Ręce mu drżały kiedy
sprawdzał palcami puls dziewczyny. Jej serce nie biło. Była
martwa, choć ciepło jeszcze nie opuściło jej ciała. Usłyszał
za plecami przyspieszone kroki. Odwrócił się. Nie zamierzał
uciekać. Zdążył tylko jeszcze wysłać krótkiego SMS-a, kiedy
dobiegł go dźwięk ostrych słów.
- Ktoś ty?
- Coś ty zrobił?
Dwóch mocno
przerośniętych mężczyzn patrzyło prosto na niego.
- Wow! Po kolei,
panowie. Zdecydujcie się na jedno pytanie. Może potrzebujecie
chwili by uzgodnić to między sobą? - spytał przekornie.
- Zamordowałeś ją. -
powiedział niższy z nich. - Zabiłeś naszego przywódcę.
- To była wasza Alfa? -
zdziwił się, patrząc na niewielką, rudowłosą kobietę, leżącą
u jego stóp. - Nie chcę was dołować, ale nie najlepiej wygląda.
- Będziesz się za to
smażył w piekle. - warknął drugi.
- Mało kusząca
propozycja. Będę musiał odmówić. - skwitował
Bracia, jak zdążył
zauważyć po niemal identycznym, mało przyjemnym spojrzeniu i
mocnych podbródkach, wyszczerzyli zęby, które już zdążyły
zmienić się w kły. Z dłoni wyrosły im długie pazury.
Równocześnie się na niego rzucili. Gotowy do ataku, pchnął
mniejszego z nich, gdy ten chciał go uderzyć, tak że upadł na
ziemię. Miał trochę czasu by zająć się większym, który
wyglądał groźniej od brata. I takim też się okazał. Uderzał z
siłą rozpędzonej lokomotywy, ale był wolniejszy. Łatwo było go
ominąć i zaatakować. Jednak on przyjmował ciosy jak lekkie
klepnięcia. Wydawało się, że ich nie odczuwa. Krótki pojedynek
stał się przesądzonym, kiedy drugi zdążył się pozbierać i
zaatakował, pozbawiając wroga przytomności.
Błoga ciemność nie
trwała długo. Rzeczywistość wróciła w nieostrych kształtach.
Zorientował się, że jego nogi są ciągnięte po ziemi. Bracia
trzymali go za ramiona i gdzieś prowadzili. Bolała go głowa,
zaczął odczuwać mdłości. Poczuł ostre pieczenie na
nadgarstkach. Spojrzał w dół. Ręce miał skute w srebrne
łańcuchy. Metal wżerał się w skórę, parzył jakby był
rozpalony. Nie wytrzymał już dłużej i zwymiotował.
- Ohyda. - powiedzieli
jednocześnie i upuścili go na zimną, twardą ziemię.
- Dla mnie to też nie
jest przyjemne. - przyznał wycierając usta rękawem skórzanej
kurtki.
- Poczekaj aż Bruno cię
zobaczy. - zaśmiał się niewesoło jeden z nich, nie wiedział
który – Zamordowałeś jego siostrę, a naszego przywódce.
Będziesz miał szczęście jeśli dożyjesz świtu.
- Już nie mogę się
doczekać. - zakpił
- To dobrze, bo już na
ciebie czekają. W środku. Będziesz miał widownie.
Uniósł głowę. Klęczał
na kamiennym chodniku tuż przed ogromnym budynkiem. Drzwi były
otwarte. Ze środka dochodziły liczne głosy. Niektóre głośniejsze
pochodzące głównie od mężczyzn. Okrzyki i wyzwania, a nawet
groźby. Wszyscy już wiedzieli co się stało. Ich ton świadczył,
że nie są zadowoleni.
- Wstawaj. - rozkazał
Powoli podniósł się i
stanął na prostych nogach. Popchnięty w plecy wszedł do środka.
Wszyscy nagle ucichli kiedy stanął w wielkiej sali. Spojrzenie
każdego z nich skierowało się właśnie na niego. Ubrani w
eleganckie stroje, groźnie spoglądali, ale żaden się nie odezwał.
Nie mógł się
powstrzymać od lekkiego uśmiechu, za co dostał pięścią w twarz.
Nawet nie zdążył zobaczyć od kogo, bo bracia idący za nim szybko
go odciągnęli, być może ratując przed kolejnymi ciosami.
Doszedł do środka sali.
Naprzeciwko niego stał wyprostowany, potężny mężczyzna, z rękami
założonymi za plecy. Ludzie zaczęli ustawiać się dookoła,
zaciekawieni obrotem wydarzeń. Przez dłuższą chwilę nic się nie
działo. W końcu mężczyzna przed nim przerwał ciszę.
- Zostałeś znaleziony,
przy ciele mojej siostry. Co masz na swoją obronę?
Nie odpowiedział.
- Czy przyznajesz się
do tego, że ją zamordowałeś? - kontynuował poważnym tonem.
Nadal milczał.
Podszedł bliżej i
zatrzymał się tuż przed nim. Wpatrywał się w niego taksującym
spojrzeniem, ale ten nie zamierzał odwrócić wzroku. Stał lekko
pochylony, ale głowę trzymał wysoko.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- wydawał się na skraju wybuchu.
Cisza sprawiła, że
stracił cierpliwość.
- Odpowiedz! - krzyknął
uderzając go pięścią w szczękę.
Głowa odchyliła mu się
na bok. Poczuł w ustach smak krwi.
- Zaraz. - powiedział
mężczyzna, łapiąc go za brodę i odwracając ponownie w swoją
stronę. - Ja cię znam. Jesteś Drake Rooker. - zaszydził
Na te słowa ponownie się
uśmiechnął. Nie mógł udawać, że nie ucieszyła go jego własna
reputacja.
- Gdzie ten drugi? -
spytał – Zawsze chodzicie we dwóch. Gdzie on jest?
Jeszcze szerszy uśmiech
i kolejny cios w twarz. Splunął krwią na podłogę.
Mężczyzna szarpnął go
za koszulkę i podniósł do góry.
- Zaczniesz gadać, albo
skonasz w męczarniach.
Rzadko kiedy milczał tak
długo, ale tym razem wydawało mu się to zabawne. Chyba jeszcze
nikt nigdy tak desperacko chciał by ten coś powiedział. Zazwyczaj
ludzie kazali mu się zamknąć, albo wyjść jeśli nie mógł się
powstrzymać od złośliwych uwag. Zdarzały się również sytuacje
gdzie siłą go wyprowadzano. Na to wspomnienie uśmiech sam pojawił
się na jego twarzy i mimo zaciemnionego wzroku i lekkich zawrotów,
widział jak mężczyzna szykuje się do kolejnego ciosu.
- Stop! - rozległ się
kobiecy głos.
Z tłumu wyszła
niewysoka, ciemnowłosa dziewczyna w granatowo-srebrnej sukni.
- Wracaj do szeregu! -
rozkazał nawet na nią nie patrząc.
- Nie widzisz, że on
się nie goi. - podeszła bliżej. - Jego rany się nie zasklepiają.
Mężczyzna upuścił
Drakea na ziemię i odwrócił się do dziewczyny.
- Wracaj do szeregu. -
powtórzył ostro. - To rozkaz!
- Takim chcesz być
przywódcą. - napierała – Katującym tych, co nie mają szansy
sami się obronić?
Drake nie wiedział czy
ta dziewczyna jest głupia, czy szalona. Jednego był pewien. Była
niesamowicie odważna. Znał tylko jedną osobę, która odważyłaby
się na takie słowa wobec własnego Alfy. On sam.
- Wracaj do szeregu, bo
podzielisz jego los. - zagroził
Jej szare oczy na moment
zrównały się z jego. Miała delikatną twarz. Zupełnie nie
pasującą do słów, które wychodziły z jej ust. Odniósł dziwne
wrażenie, że skądś ją zna. Odwróciła głowę z powrotem do
Alfy i zbliżyła się o kolejne kilka kroków, stając tuż przed
nim.
- Nie możesz tak
postępować.
Głośny śmiech.
- I mówi to ktoś taki
jak ty. Nic nie warty odmieniec. Jestem Alfą i mogę wszystko.
- Nie zasługujesz na to
by nim być. - powiedziała głośno.
Mężczyzna zamachnął
się i uderzył ją w twarz. Upadła na podłogę. Na jej policzku
zostały zadrapania po pazurach.
Z tłumu wybiegły dwie
osoby. Wysoki i chudy, jasnowłosy chłopak i starsza kobieta. Drake
był pewny, że jest matką dziewczyny. Miał dziwne przeczucie,
że gdzieś już ją widział
Może ich wygląd nie był
identyczny, ale miały w sobie coś co je łączyło. Jeszcze do
końca nie wiedział co. Pomogli jej wstać. Dziewczyna nie płakała,
nie była nawet zaskoczona, że została uderzona. W przeciwieństwie
do Drake'a, którego przeraził taki obrót wydarzeń. On sam nie
należał do kulturalnych i wyrafinowanych osób, ale nawet dla niego
bicie kobiet było poniżej godności. Co zdziwiło go bardziej,
jasnowłosy chłopak nie objął ramieniem dziewczyny, nie pocieszał
jej. On ją przytrzymywał. Złapał jej ramiona, kiedy ona wyrywała
się by zaatakować Alfę.
- Na ciebie też
nadejdzie czas. - krzyknął Alfa – Lepiej uważaj na słowa, bo
wylecisz ze stada.
Już miała coś do niego
krzyknąć, ale chłopak zatkał jej usta dłonią i szepnął jakieś
słowa do jej ucha. Jeszcze trochę się wyrywała, ale w końcu
ustąpiła i pozwoliła wyprowadzić się z sali.
- Zabierzcie go na dół.
- zwrócił się do braci – Może nocka w celi otworzy mu usta.
Reszta niech przeszuka dom i pobliską okolicę. Gdzieś tutaj musi
być ten drugi. Łapcie każdego wilkołaka, którego nie znacie.
Ten rozdział rządzi!!! A morderstwo rozwinęło mega akcję. Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści :D
OdpowiedzUsuń