Siedziała na starym,
poszarpanym fotelu, obserwując swojego strażnika spod przymkniętych
powiek. Ten szwendał się po całym pokoju. Na początku jak tylko
weszli, włączył laptopa stojącego na szklanej ławie, potem
wyszedł do sąsiedniego pokoju i wrócił przebrany w świeże
ciuchy. Przyniósł też dwie szklanki wody. Sam opróżnił swoją w
kilka sekund. Alison ani razu się nie poruszyła. Teraz stał
naprzeciwko niej i wpatrywał się w ekran komputera.
- Możesz ściągnąć
kurtkę. Zagotujesz się. - zauważył
- Co za troska. -
syknęła. Nie podobała jej się ta sytuacja. Kompletnie nie
wiedziała co on zamierza. Nawet jej nie związał. Skoro była
potencjalnym zagrożeniem, to czy nie powinna być zamknięta w
zapuszczonej piwnicy?
- Nie możesz narzekać.
- wzruszył ramionami. - Zdaje się, że u was gorzej traktuje się
intruzów.
- Co ty o tym wiesz?
Odwrócił głowę i
przeszył ją chłodnym spojrzeniem. Odepchnął się od ściany i w
dwóch krokach pokonał dzielącą ich odległość. Odruchowo
wstała. Widząc jej reakcję, lekko się uśmiechnął. Było w nim
coś takiego co sprawiało, że jej serce momentalnie przyspieszało.
W żaden sposób nie okazywał złości, ani razu jej nie uderzył,
nie obraził, ale to opanowanie przyprawiało ją o dreszcze.
- Jesteś pewna co do
tej kurtki? - zapytał patrząc prosto na nią.
Nabrała powietrza kiedy
wyciągnął rękę w jej stronę. Dotknął kołnierza i powoli
przesuwał palce w dół po zapięciu. Szarpnął mocno przyciągając
ją bliżej. Stała jak zamurowana. Normalnie w takiej sytuacji
broniłaby się, albo wykonała unik, ale teraz ciało zupełnie
przestało reagować na polecenia wydawane przez umysł. Usłyszała
dźwięk odpinanego zamka. Nie wiedziała od czego. Patrzyła w jego
oczy. Nagle coś między nimi zalśniło. Uniósł rękę na wysokość
twarzy. W dłoni trzymał nóż, który był w kieszeni jej kurtki.
- Tak z ciekawości. -
przekrzywił głowę – Kiedy zamierzałaś go użyć?
Odwrócił się i wrócił
na swoje miejsce. Napięcie opuściło jej ciało. Zakręciło jej
się w głowie, tak że musiała z powrotem usiąść, by się nie
przewrócić.
- Skąd wiedziałeś, że
go mam? - wyszeptała
- Zauważyłem go od
razu. Obijał się o twoje biodro przy każdym kroku. Właściwie nie
wiedziałem czy to nóż.
- Więc czemu, wcześniej
go nie zabrałeś?
- Zastanawiałem się
kiedy mnie zaatakujesz. Myślałem, że będziesz próbowała uciec
jeszcze na zewnątrz.
Schyliła głowę. Nie
wiedziała czy był rozczarowany jej zachowaniem. Nawet jeśli, to
dlaczego w ogóle się tym przejęła.
- Po co mnie tu
trzymasz?
- Muszę się dowiedzieć
dlaczego tutaj przyszłaś.
- Uwierzyłbyś jakbym
powiedziała, że tego nie planowałam?
Gdyby była na jego
miejscu na pewno pomyślałaby, że to kłamstwo.
- Więc po co broń? -
uniósł sztylet
- Nigdy nie wychodzę z
domu bez jakiejś przewagi.
- Pazury i kły nie
wystarczą? - uniósł brew
Nie odpowiedziała.
- Skąd go masz? -
kontynuował
- Dlaczego to ważne?
Nóż jak nóż.
Podrapał się po
brodzie, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Na świecie są takie
tylko trzy. Widzisz ten znak? - wskazał palcem na czarny kamień. -
Widać go kiedy patrzysz z góry.
Z tej odległości czarny
kamień wydawał się gładki. Wstała po chwili namysłu, pokonana
przez własną ciekawość. Podał jej nóż ostrzem skierowanym do
siebie. Mogłaby wykorzystać ten moment by zaatakować. Wiedziała,
że powinna to zrobić, ale nie mogła znaleźć w sobie tej siły.
Coś w środku hamowało ją. Wyciągnęła dłoń. Wpatrywała się
w czarny kamień, aż pojawił się na nim znak. Widziała go już
wcześniej. Taki sam jak tatuaż Kevina.
- Triskelion –
szepnęła
Zmarszczył brwi,
podnosząc głowę jakby nie wierzył, że ona to powiedziała.
- Wszystkie należą do
mnie. Ten dałem tylko jednej osobie. Tej samej, której kurtkę masz
teraz na sobie. Więc możesz wyjaśnić dlaczego przyszłaś tutaj
mając przy sobie dwie rzeczy, z którymi by się nigdy nie rozstał.
Bo ja widzę tylko jedną opcję.
- Znasz Drake'a? -
zdziwiła się. Przez moment miała pustkę w głowie, która w
mgnieniu oka została wypełniona przez napływające myśli – To
ty. Ty jesteś tym, którego szukali.
- Dałem mu ten nóż
żeby się uwolnił. Ponieważ jeszcze nie wrócił, a ty masz nóż,
wnioskuję, że jeszcze jest zakuty w celi. Jak odkryliście, że ma
broń?
- Jest oskarżony o
morderstwo naszego Alfy. - uniosła głos. - Poza tym uwolnił się,
ale z niewiadomych powodów, zakuł się z powrotem.
- To głupota. Skąd
taki wniosek? - powoli tracił cierpliwość.
- Bo siedziałam w celi
razem z nim – krzyknęła – Kiedy obudziłam się rano miałam na
sobie jego kurtkę. Nóż był w kieszeni.
Już chciał coś
powiedzieć, ale zamknął usta. Jego oczy zaczęły nerwowo się
poruszać z prawej do lewej, jakby szukał odpowiedzi gdzieś w
powietrzu.
- Skąd mam wiedzieć,
że to prawda?
- Spytaj go. Bo chyba
nie zamierzasz go tam zostawić, skoro to twój przyjaciel. -
powiedziała pewnie, bo uznawała to za oczywiste.
- Dlaczego uważasz, że
to mój przyjaciel?
- Tak słyszałam. Bruno
mówił, że wy zawsze jesteście razem. W sensie, że się nie
rozstajecie. Teraz widać, że to nie do końca prawda. - oddała mu
ostrze, nieco mocniej niż zamierzała i z powrotem usiadła na swoim
miejscu. Miała wrażenie, że i tak już za dużo powiedziała.
Mężczyzna odgarnął
włosy z oczu i usiadł na krześle stojącym obok. Śmignął
palcami po klawiaturze laptopa i uważnie się w coś zaczytał. Po
kilku minutach ciszy, zapytał.
- Dlaczego właściwie
siedziałaś w celi?
- To nie twoja sprawa.
- Naprawdę nie chcesz
współpracować, co?
- Nie jesteś pierwszym,
który tak twierdzi. - mruknęła, decydując się na wypicie
szklanki wody, którą jej przyniósł.
- Twój wybór.
Zamknął klapę
komputera i wyniósł go do sąsiedniego pokoju, w którym był
wcześniej. Alison skorzystała z okazji i zaczęła się rozglądać.
Pomieszczenie było spore. Nie nazwałaby go pokojem, a raczej jakąś
halą z niskim sufitem. Fotel, na którym siedziała, jedna sofa tak
samo zniszczona, dwa szklane stoliki i kilka krzeseł. To wszystko
stało w jednym rogu. Reszta przestrzeni była pusta. Na białych
ścianach nie było żadnych obrazów, a podłoga była pokryta
starymi, powycieranymi panelami. Za zakratowanymi oknami rozpościerał
się krajobraz miasta szykującego się do snu. Słońce zaszło już
kilka minut temu, niebo spowił szary odcień. Naprzeciwko znajdowały
się drzwi. Przez jedne weszli, natomiast w drugich zniknął on.
Gdyby nie rozmiar pomieszczenia, Alison pomyślałaby, że to coś w
rodzaju przedsionka.
- Nie wiem jak ty, ale
ja idę spać. - wychylił głowę - Sofa jest dla ciebie. Nie
znajdziesz tutaj nic, co pomoże ci uciec. Drzwi są wzmocnione, więc
jeśli nie chcesz ryzykować kontuzją, radziłbym ci nie próbować
ich wyważać.
Po tych słowach zniknął
za drzwiami. Została sama. Siedziała w półmroku i czekała. Nie
wiedziała jak długo trwała w tej pozycji, zupełnie bez ruchu, ale
wydawało jej się, że nie krócej niż godzinę. Za oknami zdążyło
pojawić się nocne niebo. Po cichu wstała, podeszła do drzwi i
przystawiła do nich ucho. Nic nie słyszała. Żadnych oznak, że
jeszcze nie śpi, ani żadnych, że śpi. Ostrożnie idąc, starając
się nie wydawać przy krokach żadnych dźwięków, podeszła do
pierwszego okna. Łącznie było ich pięć. Każde dokładnie
sprawdziła. Wszystkie były bez klamek. Następnie sprawdzała
meble. Może jakiś ukryty nóż albo ukryte przejście pod nimi.
Pusto. Traciła nadzieję na ucieczkę. Postanowiła zobaczyć
ściany. Szła wzdłuż nich i pukała. Były normalne, zero ukrytych
przejść. Poszukiwania skończyła na drzwiach. Wejściowe
oczywiście były zamknięte. Mogła zaryzykować i spróbować siły,
ale wtedy na pewno by się obudził.
- Świetnie. -
westchnęła z rezygnacją.
Oparła się o ścianę i
powoli osunęła na ziemię. Zamknęła oczy. To było niemożliwe,
że nie zdoła uciec. Musiał być jakiś sposób. Rozchyliła
powieki. Spojrzała na zniszczony fotel, na sofę, stoliki i nagle ją
olśniło. Szybko wstała i podbiegła do jedynego umeblowanego
narożnika. Wzięła do ręki szklankę i mocno ją ścisnęła.
Szkło pękło, raniąc jej dłonie. Wytarła je o poduszkę i
zakryła jej zabrudzoną część. Schowała największy i
najostrzejszy z szklanych kawałków do kieszeni i ruszyła w stronę
drzwi. Nabrała powietrza i mocno zapukała. Tłukła pięściami tak
długo, dopóki się nie otworzyły.
- Co w określeniu idę
spać do ciebie nie dotarło? - ziewnął
- Muszę iść do
łazienki.
- Serio? Tylko dlatego
mnie obudziłaś?
- Nie zasnę z pełnym
pęcherzem. - uśmiechnęła się niewinnie
Patrzył na nią spod
przymkniętych powiek.
- W porządku. - ustąpił
po chwili. - Wchodź. - uchylił drzwi szerzej.
Nie specjalnie jej się
to spodobało. Wolałaby, gdyby łazienka znajdowała się za tymi
drugimi drzwiami, ale teraz przynajmniej jej przestrzeń się
powiększyła. Mogła znaleźć inną drogę ucieczki.
- Pierwsze drzwi po
prawej stronie. - wskazał
Alison weszła do środka
i stanęła w długim korytarzu, z jednej strony zapełnionym
drzwiami.
- Tylko się pospiesz. -
rozkazał kiedy wchodziła do wskazanego pomieszczenia.
Łazienka niestety nie
miała okien. Nie była duża, ale za to elegancko urządzona.
Podłoga, ściany, a nawet sufit były wyłożone czarnymi,
błyszczącymi kafelkami. Zapalona żarówka po lewej stronie
oświetlała wnętrze, wypełniając je jasnym, białym światłem.
Oczy Alison były już przyzwyczajone do ciemności, więc teraz
musiała chwilę odczekać, zanim światło przestało ją razić.
Odkręciła kran by płynąca woda zagłuszyła jej poczynania. W
środku była tylko jedna szafka, która mogła okazać się jej
wybawieniem. Otworzyła ją i niemal tak szybko zamknęła kiedy
zobaczyła, że jest pusta.
- Skończyłaś swoje? -
ponaglał ją.
Odetchnęła i zakręciła
wodę. Pozostawała tylko jedna szansa. Sięgnęła do kieszeni i
wyciągnęła kawałek szkła. Jeśli odpowiednio uderzy, uda jej się
przeciąć główną żyłę. Przez szybką utratę krwi osłabnie i
może zdoła go wtedy ogłuszyć. Dzięki czemu zyska czas by znaleźć
inne wyjście.
Serce nieznacznie jej
przyspieszyło. Otworzyła drzwi i napotkała zirytowane spojrzenie.
- Mam nadzieję, że
wytrzymasz do rana, bo na Boga nie będę już wstawał.
- Gwarantuję, że nie
będziesz musiał. - uśmiechnęła się. Ręka jej drżała. Mocno
zacisnęła pięści. Już szykowała się by uderzyć, kiedy gdzieś
rozległ się hałas.
Mężczyzna odchylił
głowę i pobiegł sprawdzić co się stało. Alison przez moment
stała jak wryta, nie wiedząc, co właściwie się stało. Ocuciło
ją głośne przekleństwo. Pobiegła z powrotem do sali tam gdzie
zniknął mężczyzna.
- Cholera jasna, co ci
się stało? - spytał
Przez chwilę myślała,
że mówił do niej bo nie widziała nikogo innego. Potem zapaliło
się światło i Alison ujrzała czarnowłosego mężczyznę
podpierającego się o framugę, ledwo trzymającego się na nogach.
Kiedy uniósł głowę, rozpoznała twarz. Drake.
- Co za miłe powitanie.
Nie spodziewałem się innego. - wydyszał.
Koszulkę miał pociętą
w niektórych miejscach i splamioną krwią. Na policzku była długa
szrama, z której nadal ciekła krew, ale to ręce były w najgorszym
stanie. Z nadgarstków dosłownie schodziła skóra, w niektórych
miejscach niemal czarna.
- Płuca. - przeraził
się – Ile...
- Zamknij się, Chris i
daj mi coś do picia.
Chris. Teraz wiedziała
przynajmniej jak się nazywa mężczyzna, który ją tutaj
przyprowadził. Sam nie raczył się przedstawić. Chris złapał
przyjaciela, zatrzasnął za nim drzwi i podprowadził do kanapy. Ten
opadł na nią bez sił. Usiadł, schował głowę między nogami i
zaczął kaszleć. Z ust ciekła mu krew.
Nie wiadomo nawet kiedy,
Chris wrócił z całą butelką wody. Drake wyszarpnął ją i wypił
połowę zawartości.
Alison stała nadal przy
drzwiach i jak zamurowana obserwowała całą sytuację.
- Wiesz, że to nie
pomoże. - zdenerwował się Chris.
- Ja tam czuję się
lepiej.
- Drake. - warknął
- Daj spokój,
przecież... - podniósł głowę i zamilkł. Jego oczy patrzyły
prosto na Alison. Dopiero teraz zorientował się, że nie są sami.
- Co ona tu robi? - twarz mu zbladła.
- Przyniosła oddać
kurtkę. - zdenerwował się – A jak myślisz, idioto. Przekroczyła
granicę. Ricki ją znalazła. Musiałem ją zabrać, zanim
zaprowadziłaby ją do Robba. Miała przy sobie nóż, który ci
dałem. Możesz mi powiedzieć, co skłoniło cię do tak bezmyślnego
czynu? Jeśli ktoś by go znalazł...
- Ale nikt go nie
widział? - pytanie było raczej skierowane do Alison niż do Chrisa.
- Raczej nie. -
odpowiedziała
- Raczej czy nie? -
zdenerwował się
- Nie krzycz na nią. -
bronił jej Chris – To twoja wina.
Alison powoli traciła
wątek. Już nie wiedziała, o co właściwie się kłócą.
- Dlaczego nie uciekłeś
wcześniej? - spytał Chris już bardziej opanowany.
- Musiałem dowiedzieć
się więcej.
Chris uniósł ręce do
góry w błagalnym geście.
- Dlaczego Bóg nie
obdarzył cię zdrowym rozsądkiem?
- Ty masz go tak dużo.
- rzucił
Chris miał ochotę coś
jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego odetchnął kilka razy by się
uspokoić i dopiero potem oznajmił.
- Nie ważne. Zrobiłeś
co uważałeś za słuszne. Nie było to mądre, ale już się do
tego przyzwyczaiłem. A teraz jeśli pozwolicie idę spać.
- Nie będzie powitalnej
imprezy na cześć ocalałego? - zapytał entuzjastycznie Drake.
Obrzucił przyjaciela
groźnym spojrzeniem i prawie trzaskając drzwiami wyszedł z hali.
- Zaraz! - zawołała za
nim – A co ze mną?
Było za późno. Zapewne
ją usłyszał, ale nie miał zamiaru odpowiadać.
- Nie jest w najlepszym
humorze. - stwierdził – Chyba też pójdę do siebie. Ty śpisz
tutaj?
- Tak powiedział. -
burknęła
- Zawsze lepsza kanapa
niż podłoga w zimnej celi, co?
Odgarnęła włosy i na
niego spojrzała. Siedział na kanapie z dłońmi oplecionymi wzdłuż
butelki. Mocno zaciskał na niej palce jakby tylko ona trzymała go
przy życiu. Być może tak było – pomyślała Alison. Nie mogła
oderwać wzroku od jego nadgarstków. Zupełnie jakby ktoś przypalał
je ogniem. Słyszała kiedyś, że zbyt długi kontakt srebra ze
skórą wilkołaka może spowodować jej zapłon, ale nigdy w to nie
wierzyła. Teraz już nie była pewna.
- Dlaczego oddałeś mi
swoją kurtkę? - zdawała sobie sprawę jak głupie było to
pytanie, ale nie mogła się powstrzymać by je zadać.
- Mogłabyś ją już
oddać. - stwierdził wyciągając rękę.
Posłusznie ją
ściągnęła, z kieszeni wypadło szkło. Nawet nie wiedziała,w
którym momencie włożyła je z powrotem. Lekko spanikowana
spojrzała na reakcję Drake'a. Ten beznamiętnym spojrzeniem patrzył
jak szklany kawałek toczy się po podłodze.
- No tak. Ja miałem
nóż, a ty szklankę. Chyba byłem w lepszej sytuacji.
Niewinnie się
uśmiechnęła i podała kurtkę. Drake nie dał rady jej utrzymać.
Nadgarstek mu się ugiął i okrycie spadło na podłogę.
- Niech to szlag. -
syknął przykładając rękę do siebie.
Widząc jego ciężki
stan podniosła ją z ziemi i położyła na oparciu fotela.
- Może i srebro jeszcze
na mnie nie działa, ale nawet ja wiem, że kiedy utraci kontakt ze
skórą, powinien nastąpić proces leczenia.
Nie odpowiedział.
Wyciągnął drugą rękę, która najwyraźniej była w lepszym
stanie, szarpnął za kurtkę i wyszedł. Alison ponownie została
sama. Nie mając siły na dalsze kombinowanie, poddała się i
położyła na kanapie. Sen nadszedł szybko.