Właściwie nie
wiedziała czego się spodziewać po głównej siedzibie Zachodniego
Stada. Siedziała w milczeniu na siedzeniu pasażera w samochodzie
Chrisa podczas gdy on z koncentracją kierował auto. Budynki śmigały
za oknem jeden za drugim. Alison powinna była myśleć o stadzie, o
tym jak ma ich uchronić, o tym co powie gdy stanie przed alfą, do
którego zmierza. Miała tysiące spraw do przemyślenia, ale jej
myśli biegły tylko w jednym kierunku, a był nim Drake. Była
zawiedziona, że nie było go przy niej kiedy się obudziła.
Wiedziała, że to samolubne z jej strony, ale naprawdę pragnęła
jego bliskości. Była zupełnie inną osobą, kiedy on kręcił się
w pobliżu. Czuła się pewniej i bezpieczniej, a teraz niczego
bardziej nie potrzebowała niż odwagi i wsparcia duchowego. Nie
wątpiła, że może w tej kwestii liczyć na brata, ale mimo
wszystko to Drake był osobą, do której czuła coś więcej. Może
sama nie chciała się przed sobą do tego przyznać, bo jeszcze
nigdy się nie zakochała. W swoim życiu chodziła na randki, ale
były to co najwyżej tygodniowe relacje. Potem zwyczajnie albo się
nimi nudziła, albo zaczynali ją denerwować. Drake był inny. Za
często się zmieniał by ją zanudzić. Był dla niej całkowicie
nieprzewidywalny, co sprawiało, że przyciągał ją do siebie
jeszcze bardziej.
- Nie martw się. Jakoś
to będzie. - Usłyszała głos brata.
Nawet się nie
zorientowała, że samochód już stoi. Znajdowali się na parkingu
niedaleko jakiejś szkoły. Naprzeciwko płynęła rzeka, a obok
stała zabudowana hangarami stocznia. Bez słowa wysiadła z auta,
wypatrując miejsca, do którego przybyli. Widziała, że Chris
chciał jej coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnował i ruszył
przed siebie w stronę stoczni. Przeszedł przez ulicę i zaczął
śledzić wzrokiem podłoże, szukając czegoś.
- Wy mieliście swoją
willę, my drzewo z jaskinią, z kolei oni...- Przerwał i szybszym
krokiem wszedł w zarośla. Z lekkim powątpiewaniem poszła za nim.
- mają kanały. - dokończył, odsuwając potężny właz,
zasłaniający ogromną, ciemną dziurę, nie wiadomo jak głęboko
sięgającą.
Alison niepewnie
wychyliła się by spojrzeć w dół.
- Kompletna ciemność.
- stwierdziła
- Zdaj się na swój
naturalny talent. - wyznał i jak na zawołanie jego oczy zalśniły
srebrnym blaskiem.
Zaparł się dłońmi i
zaczął powoli schodzić po metalowej drabince. Szybko straciła go
z oczu, ale słyszała jego kroki, które były jedynym
zagwarantowaniem, że jeszcze tam jest. Głęboko odetchnęła
świeżym powietrzem, po czym zanurkowała do tunelu.
Tak jak myślała droga
w dół była długa i ciężka, przez śliskie od wilgoci metalowe
rurki, które nijak nie chciały utrzymać jej stóp, ani dłoni w
stałej pozycji. Kilka razy myślała, że spadnie w dół, ale w
ostatniej chwili zdążyła się złapać. Raz musiała oprzeć się
na barkach Chrisa by nie stracić równowagi. W końcu jednak dotarli
na samo dno.
- Świetnie. - mruknęła,
czując jak jej buty przeciekają. Po kostki byli zanurzeni w jakiejś
cieczy, która sądząc po zapachu i gęstości nie była tylko wodą.
- Naprawdę nie mogli wybrać jakiegoś bardziej cywilizowanego
miejsca. Żeby chociaż było tutaj jakieś światło.
- Wilkołaki nie
potrzebują latarek. - przypomniał
- Ale swoje buty chyba
lubią, co?
Uniosła nogę, po raz
ostatni rozpaczając nad przemoczonym trampkami. Te buty zdecydowanie
za dużo już przecierpiały i o dziwo nadal trzymały się kupy.
- Chodź. - pociągnął
ją za sobą.
Jeszcze przez kilka minut
musiała trzymać go za ramię zanim uruchomił jej się wzrok. Jak
już to się stało była w stanie nie tyle zobaczyć, ale również
wyczuć nawet najmniejszy ruch wody, usłyszeć drżenie ścian,
kiedy cięższy samochód przejeżdżał wysoko nad ich głowami.
Jedyną zaletą było chłodniejsze powietrze, które w porównaniu z
gorącem panującym na zewnątrz było cudownie orzeźwiające.
Oczywiście zapach mógłby być lepszy, ale brodzenie w gnijącej
wodzie jest mimo wszystko lepsze od tonięcia w odchodach.
- Te tunele ciągną się
kilometrami pod całym miastem. - wyznał – Są idealnym punktem
strategicznym oraz schronieniem.
- Znasz je wszystkie? -
spytała
Nie odpowiedział.
- Chris, chyba wiesz
gdzie w ogóle mamy iść, co?
Odwrócił się z
niewinnym uśmiechem.
- Nie do końca.
Liczyłem, że ktoś po nas wyjdzie jak usłyszą, że weszliśmy.
- Albo od razu nas
zabiją, bo jesteśmy intruzami.
Przewróciła oczami i
wyminęła go w nie za szerokim korytarzu.
- Co chwilę mijamy
jakiś boczny tunel. Gdyby nie fakt, że w żaden nie skręcaliśmy
to już dawno bym się zgubiła, bo one wszystkie wyglądają tak
samo. Myślałam, że mówiąc, że wiesz gdzie mają swoją
siedzibę, to naprawdę wiesz gdzie mają swoją siedzibę. Tak
możemy błądzić w nieskończoność, a nie mamy na to czasu.
- Ciii. - powiedział
nagle
Odwróciła się w jego
stronę. Zastygł w bezruchu kilka kroków dalej.
- Co jest? - szepnęła
- Słyszałaś? - spytał
powoli przesuwając oczami
Wstrzymała oddech,
starając się coś usłyszeć.
- To tylko dźwięk
płynącej wody. - powiedziała niepewnie
Nie przekonany jej
słowami, nadal niepozornie się rozglądał. Stali na środku
rozdroża. Z każdej z czterech stron mogło coś wyleźć, a Alison
naoglądała się zbyt wiele horrorów o gigantycznych wężach oraz
innych paskudztwach ubóstwiających ciemne, śmierdzące tunele, by
zacząć się niepokoić napięciem brata.
Nagle coś głośno
chlusnęło, po czym ciemna postać, która wydawała się jedynie
cieniem, zaatakowała Chrisa, przytwierdzając go do ściany. Błysnął
metal i ukazał się długi sztylet przyciśnięty do jego szyi.
- Czego tutaj szukacie?
- warknęła zakapturzona postać, wpatrując się wprost na Chrisa.
- Hej, spokojnie. Nie
mamy złych zamiarów. - zaczęła Alison
Chris w pokojowym geście
uniósł dłonie, mijając ostrożnie ostrze miecza. Postać nawet
nie drgnęła. Alison nie widziała jego twarzy, a jedynie bogaty
sprzęt jakim był obładowany. Liczne małe noże poprzyczepiane
prawie wszędzie, do nóg, rąk, na barkach i brzuchu. Na plecach
miał dwa długie sztylety, a przy boku pasek na najdłuższy z nich,
którym właśnie groził Chrisowi.
- Jestem Alison
Stevenson, obecna alfa Północnego Stada. Przyszliśmy porozmawiać
z twoim alfą.
- Stevenson? - zdziwił
się
- Znasz Stevensonów? -
Chris przekręcił głowę, wytężając wzrok. Gwałtownie
wybałuszył oczy, jakby go olśniło. – Aziz Rain?
Postać gwałtownie się
cofnęła, chowając sztylet.
- Chris. - stwierdził
neutralnym tonem – Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię
zobaczę.
- Wy się znacie? Skąd?
- zdziwiła się Alison
- Ojciec Aziza należał
kiedyś do Innych. Jezu, niemal razem się wychowywaliśmy. Podobno
uciekliście kiedy był atak.
- Tak. Poszczęściło
nam się. Czego tutaj chcecie?
Można by pomyśleć, że
skoro znali się od dziecka, będą chociaż trochę zadowoleni, że
ponownie się widzą. Natomiast żaden z nich, a zwłaszcza Aziz
nawet tego nie okazał. Nadal mówił do nich jak do intruzów.
- Porozmawiać z alfą.
- przypomniała
Aziz zrobił krok do
tyłu, jakby się speszył.
- Zaraz... - zaczął
Chris – Czy twój ojciec nie był alfą?
Mężczyzna na moment się
zawahał, po czym odsłonił kaptur. Brązowe, postrzępione włosy,
opadły mu na czoło, na twarzy ukazały się bursztynowe oczy.
- Nasz alfa nie żyje.
Prawie całe stado zostało wybite.
- Juan. - westchnęła
Alison, nagle pozbawiona sił.
Oparła się o wilgotną,
kamienną ścianę i odetchnęła kilka razy.
- Gdzie są ocalali? -
drążył Chris, widząc, że Alison nie jest w stanie na dalszą
rozmowę.
- Uciekli. Chowają się
w domach, większość wyjechała z miasta.
- Jak to się stało? -
wydyszała Alison
Zamiast odpowiedzieć,
kiwnął głową i nakazał podążyć za sobą. Ruszyli za nim,
zupełnie nie spodziewając się tego co mieli zobaczyć. Aziz
poruszał się szybko i praktycznie bezdźwięcznie, mimo wody, która
głośno chlupotała pod stopami Alison i Chrisa. Obserwując
tajemniczą postać nie mogła mu się nadziwić. Jaki wilkołak nosi
ze sobą taki arsenał? Rozumiała, że to środek bezpieczeństwa,
sama nosiła ze sobą broń, ale co najwyżej trzy sztylety. On
natomiast był obwieszony jak świąteczna choinka i nawet trochę
błyszczał jak ona.
Szli kilka minut, aż
korytarz się rozszerzył, a oni stanęli wewnątrz ogromnej sali, a
raczej tego co z niej zostało. Resztki drewnianych krzeseł i stołu,
walały się po podłodze osmolone i zwęglone. Tak samo wyglądały
ściany. Czarne łuny ciągnęły się, aż po wysoki sufit.
- Jak można spalić
podziemny kanał? - zdziwiła się
- Wszystko spłonęło w
kilka minut. - wyznał Aziz – Zaatakował podczas zebrania nagle,
bez ostrzeżenia. Ogień spowił salę, po czym pojawiły się te
bestie.
- Potępieni. -
dokończył Chris
Aziz minimalnie pokiwał
głową.
- Zbierały posiłki.
Nie mordowały tylko wysysały dusze. - jego głos był spokojny i
bez emocjonalny. Zupełnie jakby ta sprawa go nie dotyczyła. - Nic
nam nie zostawił.
- Jednak ty przeżyłeś.
- zauważyła Alison
- Potrzebowali tylko
wilkołaków.
- To ty nie...
- Już nie. - wtrącił
Alison spojrzała
pytająco na Chrisa, ale ten tylko wzruszył ramionami.
- Liczyliśmy, że
zjednoczymy się we wspólnej walce z nim. - powiedział w końcu.
- Z Juanem. -
sprostowała Alison
Aziz spojrzał na nich,
jakby chciał się przekonać, czy nie żartują.
- Wiecie jak je zabić?
- spytał – To demoniczne istoty. Nie łatwo je pokonać.
- Dysponujemy bronią,
która je odstrasza. - zaczęła niepewnie Alison
- Ale nie zabija?
- Jak dotąd nie. -
odpowiedział Chris.
Aziz ironicznie się
zaśmiał. Spuścił głowę i kopnął jakiś walający się kawałek
drewna.
- Właściwie to nawet o
was słyszałem, ale nie wiedziałem, że chodzi o dzieci William
Stevensona, chociaż jakoś mnie to nie dziwi. - mruknął –
Przybyło ci rodziny, co? - skierował się do Chrisa
- Potrzebujemy pomocy w
walce z Potępionymi. - Chris nie zbaczał z tematu – Piszesz się
na to?
- Macie jakiś plan? -
spytał
Alison sądziła, że
skoro stracił własne stado to nie będzie chciał ryzykować
jeszcze własnym życiem w walce, która jak na razie w ogóle nie
wygląda na to by można było ją wygrać. Nie była jednak
zaskoczona jego zaangażowaniem. Już po ilości broni można by go
wrzucić do worka z lubiącymi ryzyko wojownikami. W spojrzeniu miał
coś takiego, co określało jego dziką naturę. Może i nie był
wilkołakiem – a o to na pewno zamierzała jeszcze zapytać – ale
pozostała w nim wilcza strona.
- Chcieliśmy wszystko
ustalić dzisiaj wieczorem razem z wami. - oznajmił Chris
- Cóż, jak widzicie
„wy” to od jakiegoś czasu tylko „ja”. - Wskazał na siebie
dłońmi. - Nikt inny od nas nie będzie walczył. Wszystkich
najsilniejszych przerobili na te dymiące ścierwa.
Neutralność jego głosu
i zupełny brak pogardy, czy złości przypominał Alison Aeirin.
Dreszcz ją przeszył na samo wspomnienie jej oczu, głosu i dotyku.
Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się strasznych obrazów.
- To co to jest? - spytał
– Jakiś rodzaj specjalnego światła, które je odstrasza?
- Właściwie nie
jesteśmy pewni. To rodzaj magii, którą otrzymaliśmy od ojca. -
odpowiedziała Alison – Juan chce ją nam odebrać. Przynajmniej
tak sądzimy.
- Jeśli to faktycznie
prawda to na pewno nie w takiej postaci. Skoro odstrasza jego armię,
oznacza to, że pochodzi z tej „jasnej strony”. Wiecie, mam na
myśli czarowników. Podział na tych dobrych i tych złych.
- Mniej więcej wiemy o
co chodzi. - zapewnił go Chris
- No. - kontynuował
Aziz – Potępieni to stwory z Mroku, a wasza magia pochodzi od
Światła. Sam fakt, że Juan może kontrolować te stwory oznacza,
że musi mieć w sobie krew czarownika, który również powstał z
Mroku.
- Aeirin. Ona też chce
uzyskać tą magię.
Aziz kiwnął głową.
- Żeby w ogóle przejąć
tą magię muszą ją najpierw zepsuć, że tak się wyrażę. Nie
można tego zrobić, gdy spoczywa ona w żywym organizmie.
- Aeirin szuka kamienia,
który miał mój ojciec, ale nie mamy pojęcia gdzie on jest. -
powiedział Chris – To w nim znajdowała się magia.
- Dopóki nie zdobędą
tego kamienia, nie będą mieli dostępu do waszej magii. Ona działa
na nich tak samo jak na Potępionych, co nadal nic nam nie daje.
Trzeba wiedzieć jak zabić Potępionych, a nie tylko ich odstraszyć.
Ta bariera, choć nie wiadomo jak byłaby silna będzie działać
tylko na początku.
- Zadzwonię do Darrena.
Powiem, żeby spotkał się z nami w starych magazynach. - powiedział
Chris i odszedł wykręcając numer.
- Skąd właściwie tyle
wiesz? - spytała zdziwiona Alison
Spojrzał na nią
przeszywającym wzrokiem.
- To wiedza, która jest
niezbędna jeśli chce się jakoś funkcjonować w nadnaturalnym
świecie. Trzeba wykorzystywać każdy swój atut.
Była w tym pewna
mądrość. Wiedza nie zawsze była korzystna, ale na pewno dawała
pewnego rodzaju przewagę. Sama nie była pewna, czy to źle, że nie
wiedzą gdzie jest poszukiwany kamień. Z jednej strony gdyby go
mieli mogliby go ukryć, ale czy wtedy nie łatwiej byłoby wydobyć
Aeirin tą informacje. Gdyby Alison wiedziała gdzie jest kamień, na
pewno powiedziałaby to czarownicy kiedy ta ją torturowała. Tak
przynajmniej położenie kamienia jest nieznane obu stronom.
- Wasze stado też jest
w rozsypce. - zauważył Aziz
- Bellamy, nasz alfa
został porwany i nie wiadomo, czy żyje.
- Zdaje się, że
mówiłaś, że to ty jesteś alfą.
- Teoretycznie wygrałam
pojedynek, ale zrobiłam to tylko dlatego, że chciałam uratować
brata, a nie dlatego by komukolwiek przewodzić. Nie jestem dobra w
tych sprawach.
- Zapewne nie
wygrałabyś, gdybyś nie była tym kim jesteś.
Spojrzała na niego,
próbując zanalizować jego słowa. Czy on wiedział, że Alison i
Chris nie są wilkołakami? Podobno nie jest to w jakiś sposób
wyczuwalne. A może w jego słowach nie było żadnego ukrytego
znaczenia, a może domyślił się tego z plotek oraz faktu, że mają
w sobie jakiegoś rodzaju magię. Nie wiadomo czy normalny wilkołak
byłby do tego zdolny. Zapewne nie.
- Darren już jedzie do
magazynów. My też powinniśmy wracać. - powiedział Chris,
chowając telefon do kieszeni. - Jedziesz z nami? - skierował się
do Aziza
Ten kiwnął głową i
ruszył w stronę korytarza, którym ich tutaj wprowadził. Cała
trójka ponownie zanurzyła się w ciemnych tunelach.