środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 65

- Gromko? - zaśmiał się Drake – Nie jestem ekspertem, ale mówi się chyba „gęsto”.
Alison obracała głową z czarownika na Drake'a i z powrotem. Lekko zmieszana przeczesała włosy i odsunęła się od ściany.
- Co się dzieje? Znalazłeś ten przedmiot?
- Ktoś nas uprzedził. - powiedział przez zaciśnięte zęby, groźnym wzrokiem taksując niewinnie wyglądającego Drake'a. - Mówiąc „ktoś” mam na myśli pewną wiedźmę, z którą macie na pieńku.
- Co? - Alison zaparło dech.
- Budynek jest otoczony ochronnymi zaklęciami, które dla twojej wiadomości sam zakładałem. Nie mogła wejść bez szczerego pozwolenia jednego z domowników.
Alison dołączyła do czarownika i z lekkim niedowierzaniem spojrzała na Drake'a.
- Wpuściłeś tutaj Aeirin? Dlaczego?
- Pytanie powinno brzmieć, czy już całkowicie straciłeś rozum oddając Aeirin jedyną broń, która jest w stanie zabić Juana?! - stwierdził Chris z powrotem wchodząc do hali. - Powinnaś się przebrać. Trzeba zwrócić te ciuchy. - skierował się do Alison podając jej złożone ubrania.
Zbił ją nieco z tropu. Przejmował się tak błahymi sprawami w obliczu być może katastrofy. Mimo wszystko wzięła ubrania i ruszyła w stronę pokojów. Zanim zdążyła zrobić krok, czarownik wykonał nieokreślony gest ręką, w ciągu sekundy zmieniając jej odzienie.
- Nie ma teraz na to czasu. - wyjaśnił, uśmiechając się niewinnie, gdy ta posłała mu gniewne spojrzenie. Odwrócił się z powrotem do Drake'a i kontynuował – Masz nam coś do powiedzenia?
- Tylko tyle, że jesteście niesamowicie opóźnieni. - rzucił beztrosko – Szybkość waszego działania pozostawia wiele do życzenia.
- Dlaczego więc nas nie oświecisz, geniuszu? - nie ustępował czarownik
- Twoje informacje na temat Potępionych są tak mało konkretne i suche, że wolałem skierować się do osoby, która ma z nimi więcej wspólnego.
- Ona pomogła mu je stworzyć! Oczywiście, że wie o nich więcej. Nie czyni jej to jednak mądrzejszej.
Alison z Chrisem w ciszy wsłuchiwali się tej słownej potyczce, zmieniając jedynie położenie własnej głów.
- Skoro jej wiedza jest większa, to jest wiarygodniejszym źródłem informacji niż ty, marny magiku. Zanim w ogóle wpadliście na pomysł o broni na Juana ja już dawno miałem ją w dłoniach. - uśmiechnął się dumnie.
- Nie na długo skoro postanowiłeś ją oddać.
Twarz czarownika była niemal bordowa od przepełniającej go złości.
- To wy tak stwierdziliście. Nic Aeirin nie oddałem.
Wszyscy mimowolnie wypuścili powietrze. W końcu to Chris pierwszy się odezwał.
- Co więc tutaj robiła i gdzie jest ta broń?
- Potrzebowałem jej by określiła mi gdzie się znajduje magia zdolna zabić tego świra. Teraz jest w bezpiecznym miejscu.
- Czego chciała w zamian? - spytał z automatu Darren.
- To już moja sprawa.
- Stare nawyki wracają, co?
Czarownik założył ręce i wrednie się uśmiechnął.
- Nie na tyle ile myślisz. - syknął w odpowiedzi Drake
- Dobra, opanujmy się. - interweniował Chris – Czego się dowiedziałeś?
- Niczego co mogłoby nas ucieszyć. Można powiedzieć, że wszystko co myśleliśmy o Juanie to nie do końca prawda. Nie stworzył Potępionych by władać nad stadami, co można by powiedzieć stało się jasne, skoro nie ma już żadnych stad. Potępieni są jak plaga. Bardzo szybko się rozprzestrzeniają. Są źródłem jego energii i mocy. Kiedy ich liczba wzrośnie dostatecznie wysoko, stanie się samowystarczalny.
Darren szeroko otworzył oczy.
- Samowystarczalny? W jakim sensie? - zdziwiła się Alison. Reakcja czarownika wcale jej się nie spodobała.
- To niemożliwe. - szepnął oszołomiony – To oznaczałoby, że nie będzie potrzebował niczego, ani nikogo by pozyskiwać energię. Przemieni się w czarownika i to nie byle jakiego. W powiązaniu z jego naturą wilkołaka, stanie się mieszańcem, którego ten świat jeszcze nie widział. Biorąc pod uwagę, że magia, którą zyskuje od Potępionych nie należy do najczystszych, będziemy mieli wielki problem.
- Aeirin przy nim to pestka. Jej zasoby nie są nieskończone. Jest teraz słabsza niż kiedykolwiek, a przez to bardziej zdesperowana. Pomogła mi, bo nie miała innego wyjścia. - stwierdził Drake – Juan, który kiedyś był już nie istnieje. Stał się zbiornikiem na czarną magię, która całkowicie go opanowała. Nie ma mowy by pozostał grzeczny jak już osiągnie swój cel.
- Ile mu brakuje? - spytała Alison
- Osiągnięcie takiego stanu nie jest łatwe. - myślał na głos czarownik – Musiałby mieć ponad tysiąc Potępionych. Trzy stada z Jacksonville to za mało. Nie opuści jednak granic trójkąta. Będzie musiał jakoś zwabić inne stada.
- O ile już tego nie zrobił. - wtrąciła Alison
- Musimy działać szybko. Gdzie jest ta broń? - upomniał się Chris
Drake już otwierał usta by coś powiedzieć, ale w tym samym momencie drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Wszyscy czworo gwałtownie się odwrócili. W przejściu ledwo przytomny i cały we krwi słabo oparty o framugę sterczał Aziz.
- A ten to kto? - zdziwił się Drake
Nowo przybyły nie odpowiedział tylko runął na ziemię. Chris momentalnie znalazł się przy przyjacielu, podpierając jego głowę.
- Aziz co się stało?
Jego oczy na moment się otworzyły.
- Juan. - zdążył szepnąć zanim całkowicie stracił przytomność.
Alison stanęła jak wryta. Czarownik jednak działał szybko. Polecił Chrisowi położyć rannego na kanapie. Jednym ruchem rozerwał ledwo trzymającą się całości koszulkę, odsłaniając paskudną ranę na ramieniu. Wyglądała jak ślad po bardzo nieprzyjemnym ugryzieniu. Rozszarpane mięśnie pokryte były kleistą mazią, która wyglądem przypominała smołę. Tkanka zaczynała czernieć i gnić, w niektórych miejscach wyglądała na spaloną. Żyły, które doskonale ukazywały się pod jasną cerą, były całkowicie czarne, jakby wypełniała je trucizna.
- Co się dzieje, Darren? - spytał spanikowany Chris
- Jest w trakcie przemiany. - wydukał zdumiony – To ślad po ugryzieniu Potępionego. W momencie, kiedy jego jad dotrze do serca, nie będzie już śladu po starym znajomym.
- Da się to przecież jakoś zatrzymać, prawda? - uniosła się Alison, nie odrywając wzroku od koszmarnej rany.
- Może byłoby to możliwe, ale nie w tak zaawansowanym stadium. Jedyne co mogę zrobić to nieco wydłużyć jego czas. Obawiam się, że śmierć jest nieunikniona. - Ze smutkiem spojrzał na Chrisa – Nie możemy pozwolić mu na zmianę.
- Nie pozwolę mu tak odejść. Zrób wszystko co możesz by zmniejszyć jego ból. Musimy z nim porozmawiać.
- Chris to nie jest dobry pomysł. Spójrz jak on wygląda. - zaczęła Alison
- Musimy się dowiedzieć, dlaczego został zaatakowany. Aziz nie jest wilkołakiem. Na nic nie przyda się Juanowi. Nie stanie się Potępionym.
Czarownik się wzdrygnął.
- Jak to nie jest wilkołakiem?
- Zwyczajnie nim nie jest. - warknął
Darren widząc jego reakcje, odpuścił dalsze pytania.
- Wilkołak, czy nie, zamieni się w coś co na pewno nie jest miłe i przyjazne. Nie możemy skazywać go na wieczne potępienie.
- Wydłuż jego czas. - polecił Chris – Zrób coś by się wybudził.
Darren nie zdążył wykonać ruchu, gdy Aziz nagle nabrał powietrza i szeroko otworzył oczy. Ze strachem spojrzał na otaczające go osoby.
- Juan! - wydyszał
Chris złapał go za ramiona i przytrzymał go w pozycji leżącej.
- Uspokój się, Aziz. Powiedz co się stało.
Jego oczy przestały szaleńczo badać przestrzeń. Zatrzymał wzrok na czarowniku. Trzęsącą ręką włożył coś małego w jego dłoń.
- Gł-ów-ny kkk-anał. - wydyszał - Mà-gia a-a-a-mb vi-i-i-da.
Mimo, że twarze pozostałych jasno wyrażały, że nie mają pojęcia o co chodzi, czarownik wyraźnie zrozumiał jego słowa. Jego oczy szeroko otworzyły się w niedowierzaniu. Głęboko nabrał powietrza i odsunął się na bok.
- Aziz czego od ciebie chciał Juan? - Chris pierwszy odzyskał fason.
Ten przecząco pokiwał głową.
- On n-n-niesie ty-y-lko śmierć. - Z trudem przełknął ślinę. Jego ciało przeszły drgawki. Wzrok mu się rozjeżdżał. - Prosz-szę.
Dłoń mu drżała kiedy podawał Chrisowi nieduży sztylet. Alison zauważyła jak po twarzy brata spływają łzy. Lekko kiwnął głową i przyłożył czubek ostrza nad klatką piersiową Aziza w miejscu gdzie znajdowało się serce. Ranny zacisnął dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Poł-ł-łudniowy Dom-m-m. B-b-b-ędzie cz-cz-ekał.- wydyszał zanim Chris nacisnął na sztylet wbijając go aż po rękojeść.
Oczy Aziza momentalnie zastygły, a znajdujący się w nich blask przygasł. Chris pochylił głowę nad ciałem przyjaciela i z trudem nabrał powietrza. Alison delikatnie położyła dłoń na jego plecach, chcąc jakoś go pocieszyć. Nie było jednak słów, które w jakikolwiek sposób mogłyby teraz pomóc.

3 komentarze:

  1. Uwielbiam cię! Poprostu uwielbiam! Masz ogromny talent! Od paru dni czytam twoją "książkę" i uważam, że z rozdziału na rozdział jest co raz lepsza :D Z OGROMNĄ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!!!! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję!
    Cieszę się jak głupia, że moje wypociny znalazły nowego fana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymasz w napięciu - to lubię ;). Naprawde super rozdział, czekam na z niecierpliwością na kolejny :-*

    OdpowiedzUsuń