wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 3

Ręce mu drżały kiedy sprawdzał palcami puls dziewczyny. Jej serce nie biło. Była martwa, choć ciepło jeszcze nie opuściło jej ciała. Usłyszał za plecami przyspieszone kroki. Odwrócił się. Nie zamierzał uciekać. Zdążył tylko jeszcze wysłać krótkiego SMS-a, kiedy dobiegł go dźwięk ostrych słów.
- Ktoś ty?
- Coś ty zrobił?
Dwóch mocno przerośniętych mężczyzn patrzyło prosto na niego.
- Wow! Po kolei, panowie. Zdecydujcie się na jedno pytanie. Może potrzebujecie chwili by uzgodnić to między sobą? - spytał przekornie.
- Zamordowałeś ją. - powiedział niższy z nich. - Zabiłeś naszego przywódcę.
- To była wasza Alfa? - zdziwił się, patrząc na niewielką, rudowłosą kobietę, leżącą u jego stóp. - Nie chcę was dołować, ale nie najlepiej wygląda.
- Będziesz się za to smażył w piekle. - warknął drugi.
- Mało kusząca propozycja. Będę musiał odmówić. - skwitował
Bracia, jak zdążył zauważyć po niemal identycznym, mało przyjemnym spojrzeniu i mocnych podbródkach, wyszczerzyli zęby, które już zdążyły zmienić się w kły. Z dłoni wyrosły im długie pazury. Równocześnie się na niego rzucili. Gotowy do ataku, pchnął mniejszego z nich, gdy ten chciał go uderzyć, tak że upadł na ziemię. Miał trochę czasu by zająć się większym, który wyglądał groźniej od brata. I takim też się okazał. Uderzał z siłą rozpędzonej lokomotywy, ale był wolniejszy. Łatwo było go ominąć i zaatakować. Jednak on przyjmował ciosy jak lekkie klepnięcia. Wydawało się, że ich nie odczuwa. Krótki pojedynek stał się przesądzonym, kiedy drugi zdążył się pozbierać i zaatakował, pozbawiając wroga przytomności.
Błoga ciemność nie trwała długo. Rzeczywistość wróciła w nieostrych kształtach. Zorientował się, że jego nogi są ciągnięte po ziemi. Bracia trzymali go za ramiona i gdzieś prowadzili. Bolała go głowa, zaczął odczuwać mdłości. Poczuł ostre pieczenie na nadgarstkach. Spojrzał w dół. Ręce miał skute w srebrne łańcuchy. Metal wżerał się w skórę, parzył jakby był rozpalony. Nie wytrzymał już dłużej i zwymiotował.
- Ohyda. - powiedzieli jednocześnie i upuścili go na zimną, twardą ziemię.
- Dla mnie to też nie jest przyjemne. - przyznał wycierając usta rękawem skórzanej kurtki.
- Poczekaj aż Bruno cię zobaczy. - zaśmiał się niewesoło jeden z nich, nie wiedział który – Zamordowałeś jego siostrę, a naszego przywódce. Będziesz miał szczęście jeśli dożyjesz świtu.
- Już nie mogę się doczekać. - zakpił
- To dobrze, bo już na ciebie czekają. W środku. Będziesz miał widownie.
Uniósł głowę. Klęczał na kamiennym chodniku tuż przed ogromnym budynkiem. Drzwi były otwarte. Ze środka dochodziły liczne głosy. Niektóre głośniejsze pochodzące głównie od mężczyzn. Okrzyki i wyzwania, a nawet groźby. Wszyscy już wiedzieli co się stało. Ich ton świadczył, że nie są zadowoleni.
- Wstawaj. - rozkazał
Powoli podniósł się i stanął na prostych nogach. Popchnięty w plecy wszedł do środka. Wszyscy nagle ucichli kiedy stanął w wielkiej sali. Spojrzenie każdego z nich skierowało się właśnie na niego. Ubrani w eleganckie stroje, groźnie spoglądali, ale żaden się nie odezwał.
Nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu, za co dostał pięścią w twarz. Nawet nie zdążył zobaczyć od kogo, bo bracia idący za nim szybko go odciągnęli, być może ratując przed kolejnymi ciosami.
Doszedł do środka sali. Naprzeciwko niego stał wyprostowany, potężny mężczyzna, z rękami założonymi za plecy. Ludzie zaczęli ustawiać się dookoła, zaciekawieni obrotem wydarzeń. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. W końcu mężczyzna przed nim przerwał ciszę.
- Zostałeś znaleziony, przy ciele mojej siostry. Co masz na swoją obronę?
Nie odpowiedział.
- Czy przyznajesz się do tego, że ją zamordowałeś? - kontynuował poważnym tonem.
Nadal milczał.
Podszedł bliżej i zatrzymał się tuż przed nim. Wpatrywał się w niego taksującym spojrzeniem, ale ten nie zamierzał odwrócić wzroku. Stał lekko pochylony, ale głowę trzymał wysoko.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wydawał się na skraju wybuchu.
Cisza sprawiła, że stracił cierpliwość.
- Odpowiedz! - krzyknął uderzając go pięścią w szczękę.
Głowa odchyliła mu się na bok. Poczuł w ustach smak krwi.
- Zaraz. - powiedział mężczyzna, łapiąc go za brodę i odwracając ponownie w swoją stronę. - Ja cię znam. Jesteś Drake Rooker. - zaszydził
Na te słowa ponownie się uśmiechnął. Nie mógł udawać, że nie ucieszyła go jego własna reputacja.
- Gdzie ten drugi? - spytał – Zawsze chodzicie we dwóch. Gdzie on jest?
Jeszcze szerszy uśmiech i kolejny cios w twarz. Splunął krwią na podłogę.
Mężczyzna szarpnął go za koszulkę i podniósł do góry.
- Zaczniesz gadać, albo skonasz w męczarniach.
Rzadko kiedy milczał tak długo, ale tym razem wydawało mu się to zabawne. Chyba jeszcze nikt nigdy tak desperacko chciał by ten coś powiedział. Zazwyczaj ludzie kazali mu się zamknąć, albo wyjść jeśli nie mógł się powstrzymać od złośliwych uwag. Zdarzały się również sytuacje gdzie siłą go wyprowadzano. Na to wspomnienie uśmiech sam pojawił się na jego twarzy i mimo zaciemnionego wzroku i lekkich zawrotów, widział jak mężczyzna szykuje się do kolejnego ciosu.
- Stop! - rozległ się kobiecy głos.
Z tłumu wyszła niewysoka, ciemnowłosa dziewczyna w granatowo-srebrnej sukni.
- Wracaj do szeregu! - rozkazał nawet na nią nie patrząc.
- Nie widzisz, że on się nie goi. - podeszła bliżej. - Jego rany się nie zasklepiają.
Mężczyzna upuścił Drakea na ziemię i odwrócił się do dziewczyny.
- Wracaj do szeregu. - powtórzył ostro. - To rozkaz!
- Takim chcesz być przywódcą. - napierała – Katującym tych, co nie mają szansy sami się obronić?
Drake nie wiedział czy ta dziewczyna jest głupia, czy szalona. Jednego był pewien. Była niesamowicie odważna. Znał tylko jedną osobę, która odważyłaby się na takie słowa wobec własnego Alfy. On sam.  
- Wracaj do szeregu, bo podzielisz jego los. - zagroził
Jej szare oczy na moment zrównały się z jego. Miała delikatną twarz. Zupełnie nie pasującą do słów, które wychodziły z jej ust. Odniósł dziwne wrażenie, że skądś ją zna. Odwróciła głowę z powrotem do Alfy i zbliżyła się o kolejne kilka kroków, stając tuż przed nim.
- Nie możesz tak postępować.
Głośny śmiech.
- I mówi to ktoś taki jak ty. Nic nie warty odmieniec. Jestem Alfą i mogę wszystko.
- Nie zasługujesz na to by nim być. - powiedziała głośno.
Mężczyzna zamachnął się i uderzył ją w twarz. Upadła na podłogę. Na jej policzku zostały zadrapania po pazurach.
Z tłumu wybiegły dwie osoby. Wysoki i chudy, jasnowłosy chłopak i starsza kobieta. Drake był pewny, że jest matką dziewczyny. Miał dziwne przeczucie, że gdzieś już ją widział   Może ich wygląd nie był identyczny, ale miały w sobie coś co je łączyło. Jeszcze do końca nie wiedział co. Pomogli jej wstać. Dziewczyna nie płakała, nie była nawet zaskoczona, że została uderzona. W przeciwieństwie do Drake'a, którego przeraził taki obrót wydarzeń. On sam nie należał do kulturalnych i wyrafinowanych osób, ale nawet dla niego bicie kobiet było poniżej godności. Co zdziwiło go bardziej, jasnowłosy chłopak nie objął ramieniem dziewczyny, nie pocieszał jej. On ją przytrzymywał. Złapał jej ramiona, kiedy ona wyrywała się by zaatakować Alfę.  
- Na ciebie też nadejdzie czas. - krzyknął Alfa – Lepiej uważaj na słowa, bo wylecisz ze stada.
Już miała coś do niego krzyknąć, ale chłopak zatkał jej usta dłonią i szepnął jakieś słowa do jej ucha. Jeszcze trochę się wyrywała, ale w końcu ustąpiła i pozwoliła wyprowadzić się z sali.
 - Zabierzcie go na dół. - zwrócił się do braci – Może nocka w celi otworzy mu usta. Reszta niech przeszuka dom i pobliską okolicę. Gdzieś tutaj musi być ten drugi. Łapcie każdego wilkołaka, którego nie znacie.

1 komentarz:

  1. Ten rozdział rządzi!!! A morderstwo rozwinęło mega akcję. Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści :D

    OdpowiedzUsuń