Wszyscy mimowolnie
odetchnęli, kiedy alfa opuścił pokój. Chris od razu opadł na
krzesło, chowając twarz w dłoniach. Alison zauważyła współczucie
malujące się na twarzy Ricki. Podeszła do niego bliżej,
powstrzymując dłoń, którą chciała oprzeć na jego plecach.
- Jeśli chcesz....
- Nie. - przerwał
twardo – Czas już na ciebie.
- Chris... - zaczęła
prosząco
- Po prostu wyjdź. -
rozkazał – I zabierz ze sobą Rusty'iego.
Alison nie była pewna,
ale wyczuła nutę złości w momencie, w którym wypowiadał jego
imię.
Ricki lekko zszokowana,
spojrzała na Alison szukając z jej strony jakiejś pomocy. Widząc,
że jej nie uzyska, szybko odwróciła głowę i niemal wybiegła z
hali. Rusty westchnął ciężko i pożegnalnie machając poszedł za
nią. Alison odpowiedziała mu smutnym uśmiechem, wzrokiem
odprowadzając go do drzwi.
Sama nie do końca miała
się gdzie podziać. Mogła wrócić do mieszkania Kevina, ale po tym
jak bez wyjaśnienia wybiegł stąd zaraz za Drake'iem, chciała mu
dać czas do namysłu. Jakaś część jej pragnęła dowiedzieć się
prawdy, druga zaś była zbyt zmęczona by czegokolwiek się
doszukiwać. Nie mając zbytniego wyboru usiadła obok brata,
obserwując jak powoli podnosi głowę, nadal przygnębiony.
- Drake nie przeprosi. -
wydukał
- To moja wina. -
odparła – Gdybym jak głupia nie dała mu się ugryźć do niczego
by nie doszło.
- Zaraz. Co? - nagle się
wyprostował – Marcus pił twoją krew?
- Nie rozumiesz. On
zrobił coś Kelly. Musiałam się dowiedzieć co jej się stało.
- Jaka była twoja
strategia? - rzucił zbulwersowany - Oświeć mnie bo jej nie
dostrzegam.
- Nie musisz mi mówić,
że to było głupie. Sama się już o tym przekonałam. - łypnęła
na niego spode łba – Martwię się o nią. Powiedział, że za
informacje chce wypić trochę mojej krwi. Uwierz, że nie było to
dla mnie łatwe, ale nie miałam wyboru.
- Co się potem stało?
- odparł już nieco mniej wzburzony
- Odpłynęłam. Znaczy
nie dosłownie. Ostatnie co pamiętam to upadek na podłogę. Może
gdyby nie Drake to już bym nie żyła, ale skoro tak nie jest
zamierzam przypomnieć się temu wampirowi. Tak tego nie zostawię.
Kelly żyje, wiem to.
- Byłaś u niej w domu?
- spytał rzeczowo
- Tak. Jej mama
twierdzi, że wyjechała gdzieś służbowo, ale Kelly straciła
pracę w dniu, w którym widziałam ją po raz ostatni. Na pewno ją
pamiętasz bo też wtedy ze mną byłeś.
Zmarszczył brwi nad
czymś się zastanawiając.
- To ta dziewczyna co
była z Rayley'em. - przypomniał sobie
Twierdząco pokiwała
głową.
- Kiedy o nią spytałam
odesłał mnie do Marcusa.
Nabrał powietrza i
powoli je wypuścił. Zwyczajnym gestem podrapał się po głowie
intensywnie nad czymś się zastanawiając. Nastroszone i
rozczochrane włosy bez jakiegokolwiek ładu okalały jego twarz.
Alison już wcześniej zauważyła, że są wyjątkowo gęste i
delikatnie napuszone. Kołnierz jego koszuli lekko się odchylił,
ukazując kawałek czarnego tatuażu w kształcie triskelionu.
- Czy teraz kiedy Inni
zostali zniszczeni nadal wierzysz w zjednoczenie stad? - spytała
Zaskoczony jej pytaniem,
poświęcił chwilę by zastanowić się nad odpowiedzią.
- Nadal chronię trzech
sztyletów. Nie jestem godzien, by rozpocząć rewolucję. Przechowam
je aż znajdzie się odpowiednia osoba. Ojciec od małego wpajał mi
pewnie priorytety, które nigdy nie przestaną być dla mnie ważne.
Innym jest się przez cały czas. To pewien sposób życia. Jednak
nie jestem już tak oddany tym wartościom. Lata przebywania w
towarzystwie osoby, która nie popiera metod Innych, mogą zachwiać
własne przekonania. - zaśmiał się – Wiem, że nie da się
zjednoczyć stad bez unikania jakichkolwiek ofiar. Jedyne co mogę
zrobić to postarać się zminimalizować tą ilość.
- Myślisz, że to co
się teraz dzieje jest znakiem by zacząć działać? - spytała z
powagą – Może jest szansa na życie razem, bez podziału.
Beznamiętnie wzruszył
ramionami.
Nikt nie wiedział co tak
naprawdę się wydarzy. Trzeba było być przygotowanym na wszystko,
a Alison nie czuła się gotowa. Nie wykorzystała jeszcze wszystkich
swoich możliwości. Żeby się wzmocnić musi przyjąć swoją drugą
naturę. Bała się tego jak cholera, ale wiedziała, że to
konieczne. Nie było czasu by dłużej zwlekać.
- Chcę żebyś nauczył
mnie jak się zmienić. - wypaliła na bezdechu – I nie mam na
myśli tych głupich medytacji. Może tobie one wychodzą, ale mnie
nie obchodzi więź psychiczna. Chcę się skupić na sile fizycznej.
- Nie wiem czy jesteś
już gotowa....
- Jak mam być skoro
nawet nie zaczęliśmy? Myślę, że nadszedł na to czas. -
stwierdziła stanowczo
Nie zamierzała ustąpić.
Aktualnie oboje nie mieli nic konkretnego do roboty. Wszyscy sobie
poszli, zostawiając ich samych sobie. Trzeba było to jakoś
pożytecznie wykorzystać.
* * *
Niecałe dwadzieścia
minut później oboje stali w sali treningowej. W świetle dnia mogła
zobaczyć ją w całej okazałości. Wydawała się jeszcze większa
niż wcześniej. Sufit sięgał kilkanaście metrów w górę.
Zdecydowanie przebijał się przez ostatnie piętro. Strop podpierały
liczne belki, na których zwisały długie liny. Pomieszczenie było
tak wielkie, że można było tu trenować całą armie.
Chris stał na jednej z
cieńszych mat, natomiast Alison naprzeciwko niego stąpała po
grubym materacu.
- W porządku. - zaczął
– Przemiana wywołana jest przez skrajne emocje i przyspieszony
puls. Jeśli nie potrafisz nad nimi zapanować każdy nawet
najmniejszy bodziec może sprawić, że się przemienisz. Jest to
naturalna forma obrony. Jednak zmuszenie ciała do transformacji w
momencie, w którym nie czujesz się zagrożona jest trudniejsze.
Wymaga ogromnego skupienia. Musisz się zastanowić jaka emocja lub
wspomnienie najszybciej cię mobilizuje. Niekoniecznie musi to być
coś negatywnego. Czasami nawet szczęśliwe obrazy mogą okazać się
skuteczne.
- A jak jest w twoim
przypadku? - spytała w myślach analizując co mogłaby sobie
skojarzyć lub przypomnieć.
- Strach i troska o
najbliższych. - odpowiedział bez mrugnięcia okiem – Zastanów
się jakim emocjom popadasz najczęściej i jakie wywołują u ciebie
najsilniejsze odczucia.
Zamknęła oczy
przypominając sobie pamiętny dzień w hotelu. Strach sprawił, że
upadła na podłogę opętana przez drgawki i bóle głowy. Jednak
potem na ulicy to nie przerażenie ją kierowało. Coś innego
sprawiło, że czuła się silniejsza, niemal niepokonana. Powoli
rozchyliła powieki, odpowiadając.
- Gniew.
- Jesteś pewna? -
spytał z lekkim drżeniem w głosie – Łatwo jest ulec złości,
ale trudniej jest się opanować.
- Na razie tylko on
sprawia, że mam ochotę coś rozwalić. - rzuciła, wykrzywiając
usta w uśmiechu
- Jak uważasz. Jedyne
co musisz zrobić to skoncentrować się na nim. Przywołać każde
wspomnienie, które kiedykolwiek cię rozwścieczyło. Nie może to
być lekka złość. Przypomnij sobie wydarzenie, które sprawiło,
że furia płynęła w twoich żyłach. Pozwól by całkowicie cię
pochłonęło.
Odetchnęła głęboko,
wycierając spocone dłonie o jeansy. Ponownie zamknęła oczy,
zatracając się w przeszłości. Doskonale widziała twarz Juana,
kiedy mówił o jej matce, o tym co może jej się stać. Jego groźby
i zapewnienia, że już nic nie może zrobić. Ciemnozielone oczy
wpatrywały się w nią z jawnym wyzwaniem. Widziała, że się z
niej śmieje. Nagle za nim pojawiło się kilkanaście innych
postaci. Rozpoznawała twarze członków jej byłego stada. Każdy z
nich rechoczący i wskazujący na nią palcem. Była obiektem kpin i
żartów niemal od dziecka, ale tym razem siła ciosu była większa.
Coś ścisnęło jej serce. Z tłumu wyszła niewysoka kobieta.
Natychmiast rozpoznała matkę, która z każdym krokiem szła coraz
wolniej w jej stronę, by w końcu upaść na podłogę. Ziemia
szybko splamiła krew, wypływająca spod bezwładnego ciała.
Chciała do niej podbiec, ale nogi miała wrośnięte w ziemię, nie
potrafiła się ruszyć. Kiedy otworzyła usta z jej gardła nie
wydobył się żaden dźwięk. Słyszała jak coraz głośniejsze
śmiechy wypełniają przestrzeń. Jej matka leżała na ziemi
martwa, a żaden z nich nie zrobił nic by jej pomóc. Wszyscy nie
przestawali trząść się z rozbawienia. Czuła jak gniew opanowuje
jej ciało. Zacisnęła dłonie w pięści przygotowując się na
zmianę, ale mimo buzującej złości nic się nie stało. Poczuła
mocne uderzenie w szczękę. Nawet nie zauważyła kiedy Juan
podszedł do niej bliżej. Wykonał kolejny cios, a ona nie mogła
się obronić. Jej ciało zastygło przyjmując otwarto ciosy. Jeden
za drugim, aż w końcu zaciemniło jej się przed oczami. Nie
wierzyła jak bardzo wizja może być realna. Czuła każdą komórkę
własnego ciała sparaliżowaną przez ból. Uderzenie za uderzeniem,
aż w końcu upadła na ziemię.
Obraz zniknął. Przed
oczami pojawiła jej się podłoga sali treningowej. Na wpół
leżała, pochylona w stronę posadzki. Mimo, że wróciła z
powrotem do rzeczywistości, to ból odczuwała nadal. Coś skapnęło
z jej czoła. Dopiero po chwili zorientowała się, że to krew.
- Przestań. - usłyszała
surowy krzyk Chrisa.
Ale co ma przestać?
- Ona ma już dość. -
warknął
Chciała podnieść głowę
by zobaczyć do kogo mówi jej brat, ale nie miała siły. Kręciło
jej się w głowie, a przed oczami pojawiały się czarne plamy. Co
się stało i dlaczego jest taka obolała?
- To jedyny sposób by
się przemieniła, a przecież sama tego chce. - usłyszała obojętny
głos, który bardzo dobrze pamiętała.
- Na dziś wystarczy,
Darren. - nie ustępował Chris
W następnej chwili,
poczuła silne ramiona, otulające jej plecy.
- Dasz radę wstać? -
spytał
Mruknęła twierdząco w
odpowiedzi. Wspierając się na jego przedramionach, starała unieść
się z podłogi, ale nogi jej się zatrzęsły sprawiając, że
straciła równowagę. Tylko Chris uchronił ją przed upadkiem.
Czuła jego obecność, ale jego kontury były zamazane. Cokolwiek
się stało dostała nieźle w kość. Nie było ani jednego miejsca,
w którym nie czuła palącego bólu. Głowa była ciężka jak tony
betonu, do tego niemiłosiernie pulsowała.
- Udało mi się? -
spytała zachrypniętym, pozbawionym nadziei głosem.
- To twój pierwszy
raz... - zaczął spokojnie – Nie jest powiedziane, że od razu się
uda.
- Jestem za słaba. -
mruknęła karcąc samą siebie
- Nie prawda.
Wytrzymałaś naprawdę długo. Ja musiałem przejść kilka takich
prób i po każdej z nich traciłem przytomność. Może i masz
wrażenie, że zaraz rozpadniesz się na kawałki, ale doskonale
sobie poradziłaś.
- Te kilka minut
nazywasz „długo”? - zdziwiła się
Prowadził ją w jakimś
kierunku. Każdy krok był dla niej coraz łatwiejszy, jakby powoli
wracała do siebie.
- Chciałaś powiedzieć
kilka godzin. - poprawił ją. Widząc jej zaskoczenie, szybko
wyjaśnił – Ja też traciłem poczucie czasu, z tym, że ze mną
było odwrotnie. Miałem wrażenie jakbym obrywał przez kilka dni co
w rzeczywistości było paroma godzinami. Fakt, że czas szybko ci
minął jest dobrym znakiem. - pocieszał ją.
Nie wiedziała, czy mówił
prawdę, ale jakkolwiek nie było jego słowa działały na nią
kojąco. Sprawiały, że nie czuła się całkowicie beznadziejna.
Podprowadził ją pod
ścianę i nakazał usiąść. Zamykając oczy by nie widzieć jak
ziemia wiruje, powoli opadła na drewnianą belkę, która tymczasowo
posłużyła za ławkę. Wzięła kilka głębokich wdechów. Ból
powoli opuszczał jej ciało.
- Nawet regenerujesz się
już szybciej. - stwierdził nadal spokojnym, a nawet zadowolonym
głosem.
- Zmieniłaby się
gdybyś nie kazał mi przestać. - usłyszała oddalony głos
Darrena.
- Co przestać? -
spytała zanim Chris zdążył cokolwiek powiedzieć.
Rozchyliła powieki,
obserwując brata. Jego twarz była wyraźniejsza. Dokładnie
widziała, że waha się przed odpowiedzią.
- Czuję się jakby
czołg po mnie przejechał. - wydukała cicho
- Jeszcze nikt nie
określił tak moich umiejętności. - powiedział stukając się w
brodę.
Darren stał kilka metrów
dalej, więc Alison nie widziała go tak dobrze jak brata. Czarownik
był jedynie zamazaną, ciemna plamą na tle szarych ścian sali.
- Darren zaproponował
lekką pomoc. - rzucił Chris, mierząc towarzysza ostrym wzrokiem –
Nic się nie działo przez pierwsze cztery godziny, więc
postanowiliśmy trochę cię ruszyć, że tak powiem. Oberwałaś
kilka razy falami mocy, które powinny pobudzić twój gniew.
Liczyłem, że może uda ci się zmienić za pierwszym razem,
skoro... no wiesz.
- On jest mózgiem, a ty
siłą. - dokończył Darren
Przygryzła wargę,
zastanawiając się nad jego słowami. Czyli uderzenia, które
podobno były od Juana, tak naprawdę pochodziły od Darrena. Jakie
to mylące. - pomyślała. Może faktycznie kilka minut później coś
by się zadziało. Chciała, żeby się udało, ale obawiała się,
że to ona jest jedyną osobą, która powstrzymuje zmianę.
Podświadomie boi się tego co może nastąpić. Najgorsze było to,
że nie wiedziała co ma zrobić by to zmienić. Problem zdecydowanie
leżał w jej głowie.
Nagle ją olśniło.
- Mam pomysł.