Alison leżała na łóżku
we własnym pokoju. W jej umysł wdarły się najróżniejsze myśli.
Była jednocześnie niesamowicie podekscytowana i rozradowana jak, i
pogrążona w smutku. Nigdy nie sądziła, że można odczuwać
emocje sprzeczne ze sobą. Dzisiaj taki właśnie był dzień.
Wszystko mogło się wydarzyć. Jednak na razie Alison starała się
nie zastanawiać nad bliską przyszłością. Bardziej martwił ją
fakt, że zmuszona jest do założenia sukienki. Niby prosta
czynność, ale dla osoby, która większość życia przechodziła w
krótkich, powycieranych spodenkach, zamienianych na długie rurki w
zimniejsze dni, było to nie lada wyzwanie. Do tego buty na obcasie.
Jej stopy zdecydowanie nie były stworzone do paradowania w
szpilkach. Ledwo udawało jej się w nich ustać.
- To jakaś ważniejsza
uroczystość, skoro obowiązkowy jest elegancki strój. - zaśmiała
się Kelly. - Ta wasza sekta zaczyna mnie przerażać.
- Mnie też. - mruknęła
pod nosem.
Mimo, że Kelly była
najlepszą przyjaciółką Alison, to nie znała jednego, bardzo
ważnego szczegółu z jej życia. Alison była wilkołakiem, a
raczej kandydatem na niego, gdyż jeszcze nie doświadczyła
pierwszej przemiany. W stadzie była uznawana za odmieńca, gdyż
większość „młodziaków” - jak to określa się dzieci
wilkołaków – doznaje przemiany mniej więcej w wieku dziesięciu
lat. Alison miała już szesnaście.
- Coś dobrego jednak z
tego wyniknie. - zaśmiała się Kelly – Zmuszenie Alison Hudgens
do założenia czegoś co nie ma dwóch nogawek jest godne podziwu.
Alison wywróciła oczami
i przewróciła się na materacu, chowając głowę w poduszkę,
tłumiąc cichy jęk zdruzgotania.
- Wstawaj. - rozkazała
– Trzeba cię w końcu uczesać.
Kelly nerwowo rozejrzała
się po pokoju, który nie różnił się od sypialni przeciętnej
nastolatki. Cztery ściany pomalowane bladozieloną farbą, jedno
łóżko, szafa, kilka półek z książkami no i oczywiście zawsze
zastawione różnymi, zupełnie nie potrzebnymi gratami biurko.
Szerokie okno wpuszczało do środka promienie zachodzącego słońca,
które przypominały o tym jak niewiele czasu im zostało.
- Mówiłaś, że o
której macie tam być? - spytała nadal czegoś szukając.
- Na ósmą. - oznajmiła
Alison, niechętnie podnosząc swoje ciało z miękkiego łóżka.
- To zostało nam kilka
godzin, a ja nie widzę twojego stroju.
- Mama coś dla mnie
uszykowała. Kazała zaczekać tutaj.
- W porządku. To mamy
czas aby przeszukać internet.
Rozradowana sięgnęła
po laptopa, spokojnie leżącego na biurku. Alison nigdy go nie
wyłączała. Zostawał na tak zwanym czuwaniu, by zawsze był gotowy
do działania.
- A czego chcesz szukać?
- zainteresowała się Alison
- Fryzury, oczywiście.
- prychnęła Kelly jakby to co powiedziała było oczywiste.
- Nie mogę ich po
prostu rozpuścić?
- Z tymi rozdwojonymi
końcówkami i tendencją do nierównomiernego układania? Nie. -
zaprzeczyła. Jej ton sugerował, że nie ma szans by zmieniła
zdanie.
Alison odruchowo sięgnęła
dłonią do swoich ciemnobrązowych włosów i spojrzała na ich
zakończenia. Może i były miejscami rozdwojone lub nawet
roztrojone, ale nigdy nie narzekała na ich ułożenie.
W przeciwieństwie do
Kelly, której strój zawsze był ściśle zaplanowany, a blond loki
nigdy nie wymykały się spod kontroli, Alison nie dbała jakoś
szczególnie o wygląd. Zakładała to co miała pod ręką, byle
tylko było czyste (czasami i z tym był problem), a włosy albo
wiązała w wysoką kitkę lub zwyczajnie dawała im wolność,
pozwalając by swobodnie opadały na ramiona.
- Dobra. Co my tu mamy?
- mówiła Kelly, śmigając palcami po klawiaturze. - Pod jakim
hasłem mam szukać? „Fryzury na dzikie balangi” czy raczej coś
w stylu „spokojne obiadki”?
- „Spokojne obiadki”?
- skrzywiła się Alison
- Masz rację.
Zdecydowanie „dzikie balangi”.
- To zwyczajne
przyjęcie. Trochę szampana, uprzejmej gadaniny i luksusowych
przekąsek. Nie będzie żadnej zabawy.
Nie ma żadnej okazji do
świętowania – dokończyła w myślach. Odwróciła się od
monitora. Wolała nie wiedzieć co Kelly planuje zrobić na jej
głowie. Dobrze znała swoją przyjaciółkę, wiedziała, że ma
skłonności do przesady.
Rozległo się ciche
pukanie do drzwi. Następnie do pokoju wparowała Samanta Hudgens –
matka Alison. W ręku trzymała czarny pokrowiec na ubrania,
uwieszony na plastikowym wieszaku.
- Już jestem. -
powiedziała zdyszana – Mam twoją sukienkę.
- Zaczynam się bać. -
burknęła pod nosem Alison.
Kelly z zaciekawieniem
wpatrywała się w zakryty strój. Jej oczy błyszczały, jakby były
ze szkła. Zatarła radośnie dłonie i wstała z krzesła. Odebrała
pokrowiec i zaczęła nerwowo go ściągać.
- O mój Boże. -
westchnęła z zachwytem. - Ona jest piękna.
Całkowicie ją
wyciągnęła i odwróciła w stronę Alison. Jej oczom ukazała się
długa, granatowa suknia. Liczne falbany sięgały samej ziemi. Były
ponaszywane jedna na drugą, a każda z nich zakończona była
srebrną nitką, nadając jej delikatnego połysku. Nad spódnicą
znajdował się koronkowy gorset o tym samym kolorze.
- Chyba żartujesz. -
jęknęła z przerażeniem Alison – Ona wygląda jakby pochodziła
z dziewiętnastego wieku.
- Jest cudowna. -
stwierdziła nadal oszołomiona Kelly.
Alison minęła
przyjaciółkę i wyciągnęła matkę na korytarz.
- Chyba nie sądzisz, że
ją założę. - syknęła, kiedy zamknęła drzwi od pokoju.
- Założysz. -
powiedziała pewnym tonem
Samanta należała do
kobiet, które jak coś postanowią to trzymają się tego do końca,
choćby walił się świat. Ciężko było ją do czegokolwiek
przekonać. Do tego twarde rysy twarzy w połączeniu z niebieskimi
oczami i ciemnymi włosami, takimi samymi jak u Alison, chociaż
bardziej pokręconymi. To wszystko nadawało jej groźnego wyglądu,
dzięki czemu mało kto się z nią o cokolwiek wykłócał. Alison
jednak bardzo dobrze znała matkę. Wiedziała, że to tylko
zewnętrzna powłoka. W środku kryła się wrażliwa i delikatna
osoba, która tylko udawała surową, i zimną kobietę.
- Mamo, to nie jest
odpowiedni strój na taką okazję.
- Ależ oczywiście.
Żaden nie jest odpowiedni. Jednak zgodnie z naszą tradycją,
pożegnania Alfy mają przebiegać w radosnej atmosferze, mimo że
okoliczności są dołujące. Byłam już na jednej takiej
uroczystości. Nie jest łatwo, ale wszyscy mają stwarzać chociaż
pozory tego, że cieszą się z wybrania nowego przywódcy. Jesteśmy
zobowiązani okazać szacunek, na jaki zasłużył sobie James i
pożegnać go tak, jak on sobie tego życzy. Trudno jest odejść z
tego świata, a smutne spojrzenia i ciche szlochy, wcale by tego nie
ułatwiły. Dlatego eleganckie stroje są obowiązkowe.
- Ale dlaczego nie mogą
być bardziej nowoczesne? - spytała z rezygnacją
- Nie podoba ci się
suknia?
- Nie o to chodzi. Jest
ładna, ale staroświecka. Spodziewałam się czegoś innego. Nie
chcę się wyróżniać.
- Nie będziesz. -
uśmiechnęła się i z troską pogładziła córkę po policzku –
Będziesz wyglądać cudownie.
- Jak podróba
Kopciuszka. - szepnęła pod nosem, kiedy matka weszła z powrotem do
pokoju.
Zapowiada się nieźle, lekko się czyta. Już idę czytać resztę ; )
OdpowiedzUsuń