sobota, 24 maja 2014

Rozdział 5

Drake siedział na kamiennej, lodowatej podłodze, przymocowany srebrnymi łańcuchami do ściany. Jego nadgarstki wyglądały coraz gorzej. Silne oparzenia i kajdany wżerające się w skórę sprawiały ogromny ból, który był coraz cięższy do ignorowania. Rany na ciele nie goiły się, ale do tego był już przyzwyczajony.  
Cela była niewielka i cuchnąca. Źródłem światła był blask księżyca wpadający do środka przez zakratowane okienko przy suficie. Jedyne co słyszał to równomierne bicie własnego serca i ciężki oddech. Kiedy jego powieki niemal się zamknęły chcąc odpocząć, ciszę przerwał ledwo słyszalny szelest dobiegający z zewnątrz. Uniósł głowę, wytężając zmysły. Krótkie napięcie minęło, kiedy za oknem dostrzegł znajome, jasnoszare oczy przyjaciela.
- Skąd ja to wiedziałem? - zakpił, szeroko się uśmiechając.
- Lepiej stąd wiej, Chris. Wszyscy cię szukają. - ostrzegł, nie bawiąc się w wesołe powitania.
Otwór był przy samej ziemi, więc Chris musiał kucnąć, by cokolwiek dostrzec.  
- Zdążyłem się domyśleć.
- Mówię serio. Poradzę sobie, a ty wracaj.
- Nie przyszedłem, żeby ci pomóc. - oznajmił wprost.
Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął coś w nim szperać.
- Chcesz mi zrobić zdjęcie? - zdenerwował się Drake
- Nie. - odwrócił ekran urządzenia pokazując wiadomość. - „Kiepsko”? Serio, tylko na tyle cię było stać?
-Wybacz. Mogłem napisać więcej, kiedy okładali mnie pięściami. - syknął
- Mniejsza o to. Musiałem sprawdzić, jak wygląda to „kiepsko”. Powiem szczerze, że już dawno nie widziałem cię w lochu. Zawsze to jakaś odmiana.
- Jestem wielce rozradowany, że fascynuje cię moja niewola. Zaklaskał bym, ale jak widzisz nie mam jak. - potrząsnął łańcuchami, unosząc ręce w górę.
- Nie goisz się. - nagle spoważniał, przybliżając się do krat.
- Serio? Dobrze, że mi powiedziałeś, bo nie zdążyłem zauważyć.
- A już zamierzałem zmienić zdanie odnośnie twojego uwolnienia. - pokiwał zrezygnowany głową
- Wynoś się stąd, zanim ktoś cię zobaczy. - rozkazał stanowczo.
- Wiesz, że to niemożliwe. - powiedział, ostentacyjnie poprawiając kołnierz kurtki.
Gdzieś daleko rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś schodził do piwnicy. Chris też to usłyszał.
- Trzymaj się i nie daj zabić. - powiedział na odchodne, rzucając czymś metalowym w stronę przyjaciela.
Drake zdążył chwycić to w trzęsącą się dłoń, kiedy otworzyły się drzwi celi.

* * *

- Trochę czasu tutaj powinno cię utemperować. - warknął jeden z prowadzących, przypinając Alison kajdanami do ściany.  
- Przecież cela jest zamknięta. Po co jeszcze kajdany, idioto?
- Powiedz coś jeszcze, to nogi też ci zakuję. - odgryzł się, zmuszając siłą mięśni ramion by usiadła na podłodze. - Miłej nocy.
Metalowe zawiasy zaskrzypiały, zdradzając swój wiek. Krótki dźwięk przekręcanego klucza, a potem cisza. Alison rozejrzała się po pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka niczego nie dostrzegła, dopóki naprzeciwko niej ktoś się nie poruszył. Zamrugała kilka razy, żeby oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Po chwili rozpoznała twarz mężczyzny, którego wcześniej broniła.  
- Stalowe kajdany. - oznajmił – Widzę, że kary dla kobiet są u was łagodniejsze.
- Możliwe, ale mnie ulgi nie dotyczą. - odpowiedziała nadal zdenerwowana
W celi było zimno. Podkuliła nogi pod sukienkę, by nie dotykać gołymi stopami posadzki.
- Nie jesteś wilkołakiem? - spytał zaskoczony
- A ty?
- Mnie przykuli srebrem.
- Ale nie goisz się.
- Nie.
- To trochę nietypowe.
- Człowiek w stadzie wilkołaków też nie jest czymś normalnym.
- Nie jestem człowiekiem, po prostu jeszcze się nie przemieniłam. - wymsknęło jej się zanim zdążyła się powstrzymać.
- Ciekawe.
- Wcale nie. - rzuciła
Podniosła ręce, szukając wsuwki we włosach. Przy odrobinie szczęścia uda jej się otworzyć kajdany. Wyciągnęła je wszystkie, wiedząc, że jedna nie wystarczy. Nie przy tak starym zamku. Uporczywie zaczęła grzebać jedną ręką, w dużym otworze. Było to tak trudne jak myślała. Po kilkunastu minutach nieudanych prób kręcenia i dłubania, krzyknęła z rezygnacją, i rzuciła wsuwkami o ścianę.
- Co właściwie chciałaś osiągnąć? - spytał znudzonym głosem
- To chyba oczywiste.
Otuliła się ramionami. Robiło się naprawdę zimno. Rzadko kiedy temperatura w nocy była tak niska jak dziś. Półodkryte plecy oparte o lodowatą ścianę, dawały się we znaki. Na skórze pojawiła się gęsia skórka i powoli zaczęły nachodzić ją dreszcze.
- Chcesz wymknąć się z, tak ap-ropo zamkniętej celi i jak gdyby nigdy nic wyjść z domu, licząc, że nikt nie zauważy twojego zniknięcia jutro rano?
W głowie Alison ten plan wyglądał lepiej, choć przebiegał dokładnie tak samo jak powiedział Drake.
- To co? Mam siedzieć i nic nie robić? Zamarznę tutaj.
- Nie jest tak zimno.
- Powiedział wilkołak w ciepłej, skórzanej kurtce. - krótka chwila ciszy – A ty? Co zrobisz? Chcesz tutaj zostać, aż skarzą cię na śmierć?
Nie odpowiedział.
Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Powieki jej ciążyły. Chciała odpłynąć w błogi sen. Coś jej jednak mówiło, że nie skończy się to dla niej dobrze, skoro jest tak zimno.
- Tylko jedna rzecz mnie zastanawia. - zaczął
- Domyślam się co. - mruknęła pod nosem, obserwując niebo za oknem. Księżyc świecił jasno, mimo, że przykrywały go chmury. Na podłodze utworzony prostokąt z światła, tak daleki od niej, wydawał się ciepły. Jakby emanowała od niego fala gorącej energii. Alison niemal widziała powietrze unoszące się do góry. Odwróciła wzrok. - Chcesz wiedzieć dlaczego stanęłam w twojej obronie? Otóż nie zrobiłam tego. Bruno to drań, który lubi udowadniać swoją siłę. Wykorzystał cię by zrobić przedstawienie. Publiczne ceremonie są w jego stylu. Dopóki żył jego ojciec, udawało się utrzymać go w ryzach, ale teraz... Teraz nie ma już nikogo, kto by się na to odważył.
- Oprócz ciebie. - wtrącił
- Nie jestem nikim ważnym w stadzie. Moje zdanie się nie liczy, ale wiem, że nikt inny by nie zareagował. Pobiłby cię na śmierć, a nie udowodniono ci winy.
Niezupełnie widziała jego twarz, ale wydawało się, że jego oczy nieznacznie się zwiększyły.
- Znaleziono mnie na miejscu zbrodni. Nie było tam nikogo innego. Nie sądzisz, że to mówi samo za siebie?
- Nie dla mnie. Nie jesteś z naszego stada, nie znam cię, ale nie widzę w tym sensu. Erica była niczym światło w ciemności. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć jej śmierci?
- Może właśnie dlatego, że była takim światłem. Teraz kiedy stadem będzie rządzić, ktoś taki jak ten cały Bruno, stado osłabnie. Zwłaszcza jeśli jest taki jak mówisz.
- Nie bronisz się. - zauważyła – To dla mnie kolejny powód by sądzić, że to nie ty jesteś sprawcą.
- Jesteś pokręcona. - prychnął – Z chęcią poznałbym te inne powody.
- Zatrzymam je dla siebie, gdybym jednak się myliła.
- Wiedziałem, że nie masz pewności.
- Nigdy niczego nie można być pewnym w stu procentach. - stwierdziła cicho.
Spojrzała na pustą ścianę po prawej. Coraz ciężej było jej utrzymać świadomość. Sen wydawał się niczym wybawienie. Nie mogło być tak późno, co było oznaką, że coś jest nie w porządku. Zwykle potrafiła spędzić całą noc na nic nierobieniu, a teraz jakby opuściły ją wszystkie siły. Nie mogła pozwolić sobie na sen, ale co można robić, kiedy siedzi się w wilgotnej, śmierdzącej celi, być może z zabójcą, ciało wchodzi w drgawki i wydaje się, że tylko zamknięcie powiek może przynieść ukojenie. Uporczywie wpatrywała się w cegły, miała nawet ochotę zacząć je liczyć, ale bała się, że popadnie przez to w obłęd. Nawet nie wiedziała kiedy wszystko powoli zaczęło się zaciemniać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz