Drake siedział na
kamiennej, lodowatej podłodze, przymocowany srebrnymi łańcuchami
do ściany. Jego nadgarstki wyglądały coraz gorzej. Silne oparzenia
i kajdany wżerające się w skórę sprawiały ogromny ból, który
był coraz cięższy do ignorowania. Rany na ciele nie goiły się,
ale do tego był już przyzwyczajony.
Cela była niewielka i
cuchnąca. Źródłem światła był blask księżyca wpadający do
środka przez zakratowane okienko przy suficie. Jedyne co słyszał
to równomierne bicie własnego serca i ciężki oddech. Kiedy jego
powieki niemal się zamknęły chcąc odpocząć, ciszę przerwał
ledwo słyszalny szelest dobiegający z zewnątrz. Uniósł głowę,
wytężając zmysły. Krótkie napięcie minęło, kiedy za oknem
dostrzegł znajome, jasnoszare oczy przyjaciela.
- Skąd ja to
wiedziałem? - zakpił, szeroko się uśmiechając.
- Lepiej stąd wiej,
Chris. Wszyscy cię szukają. - ostrzegł, nie bawiąc się w wesołe
powitania.
Otwór był przy samej
ziemi, więc Chris musiał kucnąć, by cokolwiek dostrzec.
- Zdążyłem się
domyśleć.
- Mówię serio. Poradzę
sobie, a ty wracaj.
- Nie przyszedłem, żeby
ci pomóc. - oznajmił wprost.
Wyciągnął z kieszeni
telefon i zaczął coś w nim szperać.
- Chcesz mi zrobić
zdjęcie? - zdenerwował się Drake
- Nie. - odwrócił
ekran urządzenia pokazując wiadomość. - „Kiepsko”? Serio,
tylko na tyle cię było stać?
-Wybacz. Mogłem napisać
więcej, kiedy okładali mnie pięściami. - syknął
- Mniejsza o to.
Musiałem sprawdzić, jak wygląda to „kiepsko”. Powiem szczerze,
że już dawno nie widziałem cię w lochu. Zawsze to jakaś odmiana.
- Jestem wielce
rozradowany, że fascynuje cię moja niewola. Zaklaskał bym, ale jak
widzisz nie mam jak. - potrząsnął łańcuchami, unosząc ręce w
górę.
- Nie goisz się. -
nagle spoważniał, przybliżając się do krat.
- Serio? Dobrze, że mi
powiedziałeś, bo nie zdążyłem zauważyć.
- A już zamierzałem
zmienić zdanie odnośnie twojego uwolnienia. - pokiwał
zrezygnowany głową
- Wynoś się stąd,
zanim ktoś cię zobaczy. - rozkazał stanowczo.
- Wiesz, że to
niemożliwe. - powiedział, ostentacyjnie poprawiając kołnierz
kurtki.
Gdzieś daleko rozległ
się dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś schodził do piwnicy. Chris
też to usłyszał.
- Trzymaj się i nie daj
zabić. - powiedział na odchodne, rzucając czymś metalowym w
stronę przyjaciela.
Drake zdążył chwycić
to w trzęsącą się dłoń, kiedy otworzyły się drzwi celi.
* * *
- Trochę czasu tutaj
powinno cię utemperować. - warknął jeden z prowadzących,
przypinając Alison kajdanami do ściany.
- Przecież cela jest
zamknięta. Po co jeszcze kajdany, idioto?
- Powiedz coś jeszcze,
to nogi też ci zakuję. - odgryzł się, zmuszając siłą mięśni
ramion by usiadła na podłodze. - Miłej nocy.
Metalowe zawiasy
zaskrzypiały, zdradzając swój wiek. Krótki dźwięk przekręcanego
klucza, a potem cisza. Alison rozejrzała się po pomieszczeniu. Na
pierwszy rzut oka niczego nie dostrzegła, dopóki naprzeciwko niej
ktoś się nie poruszył. Zamrugała kilka razy, żeby oczy
przyzwyczaiły się do ciemności. Po chwili rozpoznała twarz
mężczyzny, którego wcześniej broniła.
- Stalowe kajdany. -
oznajmił – Widzę, że kary dla kobiet są u was łagodniejsze.
- Możliwe, ale mnie
ulgi nie dotyczą. - odpowiedziała nadal zdenerwowana
W celi było zimno.
Podkuliła nogi pod sukienkę, by nie dotykać gołymi stopami
posadzki.
- Nie jesteś
wilkołakiem? - spytał zaskoczony
- A ty?
- Mnie przykuli srebrem.
- Ale nie goisz się.
- Nie.
- To trochę nietypowe.
- Człowiek w stadzie
wilkołaków też nie jest czymś normalnym.
- Nie jestem
człowiekiem, po prostu jeszcze się nie przemieniłam. - wymsknęło
jej się zanim zdążyła się powstrzymać.
- Ciekawe.
- Wcale nie. - rzuciła
Podniosła ręce,
szukając wsuwki we włosach. Przy odrobinie szczęścia uda jej się
otworzyć kajdany. Wyciągnęła je wszystkie, wiedząc, że jedna
nie wystarczy. Nie przy tak starym zamku. Uporczywie zaczęła
grzebać jedną ręką, w dużym otworze. Było to tak trudne jak
myślała. Po kilkunastu minutach nieudanych prób kręcenia i
dłubania, krzyknęła z rezygnacją, i rzuciła wsuwkami o ścianę.
- Co właściwie
chciałaś osiągnąć? - spytał znudzonym głosem
- To chyba oczywiste.
Otuliła się ramionami.
Robiło się naprawdę zimno. Rzadko kiedy temperatura w nocy była
tak niska jak dziś. Półodkryte plecy oparte o lodowatą ścianę,
dawały się we znaki. Na skórze pojawiła się gęsia skórka i
powoli zaczęły nachodzić ją dreszcze.
- Chcesz wymknąć się
z, tak ap-ropo zamkniętej celi i jak gdyby nigdy nic wyjść z
domu, licząc, że nikt nie zauważy twojego zniknięcia jutro rano?
W głowie Alison ten plan
wyglądał lepiej, choć przebiegał dokładnie tak samo jak
powiedział Drake.
- To co? Mam siedzieć i
nic nie robić? Zamarznę tutaj.
- Nie jest tak zimno.
- Powiedział wilkołak
w ciepłej, skórzanej kurtce. - krótka chwila ciszy – A ty? Co
zrobisz? Chcesz tutaj zostać, aż skarzą cię na śmierć?
Nie odpowiedział.
Odchyliła głowę do
tyłu i przymknęła oczy. Powieki jej ciążyły. Chciała odpłynąć
w błogi sen. Coś jej jednak mówiło, że nie skończy się to dla
niej dobrze, skoro jest tak zimno.
- Tylko jedna rzecz mnie
zastanawia. - zaczął
- Domyślam się co. -
mruknęła pod nosem, obserwując niebo za oknem. Księżyc świecił
jasno, mimo, że przykrywały go chmury. Na podłodze utworzony
prostokąt z światła, tak daleki od niej, wydawał się ciepły.
Jakby emanowała od niego fala gorącej energii. Alison niemal
widziała powietrze unoszące się do góry. Odwróciła wzrok. -
Chcesz wiedzieć dlaczego stanęłam w twojej obronie? Otóż nie
zrobiłam tego. Bruno to drań, który lubi udowadniać swoją siłę.
Wykorzystał cię by zrobić przedstawienie. Publiczne ceremonie są
w jego stylu. Dopóki żył jego ojciec, udawało się utrzymać go w
ryzach, ale teraz... Teraz nie ma już nikogo, kto by się na to
odważył.
- Oprócz ciebie. -
wtrącił
- Nie jestem nikim
ważnym w stadzie. Moje zdanie się nie liczy, ale wiem, że nikt
inny by nie zareagował. Pobiłby cię na śmierć, a nie udowodniono
ci winy.
Niezupełnie widziała
jego twarz, ale wydawało się, że jego oczy nieznacznie się
zwiększyły.
- Znaleziono mnie na
miejscu zbrodni. Nie było tam nikogo innego. Nie sądzisz, że to
mówi samo za siebie?
- Nie dla mnie. Nie
jesteś z naszego stada, nie znam cię, ale nie widzę w tym sensu.
Erica była niczym światło w ciemności. Dlaczego ktokolwiek miałby
chcieć jej śmierci?
- Może właśnie
dlatego, że była takim światłem. Teraz kiedy stadem będzie
rządzić, ktoś taki jak ten cały Bruno, stado osłabnie. Zwłaszcza
jeśli jest taki jak mówisz.
- Nie bronisz się. -
zauważyła – To dla mnie kolejny powód by sądzić, że to nie ty
jesteś sprawcą.
- Jesteś pokręcona. -
prychnął – Z chęcią poznałbym te inne powody.
- Zatrzymam je dla
siebie, gdybym jednak się myliła.
- Wiedziałem, że nie
masz pewności.
- Nigdy niczego nie
można być pewnym w stu procentach. - stwierdziła cicho.
Spojrzała na pustą
ścianę po prawej. Coraz ciężej było jej utrzymać świadomość.
Sen wydawał się niczym wybawienie. Nie mogło być tak późno, co
było oznaką, że coś jest nie w porządku. Zwykle potrafiła
spędzić całą noc na nic nierobieniu, a teraz jakby opuściły ją
wszystkie siły. Nie mogła pozwolić sobie na sen, ale co można
robić, kiedy siedzi się w wilgotnej, śmierdzącej celi, być może
z zabójcą, ciało wchodzi w drgawki i wydaje się, że tylko
zamknięcie powiek może przynieść ukojenie. Uporczywie wpatrywała
się w cegły, miała nawet ochotę zacząć je liczyć, ale bała
się, że popadnie przez to w obłęd. Nawet nie wiedziała kiedy
wszystko powoli zaczęło się zaciemniać.