Przez całą drogę był
pewien swojego celu oraz słuszności działania. Teraz kiedy stanął
przed upiornym zamczyskiem, umiejętnie wbudowanym w stromą, skalną
ścianę, napawał niepewnością. Budowla nie była duża, ale
posiadała inne cechy zamków, które zazwyczaj widywało się w
starych horrorach. Dwie szpiczaste wieże, tak wąskie i wysokie, że
chwiały się na silniejszym wietrze. Ciemna, zniszczona cegła muru
obrośniętego pnączami i mchem znikała w ciemnościach. Wydawało
się, że budynek od dawna jest opuszczony, ale Drake wiedział
swoje. To był tylko mroczny wystrój, który nie wiadomo czemu
przypadł właścicielce do gustu. W sumie to kiedy na nią patrzył
przekonywał się, że pasowała do tego miejsca. Była tak samo
straszna i zimna. Co więcej zawsze osamotniona i pusta w środku.
To wściekłość go
tutaj zaprowadziła. Miał już po dziurki w nosie całego tego syfu,
w którym tonął od lat. Po raz pierwszy od dawna pragnął spokoju.
Zdawał sobie sprawę, że w jego wnętrzu zaszła potężna zmiana.
Nie był przekonany, czy jest z tego powodu zadowolony. Nie potrafił
już utrzymywać kurtyny, za którą ukrywał swój ból. Zarówno
fizyczny jak i psychiczny. Z dnia na dzień słabł. Był tego
całkowicie świadom i to go dobijało. Mimo wszystko nie chciał
umierać, nie chciał zostawiać Chrisa, ani Alison. Oni jako jedyni
wnieśli radość do jego życia, a on miał się im odpłacić
własną śmiercią? Wiedział, że to nie jest właściwe. Był jak
tykająca bomba, której czas wybuchu zbliża się niemiłosiernie
szybko. Musiał zminimalizować straty i zamierzał to zrobić, ale
najpierw...
- Czas zatańczyć z
diabłem. - westchnął i otworzył skrzypiące, drewniane wrota.
Wewnątrz było ciemno i
cicho. Zupełnie jakby wszedł do środka nicości. Nie był wstanie
nawet dostrzec własnych dłoni. Wiedział, że to działanie
zaklęcia. Jako wilkołak nie miał problemów z widzeniem w
ciemnościach. Zaskoczony stwierdził, że wzrok mu się wyostrza. To
tylko utwierdziło go jak słaba w tym momencie jest kobieta, która
je rzuciła.
W całym swoim życiu
był tutaj tylko raz i nie wspominał tej wizyty zbyt miło.
Okoliczności były znane tylko jemu i nie zamierzał z nikim się
niemi dzielić. Był to okres w jego życiu, który najbardziej na
świecie pragnąłby zapomnieć. Dlatego też i teraz długo nad tym
nie rozmyślał, tylko ruszył naprzód.
Wszystkie korytarze
wyglądały tak samo i zdawały się nie mieć końca. Godzinami
błądził prawie na oślep, zanim do jego uszu doszedł cichy
dźwięk. Jakby stłumione szuranie. Natychmiast skierował się w
tamtą stronę, aż zobaczył słabe światło wychodzące z jednego
z pokoi. Pewnym krokiem wszedł do środka. Pomieszczenie było
prawie całkowicie puste. Normalnie przewróciłby oczami na widok
pokoju, który aż za bardzo przypominał sale tronową. Podłużny z
jednym, potężnym fotelem na końcu. Brakowało tylko czerwonego
dywanu, wysokich, przypominających o twojej mniejszości filarów
oraz podłużnych, witrażowych okien.
Tak jak się spodziewał
zastał ją na swoim małym tronie. Wyglądała tak okropnie jak
myślał. Nawet nie próbowała ukrywać zmęczenia. Za wszystko co
zrobiła, zasłużyła sobie na taki los. Czuł niemal radość na
jej widok. Nie okazywał tego jednak, bo nie zamierzał jej dzisiaj
denerwować. Z trudem powstrzymywał się przed rzuceniem się na nią
i uduszeniem gołymi rękami. To, że tutaj wszedł, a ona pozwoliła
mu się znaleźć, oznaczało, że lepiej niż on sam wie jak jest mu
potrzebna. Fakt, że jest od kogoś uzależniony wprawiał go w
zdenerwowanie. Takie sytuacje nigdy nie były dla niego komfortowe i
sprawiały, że robił różne, często głupie rzeczy.
- Musisz być strasznie
zdesperowana, że zużyłaś prawie cały swój zasób magii na cel,
którego w dodatku nie osiągnęłaś. - skomentował, zatrzymując
się kilka kroków od niej.
Cicho się zaśmiała.
Siedziała nieruchomo, jej zmęczone i podkrążone oczy patrzyły na
niego spod przymrużonych powiek. Włosy niegdyś czysto czarne i
pełne blasku, teraz okalały jej szyje tylko udowadniając jej zły
stan fizyczny. Aeirin była starą wiedźmą, która już dawno
powinna była zejść z tego świata. To magia utrzymywała ją przy
życiu od setek lat. Gdy jej zasób się kurczył, ona sama dosłownie
się rozpadała. Włosy płowiały, skóra się przecierała i
marszczyła, zęby wypadały, kości traciły swoją twardość, a
mięśnie siłę.
- Być może nie jestem
na straconej pozycji skoro tutaj jesteś. - wychrypiała – Powiedz
mi jak się czuje Alison?
Zacisnął pięści, ale
nie stracił panowania nad sobą.
- W porównaniu do
ciebie jest jak nowo narodzona.
- Nie byłaby gdyby nie
miała w sobie mojej magii.
- Ta magia nie należy
do ciebie. - stwierdził neutralnym tonem
- Nic o niej nie wiesz.
- Wiem, że jest zbyt
czysta by mogła kiedykolwiek należeć do tak zepsutej osoby jak ty.
Ponownie się zaśmiała.
- Może i jestem
zepsuta, ale ja przynajmniej o tym wiem. Taka się narodziłam i
jestem z tego dumna. Co ciebie, tak niewinnego i nieskazitelnego
wilkołaka przyprowadza do tak strasznej i niegodziwej osoby jak ja?
- To co wszystkich
nieszczęśników, którzy kiedykolwiek mieli z tobą do czynienia.
Chęć wymiany.
- Nie zawieram umów z
oszustami.
Od niechcenia machnęła
ręką jakby odpędzała irytujące muchy.
- A z tymi, którzy
doskonale wiedzą czego chcesz i nawet mieli to w rękach?
- Już kiedyś miałeś
okazję mi to dać, ale wolałeś mnie oszukać. Dlaczego tym razem
miałbyś postąpić inaczej?
- Wyczułaś, że Alison
miała styczność z tym kamieniem. To samo możesz zrobić ze mną.
- zaproponował wyciągając w jej stronę dłoń.
Na jej twarzy pojawił
się zimny uśmiech. Mimo słabości wstała z fotela z równą
gracją co zawsze. Kołysząc biodrami podeszła do niego, przez cały
czas wpatrując się mu w oczy. Nie mógł pozbyć się uczucia, że
jest niczym ofiara, której ostatnim widokiem są ślepia swojego
mordercy. Minęła jego wyciągnięta rękę i bez wahania położyła
dłonie na jego policzkach. Jej tęczówki momentalnie zmieniły
kolor z ciemnozielonych na całkowicie czarne. Uniosła głowę i
delikatnie musnęła jego usta. W jego głowie natychmiast pojawiły
się koszmarne wspomnienia. Widział własnego siebie w jej
objęciach, swój własny, pełen podziwu wzrok nie odrywający się
od jej twarzy, oczu, włosów, ust...
Gwałtownie oderwał jej
dłonie i szybko się odsunął. Czuł jak jego płuca płoną i z
trudem zwalczył odruch by głębiej nabrać powietrza. Zgiął się
w pół i czekał aż atak ustanie. Powtarzając w głowie by
zachował spokój, po kilku minutach był w stanie się wyprostować.
Aeirin nadal patrzyła na niego tym samym, bez emocjonalnym wzrokiem.
Jej pozbawiona jakiegokolwiek odczucia twarz była gorsza niż twarz
posągu. Patrząc w jej oczy nie widział nic poza własnym strachem.
- Czuję jego aurę. -
przyznała – Ale to nadal nie daje mi pewności, że mnie nie
oszukasz. Poza tym nie wyznałeś czego oczekujesz ode mnie. Chociaż
tego mogę się domyśleć.
Powolnym krokiem wróciła
na swoje miejsce i nagle znudzona opadła na fotel.
- Kamień będzie twój
jak tylko powstrzymasz Potępionych Juana, albo chociaż zdradzisz
jak je unicestwić. Wtedy nie będziesz już musiała się z nim
ścigać.
- Zdajesz sobie sprawę
z tego jaką ofertę mi składasz? - Uniosła brew, rozbawiona –
Oddając mi kamień, zostawiasz mi wolną drogę do twojej kochanej
Alison jak i jej brata. To dwie najważniejsze tobie osoby, a ty
chcesz je zdradzić? Jakoś w to nie wierzę.
- Kto powiedział, że
pozwolę ci się do nich zbliżyć? Moją ofertą jest jedynie
kamień, który nie daje ci większej przewagi.
Jej gromki śmiech
wypełnił salę.
- To dlatego właśnie
zwróciłeś moją uwagę. Dla ciebie nic nigdy nie jest albo czarne
albo białe. W twoich propozycjach jest więcej haczyków niż w
moich własnych. Uważaj bo obrażając mnie możesz równie dobrze
mówić o sobie.
- Ja nie jestem
samolubną fanatyczką z długimi włosami i kiepskim stylem jeśli
chodzi o mieszkania. - Z odrazą rozejrzał się dookoła.
- Dzięki cudownemu
wyglądowi odstrasza nieproszonych gości.
- Jakby fakt, że
jesteśmy pośrodku lasu, kilkanaście metrów nad ziemią nie był
wystarczający by ich zniechęcić.
- Najwyraźniej nie
skoro tutaj jesteś.
- Gdybyś mnie tutaj nie
chciała nie wszedł bym do środka.
Przez kilkanaście sekund
w ciszy mierzyli się ostrymi spojrzeniami. W końcu to Aeirin
pierwsza odpuściła.
- Niech ci będzie.
Byłam zaciekawiona twoją propozycją, ale teraz już nie jestem.
Nie masz mi nic do zaoferowania, co mogłoby mnie skusić. Nie wierzę
ci Drake'u Rooker. Nie mogę sobie pozwolić na kolejny wykręt.
Zdobędę ten kamień prędzej, czy później, a potem zajmę się
twoją ukochaną.
Ciężko mu było
zachować spokój kiedy ona tak otwarcie groziła jego bliskim.
Wiedział jednak, że jej prowokacje są celowe. Nie mógł pozwolić
wyprowadzić się z równowagi.
- Pamiętaj, że Alison
i Chris nie będą na ciebie czekać wiecznie. Juan w każdej chwili
może ich zabić i to nawet nie celowo. Nawet jeśli uda nam się
przetrwać wojnę, którą wypowiedział to czas i tak nas nie
oszczędzi. Wszyscy umrzemy, a wraz z ich śmiercią przepadnie twoja
magia. Na nic ci się nie zda kamień nawet jeśli jakimś cudem byś
go znalazła.
Po raz pierwszy od
swojego przyjścia tutaj zauważył u niej cień wątpliwości.
Postanowił to wykorzystać.
- My odejdziemy podczas
gdy ty będziesz powoli się rozkładać, odseparowana od źródła
magii. Ile jeszcze zostało ci planów awaryjnych? O jakich
przedmiotach jeszcze wiesz, które przechowują moc niezbędną ci do
życia. Założę się, że żadnych. Dlatego tak desperacko
pragniesz tego kamienia. Poznałem cię na tyle dobrze by wiedzieć,
że nigdy nie angażujesz się w takie sprawy. Nie stajesz po
niczyjej stronie. Czekasz aż ktoś do ciebie przyjdzie, prosząc o
pomoc, tak jak ja lata temu, by wtedy móc go doszczętnie
wykorzystać, nie brudząc sobie przy tym rączek.
Jej dłonie zacisnęły
się w pięści. Uderzał w jej czułe punkty i dopiero się
rozkręcał. Jeśli jest coś w czym jest niezastąpiony, to jest to
denerwowani ludzi.
- Zapewne ci
nieszczęśnicy byli twoim jedynym towarzystwem. Kto chciałby
zadawać się z tak bezwzględną manipulatorką, jak ty? Może
jesteś godna podziwu za swoją nieugiętość i odwagę, ale to jest
niczym kiedy nie ma się w życiu nikogo, kto by się o ciebie
martwił, o kogo ty mogłabyś się troszczyć. To nie czas i brak
mocy cię zabije, tylko samotność. Już odchodzisz od zmysłów.
Znajdujesz rozrywkę w cudzym nieszczęściu. To dowodzi jak nisko
upadłaś. Nie masz w sobie nic poza ciemnością i ...
- Zamilcz! - wrzasnęła
jednocześnie wykonując gwałtowny gest ręką.
Powietrze zgęstniało, a
niewidzialna energia rzuciła Drake'iem o ścianę z taką siłą, że
przed oczami pojawiły mu się gwiazdy, a w płucach zabrakło tchu.
Stęknął z bólu, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. Jego
słowa osiągnęły swój cel. Niedbale pozbierał się z ziemi,
trzymając za żebra, które aż płonęły z bólu.
- Daj spokój, Aeirin.
Nic nie musisz udowadniać. - powiedział spokojnym głosem – Moja
propozycja to twoja jedyna szansa.
Patrzyła na niego z
nienawiścią. Nie była ona jednak skierowana do jego osoby, a
raczej do słów, które wypowiedział, które wbrew jej woli były
prawdziwe.
Świetne! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ktoś nowy się zainteresował. Im więcej czytelników tym lepiej. ;)
UsuńRozdział jak zwykle super. Szkoda tylko że taki krótki. Ale nic. Nie mogę się doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybko. Postaram się go dodać jeszcze przed sylwestrem. Dziękuję za komentarze. ;)
UsuńTo ja ci powinnam dziękować za to że piszesz tą książkę. Wiesz kiedy zakomczyć rozdział, kiedy zmienić miejsce akcji, jak opisać coś nie zanudzając. Jesteś niesamowita. Zawsze kiedy czekam na kolejny rozdział zastanawiam się co będzie się działo. Wcielam się w Alison i cieszę się jak mała dziewczynka kiedy są z Drakiem. Pisz dalej bo masz już wielu fanów, a ja jestem jednym z nich. Acha, jeszcze jedno ;
Usuńczemu na półkach w księgarni nie znalazłam Innej ? ;)
Hahahaha. Normalnie cię ubóstwiam. ^.^
Usuń