- Co to za Aeirin? -
spytała Alison wpatrując się w swoje dłonie.
Siedziały w głównej
hali budynku na ostatnim piętrze. Pomieszczenie nie zmieniło się
od momentu, w którym była tutaj więziona, zaledwie niecałe dwa
tygodnie temu.
- Nie znam jej
osobiście, ale słyszałam o niej pogłoski. - mruknęła Ricki -
Niektórzy twierdzą, że to czarownica, a jeszcze inni, że pewnego
rodzaju demon. Niewiele osób widziało ją na własne oczy.
Większość zwyczajnie kłamie. Wiem, że ci którzy z nią zadarli
nie mają łatwo.
- Nie znam jej. Czego
może chcieć ode mnie?
Bezradnie wzruszyła
ramionami. Ricki wyglądała groźnie w tym swoim ciemnym stroju i
ciężkich butach, ale Alison twierdziła, że to tylko zewnętrzna
powłoka. Wyglądała młodo, być może była w tym samym wieku.
- Przepraszam za to, że
na ciebie naskoczyłam wtedy na drodze. - powiedziała szczerze –
Przestraszyłam się.
- W porządku. Ja
zareagowałabym tak samo. - machnęła ręką – Wiem, że nie łatwo
zapanować nad emocjami. Zwłaszcza twojemu rodzajowi.
- Więc wiesz o mnie. -
stwierdziła nie zdziwiona – I o tym, że Chris jest moim bratem.
- Myślę, że to
dobrze. Nie zaczęłyśmy najlepiej, ale wiem, że będziesz dla
niego dobrą siostrą. On potrzebuje kogoś takiego jak ty. Nie tylko
Drake'a, o którego musi się cały czas martwić.
- Byliście razem? -
spytała zaciekawiona
Już za pierwszym razem
kiedy widziała jakim wzrokiem Ricki patrzy na Chrisa, wiedziała, że
coś ich łączy lub łączyło. W oczach miała miłość i troskę,
jaką można zobaczyć u rodziców, patrzących na własne dziecko.
- To było dawno. -
westchnęła – Byliśmy szczęśliwi, ale Chris zawsze ma coś czym
musi się zająć i nigdy nie chciał mnie w to wciągać. Twierdził,
że to dla mojego bezpieczeństwa, ale ja nie chcę obrońcy, ani
bohatera. Sama potrafię o siebie zadbać. Myślę, że był dla mnie
za dobry. Zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy.
Alison odchyliła się na
oparcie sofy. Nadal była zmęczona, a ciało bolało ja niemal w
każdym miejscu. Nie mogła się powstrzymać by nie wrócić myślami
do wampira, który ją ugryzł. Miała wrażenie, że nadal czuje na
skórze jego dotyk, nacisk ostrych kłów. Na domiar wszystkiego nie
dowiedziała się co się stało z Kelly i sądząc bo nieuprzejmości
wampira i tak by jej o tym nie powiedział. Nie wiedziała ile czasu
minęło od tamtego zdarzenia, ale musiała zadzwonić do Kevina. Na
pewno odchodził od zmysłów. Kiedy sięgnęła do kieszeni,
ponownie zastała puste miejsce. No tak, przecież Drake zabrał jej
telefon. Przynajmniej tak myślała.
- Więc jaka jest wasza
teoria na temat tych wszystkich wydarzeń? - spytała by czymś zająć
umysł
- Razem z Drake'iem nie
mamy teorii. To on ją ma i nigdy nie liczyłam na to, że mi ją
zdradzi. Działaliśmy razem, ale zgodził się na to tylko dlatego,
że sam nie był w stanie się rozdzielić. Jestem pewna, że gdyby
posiadałby taką umiejętność to odprawiłby mnie z kwitkiem.
Musiał mieć oko na Chrisa i pozostawać na bieżąco. Nie
przepadamy za sobą, ale to nie szkodzi. Przywykłam do tego, że
czerpie satysfakcję z tego, że zawsze wie najlepiej. Taki już
jest.
- Wiem coś o tym. -
mruknęła pod nosem
- W środku jest jeszcze
dzieciakiem, który uwielbia bawić się innymi, ale oddałabym
wszystko by ktoś znaczył dla mnie tak wiele jak Chris dla Drake'a.
Jeden umarłby dla drugiego bez mrugnięcia okiem.
Drzwi otworzyły się z
rozmachem. Do hali wparował roztrzęsiony Chris. Ręce miał
zaciśnięte w pięści, a twarz wykrzywiła się w gniewnym
grymasie. Chciał iść od razu do korytarza, za którym mieściło
się więcej pomieszczeń, w tym też ja sądziła Alison jego pokój,
ale Ricki zastąpiła mu drogę. Zatrzymał się przed nią, ledwo
hamując się przed atakiem złości.
- Co się stało? -
spytała z niepokojem
- On znowu to robi. -
warknął – Odpycha mnie od siebie nic nie wyjaśniając. Czegoś
mi nie mówi. - krzyknął sfrustrowany i uderzył pięścią w
ścianę. Biały tynk posypał się na podłogę.
- Hej. - złapała go za
ramiona, starając się zapanować nad jego zdenerwowaniem.
- Niczego nie mogę się
dowiedzieć. Zachowuje się tak samo jak po... - urwał nagle
- W porządku. Nie
musisz tłumaczyć. Dokładnie wiem co masz na myśli.
- A ja nie. - przerwała
Alison, którą niewiedza również zaczęła irytować.
- Nie mam siły tego
znosić. - westchnął ciężko wypuszczając powietrze – Myślałem,
że mogę mu ufać, ale on jest zbyt nieprzewidywalny.
- Dosyć tego. Pokażę
mu gdzie jego miejsce. - syknęła Ricki
- Pozwól mi z nim
porozmawiać. - zaproponowała
Oboje odwrócili głowy w
jej stronę, lekko zmieszani.
- To nie jest dobry
pomysł. - ostrzegła Ricki. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale
Chris złapał ją za rękę. Natychmiast na niego spojrzała, a jej
oczy rozszerzyły się wyczekująco.
- Warto spróbować. -
szepnął
- On nic nie powie.
Znacie się od małego, a nie zdołałeś nakłonić go do mówienia.
Dlaczego miałby powiedzieć jej. Bez obrazy. - szybko dokończyła
- Warto spróbować. -
powtórzył
Alison nie wiedziała,
czy potrafił się z nią komunikować bez słów, ale Ricki nagle
opuściło napięcie. Jej ramiona opadły, a twarz powędrowała
niżej.
- Skoro tak twierdzisz.
- Gdzie on jest? -
spytała nabierając powietrza
- W sali treningowej.
* * *
Było tak ciemno, że
Alison nie dostrzegła różnicy w pomieszczeniu. Na początku nawet
pomyślała, że jest sama. Tylko ruch po prawej stronie upewnił ją,
że tak nie jest. Drake stał do niej tyłem z głową pochyloną do
przodu. Ruszyła cicho w jego kierunku, po raz kolejny nie mogąc się
oprzeć, by rozejrzeć po pomieszczeniu. Sala była imponująca,
mimo, że nie widziała jej w całej okazałości przez panujący
mrok. Ciemna plama w podłodze znowu przyciągnęła jej uwagę. Może
to basen? Skoro było tutaj wszystko inne co potrzebne do treningu to
dlaczego miałoby nie być basenu? Problem polegał na tym, że sala
znajdowała się na czwartym piętrze, ale czy to aż taka trudna
sprawa by mieć dziurę wypełnioną wodą, kilkadziesiąt metrów
nad ziemią?
Usłyszała głośny
trzask, który przywrócił jej uwagę z powrotem do Drake'a. Po
ruchach jego rąk, rozpoznała, że rzuca nożami w stronę ściany.
Starała się ignorować fakt, że za każdym razem trafiał w sam
środek tarcz.
- Kiedy byłam tu po raz
pierwszy przyszłam z zamiarem zdarcia z ciebie skóry. Byłam
wściekła, że mieszałeś mi w głowie. Teraz myślę, że kwestia
mojego ojca była najprostszym faktem, jaki musiałam rozgryźć. -
odparła ze smutkiem
Drake nie przestawał
rzucać, ale każdy jego gest był coraz bardziej gwałtowny, pełen
nieprzelanych emocji.
- Dlaczego nie
korzystasz z pistoletów? - spytała z zainteresowaniem.
- Kiedy zostałabyś
kilkakrotnie postrzelona, też nie chciałabyś ich używać. -
mruknął, celując przedostatnim nożem
- Ja nie miałam dostępu
do broni palnej. Poza tym zawsze uważałam, że noże są
skuteczniejsze. Zaczęłam trening kiedy pojawiły się podejrzenia,
że mogę się nie przemienić. Muszę, przyznać, że pierwszy raz
widzę wilkołaka, który robi to zupełnie w innym celu.
- To znaczy?
Wypuścił sztylet.
Ostrze ze świstem przecięło powietrze wbijając się aż po samą
rękojeść w drewnianej tarczy.
- Ja nie miałam innej
możliwości obrony, ty natomiast nie chcesz korzystać z innej.
Odwrócił się w jej
stronę, z ponurym wyrazem twarzy.
- Dlaczego do mnie
przyszłaś? - spytał neutralnym tonem
Przez moment się
zawahała. Nie była pewna, czy powinna mówić to głośno, ale
musiała dokończyć to co zaczęła.
- Potrzebuję twojej
pomocy.
Jego oczy na chwilę
rozszerzyły się z zaskoczenia. Zaraz jednak pojawił się pełen
satysfakcji uśmieszek.
- W porządku.
Kiwnął na nią głową,
nakazując iść za nim. Nie bardzo rozumiejąc, gdzie chciał iść,
ruszyła w tym samym kierunku. Zmierzał do miejsca, gdzie była
ciemna przestrzeń, którą na początku wzięła za basen. Jak się
okazało była w błędzie. Czarna otchłań naprawdę była czarną
otchłanią, dziurą w podłodze, przechodzącą przez wszystkie
piętra. Patrząc z góry widziała każdy z segmentów. Po środku
zwisała lina, którą chwycił.
- Gotowa?
- Nie możemy zejść
schodami?
Nie wiedziała czy boi
się zeskoczyć z czwartego piętra za zabezpieczenie mając jedynie
cienką linę, czy raczej schodzenie po schodach wydaje się jej
normalniejsze. Przecież ona nigdy nie była zwyczajna. Zawsze była
szalona i działała wyłącznie dla zabawy, ale ostatnie wydarzenia
mogły nie dać jej okazji do chwil rozrywki. Zamierzała skorzystać
z każdej szansy.
- Co mam robić? -
spytała nabierając powietrza
- Trzymać się. -
prychnął ukrywając śmiech.
Złapał drugą ręką
linę trzymając ją blisko przy sobie. Wykonał pełen gracji skok i
owijając nogi dookoła sznura, zsunął się na parter. Kiedy na
niego patrzyła, to wydawało jej się całkiem łatwe. Wiedząc, że
teraz jej kolej mocno zacisnęła dłonie dookoła liny. Była
szorstka i twarda w dotyku. Nie miała wątpliwości, że wytrzyma
jej ciężar, nie była jednak pewna czy to ona da radę się
utrzymać. Napinając mięśnie rąk uniosła się do góry i
okręciła nogi dookoła sznura. Powoli zaczęła przesuwać się w
dół, naprężając każdą część swojego ciała. Nie wyglądało
to tak elegancko i błaho jak w przypadku Drake'a. Ręce szybko
zaczęły ją boleć i już w połowie drogi, zaczęła się bać, że
nie da rady. Widząc na dole wyczekującego Drake'a, na którego
twarzy pojawiło się zaciekawienie, postanowiła nie dać mu tej
satysfakcji. Choćby miała sobie potem uciąć ręce, zrobi to sama,
bez jego pomocy. Poluźniła trochę uścisk przyspieszając zsuwanie
się. Czuła jak skóra na jej dłoniach płonie, od ostrego włókna.
Kilka chwil potem była
już na ziemi, bezpiecznie stojąc na betonowej podłodze. Z trudem
rozchyliła palce, ukazując zdartą skórę na każdym z nich.
Wytarła dłonie o spodnie i schowała ręce do kieszeni bluzy.
- Mogłaś zejść
schodami. - stwierdził patrząc na ciemne plamy, które pozostawiła
na nogawkach jeansów.
- W porządku. To nic
wielkiego. Poza tym twoje nie wyglądają lepiej. - zauważyła.
Spojrzał na własne
dłonie, marszcząc brwi.
- Zaraz się zagoi. -
wzruszył ramionami
- Wcale nie.
Spojrzał na nią spode
łba. Nastała chwila ciszy. Zdawała sobie sprawę, że jeśli powie
coś więcej odnośnie jego zdrowia, skończy się to kłótnią.
Dobrze wiedziała, że nie jest to jego ulubiony temat do rozmowy.
- Więc gdzie idziemy? -
spytała
- Zależy czego ode mnie
oczekujesz.
Spojrzała w górę.
Ricki z Chrisem znajdowali się pięć pięter wyżej. Być może
byli sobą na tyle zajęci by mogła spokojnie z nim porozmawiać,
nie bojąc się, że ktoś ich podsłuchuje.
- Nie wiem co się
wydarzyło dzisiejszego wieczoru. - przyznała uciekając od niego
wzrokiem. - Ja zemdlałam i … nie rozumiem dlaczego tak się stało.
Objęła się ramionami,
chowając przed jego spojrzeniem. Nie czuła się dobrze z tym jaka
była słaba. Obawiała się jednak, że gdyby wiedziała co się
stanie i tak poszłaby do tego wampira.
- To było wczorajszego
wieczoru. Byłaś nieprzytomna przez prawie dwadzieścia cztery
godziny.
Jej oczy momentalnie się
rozszerzyły. Nie mogła uwierzyć w jego słowa. Jej myśli
natychmiast powędrowały w stronę Kevina. Musiał odchodzić od
zmysłów.
- Oddaj mi mój telefon.
- zażądała
- Nie mam go.
- Jak to go nie masz? -
zdenerwowała się
- Musiał mi wypaść
kiedy lecieliśmy nad miastem. Swoją drogą twoja obecność nieźle
wpływa na kondycję Chrisa. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby tak
łatwo i szybko się przemienił.
- Skąd... - urwała.
Nie było sensu pytać. - Myślisz, że to przez więź? -
przynajmniej nie musiała nic wyjaśniać skoro i tak wszystko już
wiedział. Co nadal było dla niej niepojęte.
- Wiem, że to przez
więź. Wasze zdolności się mieszają kiedy jesteście blisko
siebie.
- Nie rozumiem.
Głęboko westchnął,
jakby był zirytowany faktem, że to on musi odgrywać rolę ojca,
który wyjaśnia dziecku, że zabawa zapałkami jest niebezpieczna.
Właśnie taki wyraz twarzy przybrał. Stłumione zdenerwowanie
spowodowane brakiem wiedzy o rzeczach oczywistych. Cóż. Alison
miała krótsze doświadczenie w sprawach Zmiennokształtnych, mimo,
że była nią od zawsze.
- Kiedy byliście na
wyspie Darren nic wam nie tłumaczył? - widząc jej coraz bardziej
rozszerzające się oczy, postanowił nie czekać na odpowiedź. -
Każdy z Zmiennokształtnych rodzi się z niezwykłym darem.
Przekraczającą pojęcie mądrością i siłą. Ponieważ was jest
dwoje, te umiejętności zostały rozdzielone. Nie skłamie mówiąc,
że Chris nigdy nie był dobrym wojownikiem, ale nigdy nie wątpiłem
w jego inteligencję i siłę umysłu. Może to i dziwne, ale
musiałaś przejąć tą część. Przemiana będzie dla ciebie
łatwiejsza niż dla niego. Najwyraźniej kiedy próbował dostać
się do twojego umysły, co przychodziło mu łatwiej niż tobie
zagarnął trochę twojej siły.
- Skąd to wszystko
wiesz? - nie wytrzymała i musiała zadać to pytanie
- Czytałem,
słyszałem... Kiedy dowiedziałem się, że Chris jest
Zmiennokształtnym chciałem się więcej dowiedzieć o tym gatunku.
Noce przesiadywałem przy książkach. Na początku nie wierzyłem w
całe to bajanie o sile i mądrości. Nigdy nie uważałem Chrisa za
jakiegoś herosa. Potem dowiedziałem się o tobie. Poskładałem
wszystko do kupy i BUM! Kopalnia wiedzy zdobyta!
- Niewiarygodne. -
szepnęła
- I nie martw się o
Kevina. Napisałem mu wiadomość, że wszystko z tobą w porządku,
co zapewne i tak go nie usatysfakcjonowało.
Zignorowała jego uwagę,
myślami wracając do tamtego wieczoru. Czuła się taka słaba w
objęciach tego wampira. Zupełnie jakby wysysał z niej całą
energię. Całkowicie tego nie rozumiała. Nie bojąc się reakcji
Drake'a na to, że znowu czegoś nie wie, spytała.
- Dlaczego wtedy
zemdlałam? Jak tylko poczułam jego kły przebijające moją
skórę....
Nagle karcąco machnął
palcem w jej kierunku.
- To co zrobiłaś było
głupie. Jak mogłaś tak po prostu dać się ugryźć wampirowi. Co
ty sobie myślałaś?
Rozdziawiła usta, nie
spodziewając się takiej agresji z jego strony.
- Musiałam ratować
przyjaciółkę. - zaczęła się bronić
- Doskonale ci to
wyszło. - prychnął zirytowany
- Obiecał mi, że powie
co się z nią stało.
- Nie trzeba otwierać
żyły przed wampirem by się dowiedzieć co jej zrobił.
Cofnęła się o krok.
Nie dopuszczała myśli, że Kelly nie żyje. To nie mogła być
prawda. Jednak kiedy przypomniała sobie wygłodniałe spojrzenie
tamtego wampira... Jak mogła być tak naiwna? Zapewne wysuszyłby ją
do cna gdyby Drake się nie zjawił. Nie musiałby wtedy spełniać
danego słowa, które prawdopodobnie było nic nie warte. Postaci,
która teraz taksowała ją śmiertelnie przeszywającym spojrzeniem,
zawdzięczała życie.
- Uratowałeś mnie. -
powiedziała cicho. Była na skraju załamania. Nie poznawała samej
siebie. Mogła udawać, że jest silna, ale to wszystko trwało zbyt
długo. Nie miała już siły. Teraz kiedy patrzyła wstecz,
analizując całe jej postępowanie doszła do jednego, strasznego
wniosku. Cała jej egzystencja nigdy nikomu nie wyszła na dobre. -
Jestem do niczego.
Zachwiała się na
nogach. Przed upadkiem uratowała ją pobliska ściana. Przywarła
plecami do jej chłodnej powierzchni, nieco rozświetlając sobie w
głowie. Osunęła się na ziemię z trudem powstrzymując łzy.
Drake zauważył jej kruchy stan i ukucnął tuż obok. Jego błękitne
oczy wpatrywały się w nią jak zaczarowane.
- To nie prawda. -
odpowiedział pewnym tonem
Zaczęła gorączkowo
potrząsać głową. Nie chciała by ja pocieszał, ale potrzebowała
tego. Potrzebowała ciepłych słów otuchy, cennych rad, a przede
wszystkim potrzebowała poczuć się bezpieczna Jedyne co mogła
zrobić, by całkowicie nie popaść w histerię, to zarzucić mu
ręce na szyję, chowając twarz tuż przy jego szyi. Czuła jak jego
ciało się napina z zaskoczenia takim obrotem wydarzeń. Powoli
objął ją ramionami. Nie chciała pokazywać jaka jest słaba, ale
nie potrafiła dalej radzić sobie sama. Była za młoda by stanąć
naprzeciw tylu problemom. Pragnęła podzielić z kimś ciężar tego
brzemienia. W środku, jakaś jej niewielka część cieszyła się,
że to właśnie w jego objęciach się znalazła. Dotyk jego
ciepłych dłoni spoczywających na jej plecach działał na nią
kojąco. Niemal zapominała o świecie jaki ją otaczał. Zupełnie
jakby czas się zatrzymał, dając jej szansę nacieszyć się
chwilą.
- Przepraszam. -
wydukała
- Jeśli właśnie o
taką pomoc ci chodziło, to nie mam nic przeciwko. - zażartował.
Mimo woli jej usta
wygięły się w lekkim uśmiechu. Już nie miało dla niej
znaczenia, co powinna zrobić, o czym myśleć. Pozwoliła sobie na
moment ukojenia, którego już od dawna tak bardzo pragnęła.