czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 54

Zanim weszła na krótką alejkę otoczoną palmami, z daleka zauważyła przyjaciółkę siedzącą na ławce tuż przed fontanną. Mimo środka nocy jej sylwetka była doskonale widoczna i oświetlona przez liczne latarnie. Alison od razu zauważyła w niej zmianę, na którą nie miała czasu zwrócić uwagi w starym kościele. Nie chodziło tu już tylko o jej niebijące serce, chociaż i to było dziwne i lekko przerażające. Dawniej Kelly słynęła z niesamowitego pozytywizmu i niemal zawsze świeciła kolorami. Teraz jedyne co nosiła na sobie to czerń, tak mocno kontrastującą z jej blond lokami. Alison ścisnęło się serce na sam jej widok.  
Nie musiała podchodzić bliżej, by Kelly mogła usłyszeć jej przybycie. Odwróciła się z założonymi rękami niepewnie spoglądając na przyjaciółkę. Alison niemal od razu rzuciła się jej w ramiona. Wcześniej nie urzeczywistniała faktu, że jej przyjaciółka żyje. Teraz kiedy mogła poczuć jej ramiona pod swoimi, miała pewność, że to nie jest sen. Obejmowała ją na tyle długo by poczuć się nieswojo w jej obecności. Nie słyszała jej oddechu, ani bicia jej serca. Jej ciało nie miało zapachu.
W końcu to Kelly pierwsza się odsunęła.
- Przepraszam. - wydukała – Ja...Nadal nie jestem dobra w... - Znacząco spojrzała na szyję przyjaciółki.
- Och. - Zrobiła niewielki krok do tyłu. - No tak.
- Cieszę się, że przyszłaś. - słabo się uśmiechnęła
- Chyba nie myślałaś, że będzie inaczej. Kelly, martwiłam się o ciebie. Nie miałam pojęcia co się z tobą działo. Szukałam cię w klubie...
- Wiem. - przerwała jej – Chciałam do ciebie zadzwonić, ale nie byłam gotowa. To wszystko jest dla mnie takie przytłaczające. Pomyśleć, że wyśmiewałam się z ciebie, że chodzisz na spotkania jakiejś sekty, a sama jak skończyłam? Żywy trup pragnący krwi. To straszne. Nie będę cie winić jeśli nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Alison przez moment nie wiedziała co powiedzieć.
- Kelly... - zaczęła niepewnie – Ja też nie byłam z tobą zupełnie szczera odnośnie tego kim jestem. Nie miałam ci za złe, że snułaś własne teorie. Byłabym bezduszną hipokrytką gdybym odsunęła się od ciebie. Ja w przeciwieństwie do ciebie nigdy nie byłam i nie będę człowiekiem. Było ci dane posmakować normalnego życia. Moje nigdy takie nie było. To ty byłaś jedynym łącznikiem, dzięki tobie nie zaczynałam wariować.
Słowa Alison dodały Kelly otuchy. Na krótką chwilę się rozpromieniła i usiadła z powrotem na ławkę, pociągając za sobą przyjaciółkę.
- Dziękuję, że tak mówisz. Nie mam pojęcia jak dawna ja by zareagowała gdybyś powiedziała jej prawdę o tym kim jesteś, dlatego może lepiej, że tak się nie stało. To dziwne uczucie mając świadomość, że wszystko to istnieje. Wampiry, wilkołaki, czarownicy. Nie prosiłam się żeby być częścią tego świata, ale próbuję się jakoś w nim odnaleźć. Nie jest łatwo, ale podobno początki zawsze są trudne.
- Teraz wszystko jest skomplikowane. - wydukała pod nosem
Alison spojrzała na lśniącą wodę w fontannie. Krople wody co jakiś czas wyskakiwały nad jej powierzchnie, głośno przy tym pluskając. Potem na moment wszystko ucichało, by potem znowu zacząć całą symfonię od nowa.
- Posłuchaj, Alison. Chcę prosić cię o przysługę. - zaczęła Kelly, przywracając uwagę Alison – Teraz jest inaczej. Ja... - Nagle odwróciła głowę, powstrzymując łzy. Odetchnęła i przetarła zaszklone oczy. - Nie mogę już wrócić do domu. Moje miejsce jest w klanie. Moja mama myśli, że wyjechałam, ale w końcu się zorientuje. Marcus kazał mi wszystko załatwić. Osobiście pożegnać się z dawnym życiem.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Kazał mi ją zahipnotyzować. Wiem, że to nie jest właściwe, ale to jedyny sposób by ją przed tym wszystkim uchronić. Jeśli zaczęłaby mnie szukać mogłaby dowiedzieć się czegoś co by jej zaszkodziło. Marcus nie może ryzykować ujawnienia jego klanu. Jeśli zrobiłby się za duży szum, zabiłby ją bez mrugnięcia okiem. Wiem, że tak trzeba, ale ja nie jestem pewna czy dam radę to zrobić. Chciałam żebyś poszła razem ze mną.
Alison ujęła dłoń przyjaciółki. Przeszedł ją dreszcz kiedy poczuła jej chłodną skórę.
- Jesteś co do tego pewna?
Przecząco pokiwała głową.
- Nie chcę tego robić, ale nie mam wyboru. Wiem, że muszę ją chronić, ale Alison...To moja matka. Jak mam spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, żeby o mnie zapomniała?
Alison przybliżyła się do przyjaciółki i zagarnęła ją ramieniem, mocno przytulając. Ta objęła ją rękoma, chowając twarz i cicho płacząc.
- Pójdę z tobą. - zapewniła
Kelly nagle zesztywniała i szybko się prostując spojrzała na przyjaciółkę.
- O matko! Jaka ja jestem beznadziejna. Rozklejam się przed tobą, narzekając na swój los podczas gdy ty wycierpiałaś nie mniej niż ja. - Alison spojrzała na nią wyczekująco – Słyszałam o twojej mamie, o pożarze. Plotki o waszym stadzie krążą nawet wśród wampirów. Tak mi przykro.
- W porządku. - Alison machnęła ręką – Wszyscy i tak twierdzą, że od zawsze chciała odejść na tamten świat.
- To nie prawda. Kochała cię.
- Wiem. - mruknęła spoglądając ponuro na chodnik – Ale mojego ojca bardziej i wcale jej za to nie obwiniam. Sama nie wiem, czy zniosłabym to z czym ona musiała się uporać.
- Kiedy doszłam do siebie po przemianie, długo zajęło mi zrozumienie tego jak funkcjonuje świat nadnaturalny. Zdążyłam się przekonać, że wampiry to zaborczy gatunek. Lubią wiedzieć na czym stoją i uparcie pilnują swoich własności. Wiele z nich obawia się nagłych zamieszek w stadach wilkołaków. Podobno nikt z Południa nie przeżył. Nie wiedziałam, z którego ty jesteś stada, ale obawiałam się, że właśnie z tego. Myślałam, że zginęłaś w tym pożarze, ale kiedy zobaczyłam cię w kościele u boku tego wilkołaka... Cieszę się, że nic ci nie jest.
- To dzięki tobie udało nam się wtedy uciec. - przyznała z lekkim uśmiechem
- Rzecz w tym, że może i nie znam się jeszcze na tych sprawach, ale wiem, że na Południu nie jest już bezpiecznie.
- Nie należę już do Południowego Stada. Mieszkam na północy i może jak to wszystko się skończy przyjmą mnie do watahy. Nie musisz się martwić.
- To chciałam usłyszeć. - rozpromieniła się
- A co z tobą? Podobno w Jacksonville jest tylko jeden klan wampirów. Musisz przyznać, że ten cały Marcus nie jest najmilszy.
- To prawda. - zaśmiała się – Nie jest mistrzem uprzejmości, ale dba o swoich. Czuję się przy nim bezpiecznie.
- Oooooo.... - W powietrzu rozległ się głośny, kobiecy pomruk. Otoczył je jakby wydobywał się z rozstawionych dookoła głośników.
Obie natychmiast wstały, szukając jego źródła.
- Alison! - rozległo się wołanie. W oddali widać było postać biegnącego w ich stronę Kevina.
- Kevin! - zawołała Alison, machając do niego ręką. Mina nieco jej zrzedła, kiedy zobaczyła przerażenie wymalowane na jego twarzy.
- Uciekaj stąd! - wrzasnął
Sparaliżowana wpatrywała się w niego. Nagle krzyknął i łapiąc się za głowę upadł na kolana. Obie ruszyły biegiem w jego kierunku. Klęczał na ziemi, chowając głowę w ramionach.
- Co się dzieje? - spytała kładąc dłoń na jego plecach.
Gwałtownie znieruchomiał i jakby nigdy nic uniósł się na równe nogi. Jego wzrok był pusty i nieobecny. Stał wyprostowany jak pień i ani drgnął.
- Kevin? - spytała Kelly
- Nie odpowie ci. - Znowu wszechobecny kobiecy głos, który tym razem Alison zdołała rozpoznać.
Powoli zaczęła się cofać, popychając zdezorientowaną Kelly za sobą. Uważnie rozglądała się dookoła, szukając znajomej postaci gdzieś między budynkami. Były na otwartej przestrzeni. Najbliższy wieżowiec znajdował się kilkanaście metrów dalej. Otaczał ich pusty parking oraz zapełnione palmami alejki. Nagle po ich prawej stronie poruszył się jakiś cień. Z między niskich drzew wyszła im naprzeciw czarna postać. Czarownica w długim płaszczu, z ciężkimi butami i zachwycająco czarnymi włosami, z tym samym lodowatym, pozbawionym ciepłych emocji wzrokiem.
- Aeirin. - syknęła Alison, instynktownie chowając za plecami przyjaciółkę.
- Witaj, moja droga. W końcu mamy okazję poznać się osobiście. - Na jej twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech. - Zapewniam cię, że nie będzie to dla ciebie miłe doświadczenie. Niemal się rozkleiłam parząc na was dwie. Jednak to co piękne zawsze szybko się kończy.
- Uciekaj stąd, Kelly! - rozkazała cicho Alison – Już! - Ponagliła ją kiedy ta dalej trwała w miejscu.
- Nie zostawię cię.
- Biegnij jak szybko potrafisz. Nic mi nie będzie.
Spojrzała na nią przelotnie po czym zniknęła gdzieś między alejkami.
- Za nią. - rozkazała od niechcenia Aeirin.
Ku zaskoczeniu Alison, wcześniej trwający w bezruchu Kevin, drgnął i popędził biegiem w tym samym kierunku.
- Coś ty mu zrobiła? - warknęła Alison
- W tym momencie bardziej powinnaś martwić się o siebie.
Szeroki, groźny uśmiech i powoli unosząca się dłoń czarownicy były ostatnią rzeczą jaką zobaczyła zanim wzrok jej się zamglił i zapadła cicha ciemność.

* * *

Chłodny strumień wody zmusił ją do nagłego otworzenia oczu. Na niewiele jej się to zdało bo otaczała ją całkowita ciemność. Nie potrzebowała jednak wzroku by zorientować się, że sytuacja nie jest zachwycająca. Ręce miała wysoko uniesione i związane stalowymi kajdankami. Czuła chłód ściany za i pod sobą. Powierzchnia, na której siedziała była nierówna i momentami ostra. Było jej zimno, a ciało przechodziły dreszcze.
Nagle ciemność przerzedziło ostre światło nagiej żarówki. Alison musiała zmrużyć oczy przed jej blaskiem. Wyciągnęła szyję, by dostrzec cokolwiek więcej niż tylko chropowate, czarne ściany. Po kilkunastu minutach z cienia wyszła Aeirin. Z jej twarzy zniknął uśmiech.
- Czego ode mnie chcesz? - słabo spytała Alison
- Wiesz jaki jest z tobą problem? To, że nie masz pojęcia jakim wrzodem na tyłku jesteś.
Podeszła bliżej, stając tuż nad nią.
- Po drugie... - kontynuowała – Nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie uciążliwy jest dla mnie twój gatunek.
Alison zdusiła krzyk kiedy poczuła ostre pieczenie na przedramieniu. Aeirin ukucnęła tuż przed nią. Na tyle blisko by mogła ją dobrze widzieć, jednak za daleko by mogła dosięgnąć ją choćby czubkiem buta. W dłoni trzymała nóż, zabarwiony czerwoną cieczą.
- Zmiennokształtni to bardzo ciekawy podgatunek. - mówiła, obracając ostrze i z namysłem przyglądając się spływającej krwi. - Wiesz dlaczego jest was tak mało? Nie dlatego, że wilkołaki postanowiły ze strachu was wybić. Nie. Wasza krew jest tak czysta, na tyle nieskażona, że jest doskonałym przenośnikiem. Czarownicy od wieków używali was jako żywych artefaktów. Ponad połowa twojego gatunku zginęła, bo nie była w stanie przetrwać płynącej w żyłach magii.
Podskoczyła, stając na nogi i wycierając nóż o materiał płaszcza.
- Jednak problem tkwi gdzie indziej. Może i jesteście dobrym przenośnikiem, ale magia, którą jesteście w stanie przechować, służy wyłącznie wam. W zły lub dobry sposób. Rozumiesz już?
- Jeśli przykułaś mnie tylko dlatego by bawić się w zagadki, to lepiej od razu mnie zabij. - westchnęła słabo
Kręciło jej się w głowie, a mięśnie ramion bolały od zbyt długiego zwisania nad jej głową.
- Myślisz, że dlaczego tak łatwo udało ci się przemienić? Dlaczego twój brat mógł dokonać kilkukrotnych zmian raz za razem? Nosicie w sobie magię, którą już od dawna próbuję odzyskać. - syknęła gniewnie – Kiedy w końcu udało mi się ją odnaleźć, nie mogę z niej skorzystać. To irytujące. Widzisz, normalnie zrobiłabym to w inny sposób, ale czas mnie goni. Twojemu przyjacielowi śpieszno do przejęcia tej magii. Przechytrzył mnie, ale sam nie ma pojęcia, że potrzebuje nie tylko ciebie.
- Juan? - zdziwiła się
- Oczywiście, że on. - roześmiała się gniewnie – To on pierwszy dowiedział się, że nosisz w sobie magię. Już wcześniej to rozgryzł. Dlatego tak uporczywie chciał cię chronić. Niestety nie było to powodowane troską. Może i kiedyś tak, ale teraz liczy się tylko potęga, jaką może przynieść to co płynie w twoich żyłach. A ja nie spocznę dopóki tego nie odzyskam.
- Więc weź ją sobie i zakończ to wszystko. Już i tak wystarczająco dużo przyniosłaś zniszczenia. To przez ciebie Juan stworzył te potwory, to przez ciebie panuje chaos, to przez ciebie Kevin nic nie pamięta! - krzyczała
- To spora lista zasług, przyznaję. Nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć. - wykonała gwałtowny ruch, pochylając się nad Alison – Cieszę się, że chcesz dobrowolnie oddać to co bezprawnie skradłaś. Jednak to nie jest takie proste. A wszystko przez twojego ojca. - Konsternacja na twarzy Alison, przyprawiła Aeirin o triumfalny uśmiech – Daj spokój! Jestem pewna, że kochany Drake opowiedział ci co było ceną za informacje uzyskane ode mnie. Przecież tak się do siebie zbliżyliście. Można by nawet pomyśleć, że coś do ciebie czuje. Tutaj kolejne rozczarowanie. Może Drake cie szanuje, może się o ciebie troszczy, ale nie jest w stanie cię pokochać. Nie obdarzy tym uczuciem kogoś innego tak łatwo kiedy już raz się sparzył, ale o tym kiedy indziej. - westchnęła - William Stevenson był w posiadaniu niezwykłego kamienia, który miał niezwykłą moc. Większość nie wierzyła w jego istnienie, inni woleli nie rozmyślać na ten temat. Od lat próbowałam go zdobyć, a oferowałam naprawdę wiele. Nic jednak do niego nie przemawiało. Cierpliwie czekałam na okazję. Nie miałam pojęcia, że mógłby przejąć tą magię. Nie wierzyłam, że byłby zdolny ponieść to ryzyko. A jednak tak się stało. Nawet jego śmierć nie pozwoliła mi wykraść tej energii. Zabrał ją ze sobą do grobu i przekazał dzieciom, kiedy oboje stanęli w jego grobowcu. Wydawałoby się mądre posunięcie, bo magia nie może zostać wam odebrana, ani przesłana w inny przedmiot, poza wspomnianym kamieniem, po którym słuch zaginął. Ale jestem pewna, że ktoś musi wiedzieć gdzie on jest. Może nawet tą osobą jesteś ty, a jeśli nie to na pewno jest nią Chris.
- Będziesz mnie tutaj tak trzymać?
- Nie martw się, nie będziesz się nudzić. Zanim będę w stanie odebrać od ciebie to co mi się należy, muszę nieco cię osłabić. Magia to potężna energia, którą nie łatwo jest kontrolować, ale wiesz co jest równie mocne? Ludzki umysł. Ostatnio nabrałam wprawy w kontrolowaniu wyobrażeń. Zamierzam wykorzystać całą swoją moc by dowiedzieć się gdzie jest kamień. Powiesz mi to czy chcesz, czy nie. I nawet jeśli nie mogę cię uśmiercić, bo to całkowicie zminimalizuje moje szanse na odzyskanie magii, to przecież mogę wmówić ci ból. Ból, którego nie będziesz w stanie wytrzymać. Dlatego dla własnego dobra lepiej od razu powiedz, gdzie jest kamień.
- Skąd mam to wiedzieć? - głos jej się załamał. Może Alison nie należała do tchórzy, ale słowa Aeirin sprawiły, że zjeżyły jej się włosy na karku.
- Liczyłam na twój upór.
Ostatni raz się uśmiechnęła, po czym światło zgasło, a Alison ponownie otoczyła ciemność.

1 komentarz:

  1. Wiedziałam wiedziałam ja po prostu wiedziałam że dzisiaj dodasz kolejny rozdział i twojego bloga dzisiaj sprawdziłam ze 3 razy no i jest i jak zawsze jest świetny a nawet lepszy już nie moge się doczeka ć kolejnego bomnie ciekawość zżera kto uratuje Alison i tak z innej beczki ten twój blog do którego linka mi wysłałaś jest zaczepisty tylko go jeszcze nie skończyłam czytać gdyż teraz nie mam czasu ale jak już to zrobie to wiedz komentarz pod nim zostawie życze weny

    OdpowiedzUsuń