piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 1

Alison leżała na łóżku we własnym pokoju. W jej umysł wdarły się najróżniejsze myśli. Była jednocześnie niesamowicie podekscytowana i rozradowana jak, i pogrążona w smutku. Nigdy nie sądziła, że można odczuwać emocje sprzeczne ze sobą. Dzisiaj taki właśnie był dzień. Wszystko mogło się wydarzyć. Jednak na razie Alison starała się nie zastanawiać nad bliską przyszłością. Bardziej martwił ją fakt, że zmuszona jest do założenia sukienki. Niby prosta czynność, ale dla osoby, która większość życia przechodziła w krótkich, powycieranych spodenkach, zamienianych na długie rurki w zimniejsze dni, było to nie lada wyzwanie. Do tego buty na obcasie. Jej stopy zdecydowanie nie były stworzone do paradowania w szpilkach. Ledwo udawało jej się w nich ustać.  
- To jakaś ważniejsza uroczystość, skoro obowiązkowy jest elegancki strój. - zaśmiała się Kelly. - Ta wasza sekta zaczyna mnie przerażać.
- Mnie też. - mruknęła pod nosem.
Mimo, że Kelly była najlepszą przyjaciółką Alison, to nie znała jednego, bardzo ważnego szczegółu z jej życia. Alison była wilkołakiem, a raczej kandydatem na niego, gdyż jeszcze nie doświadczyła pierwszej przemiany. W stadzie była uznawana za odmieńca, gdyż większość „młodziaków” - jak to określa się dzieci wilkołaków – doznaje przemiany mniej więcej w wieku dziesięciu lat. Alison miała już szesnaście.
- Coś dobrego jednak z tego wyniknie. - zaśmiała się Kelly – Zmuszenie Alison Hudgens do założenia czegoś co nie ma dwóch nogawek jest godne podziwu.
Alison wywróciła oczami i przewróciła się na materacu, chowając głowę w poduszkę, tłumiąc cichy jęk zdruzgotania.
- Wstawaj. - rozkazała – Trzeba cię w końcu uczesać.
Kelly nerwowo rozejrzała się po pokoju, który nie różnił się od sypialni przeciętnej nastolatki. Cztery ściany pomalowane bladozieloną farbą, jedno łóżko, szafa, kilka półek z książkami no i oczywiście zawsze zastawione różnymi, zupełnie nie potrzebnymi gratami biurko. Szerokie okno wpuszczało do środka promienie zachodzącego słońca, które przypominały o tym jak niewiele czasu im zostało.
- Mówiłaś, że o której macie tam być? - spytała nadal czegoś szukając.
- Na ósmą. - oznajmiła Alison, niechętnie podnosząc swoje ciało z miękkiego łóżka.
- To zostało nam kilka godzin, a ja nie widzę twojego stroju.
- Mama coś dla mnie uszykowała. Kazała zaczekać tutaj.
- W porządku. To mamy czas aby przeszukać internet.
Rozradowana sięgnęła po laptopa, spokojnie leżącego na biurku. Alison nigdy go nie wyłączała. Zostawał na tak zwanym czuwaniu, by zawsze był gotowy do działania.
- A czego chcesz szukać? - zainteresowała się Alison
- Fryzury, oczywiście. - prychnęła Kelly jakby to co powiedziała było oczywiste.
- Nie mogę ich po prostu rozpuścić?
- Z tymi rozdwojonymi końcówkami i tendencją do nierównomiernego układania? Nie. - zaprzeczyła. Jej ton sugerował, że nie ma szans by zmieniła zdanie.
Alison odruchowo sięgnęła dłonią do swoich ciemnobrązowych włosów i spojrzała na ich zakończenia. Może i były miejscami rozdwojone lub nawet roztrojone, ale nigdy nie narzekała na ich ułożenie.
W przeciwieństwie do Kelly, której strój zawsze był ściśle zaplanowany, a blond loki nigdy nie wymykały się spod kontroli, Alison nie dbała jakoś szczególnie o wygląd. Zakładała to co miała pod ręką, byle tylko było czyste (czasami i z tym był problem), a włosy albo wiązała w wysoką kitkę lub zwyczajnie dawała im wolność, pozwalając by swobodnie opadały na ramiona.
- Dobra. Co my tu mamy? - mówiła Kelly, śmigając palcami po klawiaturze. - Pod jakim hasłem mam szukać? „Fryzury na dzikie balangi” czy raczej coś w stylu „spokojne obiadki”?
- „Spokojne obiadki”? - skrzywiła się Alison
- Masz rację. Zdecydowanie „dzikie balangi”.
- To zwyczajne przyjęcie. Trochę szampana, uprzejmej gadaniny i luksusowych przekąsek. Nie będzie żadnej zabawy.
Nie ma żadnej okazji do świętowania – dokończyła w myślach. Odwróciła się od monitora. Wolała nie wiedzieć co Kelly planuje zrobić na jej głowie. Dobrze znała swoją przyjaciółkę, wiedziała, że ma skłonności do przesady.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Następnie do pokoju wparowała Samanta Hudgens – matka Alison. W ręku trzymała czarny pokrowiec na ubrania, uwieszony na plastikowym wieszaku.
- Już jestem. - powiedziała zdyszana – Mam twoją sukienkę.
- Zaczynam się bać. - burknęła pod nosem Alison.
Kelly z zaciekawieniem wpatrywała się w zakryty strój. Jej oczy błyszczały, jakby były ze szkła. Zatarła radośnie dłonie i wstała z krzesła. Odebrała pokrowiec i zaczęła nerwowo go ściągać.
- O mój Boże. - westchnęła z zachwytem. - Ona jest piękna.
Całkowicie ją wyciągnęła i odwróciła w stronę Alison. Jej oczom ukazała się długa, granatowa suknia. Liczne falbany sięgały samej ziemi. Były ponaszywane jedna na drugą, a każda z nich zakończona była srebrną nitką, nadając jej delikatnego połysku. Nad spódnicą znajdował się koronkowy gorset o tym samym kolorze.
- Chyba żartujesz. - jęknęła z przerażeniem Alison – Ona wygląda jakby pochodziła z dziewiętnastego wieku.
- Jest cudowna. - stwierdziła nadal oszołomiona Kelly.
Alison minęła przyjaciółkę i wyciągnęła matkę na korytarz.
- Chyba nie sądzisz, że ją założę. - syknęła, kiedy zamknęła drzwi od pokoju.
- Założysz. - powiedziała pewnym tonem
Samanta należała do kobiet, które jak coś postanowią to trzymają się tego do końca, choćby walił się świat. Ciężko było ją do czegokolwiek przekonać. Do tego twarde rysy twarzy w połączeniu z niebieskimi oczami i ciemnymi włosami, takimi samymi jak u Alison, chociaż bardziej pokręconymi. To wszystko nadawało jej groźnego wyglądu, dzięki czemu mało kto się z nią o cokolwiek wykłócał. Alison jednak bardzo dobrze znała matkę. Wiedziała, że to tylko zewnętrzna powłoka. W środku kryła się wrażliwa i delikatna osoba, która tylko udawała surową, i zimną kobietę.
- Mamo, to nie jest odpowiedni strój na taką okazję.
- Ależ oczywiście. Żaden nie jest odpowiedni. Jednak zgodnie z naszą tradycją, pożegnania Alfy mają przebiegać w radosnej atmosferze, mimo że okoliczności są dołujące. Byłam już na jednej takiej uroczystości. Nie jest łatwo, ale wszyscy mają stwarzać chociaż pozory tego, że cieszą się z wybrania nowego przywódcy. Jesteśmy zobowiązani okazać szacunek, na jaki zasłużył sobie James i pożegnać go tak, jak on sobie tego życzy. Trudno jest odejść z tego świata, a smutne spojrzenia i ciche szlochy, wcale by tego nie ułatwiły. Dlatego eleganckie stroje są obowiązkowe.
- Ale dlaczego nie mogą być bardziej nowoczesne? - spytała z rezygnacją
- Nie podoba ci się suknia?
- Nie o to chodzi. Jest ładna, ale staroświecka. Spodziewałam się czegoś innego. Nie chcę się wyróżniać.
- Nie będziesz. - uśmiechnęła się i z troską pogładziła córkę po policzku – Będziesz wyglądać cudownie.  
 - Jak podróba Kopciuszka. - szepnęła pod nosem, kiedy matka weszła z powrotem do pokoju.

1 komentarz:

  1. Zapowiada się nieźle, lekko się czyta. Już idę czytać resztę ; )

    OdpowiedzUsuń