- Wiadomość dotarła
szybciej niż się spodziewałem. - Ostentacyjnie spojrzał na
nadgarstek lewej ręki, na którym powinien znajdować się zegarek.
- A gdzie pozostali? - spytał kpiącym głosem.
- Jestem sama. - odparła
najpewniejszym głosem na jaki tylko było ją stać – Nie wiedzą,
że przyszłam.
To było słabe kłamstwo,
bo mógł ich usłyszeć, wyczuć lub nawet zobaczyć. Zresztą ona
na jego miejscu również trzymałaby się wersji, że przybędzie
cała grupa.
- Nigdy nie brakowało
ci odwagi. - stwierdził – Ale czy to mądre z ich strony, żeby
tak cię tutaj puszczać samą.
Upiornie się uśmiechnął,
a jego oczy zabłysły. Jak na zawołanie za jego plecami uformowały
się dwie dymiące bestie. Zjeżona sierść, która właściwie nie
była sierścią, tylko kłębiącym się pyłem stała wysoko
dodając im wzrostu. Głowy miały nisko przy ziemi, jakby gotowały
się do skoku. Ich jarzące się ślepia przeszywały ją na wskroś.
Oczy Juana wyglądały podobnie. Już nie były zielone niczym świeża
trawa, tylko ciemne, pełne mroku.
- Zaprzestań tego,
Juan. Nie widzisz co się z tobą dzieje? Co one z tobą zrobiły?
Zaczęła gadać głupoty,
by jakoś odepchnąć myśli od tych przepełnionych grozą ślepi.
Stanął prosto i nieco
rozluźnił ramiona. Demony podążyły za nim, stając w mniej
bojowej pozie, ale nadal pozostawały czujne i gotowe do ataku.
- Nie zrozumiesz tego,
moja droga. One dodają mi siły. Krew wiedźmy pozwoliła mi nad
nimi zapanować. Są na każdy mój rozkaz. Nie sprzeciwiają się,
nie rozważają moich poleceń. Zrobią wszystko bez żadnego „ale”.
To jest prawdziwe stado, które potrafi służyć alfie.
- To nie stado tylko
pozbawieni emocji żołnierze. Prawdziwa wataha opiera się na
więziach rodzinnych, a nie na twardych rozkazach. Podążamy za
władcą, który jest tego warty, w którego wierzymy.
- Nie czuję się przy
nich samotny. - stwierdził z dumą – To w końcu dusze naszych
braci i sióstr.
Zacisnęła pięści,
hamując się przed rzuceniem się na niego i rozkwaszeniem tej
pustej głowy.
- Ale na co to wszystko?
Na co ci tacy poddani?
- By coś udowodnić.
Pokazać, że nie trzeba być potężnym wilkołakiem by móc siać
grozę i strach. Wszyscy zawsze myśleli, że jestem małym knypkiem
płaszczącym się przed Brunem. Ale to on błagał mnie o litość
przed śmiercią. Gdybyś widziała pogardę na twarzy stada, gdy
ukląkł przede mną niczym najgorszy śmieć. Jak ktoś taki miałby
nami dowodzić? Tchórz! - splunął.
- Wiec zabiłeś
wszystkich by udowodnić jaki jesteś straszny? Komu teraz chcesz to
pokazać skoro wszyscy nie żyją? - zdenerwowała się
- Jacksonville to nie
jedyne miejsce gdzie znajdują się wilkołaki. Skończę z tym
miastem i ruszam dalej.
Dalej? To było dla niej
dziwne. Czyżby Juan nie wiedział, że kiedy opuści granice
magicznego trójkąta nie będzie już taki potężny?
- Po to nas wezwałeś?
By wykończyć niedobitków?
- Skoro sami się
pchają. - Niewinnie wzruszył ramionami – Ale tylko wilkołaki, a
ty nim nie jesteś, prawda? - Wskazał na nią palcem. - Jesteś
czymś więcej. Czymś bardziej potężnym. Tak samo jak twój brat.
Zmiennokształtni. Mając kogoś takiego u boku zyskałbym większy
szacunek, ale wystarczy mi tylko jeden.
Jego ręka przesunęła
się na drzwi, które momentalnie się otworzyły. Do środka wszedł
Potępiony, trzymając za kołnierz bluzy ledwo przytomnego Chrisa.
Rzucił nim jak lalką o podłogę, po czym spojrzał wyczekująco na
swojego pana.
- Przyprowadź pozostałą
dwójkę. - rozkazał Juan, patrząc wprost na Chrisa, który zaczął
zbierać się z podłogi.
Brat spojrzał
przepraszająco na Alison. Po jego twarzy spływała krew, włosy
miał sklejone ziemią, a ubranie podarte.
- Nie wiele czasu
potrzebowały, by ich wytropić. Jesteście beznadziejni. - zaszydził
Juan
Energicznym krokiem
ruszył w stroną Chrisa. Po drodze sięgnął za siebie, wyciągając
nóż. Alison automatycznie stanęła mu na drodze, ale lekkim ruchem
ręki powalił ja na ziemię. Zupełnie jakby nic nie ważyła,
pchnął ją na podłogę.
- Nie możesz! -
krzyknęła z trudem łapiąc powietrze – Jak go zabijesz, zginę i
ja.
Zawahał się i spojrzał
na nią.
- Kłamiesz. - parsknął
- Gdybyś wiedział
więcej o moim gatunku, miał byś pewność. Zmiennokształtni nie
mają rodzeństwa. W każdej rodzinie rodzi się tylko jeden potomek.
Jesteśmy wybrykami własnego rodzaju, magicznie powiązani,
odczuwając wszystkie emocje oraz ból razem.
Widziała na jego twarzy,
że jej nie wierzy. Zamierzał go zabić, a ona nie miała nic by go
powstrzymać. Ukucnął i jednym ruchem uniósł Chrisa nad siebie.
Ten chociaż wycieńczony, patrzył na niego spod przymkniętych
powiek wzrokiem pozbawionym strachu. Przed zadaniem ciosu,
powstrzymało go wejście dymiącego wilka, który zgodnie z rozkazem
przytargał ze sobą Rusty'iego i Ricki. Oboje wyglądali podobnie do
Chrisa. Zmęczeni, ledwo przytomni i poranieni. To było nie możliwe,
że tak szybko zostali pokonani.
Gdzie do diabła był
Drake?
Juan zainteresował się
nowo przybyłą dwójką, coś do nich mówiąc. Alison wykorzystała
jego nieuwagę i zaczęła rozglądać się za jakąś bronią. Jej
oczy gorączkowo penetrowały przestrzeń. Nic nie wyglądało na
dostateczne narzędzie ofensywy. Roztrzaskane drewno zbyt kruche by
mogło na coś się zdać, odłamki szkła może i ostre, ale mało
skuteczne.
- Będziecie świadkami
czegoś niezwykłego. Skoro nie mogę go zabić. - spojrzał na
Alison, która gwałtownie się wyprostowała – Przemienię go w
jednego z Potępionych. Z jego talentami na pewno będzie potężnym
sprzymierzeńcem.
Upuścił Chrisa na
ziemię. Alison usłyszała jak wypuszczał powietrze, kiedy uderzył
o podłogę. Złożył się jak krzesło, kuląc z bólu. Jego
mięśnie drżały, a paznokcie wbijały się w drewnianą posadzkę.
Odchylił głowę i spojrzał na Alison. Jego oczy lekko się
jarzyły. Próbował się zmienić, ale był zbyt słaby.
Ledwo widocznie pokręciła
głową, dając znak by tego nie robił.
- Dalej! - Juan wydał
rozkaz jednemu z Potępionych. Nie wiadomo skąd, ale było ich już
pięciu wewnątrz budynku, a nie trzech. Płonąca bestia, ciężkim
krokiem podeszła do kulącego się Chrisa. Alison zacisnęła dłoń
na szklanym odłamku, gotowa do rzutu.
Zanim bestia zdążyła
się pochylić, coś mocno zatrzęsło ścianami chatki. Głośny huk
powietrza wyważył drzwi. Zerwał się wiatr, który nawet Juana
powalił na kolana. Alison zmrużyła oczy by cokolwiek dostrzec. W
wejściu stała Aeirin z rozłożonymi rękoma. Jej długie włosy
szaleńczo powiewały dookoła jej głowy.
- Nikt nie wykorzystuje
Aeirin bezkarnie. - ryknęła
Wyglądała jak bogini
zemsty. Cała na czarno z morderczo jarzącym się wzrokiem. Juan
zdołał podnieść się z podłogi i stanąć naprzeciw wiatru.
- Wspaniale, że i ty
sama przybyłaś na swoją egzekucje. - krzyknął.
Nie powiedział nic
więcej, ale nagle pomieszczenie wypełniło się czarnym dymem.
Potępieni już nawet nie mieli kształtu. Byli jedną masą,
rozdzieloną jedynie dziesiątkami par czerwonych oczu. Wszystkie
naraz ruszyły w stroną Aeirin. Alison wykorzystała zamieszanie by
podpełznąć do brata. Demony przefruwały nad jej głową, co jakiś
czas zahaczając ją pazurami. Wewnątrz panował ogromny hałas.
Szczęk zębów i pełne grozy warknięcia wypełniły jej uszy.
- Jak się czujesz? -
starała się przekrzyczeć harmider
- Powoli dochodzę do
siebie. - odpowiedział – Musimy się zmienić. To jedyne wyjście
by odeprzeć Potępionych.
Zaprzeczyła głową. Coś
błysnęło w stercie drewna po lewej stronie. Odgarnęła odłamki
mebli, wyciągając pozostawione ostrze z czarnym kamieniem. Czyli
jednak nie zostawił jej bezbronnej.
- Mam inny pomysł.
- Co to tutaj robi? -
zdziwił się. Spojrzał na nią po czym zrozumiał – Drake. To
jest ta broń.
Chciał wyciągnąć
sztylet z jej dłoni.
- Jesteś za słaby. -
stwierdziła – Zabierz stąd resztę.
Spojrzała za siebie.
Ujrzała dzielnie walczącą Ricki, która odpierała atak jednego z
Potępionych. Tuż za nią leżał nieprzytomny Rusty.
- Ty też. - powiedział
Drake, opadając na kolanach tuż przy nich – Zabierajcie się
stąd. Razem z Aeirin damy sobie radę. - Spojrzał na Alison –
Sztylet zabija również Potępionych. Użyj go jak, któryś stanie
ci na drodze.
Już miał odwrócić się
i ruszyć w wir walki, ale w ostatniej chwili zawrócił i mocno
przycisnął usta do jej warg. Pocałunek był czuły, ale krótki.
- Ratujcie się. -
powiedział po czym zniknął gdzieś w czarnym dymie.
Przez chwile siedziała
oszołomiona. Szybko jednak zebrała się w sobie i z bratem
podpartym na ramionach powoli zaczęła brnąć w stronę drzwi.
Potępieni przelatywali obok nich nienamacalnie. Co jakiś czas tylko
któryś z nich mocno uderzył ich z tyłu, na moment pozbawiając
ich równowagi.
Bez większych przygód
dotarli do Ricki, która walczyła z trzecim z noży. Na ramieniu
miała poważną ranę, która obficie krwawiła. Alison zostawiła
brata i ruszyła jej na pomoc. Zaszła bestie od tyłu i mocno wbiła
nóż w miejsce, gdzie powinny być żebra. Demon zaskomlał i na
chwilę dał spokój Ricki, która wykorzystując okazję zadała mu
ostateczny cios. Potwór znieruchomiał i błyskawicznie zamienił
się w czarny, migoczący pył.
- Zbieramy się stąd. -
poleciła Alison – Chris jest przy drzwiach. Ja zajmę się
Rusty'im.
Kiwnęła głową, po
czym widocznie utykając zaczęła biec w stronę wyjścia. Alison
uklękła przy chłopaku i zaczęła go podnosić. Już kiedyś
pomagała mu iść, ale kiedy był zupełnie nieprzytomny, okazał
się jeszcze cięższy. Wysilając wszystkie swoje mięśnie udało
jej się dźwignąć go na tyle by zarzucić sobie jego rękę na
barki. Pół niosąc i pół ciągnąc go za sobą, wydostała się
na zewnątrz. Powietrze poza domem, było kojąco chłodne i czyste w
odróżnieniu od gęstego dymu.
- Co z nią? - spytała
kładąc Rusty'iego niezbyt delikatnie na trawie.
Ricki leżała obok, a
tuż nad nią klęczał Chris i przewiązywał jej ramię skrawkiem
własnej koszulki.
- Niedobrze. Ten stwór
nieźle ją ugryzł. Rana wygląda podobnie do tej, którą miał
Aziz.
Ręce mu się trzęsły,
a oczy miał załzawione.
Uklękła obok, kładąc
dłoń na jego. Spojrzał na nią, ale nadal się trząsł.
- Musisz ją stąd
zabrać. Musi istnieć sposób by ją uratować. Ricki jest dzielna.
Nie podda się bez walki. Zadzwoń do Darrena.
- Muszę wracać pomóc
Drake'owi.
Ze strachem spojrzał na
szamotaninę w domu. Szum, zgrzyt i warczenie. Nie widziało się nic
poza czarnym dymem. Nie było wiadome co dzieje się w środku.
- Zajmij się nią. -
powiedziała i zanim zdążył ją powstrzymać, chwyciła drugi nóż
i pobiegła z powrotem do domu.
Wspaniały rozdział ! NAprawdę jestem pod coraz większym wrażeniem. Ach słodzę cię jak cukierniczka. NO chciałabym znaleźć jakiś błąd i go skrytykować ale się nie da XD. Jesteś genialna, uwielbiam twoją książkę i ja chcę ją zobaczyć nie długo na pułkach w matrasie lub empiku ;D. A tak z innej beczki, masz fb ?
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarze i pochwały. ^.^
UsuńTak, mam facebooka.