czubkiem buta. W dłoni
trzymała nóż, zabarwiony czerwoną cieczą.
- Zmiennokształtni to
bardzo ciekawy podgatunek. - mówiła, obracając ostrze i z namysłem
przyglądając się spływającej krwi. - Wiesz dlaczego jest was tak
mało? Nie dlatego, że wilkołaki postanowiły ze strachu was wybić.
Nie. Wasza krew jest tak czysta, na tyle nieskażona, że jest
doskonałym przenośnikiem. Czarownicy od wieków używali was jako
żywych artefaktów. Ponad połowa twojego gatunku zginęła, bo nie
była w stanie przetrwać płynącej w żyłach magii.
Podskoczyła, stając na
nogi i wycierając nóż o materiał płaszcza.
- Jednak problem tkwi
gdzie indziej. Może i jesteście dobrym przenośnikiem, ale magia,
którą jesteście w stanie przechować, służy wyłącznie wam. W
zły lub dobry sposób. Rozumiesz już?
- Jeśli przykułaś
mnie tylko dlatego by bawić się w zagadki, to lepiej od razu mnie
zabij. - westchnęła słabo
Kręciło jej się w
głowie, a mięśnie ramion bolały od zbyt długiego zwisania nad
jej głową.
- Myślisz, że dlaczego
tak łatwo udało ci się przemienić? Dlaczego twój brat mógł
dokonać kilkukrotnych zmian raz za razem? Nosicie w sobie magię,
którą już od dawna próbuję odzyskać. - syknęła gniewnie –
Kiedy w końcu udało mi się ją odnaleźć, nie mogę z niej
skorzystać. To irytujące. Widzisz, normalnie zrobiłabym to w inny
sposób, ale czas mnie goni. Twojemu przyjacielowi śpieszno do
przejęcia tej magii. Przechytrzył mnie, ale sam nie ma pojęcia, że
potrzebuje nie tylko ciebie.
- Juan? - zdziwiła się
- Oczywiście, że on. -
roześmiała się gniewnie – To on pierwszy dowiedział się, że
nosisz w sobie magię. Już wcześniej to rozgryzł. Dlatego tak
uporczywie chciał cię chronić. Niestety nie było to powodowane
troską. Może i kiedyś tak, ale teraz liczy się tylko potęga,
jaką może przynieść to co płynie w twoich żyłach. A ja nie
spocznę dopóki tego nie odzyskam.
- Więc weź ją sobie i
zakończ to wszystko. Już i tak wystarczająco dużo przyniosłaś
zniszczenia. To przez ciebie Juan stworzył te potwory, to przez
ciebie panuje chaos, to przez ciebie Kevin nic nie pamięta! -
krzyczała
- To spora lista zasług,
przyznaję. Nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć. - wykonała
gwałtowny ruch, pochylając się nad Alison – Cieszę się, że
chcesz dobrowolnie oddać to co bezprawnie skradłaś. Jednak to nie
jest takie proste. A wszystko przez twojego ojca. - Konsternacja na
twarzy Alison, przyprawiła Aeirin o triumfalny uśmiech – Daj
spokój! Jestem pewna, że kochany Drake opowiedział ci co było
ceną za informacje uzyskane ode mnie. Przecież tak się do siebie
zbliżyliście. Można by nawet pomyśleć, że coś do ciebie czuje.
Tutaj kolejne rozczarowanie. Może Drake cie szanuje, może się o
ciebie troszczy, ale nie jest w stanie cię pokochać. Nie obdarzy
tym uczuciem kogoś innego tak łatwo kiedy już raz się sparzył,
ale o tym kiedy indziej. - westchnęła - William Stevenson był w
posiadaniu niezwykłego kamienia, który miał niezwykłą moc.
Większość nie wierzyła w jego istnienie, inni woleli nie
rozmyślać na ten temat. Od lat próbowałam go zdobyć, a
oferowałam naprawdę wiele. Nic jednak do niego nie przemawiało.
Cierpliwie czekałam na okazję. Nie miałam pojęcia, że mógłby
przejąć tą magię. Nie wierzyłam, że byłby zdolny ponieść to
ryzyko. A jednak tak się stało. Nawet jego śmierć nie pozwoliła
mi wykraść tej energii. Zabrał ją ze sobą do grobu i przekazał
dzieciom, kiedy oboje stanęli w jego grobowcu. Wydawałoby się
mądre posunięcie, bo magia nie może zostać wam odebrana, ani
przesłana w inny przedmiot, poza wspomnianym kamieniem, po którym
słuch zaginął. Ale jestem pewna, że ktoś musi wiedzieć gdzie on
jest. Może nawet tą osobą jesteś ty, a jeśli nie to na pewno
jest nią Chris.
- Będziesz mnie tutaj
tak trzymać?
- Nie martw się, nie
będziesz się nudzić. Zanim będę w stanie odebrać od ciebie to
co mi się należy, muszę nieco cię osłabić. Magia to potężna
energia, którą nie łatwo jest kontrolować, ale wiesz co jest
równie mocne? Ludzki umysł. Ostatnio nabrałam wprawy w
kontrolowaniu wyobrażeń. Zamierzam wykorzystać całą swoją moc
by dowiedzieć się gdzie jest kamień. Powiesz mi to czy chcesz, czy
nie. I nawet jeśli nie mogę cię uśmiercić, bo to całkowicie
zminimalizuje moje szanse na odzyskanie magii, to przecież mogę
wmówić ci ból. Ból, którego nie będziesz w stanie wytrzymać.
Dlatego dla własnego dobra lepiej od razu powiedz, gdzie jest
kamień.
- Skąd mam to wiedzieć?
- głos jej się załamał. Może Alison nie należała do tchórzy,
ale słowa Aeirin sprawiły, że zjeżyły jej się włosy na karku.
- Liczyłam na twój
upór.
Ostatni raz się
uśmiechnęła, po czym światło zgasło, a Alison ponownie otoczyła
ciemność.
Wiedziałam wiedziałam ja po prostu wiedziałam że dzisiaj dodasz kolejny rozdział i twojego bloga dzisiaj sprawdziłam ze 3 razy no i jest i jak zawsze jest świetny a nawet lepszy już nie moge się doczeka ć kolejnego bomnie ciekawość zżera kto uratuje Alison i tak z innej beczki ten twój blog do którego linka mi wysłałaś jest zaczepisty tylko go jeszcze nie skończyłam czytać gdyż teraz nie mam czasu ale jak już to zrobie to wiedz komentarz pod nim zostawie życze weny
OdpowiedzUsuń